- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wpisy archiwalne w kategorii
W towarzystwie
Dystans całkowity: | 2051.63 km (w terenie 297.83 km; 14.52%) |
Czas w ruchu: | 129:40 |
Średnia prędkość: | 15.13 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.70 km/h |
Suma podjazdów: | 343 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 119 (62 %) |
Suma kalorii: | 2530 kcal |
Liczba aktywności: | 99 |
Średnio na aktywność: | 20.72 km i 1h 26m |
Więcej statystyk |
Nareszcie terenowo :)
Czwartek, 19 maja 2011 | dodano: 20.05.2011Kategoria off-road, W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(5)
33.00 km (8.50 km teren), czas: 02:10 h, avg:15.23 km/h,
prędkość maks: 32.00 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wybaczcie, że dopiero dzisiaj robię wpis, ale wczoraj kiedy wróciłam do domu to padłam na łóżko jak zabita..i nie spowodowane to było jazdą na rowerze tylko permanentnym zmęczeniem organizmu ;/
Ale wracając do wczorajszego dnia, nieco wcześniej niż zwykle udało Nam się wyjechać z Kołczem :)
Dla zainteresowanych, czemu akurat wieczorem jeździmy napiszę, że wracam do domu z pracy bliżej 16 a potem no wiadomo dzieckiem trzeba się zająć, a nie zawsze dziadkowie mogą przejąć opiekę na Majką..
Dlatego też najbezpieczniejsza porą jest pora kiedy "krasnal ogrodowy" zostanie spacyfikowany :)
Pogoda jak na wieczór była cudna, oboje mieliśmy krótkie rękawki i krótkie spodenki :)
W planach miał być las i taki był ;] uliczkami osiedlowymi pojechaliśmy poprzez ulicę Ceglaną do lasu i dalej osiedlem Górna.
W lesie jak to w lesie cisza, spokój, ptaszki śpiewają a w powietrzu unosi się taki specyficzny "leśny" zapach..cud malina :) no pomijam coraz większą ilość robactwa latającego tu i tam :/
Wyjechaliśmy z lasu i pierwsze fotki zrobione..
Pojechaliśmy dalej polnymi ścieżkami poprzez piach, miejscami bardziej ubite podłoże, fantastycznie nierówny teren oraz wzniesienia ;))..dla mnie bomba
Jechaliśmy dalej w kierunku Starej Wsi by po zjeździe z górki zawitać do Końskowoli..
Stamtąd ponownie na Rudy do lasu..no i się zaczęło..
Były kamienie, gałęzie, podjazdy, piach, czyli wszystko co urozmaica tern zapalonemu rowerzyście ;]
Stanęliśmy na chwilkę, gdyż zapach konwalii był silniejszy ode mnie i postanowiłam im zrobić zdjęcie..
..i pozostałe widoczki leśne..
Niestety szybko musieliśmy uciekać, gdyż zaczęły Nas dopadać komary ;/// No i ruszyliśmy przed siebie, byle szybciej do cywilizacji. Dotarliśmy do szosy, gdzie przejechaliśmy na drugą stronę w kierunku Biowetu.
Ponownie laskiem do ścieżki na Azoty a tam już tradycyjnie na punkt widokowy ;))
Tym razem mam przyjemność robić zdjęcia cyfrówką SONY mojego taty i prawdę mówiąc, to trochę z nią eksperymentowałam i oto co wyszło..
Jak zwykle pogadaliśmy ale i pomilczeliśmy, bo tutaj jest specyficzny klimat, którego ten kogo tu nie było nigdy nie poczuje..;]
Dalej pojechaliśmy na stacje Puławy Chemia bo jakoś dawno temu tu byłam. Oczywiście stacje kolejowe są specyficznym miejscem do robienia zdjęć..u Kamila już widzieliście a teraz u mnie..
..i słit focia, ale jakaś znowu niewyraźna :/
Czekaliśmy na pociąg..no i się doczekalismy, ja tylko zdążyłam wyjąć aparat i go włączyć i nacisnęłam spust...oto co wyszło
OFC rozmowy o pogodzie i powrót do miasta ścieżką na Wróblewskiego. Tam w pewnym momencie wjechałam z pełnym impetem w kałużę, której jakoś moja magiczna latarenka nie oświetliła, no i poczułam tylko jak błoto bryzga mi po nogach..
Kiedy jechaliśmy Partyzantów Kamil zaproponował przejazd przez skrzydło szpitalne..wariat jeden no :)
Jak zobaczyłam na czym ta "zabawa" polega, no to muszę przyznać, że jakoś nie czułam się pewnie, ale Kołcz spytał się mnie: "Czy chcesz poczuć, że żyjesz?"..a ja, że tak...no i pojechaliśmy ;)))
Wow było zajebiaszczo!!!!!! takiej adrenaliny to ja dawno nie miałam :D
Potem już lajcikiem pobocznymi uliczkami i osiedlem Niwa do domciu. Postanowiłam się znowu rozpędzić na nowej Skowieszyńskiej, ale nie działający licznik zdemotywował mnie i wyciągnęłam tylko w granicach 32 km/h.
Następnym razem będzie lepiej, a jak zmienię opony to chyba latać zacznę ;)) hehe
Dalej już Kazimierską i uliczkami osiedlowymi do domciu pod bramę ;]
Dzięki Kamil za wypad i za ogromną ilość adrenaliny!!! :)) i do następnego
Ale wracając do wczorajszego dnia, nieco wcześniej niż zwykle udało Nam się wyjechać z Kołczem :)
Dla zainteresowanych, czemu akurat wieczorem jeździmy napiszę, że wracam do domu z pracy bliżej 16 a potem no wiadomo dzieckiem trzeba się zająć, a nie zawsze dziadkowie mogą przejąć opiekę na Majką..
Dlatego też najbezpieczniejsza porą jest pora kiedy "krasnal ogrodowy" zostanie spacyfikowany :)
Pogoda jak na wieczór była cudna, oboje mieliśmy krótkie rękawki i krótkie spodenki :)
W planach miał być las i taki był ;] uliczkami osiedlowymi pojechaliśmy poprzez ulicę Ceglaną do lasu i dalej osiedlem Górna.
W lesie jak to w lesie cisza, spokój, ptaszki śpiewają a w powietrzu unosi się taki specyficzny "leśny" zapach..cud malina :) no pomijam coraz większą ilość robactwa latającego tu i tam :/
Wyjechaliśmy z lasu i pierwsze fotki zrobione..
Słońce tuż nad drzewami..© uluru
Kościół w Skowieszynie© uluru
Pojechaliśmy dalej polnymi ścieżkami poprzez piach, miejscami bardziej ubite podłoże, fantastycznie nierówny teren oraz wzniesienia ;))..dla mnie bomba
Jechaliśmy dalej w kierunku Starej Wsi by po zjeździe z górki zawitać do Końskowoli..
Stamtąd ponownie na Rudy do lasu..no i się zaczęło..
Były kamienie, gałęzie, podjazdy, piach, czyli wszystko co urozmaica tern zapalonemu rowerzyście ;]
Stanęliśmy na chwilkę, gdyż zapach konwalii był silniejszy ode mnie i postanowiłam im zrobić zdjęcie..
..i pozostałe widoczki leśne..
Stamtąd przyjechaliśmy..© uluru
Droga przed Nami© uluru
Niestety szybko musieliśmy uciekać, gdyż zaczęły Nas dopadać komary ;/// No i ruszyliśmy przed siebie, byle szybciej do cywilizacji. Dotarliśmy do szosy, gdzie przejechaliśmy na drugą stronę w kierunku Biowetu.
Ponownie laskiem do ścieżki na Azoty a tam już tradycyjnie na punkt widokowy ;))
Tym razem mam przyjemność robić zdjęcia cyfrówką SONY mojego taty i prawdę mówiąc, to trochę z nią eksperymentowałam i oto co wyszło..
To samo ale trochę inaczej© uluru
Jak zwykle pogadaliśmy ale i pomilczeliśmy, bo tutaj jest specyficzny klimat, którego ten kogo tu nie było nigdy nie poczuje..;]
Dalej pojechaliśmy na stacje Puławy Chemia bo jakoś dawno temu tu byłam. Oczywiście stacje kolejowe są specyficznym miejscem do robienia zdjęć..u Kamila już widzieliście a teraz u mnie..
..i słit focia, ale jakaś znowu niewyraźna :/
Czekaliśmy na pociąg..no i się doczekalismy, ja tylko zdążyłam wyjąć aparat i go włączyć i nacisnęłam spust...oto co wyszło
OFC rozmowy o pogodzie i powrót do miasta ścieżką na Wróblewskiego. Tam w pewnym momencie wjechałam z pełnym impetem w kałużę, której jakoś moja magiczna latarenka nie oświetliła, no i poczułam tylko jak błoto bryzga mi po nogach..
Kiedy jechaliśmy Partyzantów Kamil zaproponował przejazd przez skrzydło szpitalne..wariat jeden no :)
Jak zobaczyłam na czym ta "zabawa" polega, no to muszę przyznać, że jakoś nie czułam się pewnie, ale Kołcz spytał się mnie: "Czy chcesz poczuć, że żyjesz?"..a ja, że tak...no i pojechaliśmy ;)))
Wow było zajebiaszczo!!!!!! takiej adrenaliny to ja dawno nie miałam :D
Potem już lajcikiem pobocznymi uliczkami i osiedlem Niwa do domciu. Postanowiłam się znowu rozpędzić na nowej Skowieszyńskiej, ale nie działający licznik zdemotywował mnie i wyciągnęłam tylko w granicach 32 km/h.
Następnym razem będzie lepiej, a jak zmienię opony to chyba latać zacznę ;)) hehe
Dalej już Kazimierską i uliczkami osiedlowymi do domciu pod bramę ;]
Dzięki Kamil za wypad i za ogromną ilość adrenaliny!!! :)) i do następnego
Chillout :)
Środa, 18 maja 2011 | dodano: 18.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11)
26.95 km (3.00 km teren), czas: 01:29 h, avg:18.17 km/h,
prędkość maks: 35.10 km/hTemperatura:19.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wieczorem z Kamilem OFC ;)
Dzisiaj była krótka piłka, cel wyznaczony przez Kołcza do zrealizowania..nie byłam tyle zdziwiona co się zastanawiałam, że będziemy musieli się gdzieś wspinać i pamiętam, że Kamil mówił coś o pokrzywach :/
Pojechaliśmy przez Park Czartoryskich na Stary Most, dalej Jaroszyn, Łęka i Bronowice.
W międzyczasie zatrzymaliśmy się na chwilkę bo mnie franca jedna wpadła do nosa:/ no i przy okazji parę fotek..
Potem pojechaliśmy dalej, gdzie w pewnym momencie po małej orientacji w ternie, skierowaliśmy się gdzieś...
Piszę gdzieś bo nie wiem do końca gdzie byliśmy, ale nie ważne. Był podjazd ale mimo kiepskiej nawierzchni dojechaliśmy do jej końca, aby dalej "przeprawić się" czymś biegnącym wzdłuż obwodnicy..
Nie było łatwo, bo tak raczej zbito-piaskowo i nie równo totalnie :/
Dałam radę i ani na moment się nie zatrzymałam.
Dojechaliśmy do końca ekranów i zaczęło się focenie..
Potem trzeba było zejść po trawie i dostać się pod obwodnicę..No i zeszliśmy po śliskiej trawie i miałam wrażenie jakby Kamilowi o mały włos rower nie wyjechał z rąk..a może tylko mnie się coś zdawało ;)
Zostaliśmy poparzeni przez pokrzywy, ale co tam, będziemy przez to zdrowsi ;)
Wróciliśmy tą sama trasą i zajechaliśmy na bulwar, gdzie gaadliśmy a ja zrobiłam parę fotek..
Potem pojechaliśmy do Parku Niepodległości, gdzie znalazłam fajny temat na zdjęcie ;)
Pogadaliśmy jak zwykle i polecieliśmy do domciu przez Park Czartoryskich gdzie kiedy robiliśmy zdjęcie Pałacu, chyba zgasły jakieś światła, ale ja jakoś nie zauważyłam tego.
Potem skusiliśmy się na pojechanie nowo wyremontowaną ulicą Skowieszyńską, gładką jeszcze, bo niedługo pewnie już taka nie będzie. No i się rozpędziłam, chociaż nie było to wszystko co mogę dać z siebie ;) ale wszystko w swoim czasie..trening czyni mistrza ;]
Da;ej już skrótem przez Gościńczyk i uliczkami osiedlowymi pod bramę ;)
Dzięki Kamil za wypad..i podjazd ;] do następnego...może tym razem jakiś lasek odwiedzimy ;)
P.S. Wybaczcie jakość zdjęć, ale były robione kalkulatorem, gdyż chwilowo jestem pozbawiona mojej fantastycznej maszynki ;/
Dzisiaj była krótka piłka, cel wyznaczony przez Kołcza do zrealizowania..nie byłam tyle zdziwiona co się zastanawiałam, że będziemy musieli się gdzieś wspinać i pamiętam, że Kamil mówił coś o pokrzywach :/
Pojechaliśmy przez Park Czartoryskich na Stary Most, dalej Jaroszyn, Łęka i Bronowice.
W międzyczasie zatrzymaliśmy się na chwilkę bo mnie franca jedna wpadła do nosa:/ no i przy okazji parę fotek..
Na chwilę staneli..© uluru
Droga gdzieś...© uluru
Daleko gdzieś został mój dom...© uluru
Dmuchawce latawce...© uluru
Potem pojechaliśmy dalej, gdzie w pewnym momencie po małej orientacji w ternie, skierowaliśmy się gdzieś...
Piszę gdzieś bo nie wiem do końca gdzie byliśmy, ale nie ważne. Był podjazd ale mimo kiepskiej nawierzchni dojechaliśmy do jej końca, aby dalej "przeprawić się" czymś biegnącym wzdłuż obwodnicy..
Nie było łatwo, bo tak raczej zbito-piaskowo i nie równo totalnie :/
Dałam radę i ani na moment się nie zatrzymałam.
Dojechaliśmy do końca ekranów i zaczęło się focenie..
Kierunek Puławy© uluru
Stąd przyjechaliśmy ;)© uluru
Kamil ustawia aparat do zdjęcia :)© uluru
Kierunek Radom..© uluru
Takie tam widoczek© uluru
Potem trzeba było zejść po trawie i dostać się pod obwodnicę..No i zeszliśmy po śliskiej trawie i miałam wrażenie jakby Kamilowi o mały włos rower nie wyjechał z rąk..a może tylko mnie się coś zdawało ;)
Zostaliśmy poparzeni przez pokrzywy, ale co tam, będziemy przez to zdrowsi ;)
Wróciliśmy tą sama trasą i zajechaliśmy na bulwar, gdzie gaadliśmy a ja zrobiłam parę fotek..
Bulwar wieczorowa porą© uluru
I w inną stronę© uluru
Moja dziewczyna w świetle jupiterów© uluru
Potem pojechaliśmy do Parku Niepodległości, gdzie znalazłam fajny temat na zdjęcie ;)
Takie tam miejsce do odoczynku ;)© uluru
W innych kolorach...© uluru
Klimatyczne© uluru
Pogadaliśmy jak zwykle i polecieliśmy do domciu przez Park Czartoryskich gdzie kiedy robiliśmy zdjęcie Pałacu, chyba zgasły jakieś światła, ale ja jakoś nie zauważyłam tego.
Pałac Czartoryskich w nocy© uluru
Potem skusiliśmy się na pojechanie nowo wyremontowaną ulicą Skowieszyńską, gładką jeszcze, bo niedługo pewnie już taka nie będzie. No i się rozpędziłam, chociaż nie było to wszystko co mogę dać z siebie ;) ale wszystko w swoim czasie..trening czyni mistrza ;]
Da;ej już skrótem przez Gościńczyk i uliczkami osiedlowymi pod bramę ;)
Dzięki Kamil za wypad..i podjazd ;] do następnego...może tym razem jakiś lasek odwiedzimy ;)
P.S. Wybaczcie jakość zdjęć, ale były robione kalkulatorem, gdyż chwilowo jestem pozbawiona mojej fantastycznej maszynki ;/
Dżulieta i Wściekły z wizytą w Janowcu..i nie tylko ;)
Komentarze(13) 41.68 km (1.00 km teren), czas: 02:11 h, avg:19.09 km/h, prędkość maks: 35.50 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Na dzisiaj umówiona byłam z Kamilem..miała być inna traska, ale niestety czas ograniczał większy wypad :/
Dzisiaj ponownie spotkała się Dżulieta z Wściekłym…
Postanowiliśmy jechać do Janowca a potem do Kazimierza nad Wisłą.
Na początku nie obeszło się bez wizyty na BP ;)) Potem ścieżką rowerową do Parku i pobocznymi uliczkami do starego mostu. Po drodze musieliśmy nieco zmienić fragment traski bo sympatyczny Pan Nas uprzedził o pszczołach, które się właśnie wyroiły a nie mieliśmy najmniejszej ochoty się z nimi spotkać :/
Dojechaliśmy od mostu, przejechaliśmy na jego druga stronę i ruszyliśmy w kierunku na Janowiec.
Pogoda była cudna i aż się wierzyć nie chce, że już jutro ma być totalna zmiana. Jechaliśmy z odsłoniętymi rękami i nogami, słonko świeciło Nam w twarz. Było cudnie..trasa prowadziła co prawda szosą, ale jechaliśmy pomiędzy lasami, łąkami, polami…
Były wzniesienia i zjazdy ;)
Z kondycja moja bywało różnie, ale Kołcz jest bardzo cierpliwy i wyrozumiały..za co Dzięki;))
Zresztą dzisiejszy wypad był dal mnie małym treningiem przed upragnioną SETKĄ ;]
Na chwilę zajechaliśmy zoabczyc moją starą stajnie, czyli miejsce gdzie pare lat temu jeździłam czynnie konno. Ośrodek znajduje się w Sadkowicach i nazywa się OXER..niestety z dawnego ośrodka niewiele już zostało :/ hmm, myślę, że to przez brak fajnej ekipy..
Fotka i pojechaliśmy dalej..
Dojechaliśmy do Janowca i obowiązkowo postój na czekoladę – dla mnie i na sesje zdjęciową Zamku w Janowcu i tego co było w pobliżu…
Potem niezbyt równą nawierzchnią polecieliśmy na prom do Kazimierza…
A to już na promie..
..i Nasze rowery..
Jechaliśmy ścieżką, którą zawsze spaceruje bardzo dużo turystów, a tym razem nawet nie było tak źle..
Dojechaliśmy od Rynku i sobie ucieliśmy jak zwykle pogawędkę i zrobiliśmy parę fotek..
Dwóch facetów siedziało sobie na ławeczce i przygrywało turystom ;)
Był też taki jeden, co się najpierw zasłaniał przed zdjęciem a potem pokazał mi „środkowy palec: :/ zupełnie nie wiem dlaczego…
..i nie obyło się bez słit foci..
Czas powoli mnie gonił dlatego pogoniliśmy do domciu. Obawiałam się dużego ruchu na trasie do Puław, bo tam z reguły jeżdżą wariaci :/
Jednak droga okazała się niezła, jechaliśmy równym tempem, chociaż u mnie zmęczenie powoli dawało się we znaki. Wracaliśmy przez Bochotnicę, Parchatkę i ścieżką rowerową wzdłuż wału wprost do domciu.
Wypad, super, pogoda rewelacyjna ;))
Dzięki Kamil i do następnego ;]
Wieczorkiem postanowiłam porobić parę fotek w ogrodzie i pokazać Wam jakież to piękne kwiaty rosną u mnie w ogrodzie ;)
..i zachód słońca ;)
Pozostałe zdjęcia jak i wszystkie obejrzycie TUTAJ
I jeszcze mapka, jakbyście mieli ochotę odwiedzić Nasze piękne tereny ;)
Dzisiaj ponownie spotkała się Dżulieta z Wściekłym…
Postanowiliśmy jechać do Janowca a potem do Kazimierza nad Wisłą.
Na początku nie obeszło się bez wizyty na BP ;)) Potem ścieżką rowerową do Parku i pobocznymi uliczkami do starego mostu. Po drodze musieliśmy nieco zmienić fragment traski bo sympatyczny Pan Nas uprzedził o pszczołach, które się właśnie wyroiły a nie mieliśmy najmniejszej ochoty się z nimi spotkać :/
Dojechaliśmy od mostu, przejechaliśmy na jego druga stronę i ruszyliśmy w kierunku na Janowiec.
Pogoda była cudna i aż się wierzyć nie chce, że już jutro ma być totalna zmiana. Jechaliśmy z odsłoniętymi rękami i nogami, słonko świeciło Nam w twarz. Było cudnie..trasa prowadziła co prawda szosą, ale jechaliśmy pomiędzy lasami, łąkami, polami…
Były wzniesienia i zjazdy ;)
Z kondycja moja bywało różnie, ale Kołcz jest bardzo cierpliwy i wyrozumiały..za co Dzięki;))
Zresztą dzisiejszy wypad był dal mnie małym treningiem przed upragnioną SETKĄ ;]
Na chwilę zajechaliśmy zoabczyc moją starą stajnie, czyli miejsce gdzie pare lat temu jeździłam czynnie konno. Ośrodek znajduje się w Sadkowicach i nazywa się OXER..niestety z dawnego ośrodka niewiele już zostało :/ hmm, myślę, że to przez brak fajnej ekipy..
Fotka i pojechaliśmy dalej..
Konie na wypasie© uluru
Był śliczny..szkoda że głowy nie odwrócił© uluru
Dojechaliśmy do Janowca i obowiązkowo postój na czekoladę – dla mnie i na sesje zdjęciową Zamku w Janowcu i tego co było w pobliżu…
Chwila wytchnienia dla Dżuliety© uluru
Park przy Zamku© uluru
W oddali plaża ;))© uluru
Potem niezbyt równą nawierzchnią polecieliśmy na prom do Kazimierza…
Kamieniołomy w Kazmierzu Nad Wisłą© uluru
A to już na promie..
Prom odpływa z Janowca© uluru
Płynie gdzieś Wisełka© uluru
..i Nasze rowery..
Jechaliśmy ścieżką, którą zawsze spaceruje bardzo dużo turystów, a tym razem nawet nie było tak źle..
Stary spichlerz..© uluru
Dojechaliśmy od Rynku i sobie ucieliśmy jak zwykle pogawędkę i zrobiliśmy parę fotek..
Dwóch facetów siedziało sobie na ławeczce i przygrywało turystom ;)
Byli też grajkowie :)© uluru
Był też taki jeden, co się najpierw zasłaniał przed zdjęciem a potem pokazał mi „środkowy palec: :/ zupełnie nie wiem dlaczego…
Ten co pokazał mi "fuck"...© uluru
Kazimierki Rynek© uluru
Góra Trzech Krzyży© uluru
..i nie obyło się bez słit foci..
Słit focia w Kazimierzu© uluru
Czas powoli mnie gonił dlatego pogoniliśmy do domciu. Obawiałam się dużego ruchu na trasie do Puław, bo tam z reguły jeżdżą wariaci :/
Jednak droga okazała się niezła, jechaliśmy równym tempem, chociaż u mnie zmęczenie powoli dawało się we znaki. Wracaliśmy przez Bochotnicę, Parchatkę i ścieżką rowerową wzdłuż wału wprost do domciu.
Wypad, super, pogoda rewelacyjna ;))
Dzięki Kamil i do następnego ;]
Wieczorkiem postanowiłam porobić parę fotek w ogrodzie i pokazać Wam jakież to piękne kwiaty rosną u mnie w ogrodzie ;)
Rododendron© uluru
Fioletowo-biały© uluru
Tzw. Serduszka© uluru
Odmiana tulipana botanicznego© uluru
Robi się kolorowo© uluru
Tulipan botaniczny© uluru
Wnętrze tulipanu© uluru
..i zachód słońca ;)
Zachód słońca© uluru
Pozostałe zdjęcia jak i wszystkie obejrzycie TUTAJ
I jeszcze mapka, jakbyście mieli ochotę odwiedzić Nasze piękne tereny ;)
Czwartkowy wieczór :)
Czwartek, 12 maja 2011 | dodano: 13.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(6)
23.80 km (0.00 km teren), czas: 01:24 h, avg:17.00 km/h,
prędkość maks: 28.30 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wieczorem klasycznie umówiona byłam z Kamilem..
Niestety ostatnio nie daje rady wcześniej, bo moje dziecko potrzebuje atrakcji różnorakich i zostaje mi tylko godzina 20, czyli kiedy mała słodko zasypia w swoim łóżeczku ;)
Nie było dzisiaj konkretnego planu, więc jak zwykle spontan, jedziemy gdzie Nas poniosą kółka.
Tak więc na wstępie drogą za BP do ścieżki przy Wiśle. Tam okazuje się, że robactwo jest już wszechobecne i lata gdzie chce i wlata gdzie chce :/
Zajechaliśmy na Bulwar, po to by wejść na tamę, bo ostatnio się na nią przymierzaliśmy, ale była że tak powiem „zajęta”. Dlatego sprowadziliśmy rowery po schodach i dalej po kamieniach by elegancko je postawić i rozpoczęliśmy sesję zdjęciową.
Muszę się pochwalić, iż po przyjechaniu z pracy postanowiłam zdjąć nóżkę :)))
Muszę powiedzieć, że za każdym razem jak focimy gdzieś i szukamy tematu, czy ustawiamy aparaty to ludzie dziwnie się na Nas patrzą :)
No tak nie dość, że na rowerach to jeszcze fotografują.
Kamil teraz jeździ ze stojakiem do aparatu i muszę przyznać, robi coraz lepsze zdjęcia..chociaż ja też nie mam sobie nic do zarzucenia. Generalnie mówiąc, trening czyni mistrza :]
Pofociliśmy trochę i pojechaliśmy osiedlowymi uliczkami przez Park Jordanowski do miasta, ulicą Wróblewskiego, koło Straży Pożarnej, ścieżką rowerową ulicą Lubelską..gdzie wjechaliśmy w dość duże osiedle domków jednorodzinnych. To nowe osiedle – Górna Kolejowa – jeśli się nie mylę i szczerze mówiąc to nie byłam tu jeszcze...
Pojeździliśmy uliczkami i muszę przyznać, że to całkiem bogate osiedle i jak to Kamil powiedział, jak tylko pojawia się działka do kupienia to na drugi dzień ktoś już jej nie ma ;)
Tym razem bez zdjęć z tego miejsca, bo ciemno było a cały urok tych domków jest w dzień.
Poza tym tak sobie myślę, ile to ktoś się musiał napracować, by wymyśleć tyle nazw ulic, bo jest tam ich trochę :)
Potem dojechaliśmy do jednej z czterech stacji kolejowych w Puławach – tym razem były to Puławy Drewniane. Poza tym mamy jeszcze Puławy Miasto, Puławy Azoty, Puławy Chemia. Nieźle co, cztery stacje w jednym mieście ;] tylko pozazdrościć..
Pogadaliśmy trochę i polecieliśmy spowrotem by znów miastem obejrzeć kroki poczynione w związku z budową nowego stadionu. No tak tylko trochę nie pomyśleliśmy, że wieczorową porą i przy nie zapalonych lampach, raczej nie dużo będzie widać, ale jednak coś tam zobaczyliśmy. Właściwie jest już gotowy ;) Brak fotki, bo ciemno, ale za to coś innego...
I tu niestety nastąpił chwilowy brak pomysłu co daje, gdyż albowiem było trochę za późno by jechać na Azoty..wymyśliliśmy, ze pojedziemy do samego centrum, czyli ulice Centralna i Piłsudskiego.
Pojechaliśmy w poszukiwaniu tematu na fotki.
I jeszcze raz na koniec do Parku Jordanowskiego, gdzie odbyła się mała sesja Naszych rowerów (one są chyba najwdzięczniejszym tematem do focenia)
Potem ulicami osiedla Polnej pojechaliśmy na Skwerek..
...i dalej już Kaufland, Zielona, Kazimierska, Lipowa, Norblina i dalej uliczkami osiedlowymi do domu.
Wypad fajny, znów Nam się zeszło i śmiałam się, że godzinę czy więcej zajmuje Nam jazda a drugą godzinę gadanie, przy robieniu zdjęć :))
Kamil dzięki bardzo i do następnego:)
Niestety ostatnio nie daje rady wcześniej, bo moje dziecko potrzebuje atrakcji różnorakich i zostaje mi tylko godzina 20, czyli kiedy mała słodko zasypia w swoim łóżeczku ;)
Nie było dzisiaj konkretnego planu, więc jak zwykle spontan, jedziemy gdzie Nas poniosą kółka.
Tak więc na wstępie drogą za BP do ścieżki przy Wiśle. Tam okazuje się, że robactwo jest już wszechobecne i lata gdzie chce i wlata gdzie chce :/
Zajechaliśmy na Bulwar, po to by wejść na tamę, bo ostatnio się na nią przymierzaliśmy, ale była że tak powiem „zajęta”. Dlatego sprowadziliśmy rowery po schodach i dalej po kamieniach by elegancko je postawić i rozpoczęliśmy sesję zdjęciową.
Wisła przelewa się przez tamę..© uluru
Gdzieś w oddali zaszło słonko..© uluru
Nowy Most na Wiśle© uluru
Bulwar z innej perspektywy© uluru
Najbardziej wdzięczny temat to focenia...© uluru
Muszę się pochwalić, iż po przyjechaniu z pracy postanowiłam zdjąć nóżkę :)))
Muszę powiedzieć, że za każdym razem jak focimy gdzieś i szukamy tematu, czy ustawiamy aparaty to ludzie dziwnie się na Nas patrzą :)
No tak nie dość, że na rowerach to jeszcze fotografują.
Kamil teraz jeździ ze stojakiem do aparatu i muszę przyznać, robi coraz lepsze zdjęcia..chociaż ja też nie mam sobie nic do zarzucenia. Generalnie mówiąc, trening czyni mistrza :]
Pofociliśmy trochę i pojechaliśmy osiedlowymi uliczkami przez Park Jordanowski do miasta, ulicą Wróblewskiego, koło Straży Pożarnej, ścieżką rowerową ulicą Lubelską..gdzie wjechaliśmy w dość duże osiedle domków jednorodzinnych. To nowe osiedle – Górna Kolejowa – jeśli się nie mylę i szczerze mówiąc to nie byłam tu jeszcze...
Pojeździliśmy uliczkami i muszę przyznać, że to całkiem bogate osiedle i jak to Kamil powiedział, jak tylko pojawia się działka do kupienia to na drugi dzień ktoś już jej nie ma ;)
Tym razem bez zdjęć z tego miejsca, bo ciemno było a cały urok tych domków jest w dzień.
Poza tym tak sobie myślę, ile to ktoś się musiał napracować, by wymyśleć tyle nazw ulic, bo jest tam ich trochę :)
Potem dojechaliśmy do jednej z czterech stacji kolejowych w Puławach – tym razem były to Puławy Drewniane. Poza tym mamy jeszcze Puławy Miasto, Puławy Azoty, Puławy Chemia. Nieźle co, cztery stacje w jednym mieście ;] tylko pozazdrościć..
Stacja kolejowa Puławy Drewniane© uluru
Pogadaliśmy trochę i polecieliśmy spowrotem by znów miastem obejrzeć kroki poczynione w związku z budową nowego stadionu. No tak tylko trochę nie pomyśleliśmy, że wieczorową porą i przy nie zapalonych lampach, raczej nie dużo będzie widać, ale jednak coś tam zobaczyliśmy. Właściwie jest już gotowy ;) Brak fotki, bo ciemno, ale za to coś innego...
Uliczka przy Stadionie© uluru
I tu niestety nastąpił chwilowy brak pomysłu co daje, gdyż albowiem było trochę za późno by jechać na Azoty..wymyśliliśmy, ze pojedziemy do samego centrum, czyli ulice Centralna i Piłsudskiego.
Pojechaliśmy w poszukiwaniu tematu na fotki.
Ulica Piłsudskiego wprost prowadząca do Starego Mostu© uluru
Taki tam widoczek :)© uluru
I jeszcze raz na koniec do Parku Jordanowskiego, gdzie odbyła się mała sesja Naszych rowerów (one są chyba najwdzięczniejszym tematem do focenia)
Taka jestem :)© uluru
Moja wieczorna twarz© uluru
Puławska para rowerowa...© uluru
Potem ulicami osiedla Polnej pojechaliśmy na Skwerek..
Skerek wieczorkiem© uluru
...i dalej już Kaufland, Zielona, Kazimierska, Lipowa, Norblina i dalej uliczkami osiedlowymi do domu.
Wypad fajny, znów Nam się zeszło i śmiałam się, że godzinę czy więcej zajmuje Nam jazda a drugą godzinę gadanie, przy robieniu zdjęć :))
Kamil dzięki bardzo i do następnego:)
Powrót na rower ;)))
Wtorek, 10 maja 2011 | dodano: 10.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11)
24.00 km (1.00 km teren), czas: 01:22 h, avg:17.56 km/h,
prędkość maks: 31.00 km/hTemperatura:17.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Na 20 umówiona byłam z Kamilem ;)
Nareszcie wyszłam na rower...nareszcie po tak długiej przerwie, gdzie niestety drugi tydzień zaowocował w antybiotyki :/ nie wiem, czy to one pomogły, bo są wkońcu na bakterie a nie na wirusy, ale na pewno pomogły mi stanąć na nogi ;]
Tak więc, żeby tradycji stało się zadość, najpierw pojechaliśmy na BP, by Kamil mógł dopompować sobie koło ;))
Potem był spontan, więc najpierw pojechaliśmy na Bulwar osiedlowymi uliczkami. Co prawda nie słonko już zaszło, ale udało się fajne fotki zrobić..
Potem "moimi starymi uliczkami" polecieliśmy...na Azoty ;]
I w pewnym momencie byłby zonk, czyli zderzenie czołowe dwóch rowerów, mojego i kamikadze - czyli fantastycznego Pana, który poginał bez przedniej lampki..
Mnie co prawda też w międzyczasie padła, ale jak poprzednim razem Kamil oświetlał mi drogę ;))
Jak ktoś się dziwi czemu znów akurat tam, to zapraszamy do Puław, sami się przekonacie :)
Oprócz standardów..
...słit focia... (niestety troszkę jestem niewyraźna, ale to dlatego, że czasem zdarzy mi się kaszlnąć i resztki kataru zostały)
I coś takiego..
Potem pojechaliśmy obok stacji Puławy Chemia by skierować się na ścieżkę rowerową do ulicy Wróblewskiego..by dalej miastem zajechać na Skwerek i przekonać i zobaczyć, czy zainstalowali już fontannę ;)
słit focia
Trocheśmy pogadali i za bardzo nie było tematu do większego focenia, więc wróciliśmy do domciu, koło Kauflandu, Gościńczyk, Skowieszyńska, Kazimierska i dalej już osiedlowymi uliczkami pod samą bramę ;))
Dzięki Kamil bardzo i do następnego ;)))
Nareszcie wyszłam na rower...nareszcie po tak długiej przerwie, gdzie niestety drugi tydzień zaowocował w antybiotyki :/ nie wiem, czy to one pomogły, bo są wkońcu na bakterie a nie na wirusy, ale na pewno pomogły mi stanąć na nogi ;]
Tak więc, żeby tradycji stało się zadość, najpierw pojechaliśmy na BP, by Kamil mógł dopompować sobie koło ;))
Potem był spontan, więc najpierw pojechaliśmy na Bulwar osiedlowymi uliczkami. Co prawda nie słonko już zaszło, ale udało się fajne fotki zrobić..
Nadwiślański Bulwar wieczorem© uluru
Po zachodzie słońca© uluru
Cudnie...© uluru
Bulwar z Barką© uluru
Ścieżka na Bulwarze© uluru
Potem "moimi starymi uliczkami" polecieliśmy...na Azoty ;]
I w pewnym momencie byłby zonk, czyli zderzenie czołowe dwóch rowerów, mojego i kamikadze - czyli fantastycznego Pana, który poginał bez przedniej lampki..
Mnie co prawda też w międzyczasie padła, ale jak poprzednim razem Kamil oświetlał mi drogę ;))
Jak ktoś się dziwi czemu znów akurat tam, to zapraszamy do Puław, sami się przekonacie :)
Oprócz standardów..
Prawie panorama Azotów© uluru
Rowery dwa© uluru
Z innej perspektywy© uluru
...słit focia... (niestety troszkę jestem niewyraźna, ale to dlatego, że czasem zdarzy mi się kaszlnąć i resztki kataru zostały)
Wspólna słit focia© uluru
I coś takiego..
Takie tam© uluru
Potem pojechaliśmy obok stacji Puławy Chemia by skierować się na ścieżkę rowerową do ulicy Wróblewskiego..by dalej miastem zajechać na Skwerek i przekonać i zobaczyć, czy zainstalowali już fontannę ;)
Podświetlona nocą fontana© uluru
Rowery przy fontannie© uluru
słit focia
Słit focia...© uluru
Trocheśmy pogadali i za bardzo nie było tematu do większego focenia, więc wróciliśmy do domciu, koło Kauflandu, Gościńczyk, Skowieszyńska, Kazimierska i dalej już osiedlowymi uliczkami pod samą bramę ;))
Dzięki Kamil bardzo i do następnego ;)))
Niedużo do pierwszej SETKI, czyli 2-go majowy wypad rowerowy ;))
Komentarze(11) 73.04 km (40.00 km teren), czas: 03:30 h, avg:20.87 km/h, prędkość maks: 31.50 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wycieczka zaplanowana jakiś czas temu. Miało być więcej uczestników..ale czasem tak bywa, że nie wszyscy dają radę ;/
Tak więc, oprócz organizatora wycieczki - Konrada, Mecenasa, Tomka, Grzesia i mnie, miała być jeszcze Gabrysia – dziewczyna Mecenasa, ale jak się okazało na miejscu zbiórki, z dziewczyn jestem tylko JA. ;))
Tak więc w sumie w liczbie cztery plus jeden wyruszyliśmy do celu przeznaczenia. Była godzina parę minut o 9 rano, pogoda średnia, bo było tylko 7*C i do tego wmordęwind ;/
Szczegóły trasy znał tylko organizator a my grzecznie za nim jechaliśmy ;]
Mieliśmy dotrzeć do Cioci Konrada, w międzyczasie upajając swe oczy pięknem natury, śpiewem ptaków, czy po prostu cieszyć się z życia ;))
Ja nadal zakatarzona i zakaszlano dawałam sobie jakoś rade, zużywałam „kilogramy” husteczek higienicznych i ciągle ssałam jakieś tabletki na gardło. Najgorzej mi było mówić w czasie jazdy..może to dobrze, bo się za bardzo nie rozgadywałam…
Chłopaki wspierali mnie na całej trasie tam i powrotem, za co
Bardzo Dziękuję!!!
Trasa w mieście prowadziła przez stary most, dalej za nim skierowaliśmy się na Jaroszyn, Łękę..
Zatrzymaliśmy się na rozwidleniu dróg..
…dalej jechaliśmy trochę szosą o różnej jakości nawierzchni, mijaliśmy kapliczki, skręcaliśmy a to w prawo a to w lewo. „Przeprawialiśmy” się przez szutrówki, żwirówki czy sypki, głęboki piasek, gdzie nawet Ci bardziej wprawieni ode mnie schodzili z rowerów, by je prowadzić…
Z każdym kilometrem pogoda stawała się coraz bardziej piękniejsza, zza chmurek wychodziło słonko, robiło się coraz cieplej. Przystanęliśmy jak się okazało na granicy dwóch województw: Lubelskiego i Mazowieckiego..
..tu pogadaliśmy, napiliśmy się i pojechaliśmy dalej.
W efekcie dotarliśmy do Wysokiego Koła, gdzie zatrzymaliśmy się przez Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Świętego.
..niestety dopiero dzisiaj zauważyłam, że zdjęcie Figurki zrobiłam od nieco złej strony..ale wybaczcie, człowiek w trackie choroby tak czasem ma, że nie do końca wie co robi ;)
Tu znowu pogadaliśmy, rozprostowaliśmy nogi i ruszyliśmy dalej..nie napisze Wam gdzie dokładnie jechaliśmy bo nie byłam w stanie zatrzymywać się przy każdej tabliczce z nazwą miasta, czy wsi ;/
W każdym razie, pogoda była już cudna, nad polami ślicznie śpiewały ptaki, niebo było niebieskie i czasem miałam wrażenie jakby lato było tuż, tuż ;]
Jak już pisałam wcześniej jechaliśmy różnorodnym terenem, były też podjazdy i zjazdy..
a najcudowniej było kiedy wyjeżdżaliśmy na prostą szosę, gdzie mogłam „rozwinąć skrzydła”;)
Dojechaliśmy do Czarnolasu, gdzie pojechaliśmy odpocząć w Czarnoleskim Parku..
Tu się co niektórzy porozbierali a ja miałam parę minut na fotki…
Było pięknie ;) tylko przez chwile, bo w pewnym momencie przyszła Pani z napisem na plecach OCHRONA i oschle oznajmiła, że mamy przestawić Nasze rowery, bo gdzieś tam z boku są na nie stojaki. W takim razie, po prostu spakowaliśmy się i jechaliśmy już bezpośrednio do miejsca ogniskowania ;))
Jedną z miejscowości, które minęliśmy był Gródek a miejscem Naszego przeznaczenia okazała się być Garbatka Zbyczyn. Tu właśnie mieszka Ciocia Konrada.
Oto parę fotek
Zebraliśmy wszystkie przygotowane wcześniej przez Konrada i Tomka rzeczy, czyli głównie jedzenie i poszliśmy rozpalać ognisko..
Wszyscy razem współpracowali, rozkładaliśmy kocyki, męska część zajęła się rozpalaniem ogniska a ja..cóż musiałam trochę odsapnąć, bo kaszel i katar męczył niemiłosiernie ://
W tym czasie kiedy koledzy przygotowywali ognisko i piekli kiełbaski, ja postanowiłam porobić fotki..
…i zapuścić się w krzaki i zobaczyć, co tam jest ;) Moim oczom ukazało się wielkie metalowe koło, które przelewało wodę z jednej strony rzeczki do drugiej..
Urzekło mnie to miejsce, było tak cicho i spokojnie..rzeczka sobie płynęła powoli, słonko przeświecało przez gałęzie drzew, ptaszki śpiewały ;)) istna sielanka
Kiedy wyszłam zza krzaków, chłopaki się na mnie dziwnie patrzyli, jakby byli ciekawi co tam robiłam..
Pojedliśmy sobie i to bardzo, piliśmy pyszną herbatkę z cytryna i cukrem, przygotowaną przez Ciocię Konrada, albo nawet samego Konrada..w każdym razie wszystko było przygotowane super, jedzenia dużo, więc każdy objadł się baaaardzo ;]
Odpoczywaliśmy, gadaliśmy, żartowaliśmy. W pewnym momencie przyjechała samochodem żona kolegi Grzesia i trochę z Nami posiedziała.
Niestety z upływem dnia zbliżały się chmury, które mogły oznaczać, albo deszcz, albo tylko miały Nas postraszyć, byśmy szybciej wyjechali do domu..
Tymczasem…
I widok na pole po drugiej stronie pikniku..
..i na niebo..
Około godziny 15 postanowiliśmy się zbierać do domu, by do niego za późno nie dojechać.
Poskładaliśmy wszystko, podziękowaliśmy pięknie Cioci Konrada i wyruszyliśmy do domu..
Trasa powrotna była nieco inna, gdyż pierwotnie miała przebiegać swą większą częścią przez asfalt..ale nie powiedziałabym. Tym razem było chyba o wiele więcej piachu, którym byliśmy wszyscy szczerze zmęczeni. Jednak widoki rekompensowały całe zmęcznie..przynajmniej moje ;)
Na końcowym odcinku dojechaliśmy do drogi, którą już znaliśmy, drogi z Wysokiego Koła.
Dalej była Łęka, Jaroszyn..
..Stary most w Puławach, ogródki działkowe, ścieżka rowerowa i wreszcie Włostowie, gdzie trójka z Nas, czyli Konrad, Mecenas i Ja rozjechaliśmy się do domów. Pozostałych kolegów zostawiliśmy tuz za mostem, bo mieszkają w innych niż my kierunkach ;)
Wszyscy marzyli tylko o jednym – gorącej kąpieli i czystym ubraniu ;]
Powiem szczerze, że miejscami nie miałam już siły, szczególnie na podjazdach, ale zaciskałam zęby i jechałam dalej. Chłopaki pytali się czy daję radę, a od Mecenasa, wielokrotnie usłyszałam słowa szacunku, że w takim stanie zdrowia jestem w stanie jechać
i jeszcze mi się chce i wcale nie jadę na samym końcu.
A właśnie, musze się przyznać, iż jechałam na początku Naszej grupy rowerowej i chociaż czasem na piachu prowadziłam rower, to w sumie jestem z siebie bardzo dumna, że mimo trzymającego mnie wciąż przeziębienia byłam w stanie zrobić blisko 73 km..mogłabym powiedzieć, że prawie SETKA ;)))
Dzisiaj kiedy to piszę, czyli we wtorek, wcale mnie tak nogi nie bolą jak myślałam i chociaż katar trzyma i kaszel też, to jestem dumna z siebie, z tego, że tyle przejechałam i nie poddałam się, mimo wszystko ;))
Poza tym tak sobie myślę, że gdyby nie mój stan zdrowia to bym pokręciła się po mieście by dobić do 100-tki..ale zostawię to sobie na następny raz..
Wiem jednak, że SETKA jest w zasięgu moich pedałów ;]
P.S. Mój Kołcz powinien być ze mnie dumny ;)))
Z POWODÓW TECHNICZNYCH ZAPRASZAM
cz. PIERWSZA
cz. DRUGA
Tak więc, oprócz organizatora wycieczki - Konrada, Mecenasa, Tomka, Grzesia i mnie, miała być jeszcze Gabrysia – dziewczyna Mecenasa, ale jak się okazało na miejscu zbiórki, z dziewczyn jestem tylko JA. ;))
Tak więc w sumie w liczbie cztery plus jeden wyruszyliśmy do celu przeznaczenia. Była godzina parę minut o 9 rano, pogoda średnia, bo było tylko 7*C i do tego wmordęwind ;/
Szczegóły trasy znał tylko organizator a my grzecznie za nim jechaliśmy ;]
Mieliśmy dotrzeć do Cioci Konrada, w międzyczasie upajając swe oczy pięknem natury, śpiewem ptaków, czy po prostu cieszyć się z życia ;))
Ja nadal zakatarzona i zakaszlano dawałam sobie jakoś rade, zużywałam „kilogramy” husteczek higienicznych i ciągle ssałam jakieś tabletki na gardło. Najgorzej mi było mówić w czasie jazdy..może to dobrze, bo się za bardzo nie rozgadywałam…
Chłopaki wspierali mnie na całej trasie tam i powrotem, za co
Bardzo Dziękuję!!!
Trasa w mieście prowadziła przez stary most, dalej za nim skierowaliśmy się na Jaroszyn, Łękę..
Zatrzymaliśmy się na rozwidleniu dróg..
W kierunku na Jaroszyn, czyli tam skąd przyjechaliśmy© uluru
Droga gdzieś...© uluru
Ekipa prawie w całości ;)© uluru
Tam też można pojechać..© uluru
…dalej jechaliśmy trochę szosą o różnej jakości nawierzchni, mijaliśmy kapliczki, skręcaliśmy a to w prawo a to w lewo. „Przeprawialiśmy” się przez szutrówki, żwirówki czy sypki, głęboki piasek, gdzie nawet Ci bardziej wprawieni ode mnie schodzili z rowerów, by je prowadzić…
Z każdym kilometrem pogoda stawała się coraz bardziej piękniejsza, zza chmurek wychodziło słonko, robiło się coraz cieplej. Przystanęliśmy jak się okazało na granicy dwóch województw: Lubelskiego i Mazowieckiego..
Granica Mazowieckie-Lubelskie© uluru
Na granicy krain geograficznych..© uluru
Organizator imprezy i Mecenas..© uluru
Ich Trzech..© uluru
Profil Tomusia ;)© uluru
..tu pogadaliśmy, napiliśmy się i pojechaliśmy dalej.
W efekcie dotarliśmy do Wysokiego Koła, gdzie zatrzymaliśmy się przez Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Świętego.
Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Św. w Wysokim Kole© uluru
Rowery Nasze na tle Sanktuarium© uluru
..niestety dopiero dzisiaj zauważyłam, że zdjęcie Figurki zrobiłam od nieco złej strony..ale wybaczcie, człowiek w trackie choroby tak czasem ma, że nie do końca wie co robi ;)
Figurka Najświętszej Marii Panny© uluru
Tu znowu pogadaliśmy, rozprostowaliśmy nogi i ruszyliśmy dalej..nie napisze Wam gdzie dokładnie jechaliśmy bo nie byłam w stanie zatrzymywać się przy każdej tabliczce z nazwą miasta, czy wsi ;/
W każdym razie, pogoda była już cudna, nad polami ślicznie śpiewały ptaki, niebo było niebieskie i czasem miałam wrażenie jakby lato było tuż, tuż ;]
Jak już pisałam wcześniej jechaliśmy różnorodnym terenem, były też podjazdy i zjazdy..
a najcudowniej było kiedy wyjeżdżaliśmy na prostą szosę, gdzie mogłam „rozwinąć skrzydła”;)
Dojechaliśmy do Czarnolasu, gdzie pojechaliśmy odpocząć w Czarnoleskim Parku..
Tu się co niektórzy porozbierali a ja miałam parę minut na fotki…
Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie© uluru
Jan Kochanowski© uluru
Jan wśród roslinności..© uluru
Taki tam domek© uluru
Droga prowadząca do Muzeum© uluru
Zwalone drzewo na terenie Muzeum© uluru
Fragment, od którego odłamało się drzewo© uluru
W górze piękne słonko grzało :)© uluru
Było pięknie ;) tylko przez chwile, bo w pewnym momencie przyszła Pani z napisem na plecach OCHRONA i oschle oznajmiła, że mamy przestawić Nasze rowery, bo gdzieś tam z boku są na nie stojaki. W takim razie, po prostu spakowaliśmy się i jechaliśmy już bezpośrednio do miejsca ogniskowania ;))
Jedną z miejscowości, które minęliśmy był Gródek a miejscem Naszego przeznaczenia okazała się być Garbatka Zbyczyn. Tu właśnie mieszka Ciocia Konrada.
Oto parę fotek
Dżulieta i Gary Fisher© uluru
Giant i Gary Fisher nr2© uluru
Ładna kompozycja kolorystyczna ;)© uluru
Kwiatki Cioci Konrada© uluru
Koło domu© uluru
Z bliska© uluru
Czosnek ozdobny koło domu© uluru
Dobra miejscówka rowerowa ;)© uluru
Zebraliśmy wszystkie przygotowane wcześniej przez Konrada i Tomka rzeczy, czyli głównie jedzenie i poszliśmy rozpalać ognisko..
Idziemy rozpalać ognisko© uluru
Tam pod tymi drzewkami nasz piknik czeka© uluru
Wszędzie zielone pola© uluru
Dywan z kwiatów© uluru
Pięknie biało© uluru
Wszyscy razem współpracowali, rozkładaliśmy kocyki, męska część zajęła się rozpalaniem ogniska a ja..cóż musiałam trochę odsapnąć, bo kaszel i katar męczył niemiłosiernie ://
Męska część ekipy przygotowuje ognisko© uluru
W tym czasie kiedy koledzy przygotowywali ognisko i piekli kiełbaski, ja postanowiłam porobić fotki..
Widoczki wkoło pikniku© uluru
A w dole płynie rzeczka© uluru
Cudne widoczki ;)© uluru
…i zapuścić się w krzaki i zobaczyć, co tam jest ;) Moim oczom ukazało się wielkie metalowe koło, które przelewało wodę z jednej strony rzeczki do drugiej..
Było sobie koło...© uluru
Tu się przelewa woda© uluru
Tu się podbiera woda© uluru
Urzekło mnie to miejsce, było tak cicho i spokojnie..rzeczka sobie płynęła powoli, słonko przeświecało przez gałęzie drzew, ptaszki śpiewały ;)) istna sielanka
Rzeczka bez nazwy© uluru
Cudna okolica;)))© uluru
Lasek nad rzeczką© uluru
W górze niebo...© uluru
Kiedy wyszłam zza krzaków, chłopaki się na mnie dziwnie patrzyli, jakby byli ciekawi co tam robiłam..
Pojedliśmy sobie i to bardzo, piliśmy pyszną herbatkę z cytryna i cukrem, przygotowaną przez Ciocię Konrada, albo nawet samego Konrada..w każdym razie wszystko było przygotowane super, jedzenia dużo, więc każdy objadł się baaaardzo ;]
Odpoczywaliśmy, gadaliśmy, żartowaliśmy. W pewnym momencie przyjechała samochodem żona kolegi Grzesia i trochę z Nami posiedziała.
Niestety z upływem dnia zbliżały się chmury, które mogły oznaczać, albo deszcz, albo tylko miały Nas postraszyć, byśmy szybciej wyjechali do domu..
Tymczasem…
Rozkoszujemy się jedzeniem.. i nie tylko ;)© uluru
Tomuś spragniony odpoczynku ;)© uluru
I widok na pole po drugiej stronie pikniku..
Po drugiej stronie tylko pola© uluru
..i na niebo..
Słonko Nas rozpieszczało© uluru
Około godziny 15 postanowiliśmy się zbierać do domu, by do niego za późno nie dojechać.
Poskładaliśmy wszystko, podziękowaliśmy pięknie Cioci Konrada i wyruszyliśmy do domu..
Trasa powrotna była nieco inna, gdyż pierwotnie miała przebiegać swą większą częścią przez asfalt..ale nie powiedziałabym. Tym razem było chyba o wiele więcej piachu, którym byliśmy wszyscy szczerze zmęczeni. Jednak widoki rekompensowały całe zmęcznie..przynajmniej moje ;)
Na końcowym odcinku dojechaliśmy do drogi, którą już znaliśmy, drogi z Wysokiego Koła.
Dalej była Łęka, Jaroszyn..
Powrót do domu...© uluru
..Stary most w Puławach, ogródki działkowe, ścieżka rowerowa i wreszcie Włostowie, gdzie trójka z Nas, czyli Konrad, Mecenas i Ja rozjechaliśmy się do domów. Pozostałych kolegów zostawiliśmy tuz za mostem, bo mieszkają w innych niż my kierunkach ;)
Wszyscy marzyli tylko o jednym – gorącej kąpieli i czystym ubraniu ;]
Powiem szczerze, że miejscami nie miałam już siły, szczególnie na podjazdach, ale zaciskałam zęby i jechałam dalej. Chłopaki pytali się czy daję radę, a od Mecenasa, wielokrotnie usłyszałam słowa szacunku, że w takim stanie zdrowia jestem w stanie jechać
i jeszcze mi się chce i wcale nie jadę na samym końcu.
A właśnie, musze się przyznać, iż jechałam na początku Naszej grupy rowerowej i chociaż czasem na piachu prowadziłam rower, to w sumie jestem z siebie bardzo dumna, że mimo trzymającego mnie wciąż przeziębienia byłam w stanie zrobić blisko 73 km..mogłabym powiedzieć, że prawie SETKA ;)))
Dzisiaj kiedy to piszę, czyli we wtorek, wcale mnie tak nogi nie bolą jak myślałam i chociaż katar trzyma i kaszel też, to jestem dumna z siebie, z tego, że tyle przejechałam i nie poddałam się, mimo wszystko ;))
Poza tym tak sobie myślę, że gdyby nie mój stan zdrowia to bym pokręciła się po mieście by dobić do 100-tki..ale zostawię to sobie na następny raz..
Wiem jednak, że SETKA jest w zasięgu moich pedałów ;]
P.S. Mój Kołcz powinien być ze mnie dumny ;)))
Z POWODÓW TECHNICZNYCH ZAPRASZAM
cz. PIERWSZA
cz. DRUGA
Wieczorne wyganianie wirusa ;) Wpis skończony
Piątek, 29 kwietnia 2011 | dodano: 29.04.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(12)
22.27 km (0.00 km teren), czas: 01:19 h, avg:16.91 km/h,
prędkość maks: 27.40 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Na wieczór umówiłam się z Kamilem, co by wypędzić wirusa i nie stracić kondycji, której już trochę nabrałam ;)
Niestety ponieważ jestem, jak to napisał Kamil "sponiewierana przez chorobę", zażywszy garść leków i wypiwszy gorące mleko z miodem, dzisiaj tylko tyle jestem w stanie napisać..
Było fajnie, za co dziękuję kołczowi!! i do następnego ;))
P.S. pozostałej treści wpisu i paru fotek oczekujcie jutro..na pewno się pojawią ;]
Tak więc jak obiecałam dzisiaj dokańczam swój wpis..
Nie jest tak źle po wczorajszej jeździe jak podejrzewałam, że będzie ;) Obawiałam się bolącego gardła..ale da się przeżyć..najgorsze jest to, że męczy katar i to on jest teraz najbardziej upierdliwy ;/
No nic..wracając do wczorajszego wieczoru, ledwo Kamil wyjechał zza swojej bramy a tu laczek..no nie ale czad ;) No nieźle zapowiadała się Nasz wypadzik..
Ale przy okazji miałam szybki kurs zmiany opony..no i chyba jeszcze to muszę przećwiczyć w domowym a raczej podwórkowym zaciszu ;]
Dalej już miało być tylko lepiej, tak więc dojechaliśmy do miasta, ja co chwila pociągając nosem i kaszląc. Propozycje były dwie - albo miastem taki lajcik, albo na Azoty..decyzja należała do mnie. Wybrałam Azoty..a co tam ;)
No to śmy śmiegnęli, niestety po drodze okazało się, że padły baterie w moje magicznej lampce..no i tym razem Kamil, a raczej jego lampki, oświetlały mi drogę przed siebie..hehe
Wczoraj delikatnie, tylko mała pętla na punkt widokowy..co bym płuc nie wypluła a i tak uważam, że nieźle sobie radę dałam ;))
Trocheśmy sobie postali, pogadali, pofocili..
..po ostatniej fotce Kamilowi wysiadły baterie w aparacie..czyli wypad z "przygodami"
..w końcu pojechaliśmy drogą powrotną, czyli obok stacji Puławy Chemia, lasek, mostek na rzece Kurówce, na ścieżkę rowerową prowadząca do ulicy Wróblewskiego.
Muszę przyznać, że jazda bez przedniej lampki to prawie jak chodzenie po ciemku..ale Kamil jechał przede mną, a że miał dwa oświetlenia, to ja za nim jak ta ćma..;]
Potem jeszcze po mieście, tradycyjnie ulicą Partyzantów, Mickiewicza, Słowackiego, Lubelska, uliczkami osiedla Niwa, Gościńczyk, Skowieszyńska, Kazimierska, Lipowa, Norblina, Dwernickiego, Emilii Plater, Kilińskiego, Tokarska, Ślusarska.
Wypad fajny, bardzo się nawet nie zmęczyłam ;))
Ale rzeczywiście czuć, że choroba odbiera człowiekowi siły witalne ;/
Dzisiaj zobaczmy, może pojeżdżę troszkę po południu, ale tylko delikatnie ;))
Niestety ponieważ jestem, jak to napisał Kamil "sponiewierana przez chorobę", zażywszy garść leków i wypiwszy gorące mleko z miodem, dzisiaj tylko tyle jestem w stanie napisać..
Było fajnie, za co dziękuję kołczowi!! i do następnego ;))
P.S. pozostałej treści wpisu i paru fotek oczekujcie jutro..na pewno się pojawią ;]
Tak więc jak obiecałam dzisiaj dokańczam swój wpis..
Nie jest tak źle po wczorajszej jeździe jak podejrzewałam, że będzie ;) Obawiałam się bolącego gardła..ale da się przeżyć..najgorsze jest to, że męczy katar i to on jest teraz najbardziej upierdliwy ;/
No nic..wracając do wczorajszego wieczoru, ledwo Kamil wyjechał zza swojej bramy a tu laczek..no nie ale czad ;) No nieźle zapowiadała się Nasz wypadzik..
Ale przy okazji miałam szybki kurs zmiany opony..no i chyba jeszcze to muszę przećwiczyć w domowym a raczej podwórkowym zaciszu ;]
Dalej już miało być tylko lepiej, tak więc dojechaliśmy do miasta, ja co chwila pociągając nosem i kaszląc. Propozycje były dwie - albo miastem taki lajcik, albo na Azoty..decyzja należała do mnie. Wybrałam Azoty..a co tam ;)
No to śmy śmiegnęli, niestety po drodze okazało się, że padły baterie w moje magicznej lampce..no i tym razem Kamil, a raczej jego lampki, oświetlały mi drogę przed siebie..hehe
Wczoraj delikatnie, tylko mała pętla na punkt widokowy..co bym płuc nie wypluła a i tak uważam, że nieźle sobie radę dałam ;))
Trocheśmy sobie postali, pogadali, pofocili..
Rowery dwa przy punkcie widokowym ;)© uluru
Oko w oko..dwie Meridy© uluru
Widok jest imponujący© uluru
Niesamowite© uluru
Ten widok się nie nudzi© uluru
..po ostatniej fotce Kamilowi wysiadły baterie w aparacie..czyli wypad z "przygodami"
..w końcu pojechaliśmy drogą powrotną, czyli obok stacji Puławy Chemia, lasek, mostek na rzece Kurówce, na ścieżkę rowerową prowadząca do ulicy Wróblewskiego.
Muszę przyznać, że jazda bez przedniej lampki to prawie jak chodzenie po ciemku..ale Kamil jechał przede mną, a że miał dwa oświetlenia, to ja za nim jak ta ćma..;]
Potem jeszcze po mieście, tradycyjnie ulicą Partyzantów, Mickiewicza, Słowackiego, Lubelska, uliczkami osiedla Niwa, Gościńczyk, Skowieszyńska, Kazimierska, Lipowa, Norblina, Dwernickiego, Emilii Plater, Kilińskiego, Tokarska, Ślusarska.
Wypad fajny, bardzo się nawet nie zmęczyłam ;))
Ale rzeczywiście czuć, że choroba odbiera człowiekowi siły witalne ;/
Dzisiaj zobaczmy, może pojeżdżę troszkę po południu, ale tylko delikatnie ;))
W dobrym towarzystwie nawet wiatr nie przeszkadza :)
Wtorek, 26 kwietnia 2011 | dodano: 26.04.2011Kategoria Robotniczo, W towarzystwie Rower: JULIET 40-V
Komentarze(8)
3.68 km (0.00 km teren), czas: 00:13 h, avg:16.98 km/h,
prędkość maks: 25.20 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Ehh..miałam dzisiaj ciężki dzień, głównie ze względu na mega niewyspanie oraz jakiegoś wirusa, który mnie z uporem maniaka postanowił zaatakować ;/
Tylko skubaniec wybrał sobie dosyć kiepskawy termin, bo zapowiadają ładną pogodę a mnie się chce kręcić tu i tam...
Nic to zobaczymy, jak rozwinie się ta sytuacja ;) oby została zgnieciona w zarodku..szczęściem dla wszystkich ;]
Tak więc dotrwałam do 15 godziny i wyruszyłam do domciu..no i moim oczom nagle ukazał się "Wściekły" ;)
Myślałam, że mnie minie i popędzi dalej przed siebie, ale zyskała towarzysza w drodze powrotnej do domu ;}
Na ulicach tłumy, rowery i ludzie przenikają się na chodnikach.
Trochę dzisiaj wiało, ale ja jakoś tego zjawiska pogodowego bardzo nie odczułam...
Zostałam, grzecznie "odstawiona" po Majkowe przedszkole i Kamil dalej gdzieś poleciał. Dzięki ;)
Potem to już było tylko gorzej, i tak jest do teraz, bo, uzbroiwszy się w arsenał przeróżnych leków, walczę z wirusem, co by mnie nie rozłożył na łopatki..
Trzymajcie kciuki, może to coś pomoże w jego odpędzaniu ;))
p.s. niestety za brakło weny na zdjęcia ;/
Tylko skubaniec wybrał sobie dosyć kiepskawy termin, bo zapowiadają ładną pogodę a mnie się chce kręcić tu i tam...
Nic to zobaczymy, jak rozwinie się ta sytuacja ;) oby została zgnieciona w zarodku..szczęściem dla wszystkich ;]
Tak więc dotrwałam do 15 godziny i wyruszyłam do domciu..no i moim oczom nagle ukazał się "Wściekły" ;)
Myślałam, że mnie minie i popędzi dalej przed siebie, ale zyskała towarzysza w drodze powrotnej do domu ;}
Na ulicach tłumy, rowery i ludzie przenikają się na chodnikach.
Trochę dzisiaj wiało, ale ja jakoś tego zjawiska pogodowego bardzo nie odczułam...
Zostałam, grzecznie "odstawiona" po Majkowe przedszkole i Kamil dalej gdzieś poleciał. Dzięki ;)
Potem to już było tylko gorzej, i tak jest do teraz, bo, uzbroiwszy się w arsenał przeróżnych leków, walczę z wirusem, co by mnie nie rozłożył na łopatki..
Trzymajcie kciuki, może to coś pomoże w jego odpędzaniu ;))
p.s. niestety za brakło weny na zdjęcia ;/
Off-road spontan..z mapką
Czwartek, 21 kwietnia 2011 | dodano: 21.04.2011Kategoria Początki, W towarzystwie, off-road Rower: JULIET 40-V
Komentarze(18)
35.26 km (16.00 km teren), czas: 02:19 h, avg:15.22 km/h,
prędkość maks: 28.90 km/hTemperatura:19.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj miał być spontan..ale najpierw spokojnie osiedlowymi uliczkami do czarnego szlaku prowadzącego do drogi na Skowieszyn. Najpierw było spokojnie,. póki nie wjechaliśmy w las, niestety pierwsza przeszkoda, to bardzo głęboki piach, na którym niejeden by nie dał sobie rady.
No ale dojechaliśmy do wąwozu, gdzie tym razem wybraliśmy opcję lajtową, bo Kamil się martwił, że mogę nogę tam złamać ;)
No i pojechali...gałęzie, piach, konary, dołki i takie tam zajebiaszcze uroki terenu.
Wjechaliśmy na górkę i trza było focie strzelić:
Dalej do Skowieszyna, przez Starą Wieś. Przyznam się osobiście, że nie znam tych terenów a Kamil, oprócz tego, ze jest dobrym Kołczem, to dobrze zna okoliczne tereny..chociaż później okazało się trochę inaczej ;)
Wjechaliśmy do Końskowoli, gdzie przejechaliśmy kawałek i skierowaliśmy się na Rudy... no i tu zaczął się prawdziwy spontan, hardcore czy jak wolicie off-road;]
Ale najpierw ujrzawszy obiekt coraz większych zainteresowań, tych co jeżdżą
w las, czyli ambonę koniecznie trza było słit focie machnąć ;)
Ambona trochę się trzęsła..ale co tam. jakaś adrenalina musi być zresztą chyba mam motto rowerowe: "Wypad bez ambony to wypad zmarnowany" hehehe
No i tu się zaczęła część druga off-roadu...
W las wjechalśmy na czuja, bo okazało się, że Kamil tu nie był..ale co tam jedziemy, wkońcu co dwie głowy to nie jedna ;)
No i tak lataliśmy pomiędzy gałęziami, trochę po piachu, konarach..
Chociaż dla mnie i dla Dzuliety to nowość, było uhh..szkoda słów
Tak przedzieraliśmy się przez las, a w pewnym momencie już przez chaszcze i w pewnym momencie usłyszeliśmy odgłosy jadących samochodów. Hurraaaa..byliśmy uratowani, cywilizacja jest blisko.
No i tak, jak te ćmy do światła leźliśmy między ostrymi gałęziami do przodu.
Nasze zmagania z chaszczami zostały nagrodzone, gdyż ujrzeliśmy szosę i wyjazd na Biowet ;] Wyglądaliśmy trochę dziwnie, bo nie wyszliśmy normalną ścieżką, oddaloną od nas kilkadziesiąt metrów, tylko jak buszmeni ze swego lasu ;)
Dalej już koło zakładu i wzdłuż wodociągu pojechaliśmy na ścieżkę prowadzącą na Azoty i tez nią skierowaliśmy się na punkt widokowy. Tam chwilę pogadaliśmy, sfociliśmy nieco i pojechaliśmy dalej.
Oboje dzisiaj wyszliśmy w krótkich spodenkach, ale tam koło lasku, nagle zrobiło się odrażająco zimno..brrrrrr
Potem ruszyliśmy w kierunku ścieżki na Wróblewskiego i w pewnym momencie Kamil miałby darmowego kuraka na obiad, bo o mały włos nie rozjechałby kuropatwy..ale dzięki mojej spostrzegawczości i swojemu refleksowi oba kuraki uszły z życiem.
Kamil chciał Parkiem wrócić do domciu, ale niestety brama była zamknięta i objedliśmy się smakiem..
Ale za to sfociliśmy pięknie oświetloną Osadę Pałacową
Potem już miasteczkowymi uliczkami pojechaliśmy do domciu..Pogadaliśmy pod brama i rozeszliśmy się głodni i zmęczeni (przynajmniej ja) do swych domów..
Kamil mnie dzisiaj nieźle "przegonił", ale było fantastycznie..oby więcej takich spontanów ;}
Dzięki Kamil wielkie ;) i do następnego!!
Dodaje mapkę, tylko w lesie za Rudami to był totalny spontan, bez żadnej konkretnej ścieżki.."na czuja" ;))
No ale dojechaliśmy do wąwozu, gdzie tym razem wybraliśmy opcję lajtową, bo Kamil się martwił, że mogę nogę tam złamać ;)
No i pojechali...gałęzie, piach, konary, dołki i takie tam zajebiaszcze uroki terenu.
Wjechaliśmy na górkę i trza było focie strzelić:
Stamtąd przyjechaliśmy© uluru
Kapliczka w drodze na Skowieszyn© uluru
Kmail foci nowym sprzętem ;)© uluru
Zachodzące słońce© uluru
Dalej do Skowieszyna, przez Starą Wieś. Przyznam się osobiście, że nie znam tych terenów a Kamil, oprócz tego, ze jest dobrym Kołczem, to dobrze zna okoliczne tereny..chociaż później okazało się trochę inaczej ;)
Wjechaliśmy do Końskowoli, gdzie przejechaliśmy kawałek i skierowaliśmy się na Rudy... no i tu zaczął się prawdziwy spontan, hardcore czy jak wolicie off-road;]
Ale najpierw ujrzawszy obiekt coraz większych zainteresowań, tych co jeżdżą
w las, czyli ambonę koniecznie trza było słit focie machnąć ;)
Ambona trochę się trzęsła..ale co tam. jakaś adrenalina musi być zresztą chyba mam motto rowerowe: "Wypad bez ambony to wypad zmarnowany" hehehe
Słit focia© uluru
Taki otro widok, kiedy tam wlazłam© uluru
Widok z ambony - tam potem pojechalismy© uluru
Tylko nie patrz w dół ;)© uluru
Musiałam zejść ;/© uluru
No i tu się zaczęła część druga off-roadu...
W las wjechalśmy na czuja, bo okazało się, że Kamil tu nie był..ale co tam jedziemy, wkońcu co dwie głowy to nie jedna ;)
No i tak lataliśmy pomiędzy gałęziami, trochę po piachu, konarach..
Chociaż dla mnie i dla Dzuliety to nowość, było uhh..szkoda słów
Tak przedzieraliśmy się przez las, a w pewnym momencie już przez chaszcze i w pewnym momencie usłyszeliśmy odgłosy jadących samochodów. Hurraaaa..byliśmy uratowani, cywilizacja jest blisko.
No i tak, jak te ćmy do światła leźliśmy między ostrymi gałęziami do przodu.
Nasze zmagania z chaszczami zostały nagrodzone, gdyż ujrzeliśmy szosę i wyjazd na Biowet ;] Wyglądaliśmy trochę dziwnie, bo nie wyszliśmy normalną ścieżką, oddaloną od nas kilkadziesiąt metrów, tylko jak buszmeni ze swego lasu ;)
Dalej już koło zakładu i wzdłuż wodociągu pojechaliśmy na ścieżkę prowadzącą na Azoty i tez nią skierowaliśmy się na punkt widokowy. Tam chwilę pogadaliśmy, sfociliśmy nieco i pojechaliśmy dalej.
Rowery dwa na punkcie widokowym ;)© uluru
Oboje dzisiaj wyszliśmy w krótkich spodenkach, ale tam koło lasku, nagle zrobiło się odrażająco zimno..brrrrrr
Potem ruszyliśmy w kierunku ścieżki na Wróblewskiego i w pewnym momencie Kamil miałby darmowego kuraka na obiad, bo o mały włos nie rozjechałby kuropatwy..ale dzięki mojej spostrzegawczości i swojemu refleksowi oba kuraki uszły z życiem.
Kamil chciał Parkiem wrócić do domciu, ale niestety brama była zamknięta i objedliśmy się smakiem..
Ale za to sfociliśmy pięknie oświetloną Osadę Pałacową
Park Czartoryskich wieczorową porą© uluru
Osada Pałacowa nocą© uluru
Potem już miasteczkowymi uliczkami pojechaliśmy do domciu..Pogadaliśmy pod brama i rozeszliśmy się głodni i zmęczeni (przynajmniej ja) do swych domów..
Kamil mnie dzisiaj nieźle "przegonił", ale było fantastycznie..oby więcej takich spontanów ;}
Dzięki Kamil wielkie ;) i do następnego!!
Dodaje mapkę, tylko w lesie za Rudami to był totalny spontan, bez żadnej konkretnej ścieżki.."na czuja" ;))
Integracji ciąg dalszy
Wtorek, 19 kwietnia 2011 | dodano: 20.04.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(7)
31.66 km (6.00 km teren), czas: 01:57 h, avg:16.24 km/h,
prędkość maks: 28.50 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Na dzisiaj umówiona byłam z Kamilem, tym razem mieliśmy jechać do lasu. Mnie niestety po sobotniej i niedzielnej jeździe łącznie dopadły zakwasy, szczególnie w lewym udzie. Jednak rano udało mi się jakoś przezwyciężyć ból, zastanawiając się, jak to będzie wieczorem :)
Tym razem chwilkę spóźniłam się ja, za co jeszcze raz przepraszam, ale tak mam jak tylko odpale komputer to różni ludzie do mnie piszą..
Kamil na Meridzie, a szkoda bo myślałam, że Dżulieta znów ze Wściekłym sobie pojeździ..no może następnym razem ;)
Pojechaliśmy ścieżką rowerową od ulicy Wróblewskiego w kierunku Azotów, przystanęliśmy przy pierwszym punkcie widokowym i chwilkę pogadaliśmy o myciu i konserwacji łańcucha i całej reszty.
Dalej ścieżkami w las, po drodze minęliśmy sarnę - pierwszą tego spotkania ;)
Dotarliśmy pod jedną ze sławetnych wież Azotowskich. Tak wygląda ona i teren dookoła.
Wysokie to bydle, no i parę minut zajęło mi abym się zdecydowała wejść, chociażby na pierwszy balkon..
A że z natury jestem ambitna, no to wlazłam i oto co ujrzałam ze swojej wysokości:
Pogadaliśmy chwilę, no i pojechalismy dalej laskiem. Dla mnie i dla Dzuliety była to nowość, ścieżki leśne, z piachem i gałęziami..tak, tak nowość
Dałyśmy dzielnie rade obie, chociaż nie ukrywam, że parę razy poczułam, że będę leżeć, no ale wtedy jaki byłby wstyd :) chociaż, przynajmniej do swej Majeczki, wyznaję zasadę: "jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz" ;]
Dalej w lesie była ambona, no koniecznie obowiązkowo słit focię trzeba było zrobić, ale za nim to to co było wkoło:
..i moja maszyna
no i Kamil też wszedł na ambonę by pozować do słit foci:
a tu może trochę ciemno wyszedł ten las, ale niebo daleko na horyzoncie było cudne
Pojechaliśmy dalej, przed siebie..teren urozmaicony, widoczki fantastyczne, cicho, spokój, ptaszki śpiewają ;]
Dojechaliśmy do torów:
W międzyczasie nad Naszymi głowami przeleciało parę samolotów i jednego udało mi się "złapać"
..a potem pędził pociąg
..z minuty na minutę niebo było coraz piękniejsze, ciemniejsze, robiło się bardzo klimatycznie
Dalej pomknęliśmy wzdłuż torów na Mostostal, stacja Puławy Azoty, Puławy Chemia, ścieżką do ulicy Wróblewskiego, minęliśmy I Liceum Ogólnokształcące im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i jeśli się nie mylę, to ulicami Norwida - Sierowszewkiego - Kaniowczyków na Błonia, gdzie na chwilkę przystanęliśmy po coś tam a ja przy okazji chciałam zrobić fotkę, jak młodzi grają na oświetlonym boisku w piłkę nożną i na trybie nocnym wyszło coś takiego:
Potem osiedlem Niwa i Włościańskimi uliczkami do domciu..
Wypad rewelacyjny!!! Byłam bardzo zadowolona, ale też i baaardzo głodna..
Przysłowiowy "banan" na ustach utrzymuje się do dzisiaj..no i tylko mogę jeszcze raz podziękować organizatorowi
Kamil dzięki wielkie i do następnego :))
Tym razem chwilkę spóźniłam się ja, za co jeszcze raz przepraszam, ale tak mam jak tylko odpale komputer to różni ludzie do mnie piszą..
Kamil na Meridzie, a szkoda bo myślałam, że Dżulieta znów ze Wściekłym sobie pojeździ..no może następnym razem ;)
Pojechaliśmy ścieżką rowerową od ulicy Wróblewskiego w kierunku Azotów, przystanęliśmy przy pierwszym punkcie widokowym i chwilkę pogadaliśmy o myciu i konserwacji łańcucha i całej reszty.
Dalej ścieżkami w las, po drodze minęliśmy sarnę - pierwszą tego spotkania ;)
Dotarliśmy pod jedną ze sławetnych wież Azotowskich. Tak wygląda ona i teren dookoła.
Sławetna wieża na Azotach..© uluru
Kiedyś tam wejde :)© uluru
Gdzieś biegnie ten rurociąg..© uluru
A w górze..korony drzew i cudnie niebieskie niebo© uluru
Rowery dwa :)© uluru
Wysokie to bydle, no i parę minut zajęło mi abym się zdecydowała wejść, chociażby na pierwszy balkon..
A że z natury jestem ambitna, no to wlazłam i oto co ujrzałam ze swojej wysokości:
Zachód słońca z wieży :) wreszcie tam wlazłam© uluru
A tam wejde..ale potrzebuję czasu ;]© uluru
Widok z góry na rurociąg..© uluru
Pogadaliśmy chwilę, no i pojechalismy dalej laskiem. Dla mnie i dla Dzuliety była to nowość, ścieżki leśne, z piachem i gałęziami..tak, tak nowość
Dałyśmy dzielnie rade obie, chociaż nie ukrywam, że parę razy poczułam, że będę leżeć, no ale wtedy jaki byłby wstyd :) chociaż, przynajmniej do swej Majeczki, wyznaję zasadę: "jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz" ;]
Dalej w lesie była ambona, no koniecznie obowiązkowo słit focię trzeba było zrobić, ale za nim to to co było wkoło:
Rowery dwa i Kamil robiący focie ;) widok z ambony© uluru
Widoki z ambony były cudne, szczególnie o tej porze dnia ;]© uluru
A to, co oczom obserwatorów ukazuje sie z ambony..© uluru
..i moja maszyna
Dzulieta odpoczywa :)© uluru
no i Kamil też wszedł na ambonę by pozować do słit foci:
Wycieczka bez słit foci to zmarnowana wycieczka..© uluru
a tu może trochę ciemno wyszedł ten las, ale niebo daleko na horyzoncie było cudne
Gdzieś w oddali zachodzi słoneczko© uluru
Jakiś ciemny mi ten las wyszedł..© uluru
Pojechaliśmy dalej, przed siebie..teren urozmaicony, widoczki fantastyczne, cicho, spokój, ptaszki śpiewają ;]
Dojechaliśmy do torów:
Tory do Dęblina..tam też pojedziemy, rowerem oczywiście© uluru
Tory w kierunku Miasta Puławy© uluru
W międzyczasie nad Naszymi głowami przeleciało parę samolotów i jednego udało mi się "złapać"
Leciał samolocik, zresztą nie jeden© uluru
..a potem pędził pociąg
Rozpędzony pociąg mknie po torach...© uluru
..z minuty na minutę niebo było coraz piękniejsze, ciemniejsze, robiło się bardzo klimatycznie
Patrz - kierunek miasto© uluru
Nic dodać nic ująć...© uluru
Dalej pomknęliśmy wzdłuż torów na Mostostal, stacja Puławy Azoty, Puławy Chemia, ścieżką do ulicy Wróblewskiego, minęliśmy I Liceum Ogólnokształcące im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i jeśli się nie mylę, to ulicami Norwida - Sierowszewkiego - Kaniowczyków na Błonia, gdzie na chwilkę przystanęliśmy po coś tam a ja przy okazji chciałam zrobić fotkę, jak młodzi grają na oświetlonym boisku w piłkę nożną i na trybie nocnym wyszło coś takiego:
Zdjęcie w trybie nocnym..troszku niewyraźne, ale jakie klimatyczne© uluru
Potem osiedlem Niwa i Włościańskimi uliczkami do domciu..
Wypad rewelacyjny!!! Byłam bardzo zadowolona, ale też i baaardzo głodna..
Przysłowiowy "banan" na ustach utrzymuje się do dzisiaj..no i tylko mogę jeszcze raz podziękować organizatorowi
Kamil dzięki wielkie i do następnego :))