- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2011
Dystans całkowity: | 360.72 km (w terenie 60.00 km; 16.63%) |
Czas w ruchu: | 20:35 |
Średnia prędkość: | 17.52 km/h |
Maksymalna prędkość: | 39.70 km/h |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 24.05 km i 1h 22m |
Więcej statystyk |
Dom-Praca-Dom
Komentarze(3) 8.67 km (0.00 km teren), czas: 00:27 h, avg:19.27 km/h, prędkość maks: 29.70 km/hTemperatura:16.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Pobudka o 5 rano, gdyż był przymus bycia już o 6 w robocie. Tak to jest kiedy ma się godziny do odrobienia :/
Rano jedzie się cudownie o tej porze roku i godzinie. Na chodnikach jest raczej pusto i można spokojnie mocniej przycisnąć. Poza tym zielono jest wszędzie a to już prawie jak w raju, do tego kwitnące krzewy :)))
Siedziałam do 16 i czym prędzej uciekam z roboty do domciu. Powrót jak zwykle w mijance pomiędzy przechodniami..
Ale za to jaka pogoda :]
Fotka, żeby pusto nie było
A wieczorem wstępnie umówiona byłam z Kamilem :]
Rano jedzie się cudownie o tej porze roku i godzinie. Na chodnikach jest raczej pusto i można spokojnie mocniej przycisnąć. Poza tym zielono jest wszędzie a to już prawie jak w raju, do tego kwitnące krzewy :)))
Siedziałam do 16 i czym prędzej uciekam z roboty do domciu. Powrót jak zwykle w mijance pomiędzy przechodniami..
Ale za to jaka pogoda :]
Fotka, żeby pusto nie było
Widok na fragment lasu z okna mojego pokoju :)© uluru
A wieczorem wstępnie umówiona byłam z Kamilem :]
Ciepłą wieczorową porą :))
Wtorek, 31 maja 2011 | dodano: 31.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(5)
30.24 km (0.50 km teren), czas: 01:44 h, avg:17.45 km/h,
prędkość maks: 39.70 km/hTemperatura:20.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Zacznę od tego, że miałam ciężki dzień spowodu przymusu wstania o 5 rano i siedzenia w pracy od 6 do 16 :/ Dałam radę..
Po południu należał mi się mały odpoczynek, ale ponieważ muszki nie dawały za wygraną w ogródku, postanowiłam umyć taty ROMKA :) no i nareszcie jest czysty..
W międzyczasie porobiłam fotki w ogródku, co to nowego się pojawiło
Potem nagle zadzwoniła mama z miasta, że coś tam jej dowieźć trzeba, no to ja na rower i dzida,:)
Dokończywszy dopieszczanie ROMKA i położywszy dziecko spać podjechałam pod Kamilową bramę :) Kolega wyregulował hamulce bo coś było nie tak i pojechaliśmy tam, gdzie zaplanował Kamil..jakieś tajemnicze miejsce
Pojechaliśmy miastem na stary most, Jaroszyn - gdzie jechaliśmy w istnej chmarze muszek :///// - Łęka, Bronowice. Na chwilę się zatrzymaliśmy żebym mogła sfocić stojącego w gnieździe bociana..
Dojechaliśmy na miejsce..no i się okazało, że trzeba wjechać w las pod niezłą górkę..ehh było ciężko, dlatego szczegóły pozostawiam sobie :)
Kiedy dojechaliśmy Kamil był rozczarowany, bo myślał, że będzie jakiś fajny widoczek na okolice a tu nic.
Na górze stoi Krzyż Św. Wojciecha
Pogadaliśmy chwilę i wróciliśmy do Puław ponownie starym mostem i pojechaliśmy na Bulwar. Niestety znowu ktoś Nam zajął tamę a stamtąd są piękne fotki i można już całkiem daleko zajść.
Dalej na Park Niepodległości, czyli tzw, alejki. Tam też fotka musiała być..
Potem już miastem, bo się nagle późno zrobiło. Na ulicy Skowieszyńskiej oczywiście kolejne podejście do bicia osobistego rekordu maksymalnej prędkości :]
Ku mojej uciesze rekord został ponownie pobity :)))
Podsumowując mogłabym rzec, nie chwaląc się, że z każdą jazdą robię coraz lepsze postępy a dotychczas jestem najbardziej dumna z moich 73 kaemów w ciężkiej chorobie wypedałowanych :)) Poza tym coraz lepiej idą mi podjazdy i coraz szybciej rozpędzam, nabieram pewności w jeździe :]
Myślę, że nie mały udział w tym ma mój Kołcz ;)) DZIĘKI!!!
Kamil dzięki za dzisiaj i do zobaczyska ;]
Po południu należał mi się mały odpoczynek, ale ponieważ muszki nie dawały za wygraną w ogródku, postanowiłam umyć taty ROMKA :) no i nareszcie jest czysty..
W międzyczasie porobiłam fotki w ogródku, co to nowego się pojawiło
Takie śliczne kwiatki rosną u mnie w ogródku :))© uluru
Różowo-białe kfiatki są ślicze© uluru
Mam już ślicznie czerwone i cudownie pyszne poziomki L))© uluru
Potem nagle zadzwoniła mama z miasta, że coś tam jej dowieźć trzeba, no to ja na rower i dzida,:)
Dokończywszy dopieszczanie ROMKA i położywszy dziecko spać podjechałam pod Kamilową bramę :) Kolega wyregulował hamulce bo coś było nie tak i pojechaliśmy tam, gdzie zaplanował Kamil..jakieś tajemnicze miejsce
Pojechaliśmy miastem na stary most, Jaroszyn - gdzie jechaliśmy w istnej chmarze muszek :///// - Łęka, Bronowice. Na chwilę się zatrzymaliśmy żebym mogła sfocić stojącego w gnieździe bociana..
Bociian stojący w gnieździe i karmiący młode..© uluru
Dojechaliśmy na miejsce..no i się okazało, że trzeba wjechać w las pod niezłą górkę..ehh było ciężko, dlatego szczegóły pozostawiam sobie :)
Kiedy dojechaliśmy Kamil był rozczarowany, bo myślał, że będzie jakiś fajny widoczek na okolice a tu nic.
Na górze stoi Krzyż Św. Wojciecha
Tablica informacyjna przed wjazdem do lasu..© uluru
Krzyż Św. Wojciecha© uluru
Pogadaliśmy chwilę i wróciliśmy do Puław ponownie starym mostem i pojechaliśmy na Bulwar. Niestety znowu ktoś Nam zajął tamę a stamtąd są piękne fotki i można już całkiem daleko zajść.
Ciekawe co wieczorem w trawie piszczy :)© uluru
Słońce już dawno poszło spać...© uluru
Tama na Wiśle jest coraz dłuższa© uluru
Dalej na Park Niepodległości, czyli tzw, alejki. Tam też fotka musiała być..
Dżulieta w blasku światła :)))© uluru
Rowery dwa wieczorowa porą..© uluru
Taki tam widoczek© uluru
Potem już miastem, bo się nagle późno zrobiło. Na ulicy Skowieszyńskiej oczywiście kolejne podejście do bicia osobistego rekordu maksymalnej prędkości :]
Ku mojej uciesze rekord został ponownie pobity :)))
Moja nowa maksymalna prędkość :))© uluru
Podsumowując mogłabym rzec, nie chwaląc się, że z każdą jazdą robię coraz lepsze postępy a dotychczas jestem najbardziej dumna z moich 73 kaemów w ciężkiej chorobie wypedałowanych :)) Poza tym coraz lepiej idą mi podjazdy i coraz szybciej rozpędzam, nabieram pewności w jeździe :]
Myślę, że nie mały udział w tym ma mój Kołcz ;)) DZIĘKI!!!
Kamil dzięki za dzisiaj i do zobaczyska ;]
Bezrowerowo na Festyn Rodzinny..
Komentarze(5) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:26.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Przed południem byłam z Majką na rowerowym spacerku :) jeździła tym razem MAJKA
Po obiedzie zgodnie z obietnicą, poszłyśmy na Festyn Rodzinny zorganizowany na terenie Parku Czartoryskich, w czasie którego można było obejrzeć młodych utalentowanych muzycznie i tanecznie, wychowanków Puławskiego Ośrodka Kultury Dom Chemika. Poza tym były takie atrakcje, jak przejażdżka koniem, zjeżdżalnia dla dzieci, wata cukrowa, malowanie twarzy kredkami, kolory Pan robiący z balonów istne cuda, loteria, sprzedaż drożdżówek, a nawet piwa :)
Cały dochód z imprezy został przeznaczony na Puławskie Hospicjum.
Na koniec odbył się koncert Haliny Frąckowiak.
Zaczęłyśmy od waty cukrowej..niestety po zrobieniu tych zdjęć Majka już jej jeśc nie chciała, więc siłą rzeczy ja musiałam ją pochłonąć :)
Potem poszłyśmy na koniki, co prawda kolejka była niemała, ale ponieważ konie to moja pierwsza miłość i niestety obecnie nieco zaniedbana pasja, stałyśmy dzielnie i było warto, bo widok Majki na koniu i jej uśmiech był bezcenny :]
Potem oglądałyśmy pokazy młodych talentów :)
A kiedy one Nam się już znudziły, poszłyśmy wymalować Majce buzię kredkami..
W oczekiwaniu na koncert głównej gwiazdy wieczoru chodziłyśmy sobie po parku, żeby się nie nudzić..
..i wkońcu się doczekałyśmy
Postałyśmy chwilę, pogibałyśmy się i poszłyśmy do domciu :)) No i nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła fotki na mostku zakochanych.
Dzień spędzony bardzo aktywnie, tym bardziej że wieczorem był chillout z Kamilem :)) lubię takie dni, kiedy dużo się dzieje :]
Po obiedzie zgodnie z obietnicą, poszłyśmy na Festyn Rodzinny zorganizowany na terenie Parku Czartoryskich, w czasie którego można było obejrzeć młodych utalentowanych muzycznie i tanecznie, wychowanków Puławskiego Ośrodka Kultury Dom Chemika. Poza tym były takie atrakcje, jak przejażdżka koniem, zjeżdżalnia dla dzieci, wata cukrowa, malowanie twarzy kredkami, kolory Pan robiący z balonów istne cuda, loteria, sprzedaż drożdżówek, a nawet piwa :)
Cały dochód z imprezy został przeznaczony na Puławskie Hospicjum.
Na koniec odbył się koncert Haliny Frąckowiak.
Zaczęłyśmy od waty cukrowej..niestety po zrobieniu tych zdjęć Majka już jej jeśc nie chciała, więc siłą rzeczy ja musiałam ją pochłonąć :)
Ahhh ta wata..niestety mama ją zjadła :)© uluru
Minka z watą cukrowa w tle :)© uluru
Potem poszłyśmy na koniki, co prawda kolejka była niemała, ale ponieważ konie to moja pierwsza miłość i niestety obecnie nieco zaniedbana pasja, stałyśmy dzielnie i było warto, bo widok Majki na koniu i jej uśmiech był bezcenny :]
Majka dumnie siedzi w siodle© uluru
Będzie z niej jeszcze jeździec..jak z mamusi ;]© uluru
Majka oswaja się z konikiem :)© uluru
Potem oglądałyśmy pokazy młodych talentów :)
Tańce i śpiewy na scenie..© uluru
A kiedy one Nam się już znudziły, poszłyśmy wymalować Majce buzię kredkami..
Mój kochany motylek :))© uluru
W oczekiwaniu na koncert głównej gwiazdy wieczoru chodziłyśmy sobie po parku, żeby się nie nudzić..
Dziedziniec Pałacowy© uluru
..i wkońcu się doczekałyśmy
Koncert Haliny Frąckowiak w Parku© uluru
Halina Frąckowiak we własnej osobie© uluru
Postałyśmy chwilę, pogibałyśmy się i poszłyśmy do domciu :)) No i nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła fotki na mostku zakochanych.
Na mostu zakochanych :)© uluru
Ojej© uluru
Dzień spędzony bardzo aktywnie, tym bardziej że wieczorem był chillout z Kamilem :)) lubię takie dni, kiedy dużo się dzieje :]
Wieczorny chillout...
Niedziela, 29 maja 2011 | dodano: 30.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(7)
20.15 km (1.00 km teren), czas: 01:09 h, avg:17.52 km/h,
prędkość maks: 35.80 km/hTemperatura:17.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wczoraj raczej nie składało się, żebym wyszła na rower, bo miałam z Majką wspólny dzień...zresztą bardzo udany :))
Ale udało się i wieczorem umówiłam się z Kamilem. Jechaliśmy przed siebie, raczej bez celu, no i dojechaliśmy na punkt widokowy ;]
Tam pogadaliśmy trochę, pożartowaliśmy, fotka też się jakaś znajdzie. Tak Nam się tam dobrze siedziało, że zrobiło się ciemno i zarazem późno :)
Pecha miałam wczoraj bo jakimś cudem nowe raz tylko używane baterie siadły i jechałam bez światełka :/ Był nim Kamil, który tym razem wziął tylko jedną lampkę (choć zawsze ma dwie), która w dodatku niedomagała ;((
Cóż trzeba było jakoś jechać i wcale nie było tak łatwo, tym bardziej że po drodze z punktu widokowego i na ścieżce rowerowej była mgła. Niestety za kiepski mam aparat bym to uchwyciła, ale uwierzcie, że było cudnie :))
Po drodze zaliczyłam parę kałuż i w związku z tym moja dziewczyna nieco się ubłociła..
Z Azotów pojechaliśmy ścieżką na Wróblewskiego i miastem do domu. Po drodze na chwile zatrzymaliśmy się przy fontannie..
..i polecieliśmy dalej.
Oczywiście na ulicy Skowieszyńskiej znowu odbyła się próba pobicia poprzedniego rekordu szybkości i tym razem znów się udała :) choć muszę przyznać, że w tych oponach, które mam wcale nie jest tak łatwo (przynajmniej dla początkującego bikera).
Wypad udany, jak zwykle zresztą :))
Dzięki za towarzystwo i do następnego :]
Ale udało się i wieczorem umówiłam się z Kamilem. Jechaliśmy przed siebie, raczej bez celu, no i dojechaliśmy na punkt widokowy ;]
Tam pogadaliśmy trochę, pożartowaliśmy, fotka też się jakaś znajdzie. Tak Nam się tam dobrze siedziało, że zrobiło się ciemno i zarazem późno :)
Azotowskie kominy wieczorową porą..© uluru
Uwielbiam takie wieczorne niebo :)© uluru
Pecha miałam wczoraj bo jakimś cudem nowe raz tylko używane baterie siadły i jechałam bez światełka :/ Był nim Kamil, który tym razem wziął tylko jedną lampkę (choć zawsze ma dwie), która w dodatku niedomagała ;((
Cóż trzeba było jakoś jechać i wcale nie było tak łatwo, tym bardziej że po drodze z punktu widokowego i na ścieżce rowerowej była mgła. Niestety za kiepski mam aparat bym to uchwyciła, ale uwierzcie, że było cudnie :))
Po drodze zaliczyłam parę kałuż i w związku z tym moja dziewczyna nieco się ubłociła..
Z Azotów pojechaliśmy ścieżką na Wróblewskiego i miastem do domu. Po drodze na chwile zatrzymaliśmy się przy fontannie..
Fontanna na Skwerku© uluru
..i polecieliśmy dalej.
Oczywiście na ulicy Skowieszyńskiej znowu odbyła się próba pobicia poprzedniego rekordu szybkości i tym razem znów się udała :) choć muszę przyznać, że w tych oponach, które mam wcale nie jest tak łatwo (przynajmniej dla początkującego bikera).
Wypad udany, jak zwykle zresztą :))
Dzięki za towarzystwo i do następnego :]
Dżulieta na Górze Trzech Krzyży :))
Komentarze(10) 30.07 km (4.50 km teren), czas: 01:52 h, avg:16.11 km/h, prędkość maks: 35.90 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj pogoda była dosyć niezdecydowana, ale za to ja była zdecydowana na wyprawę na Górę Trzech Krzyży w Zbędowicach :) kto wie gdzie to jest, ten wie czym to pachnie ;]
Tak więc umówiłam się z Kamilem, co by mi raźniej było :) Pojechaliśmy...
Nie będę się rozpisywać, podjazd niezbyt długi, bo nieco ponad 2km, ale dla niewprawionego bikera daje w kość. Mieliśmy tylko jeden piknik serwisowy, ale szybko się uporaliśmy i z asfaltowego "morderczego" fragmentu skręciliśmy w czarny szlak :)
Ten, biegnący pomiędzy polami, trawą i różnego rodzaju chaszczami doprowadził Nas do miejsca docelowego :))
Uff, pokonałam swoje kolejne słabości i znów mogę powiedzieć, że po części jestem z siebie dumna, bo dyby nie ten piknik to był za jednym ciągiem pokonała to wzniesienie ;] Następnym razem tak na pewno będzie, jestem ambitną bestią wkońcu... :D
Postaliśmy, pogadaliśmy i zastanawialiśmy się czy dziwne granatowe niebo na horyzoncie Nas ominie, czy będziemy mokrzy wracali do domu :)
Kamil rzucił, że w Parku Czartoryskich jest zlot starych samochodów, tak więc pojechaliśmy. Zjazd był o wiele lepszy i przyjemniejszy niż wjazd, to oczywiste..Kamil poleciał do przodu a ja ostrożnie, ale tez nie za wolno zjechałam na dół :)
Oto co dojrzałam na zjeździe ze ścieżki rowerowej
A to już przekwitnięty rzepak
i widok na Pałac Czartoryskich z pola rzepaku..
Ścieżką rowerową z wmordewidnem dojechaliśmy do Parku, gdzie dla urozmaicenia wjechaliśmy wąskimi diabelskimi schodami
i prosto do miejsca gdzie stały samochodowe cudeńka ;D
Parę fotek z tego eventu..
Pozostałe zdjęcia samochodów możecie obejrzeć TUTAJ
Kiedy już nacieszyliśmy oczy i aparaty pięknem starych samochodów, postanowiliśmy, że pokręcimy się nieco po mieście :)
Pojechaliśmy ulicami Królewską-Piłsudskiego-Partyzantów-Mickiewicza-Lubelską-osiedlem Niwa-Gościńczykiem-Skowieszyńską-Kazimierska i dalej osiedlowymi pod samą bramę.
Zjeżdżając z ulicy Gościńczyk, podjazd 10%, za bardzo się rozpędziłam i za późno zaczęłam hamować...i o mały włos zatrzymałabym się na łańcuchach i na Kamila rowerze..ale przy okazji mogłam sprawdzić jak dobre są hamulce w mojej Dżuliecie:)) ale w pewnym momencie serce miałam w gardle...
No i się pochwale, bo na Skowieszyńskiej, jeszcze płaskiej jak stół, pobiłam swój mały rekord szybkości na prostej, z czego jestem bardzo dumna ;]
Ogólnie dzień rowerowy bardzo dobry, udany, pogoda nawet nie zrobiła Nam psikusa, a w kiedy byliśmy w Parku to nawet słonko wyszło zza chmur;))
Kamil dzięki za dzisiaj i do następnego :)))
Tak więc umówiłam się z Kamilem, co by mi raźniej było :) Pojechaliśmy...
Nie będę się rozpisywać, podjazd niezbyt długi, bo nieco ponad 2km, ale dla niewprawionego bikera daje w kość. Mieliśmy tylko jeden piknik serwisowy, ale szybko się uporaliśmy i z asfaltowego "morderczego" fragmentu skręciliśmy w czarny szlak :)
Ten, biegnący pomiędzy polami, trawą i różnego rodzaju chaszczami doprowadził Nas do miejsca docelowego :))
Uff, pokonałam swoje kolejne słabości i znów mogę powiedzieć, że po części jestem z siebie dumna, bo dyby nie ten piknik to był za jednym ciągiem pokonała to wzniesienie ;] Następnym razem tak na pewno będzie, jestem ambitną bestią wkońcu... :D
Góra Trzech Krzyży..© uluru
Widok na Puławy i Azoty :)© uluru
Wkoło wszędzie zielono :]© uluru
Taki oto widok z Góry się rozpościera :)© uluru
Wije się Wisła wije..© uluru
Dżulieta w duecie ze Wściekłym..© uluru
Postaliśmy, pogadaliśmy i zastanawialiśmy się czy dziwne granatowe niebo na horyzoncie Nas ominie, czy będziemy mokrzy wracali do domu :)
Kamil rzucił, że w Parku Czartoryskich jest zlot starych samochodów, tak więc pojechaliśmy. Zjazd był o wiele lepszy i przyjemniejszy niż wjazd, to oczywiste..Kamil poleciał do przodu a ja ostrożnie, ale tez nie za wolno zjechałam na dół :)
Oto co dojrzałam na zjeździe ze ścieżki rowerowej
Krzyż gdzieś na zjeździe ze ścieżki rowerowej© uluru
A to już przekwitnięty rzepak
Przekwitnięty rzepak© uluru
i widok na Pałac Czartoryskich z pola rzepaku..
Pałac Czartoryskich© uluru
Ścieżką rowerową z wmordewidnem dojechaliśmy do Parku, gdzie dla urozmaicenia wjechaliśmy wąskimi diabelskimi schodami
Widok z pokonanych przed chwilą diabelskich schodów :)© uluru
i prosto do miejsca gdzie stały samochodowe cudeńka ;D
Parę fotek z tego eventu..
Było troche ludzi :)© uluru
Pozostałe zdjęcia samochodów możecie obejrzeć TUTAJ
Kiedy już nacieszyliśmy oczy i aparaty pięknem starych samochodów, postanowiliśmy, że pokręcimy się nieco po mieście :)
Pojechaliśmy ulicami Królewską-Piłsudskiego-Partyzantów-Mickiewicza-Lubelską-osiedlem Niwa-Gościńczykiem-Skowieszyńską-Kazimierska i dalej osiedlowymi pod samą bramę.
Zjeżdżając z ulicy Gościńczyk, podjazd 10%, za bardzo się rozpędziłam i za późno zaczęłam hamować...i o mały włos zatrzymałabym się na łańcuchach i na Kamila rowerze..ale przy okazji mogłam sprawdzić jak dobre są hamulce w mojej Dżuliecie:)) ale w pewnym momencie serce miałam w gardle...
No i się pochwale, bo na Skowieszyńskiej, jeszcze płaskiej jak stół, pobiłam swój mały rekord szybkości na prostej, z czego jestem bardzo dumna ;]
Ogólnie dzień rowerowy bardzo dobry, udany, pogoda nawet nie zrobiła Nam psikusa, a w kiedy byliśmy w Parku to nawet słonko wyszło zza chmur;))
Kamil dzięki za dzisiaj i do następnego :)))
Nie smarujesz, nie jedziesz :)
Piątek, 27 maja 2011 | dodano: 27.05.2011Kategoria Sprzęt, W towarzystwie Rower:
Komentarze(5)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wreszcie przyszła pora na wyczyszczenie łańcucha i nie tylko w mojej Dżuliecie ;)) należy jej się to za ponad 600 kaemów przejechanych po różnym jakże terenie. Ktoś mógłby się stuknąć w głowę i rzec, że po co i wogóle dlaczego takie czyszczenie..ale przecież o rower trzeba dbać jak o dziecko :]
Wkońcu rower dostarcza Nam wielu cudownych chwil, pokonujemy na nim swoje słabości, polepszamy statystyki, rywalizujemy (oficjalnie, czy też nie), poprawiamy kondycję a przy okazji oglądamy conieco okolicy swej bliższej czy dalszej, a wszystko to pokazując tutaj na tej stronie, gdzie tysiące zapewne podobnych do Nas wariatów rowerowych gdzieś co dzień pędzi :)))
Tak więc wracając do tematu..zakupiłam wcześniej spinki do łańcucha.
Oczywiście gdyby nie pomoc
Kamila pewnie bym sobie nie poradziła.
Także nie obędzie się bez słodzenia;]
Spinki zakupione, wolne po południe znalezione i czas na zaprowadzenie swojej dziewczyny do stajni Wściekłego :))
W całym wydarzeniu towarzyszyła mi Majka gdyż nie miałam dla niej opieki na tenże czas..i obawiała się czy aby tylko będzie grzeczna i za bardzo w kwiatki wchodzić nie będzie..
Kiedy dotarłyśmy, zostałyśmy mile przyjęte i wpuszczone za ogrodzenie moim oczom ukazało się idealnie przygotowane miejsce, do wcześniej wspomnianego zabiegu ;]
A więc do dzieła...
Myślę, że przebiegu akcji nie będę opisywać, gdyż przed wpuszczeniem w siec wpisu nie uzyskałam autoryzacji głównego sprawcy zamieszania, więc może po krótce napiszę, że całą robotę odwalił Kamil, za co mu WIELKIE DZIEKI!!!
Były białe pudrowe rękawiczki, była benzyna, był shake, szczoteczka do zębów, ściereczki :)..a w tle wstrętne muszyska :/
OFC fotki tez są
W międzyczasie były rozmowy o pogodzie i małe zwiedzanie ogrodu ;)
..a Majka bawiła się na kupce piachu..
Na koniec czyszczenie kasety, przerzutek i wspomniane wcześniej smarowanie..wkońcu jest bardzo ważne ;)) wszyscy bikerzy to wiedzą ;]
A po skończonej pracy były podziękowania i rachunek...;]
jeszcze raz DZIĘKI BARDZO :))))
Wkońcu rower dostarcza Nam wielu cudownych chwil, pokonujemy na nim swoje słabości, polepszamy statystyki, rywalizujemy (oficjalnie, czy też nie), poprawiamy kondycję a przy okazji oglądamy conieco okolicy swej bliższej czy dalszej, a wszystko to pokazując tutaj na tej stronie, gdzie tysiące zapewne podobnych do Nas wariatów rowerowych gdzieś co dzień pędzi :)))
Tak więc wracając do tematu..zakupiłam wcześniej spinki do łańcucha.
Oczywiście gdyby nie pomoc
Kamila pewnie bym sobie nie poradziła.
Także nie obędzie się bez słodzenia;]
Spinki zakupione, wolne po południe znalezione i czas na zaprowadzenie swojej dziewczyny do stajni Wściekłego :))
W całym wydarzeniu towarzyszyła mi Majka gdyż nie miałam dla niej opieki na tenże czas..i obawiała się czy aby tylko będzie grzeczna i za bardzo w kwiatki wchodzić nie będzie..
Kiedy dotarłyśmy, zostałyśmy mile przyjęte i wpuszczone za ogrodzenie moim oczom ukazało się idealnie przygotowane miejsce, do wcześniej wspomnianego zabiegu ;]
A więc do dzieła...
Myślę, że przebiegu akcji nie będę opisywać, gdyż przed wpuszczeniem w siec wpisu nie uzyskałam autoryzacji głównego sprawcy zamieszania, więc może po krótce napiszę, że całą robotę odwalił Kamil, za co mu WIELKIE DZIEKI!!!
Były białe pudrowe rękawiczki, była benzyna, był shake, szczoteczka do zębów, ściereczki :)..a w tle wstrętne muszyska :/
OFC fotki tez są
Dzisiaj moja Dżulieta zawisła na wieszaku ;)© uluru
Ujęcie z drugiej strony..© uluru
Tu już bez jednego koła ;]© uluru
Majka pozuje przy jednokołowej Dzuliecie :)© uluru
Dżulieta pozbawiona kól stoi na głowie :)© uluru
Już zostały same koła..© uluru
W międzyczasie były rozmowy o pogodzie i małe zwiedzanie ogrodu ;)
Kwiatki u Kamila w ogródku :)© uluru
Różowe też były..© uluru
..a Majka bawiła się na kupce piachu..
Majka bawi się w piachu, albo raczej na piachu ;]© uluru
Majka na szczycie :))© uluru
Na koniec czyszczenie kasety, przerzutek i wspomniane wcześniej smarowanie..wkońcu jest bardzo ważne ;)) wszyscy bikerzy to wiedzą ;]
A po skończonej pracy były podziękowania i rachunek...;]
jeszcze raz DZIĘKI BARDZO :))))
Tradycyjnie w Dniu Matki :)
Komentarze(11) 8.98 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:18.58 km/h, prędkość maks: 30.80 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj koniecznie musiałam pojechać do pracy na rowerze, bo czułam że mnie zaczyna nosić bez pedałowania :)
Tak więc w myśl powszechnie znanego powiedzenia: "dzień bez roweru dniem straconym", ubrałam się rano rowerowo, Majkę wsadziłam Dziadkowi do samochodu i popedałowałam do przedszkola ;]
Tam się szybko przebrałyśmy w kapcie i takie tam, po czym "poleciałam" do pracy, bo jak zwykle spóźniona już byłam nieco..
W domu przed wyjściem moje ukochane dziecię podarowało mi pudełeczko Rafaello z okazji oczywiście Dnia Matki ;))) i zaśpiewało mi Sto Lat..
Ach..dla takich chwil wart żyć!!!
Kiedy dotarłam do pracy, okazało się, że stoi nowy dodatkowy stojak na rowery..ktoś pomyślał nareszcie i zobaczył, że rowerzystów robi się coraz więcej.
A żeby nie było, że tak nie jest to fotki
Po robocie trzeba było szybko do domciu, bo prezent mamci kupić wypada :) a tu na złość wmordewind ale co tam pedałowałam z całych swoich sił i chyba nawet nieźle mi to wyszło (jak na mnie oczywiście :))
Poza tym wiatrzychem pogoda cudna, ciepło i jakoś tak..ahh :]
Dotarłam do domu i czym prędzej skoczyłam do sklepu...
Oto dzieło mojego dziecka na Dzień Matki...
...jakby ktoś nie zauważył, mam na sobie korale z makaronu surowego ;) wierzcie mi, dawno takiego prezentu nie dostałam :))
A do tego zaproszenie na występ w postaci serduszka
A oto co ja kupiłam mojej mamie
Dzień udany..ale głód rowerowy wciąż rośnie :))
Tak więc w myśl powszechnie znanego powiedzenia: "dzień bez roweru dniem straconym", ubrałam się rano rowerowo, Majkę wsadziłam Dziadkowi do samochodu i popedałowałam do przedszkola ;]
Tam się szybko przebrałyśmy w kapcie i takie tam, po czym "poleciałam" do pracy, bo jak zwykle spóźniona już byłam nieco..
W domu przed wyjściem moje ukochane dziecię podarowało mi pudełeczko Rafaello z okazji oczywiście Dnia Matki ;))) i zaśpiewało mi Sto Lat..
Ach..dla takich chwil wart żyć!!!
Kiedy dotarłam do pracy, okazało się, że stoi nowy dodatkowy stojak na rowery..ktoś pomyślał nareszcie i zobaczył, że rowerzystów robi się coraz więcej.
A żeby nie było, że tak nie jest to fotki
Mieszczuch w nowym stojaku© uluru
Dżulieta w towarzystwie obcego...chyba Authota :)© uluru
Po robocie trzeba było szybko do domciu, bo prezent mamci kupić wypada :) a tu na złość wmordewind ale co tam pedałowałam z całych swoich sił i chyba nawet nieźle mi to wyszło (jak na mnie oczywiście :))
Poza tym wiatrzychem pogoda cudna, ciepło i jakoś tak..ahh :]
Dotarłam do domu i czym prędzej skoczyłam do sklepu...
Oto dzieło mojego dziecka na Dzień Matki...
Słit focia z koralami z makaronu :)© uluru
...jakby ktoś nie zauważył, mam na sobie korale z makaronu surowego ;) wierzcie mi, dawno takiego prezentu nie dostałam :))
A do tego zaproszenie na występ w postaci serduszka
Zaproszenie na występ z okazji Dnia Mamy :)© uluru
A oto co ja kupiłam mojej mamie
Storczyk do kolekcji dla mamy mojej :))© uluru
Kwiaty z bliska..© uluru
Dzień udany..ale głód rowerowy wciąż rośnie :))
Miłe zakończenie ciężkiego dnia pracy :))
Komentarze(9) 13.86 km (0.00 km teren), czas: 00:40 h, avg:20.79 km/h, prędkość maks: 31.80 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Przez ostatnie parę dni mnie nie było, co spowodowane było rodzinnymi wyjazdowymi uroczystościami :) generalnie powiem, że było fantastycznie ;]
Niestety do dzisiaj odczuwam skutki zbyt dużego apetytu :/
Wracając do tematu, to miałam ciężki dzień w pracy z tego względu, że był bardzo pracowity a po południu uczestniczyłam w warsztatach, które w sumie trwały do godziny 18. Byłam zmęczona jak dawno, ale rekompensatą było zaproszenie na kolację do zajazdu położonego za miastem :))
Po pracy pomyślałam sobie, że szkoda by było nie skorzystać z tak cudownej pogody. Początkowo były plany na Azoty samotnie, ale ze względu na czas postanowiłam pojeździć po mieście..
W efekcie pojechałam na Bulwar...i było warto ;]
Pogoda dopisywała, ludzi coraz więcej, na tamie też a nawet, z powodu iż Wisła nieco opadła ktoś zawędrował na przedłużenie tamy, mała a'la wysepkę.
Posiedziałam chwile i pojechałam w kierunku domu, zahaczając o park.
Nie miałam dzisiaj najlepszego sprzętu do fotografowania, bo nie ukrywam, ale mój kalkulator niezbyt dobre zdjęcia robi przy dużym słońcu.
Przejeżdżając przez park w pewnym momencie dojrzałam na wodzi cos takiego..
..wyglądało to coś jak worek, z przodu miało jakąś drewnianą konstrukcję a na niej jakby lustro z małym okienkiem. Podejrzewam, że służy do oglądania ptaków, albo...jak ktoś ma jakiś pomysł to niech pisze ;)
Potem już szybko tradycyjna trasą, czyli ulicą Kazimierską i osiedlowymi uliczkami do domu, szybko przebrać się w strój wieczorowy :))
Na koniec dodam, że we wtorek w skrzynce pocztowej znalazłam liścik a w nim osłonkę neoprenową MERIDA. Otrzymałam go od blogowego kolegi DYNIA , któremu wszem i wobec chcę jeszcze raz PODZIĘKOWAĆ :))))))
Jak tylko będę miała lepsze zdjęcie to wrzucam ;]
Niestety do dzisiaj odczuwam skutki zbyt dużego apetytu :/
Wracając do tematu, to miałam ciężki dzień w pracy z tego względu, że był bardzo pracowity a po południu uczestniczyłam w warsztatach, które w sumie trwały do godziny 18. Byłam zmęczona jak dawno, ale rekompensatą było zaproszenie na kolację do zajazdu położonego za miastem :))
Po pracy pomyślałam sobie, że szkoda by było nie skorzystać z tak cudownej pogody. Początkowo były plany na Azoty samotnie, ale ze względu na czas postanowiłam pojeździć po mieście..
W efekcie pojechałam na Bulwar...i było warto ;]
Ogromne słońce :))© uluru
Tama na Wiśle© uluru
Puławski Bulwar© uluru
Pogoda dopisywała, ludzi coraz więcej, na tamie też a nawet, z powodu iż Wisła nieco opadła ktoś zawędrował na przedłużenie tamy, mała a'la wysepkę.
Posiedziałam chwile i pojechałam w kierunku domu, zahaczając o park.
Nie miałam dzisiaj najlepszego sprzętu do fotografowania, bo nie ukrywam, ale mój kalkulator niezbyt dobre zdjęcia robi przy dużym słońcu.
Przejeżdżając przez park w pewnym momencie dojrzałam na wodzi cos takiego..
Takie coś dziwnego płynęło na Łasze© uluru
..wyglądało to coś jak worek, z przodu miało jakąś drewnianą konstrukcję a na niej jakby lustro z małym okienkiem. Podejrzewam, że służy do oglądania ptaków, albo...jak ktoś ma jakiś pomysł to niech pisze ;)
Park cały zielony© uluru
Słońce mocno świeciło© uluru
Potem już szybko tradycyjna trasą, czyli ulicą Kazimierską i osiedlowymi uliczkami do domu, szybko przebrać się w strój wieczorowy :))
Na koniec dodam, że we wtorek w skrzynce pocztowej znalazłam liścik a w nim osłonkę neoprenową MERIDA. Otrzymałam go od blogowego kolegi DYNIA , któremu wszem i wobec chcę jeszcze raz PODZIĘKOWAĆ :))))))
Oryginalna osłonka MERIDA :)© uluru
Jak tylko będę miała lepsze zdjęcie to wrzucam ;]
Nareszcie terenowo :)
Czwartek, 19 maja 2011 | dodano: 20.05.2011Kategoria off-road, W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(5)
33.00 km (8.50 km teren), czas: 02:10 h, avg:15.23 km/h,
prędkość maks: 32.00 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wybaczcie, że dopiero dzisiaj robię wpis, ale wczoraj kiedy wróciłam do domu to padłam na łóżko jak zabita..i nie spowodowane to było jazdą na rowerze tylko permanentnym zmęczeniem organizmu ;/
Ale wracając do wczorajszego dnia, nieco wcześniej niż zwykle udało Nam się wyjechać z Kołczem :)
Dla zainteresowanych, czemu akurat wieczorem jeździmy napiszę, że wracam do domu z pracy bliżej 16 a potem no wiadomo dzieckiem trzeba się zająć, a nie zawsze dziadkowie mogą przejąć opiekę na Majką..
Dlatego też najbezpieczniejsza porą jest pora kiedy "krasnal ogrodowy" zostanie spacyfikowany :)
Pogoda jak na wieczór była cudna, oboje mieliśmy krótkie rękawki i krótkie spodenki :)
W planach miał być las i taki był ;] uliczkami osiedlowymi pojechaliśmy poprzez ulicę Ceglaną do lasu i dalej osiedlem Górna.
W lesie jak to w lesie cisza, spokój, ptaszki śpiewają a w powietrzu unosi się taki specyficzny "leśny" zapach..cud malina :) no pomijam coraz większą ilość robactwa latającego tu i tam :/
Wyjechaliśmy z lasu i pierwsze fotki zrobione..
Pojechaliśmy dalej polnymi ścieżkami poprzez piach, miejscami bardziej ubite podłoże, fantastycznie nierówny teren oraz wzniesienia ;))..dla mnie bomba
Jechaliśmy dalej w kierunku Starej Wsi by po zjeździe z górki zawitać do Końskowoli..
Stamtąd ponownie na Rudy do lasu..no i się zaczęło..
Były kamienie, gałęzie, podjazdy, piach, czyli wszystko co urozmaica tern zapalonemu rowerzyście ;]
Stanęliśmy na chwilkę, gdyż zapach konwalii był silniejszy ode mnie i postanowiłam im zrobić zdjęcie..
..i pozostałe widoczki leśne..
Niestety szybko musieliśmy uciekać, gdyż zaczęły Nas dopadać komary ;/// No i ruszyliśmy przed siebie, byle szybciej do cywilizacji. Dotarliśmy do szosy, gdzie przejechaliśmy na drugą stronę w kierunku Biowetu.
Ponownie laskiem do ścieżki na Azoty a tam już tradycyjnie na punkt widokowy ;))
Tym razem mam przyjemność robić zdjęcia cyfrówką SONY mojego taty i prawdę mówiąc, to trochę z nią eksperymentowałam i oto co wyszło..
Jak zwykle pogadaliśmy ale i pomilczeliśmy, bo tutaj jest specyficzny klimat, którego ten kogo tu nie było nigdy nie poczuje..;]
Dalej pojechaliśmy na stacje Puławy Chemia bo jakoś dawno temu tu byłam. Oczywiście stacje kolejowe są specyficznym miejscem do robienia zdjęć..u Kamila już widzieliście a teraz u mnie..
..i słit focia, ale jakaś znowu niewyraźna :/
Czekaliśmy na pociąg..no i się doczekalismy, ja tylko zdążyłam wyjąć aparat i go włączyć i nacisnęłam spust...oto co wyszło
OFC rozmowy o pogodzie i powrót do miasta ścieżką na Wróblewskiego. Tam w pewnym momencie wjechałam z pełnym impetem w kałużę, której jakoś moja magiczna latarenka nie oświetliła, no i poczułam tylko jak błoto bryzga mi po nogach..
Kiedy jechaliśmy Partyzantów Kamil zaproponował przejazd przez skrzydło szpitalne..wariat jeden no :)
Jak zobaczyłam na czym ta "zabawa" polega, no to muszę przyznać, że jakoś nie czułam się pewnie, ale Kołcz spytał się mnie: "Czy chcesz poczuć, że żyjesz?"..a ja, że tak...no i pojechaliśmy ;)))
Wow było zajebiaszczo!!!!!! takiej adrenaliny to ja dawno nie miałam :D
Potem już lajcikiem pobocznymi uliczkami i osiedlem Niwa do domciu. Postanowiłam się znowu rozpędzić na nowej Skowieszyńskiej, ale nie działający licznik zdemotywował mnie i wyciągnęłam tylko w granicach 32 km/h.
Następnym razem będzie lepiej, a jak zmienię opony to chyba latać zacznę ;)) hehe
Dalej już Kazimierską i uliczkami osiedlowymi do domciu pod bramę ;]
Dzięki Kamil za wypad i za ogromną ilość adrenaliny!!! :)) i do następnego
Ale wracając do wczorajszego dnia, nieco wcześniej niż zwykle udało Nam się wyjechać z Kołczem :)
Dla zainteresowanych, czemu akurat wieczorem jeździmy napiszę, że wracam do domu z pracy bliżej 16 a potem no wiadomo dzieckiem trzeba się zająć, a nie zawsze dziadkowie mogą przejąć opiekę na Majką..
Dlatego też najbezpieczniejsza porą jest pora kiedy "krasnal ogrodowy" zostanie spacyfikowany :)
Pogoda jak na wieczór była cudna, oboje mieliśmy krótkie rękawki i krótkie spodenki :)
W planach miał być las i taki był ;] uliczkami osiedlowymi pojechaliśmy poprzez ulicę Ceglaną do lasu i dalej osiedlem Górna.
W lesie jak to w lesie cisza, spokój, ptaszki śpiewają a w powietrzu unosi się taki specyficzny "leśny" zapach..cud malina :) no pomijam coraz większą ilość robactwa latającego tu i tam :/
Wyjechaliśmy z lasu i pierwsze fotki zrobione..
Słońce tuż nad drzewami..© uluru
Kościół w Skowieszynie© uluru
Pojechaliśmy dalej polnymi ścieżkami poprzez piach, miejscami bardziej ubite podłoże, fantastycznie nierówny teren oraz wzniesienia ;))..dla mnie bomba
Jechaliśmy dalej w kierunku Starej Wsi by po zjeździe z górki zawitać do Końskowoli..
Stamtąd ponownie na Rudy do lasu..no i się zaczęło..
Były kamienie, gałęzie, podjazdy, piach, czyli wszystko co urozmaica tern zapalonemu rowerzyście ;]
Stanęliśmy na chwilkę, gdyż zapach konwalii był silniejszy ode mnie i postanowiłam im zrobić zdjęcie..
..i pozostałe widoczki leśne..
Stamtąd przyjechaliśmy..© uluru
Droga przed Nami© uluru
Niestety szybko musieliśmy uciekać, gdyż zaczęły Nas dopadać komary ;/// No i ruszyliśmy przed siebie, byle szybciej do cywilizacji. Dotarliśmy do szosy, gdzie przejechaliśmy na drugą stronę w kierunku Biowetu.
Ponownie laskiem do ścieżki na Azoty a tam już tradycyjnie na punkt widokowy ;))
Tym razem mam przyjemność robić zdjęcia cyfrówką SONY mojego taty i prawdę mówiąc, to trochę z nią eksperymentowałam i oto co wyszło..
To samo ale trochę inaczej© uluru
Jak zwykle pogadaliśmy ale i pomilczeliśmy, bo tutaj jest specyficzny klimat, którego ten kogo tu nie było nigdy nie poczuje..;]
Dalej pojechaliśmy na stacje Puławy Chemia bo jakoś dawno temu tu byłam. Oczywiście stacje kolejowe są specyficznym miejscem do robienia zdjęć..u Kamila już widzieliście a teraz u mnie..
..i słit focia, ale jakaś znowu niewyraźna :/
Czekaliśmy na pociąg..no i się doczekalismy, ja tylko zdążyłam wyjąć aparat i go włączyć i nacisnęłam spust...oto co wyszło
OFC rozmowy o pogodzie i powrót do miasta ścieżką na Wróblewskiego. Tam w pewnym momencie wjechałam z pełnym impetem w kałużę, której jakoś moja magiczna latarenka nie oświetliła, no i poczułam tylko jak błoto bryzga mi po nogach..
Kiedy jechaliśmy Partyzantów Kamil zaproponował przejazd przez skrzydło szpitalne..wariat jeden no :)
Jak zobaczyłam na czym ta "zabawa" polega, no to muszę przyznać, że jakoś nie czułam się pewnie, ale Kołcz spytał się mnie: "Czy chcesz poczuć, że żyjesz?"..a ja, że tak...no i pojechaliśmy ;)))
Wow było zajebiaszczo!!!!!! takiej adrenaliny to ja dawno nie miałam :D
Potem już lajcikiem pobocznymi uliczkami i osiedlem Niwa do domciu. Postanowiłam się znowu rozpędzić na nowej Skowieszyńskiej, ale nie działający licznik zdemotywował mnie i wyciągnęłam tylko w granicach 32 km/h.
Następnym razem będzie lepiej, a jak zmienię opony to chyba latać zacznę ;)) hehe
Dalej już Kazimierską i uliczkami osiedlowymi do domciu pod bramę ;]
Dzięki Kamil za wypad i za ogromną ilość adrenaliny!!! :)) i do następnego
Chillout :)
Środa, 18 maja 2011 | dodano: 18.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11)
26.95 km (3.00 km teren), czas: 01:29 h, avg:18.17 km/h,
prędkość maks: 35.10 km/hTemperatura:19.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wieczorem z Kamilem OFC ;)
Dzisiaj była krótka piłka, cel wyznaczony przez Kołcza do zrealizowania..nie byłam tyle zdziwiona co się zastanawiałam, że będziemy musieli się gdzieś wspinać i pamiętam, że Kamil mówił coś o pokrzywach :/
Pojechaliśmy przez Park Czartoryskich na Stary Most, dalej Jaroszyn, Łęka i Bronowice.
W międzyczasie zatrzymaliśmy się na chwilkę bo mnie franca jedna wpadła do nosa:/ no i przy okazji parę fotek..
Potem pojechaliśmy dalej, gdzie w pewnym momencie po małej orientacji w ternie, skierowaliśmy się gdzieś...
Piszę gdzieś bo nie wiem do końca gdzie byliśmy, ale nie ważne. Był podjazd ale mimo kiepskiej nawierzchni dojechaliśmy do jej końca, aby dalej "przeprawić się" czymś biegnącym wzdłuż obwodnicy..
Nie było łatwo, bo tak raczej zbito-piaskowo i nie równo totalnie :/
Dałam radę i ani na moment się nie zatrzymałam.
Dojechaliśmy do końca ekranów i zaczęło się focenie..
Potem trzeba było zejść po trawie i dostać się pod obwodnicę..No i zeszliśmy po śliskiej trawie i miałam wrażenie jakby Kamilowi o mały włos rower nie wyjechał z rąk..a może tylko mnie się coś zdawało ;)
Zostaliśmy poparzeni przez pokrzywy, ale co tam, będziemy przez to zdrowsi ;)
Wróciliśmy tą sama trasą i zajechaliśmy na bulwar, gdzie gaadliśmy a ja zrobiłam parę fotek..
Potem pojechaliśmy do Parku Niepodległości, gdzie znalazłam fajny temat na zdjęcie ;)
Pogadaliśmy jak zwykle i polecieliśmy do domciu przez Park Czartoryskich gdzie kiedy robiliśmy zdjęcie Pałacu, chyba zgasły jakieś światła, ale ja jakoś nie zauważyłam tego.
Potem skusiliśmy się na pojechanie nowo wyremontowaną ulicą Skowieszyńską, gładką jeszcze, bo niedługo pewnie już taka nie będzie. No i się rozpędziłam, chociaż nie było to wszystko co mogę dać z siebie ;) ale wszystko w swoim czasie..trening czyni mistrza ;]
Da;ej już skrótem przez Gościńczyk i uliczkami osiedlowymi pod bramę ;)
Dzięki Kamil za wypad..i podjazd ;] do następnego...może tym razem jakiś lasek odwiedzimy ;)
P.S. Wybaczcie jakość zdjęć, ale były robione kalkulatorem, gdyż chwilowo jestem pozbawiona mojej fantastycznej maszynki ;/
Dzisiaj była krótka piłka, cel wyznaczony przez Kołcza do zrealizowania..nie byłam tyle zdziwiona co się zastanawiałam, że będziemy musieli się gdzieś wspinać i pamiętam, że Kamil mówił coś o pokrzywach :/
Pojechaliśmy przez Park Czartoryskich na Stary Most, dalej Jaroszyn, Łęka i Bronowice.
W międzyczasie zatrzymaliśmy się na chwilkę bo mnie franca jedna wpadła do nosa:/ no i przy okazji parę fotek..
Na chwilę staneli..© uluru
Droga gdzieś...© uluru
Daleko gdzieś został mój dom...© uluru
Dmuchawce latawce...© uluru
Potem pojechaliśmy dalej, gdzie w pewnym momencie po małej orientacji w ternie, skierowaliśmy się gdzieś...
Piszę gdzieś bo nie wiem do końca gdzie byliśmy, ale nie ważne. Był podjazd ale mimo kiepskiej nawierzchni dojechaliśmy do jej końca, aby dalej "przeprawić się" czymś biegnącym wzdłuż obwodnicy..
Nie było łatwo, bo tak raczej zbito-piaskowo i nie równo totalnie :/
Dałam radę i ani na moment się nie zatrzymałam.
Dojechaliśmy do końca ekranów i zaczęło się focenie..
Kierunek Puławy© uluru
Stąd przyjechaliśmy ;)© uluru
Kamil ustawia aparat do zdjęcia :)© uluru
Kierunek Radom..© uluru
Takie tam widoczek© uluru
Potem trzeba było zejść po trawie i dostać się pod obwodnicę..No i zeszliśmy po śliskiej trawie i miałam wrażenie jakby Kamilowi o mały włos rower nie wyjechał z rąk..a może tylko mnie się coś zdawało ;)
Zostaliśmy poparzeni przez pokrzywy, ale co tam, będziemy przez to zdrowsi ;)
Wróciliśmy tą sama trasą i zajechaliśmy na bulwar, gdzie gaadliśmy a ja zrobiłam parę fotek..
Bulwar wieczorowa porą© uluru
I w inną stronę© uluru
Moja dziewczyna w świetle jupiterów© uluru
Potem pojechaliśmy do Parku Niepodległości, gdzie znalazłam fajny temat na zdjęcie ;)
Takie tam miejsce do odoczynku ;)© uluru
W innych kolorach...© uluru
Klimatyczne© uluru
Pogadaliśmy jak zwykle i polecieliśmy do domciu przez Park Czartoryskich gdzie kiedy robiliśmy zdjęcie Pałacu, chyba zgasły jakieś światła, ale ja jakoś nie zauważyłam tego.
Pałac Czartoryskich w nocy© uluru
Potem skusiliśmy się na pojechanie nowo wyremontowaną ulicą Skowieszyńską, gładką jeszcze, bo niedługo pewnie już taka nie będzie. No i się rozpędziłam, chociaż nie było to wszystko co mogę dać z siebie ;) ale wszystko w swoim czasie..trening czyni mistrza ;]
Da;ej już skrótem przez Gościńczyk i uliczkami osiedlowymi pod bramę ;)
Dzięki Kamil za wypad..i podjazd ;] do następnego...może tym razem jakiś lasek odwiedzimy ;)
P.S. Wybaczcie jakość zdjęć, ale były robione kalkulatorem, gdyż chwilowo jestem pozbawiona mojej fantastycznej maszynki ;/