- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Niedużo do pierwszej SETKI, czyli 2-go majowy wypad rowerowy ;))
Komentarze(11) 73.04 km (40.00 km teren), czas: 03:30 h, avg:20.87 km/h, prędkość maks: 31.50 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wycieczka zaplanowana jakiś czas temu. Miało być więcej uczestników..ale czasem tak bywa, że nie wszyscy dają radę ;/
Tak więc, oprócz organizatora wycieczki - Konrada, Mecenasa, Tomka, Grzesia i mnie, miała być jeszcze Gabrysia – dziewczyna Mecenasa, ale jak się okazało na miejscu zbiórki, z dziewczyn jestem tylko JA. ;))
Tak więc w sumie w liczbie cztery plus jeden wyruszyliśmy do celu przeznaczenia. Była godzina parę minut o 9 rano, pogoda średnia, bo było tylko 7*C i do tego wmordęwind ;/
Szczegóły trasy znał tylko organizator a my grzecznie za nim jechaliśmy ;]
Mieliśmy dotrzeć do Cioci Konrada, w międzyczasie upajając swe oczy pięknem natury, śpiewem ptaków, czy po prostu cieszyć się z życia ;))
Ja nadal zakatarzona i zakaszlano dawałam sobie jakoś rade, zużywałam „kilogramy” husteczek higienicznych i ciągle ssałam jakieś tabletki na gardło. Najgorzej mi było mówić w czasie jazdy..może to dobrze, bo się za bardzo nie rozgadywałam…
Chłopaki wspierali mnie na całej trasie tam i powrotem, za co
Bardzo Dziękuję!!!
Trasa w mieście prowadziła przez stary most, dalej za nim skierowaliśmy się na Jaroszyn, Łękę..
Zatrzymaliśmy się na rozwidleniu dróg..
…dalej jechaliśmy trochę szosą o różnej jakości nawierzchni, mijaliśmy kapliczki, skręcaliśmy a to w prawo a to w lewo. „Przeprawialiśmy” się przez szutrówki, żwirówki czy sypki, głęboki piasek, gdzie nawet Ci bardziej wprawieni ode mnie schodzili z rowerów, by je prowadzić…
Z każdym kilometrem pogoda stawała się coraz bardziej piękniejsza, zza chmurek wychodziło słonko, robiło się coraz cieplej. Przystanęliśmy jak się okazało na granicy dwóch województw: Lubelskiego i Mazowieckiego..
..tu pogadaliśmy, napiliśmy się i pojechaliśmy dalej.
W efekcie dotarliśmy do Wysokiego Koła, gdzie zatrzymaliśmy się przez Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Świętego.
..niestety dopiero dzisiaj zauważyłam, że zdjęcie Figurki zrobiłam od nieco złej strony..ale wybaczcie, człowiek w trackie choroby tak czasem ma, że nie do końca wie co robi ;)
Tu znowu pogadaliśmy, rozprostowaliśmy nogi i ruszyliśmy dalej..nie napisze Wam gdzie dokładnie jechaliśmy bo nie byłam w stanie zatrzymywać się przy każdej tabliczce z nazwą miasta, czy wsi ;/
W każdym razie, pogoda była już cudna, nad polami ślicznie śpiewały ptaki, niebo było niebieskie i czasem miałam wrażenie jakby lato było tuż, tuż ;]
Jak już pisałam wcześniej jechaliśmy różnorodnym terenem, były też podjazdy i zjazdy..
a najcudowniej było kiedy wyjeżdżaliśmy na prostą szosę, gdzie mogłam „rozwinąć skrzydła”;)
Dojechaliśmy do Czarnolasu, gdzie pojechaliśmy odpocząć w Czarnoleskim Parku..
Tu się co niektórzy porozbierali a ja miałam parę minut na fotki…
Było pięknie ;) tylko przez chwile, bo w pewnym momencie przyszła Pani z napisem na plecach OCHRONA i oschle oznajmiła, że mamy przestawić Nasze rowery, bo gdzieś tam z boku są na nie stojaki. W takim razie, po prostu spakowaliśmy się i jechaliśmy już bezpośrednio do miejsca ogniskowania ;))
Jedną z miejscowości, które minęliśmy był Gródek a miejscem Naszego przeznaczenia okazała się być Garbatka Zbyczyn. Tu właśnie mieszka Ciocia Konrada.
Oto parę fotek
Zebraliśmy wszystkie przygotowane wcześniej przez Konrada i Tomka rzeczy, czyli głównie jedzenie i poszliśmy rozpalać ognisko..
Wszyscy razem współpracowali, rozkładaliśmy kocyki, męska część zajęła się rozpalaniem ogniska a ja..cóż musiałam trochę odsapnąć, bo kaszel i katar męczył niemiłosiernie ://
W tym czasie kiedy koledzy przygotowywali ognisko i piekli kiełbaski, ja postanowiłam porobić fotki..
…i zapuścić się w krzaki i zobaczyć, co tam jest ;) Moim oczom ukazało się wielkie metalowe koło, które przelewało wodę z jednej strony rzeczki do drugiej..
Urzekło mnie to miejsce, było tak cicho i spokojnie..rzeczka sobie płynęła powoli, słonko przeświecało przez gałęzie drzew, ptaszki śpiewały ;)) istna sielanka
Kiedy wyszłam zza krzaków, chłopaki się na mnie dziwnie patrzyli, jakby byli ciekawi co tam robiłam..
Pojedliśmy sobie i to bardzo, piliśmy pyszną herbatkę z cytryna i cukrem, przygotowaną przez Ciocię Konrada, albo nawet samego Konrada..w każdym razie wszystko było przygotowane super, jedzenia dużo, więc każdy objadł się baaaardzo ;]
Odpoczywaliśmy, gadaliśmy, żartowaliśmy. W pewnym momencie przyjechała samochodem żona kolegi Grzesia i trochę z Nami posiedziała.
Niestety z upływem dnia zbliżały się chmury, które mogły oznaczać, albo deszcz, albo tylko miały Nas postraszyć, byśmy szybciej wyjechali do domu..
Tymczasem…
I widok na pole po drugiej stronie pikniku..
..i na niebo..
Około godziny 15 postanowiliśmy się zbierać do domu, by do niego za późno nie dojechać.
Poskładaliśmy wszystko, podziękowaliśmy pięknie Cioci Konrada i wyruszyliśmy do domu..
Trasa powrotna była nieco inna, gdyż pierwotnie miała przebiegać swą większą częścią przez asfalt..ale nie powiedziałabym. Tym razem było chyba o wiele więcej piachu, którym byliśmy wszyscy szczerze zmęczeni. Jednak widoki rekompensowały całe zmęcznie..przynajmniej moje ;)
Na końcowym odcinku dojechaliśmy do drogi, którą już znaliśmy, drogi z Wysokiego Koła.
Dalej była Łęka, Jaroszyn..
..Stary most w Puławach, ogródki działkowe, ścieżka rowerowa i wreszcie Włostowie, gdzie trójka z Nas, czyli Konrad, Mecenas i Ja rozjechaliśmy się do domów. Pozostałych kolegów zostawiliśmy tuz za mostem, bo mieszkają w innych niż my kierunkach ;)
Wszyscy marzyli tylko o jednym – gorącej kąpieli i czystym ubraniu ;]
Powiem szczerze, że miejscami nie miałam już siły, szczególnie na podjazdach, ale zaciskałam zęby i jechałam dalej. Chłopaki pytali się czy daję radę, a od Mecenasa, wielokrotnie usłyszałam słowa szacunku, że w takim stanie zdrowia jestem w stanie jechać
i jeszcze mi się chce i wcale nie jadę na samym końcu.
A właśnie, musze się przyznać, iż jechałam na początku Naszej grupy rowerowej i chociaż czasem na piachu prowadziłam rower, to w sumie jestem z siebie bardzo dumna, że mimo trzymającego mnie wciąż przeziębienia byłam w stanie zrobić blisko 73 km..mogłabym powiedzieć, że prawie SETKA ;)))
Dzisiaj kiedy to piszę, czyli we wtorek, wcale mnie tak nogi nie bolą jak myślałam i chociaż katar trzyma i kaszel też, to jestem dumna z siebie, z tego, że tyle przejechałam i nie poddałam się, mimo wszystko ;))
Poza tym tak sobie myślę, że gdyby nie mój stan zdrowia to bym pokręciła się po mieście by dobić do 100-tki..ale zostawię to sobie na następny raz..
Wiem jednak, że SETKA jest w zasięgu moich pedałów ;]
P.S. Mój Kołcz powinien być ze mnie dumny ;)))
Z POWODÓW TECHNICZNYCH ZAPRASZAM
cz. PIERWSZA
cz. DRUGA
Tak więc, oprócz organizatora wycieczki - Konrada, Mecenasa, Tomka, Grzesia i mnie, miała być jeszcze Gabrysia – dziewczyna Mecenasa, ale jak się okazało na miejscu zbiórki, z dziewczyn jestem tylko JA. ;))
Tak więc w sumie w liczbie cztery plus jeden wyruszyliśmy do celu przeznaczenia. Była godzina parę minut o 9 rano, pogoda średnia, bo było tylko 7*C i do tego wmordęwind ;/
Szczegóły trasy znał tylko organizator a my grzecznie za nim jechaliśmy ;]
Mieliśmy dotrzeć do Cioci Konrada, w międzyczasie upajając swe oczy pięknem natury, śpiewem ptaków, czy po prostu cieszyć się z życia ;))
Ja nadal zakatarzona i zakaszlano dawałam sobie jakoś rade, zużywałam „kilogramy” husteczek higienicznych i ciągle ssałam jakieś tabletki na gardło. Najgorzej mi było mówić w czasie jazdy..może to dobrze, bo się za bardzo nie rozgadywałam…
Chłopaki wspierali mnie na całej trasie tam i powrotem, za co
Bardzo Dziękuję!!!
Trasa w mieście prowadziła przez stary most, dalej za nim skierowaliśmy się na Jaroszyn, Łękę..
Zatrzymaliśmy się na rozwidleniu dróg..
W kierunku na Jaroszyn, czyli tam skąd przyjechaliśmy© uluru
Droga gdzieś...© uluru
Ekipa prawie w całości ;)© uluru
Tam też można pojechać..© uluru
…dalej jechaliśmy trochę szosą o różnej jakości nawierzchni, mijaliśmy kapliczki, skręcaliśmy a to w prawo a to w lewo. „Przeprawialiśmy” się przez szutrówki, żwirówki czy sypki, głęboki piasek, gdzie nawet Ci bardziej wprawieni ode mnie schodzili z rowerów, by je prowadzić…
Z każdym kilometrem pogoda stawała się coraz bardziej piękniejsza, zza chmurek wychodziło słonko, robiło się coraz cieplej. Przystanęliśmy jak się okazało na granicy dwóch województw: Lubelskiego i Mazowieckiego..
Granica Mazowieckie-Lubelskie© uluru
Na granicy krain geograficznych..© uluru
Organizator imprezy i Mecenas..© uluru
Ich Trzech..© uluru
Profil Tomusia ;)© uluru
..tu pogadaliśmy, napiliśmy się i pojechaliśmy dalej.
W efekcie dotarliśmy do Wysokiego Koła, gdzie zatrzymaliśmy się przez Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Świętego.
Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Św. w Wysokim Kole© uluru
Rowery Nasze na tle Sanktuarium© uluru
..niestety dopiero dzisiaj zauważyłam, że zdjęcie Figurki zrobiłam od nieco złej strony..ale wybaczcie, człowiek w trackie choroby tak czasem ma, że nie do końca wie co robi ;)
Figurka Najświętszej Marii Panny© uluru
Tu znowu pogadaliśmy, rozprostowaliśmy nogi i ruszyliśmy dalej..nie napisze Wam gdzie dokładnie jechaliśmy bo nie byłam w stanie zatrzymywać się przy każdej tabliczce z nazwą miasta, czy wsi ;/
W każdym razie, pogoda była już cudna, nad polami ślicznie śpiewały ptaki, niebo było niebieskie i czasem miałam wrażenie jakby lato było tuż, tuż ;]
Jak już pisałam wcześniej jechaliśmy różnorodnym terenem, były też podjazdy i zjazdy..
a najcudowniej było kiedy wyjeżdżaliśmy na prostą szosę, gdzie mogłam „rozwinąć skrzydła”;)
Dojechaliśmy do Czarnolasu, gdzie pojechaliśmy odpocząć w Czarnoleskim Parku..
Tu się co niektórzy porozbierali a ja miałam parę minut na fotki…
Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie© uluru
Jan Kochanowski© uluru
Jan wśród roslinności..© uluru
Taki tam domek© uluru
Droga prowadząca do Muzeum© uluru
Zwalone drzewo na terenie Muzeum© uluru
Fragment, od którego odłamało się drzewo© uluru
W górze piękne słonko grzało :)© uluru
Było pięknie ;) tylko przez chwile, bo w pewnym momencie przyszła Pani z napisem na plecach OCHRONA i oschle oznajmiła, że mamy przestawić Nasze rowery, bo gdzieś tam z boku są na nie stojaki. W takim razie, po prostu spakowaliśmy się i jechaliśmy już bezpośrednio do miejsca ogniskowania ;))
Jedną z miejscowości, które minęliśmy był Gródek a miejscem Naszego przeznaczenia okazała się być Garbatka Zbyczyn. Tu właśnie mieszka Ciocia Konrada.
Oto parę fotek
Dżulieta i Gary Fisher© uluru
Giant i Gary Fisher nr2© uluru
Ładna kompozycja kolorystyczna ;)© uluru
Kwiatki Cioci Konrada© uluru
Koło domu© uluru
Z bliska© uluru
Czosnek ozdobny koło domu© uluru
Dobra miejscówka rowerowa ;)© uluru
Zebraliśmy wszystkie przygotowane wcześniej przez Konrada i Tomka rzeczy, czyli głównie jedzenie i poszliśmy rozpalać ognisko..
Idziemy rozpalać ognisko© uluru
Tam pod tymi drzewkami nasz piknik czeka© uluru
Wszędzie zielone pola© uluru
Dywan z kwiatów© uluru
Pięknie biało© uluru
Wszyscy razem współpracowali, rozkładaliśmy kocyki, męska część zajęła się rozpalaniem ogniska a ja..cóż musiałam trochę odsapnąć, bo kaszel i katar męczył niemiłosiernie ://
Męska część ekipy przygotowuje ognisko© uluru
W tym czasie kiedy koledzy przygotowywali ognisko i piekli kiełbaski, ja postanowiłam porobić fotki..
Widoczki wkoło pikniku© uluru
A w dole płynie rzeczka© uluru
Cudne widoczki ;)© uluru
…i zapuścić się w krzaki i zobaczyć, co tam jest ;) Moim oczom ukazało się wielkie metalowe koło, które przelewało wodę z jednej strony rzeczki do drugiej..
Było sobie koło...© uluru
Tu się przelewa woda© uluru
Tu się podbiera woda© uluru
Urzekło mnie to miejsce, było tak cicho i spokojnie..rzeczka sobie płynęła powoli, słonko przeświecało przez gałęzie drzew, ptaszki śpiewały ;)) istna sielanka
Rzeczka bez nazwy© uluru
Cudna okolica;)))© uluru
Lasek nad rzeczką© uluru
W górze niebo...© uluru
Kiedy wyszłam zza krzaków, chłopaki się na mnie dziwnie patrzyli, jakby byli ciekawi co tam robiłam..
Pojedliśmy sobie i to bardzo, piliśmy pyszną herbatkę z cytryna i cukrem, przygotowaną przez Ciocię Konrada, albo nawet samego Konrada..w każdym razie wszystko było przygotowane super, jedzenia dużo, więc każdy objadł się baaaardzo ;]
Odpoczywaliśmy, gadaliśmy, żartowaliśmy. W pewnym momencie przyjechała samochodem żona kolegi Grzesia i trochę z Nami posiedziała.
Niestety z upływem dnia zbliżały się chmury, które mogły oznaczać, albo deszcz, albo tylko miały Nas postraszyć, byśmy szybciej wyjechali do domu..
Tymczasem…
Rozkoszujemy się jedzeniem.. i nie tylko ;)© uluru
Tomuś spragniony odpoczynku ;)© uluru
I widok na pole po drugiej stronie pikniku..
Po drugiej stronie tylko pola© uluru
..i na niebo..
Słonko Nas rozpieszczało© uluru
Około godziny 15 postanowiliśmy się zbierać do domu, by do niego za późno nie dojechać.
Poskładaliśmy wszystko, podziękowaliśmy pięknie Cioci Konrada i wyruszyliśmy do domu..
Trasa powrotna była nieco inna, gdyż pierwotnie miała przebiegać swą większą częścią przez asfalt..ale nie powiedziałabym. Tym razem było chyba o wiele więcej piachu, którym byliśmy wszyscy szczerze zmęczeni. Jednak widoki rekompensowały całe zmęcznie..przynajmniej moje ;)
Na końcowym odcinku dojechaliśmy do drogi, którą już znaliśmy, drogi z Wysokiego Koła.
Dalej była Łęka, Jaroszyn..
Powrót do domu...© uluru
..Stary most w Puławach, ogródki działkowe, ścieżka rowerowa i wreszcie Włostowie, gdzie trójka z Nas, czyli Konrad, Mecenas i Ja rozjechaliśmy się do domów. Pozostałych kolegów zostawiliśmy tuz za mostem, bo mieszkają w innych niż my kierunkach ;)
Wszyscy marzyli tylko o jednym – gorącej kąpieli i czystym ubraniu ;]
Powiem szczerze, że miejscami nie miałam już siły, szczególnie na podjazdach, ale zaciskałam zęby i jechałam dalej. Chłopaki pytali się czy daję radę, a od Mecenasa, wielokrotnie usłyszałam słowa szacunku, że w takim stanie zdrowia jestem w stanie jechać
i jeszcze mi się chce i wcale nie jadę na samym końcu.
A właśnie, musze się przyznać, iż jechałam na początku Naszej grupy rowerowej i chociaż czasem na piachu prowadziłam rower, to w sumie jestem z siebie bardzo dumna, że mimo trzymającego mnie wciąż przeziębienia byłam w stanie zrobić blisko 73 km..mogłabym powiedzieć, że prawie SETKA ;)))
Dzisiaj kiedy to piszę, czyli we wtorek, wcale mnie tak nogi nie bolą jak myślałam i chociaż katar trzyma i kaszel też, to jestem dumna z siebie, z tego, że tyle przejechałam i nie poddałam się, mimo wszystko ;))
Poza tym tak sobie myślę, że gdyby nie mój stan zdrowia to bym pokręciła się po mieście by dobić do 100-tki..ale zostawię to sobie na następny raz..
Wiem jednak, że SETKA jest w zasięgu moich pedałów ;]
P.S. Mój Kołcz powinien być ze mnie dumny ;)))
Z POWODÓW TECHNICZNYCH ZAPRASZAM
cz. PIERWSZA
cz. DRUGA
K o m e n t a r z e
Następna wyprawa będzie seta ! :] Ciekawy musiał być widok tego koła kręcącego się w krzakach ;P.
Gratuluję dystansu i pozdrawiam ;] sikor4fun-remove - 14:47 środa, 4 maja 2011 | linkuj
Gratuluję dystansu i pozdrawiam ;] sikor4fun-remove - 14:47 środa, 4 maja 2011 | linkuj
Jak to powiedział Siara Siarzewski do Wąskiego : "Wąski aleś Ty mi zaimponował":D to powinienem napisać " Ania aleś Ty mi zaimponowała":) Na serio jestem pod wrażeniem dystansu oraz tego w jakim stanie zdrowotnym pojechałaś...Kołcz albo inaczej mentor jest zadowolony z progresu:] To teraz w takim razie będziemy walić większe dystanse:)
A zdjęcie mecenasa na kocu...bezcenne:D kamiloslaw1987 - 20:03 wtorek, 3 maja 2011 | linkuj
A zdjęcie mecenasa na kocu...bezcenne:D kamiloslaw1987 - 20:03 wtorek, 3 maja 2011 | linkuj
Zdjęć ni h...a! Nie widać :-( No ale wyobrażę sobie jak by to mogło wyglądać po opisie :-)
grigor86 - 19:38 wtorek, 3 maja 2011 | linkuj
Może jest to związane z tym problemem [url]http://forum.bikestats.pl/discussion/872/4/problem-z-photo-bikestats/#Item_3[/url]
marek - 15:25 wtorek, 3 maja 2011 | linkuj
Komentuj