- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wpisy archiwalne w kategorii
50-100 km
Dystans całkowity: | 279.22 km (w terenie 6.20 km; 2.22%) |
Czas w ruchu: | 16:58 |
Średnia prędkość: | 16.46 km/h |
Maksymalna prędkość: | 35.70 km/h |
Suma podjazdów: | 343 m |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 55.84 km i 3h 23m |
Więcej statystyk |
Bursztynowym Szlakiem do Czarnolasu :)
Komentarze(1) 56.09 km (0.00 km teren), czas: 03:58 h, avg:14.14 km/h, prędkość maks: 26.23 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Z racji Święta i wolnego dnia, postanowiliśmy wybrać się wreszcie na dłuższą wycieczkę. Na dzisiaj zaplanowany był Czarnolas, bo tam Nas razem nie było. Tak więc niespiesznie zebraliśmy się i ruszyliśmy.
Trasa:
Tokarska-Stary Most-Jaroszyn-Kowala-Opatkowice-Wysokie Koło-Regów Nowy-Gniewoszów-Sarnów-Mieścisko-Bierdzież-Piątków-Czarnolas
Przez miasto a potem za mostem starym na Jaroszyn - szlak czerwony. Bursztynowy Szlak rowerowy zaczynał się od Gniewoszowa aż do Czarnolasu. Niestety tylko ładnie się nazywa, bo jakość dróg na tej trasie daje dużo do myślenia, no ale cóż, co tu narzekać, ważne że pogoda dopisała!!!!!!!!!!!!!!!!
W Czarnolesie odpoczęliśmy, tam jest naprawdę pięknie, byłam dwa lata temu i widać różnicę, zrobili porządek ze złamanymi drzewami a także sa w trakcie remontu dworku, w którym jest Muzeum.
Po drodze z górki, więc jakość trasy już tak nie dokuczała, a parę kilometrów przed Puławami złapałam gumę..ale bez problemów Kamil wymienił dętkę i dalej w drogę :))))))))))))
Trasa:
Tokarska-Stary Most-Jaroszyn-Kowala-Opatkowice-Wysokie Koło-Regów Nowy-Gniewoszów-Sarnów-Mieścisko-Bierdzież-Piątków-Czarnolas
Przez miasto a potem za mostem starym na Jaroszyn - szlak czerwony. Bursztynowy Szlak rowerowy zaczynał się od Gniewoszowa aż do Czarnolasu. Niestety tylko ładnie się nazywa, bo jakość dróg na tej trasie daje dużo do myślenia, no ale cóż, co tu narzekać, ważne że pogoda dopisała!!!!!!!!!!!!!!!!
W Czarnolesie odpoczęliśmy, tam jest naprawdę pięknie, byłam dwa lata temu i widać różnicę, zrobili porządek ze złamanymi drzewami a także sa w trakcie remontu dworku, w którym jest Muzeum.
Po drodze z górki, więc jakość trasy już tak nie dokuczała, a parę kilometrów przed Puławami złapałam gumę..ale bez problemów Kamil wymienił dętkę i dalej w drogę :))))))))))))
Letnie widoczki© uluru
Pierwszy przystanek, gdzieś w drodze© uluru
Razem© uluru
Kellys© uluru
Sanktuarium w Wysokim Kole© uluru
Sanktuarium w Wysokim Kole© uluru
Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie© uluru
Ogromne drzewo w Parku© uluru
Miejscówka w Parku© uluru
Ścieżka wprost do Muzemu i w drugą stronę..wprost do wyjścia z Parku© uluru
Drewniane ptaszysko w Parku© uluru
Taka o fontanna była na terenie Muzeum Kochanowskiego© uluru
Róża w parku przy Muzeum Jana Kochanowskiego© uluru
Zmiana detki..tym razem u mnie :)© uluru
Czerwony szlak rowerowy i w oddali Azoty© uluru
Pole latem© uluru
Do pracy Kamila :)))
Komentarze(2) 9.93 km (0.00 km teren), czas: 00:35 h, avg:17.02 km/h, prędkość maks: 25.20 km/hTemperatura:30.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Miałam jechać do Kamila razem z Majką, ale mała zaprotestowała...w sumie jej się nie dziwię, bo żar lał się z nieba i pewnie byłoby jej ciężko jechać..
Cóż, pojechałam sama, a z powrotem zajechaliśmy na plan pod UM i na skwerek, gdzie stała dziwna rzeźba...
A na koniec mój rowerowy look tej soboty ;)))
Dziękuję Kochanie :***
Cóż, pojechałam sama, a z powrotem zajechaliśmy na plan pod UM i na skwerek, gdzie stała dziwna rzeźba...
Nasze rowery dwa :)))© uluru
Plan przez UM :)© uluru
Mój Kolarz :)))© uluru
Rzeźba na skwerku© uluru
A na koniec mój rowerowy look tej soboty ;)))
Oto JA :)))© uluru
Dziękuję Kochanie :***
Bikestatowa integracja - Dzień III-ci :)))
Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 | dodano: 05.05.2012Kategoria 50-100 km, W towarzystwie, Wyjazdowo Rower: JULIET 40-V
Komentarze(7)
54.10 km (4.80 km teren), czas: 03:14 h, avg:16.73 km/h,
prędkość maks: 29.70 km/hTemperatura:28.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj zaplanowane były równiny i wioski.
Upał nadal dawał o sobie znać a Pauli i mnie spieczone rączki :/
Najpierw zajechaliśmy do Galerii Aura po magnez :]]
Potem na lotnisko zobaczyć, czy stoi Black Hawk..No i stał :))
..a także M-18B DROMADER..
Potem na Malinie, zobaczyć zniszczony Dworek. Niestety obok Zakład Recyklingu rozprowadzał niezłe zapachy :/ dlatego szybciutko zrobiliśmy fotki i dalej na dwa kółka.
Dalej do Tuszyna Narodowego, gdzie urodził się gen. Władysław Sikorski..
Kolejna miejscowość - Jaślany. Tutaj zatrzymaliśmy się na Górze Świętej Anny :)
Widok był cudowny, na wsi cisza i spokój. Rozłożyliśmy kocyk, wyjęliśmy pyszniutkie kanapeczki i urządziliśmy sobie piknik :)))
Kopiec na którym siedzieliśmy podobno usypany był na grobie jednego z tatarskich Chanów, który zginął na tych polach.
Jest tez druga wersja, mówiąca o tym, że ów kopiec został usypany przez mieszkańców wsi, by na jego szczycie palić ogniska ostrzegawcze przed powodziami, czy napadami Tatarów.
Kiedy już porządnie odpoczęliśmy skierowaliśmy się do miejscowości Czajkowa, pod dzwonnicę.
Potem droga na Sarnów.
Nie byłoby fajnie, gdyby nie polowanie Grzesia na "COŚ" w trawie..
Okazało się, że jest to samiec Jaszczurki Zwinki. Pięknie pozował do zdjęć..
U mnie jest tylko jedno, ale na pewno znajdziecie je jeszcze u Grzesia:))
W Sarnowie przystanęliśmy by zobaczyć drewniany kościółek pw. Najświętszego serca Pana Jezusa, pochodzący z 1833 roku.
Dalej udaliśmy się zobaczyć, położony na wzniesieniu stary Cmentarz Ewangelicki z XIX wieku.
Kiedy już każdy zaspokoił swój głód fotografowania pojechaliśmy na Łąki Rogożyny. Tam było naprawdę cudnie, cisza, spokój :)) Grześ gdzieś łaził po krzakach, gdzie urządził sobie polowanie na bażanta i nawet go ustrzelił. Paula i Kamil wylegiwali się na trawce.
Ja próbowałam na zdjęciach uchwycić piękno tamtego miejsca.
Kiedy już słonko zaczęło zachodzić, postanowiliśmy wrócić do domu, a po drodze zahaczyć o kebaba :))
..w lesie takie widoki Nas rozpieszczały :))))
Wstąpiliśmy zobaczyć torfowiska na Woli Chorzelowskiej.
Na Starym Mieście na kebaba trzeba było zbyt długo czekać, dlatego pojechaliśmy dalej..
..po drodze Bazylika Mniejsza pw Świętego Mateusza..
Znaleźliśmy kebaba, zjedliśmy i udaliśmy się do domciu...
Dzień jak poprzednie udany :)))))))))))
Upał nadal dawał o sobie znać a Pauli i mnie spieczone rączki :/
Najpierw zajechaliśmy do Galerii Aura po magnez :]]
Galeria Aura w Mielcu..© uluru
W Mielcu© uluru
Potem na lotnisko zobaczyć, czy stoi Black Hawk..No i stał :))
Black Hawk© uluru
..a także M-18B DROMADER..
M-18B DROMADER© uluru
Potem na Malinie, zobaczyć zniszczony Dworek. Niestety obok Zakład Recyklingu rozprowadzał niezłe zapachy :/ dlatego szybciutko zrobiliśmy fotki i dalej na dwa kółka.
Zaniedbany Dworek z mailinie© uluru
Dalej do Tuszyna Narodowego, gdzie urodził się gen. Władysław Sikorski..
Dom, w którym się urodził gen W. Sikorski© uluru
Generał Sikorski© uluru
Tablica informcyjna© uluru
Kolejna miejscowość - Jaślany. Tutaj zatrzymaliśmy się na Górze Świętej Anny :)
Widok był cudowny, na wsi cisza i spokój. Rozłożyliśmy kocyk, wyjęliśmy pyszniutkie kanapeczki i urządziliśmy sobie piknik :)))
Tak sobie radośnie piknikujemy :))© uluru
Krzyż na Górze Świętej Anny..© uluru
Kopiec na którym siedzieliśmy podobno usypany był na grobie jednego z tatarskich Chanów, który zginął na tych polach.
Jest tez druga wersja, mówiąca o tym, że ów kopiec został usypany przez mieszkańców wsi, by na jego szczycie palić ogniska ostrzegawcze przed powodziami, czy napadami Tatarów.
Kiedy już porządnie odpoczęliśmy skierowaliśmy się do miejscowości Czajkowa, pod dzwonnicę.
Dzwonnica w Czajkowej© uluru
Potem droga na Sarnów.
Nie byłoby fajnie, gdyby nie polowanie Grzesia na "COŚ" w trawie..
Okazało się, że jest to samiec Jaszczurki Zwinki. Pięknie pozował do zdjęć..
Mały ładnie pozował do zdjęć :)© uluru
U mnie jest tylko jedno, ale na pewno znajdziecie je jeszcze u Grzesia:))
W Sarnowie przystanęliśmy by zobaczyć drewniany kościółek pw. Najświętszego serca Pana Jezusa, pochodzący z 1833 roku.
Kościółek z Sarnowie© uluru
Wnętrze© uluru
Wnętrze© uluru
Widok z chóru© uluru
Dzwonnica koło kościółka w Sarnowie© uluru
Dalej udaliśmy się zobaczyć, położony na wzniesieniu stary Cmentarz Ewangelicki z XIX wieku.
Cmentarz Ewangelicki z XIX wieku© uluru
Na cmetarzu© uluru
Na cmentarzu© uluru
Na cmentarzu© uluru
Roslinki na cmentarzu© uluru
Cmentarny mech© uluru
Kiedy już każdy zaspokoił swój głód fotografowania pojechaliśmy na Łąki Rogożyny. Tam było naprawdę cudnie, cisza, spokój :)) Grześ gdzieś łaził po krzakach, gdzie urządził sobie polowanie na bażanta i nawet go ustrzelił. Paula i Kamil wylegiwali się na trawce.
Ja próbowałam na zdjęciach uchwycić piękno tamtego miejsca.
Łąki Rogożyny© uluru
Cudne widoczki na łakch© uluru
Słoneczko powoli zachodzi..© uluru
Kiedy już słonko zaczęło zachodzić, postanowiliśmy wrócić do domu, a po drodze zahaczyć o kebaba :))
..w lesie takie widoki Nas rozpieszczały :))))
W lesie cudnie jest...© uluru
Wstąpiliśmy zobaczyć torfowiska na Woli Chorzelowskiej.
Torfowiska na Woli Chorzelowskiej i Romek z roli Głównej :)© uluru
Na Starym Mieście na kebaba trzeba było zbyt długo czekać, dlatego pojechaliśmy dalej..
..po drodze Bazylika Mniejsza pw Świętego Mateusza..
Bazylika mniejsza nocą..© uluru
Znaleźliśmy kebaba, zjedliśmy i udaliśmy się do domciu...
Dzień jak poprzednie udany :)))))))))))
Bikestatowa integracja - Dzień II-gi :)))
Niedziela, 29 kwietnia 2012 | dodano: 03.05.2012Kategoria 50-100 km, W towarzystwie, Wyjazdowo Rower: JULIET 40-V
Komentarze(4)
52.10 km (1.40 km teren), czas: 03:19 h, avg:15.71 km/h,
prędkość maks: 35.30 km/hTemperatura:27.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj odwiedzić mieliśmy trzy Rezerwaty: Buczyna, Pateraki i Jaźwiana Góra.
Niestety zarówno mnie jak i Grzesia dopadła jakaś migrena, ale trzeba było brać tyłki w troki i jechać conieco zobaczyć, tym bardziej, że pogoda była cuuuuudowna :)))))
Przed wyjściem chłopaki wymienili jeszcze łańcuch u DaDasika w Romku.
Tak więc spakowaliśmy kanapki i dużo picia i ruszyliśmy w drogę :)
Najpierw wstąpiliśmy zobaczyć sławetne Stawy Cyranowskie..
Dalej pojechaliśmy lasem do Ostoi Bobra, ale z tego co mówił Grześ jego tam już nie ma, bo przestraszył się turystów z zabrał się stamtąd..
Miejsce cudowne :))
Laskiem na małe conieco nad zbiornik PPOŻ :))
Następnie drogą na Kolbuszową do Przyłęku. Dojechaliśmy do "Buczyna w Cyrance na Płaskowyżu Kolbuszowskiem".
Po drodze spotkaliśmy jeden z niewielu tamtejszych głazów narzutowych..
Kiedy już dojechaliśmy do Rezerwatu, rozłożyliśmy kocyk, wyjęliśmy kanapeczki i zrobiliśmy sobie piknik :))
Ale najpierw zdjęcia..
Skierowaliśmy się w kierunku dwóch pozostałych Rezerwatów, ale po drodze mnie zaczęło porządnie i boleśnie dokuczać kolano a Grześ też czuł się nieciekawie :/
Dojechaliśmy do Sanktuarium Madonny z Puszczy i postanowiliśmy niestety skrócić nieco trasę i wrócić do domciu..
Po drodze zajechaliśmy nad jeziorko..
Wróciliśmy przez strefę i lotnisko.
Wycieczka, chociaż skrócona i tak należała do bardzo ale to bardzo udanych :)) A widoki, które zobaczyliście na zdjęciach na żywo są wo wiele cudniejsze, piękniejsze i bardziej klimatyczne :))))
Niestety zarówno mnie jak i Grzesia dopadła jakaś migrena, ale trzeba było brać tyłki w troki i jechać conieco zobaczyć, tym bardziej, że pogoda była cuuuuudowna :)))))
Przed wyjściem chłopaki wymienili jeszcze łańcuch u DaDasika w Romku.
Operacja ROEMK..© uluru
Chłopaki zmieniają łańcuch..© uluru
Tak więc spakowaliśmy kanapki i dużo picia i ruszyliśmy w drogę :)
Najpierw wstąpiliśmy zobaczyć sławetne Stawy Cyranowskie..
Stawy Cyranowskie© uluru
Stawy Cyranowskie© uluru
Stawy Cyranowskie© uluru
Kamil się nawadnia :):)© uluru
Szykujemy się do zdjęć© uluru
Artisztik© uluru
Artisztik© uluru
Dalej pojechaliśmy lasem do Ostoi Bobra, ale z tego co mówił Grześ jego tam już nie ma, bo przestraszył się turystów z zabrał się stamtąd..
Miejsce cudowne :))
Cudne widoczki :))© uluru
Bagno..© uluru
Tam gdzie bóbr..© uluru
Robota bobra :)© uluru
Słońce ponad Nami..© uluru
Mustangi na odpoczynku© uluru
Dzulietta i Wściekły odpoczywają :)© uluru
Kamil coś foci :)© uluru
Laskiem na małe conieco nad zbiornik PPOŻ :))
Dodatki do kanapek :)© uluru
Przeciwpożarowy zbiornik wodny..© uluru
DaDasik w akcji...© uluru
Zamyśona Paula :))© uluru
Następnie drogą na Kolbuszową do Przyłęku. Dojechaliśmy do "Buczyna w Cyrance na Płaskowyżu Kolbuszowskiem".
Po drodze spotkaliśmy jeden z niewielu tamtejszych głazów narzutowych..
Głaz narzutowy© uluru
Kiedy już dojechaliśmy do Rezerwatu, rozłożyliśmy kocyk, wyjęliśmy kanapeczki i zrobiliśmy sobie piknik :))
Ale najpierw zdjęcia..
Rezerwat Buczyna - wszyscy z aparatami...© uluru
Monumentalne Buki© uluru
Niesamowite..© uluru
Podłoga w lesie..© uluru
Rozwijająca się paproć..© uluru
Huba© uluru
ponownie huba© uluru
Tablica informacyjna w Rezerwacie Buczyna© uluru
Skierowaliśmy się w kierunku dwóch pozostałych Rezerwatów, ale po drodze mnie zaczęło porządnie i boleśnie dokuczać kolano a Grześ też czuł się nieciekawie :/
Dojechaliśmy do Sanktuarium Madonny z Puszczy i postanowiliśmy niestety skrócić nieco trasę i wrócić do domciu..
Sanktuarium Madonny z Puszczy© uluru
Po drodze zajechaliśmy nad jeziorko..
klimatyczny widoczek© uluru
Pojawiły się już kijanki..© uluru
Wróciliśmy przez strefę i lotnisko.
Wycieczka, chociaż skrócona i tak należała do bardzo ale to bardzo udanych :)) A widoki, które zobaczyliście na zdjęciach na żywo są wo wiele cudniejsze, piękniejsze i bardziej klimatyczne :))))
Dokonała się SETKA :)))
Komentarze(18) 107.00 km (0.00 km teren), czas: 05:52 h, avg:18.24 km/h, prędkość maks: 35.70 km/hTemperatura:27.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Marzenia stały się realne
W sobotę nareszcie udało Nam się zrealizować od dawna planowaną SETKĘ
Na początku dokładna mapa, wykonana przez głównego organizatora wycieczki i Mojego osobistego Kołcza :D
Po wcześniejszym przeanalizowaniu prognoz pogody doszliśmy do wniosku, że to właśnie sobota będzie idealna na Nasz wypad
Sobotni poranek zapowiadał się fantastycznie, chociaż na niebie krążyły jakieś szarawe chmurki, Jednak to nie przeszkodziło Nam w przygotowaniach do wyjazdu. Godzina nieco się przesunęła powodów domowych...
Wyposażyliśmy się w napoje, ja zabrałam swój bukłak wypełniony 2 litrami wody z tabletkami ISOSTAR plus 0,7 litrowy bidon z tym samym napojem, do tego makaron z jogurtem, dwa batony energetyczne i na wszelki wypadek żel energetyczny..
Około godziny 13 wyjechaliśmy, pełni chęci i sił na pierwsza wspólna tak długą wycieczkę.
Pogoda z każda minuta przypominała lato i to Nas bardzo cieszyło.
Pierwszy przystanek na wyjeździe z Puław gdyż trzeba było odebrać telefon od dawno nie widzianego dziecka.
Dalej już sunęliśmy szosą, by potem skręcić w ulicę pomiędzy pięknie pachnącym lasem. Jakie to cudowne uczucie, kiedy nie mijają Cię żadne samochody a Ty lecisz gdzieś do przodu.
Kolejny postój tym razem na mały makaronowy obiadek – taki mały piknik.
Potem już bez żadnych przystanków, ulicą Gołębską jechaliśmy dalej.
Słońce prażyło jak na patelni prosto w twarz a na niebie nie było żadnej chmurki. Wbrew pozorom była to zdradliwa pogoda, bo zbyt długie przebywanie na tak otwartym słońcu może spowodować udar słoneczny, tym bardziej dla osób, które nie do końca są przyzwyczajone do tak długiej ekspozycji na otwarte słońce.
Jechało Nam się tak dobrze, że nawet zatrzymywać było się szkoda. Przejeżdżając przez most na Wieprzu w Niebrzegowie, postanowiliśmy się zatrzymać bo akurat wzdłuż rzeki chodziły sobie koniki i krówki :)
Już mieliśmy odjeżdżać, kiedy okazało się iż musimy zaliczyć przymusowy Pit Stop...Kamil złapał kapcia :/ to się nazywa pech.
Jednak zdolności jego manualne spowodowały, iż nie mieliśmy zbyt długiego opóźnienia.
Posypały się takie czy inne epitety i czym prędzej pojechaliśmy dalej, aby wkońcu dojechać do Dęblina. Tu postanowiliśmy na chwilę zajechać do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych,
...chociaż mamy w planach oddzielnie wycieczkę specjalnie tylko do Dęblina, dlatego też zbyt dużą ilością zdjęć z tego przesympatycznego miasteczka Was nie uraczymy..następnym razem nie omieszkamy trochę się pokręcić i porobić jakieś fotki. Muszę przyznać, że zawsze byłam tylko przejazdem samochodem w tym mieście a dzisiaj widziałam jakie jest fajne, posiada długą ścieżkę rowerowa, z kostki oczywiście, ale jedzie się bardzo przyjemnie :)
Wyjeżdżając z Dęblina trzeba przejechać przez most na Wiśle z bardzo wąskim pasem dla pieszych..niestety tutaj dała się we znaki moja słabość i cały most przeszłam na własnych nogach..ehh mam nadzieje, że kiedyś mi to minie
Potem skierowaliśmy się na Zajezierze, Opactwo, Sieciechów, Mozolice Duże, Słowiki-Folwark, Stare Słowiki , Brzeźnica, Janików i wreszcie Kozienice..
Oto zdjęcie pamiątkowe pod tablicą miasta
Kozienice to takie urocze małe miasteczko, jedna główna ulica ciągnie się i ciągnie. Jadąc tą że ulicą stanowiliśmy atrakcję dla miejscowych a sami szukaliśmy jakiegoś jedzenia do wchłonięcia, bo byliśmy okropnie głodni :] Szukaliśmy, szukaliśmy aż wkońcu znaleźliśmy – KEBAB :D
Po odczekaniu swoich paru minut na przyjście Pani obsługującej ten bar zakupiliśmy co trzeba i udaliśmy się na pobliski skwerek/park gdzie spokojnie rozkoszowaliśmy się ciepłym obiadkiem :)
Bardzo przyjemnie Nam się tam siedziało i jadło, jednak wiedzieliśmy, że nie mamy za dużo czasu wolnego gdyż niedługo będziemy się musieli zbierać spowrotem do domciu, by zbyt późno nie wracać.
Kiedy się już najedliśmy i napiliśmy, zobaczyliśmy, że na jednym z drzew biegają wiewiórki a raczej ganiają się jak zwariowane. Latały po drzewie, po trawniku, między drzewami. Jak dla mnie miały one raczej temperament amerykańskich wiewiórek z pewnej kreskówki :)
Oto co udało mi się sfocić
Po sesji zdjęciowej wiewiórek uzupełniliśmy płyny i skierowaliśmy się w drogę powrotną. Postanowiliśmy jechać inaczej niż tu przybyliśmy, by nudno nie było. Okazało się jednak, że cale to nie będzie takie łatwe, przynajmniej dla mnie. Nie wiem czemu, ale moje nogi
z każdym kilometrem odmawiały mi posłuszeństwa :/
Za Kozienicami skierowaliśmy się na miejscowość o wdzięcznej nazwie Garbatka Letnisko.
Droga powrotna, przynajmniej przez pierwszych 20km usiana była częstymi piknikami..ale to było głownie spowodowane okropnym bólem głowy wywołanym zbyt długim przebywaniem na otwartym słońcu. Myślę, że nie był to udar, ale niewiele brakowało. Kamil dzielnie znosił moje prośby o chwile postoju i jakiekolwiek narzekania, chociaż i tak starałam się bardzo nie narzekać, tylko jechać.
Wkońcu powiedziałam sobie, że nawet jakbym miała jechać 15km/h i dojechać o północy do Puław to i tak przejadę tą setkę..robię to wkońcu dla siebie :]
Z czasem jechało się lepiej, słońce mieliśmy już w plecy, wkoło były drzewa, więc ilość cienia była odpowiednia no i ten uroczy zapach lasu.
Na trasie minęliśmy paru rowerzystów, którzy Nam pomachali ręką a jeden to nawet powiedział „Cześć”. No i to mi się podoba, zupełnie jak na wodzie, kiedy mija się inne łódki, żaglówki, czy nawet kajaki :) miło popatrzeć jacy kulturalnie potrafią być ludzie a wtedy człowiekowi od razu lepiej się robi :)
Wracając przez wsie stanowiliśmy, jak zwykle lokalne atrakcje, bo przecież w XXI wieku tacy bikerzy jak My to rzadki widok...
Potem jechaliśmy przez Garbatkę, Garbatkę-Dziewiątkę, Bąkowiec, Gniewoszów.
Zdjęcia gdzieś z trasy
Jechaliśmy dalej ale ja w pewnym momencie nie mogłam się opanować i nie zatrzymać by zrobić zdjęcie pięknie zachodzącemu słońcu..
Wkońcu dojechaliśmy do Wysokiego Koła, gdzie znajduje się wspomniane przeze mnie we wpisie Sanktuarium
Wyjeżdżając stamtąd zauważyłam Cmentarz Wojenny usytuowany wśród drzew. Zatrzymaliśmy się tam.
Cmentarz ten poświęcony jest żołnierzom rosyjskim, austriackim i niemieckim, którzy walczyli o obronie Twierdzy w Dęblinie.
Wszystkie informacje znajdują się na tablicy przed wejściem na Cmentarz a samym miejscem opiekują się dzieci ze Szkoły Podstawowej w Wysokim Kole i Urząd Gminy w Gniewoszowie.
Jeden Pan to nawet zapragnął mieć słit focie z Białą Damą...
Po drodze
Dalej Opatkowice, Łęka, Jaroszyn, a kiedy oczom Naszym na horyzoncie ukazały się kominy Azotowskie, wiedzieliśmy, że nadchodzi kres Naszej wyprawy..
Jakże przyjemne było uczucie, kiedy to ujrzałam stary most na Wiśle ;)
Potem już było prawie z górki i miastem a potem ścieżką rowerową wzdłuż ulicy Kazimierskiej wróciliśmy do domu, to znaczy pod bramę na ulicy Ślusarskiej.
Foto z licznika Kamila, bo mój dzisiaj nieco szalał.
Wycieczkę uważam za bardzo udana, mimo kilku pikników i jednego Pit Stopu :)
Jestem z siebie bardzo dumna i już wiem, ze potrafię przejechać setkę, a przy regularnych jazdach byłoby jeszcze lepiej, ale co tam..najważniejsze że było bardzo miło, sympatycznie i generalnie cudownie :)
Na koniec oczywiście chciałabym podziękować osobie, bez której pomocy i wsparcia, raczej nie przejechałabym takiej trasy a już na pewno poddałabym się w miejscu, gdzie bym się poddała..
Jednocześnie chciałabym ten swój przejazd zadedykować tej osobie i jest to nie kto inny jak Kamil nie tylko kolega i Kołcz...
DZIĘKUJĘ CI BARDZO!!!
W sobotę nareszcie udało Nam się zrealizować od dawna planowaną SETKĘ
Na początku dokładna mapa, wykonana przez głównego organizatora wycieczki i Mojego osobistego Kołcza :D
Po wcześniejszym przeanalizowaniu prognoz pogody doszliśmy do wniosku, że to właśnie sobota będzie idealna na Nasz wypad
Sobotni poranek zapowiadał się fantastycznie, chociaż na niebie krążyły jakieś szarawe chmurki, Jednak to nie przeszkodziło Nam w przygotowaniach do wyjazdu. Godzina nieco się przesunęła powodów domowych...
Wyposażyliśmy się w napoje, ja zabrałam swój bukłak wypełniony 2 litrami wody z tabletkami ISOSTAR plus 0,7 litrowy bidon z tym samym napojem, do tego makaron z jogurtem, dwa batony energetyczne i na wszelki wypadek żel energetyczny..
Około godziny 13 wyjechaliśmy, pełni chęci i sił na pierwsza wspólna tak długą wycieczkę.
Pogoda z każda minuta przypominała lato i to Nas bardzo cieszyło.
Pierwszy przystanek na wyjeździe z Puław gdyż trzeba było odebrać telefon od dawno nie widzianego dziecka.
Wyjeżdżamy z Puław© uluru
Fołn kol na wyjeździe z Puław© uluru
Dalej już sunęliśmy szosą, by potem skręcić w ulicę pomiędzy pięknie pachnącym lasem. Jakie to cudowne uczucie, kiedy nie mijają Cię żadne samochody a Ty lecisz gdzieś do przodu.
Kolejny postój tym razem na mały makaronowy obiadek – taki mały piknik.
Piknik w lesie :)© uluru
Tam jedziemy© uluru
Stamtąd przyjechaliśmy© uluru
Potem już bez żadnych przystanków, ulicą Gołębską jechaliśmy dalej.
Słońce prażyło jak na patelni prosto w twarz a na niebie nie było żadnej chmurki. Wbrew pozorom była to zdradliwa pogoda, bo zbyt długie przebywanie na tak otwartym słońcu może spowodować udar słoneczny, tym bardziej dla osób, które nie do końca są przyzwyczajone do tak długiej ekspozycji na otwarte słońce.
Jechało Nam się tak dobrze, że nawet zatrzymywać było się szkoda. Przejeżdżając przez most na Wieprzu w Niebrzegowie, postanowiliśmy się zatrzymać bo akurat wzdłuż rzeki chodziły sobie koniki i krówki :)
Koniki nad wodą się pasą..© uluru
Widok z mostu© uluru
Biała dama na moście© uluru
Już mieliśmy odjeżdżać, kiedy okazało się iż musimy zaliczyć przymusowy Pit Stop...Kamil złapał kapcia :/ to się nazywa pech.
Jednak zdolności jego manualne spowodowały, iż nie mieliśmy zbyt długiego opóźnienia.
Pit stop w Niebrzegowie..© uluru
Posypały się takie czy inne epitety i czym prędzej pojechaliśmy dalej, aby wkońcu dojechać do Dęblina. Tu postanowiliśmy na chwilę zajechać do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych,
Wyższa Szkoła Orląt© uluru
Pomnik przed Szkołą© uluru
Plac Defilad...© uluru
Uluru pod pomnikiem :)© uluru
Samoloty w Dęblinie© uluru
Dęblińskie samoloty© uluru
...chociaż mamy w planach oddzielnie wycieczkę specjalnie tylko do Dęblina, dlatego też zbyt dużą ilością zdjęć z tego przesympatycznego miasteczka Was nie uraczymy..następnym razem nie omieszkamy trochę się pokręcić i porobić jakieś fotki. Muszę przyznać, że zawsze byłam tylko przejazdem samochodem w tym mieście a dzisiaj widziałam jakie jest fajne, posiada długą ścieżkę rowerowa, z kostki oczywiście, ale jedzie się bardzo przyjemnie :)
Wyjeżdżając z Dęblina trzeba przejechać przez most na Wiśle z bardzo wąskim pasem dla pieszych..niestety tutaj dała się we znaki moja słabość i cały most przeszłam na własnych nogach..ehh mam nadzieje, że kiedyś mi to minie
Potem skierowaliśmy się na Zajezierze, Opactwo, Sieciechów, Mozolice Duże, Słowiki-Folwark, Stare Słowiki , Brzeźnica, Janików i wreszcie Kozienice..
Oto zdjęcie pamiątkowe pod tablicą miasta
Cel osiągnięty...połowa trasy :]© uluru
Kozienice to takie urocze małe miasteczko, jedna główna ulica ciągnie się i ciągnie. Jadąc tą że ulicą stanowiliśmy atrakcję dla miejscowych a sami szukaliśmy jakiegoś jedzenia do wchłonięcia, bo byliśmy okropnie głodni :] Szukaliśmy, szukaliśmy aż wkońcu znaleźliśmy – KEBAB :D
Po odczekaniu swoich paru minut na przyjście Pani obsługującej ten bar zakupiliśmy co trzeba i udaliśmy się na pobliski skwerek/park gdzie spokojnie rozkoszowaliśmy się ciepłym obiadkiem :)
Tu mieliśmy zasłużony odpoczynek :)© uluru
Park/skwerek w Kozienicach© uluru
Czas rozpocząć ucztę kebabową :)© uluru
Nasz obiad :)© uluru
Bardzo przyjemnie Nam się tam siedziało i jadło, jednak wiedzieliśmy, że nie mamy za dużo czasu wolnego gdyż niedługo będziemy się musieli zbierać spowrotem do domciu, by zbyt późno nie wracać.
Kiedy się już najedliśmy i napiliśmy, zobaczyliśmy, że na jednym z drzew biegają wiewiórki a raczej ganiają się jak zwariowane. Latały po drzewie, po trawniku, między drzewami. Jak dla mnie miały one raczej temperament amerykańskich wiewiórek z pewnej kreskówki :)
Oto co udało mi się sfocić
Jedna czeka na drugą..© uluru
Ganiały się wiewiórki w parku© uluru
Wiewiórka na drzewie© uluru
Patrzy się mi prosto w oczy..© uluru
Po sesji zdjęciowej wiewiórek uzupełniliśmy płyny i skierowaliśmy się w drogę powrotną. Postanowiliśmy jechać inaczej niż tu przybyliśmy, by nudno nie było. Okazało się jednak, że cale to nie będzie takie łatwe, przynajmniej dla mnie. Nie wiem czemu, ale moje nogi
z każdym kilometrem odmawiały mi posłuszeństwa :/
Za Kozienicami skierowaliśmy się na miejscowość o wdzięcznej nazwie Garbatka Letnisko.
Droga powrotna, przynajmniej przez pierwszych 20km usiana była częstymi piknikami..ale to było głownie spowodowane okropnym bólem głowy wywołanym zbyt długim przebywaniem na otwartym słońcu. Myślę, że nie był to udar, ale niewiele brakowało. Kamil dzielnie znosił moje prośby o chwile postoju i jakiekolwiek narzekania, chociaż i tak starałam się bardzo nie narzekać, tylko jechać.
Wkońcu powiedziałam sobie, że nawet jakbym miała jechać 15km/h i dojechać o północy do Puław to i tak przejadę tą setkę..robię to wkońcu dla siebie :]
Z czasem jechało się lepiej, słońce mieliśmy już w plecy, wkoło były drzewa, więc ilość cienia była odpowiednia no i ten uroczy zapach lasu.
Na trasie minęliśmy paru rowerzystów, którzy Nam pomachali ręką a jeden to nawet powiedział „Cześć”. No i to mi się podoba, zupełnie jak na wodzie, kiedy mija się inne łódki, żaglówki, czy nawet kajaki :) miło popatrzeć jacy kulturalnie potrafią być ludzie a wtedy człowiekowi od razu lepiej się robi :)
Wracając przez wsie stanowiliśmy, jak zwykle lokalne atrakcje, bo przecież w XXI wieku tacy bikerzy jak My to rzadki widok...
Potem jechaliśmy przez Garbatkę, Garbatkę-Dziewiątkę, Bąkowiec, Gniewoszów.
Zdjęcia gdzieś z trasy
Młode boćki w gnieździe© uluru
Stamtąd przyjechaliśmy© uluru
Jechaliśmy dalej ale ja w pewnym momencie nie mogłam się opanować i nie zatrzymać by zrobić zdjęcie pięknie zachodzącemu słońcu..
Słońce powoli chowa się za drzewa© uluru
Wkońcu dojechaliśmy do Wysokiego Koła, gdzie znajduje się wspomniane przeze mnie we wpisie Sanktuarium
Wyjeżdżając stamtąd zauważyłam Cmentarz Wojenny usytuowany wśród drzew. Zatrzymaliśmy się tam.
Cmentarz ten poświęcony jest żołnierzom rosyjskim, austriackim i niemieckim, którzy walczyli o obronie Twierdzy w Dęblinie.
Wszystkie informacje znajdują się na tablicy przed wejściem na Cmentarz a samym miejscem opiekują się dzieci ze Szkoły Podstawowej w Wysokim Kole i Urząd Gminy w Gniewoszowie.
Cmentarz Wojenny w Wysokim Kole© uluru
Zbiorowe mogiły© uluru
Jeden Pan to nawet zapragnął mieć słit focie z Białą Damą...
Słit focia :)© uluru
Po drodze
Zachodzi słoneczko..© uluru
Istne cudo..© uluru
Dalej Opatkowice, Łęka, Jaroszyn, a kiedy oczom Naszym na horyzoncie ukazały się kominy Azotowskie, wiedzieliśmy, że nadchodzi kres Naszej wyprawy..
Powrót do domu© uluru
Jakże przyjemne było uczucie, kiedy to ujrzałam stary most na Wiśle ;)
Potem już było prawie z górki i miastem a potem ścieżką rowerową wzdłuż ulicy Kazimierskiej wróciliśmy do domu, to znaczy pod bramę na ulicy Ślusarskiej.
Foto z licznika Kamila, bo mój dzisiaj nieco szalał.
SETKA :)))© uluru
Wycieczkę uważam za bardzo udana, mimo kilku pikników i jednego Pit Stopu :)
Jestem z siebie bardzo dumna i już wiem, ze potrafię przejechać setkę, a przy regularnych jazdach byłoby jeszcze lepiej, ale co tam..najważniejsze że było bardzo miło, sympatycznie i generalnie cudownie :)
Na koniec oczywiście chciałabym podziękować osobie, bez której pomocy i wsparcia, raczej nie przejechałabym takiej trasy a już na pewno poddałabym się w miejscu, gdzie bym się poddała..
Jednocześnie chciałabym ten swój przejazd zadedykować tej osobie i jest to nie kto inny jak Kamil nie tylko kolega i Kołcz...
DZIĘKUJĘ CI BARDZO!!!