- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2011
Dystans całkowity: | 191.56 km (w terenie 18.00 km; 9.40%) |
Czas w ruchu: | 12:46 |
Średnia prędkość: | 15.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 39.70 km/h |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 19.16 km i 1h 16m |
Więcej statystyk |
Back on road...
Komentarze(10) 9.36 km (0.00 km teren), czas: 00:28 h, avg:20.06 km/h, prędkość maks: 31.70 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Powróciłam wreszcie na siodełko :)))
Ahh co za wspaniałe uczucie, kiedy jedzie się rano, miasto budzi się do życia, słonko świeci :]
Kondycja spadła nieco, ale co tam nadrobimy to czym prędzej..niedługo bowiem mój krasnal ogrodowy wyjeżdża na wakacje :)
Trasa tradycyjna Dom-Przedszkole-Praca-Przedszkole-Dom. PO drodze nic ciekawego oprócz plączących się bez celu przechodniów. Dziś ponownie zmuszona byłam do sprawdzenia niezawodności moich hamulców..nieźle działają :]
Poza tym dzień jak co dzień, teraz widzę, że zaczyna nieźle wiać i chmurki jakieś na niebie krążą i na dowód tego fotki z mojego tarasu..
Liczę na to, że wieczorkiem gdzieś polecimy z Kamilek :)) mimo tego wiatru i chmurek...
Ahh co za wspaniałe uczucie, kiedy jedzie się rano, miasto budzi się do życia, słonko świeci :]
Kondycja spadła nieco, ale co tam nadrobimy to czym prędzej..niedługo bowiem mój krasnal ogrodowy wyjeżdża na wakacje :)
Trasa tradycyjna Dom-Przedszkole-Praca-Przedszkole-Dom. PO drodze nic ciekawego oprócz plączących się bez celu przechodniów. Dziś ponownie zmuszona byłam do sprawdzenia niezawodności moich hamulców..nieźle działają :]
Poza tym dzień jak co dzień, teraz widzę, że zaczyna nieźle wiać i chmurki jakieś na niebie krążą i na dowód tego fotki z mojego tarasu..
Z jednej strony granat...© uluru
Słońce przebija się przez chmurki :)© uluru
Z drugiej strony nieco jaśniej..© uluru
Liczę na to, że wieczorkiem gdzieś polecimy z Kamilek :)) mimo tego wiatru i chmurek...
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło..:)
Komentarze(12) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Pierwotny temat wpisu brzmiał: "Rowerowy urlop przymusowy :(". Postanowiłam jednak zmienić...
statni raz na rowerze byłam tego wieczoru, kiedy to odbywało się przepiękne przedstawienie na niebie zwane Zaćmieniem Księżyca :)
Niestety tak się złożyło, że od tego czasu moja ukochana Dżulietta stoi samotnie w garażu i usycha z tęsknoty za choćby króciutka jazdą...i mam nadzieje, że już długo czekać nie będzie ;)
Bywa tak, że się bardzo chce jeździć, ale wszystko dookoła sprawia, że się nie da.
Wycieczka do przeszłości, Majka cały tydzień chora na angine i cała reszta sprawiły iż musiałam i nadal muszę być na przymusowym urlopie rowerowym. Nie powiem jest ciężko, bo mnie nosi a gdy widzę rowerzystów to mnie skręca i najchętniej zaczęłabym wyć do księżyca, żeby choć cokolwiek się w tym temacie zmieniło...
Jednakże ten czas przyniósł zmiany, mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że moje życie odwróciło się do góry nogami albo jak kto woli o 180 stopni, w pozytywnym tego słowa znaczeniu :D
W zamian za rowerowe zdjęcia uraczę Was zdjęciami w odrobinę innym klimacie i mam nadzieje, że Wam się spodobają :))
P.S. Niedługo wracam na siodełko..wkońcu trzeba wypróbować nowy stroik rowerowy :D
statni raz na rowerze byłam tego wieczoru, kiedy to odbywało się przepiękne przedstawienie na niebie zwane Zaćmieniem Księżyca :)
Niestety tak się złożyło, że od tego czasu moja ukochana Dżulietta stoi samotnie w garażu i usycha z tęsknoty za choćby króciutka jazdą...i mam nadzieje, że już długo czekać nie będzie ;)
Bywa tak, że się bardzo chce jeździć, ale wszystko dookoła sprawia, że się nie da.
Wycieczka do przeszłości, Majka cały tydzień chora na angine i cała reszta sprawiły iż musiałam i nadal muszę być na przymusowym urlopie rowerowym. Nie powiem jest ciężko, bo mnie nosi a gdy widzę rowerzystów to mnie skręca i najchętniej zaczęłabym wyć do księżyca, żeby choć cokolwiek się w tym temacie zmieniło...
Jednakże ten czas przyniósł zmiany, mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że moje życie odwróciło się do góry nogami albo jak kto woli o 180 stopni, w pozytywnym tego słowa znaczeniu :D
W zamian za rowerowe zdjęcia uraczę Was zdjęciami w odrobinę innym klimacie i mam nadzieje, że Wam się spodobają :))
P.S. Niedługo wracam na siodełko..wkońcu trzeba wypróbować nowy stroik rowerowy :D
W poszukiwaniu Zaćmienia Księżyca...
Środa, 15 czerwca 2011 | dodano: 16.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(9)
29.63 km (1.50 km teren), czas: 01:52 h, avg:15.87 km/h,
prędkość maks: 28.70 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wszystkie media okrzyknęły, że ma być całkowite zaćmienie księżyca, więc jak każdy rowerzysta i pewnie nie tylko postanowiliśmy z Kamilem udać się gdzieś by złapać jak najlepsze fotki :)
Wcześniej jednak postanowiłam popróbować aparatu mojego taty, który to na ta okazję pożyczyłam..
Umówieni byliśmy na tą co zwykle i pojechaliśmy gdzieś przed siebie i właściwie do końca wiedzieliśmy gdzie pojedziemy. Wstępny plan był na górkę w Górze Puławskiej, gdzie stoi ich tamtejszy kościół..
W międzyczasie odbywało się cudowne przedstawienie na niebie zwane zachodem słońca... pojechaliśmy na bulwar
W międzyczasie spotkaliśmy kolegę Kamila, zamieniliśmy parę słów o tym, że chmury jak zwykle wszystko potrafią zepsuć :/
Naszym celem była jednak wieża widokowa na Azotach :)
Z Bulwaru uliczkami przez Kołłątaja, Piaskową, Jaworową i na Wróblewskiego na ścieżkę rowerową. Mijając Azoty jechaliśmy najpierw betonową a potem piaszczystą drogą...no i w pewnym momencie Kamil przeleciał przez kierownicę do przodu, na tzw. szczupaka :) ale to był widok, dobrze, że nic mu się nie stało..
Dojechaliśmy do miejsc, gdzie trzeba o tej porze roku się nieco przez krzaki przedzierać :) no i dotarliśmy...pogadaliśmy trochę ofc, i ja spróbowałam ponownie wejść na wieżę i ponownie tylko na pierwszy balkon..
Niestety ale niebo było na tyle zachmurzone, że nie było widać poszukiwanego księżyca :/
Zrobiło się na tyle ciemno, że postanowiliśmy pojechać na stację Puławy Chemia. Tym razem ja się trochę poobijałam..źle podjechałam pod takie tam i w efekcie posiadam dzisiaj dwa siniaki :( cóż głupota ludzka nie zna granic...
Posiedzieliśmy trochę na dziwnym trafem nie oświetlonej stacji i kiedy już mieliśmy wracać do domu Naszym oczom ukazała się zguba..czyli Księżyc Zaćmiony :) Niestety do zrobienia zdjęć o tej porze wieczoru, albo raczej już nocy potrzeba dobrego sprzętu, tak więc objedliśmy się widokiem i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Ścieżka rowerowa z Azotów do miasta - aleja Partyzantów - Mickiewicza - Kaniowczyków - Słowackiego - uliczkami osiedlowymi Niwa do domciu :)
Na koniec zamieszczam małą wariacje na temat wczorajszego księżyca..
Wieczór był magiczny...)
Kamil dzięki i do zobaczenia :]
Wcześniej jednak postanowiłam popróbować aparatu mojego taty, który to na ta okazję pożyczyłam..
Dziwne chmury na horyzoncie..© uluru
Fragment nieba nad Włostowicami© uluru
Umówieni byliśmy na tą co zwykle i pojechaliśmy gdzieś przed siebie i właściwie do końca wiedzieliśmy gdzie pojedziemy. Wstępny plan był na górkę w Górze Puławskiej, gdzie stoi ich tamtejszy kościół..
W międzyczasie odbywało się cudowne przedstawienie na niebie zwane zachodem słońca... pojechaliśmy na bulwar
Zachód na Bulwarze© uluru
Wszystkie kolory nieba...© uluru
Klimatycznie nad Wisłą© uluru
W międzyczasie spotkaliśmy kolegę Kamila, zamieniliśmy parę słów o tym, że chmury jak zwykle wszystko potrafią zepsuć :/
Naszym celem była jednak wieża widokowa na Azotach :)
Z Bulwaru uliczkami przez Kołłątaja, Piaskową, Jaworową i na Wróblewskiego na ścieżkę rowerową. Mijając Azoty jechaliśmy najpierw betonową a potem piaszczystą drogą...no i w pewnym momencie Kamil przeleciał przez kierownicę do przodu, na tzw. szczupaka :) ale to był widok, dobrze, że nic mu się nie stało..
Dojechaliśmy do miejsc, gdzie trzeba o tej porze roku się nieco przez krzaki przedzierać :) no i dotarliśmy...pogadaliśmy trochę ofc, i ja spróbowałam ponownie wejść na wieżę i ponownie tylko na pierwszy balkon..
Niestety ale niebo było na tyle zachmurzone, że nie było widać poszukiwanego księżyca :/
Może tam kiedyś wejdę...© uluru
Wieża gdzieś w lesie...© uluru
Zrobiło się na tyle ciemno, że postanowiliśmy pojechać na stację Puławy Chemia. Tym razem ja się trochę poobijałam..źle podjechałam pod takie tam i w efekcie posiadam dzisiaj dwa siniaki :( cóż głupota ludzka nie zna granic...
Posiedzieliśmy trochę na dziwnym trafem nie oświetlonej stacji i kiedy już mieliśmy wracać do domu Naszym oczom ukazała się zguba..czyli Księżyc Zaćmiony :) Niestety do zrobienia zdjęć o tej porze wieczoru, albo raczej już nocy potrzeba dobrego sprzętu, tak więc objedliśmy się widokiem i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Ścieżka rowerowa z Azotów do miasta - aleja Partyzantów - Mickiewicza - Kaniowczyków - Słowackiego - uliczkami osiedlowymi Niwa do domciu :)
Na koniec zamieszczam małą wariacje na temat wczorajszego księżyca..
Niebo o 3 rano...© uluru
Księżyc rankiem..© uluru
Wieczór był magiczny...)
Kamil dzięki i do zobaczenia :]
Wiem gdzie moje miejsce jest...
Wtorek, 14 czerwca 2011 | dodano: 15.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(8)
23.69 km (1.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:15.79 km/h,
prędkość maks: 30.90 km/hTemperatura:22.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Z powodów wyjazdowych i chorobowych krasnala ogrodowego, nie miałam ostatnio czasu na jazdę rowerem :/ niestety...
Wiecie jak to jest, kiedy nie możecie jeździć i nosi Was strasznie..no to jak tak miałam od jakiegoś czasu, myślałam, że mnie rozniesie :)
Rower jest jak narkotyk, człowiek się szybko przyzwyczaja, chce więcej a jak nie ma to się dusi i jest najnormalniej w świecie na haju :))
Nadszedł jednak dzień, kiedy to moje dziecko czuje się już lepiej i choć przyjmuje jeszcze antybiotyk, to już szaleje na dobre w domu, bo oczywiście na zwolnieniu obie siedzimy.
Tak więc umówiłam się na wieczór z Kamilem :)
W zasadzie to nie wiedziałm, gdzie jedziemy, chociaż jak zwykle plan już był misternie ułożony :)
Okazało się, że w planach był nowy most na Wiśle. Pojechaliśmy ścieżką rowerową wzdłuż Wisły, zachaczyliśmy o Bulwar, gdzie tym razem udało Nam sie spokojnie zejśc na tamę, bo akurat nikogo nie było :)
Trafilismy akurat na zchód słońca..
Dalej osiedlem Kołłątaja na ścieżkę rowerową na ul.Wróblewskigo. Dojechaliśmy do wiaduktu i pojchaliśmy ścieżką na trawie wzdłuż obwodnicy i dojechalismy do Nowego Mostu. Wdrapalisme się na niego i przejechaliśmy całą jego długość :)
Jechaliśmy pod wiatr i co chwila mijały Nas pędzące TIRy a po ich przejechaniu można było poczuć ogromny podmuch powietrza.
Zszedłwszy po schodach skierowaliśmy się pod most, by tam po piachu, kamieniach oraz starych resztkach tam dojśc do fantastycznej miejscówki :))
Widoki spod mostu..
Jak zwykle trochę pogadaliśmy...:] i kiedy ściemniło się postanowiliśmy, że powrócimy do miasta.
Wracaliśmy którędyś i wkońcu znowu trafiliśmy na most, który tym razem pokonaliśmy razem z pędem TIRów :)
Wypad OFC udany :) jak zwykle pomógł w przemyśleniu tego i owego..
Poza tym zrozumiałam, że rower to jest to co daje mi energie, radość, wolność i to jest to co tygrysy lubią najbardziej :)))))))
Rower to jedna z moich miłości...
Kamil dzięki bardzo za wypad i do następnego :]
Wiecie jak to jest, kiedy nie możecie jeździć i nosi Was strasznie..no to jak tak miałam od jakiegoś czasu, myślałam, że mnie rozniesie :)
Rower jest jak narkotyk, człowiek się szybko przyzwyczaja, chce więcej a jak nie ma to się dusi i jest najnormalniej w świecie na haju :))
Nadszedł jednak dzień, kiedy to moje dziecko czuje się już lepiej i choć przyjmuje jeszcze antybiotyk, to już szaleje na dobre w domu, bo oczywiście na zwolnieniu obie siedzimy.
Tak więc umówiłam się na wieczór z Kamilem :)
W zasadzie to nie wiedziałm, gdzie jedziemy, chociaż jak zwykle plan już był misternie ułożony :)
Okazało się, że w planach był nowy most na Wiśle. Pojechaliśmy ścieżką rowerową wzdłuż Wisły, zachaczyliśmy o Bulwar, gdzie tym razem udało Nam sie spokojnie zejśc na tamę, bo akurat nikogo nie było :)
Trafilismy akurat na zchód słońca..
Puławski zachód słońca :)© uluru
Słońce chowa się już za drzewa...© uluru
Widok z tamy na Wiśle :)© uluru
Dalej osiedlem Kołłątaja na ścieżkę rowerową na ul.Wróblewskigo. Dojechaliśmy do wiaduktu i pojchaliśmy ścieżką na trawie wzdłuż obwodnicy i dojechalismy do Nowego Mostu. Wdrapalisme się na niego i przejechaliśmy całą jego długość :)
Jechaliśmy pod wiatr i co chwila mijały Nas pędzące TIRy a po ich przejechaniu można było poczuć ogromny podmuch powietrza.
Zszedłwszy po schodach skierowaliśmy się pod most, by tam po piachu, kamieniach oraz starych resztkach tam dojśc do fantastycznej miejscówki :))
Widoki spod mostu..
Jedna z wielu Wiślanych zatoczek..© uluru
Pod nowym mostem :)© uluru
W drodze na nieznane tereny...© uluru
Gdzieś na piasku :)© uluru
Nowy Most w świetle lamp..© uluru
Jak zwykle trochę pogadaliśmy...:] i kiedy ściemniło się postanowiliśmy, że powrócimy do miasta.
Wracaliśmy którędyś i wkońcu znowu trafiliśmy na most, który tym razem pokonaliśmy razem z pędem TIRów :)
Nocą na moście...© uluru
Wypad OFC udany :) jak zwykle pomógł w przemyśleniu tego i owego..
Poza tym zrozumiałam, że rower to jest to co daje mi energie, radość, wolność i to jest to co tygrysy lubią najbardziej :)))))))
Rower to jedna z moich miłości...
Kamil dzięki bardzo za wypad i do następnego :]
Nowe ciuszki do śmigania :)
Poniedziałek, 13 czerwca 2011 | dodano: 13.06.2011Kategoria Samotnia Rower:
Komentarze(21)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Napisze tylko tyle, że jest wpis z serii: "co tam nowego kupiłam na rower" :)
Tak więc zakupiłam fajny komplet rowerowy Polskiej firmy, ale nie do końca bo spodenki są wyprodukowane we Włoszech i od wewnętrznej strony gumki noszą napis CRAFT :D
Oto zdjęcia "na sucho"..pozostałe w trakcie najbliższej wycieczki :)
Mam nadzieje, ze dobrze się będzie nosić :)))
Tak więc zakupiłam fajny komplet rowerowy Polskiej firmy, ale nie do końca bo spodenki są wyprodukowane we Włoszech i od wewnętrznej strony gumki noszą napis CRAFT :D
Oto zdjęcia "na sucho"..pozostałe w trakcie najbliższej wycieczki :)
Nowe spodenki :)© uluru
Logo firmowe na nogawce..© uluru
Od wewnętrznej strony nogawki© uluru
Twarz nowej koszulki :)© uluru
Koszulka Bianka :)© uluru
Mam nadzieje, ze dobrze się będzie nosić :)))
Niech żyje głód rowerowy :)
Komentarze(11) 8.89 km (0.00 km teren), czas: 00:27 h, avg:19.76 km/h, prędkość maks: 25.00 km/hTemperatura:28.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wczoraj nie pojechałam rowerem do pracy, bo imprezie poprzedniego dnia trochę się nie wyspałam,a poza tym miałam strasznego lenia..
Dzisiaj jednak postanowiłam wsadzić swoje cztery litery na siodełko, pamiętając, że przez cały weekend nawet nie zobaczę mojej ślicznotki :/
Rano było cudnie, promienie słońca delikatnie muskały moją spragnioną ciepła skórę. Mimo gorąca czuć było, że poranne powietrze jest zupełnie inne niż to popołudniowe, a ja takie właśnie uwielbiam, :)
Dlatego postanowiłam pojechać nowo wyremontowaną ulicą Gościńczyk i pokonać jeden z podjazdów, który spędzał mi sen z powiek, gdyż jadąc tamtędy pierwszy raz o mały włos serce nie wyskoczyło by mi z klatki piersiowej.
Tak więc przejechawszy rekreacyjnie przez wspomniany Gościńczyk. ruszyłam na podjazd :)
No i okazało się, że było całkiem prosto i bez żadnego wysiłku :)))
Tym bardziej jestem z siebie dumna, gdyż była to pora ranna, kiedy nie za wiele mam sił na pedałowanie, bo mój organizm się dopiero rozkręca :]
BYŁO WARTO!!!
Po pracy jechałam z sercem na ramieniu, bo w ciągu dnia bardzo zmieniła się pogoda. Zachmurzyło się i zaczęło niebezpiecznie wiać, nawet padał lekki deszczyk, ale tylko parę minut. Na szczęście żaden deszcz mnie nie złapał, ani z pracy do przedszkola a ni dalej do domu. Jedyne co utrudniało powrotny "spacer" to był silny, zimny wiatr :/
Wieczorem pedałowania nie było, ze względu na brak opiekunki dla dziecka ani zbyt zmienną i wietrzną aurę. Dodatkowo moje maleństwo dostało wysokiej temperatury i terasz biedne całe się poci :(((
Oby do jutra...
Dzisiaj jednak postanowiłam wsadzić swoje cztery litery na siodełko, pamiętając, że przez cały weekend nawet nie zobaczę mojej ślicznotki :/
Rano było cudnie, promienie słońca delikatnie muskały moją spragnioną ciepła skórę. Mimo gorąca czuć było, że poranne powietrze jest zupełnie inne niż to popołudniowe, a ja takie właśnie uwielbiam, :)
Dlatego postanowiłam pojechać nowo wyremontowaną ulicą Gościńczyk i pokonać jeden z podjazdów, który spędzał mi sen z powiek, gdyż jadąc tamtędy pierwszy raz o mały włos serce nie wyskoczyło by mi z klatki piersiowej.
Tak więc przejechawszy rekreacyjnie przez wspomniany Gościńczyk. ruszyłam na podjazd :)
No i okazało się, że było całkiem prosto i bez żadnego wysiłku :)))
Tym bardziej jestem z siebie dumna, gdyż była to pora ranna, kiedy nie za wiele mam sił na pedałowanie, bo mój organizm się dopiero rozkręca :]
BYŁO WARTO!!!
Nowa Gościńczyk :)© uluru
Podjazd 10%, który dzisiaj pokonałam :))© uluru
Pozostała część podjazdu..© uluru
Po pracy jechałam z sercem na ramieniu, bo w ciągu dnia bardzo zmieniła się pogoda. Zachmurzyło się i zaczęło niebezpiecznie wiać, nawet padał lekki deszczyk, ale tylko parę minut. Na szczęście żaden deszcz mnie nie złapał, ani z pracy do przedszkola a ni dalej do domu. Jedyne co utrudniało powrotny "spacer" to był silny, zimny wiatr :/
Wieczorem pedałowania nie było, ze względu na brak opiekunki dla dziecka ani zbyt zmienną i wietrzną aurę. Dodatkowo moje maleństwo dostało wysokiej temperatury i terasz biedne całe się poci :(((
Oby do jutra...
Upalne DPD...
Komentarze(3) 8.93 km (0.00 km teren), czas: 00:28 h, avg:19.14 km/h, prędkość maks: 30.30 km/hTemperatura:30.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Jak zwykle do pracy rowerem :)
W plecaku sukienka i buty na zmianę, bo Międzynarodowa konferencja w Instytucie,
a wieczorem planowana kolacja jej uczestników :))
W pracy jak to w pracy..w międzyczasie byłam na paru ciekawych wykładach i pozbierałam parę gadżetów od wystawców, którzy tam też mieli swoje stanowiska.
A wieczorkiem pojechałam na sponsorowaną imprezę :)
Co tu dużo mówić, żarcie było rewelacyjne, muzyka też, zimne piwko do woli :))
Jednym słowem imprezka na całego...udała się bardzo :]
W plecaku sukienka i buty na zmianę, bo Międzynarodowa konferencja w Instytucie,
a wieczorem planowana kolacja jej uczestników :))
W pracy jak to w pracy..w międzyczasie byłam na paru ciekawych wykładach i pozbierałam parę gadżetów od wystawców, którzy tam też mieli swoje stanowiska.
A wieczorkiem pojechałam na sponsorowaną imprezę :)
Jedna ze ścieżek w Instytucie..© uluru
Świnka Porcilis..© uluru
Polska ABBA :)© uluru
Co tu dużo mówić, żarcie było rewelacyjne, muzyka też, zimne piwko do woli :))
Jednym słowem imprezka na całego...udała się bardzo :]
Rekreacyjnie po Krakowie :)
Niedziela, 5 czerwca 2011 | dodano: 08.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wyjazdowo Rower:
Komentarze(11)
10.50 km (0.00 km teren), czas: 00:50 h, avg:12.60 km/h,
prędkość maks: 28.70 km/hTemperatura:30.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj był typowo rekreacyjnie :) Co prawda, po wczorajszej wycieczce nic nie boli, właściwie żadnych oznak zmęczenia, jedynie na co narzekałam to boląca pupa...
Trzeba było odstawić rowery do stajni, czyli pojechać tam skąd wczoraj wyruszyliśmy z Mateuszem do Ojcowa :]
Odcinek trasy przez miasto taki sam jak poprzedniego dnia. Po drodze jednak zajechaliśmy zobaczyć czy Smok Wawelski jeszcze stoi i zionie ogniem :) Było dużo turystów, ale wkońcu udało się strzelić mu parę fotek..
Pogoda była ciężka do wytrzymania, gorąco, słońce paliło niemiłosiernie ;/ Generalnie nie narzekam na taką pogodę, ale nie mmiałam nic na głowie, więc wytrzymać w takim żarze jest trudno...
Wreszcie tempem spacerowym dojechaliśmy do punktu wyjściowego Naszej trasy. Tam zjedliśmy pyszny obiadek, za który jeszcze raz bardzo dziękuję :) i odpoczęliśmy...
Późnym popołudniem musiałam wracać do Puław...ale jeszcze tam wrócę, by pokazać Wam pozostałe piękno OPN i nie tylko :))
Trzeba było odstawić rowery do stajni, czyli pojechać tam skąd wczoraj wyruszyliśmy z Mateuszem do Ojcowa :]
Odcinek trasy przez miasto taki sam jak poprzedniego dnia. Po drodze jednak zajechaliśmy zobaczyć czy Smok Wawelski jeszcze stoi i zionie ogniem :) Było dużo turystów, ale wkońcu udało się strzelić mu parę fotek..
Smok zionie ogniem :)© uluru
Uluru wpatrzona w smoka© uluru
Smok nieco bliżej© uluru
Uluru i Smok Wawelski© uluru
Pogoda była ciężka do wytrzymania, gorąco, słońce paliło niemiłosiernie ;/ Generalnie nie narzekam na taką pogodę, ale nie mmiałam nic na głowie, więc wytrzymać w takim żarze jest trudno...
Wreszcie tempem spacerowym dojechaliśmy do punktu wyjściowego Naszej trasy. Tam zjedliśmy pyszny obiadek, za który jeszcze raz bardzo dziękuję :) i odpoczęliśmy...
Późnym popołudniem musiałam wracać do Puław...ale jeszcze tam wrócę, by pokazać Wam pozostałe piękno OPN i nie tylko :))
Ojcowski Park Narodowy :)
Sobota, 4 czerwca 2011 | dodano: 06.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wyjazdowo Rower:
Komentarze(22)
65.40 km (15.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:13.08 km/h,
prędkość maks: 39.70 km/hTemperatura:30.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Tak się złożyło, że w miniony weekend byłam w Krakowie :)
Pogoda była cudna, nic tylko wsiadać na rower i jechać..
Dzięki uprzejmości kolegi plany rowerowe były do zrealizowania :)
Miało być miasto, Skałki Twardowskiego, ale ja chciałam pojechać zupełnie gdzieś indziej..
Pomysł padł na Ojcowski Park Narodowy :]
Trochę za późno się wybraliśmy by zwiedzić cały, ale i tak to co zobaczyłam było bezcenne :)
Zaczęliśmy swą trasę z jednej z dzielnic Krakowa, toteż aby wyjechać z miasta trzeba było przejechać koło Wawelu i przez Rynek Krakowski.
Po drodze nie obyło się, a raczej standardem były takie podjazdy
Przejeżdżaliśmy Bulwarem Wołyńskim, po jednej stronie Wisły i Bulwarem Czerwieńskim po drugiej. Dalej ulica Grodzką, przez Rynek Główny
Dalej ulicami miasta na drogę, która zaprowadzi Nas do celu :)
Jechaliśmy przez podkrakowskie wsie aż wkońcu dotarliśmy w miejsce gdzie widoki zachwycają..
Po drodze w jednym z ogródków dojrzałam takie figurki..
Wjeżdżając w Dolinę Prądnika jechaliśmy fantastyczną ścieżką pieszo-rowerową..
Jej nawierzchnia była żwirowa i tylko wytrawni Bikerzy mogli swobodnie zjeżdżać ze zjazdów, których było parę i to nieźle strome. Ja niestety w pewnym momencie musiała zsiąść bo bym się stoczyła a i tak musiała mocno rower trzymać żeby mi nie „uciekł”. Za to widoczki niesamowite, po obu stronach las a w dole bardzo głęboko. Co chwila śmigali obok Nas rowerzyści :))
Potem wyjechawszy dalej asfaltem prosto do Ojcowa :)
Trasa jest cudna, wszędzie zielono, lasek i pojedyncze domki. W pewnym momencie zaczęły się skałki..
..by wkońcu dojechać do granicy Parku
I dalej już przez Park, wzdłuż rzeczki Prądnik
Dojechaliśmy do Bramy Krakowskiej
Tu chwile posiedzieliśmy, pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej..
Kolejnym punktem wycieczki była Kapliczka na Wodzie
I po średnio wyczerpującej, głównie ze względu na prażące słońce, trasie, dojechaliśmy do punktu przeznaczenia, czyli Maczugi Herkulesa :))
Oto legenda MACZUGI
Znajduje się ona w Pieskowej Sakle, gdzie na wzgórzu położony jest Zamek
Trochę posiedzieliśmy, zjedliśmy co nieco, napiliśmy się i niestety czas Nas gonił a jeszcze czekała droga powrotna do Krakowa. Wiedzieliśmy, że będziemy wracać po ciemku, dlatego jak najszybciej chcieliśmy wyjechać z Parku..
Zmęczenie powoli dawało się we znaki, tym bardziej, że najbardziej narzekałam na niewygodne siodełko :]
Cóż, nie można mieć wszystkiego. A i tak dzielnie to znosiłam, gdyż na prostej się rozpędzałam, ile mi fabryka dała a na podjazdach z wyczuciem, by sił starczyło :)
Tak więc ambitnie dojechałam do Krakowa :))
Wycieczka należy do baaardzo udanych :] Koniecznie muszę tam zawitać, by pojeździć po pozostałych szlakach :]
Przed wycieczką zakupiłam sobie paliwo na szykująca się setkę :) chociaż podczas wyprawy zjadłam jednego z batoników..są pyszne :] polecam
Pogoda była cudna, nic tylko wsiadać na rower i jechać..
Dzięki uprzejmości kolegi plany rowerowe były do zrealizowania :)
Miało być miasto, Skałki Twardowskiego, ale ja chciałam pojechać zupełnie gdzieś indziej..
Pomysł padł na Ojcowski Park Narodowy :]
Trochę za późno się wybraliśmy by zwiedzić cały, ale i tak to co zobaczyłam było bezcenne :)
Zaczęliśmy swą trasę z jednej z dzielnic Krakowa, toteż aby wyjechać z miasta trzeba było przejechać koło Wawelu i przez Rynek Krakowski.
Po drodze nie obyło się, a raczej standardem były takie podjazdy
Początek trasy..jeszcze w mieście a już podjazdy :)© uluru
Przejeżdżaliśmy Bulwarem Wołyńskim, po jednej stronie Wisły i Bulwarem Czerwieńskim po drugiej. Dalej ulica Grodzką, przez Rynek Główny
Impreza na Bulwarze© uluru
Na Rynku będzie impreza :)© uluru
Rynek Krakowski© uluru
Dalej ulicami miasta na drogę, która zaprowadzi Nas do celu :)
Jechaliśmy przez podkrakowskie wsie aż wkońcu dotarliśmy w miejsce gdzie widoki zachwycają..
Ta ulica zaprowadzi Nas do Ojcowa :)© uluru
Po drodze w jednym z ogródków dojrzałam takie figurki..
Wjeżdżając w Dolinę Prądnika jechaliśmy fantastyczną ścieżką pieszo-rowerową..
Stamtąd przyjechaliśmy..© uluru
Ścieżka pieszo-rowerowa - niesamowita© uluru
W dole jest głęboko© uluru
Jej nawierzchnia była żwirowa i tylko wytrawni Bikerzy mogli swobodnie zjeżdżać ze zjazdów, których było parę i to nieźle strome. Ja niestety w pewnym momencie musiała zsiąść bo bym się stoczyła a i tak musiała mocno rower trzymać żeby mi nie „uciekł”. Za to widoczki niesamowite, po obu stronach las a w dole bardzo głęboko. Co chwila śmigali obok Nas rowerzyści :))
Potem wyjechawszy dalej asfaltem prosto do Ojcowa :)
Zaczynają się cudne widoczki :)© uluru
Trasa jest cudna, wszędzie zielono, lasek i pojedyncze domki. W pewnym momencie zaczęły się skałki..
Skałki w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej© uluru
Jest niesamowita, tak sobie przy drodze stoi..© uluru
Jaka mała uluru przy tej skałce :)© uluru
..by wkońcu dojechać do granicy Parku
Focia przy tabliczne: Ojcowski Park Narodowy© uluru
Tu się można tylko zachwycać..© uluru
Pojeździłabym między tymi drzewami :)© uluru
Na terenia Parku :)© uluru
I dalej już przez Park, wzdłuż rzeczki Prądnik
Dojechaliśmy do Bramy Krakowskiej
Brama Krakowska© uluru
Szlaki turystyczne w Parku© uluru
Widoczki w okolicy Bramy Krakowskiej© uluru
Tu chwile posiedzieliśmy, pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej..
Kolejnym punktem wycieczki była Kapliczka na Wodzie
Kaplica na wodzie© uluru
Wejście do Kaplicy© uluru
I po średnio wyczerpującej, głównie ze względu na prażące słońce, trasie, dojechaliśmy do punktu przeznaczenia, czyli Maczugi Herkulesa :))
Maczuga Herkulesa© uluru
Oto legenda MACZUGI
Znajduje się ona w Pieskowej Sakle, gdzie na wzgórzu położony jest Zamek
Zamek w Pieskowej Skale© uluru
Koniec trasy w Pieskowej Skale© uluru
Trochę posiedzieliśmy, zjedliśmy co nieco, napiliśmy się i niestety czas Nas gonił a jeszcze czekała droga powrotna do Krakowa. Wiedzieliśmy, że będziemy wracać po ciemku, dlatego jak najszybciej chcieliśmy wyjechać z Parku..
Zmęczenie powoli dawało się we znaki, tym bardziej, że najbardziej narzekałam na niewygodne siodełko :]
Cóż, nie można mieć wszystkiego. A i tak dzielnie to znosiłam, gdyż na prostej się rozpędzałam, ile mi fabryka dała a na podjazdach z wyczuciem, by sił starczyło :)
Tak więc ambitnie dojechałam do Krakowa :))
Wycieczka należy do baaardzo udanych :] Koniecznie muszę tam zawitać, by pojeździć po pozostałych szlakach :]
Przed wycieczką zakupiłam sobie paliwo na szykująca się setkę :) chociaż podczas wyprawy zjadłam jednego z batoników..są pyszne :] polecam
Paliwo na dłuższe wyprawy :)© uluru
Tu i uwdzie wieczorkiem :))
Czwartek, 2 czerwca 2011 | dodano: 02.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(10)
17.06 km (0.50 km teren), czas: 01:13 h, avg:14.02 km/h,
prędkość maks: 38.40 km/hTemperatura:24.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Po 20 byłam pod bramą u Kamila i pojechaliśmy. Nie mieliśmy konkretnego celu także szukaliśmy jakiegoś pomysłu..
Padło na Bulwar, bo miałam ochotę wejść na tamę, jak najdalej, bo zawsze ktoś Nam przeszkadzał tam wejść :/
Niestety i tym razem tama była zajęta, ale mój dobry sokoli wzrok dostrzegł następna tamę i pojechaliśmy w tamtym kierunku :) Kamil wybrał krótszą trasę, czyli stromą górkę, natomiast ja nie chcąc się skompromitować pojechałam dalej i przedzierając się przez grząski piasek i krzaki do niego dojechałam. Postawiliśmy rowery i aparaty poszły w ruch..
Na koniec zauważyłam między badylami oldskulowy czajnik...
..no i następnym razem zrobimy sobie z Kamilem tea-time :]
Wyjeżdżając z bulwaru, o mały włos mielibyśmy stłuczkę z Kamilem, ehh na szczęście mój refleks i dobre hamulce zadziałały prawidłowo :) nie wiem tylko które z Nas się bardziej przestraszyło, ja czy Kamil..przepraszam za spowodowanie szybszego bicia serca :D
Kiedy już emocje opadły pokręciliśmy się uliczkami i skierowaliśmy na Kościół na Górce..
Tam pogadaliśmy i oczywiście nie zabraknie fotki :)
Trochę Nam się zeszło na rozprawianiu o planach rowerowych i o pogodzie i jak zwykle ciemność Nas zastała, tak więc postanowiliśmy zobaczyć ową zieloną wodę w fontannie na Skwerku, która miałam już dzisiaj okazję widzieć :]
Pojechaliśmy parkiem, a tam główna brama zajęta, więc mostkiem nad ulica Głęboką.
Obejrzeliśmy fontannę i do domciu spowortem...
Chill się udał i dziękuje bardzo :) i do zobaczenia..
Padło na Bulwar, bo miałam ochotę wejść na tamę, jak najdalej, bo zawsze ktoś Nam przeszkadzał tam wejść :/
Niestety i tym razem tama była zajęta, ale mój dobry sokoli wzrok dostrzegł następna tamę i pojechaliśmy w tamtym kierunku :) Kamil wybrał krótszą trasę, czyli stromą górkę, natomiast ja nie chcąc się skompromitować pojechałam dalej i przedzierając się przez grząski piasek i krzaki do niego dojechałam. Postawiliśmy rowery i aparaty poszły w ruch..
Stąd przyjechaliśmy :)© uluru
Klimatycznie było nad Wisłą...© uluru
Widok na Barkę a w oddali stary most..© uluru
Romantyczny wieczorny widoczek :)© uluru
Na koniec zauważyłam między badylami oldskulowy czajnik...
Oldskulowy czajnik...tylko mu rączki brakowało..© uluru
..no i następnym razem zrobimy sobie z Kamilem tea-time :]
Wyjeżdżając z bulwaru, o mały włos mielibyśmy stłuczkę z Kamilem, ehh na szczęście mój refleks i dobre hamulce zadziałały prawidłowo :) nie wiem tylko które z Nas się bardziej przestraszyło, ja czy Kamil..przepraszam za spowodowanie szybszego bicia serca :D
Kiedy już emocje opadły pokręciliśmy się uliczkami i skierowaliśmy na Kościół na Górce..
Tam pogadaliśmy i oczywiście nie zabraknie fotki :)
Widok z terenu Kościoła na Górce© uluru
Tam w dole jest szosa prowadząca wprost na stary most na Wiśle :)© uluru
Trochę Nam się zeszło na rozprawianiu o planach rowerowych i o pogodzie i jak zwykle ciemność Nas zastała, tak więc postanowiliśmy zobaczyć ową zieloną wodę w fontannie na Skwerku, która miałam już dzisiaj okazję widzieć :]
Pojechaliśmy parkiem, a tam główna brama zajęta, więc mostkiem nad ulica Głęboką.
Obejrzeliśmy fontannę i do domciu spowortem...
Chill się udał i dziękuje bardzo :) i do zobaczenia..