- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wpisy archiwalne w kategorii
W towarzystwie
Dystans całkowity: | 2051.63 km (w terenie 297.83 km; 14.52%) |
Czas w ruchu: | 129:40 |
Średnia prędkość: | 15.13 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.70 km/h |
Suma podjazdów: | 343 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 119 (62 %) |
Suma kalorii: | 2530 kcal |
Liczba aktywności: | 99 |
Średnio na aktywność: | 20.72 km i 1h 26m |
Więcej statystyk |
Ponownie razem...
Komentarze(14) 14.79 km (0.00 km teren), czas: 00:51 h, avg:17.40 km/h, prędkość maks: 29.80 km/hTemperatura:16.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wkońcu razem z Kamilem wsiedliśmy na rowery :) Już nawet nie chce pisać, kiedy ostatnio wspólnie gdzieś kręciliśmy..
Przez ostatnie dwa tygodnie pogoda płatała Nam figle, jakby ktoś wcale nie chciał abyśmy razem jeździli..
Ale udało się, co prawda wyjechaliśmy w lekkiej mżawce, ale co tam, ważne, że razem :]
Pojechaliśmy najpierw na BP, żeby podpompować koło i zoabczyliśmy fajną Skodę, no i oczywiście nie mogliśmy oprzeć się chęci zrobienia jej zdjęcia :)
Dzisiaj z racji pogody, tempo było spacerowe a też i nie za bardzo się dalej "wypuściliśmy".
Pojechaliśmy na Bulwar..
Pokręciliśmy się potem po mieście i wróciliśmy od domu na okrętkę ;)
Jak widzieliście, jesień na dobre zagościła na chodniki, więc jeśli komuś się nie podoba ta jesień, to niech nie narzeka wysoką temperaturę, jeśli wogoóle na taka mamy jeszcze szansę .. :)
Na koniec słit focia..
Dzięki Kamil...:)
Przez ostatnie dwa tygodnie pogoda płatała Nam figle, jakby ktoś wcale nie chciał abyśmy razem jeździli..
Ale udało się, co prawda wyjechaliśmy w lekkiej mżawce, ale co tam, ważne, że razem :]
Pojechaliśmy najpierw na BP, żeby podpompować koło i zoabczyliśmy fajną Skodę, no i oczywiście nie mogliśmy oprzeć się chęci zrobienia jej zdjęcia :)
Dzisiaj z racji pogody, tempo było spacerowe a też i nie za bardzo się dalej "wypuściliśmy".
Pojechaliśmy na Bulwar..
Deszczowe chmury nad Wisłą..© uluru
Stary Most..© uluru
Takie tam na BUlwarze..© uluru
Zza krzaków..© uluru
Pokręciliśmy się potem po mieście i wróciliśmy od domu na okrętkę ;)
Jesień tego lata..© uluru
Jak widzieliście, jesień na dobre zagościła na chodniki, więc jeśli komuś się nie podoba ta jesień, to niech nie narzeka wysoką temperaturę, jeśli wogoóle na taka mamy jeszcze szansę .. :)
Na koniec słit focia..
Słit focia..© uluru
Dzięki Kamil...:)
W poszukiwaniu Zaćmienia Księżyca...
Środa, 15 czerwca 2011 | dodano: 16.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(9)
29.63 km (1.50 km teren), czas: 01:52 h, avg:15.87 km/h,
prędkość maks: 28.70 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wszystkie media okrzyknęły, że ma być całkowite zaćmienie księżyca, więc jak każdy rowerzysta i pewnie nie tylko postanowiliśmy z Kamilem udać się gdzieś by złapać jak najlepsze fotki :)
Wcześniej jednak postanowiłam popróbować aparatu mojego taty, który to na ta okazję pożyczyłam..
Umówieni byliśmy na tą co zwykle i pojechaliśmy gdzieś przed siebie i właściwie do końca wiedzieliśmy gdzie pojedziemy. Wstępny plan był na górkę w Górze Puławskiej, gdzie stoi ich tamtejszy kościół..
W międzyczasie odbywało się cudowne przedstawienie na niebie zwane zachodem słońca... pojechaliśmy na bulwar
W międzyczasie spotkaliśmy kolegę Kamila, zamieniliśmy parę słów o tym, że chmury jak zwykle wszystko potrafią zepsuć :/
Naszym celem była jednak wieża widokowa na Azotach :)
Z Bulwaru uliczkami przez Kołłątaja, Piaskową, Jaworową i na Wróblewskiego na ścieżkę rowerową. Mijając Azoty jechaliśmy najpierw betonową a potem piaszczystą drogą...no i w pewnym momencie Kamil przeleciał przez kierownicę do przodu, na tzw. szczupaka :) ale to był widok, dobrze, że nic mu się nie stało..
Dojechaliśmy do miejsc, gdzie trzeba o tej porze roku się nieco przez krzaki przedzierać :) no i dotarliśmy...pogadaliśmy trochę ofc, i ja spróbowałam ponownie wejść na wieżę i ponownie tylko na pierwszy balkon..
Niestety ale niebo było na tyle zachmurzone, że nie było widać poszukiwanego księżyca :/
Zrobiło się na tyle ciemno, że postanowiliśmy pojechać na stację Puławy Chemia. Tym razem ja się trochę poobijałam..źle podjechałam pod takie tam i w efekcie posiadam dzisiaj dwa siniaki :( cóż głupota ludzka nie zna granic...
Posiedzieliśmy trochę na dziwnym trafem nie oświetlonej stacji i kiedy już mieliśmy wracać do domu Naszym oczom ukazała się zguba..czyli Księżyc Zaćmiony :) Niestety do zrobienia zdjęć o tej porze wieczoru, albo raczej już nocy potrzeba dobrego sprzętu, tak więc objedliśmy się widokiem i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Ścieżka rowerowa z Azotów do miasta - aleja Partyzantów - Mickiewicza - Kaniowczyków - Słowackiego - uliczkami osiedlowymi Niwa do domciu :)
Na koniec zamieszczam małą wariacje na temat wczorajszego księżyca..
Wieczór był magiczny...)
Kamil dzięki i do zobaczenia :]
Wcześniej jednak postanowiłam popróbować aparatu mojego taty, który to na ta okazję pożyczyłam..
Dziwne chmury na horyzoncie..© uluru
Fragment nieba nad Włostowicami© uluru
Umówieni byliśmy na tą co zwykle i pojechaliśmy gdzieś przed siebie i właściwie do końca wiedzieliśmy gdzie pojedziemy. Wstępny plan był na górkę w Górze Puławskiej, gdzie stoi ich tamtejszy kościół..
W międzyczasie odbywało się cudowne przedstawienie na niebie zwane zachodem słońca... pojechaliśmy na bulwar
Zachód na Bulwarze© uluru
Wszystkie kolory nieba...© uluru
Klimatycznie nad Wisłą© uluru
W międzyczasie spotkaliśmy kolegę Kamila, zamieniliśmy parę słów o tym, że chmury jak zwykle wszystko potrafią zepsuć :/
Naszym celem była jednak wieża widokowa na Azotach :)
Z Bulwaru uliczkami przez Kołłątaja, Piaskową, Jaworową i na Wróblewskiego na ścieżkę rowerową. Mijając Azoty jechaliśmy najpierw betonową a potem piaszczystą drogą...no i w pewnym momencie Kamil przeleciał przez kierownicę do przodu, na tzw. szczupaka :) ale to był widok, dobrze, że nic mu się nie stało..
Dojechaliśmy do miejsc, gdzie trzeba o tej porze roku się nieco przez krzaki przedzierać :) no i dotarliśmy...pogadaliśmy trochę ofc, i ja spróbowałam ponownie wejść na wieżę i ponownie tylko na pierwszy balkon..
Niestety ale niebo było na tyle zachmurzone, że nie było widać poszukiwanego księżyca :/
Może tam kiedyś wejdę...© uluru
Wieża gdzieś w lesie...© uluru
Zrobiło się na tyle ciemno, że postanowiliśmy pojechać na stację Puławy Chemia. Tym razem ja się trochę poobijałam..źle podjechałam pod takie tam i w efekcie posiadam dzisiaj dwa siniaki :( cóż głupota ludzka nie zna granic...
Posiedzieliśmy trochę na dziwnym trafem nie oświetlonej stacji i kiedy już mieliśmy wracać do domu Naszym oczom ukazała się zguba..czyli Księżyc Zaćmiony :) Niestety do zrobienia zdjęć o tej porze wieczoru, albo raczej już nocy potrzeba dobrego sprzętu, tak więc objedliśmy się widokiem i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Ścieżka rowerowa z Azotów do miasta - aleja Partyzantów - Mickiewicza - Kaniowczyków - Słowackiego - uliczkami osiedlowymi Niwa do domciu :)
Na koniec zamieszczam małą wariacje na temat wczorajszego księżyca..
Niebo o 3 rano...© uluru
Księżyc rankiem..© uluru
Wieczór był magiczny...)
Kamil dzięki i do zobaczenia :]
Wiem gdzie moje miejsce jest...
Wtorek, 14 czerwca 2011 | dodano: 15.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(8)
23.69 km (1.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:15.79 km/h,
prędkość maks: 30.90 km/hTemperatura:22.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Z powodów wyjazdowych i chorobowych krasnala ogrodowego, nie miałam ostatnio czasu na jazdę rowerem :/ niestety...
Wiecie jak to jest, kiedy nie możecie jeździć i nosi Was strasznie..no to jak tak miałam od jakiegoś czasu, myślałam, że mnie rozniesie :)
Rower jest jak narkotyk, człowiek się szybko przyzwyczaja, chce więcej a jak nie ma to się dusi i jest najnormalniej w świecie na haju :))
Nadszedł jednak dzień, kiedy to moje dziecko czuje się już lepiej i choć przyjmuje jeszcze antybiotyk, to już szaleje na dobre w domu, bo oczywiście na zwolnieniu obie siedzimy.
Tak więc umówiłam się na wieczór z Kamilem :)
W zasadzie to nie wiedziałm, gdzie jedziemy, chociaż jak zwykle plan już był misternie ułożony :)
Okazało się, że w planach był nowy most na Wiśle. Pojechaliśmy ścieżką rowerową wzdłuż Wisły, zachaczyliśmy o Bulwar, gdzie tym razem udało Nam sie spokojnie zejśc na tamę, bo akurat nikogo nie było :)
Trafilismy akurat na zchód słońca..
Dalej osiedlem Kołłątaja na ścieżkę rowerową na ul.Wróblewskigo. Dojechaliśmy do wiaduktu i pojchaliśmy ścieżką na trawie wzdłuż obwodnicy i dojechalismy do Nowego Mostu. Wdrapalisme się na niego i przejechaliśmy całą jego długość :)
Jechaliśmy pod wiatr i co chwila mijały Nas pędzące TIRy a po ich przejechaniu można było poczuć ogromny podmuch powietrza.
Zszedłwszy po schodach skierowaliśmy się pod most, by tam po piachu, kamieniach oraz starych resztkach tam dojśc do fantastycznej miejscówki :))
Widoki spod mostu..
Jak zwykle trochę pogadaliśmy...:] i kiedy ściemniło się postanowiliśmy, że powrócimy do miasta.
Wracaliśmy którędyś i wkońcu znowu trafiliśmy na most, który tym razem pokonaliśmy razem z pędem TIRów :)
Wypad OFC udany :) jak zwykle pomógł w przemyśleniu tego i owego..
Poza tym zrozumiałam, że rower to jest to co daje mi energie, radość, wolność i to jest to co tygrysy lubią najbardziej :)))))))
Rower to jedna z moich miłości...
Kamil dzięki bardzo za wypad i do następnego :]
Wiecie jak to jest, kiedy nie możecie jeździć i nosi Was strasznie..no to jak tak miałam od jakiegoś czasu, myślałam, że mnie rozniesie :)
Rower jest jak narkotyk, człowiek się szybko przyzwyczaja, chce więcej a jak nie ma to się dusi i jest najnormalniej w świecie na haju :))
Nadszedł jednak dzień, kiedy to moje dziecko czuje się już lepiej i choć przyjmuje jeszcze antybiotyk, to już szaleje na dobre w domu, bo oczywiście na zwolnieniu obie siedzimy.
Tak więc umówiłam się na wieczór z Kamilem :)
W zasadzie to nie wiedziałm, gdzie jedziemy, chociaż jak zwykle plan już był misternie ułożony :)
Okazało się, że w planach był nowy most na Wiśle. Pojechaliśmy ścieżką rowerową wzdłuż Wisły, zachaczyliśmy o Bulwar, gdzie tym razem udało Nam sie spokojnie zejśc na tamę, bo akurat nikogo nie było :)
Trafilismy akurat na zchód słońca..
Puławski zachód słońca :)© uluru
Słońce chowa się już za drzewa...© uluru
Widok z tamy na Wiśle :)© uluru
Dalej osiedlem Kołłątaja na ścieżkę rowerową na ul.Wróblewskigo. Dojechaliśmy do wiaduktu i pojchaliśmy ścieżką na trawie wzdłuż obwodnicy i dojechalismy do Nowego Mostu. Wdrapalisme się na niego i przejechaliśmy całą jego długość :)
Jechaliśmy pod wiatr i co chwila mijały Nas pędzące TIRy a po ich przejechaniu można było poczuć ogromny podmuch powietrza.
Zszedłwszy po schodach skierowaliśmy się pod most, by tam po piachu, kamieniach oraz starych resztkach tam dojśc do fantastycznej miejscówki :))
Widoki spod mostu..
Jedna z wielu Wiślanych zatoczek..© uluru
Pod nowym mostem :)© uluru
W drodze na nieznane tereny...© uluru
Gdzieś na piasku :)© uluru
Nowy Most w świetle lamp..© uluru
Jak zwykle trochę pogadaliśmy...:] i kiedy ściemniło się postanowiliśmy, że powrócimy do miasta.
Wracaliśmy którędyś i wkońcu znowu trafiliśmy na most, który tym razem pokonaliśmy razem z pędem TIRów :)
Nocą na moście...© uluru
Wypad OFC udany :) jak zwykle pomógł w przemyśleniu tego i owego..
Poza tym zrozumiałam, że rower to jest to co daje mi energie, radość, wolność i to jest to co tygrysy lubią najbardziej :)))))))
Rower to jedna z moich miłości...
Kamil dzięki bardzo za wypad i do następnego :]
Rekreacyjnie po Krakowie :)
Niedziela, 5 czerwca 2011 | dodano: 08.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wyjazdowo Rower:
Komentarze(11)
10.50 km (0.00 km teren), czas: 00:50 h, avg:12.60 km/h,
prędkość maks: 28.70 km/hTemperatura:30.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj był typowo rekreacyjnie :) Co prawda, po wczorajszej wycieczce nic nie boli, właściwie żadnych oznak zmęczenia, jedynie na co narzekałam to boląca pupa...
Trzeba było odstawić rowery do stajni, czyli pojechać tam skąd wczoraj wyruszyliśmy z Mateuszem do Ojcowa :]
Odcinek trasy przez miasto taki sam jak poprzedniego dnia. Po drodze jednak zajechaliśmy zobaczyć czy Smok Wawelski jeszcze stoi i zionie ogniem :) Było dużo turystów, ale wkońcu udało się strzelić mu parę fotek..
Pogoda była ciężka do wytrzymania, gorąco, słońce paliło niemiłosiernie ;/ Generalnie nie narzekam na taką pogodę, ale nie mmiałam nic na głowie, więc wytrzymać w takim żarze jest trudno...
Wreszcie tempem spacerowym dojechaliśmy do punktu wyjściowego Naszej trasy. Tam zjedliśmy pyszny obiadek, za który jeszcze raz bardzo dziękuję :) i odpoczęliśmy...
Późnym popołudniem musiałam wracać do Puław...ale jeszcze tam wrócę, by pokazać Wam pozostałe piękno OPN i nie tylko :))
Trzeba było odstawić rowery do stajni, czyli pojechać tam skąd wczoraj wyruszyliśmy z Mateuszem do Ojcowa :]
Odcinek trasy przez miasto taki sam jak poprzedniego dnia. Po drodze jednak zajechaliśmy zobaczyć czy Smok Wawelski jeszcze stoi i zionie ogniem :) Było dużo turystów, ale wkońcu udało się strzelić mu parę fotek..
Smok zionie ogniem :)© uluru
Uluru wpatrzona w smoka© uluru
Smok nieco bliżej© uluru
Uluru i Smok Wawelski© uluru
Pogoda była ciężka do wytrzymania, gorąco, słońce paliło niemiłosiernie ;/ Generalnie nie narzekam na taką pogodę, ale nie mmiałam nic na głowie, więc wytrzymać w takim żarze jest trudno...
Wreszcie tempem spacerowym dojechaliśmy do punktu wyjściowego Naszej trasy. Tam zjedliśmy pyszny obiadek, za który jeszcze raz bardzo dziękuję :) i odpoczęliśmy...
Późnym popołudniem musiałam wracać do Puław...ale jeszcze tam wrócę, by pokazać Wam pozostałe piękno OPN i nie tylko :))
Ojcowski Park Narodowy :)
Sobota, 4 czerwca 2011 | dodano: 06.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wyjazdowo Rower:
Komentarze(22)
65.40 km (15.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:13.08 km/h,
prędkość maks: 39.70 km/hTemperatura:30.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Tak się złożyło, że w miniony weekend byłam w Krakowie :)
Pogoda była cudna, nic tylko wsiadać na rower i jechać..
Dzięki uprzejmości kolegi plany rowerowe były do zrealizowania :)
Miało być miasto, Skałki Twardowskiego, ale ja chciałam pojechać zupełnie gdzieś indziej..
Pomysł padł na Ojcowski Park Narodowy :]
Trochę za późno się wybraliśmy by zwiedzić cały, ale i tak to co zobaczyłam było bezcenne :)
Zaczęliśmy swą trasę z jednej z dzielnic Krakowa, toteż aby wyjechać z miasta trzeba było przejechać koło Wawelu i przez Rynek Krakowski.
Po drodze nie obyło się, a raczej standardem były takie podjazdy
Przejeżdżaliśmy Bulwarem Wołyńskim, po jednej stronie Wisły i Bulwarem Czerwieńskim po drugiej. Dalej ulica Grodzką, przez Rynek Główny
Dalej ulicami miasta na drogę, która zaprowadzi Nas do celu :)
Jechaliśmy przez podkrakowskie wsie aż wkońcu dotarliśmy w miejsce gdzie widoki zachwycają..
Po drodze w jednym z ogródków dojrzałam takie figurki..
Wjeżdżając w Dolinę Prądnika jechaliśmy fantastyczną ścieżką pieszo-rowerową..
Jej nawierzchnia była żwirowa i tylko wytrawni Bikerzy mogli swobodnie zjeżdżać ze zjazdów, których było parę i to nieźle strome. Ja niestety w pewnym momencie musiała zsiąść bo bym się stoczyła a i tak musiała mocno rower trzymać żeby mi nie „uciekł”. Za to widoczki niesamowite, po obu stronach las a w dole bardzo głęboko. Co chwila śmigali obok Nas rowerzyści :))
Potem wyjechawszy dalej asfaltem prosto do Ojcowa :)
Trasa jest cudna, wszędzie zielono, lasek i pojedyncze domki. W pewnym momencie zaczęły się skałki..
..by wkońcu dojechać do granicy Parku
I dalej już przez Park, wzdłuż rzeczki Prądnik
Dojechaliśmy do Bramy Krakowskiej
Tu chwile posiedzieliśmy, pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej..
Kolejnym punktem wycieczki była Kapliczka na Wodzie
I po średnio wyczerpującej, głównie ze względu na prażące słońce, trasie, dojechaliśmy do punktu przeznaczenia, czyli Maczugi Herkulesa :))
Oto legenda MACZUGI
Znajduje się ona w Pieskowej Sakle, gdzie na wzgórzu położony jest Zamek
Trochę posiedzieliśmy, zjedliśmy co nieco, napiliśmy się i niestety czas Nas gonił a jeszcze czekała droga powrotna do Krakowa. Wiedzieliśmy, że będziemy wracać po ciemku, dlatego jak najszybciej chcieliśmy wyjechać z Parku..
Zmęczenie powoli dawało się we znaki, tym bardziej, że najbardziej narzekałam na niewygodne siodełko :]
Cóż, nie można mieć wszystkiego. A i tak dzielnie to znosiłam, gdyż na prostej się rozpędzałam, ile mi fabryka dała a na podjazdach z wyczuciem, by sił starczyło :)
Tak więc ambitnie dojechałam do Krakowa :))
Wycieczka należy do baaardzo udanych :] Koniecznie muszę tam zawitać, by pojeździć po pozostałych szlakach :]
Przed wycieczką zakupiłam sobie paliwo na szykująca się setkę :) chociaż podczas wyprawy zjadłam jednego z batoników..są pyszne :] polecam
Pogoda była cudna, nic tylko wsiadać na rower i jechać..
Dzięki uprzejmości kolegi plany rowerowe były do zrealizowania :)
Miało być miasto, Skałki Twardowskiego, ale ja chciałam pojechać zupełnie gdzieś indziej..
Pomysł padł na Ojcowski Park Narodowy :]
Trochę za późno się wybraliśmy by zwiedzić cały, ale i tak to co zobaczyłam było bezcenne :)
Zaczęliśmy swą trasę z jednej z dzielnic Krakowa, toteż aby wyjechać z miasta trzeba było przejechać koło Wawelu i przez Rynek Krakowski.
Po drodze nie obyło się, a raczej standardem były takie podjazdy
Początek trasy..jeszcze w mieście a już podjazdy :)© uluru
Przejeżdżaliśmy Bulwarem Wołyńskim, po jednej stronie Wisły i Bulwarem Czerwieńskim po drugiej. Dalej ulica Grodzką, przez Rynek Główny
Impreza na Bulwarze© uluru
Na Rynku będzie impreza :)© uluru
Rynek Krakowski© uluru
Dalej ulicami miasta na drogę, która zaprowadzi Nas do celu :)
Jechaliśmy przez podkrakowskie wsie aż wkońcu dotarliśmy w miejsce gdzie widoki zachwycają..
Ta ulica zaprowadzi Nas do Ojcowa :)© uluru
Po drodze w jednym z ogródków dojrzałam takie figurki..
Wjeżdżając w Dolinę Prądnika jechaliśmy fantastyczną ścieżką pieszo-rowerową..
Stamtąd przyjechaliśmy..© uluru
Ścieżka pieszo-rowerowa - niesamowita© uluru
W dole jest głęboko© uluru
Jej nawierzchnia była żwirowa i tylko wytrawni Bikerzy mogli swobodnie zjeżdżać ze zjazdów, których było parę i to nieźle strome. Ja niestety w pewnym momencie musiała zsiąść bo bym się stoczyła a i tak musiała mocno rower trzymać żeby mi nie „uciekł”. Za to widoczki niesamowite, po obu stronach las a w dole bardzo głęboko. Co chwila śmigali obok Nas rowerzyści :))
Potem wyjechawszy dalej asfaltem prosto do Ojcowa :)
Zaczynają się cudne widoczki :)© uluru
Trasa jest cudna, wszędzie zielono, lasek i pojedyncze domki. W pewnym momencie zaczęły się skałki..
Skałki w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej© uluru
Jest niesamowita, tak sobie przy drodze stoi..© uluru
Jaka mała uluru przy tej skałce :)© uluru
..by wkońcu dojechać do granicy Parku
Focia przy tabliczne: Ojcowski Park Narodowy© uluru
Tu się można tylko zachwycać..© uluru
Pojeździłabym między tymi drzewami :)© uluru
Na terenia Parku :)© uluru
I dalej już przez Park, wzdłuż rzeczki Prądnik
Dojechaliśmy do Bramy Krakowskiej
Brama Krakowska© uluru
Szlaki turystyczne w Parku© uluru
Widoczki w okolicy Bramy Krakowskiej© uluru
Tu chwile posiedzieliśmy, pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej..
Kolejnym punktem wycieczki była Kapliczka na Wodzie
Kaplica na wodzie© uluru
Wejście do Kaplicy© uluru
I po średnio wyczerpującej, głównie ze względu na prażące słońce, trasie, dojechaliśmy do punktu przeznaczenia, czyli Maczugi Herkulesa :))
Maczuga Herkulesa© uluru
Oto legenda MACZUGI
Znajduje się ona w Pieskowej Sakle, gdzie na wzgórzu położony jest Zamek
Zamek w Pieskowej Skale© uluru
Koniec trasy w Pieskowej Skale© uluru
Trochę posiedzieliśmy, zjedliśmy co nieco, napiliśmy się i niestety czas Nas gonił a jeszcze czekała droga powrotna do Krakowa. Wiedzieliśmy, że będziemy wracać po ciemku, dlatego jak najszybciej chcieliśmy wyjechać z Parku..
Zmęczenie powoli dawało się we znaki, tym bardziej, że najbardziej narzekałam na niewygodne siodełko :]
Cóż, nie można mieć wszystkiego. A i tak dzielnie to znosiłam, gdyż na prostej się rozpędzałam, ile mi fabryka dała a na podjazdach z wyczuciem, by sił starczyło :)
Tak więc ambitnie dojechałam do Krakowa :))
Wycieczka należy do baaardzo udanych :] Koniecznie muszę tam zawitać, by pojeździć po pozostałych szlakach :]
Przed wycieczką zakupiłam sobie paliwo na szykująca się setkę :) chociaż podczas wyprawy zjadłam jednego z batoników..są pyszne :] polecam
Paliwo na dłuższe wyprawy :)© uluru
Tu i uwdzie wieczorkiem :))
Czwartek, 2 czerwca 2011 | dodano: 02.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(10)
17.06 km (0.50 km teren), czas: 01:13 h, avg:14.02 km/h,
prędkość maks: 38.40 km/hTemperatura:24.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Po 20 byłam pod bramą u Kamila i pojechaliśmy. Nie mieliśmy konkretnego celu także szukaliśmy jakiegoś pomysłu..
Padło na Bulwar, bo miałam ochotę wejść na tamę, jak najdalej, bo zawsze ktoś Nam przeszkadzał tam wejść :/
Niestety i tym razem tama była zajęta, ale mój dobry sokoli wzrok dostrzegł następna tamę i pojechaliśmy w tamtym kierunku :) Kamil wybrał krótszą trasę, czyli stromą górkę, natomiast ja nie chcąc się skompromitować pojechałam dalej i przedzierając się przez grząski piasek i krzaki do niego dojechałam. Postawiliśmy rowery i aparaty poszły w ruch..
Na koniec zauważyłam między badylami oldskulowy czajnik...
..no i następnym razem zrobimy sobie z Kamilem tea-time :]
Wyjeżdżając z bulwaru, o mały włos mielibyśmy stłuczkę z Kamilem, ehh na szczęście mój refleks i dobre hamulce zadziałały prawidłowo :) nie wiem tylko które z Nas się bardziej przestraszyło, ja czy Kamil..przepraszam za spowodowanie szybszego bicia serca :D
Kiedy już emocje opadły pokręciliśmy się uliczkami i skierowaliśmy na Kościół na Górce..
Tam pogadaliśmy i oczywiście nie zabraknie fotki :)
Trochę Nam się zeszło na rozprawianiu o planach rowerowych i o pogodzie i jak zwykle ciemność Nas zastała, tak więc postanowiliśmy zobaczyć ową zieloną wodę w fontannie na Skwerku, która miałam już dzisiaj okazję widzieć :]
Pojechaliśmy parkiem, a tam główna brama zajęta, więc mostkiem nad ulica Głęboką.
Obejrzeliśmy fontannę i do domciu spowortem...
Chill się udał i dziękuje bardzo :) i do zobaczenia..
Padło na Bulwar, bo miałam ochotę wejść na tamę, jak najdalej, bo zawsze ktoś Nam przeszkadzał tam wejść :/
Niestety i tym razem tama była zajęta, ale mój dobry sokoli wzrok dostrzegł następna tamę i pojechaliśmy w tamtym kierunku :) Kamil wybrał krótszą trasę, czyli stromą górkę, natomiast ja nie chcąc się skompromitować pojechałam dalej i przedzierając się przez grząski piasek i krzaki do niego dojechałam. Postawiliśmy rowery i aparaty poszły w ruch..
Stąd przyjechaliśmy :)© uluru
Klimatycznie było nad Wisłą...© uluru
Widok na Barkę a w oddali stary most..© uluru
Romantyczny wieczorny widoczek :)© uluru
Na koniec zauważyłam między badylami oldskulowy czajnik...
Oldskulowy czajnik...tylko mu rączki brakowało..© uluru
..no i następnym razem zrobimy sobie z Kamilem tea-time :]
Wyjeżdżając z bulwaru, o mały włos mielibyśmy stłuczkę z Kamilem, ehh na szczęście mój refleks i dobre hamulce zadziałały prawidłowo :) nie wiem tylko które z Nas się bardziej przestraszyło, ja czy Kamil..przepraszam za spowodowanie szybszego bicia serca :D
Kiedy już emocje opadły pokręciliśmy się uliczkami i skierowaliśmy na Kościół na Górce..
Tam pogadaliśmy i oczywiście nie zabraknie fotki :)
Widok z terenu Kościoła na Górce© uluru
Tam w dole jest szosa prowadząca wprost na stary most na Wiśle :)© uluru
Trochę Nam się zeszło na rozprawianiu o planach rowerowych i o pogodzie i jak zwykle ciemność Nas zastała, tak więc postanowiliśmy zobaczyć ową zieloną wodę w fontannie na Skwerku, która miałam już dzisiaj okazję widzieć :]
Pojechaliśmy parkiem, a tam główna brama zajęta, więc mostkiem nad ulica Głęboką.
Obejrzeliśmy fontannę i do domciu spowortem...
Chill się udał i dziękuje bardzo :) i do zobaczenia..
Ciepłą wieczorową porą :))
Wtorek, 31 maja 2011 | dodano: 31.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(5)
30.24 km (0.50 km teren), czas: 01:44 h, avg:17.45 km/h,
prędkość maks: 39.70 km/hTemperatura:20.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Zacznę od tego, że miałam ciężki dzień spowodu przymusu wstania o 5 rano i siedzenia w pracy od 6 do 16 :/ Dałam radę..
Po południu należał mi się mały odpoczynek, ale ponieważ muszki nie dawały za wygraną w ogródku, postanowiłam umyć taty ROMKA :) no i nareszcie jest czysty..
W międzyczasie porobiłam fotki w ogródku, co to nowego się pojawiło
Potem nagle zadzwoniła mama z miasta, że coś tam jej dowieźć trzeba, no to ja na rower i dzida,:)
Dokończywszy dopieszczanie ROMKA i położywszy dziecko spać podjechałam pod Kamilową bramę :) Kolega wyregulował hamulce bo coś było nie tak i pojechaliśmy tam, gdzie zaplanował Kamil..jakieś tajemnicze miejsce
Pojechaliśmy miastem na stary most, Jaroszyn - gdzie jechaliśmy w istnej chmarze muszek :///// - Łęka, Bronowice. Na chwilę się zatrzymaliśmy żebym mogła sfocić stojącego w gnieździe bociana..
Dojechaliśmy na miejsce..no i się okazało, że trzeba wjechać w las pod niezłą górkę..ehh było ciężko, dlatego szczegóły pozostawiam sobie :)
Kiedy dojechaliśmy Kamil był rozczarowany, bo myślał, że będzie jakiś fajny widoczek na okolice a tu nic.
Na górze stoi Krzyż Św. Wojciecha
Pogadaliśmy chwilę i wróciliśmy do Puław ponownie starym mostem i pojechaliśmy na Bulwar. Niestety znowu ktoś Nam zajął tamę a stamtąd są piękne fotki i można już całkiem daleko zajść.
Dalej na Park Niepodległości, czyli tzw, alejki. Tam też fotka musiała być..
Potem już miastem, bo się nagle późno zrobiło. Na ulicy Skowieszyńskiej oczywiście kolejne podejście do bicia osobistego rekordu maksymalnej prędkości :]
Ku mojej uciesze rekord został ponownie pobity :)))
Podsumowując mogłabym rzec, nie chwaląc się, że z każdą jazdą robię coraz lepsze postępy a dotychczas jestem najbardziej dumna z moich 73 kaemów w ciężkiej chorobie wypedałowanych :)) Poza tym coraz lepiej idą mi podjazdy i coraz szybciej rozpędzam, nabieram pewności w jeździe :]
Myślę, że nie mały udział w tym ma mój Kołcz ;)) DZIĘKI!!!
Kamil dzięki za dzisiaj i do zobaczyska ;]
Po południu należał mi się mały odpoczynek, ale ponieważ muszki nie dawały za wygraną w ogródku, postanowiłam umyć taty ROMKA :) no i nareszcie jest czysty..
W międzyczasie porobiłam fotki w ogródku, co to nowego się pojawiło
Takie śliczne kwiatki rosną u mnie w ogródku :))© uluru
Różowo-białe kfiatki są ślicze© uluru
Mam już ślicznie czerwone i cudownie pyszne poziomki L))© uluru
Potem nagle zadzwoniła mama z miasta, że coś tam jej dowieźć trzeba, no to ja na rower i dzida,:)
Dokończywszy dopieszczanie ROMKA i położywszy dziecko spać podjechałam pod Kamilową bramę :) Kolega wyregulował hamulce bo coś było nie tak i pojechaliśmy tam, gdzie zaplanował Kamil..jakieś tajemnicze miejsce
Pojechaliśmy miastem na stary most, Jaroszyn - gdzie jechaliśmy w istnej chmarze muszek :///// - Łęka, Bronowice. Na chwilę się zatrzymaliśmy żebym mogła sfocić stojącego w gnieździe bociana..
Bociian stojący w gnieździe i karmiący młode..© uluru
Dojechaliśmy na miejsce..no i się okazało, że trzeba wjechać w las pod niezłą górkę..ehh było ciężko, dlatego szczegóły pozostawiam sobie :)
Kiedy dojechaliśmy Kamil był rozczarowany, bo myślał, że będzie jakiś fajny widoczek na okolice a tu nic.
Na górze stoi Krzyż Św. Wojciecha
Tablica informacyjna przed wjazdem do lasu..© uluru
Krzyż Św. Wojciecha© uluru
Pogadaliśmy chwilę i wróciliśmy do Puław ponownie starym mostem i pojechaliśmy na Bulwar. Niestety znowu ktoś Nam zajął tamę a stamtąd są piękne fotki i można już całkiem daleko zajść.
Ciekawe co wieczorem w trawie piszczy :)© uluru
Słońce już dawno poszło spać...© uluru
Tama na Wiśle jest coraz dłuższa© uluru
Dalej na Park Niepodległości, czyli tzw, alejki. Tam też fotka musiała być..
Dżulieta w blasku światła :)))© uluru
Rowery dwa wieczorowa porą..© uluru
Taki tam widoczek© uluru
Potem już miastem, bo się nagle późno zrobiło. Na ulicy Skowieszyńskiej oczywiście kolejne podejście do bicia osobistego rekordu maksymalnej prędkości :]
Ku mojej uciesze rekord został ponownie pobity :)))
Moja nowa maksymalna prędkość :))© uluru
Podsumowując mogłabym rzec, nie chwaląc się, że z każdą jazdą robię coraz lepsze postępy a dotychczas jestem najbardziej dumna z moich 73 kaemów w ciężkiej chorobie wypedałowanych :)) Poza tym coraz lepiej idą mi podjazdy i coraz szybciej rozpędzam, nabieram pewności w jeździe :]
Myślę, że nie mały udział w tym ma mój Kołcz ;)) DZIĘKI!!!
Kamil dzięki za dzisiaj i do zobaczyska ;]
Wieczorny chillout...
Niedziela, 29 maja 2011 | dodano: 30.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(7)
20.15 km (1.00 km teren), czas: 01:09 h, avg:17.52 km/h,
prędkość maks: 35.80 km/hTemperatura:17.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wczoraj raczej nie składało się, żebym wyszła na rower, bo miałam z Majką wspólny dzień...zresztą bardzo udany :))
Ale udało się i wieczorem umówiłam się z Kamilem. Jechaliśmy przed siebie, raczej bez celu, no i dojechaliśmy na punkt widokowy ;]
Tam pogadaliśmy trochę, pożartowaliśmy, fotka też się jakaś znajdzie. Tak Nam się tam dobrze siedziało, że zrobiło się ciemno i zarazem późno :)
Pecha miałam wczoraj bo jakimś cudem nowe raz tylko używane baterie siadły i jechałam bez światełka :/ Był nim Kamil, który tym razem wziął tylko jedną lampkę (choć zawsze ma dwie), która w dodatku niedomagała ;((
Cóż trzeba było jakoś jechać i wcale nie było tak łatwo, tym bardziej że po drodze z punktu widokowego i na ścieżce rowerowej była mgła. Niestety za kiepski mam aparat bym to uchwyciła, ale uwierzcie, że było cudnie :))
Po drodze zaliczyłam parę kałuż i w związku z tym moja dziewczyna nieco się ubłociła..
Z Azotów pojechaliśmy ścieżką na Wróblewskiego i miastem do domu. Po drodze na chwile zatrzymaliśmy się przy fontannie..
..i polecieliśmy dalej.
Oczywiście na ulicy Skowieszyńskiej znowu odbyła się próba pobicia poprzedniego rekordu szybkości i tym razem znów się udała :) choć muszę przyznać, że w tych oponach, które mam wcale nie jest tak łatwo (przynajmniej dla początkującego bikera).
Wypad udany, jak zwykle zresztą :))
Dzięki za towarzystwo i do następnego :]
Ale udało się i wieczorem umówiłam się z Kamilem. Jechaliśmy przed siebie, raczej bez celu, no i dojechaliśmy na punkt widokowy ;]
Tam pogadaliśmy trochę, pożartowaliśmy, fotka też się jakaś znajdzie. Tak Nam się tam dobrze siedziało, że zrobiło się ciemno i zarazem późno :)
Azotowskie kominy wieczorową porą..© uluru
Uwielbiam takie wieczorne niebo :)© uluru
Pecha miałam wczoraj bo jakimś cudem nowe raz tylko używane baterie siadły i jechałam bez światełka :/ Był nim Kamil, który tym razem wziął tylko jedną lampkę (choć zawsze ma dwie), która w dodatku niedomagała ;((
Cóż trzeba było jakoś jechać i wcale nie było tak łatwo, tym bardziej że po drodze z punktu widokowego i na ścieżce rowerowej była mgła. Niestety za kiepski mam aparat bym to uchwyciła, ale uwierzcie, że było cudnie :))
Po drodze zaliczyłam parę kałuż i w związku z tym moja dziewczyna nieco się ubłociła..
Z Azotów pojechaliśmy ścieżką na Wróblewskiego i miastem do domu. Po drodze na chwile zatrzymaliśmy się przy fontannie..
Fontanna na Skwerku© uluru
..i polecieliśmy dalej.
Oczywiście na ulicy Skowieszyńskiej znowu odbyła się próba pobicia poprzedniego rekordu szybkości i tym razem znów się udała :) choć muszę przyznać, że w tych oponach, które mam wcale nie jest tak łatwo (przynajmniej dla początkującego bikera).
Wypad udany, jak zwykle zresztą :))
Dzięki za towarzystwo i do następnego :]
Dżulieta na Górze Trzech Krzyży :))
Komentarze(10) 30.07 km (4.50 km teren), czas: 01:52 h, avg:16.11 km/h, prędkość maks: 35.90 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj pogoda była dosyć niezdecydowana, ale za to ja była zdecydowana na wyprawę na Górę Trzech Krzyży w Zbędowicach :) kto wie gdzie to jest, ten wie czym to pachnie ;]
Tak więc umówiłam się z Kamilem, co by mi raźniej było :) Pojechaliśmy...
Nie będę się rozpisywać, podjazd niezbyt długi, bo nieco ponad 2km, ale dla niewprawionego bikera daje w kość. Mieliśmy tylko jeden piknik serwisowy, ale szybko się uporaliśmy i z asfaltowego "morderczego" fragmentu skręciliśmy w czarny szlak :)
Ten, biegnący pomiędzy polami, trawą i różnego rodzaju chaszczami doprowadził Nas do miejsca docelowego :))
Uff, pokonałam swoje kolejne słabości i znów mogę powiedzieć, że po części jestem z siebie dumna, bo dyby nie ten piknik to był za jednym ciągiem pokonała to wzniesienie ;] Następnym razem tak na pewno będzie, jestem ambitną bestią wkońcu... :D
Postaliśmy, pogadaliśmy i zastanawialiśmy się czy dziwne granatowe niebo na horyzoncie Nas ominie, czy będziemy mokrzy wracali do domu :)
Kamil rzucił, że w Parku Czartoryskich jest zlot starych samochodów, tak więc pojechaliśmy. Zjazd był o wiele lepszy i przyjemniejszy niż wjazd, to oczywiste..Kamil poleciał do przodu a ja ostrożnie, ale tez nie za wolno zjechałam na dół :)
Oto co dojrzałam na zjeździe ze ścieżki rowerowej
A to już przekwitnięty rzepak
i widok na Pałac Czartoryskich z pola rzepaku..
Ścieżką rowerową z wmordewidnem dojechaliśmy do Parku, gdzie dla urozmaicenia wjechaliśmy wąskimi diabelskimi schodami
i prosto do miejsca gdzie stały samochodowe cudeńka ;D
Parę fotek z tego eventu..
Pozostałe zdjęcia samochodów możecie obejrzeć TUTAJ
Kiedy już nacieszyliśmy oczy i aparaty pięknem starych samochodów, postanowiliśmy, że pokręcimy się nieco po mieście :)
Pojechaliśmy ulicami Królewską-Piłsudskiego-Partyzantów-Mickiewicza-Lubelską-osiedlem Niwa-Gościńczykiem-Skowieszyńską-Kazimierska i dalej osiedlowymi pod samą bramę.
Zjeżdżając z ulicy Gościńczyk, podjazd 10%, za bardzo się rozpędziłam i za późno zaczęłam hamować...i o mały włos zatrzymałabym się na łańcuchach i na Kamila rowerze..ale przy okazji mogłam sprawdzić jak dobre są hamulce w mojej Dżuliecie:)) ale w pewnym momencie serce miałam w gardle...
No i się pochwale, bo na Skowieszyńskiej, jeszcze płaskiej jak stół, pobiłam swój mały rekord szybkości na prostej, z czego jestem bardzo dumna ;]
Ogólnie dzień rowerowy bardzo dobry, udany, pogoda nawet nie zrobiła Nam psikusa, a w kiedy byliśmy w Parku to nawet słonko wyszło zza chmur;))
Kamil dzięki za dzisiaj i do następnego :)))
Tak więc umówiłam się z Kamilem, co by mi raźniej było :) Pojechaliśmy...
Nie będę się rozpisywać, podjazd niezbyt długi, bo nieco ponad 2km, ale dla niewprawionego bikera daje w kość. Mieliśmy tylko jeden piknik serwisowy, ale szybko się uporaliśmy i z asfaltowego "morderczego" fragmentu skręciliśmy w czarny szlak :)
Ten, biegnący pomiędzy polami, trawą i różnego rodzaju chaszczami doprowadził Nas do miejsca docelowego :))
Uff, pokonałam swoje kolejne słabości i znów mogę powiedzieć, że po części jestem z siebie dumna, bo dyby nie ten piknik to był za jednym ciągiem pokonała to wzniesienie ;] Następnym razem tak na pewno będzie, jestem ambitną bestią wkońcu... :D
Góra Trzech Krzyży..© uluru
Widok na Puławy i Azoty :)© uluru
Wkoło wszędzie zielono :]© uluru
Taki oto widok z Góry się rozpościera :)© uluru
Wije się Wisła wije..© uluru
Dżulieta w duecie ze Wściekłym..© uluru
Postaliśmy, pogadaliśmy i zastanawialiśmy się czy dziwne granatowe niebo na horyzoncie Nas ominie, czy będziemy mokrzy wracali do domu :)
Kamil rzucił, że w Parku Czartoryskich jest zlot starych samochodów, tak więc pojechaliśmy. Zjazd był o wiele lepszy i przyjemniejszy niż wjazd, to oczywiste..Kamil poleciał do przodu a ja ostrożnie, ale tez nie za wolno zjechałam na dół :)
Oto co dojrzałam na zjeździe ze ścieżki rowerowej
Krzyż gdzieś na zjeździe ze ścieżki rowerowej© uluru
A to już przekwitnięty rzepak
Przekwitnięty rzepak© uluru
i widok na Pałac Czartoryskich z pola rzepaku..
Pałac Czartoryskich© uluru
Ścieżką rowerową z wmordewidnem dojechaliśmy do Parku, gdzie dla urozmaicenia wjechaliśmy wąskimi diabelskimi schodami
Widok z pokonanych przed chwilą diabelskich schodów :)© uluru
i prosto do miejsca gdzie stały samochodowe cudeńka ;D
Parę fotek z tego eventu..
Było troche ludzi :)© uluru
Pozostałe zdjęcia samochodów możecie obejrzeć TUTAJ
Kiedy już nacieszyliśmy oczy i aparaty pięknem starych samochodów, postanowiliśmy, że pokręcimy się nieco po mieście :)
Pojechaliśmy ulicami Królewską-Piłsudskiego-Partyzantów-Mickiewicza-Lubelską-osiedlem Niwa-Gościńczykiem-Skowieszyńską-Kazimierska i dalej osiedlowymi pod samą bramę.
Zjeżdżając z ulicy Gościńczyk, podjazd 10%, za bardzo się rozpędziłam i za późno zaczęłam hamować...i o mały włos zatrzymałabym się na łańcuchach i na Kamila rowerze..ale przy okazji mogłam sprawdzić jak dobre są hamulce w mojej Dżuliecie:)) ale w pewnym momencie serce miałam w gardle...
No i się pochwale, bo na Skowieszyńskiej, jeszcze płaskiej jak stół, pobiłam swój mały rekord szybkości na prostej, z czego jestem bardzo dumna ;]
Ogólnie dzień rowerowy bardzo dobry, udany, pogoda nawet nie zrobiła Nam psikusa, a w kiedy byliśmy w Parku to nawet słonko wyszło zza chmur;))
Kamil dzięki za dzisiaj i do następnego :)))
Nie smarujesz, nie jedziesz :)
Piątek, 27 maja 2011 | dodano: 27.05.2011Kategoria Sprzęt, W towarzystwie Rower:
Komentarze(5)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wreszcie przyszła pora na wyczyszczenie łańcucha i nie tylko w mojej Dżuliecie ;)) należy jej się to za ponad 600 kaemów przejechanych po różnym jakże terenie. Ktoś mógłby się stuknąć w głowę i rzec, że po co i wogóle dlaczego takie czyszczenie..ale przecież o rower trzeba dbać jak o dziecko :]
Wkońcu rower dostarcza Nam wielu cudownych chwil, pokonujemy na nim swoje słabości, polepszamy statystyki, rywalizujemy (oficjalnie, czy też nie), poprawiamy kondycję a przy okazji oglądamy conieco okolicy swej bliższej czy dalszej, a wszystko to pokazując tutaj na tej stronie, gdzie tysiące zapewne podobnych do Nas wariatów rowerowych gdzieś co dzień pędzi :)))
Tak więc wracając do tematu..zakupiłam wcześniej spinki do łańcucha.
Oczywiście gdyby nie pomoc
Kamila pewnie bym sobie nie poradziła.
Także nie obędzie się bez słodzenia;]
Spinki zakupione, wolne po południe znalezione i czas na zaprowadzenie swojej dziewczyny do stajni Wściekłego :))
W całym wydarzeniu towarzyszyła mi Majka gdyż nie miałam dla niej opieki na tenże czas..i obawiała się czy aby tylko będzie grzeczna i za bardzo w kwiatki wchodzić nie będzie..
Kiedy dotarłyśmy, zostałyśmy mile przyjęte i wpuszczone za ogrodzenie moim oczom ukazało się idealnie przygotowane miejsce, do wcześniej wspomnianego zabiegu ;]
A więc do dzieła...
Myślę, że przebiegu akcji nie będę opisywać, gdyż przed wpuszczeniem w siec wpisu nie uzyskałam autoryzacji głównego sprawcy zamieszania, więc może po krótce napiszę, że całą robotę odwalił Kamil, za co mu WIELKIE DZIEKI!!!
Były białe pudrowe rękawiczki, była benzyna, był shake, szczoteczka do zębów, ściereczki :)..a w tle wstrętne muszyska :/
OFC fotki tez są
W międzyczasie były rozmowy o pogodzie i małe zwiedzanie ogrodu ;)
..a Majka bawiła się na kupce piachu..
Na koniec czyszczenie kasety, przerzutek i wspomniane wcześniej smarowanie..wkońcu jest bardzo ważne ;)) wszyscy bikerzy to wiedzą ;]
A po skończonej pracy były podziękowania i rachunek...;]
jeszcze raz DZIĘKI BARDZO :))))
Wkońcu rower dostarcza Nam wielu cudownych chwil, pokonujemy na nim swoje słabości, polepszamy statystyki, rywalizujemy (oficjalnie, czy też nie), poprawiamy kondycję a przy okazji oglądamy conieco okolicy swej bliższej czy dalszej, a wszystko to pokazując tutaj na tej stronie, gdzie tysiące zapewne podobnych do Nas wariatów rowerowych gdzieś co dzień pędzi :)))
Tak więc wracając do tematu..zakupiłam wcześniej spinki do łańcucha.
Oczywiście gdyby nie pomoc
Kamila pewnie bym sobie nie poradziła.
Także nie obędzie się bez słodzenia;]
Spinki zakupione, wolne po południe znalezione i czas na zaprowadzenie swojej dziewczyny do stajni Wściekłego :))
W całym wydarzeniu towarzyszyła mi Majka gdyż nie miałam dla niej opieki na tenże czas..i obawiała się czy aby tylko będzie grzeczna i za bardzo w kwiatki wchodzić nie będzie..
Kiedy dotarłyśmy, zostałyśmy mile przyjęte i wpuszczone za ogrodzenie moim oczom ukazało się idealnie przygotowane miejsce, do wcześniej wspomnianego zabiegu ;]
A więc do dzieła...
Myślę, że przebiegu akcji nie będę opisywać, gdyż przed wpuszczeniem w siec wpisu nie uzyskałam autoryzacji głównego sprawcy zamieszania, więc może po krótce napiszę, że całą robotę odwalił Kamil, za co mu WIELKIE DZIEKI!!!
Były białe pudrowe rękawiczki, była benzyna, był shake, szczoteczka do zębów, ściereczki :)..a w tle wstrętne muszyska :/
OFC fotki tez są
Dzisiaj moja Dżulieta zawisła na wieszaku ;)© uluru
Ujęcie z drugiej strony..© uluru
Tu już bez jednego koła ;]© uluru
Majka pozuje przy jednokołowej Dzuliecie :)© uluru
Dżulieta pozbawiona kól stoi na głowie :)© uluru
Już zostały same koła..© uluru
W międzyczasie były rozmowy o pogodzie i małe zwiedzanie ogrodu ;)
Kwiatki u Kamila w ogródku :)© uluru
Różowe też były..© uluru
..a Majka bawiła się na kupce piachu..
Majka bawi się w piachu, albo raczej na piachu ;]© uluru
Majka na szczycie :))© uluru
Na koniec czyszczenie kasety, przerzutek i wspomniane wcześniej smarowanie..wkońcu jest bardzo ważne ;)) wszyscy bikerzy to wiedzą ;]
A po skończonej pracy były podziękowania i rachunek...;]
jeszcze raz DZIĘKI BARDZO :))))