- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2011
Dystans całkowity: | 245.47 km (w terenie 29.50 km; 12.02%) |
Czas w ruchu: | 15:30 |
Średnia prędkość: | 16.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 32.20 km/h |
Suma podjazdów: | 500 m |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 14.44 km i 0h 51m |
Więcej statystyk |
Wieczorne wyganianie wirusa ;) Wpis skończony
Piątek, 29 kwietnia 2011 | dodano: 29.04.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(12)
22.27 km (0.00 km teren), czas: 01:19 h, avg:16.91 km/h,
prędkość maks: 27.40 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Na wieczór umówiłam się z Kamilem, co by wypędzić wirusa i nie stracić kondycji, której już trochę nabrałam ;)
Niestety ponieważ jestem, jak to napisał Kamil "sponiewierana przez chorobę", zażywszy garść leków i wypiwszy gorące mleko z miodem, dzisiaj tylko tyle jestem w stanie napisać..
Było fajnie, za co dziękuję kołczowi!! i do następnego ;))
P.S. pozostałej treści wpisu i paru fotek oczekujcie jutro..na pewno się pojawią ;]
Tak więc jak obiecałam dzisiaj dokańczam swój wpis..
Nie jest tak źle po wczorajszej jeździe jak podejrzewałam, że będzie ;) Obawiałam się bolącego gardła..ale da się przeżyć..najgorsze jest to, że męczy katar i to on jest teraz najbardziej upierdliwy ;/
No nic..wracając do wczorajszego wieczoru, ledwo Kamil wyjechał zza swojej bramy a tu laczek..no nie ale czad ;) No nieźle zapowiadała się Nasz wypadzik..
Ale przy okazji miałam szybki kurs zmiany opony..no i chyba jeszcze to muszę przećwiczyć w domowym a raczej podwórkowym zaciszu ;]
Dalej już miało być tylko lepiej, tak więc dojechaliśmy do miasta, ja co chwila pociągając nosem i kaszląc. Propozycje były dwie - albo miastem taki lajcik, albo na Azoty..decyzja należała do mnie. Wybrałam Azoty..a co tam ;)
No to śmy śmiegnęli, niestety po drodze okazało się, że padły baterie w moje magicznej lampce..no i tym razem Kamil, a raczej jego lampki, oświetlały mi drogę przed siebie..hehe
Wczoraj delikatnie, tylko mała pętla na punkt widokowy..co bym płuc nie wypluła a i tak uważam, że nieźle sobie radę dałam ;))
Trocheśmy sobie postali, pogadali, pofocili..





..po ostatniej fotce Kamilowi wysiadły baterie w aparacie..czyli wypad z "przygodami"
..w końcu pojechaliśmy drogą powrotną, czyli obok stacji Puławy Chemia, lasek, mostek na rzece Kurówce, na ścieżkę rowerową prowadząca do ulicy Wróblewskiego.
Muszę przyznać, że jazda bez przedniej lampki to prawie jak chodzenie po ciemku..ale Kamil jechał przede mną, a że miał dwa oświetlenia, to ja za nim jak ta ćma..;]
Potem jeszcze po mieście, tradycyjnie ulicą Partyzantów, Mickiewicza, Słowackiego, Lubelska, uliczkami osiedla Niwa, Gościńczyk, Skowieszyńska, Kazimierska, Lipowa, Norblina, Dwernickiego, Emilii Plater, Kilińskiego, Tokarska, Ślusarska.
Wypad fajny, bardzo się nawet nie zmęczyłam ;))
Ale rzeczywiście czuć, że choroba odbiera człowiekowi siły witalne ;/
Dzisiaj zobaczmy, może pojeżdżę troszkę po południu, ale tylko delikatnie ;))
Niestety ponieważ jestem, jak to napisał Kamil "sponiewierana przez chorobę", zażywszy garść leków i wypiwszy gorące mleko z miodem, dzisiaj tylko tyle jestem w stanie napisać..
Było fajnie, za co dziękuję kołczowi!! i do następnego ;))
P.S. pozostałej treści wpisu i paru fotek oczekujcie jutro..na pewno się pojawią ;]
Tak więc jak obiecałam dzisiaj dokańczam swój wpis..
Nie jest tak źle po wczorajszej jeździe jak podejrzewałam, że będzie ;) Obawiałam się bolącego gardła..ale da się przeżyć..najgorsze jest to, że męczy katar i to on jest teraz najbardziej upierdliwy ;/
No nic..wracając do wczorajszego wieczoru, ledwo Kamil wyjechał zza swojej bramy a tu laczek..no nie ale czad ;) No nieźle zapowiadała się Nasz wypadzik..
Ale przy okazji miałam szybki kurs zmiany opony..no i chyba jeszcze to muszę przećwiczyć w domowym a raczej podwórkowym zaciszu ;]
Dalej już miało być tylko lepiej, tak więc dojechaliśmy do miasta, ja co chwila pociągając nosem i kaszląc. Propozycje były dwie - albo miastem taki lajcik, albo na Azoty..decyzja należała do mnie. Wybrałam Azoty..a co tam ;)
No to śmy śmiegnęli, niestety po drodze okazało się, że padły baterie w moje magicznej lampce..no i tym razem Kamil, a raczej jego lampki, oświetlały mi drogę przed siebie..hehe
Wczoraj delikatnie, tylko mała pętla na punkt widokowy..co bym płuc nie wypluła a i tak uważam, że nieźle sobie radę dałam ;))
Trocheśmy sobie postali, pogadali, pofocili..

Rowery dwa przy punkcie widokowym ;)© uluru

Oko w oko..dwie Meridy© uluru

Widok jest imponujący© uluru

Niesamowite© uluru

Ten widok się nie nudzi© uluru
..po ostatniej fotce Kamilowi wysiadły baterie w aparacie..czyli wypad z "przygodami"
..w końcu pojechaliśmy drogą powrotną, czyli obok stacji Puławy Chemia, lasek, mostek na rzece Kurówce, na ścieżkę rowerową prowadząca do ulicy Wróblewskiego.
Muszę przyznać, że jazda bez przedniej lampki to prawie jak chodzenie po ciemku..ale Kamil jechał przede mną, a że miał dwa oświetlenia, to ja za nim jak ta ćma..;]
Potem jeszcze po mieście, tradycyjnie ulicą Partyzantów, Mickiewicza, Słowackiego, Lubelska, uliczkami osiedla Niwa, Gościńczyk, Skowieszyńska, Kazimierska, Lipowa, Norblina, Dwernickiego, Emilii Plater, Kilińskiego, Tokarska, Ślusarska.
Wypad fajny, bardzo się nawet nie zmęczyłam ;))
Ale rzeczywiście czuć, że choroba odbiera człowiekowi siły witalne ;/
Dzisiaj zobaczmy, może pojeżdżę troszkę po południu, ale tylko delikatnie ;))
Uziemiona przez wirus!!!!!!!!!!!!!
Środa, 27 kwietnia 2011 | dodano: 27.04.2011Kategoria Refleksje Rower:
Komentarze(16)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
No rzesz w mordę, dlaczego??
Dlaczego teraz akurat kiedy pogoda cudna za oknem a moja Dżulieta usycha ;///
Znaczy się mam pecha, albo po prostu tak miało być - chociaż w takie rzeczy nie wierzę..i podejrzewam, gdzie się tak załatwiłam i na pewno nie na rowerze ;)
Ło matko, z nosa zaczyna lecieć, bo zatoki się odtykają, gardło boli jak skurczybyk, wogóle nie mogę mówić, a jak już coś powiem to brzmię jak zdarta płyta..makabra ;/
Poza tym temperatura moje ciała rośnie z godziny na godzinę a ból mięśni powoduje niedowład całego ciała...
Kurdesz, dawno się tak nie załatwiłam...krzyczeć będę albo co!!!
Aplikuje sobie wszystko co się da, by jak najszybciej wygrać z tym cholerstwem i tylko biedna moja wątroba i żołądek, bo muszą te ilości leków jakoś "przeżyć".
Muszę zdrowa być, bo w poniedziałek 2 maja szykuje się rowerowa majówka ;) no i nie mogę dać ciała..
Tak więc będę leżeć plackiem i się wygrzewać, by jak najszybciej wrócić do formy;]
W ramach zaczerpnięcia świeżego powietrza chwilkę połaziłam po ogródku..




Niedawno mój tata wyprowadził ROMKA na spacer, ale niestety nie dał się przekonać bym pojechała z nim, chociaż aż mnie wszystko swędzi, żeby uciec na Dżuliecie gdziekolwiek, byle by popedałować ;)))
Zresztą sami rozumiecie jak to jest...
Dlaczego teraz akurat kiedy pogoda cudna za oknem a moja Dżulieta usycha ;///
Znaczy się mam pecha, albo po prostu tak miało być - chociaż w takie rzeczy nie wierzę..i podejrzewam, gdzie się tak załatwiłam i na pewno nie na rowerze ;)
Ło matko, z nosa zaczyna lecieć, bo zatoki się odtykają, gardło boli jak skurczybyk, wogóle nie mogę mówić, a jak już coś powiem to brzmię jak zdarta płyta..makabra ;/
Poza tym temperatura moje ciała rośnie z godziny na godzinę a ból mięśni powoduje niedowład całego ciała...
Kurdesz, dawno się tak nie załatwiłam...krzyczeć będę albo co!!!
Aplikuje sobie wszystko co się da, by jak najszybciej wygrać z tym cholerstwem i tylko biedna moja wątroba i żołądek, bo muszą te ilości leków jakoś "przeżyć".
Muszę zdrowa być, bo w poniedziałek 2 maja szykuje się rowerowa majówka ;) no i nie mogę dać ciała..
Tak więc będę leżeć plackiem i się wygrzewać, by jak najszybciej wrócić do formy;]
W ramach zaczerpnięcia świeżego powietrza chwilkę połaziłam po ogródku..

Powoli zaczyają kwitnąć truskawki ;)))© uluru

Taki tam tulipan...© uluru

I jeszcze inna wersja kolorystyczna ;)© uluru

Ahh jaki śliczny jestem..© uluru
Niedawno mój tata wyprowadził ROMKA na spacer, ale niestety nie dał się przekonać bym pojechała z nim, chociaż aż mnie wszystko swędzi, żeby uciec na Dżuliecie gdziekolwiek, byle by popedałować ;)))
Zresztą sami rozumiecie jak to jest...
W dobrym towarzystwie nawet wiatr nie przeszkadza :)
Wtorek, 26 kwietnia 2011 | dodano: 26.04.2011Kategoria Robotniczo, W towarzystwie Rower: JULIET 40-V
Komentarze(8)
3.68 km (0.00 km teren), czas: 00:13 h, avg:16.98 km/h,
prędkość maks: 25.20 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Ehh..miałam dzisiaj ciężki dzień, głównie ze względu na mega niewyspanie oraz jakiegoś wirusa, który mnie z uporem maniaka postanowił zaatakować ;/
Tylko skubaniec wybrał sobie dosyć kiepskawy termin, bo zapowiadają ładną pogodę a mnie się chce kręcić tu i tam...
Nic to zobaczymy, jak rozwinie się ta sytuacja ;) oby została zgnieciona w zarodku..szczęściem dla wszystkich ;]
Tak więc dotrwałam do 15 godziny i wyruszyłam do domciu..no i moim oczom nagle ukazał się "Wściekły" ;)
Myślałam, że mnie minie i popędzi dalej przed siebie, ale zyskała towarzysza w drodze powrotnej do domu ;}
Na ulicach tłumy, rowery i ludzie przenikają się na chodnikach.
Trochę dzisiaj wiało, ale ja jakoś tego zjawiska pogodowego bardzo nie odczułam...
Zostałam, grzecznie "odstawiona" po Majkowe przedszkole i Kamil dalej gdzieś poleciał. Dzięki ;)
Potem to już było tylko gorzej, i tak jest do teraz, bo, uzbroiwszy się w arsenał przeróżnych leków, walczę z wirusem, co by mnie nie rozłożył na łopatki..
Trzymajcie kciuki, może to coś pomoże w jego odpędzaniu ;))
p.s. niestety za brakło weny na zdjęcia ;/
Tylko skubaniec wybrał sobie dosyć kiepskawy termin, bo zapowiadają ładną pogodę a mnie się chce kręcić tu i tam...
Nic to zobaczymy, jak rozwinie się ta sytuacja ;) oby została zgnieciona w zarodku..szczęściem dla wszystkich ;]
Tak więc dotrwałam do 15 godziny i wyruszyłam do domciu..no i moim oczom nagle ukazał się "Wściekły" ;)
Myślałam, że mnie minie i popędzi dalej przed siebie, ale zyskała towarzysza w drodze powrotnej do domu ;}
Na ulicach tłumy, rowery i ludzie przenikają się na chodnikach.
Trochę dzisiaj wiało, ale ja jakoś tego zjawiska pogodowego bardzo nie odczułam...
Zostałam, grzecznie "odstawiona" po Majkowe przedszkole i Kamil dalej gdzieś poleciał. Dzięki ;)
Potem to już było tylko gorzej, i tak jest do teraz, bo, uzbroiwszy się w arsenał przeróżnych leków, walczę z wirusem, co by mnie nie rozłożył na łopatki..
Trzymajcie kciuki, może to coś pomoże w jego odpędzaniu ;))
p.s. niestety za brakło weny na zdjęcia ;/
Powtórka z rozrywki
Komentarze(0) 4.49 km (0.00 km teren), czas: 00:17 h, avg:15.85 km/h, prędkość maks: 25.70 km/hTemperatura:8.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Pierwszy dzień po Świętach..oj ciężko, ciężko, szczególnie kiedy trzeba było wykorzystać do cna poprzedni wolny wieczór ;-)
Tak to czasem bywa, że zabawa bierze górę nad rozsądkiem, ale..najważniejsze, że to co miało się udać to się udało, a reszta jakaś tam będzie ;]
Tak więc po czterech godzinach snu i z wrażeniem, że rozkłada mnie jakieś choróbsko wsiadłam rano na rower.
Majkę podwiózł dzisiaj dziadek do przedszkola..pogoda jest śliczna, już nie 4*C a 8*C, którą to różnicę czuć bardzo. Drzewa są przepięknie zielone i rano widać jak miasto powoli budzi się ze snu...
Trasa klasyczna:
Ślusarska-Tokarska-Kilińskiego-Norblina-kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Aleja Partyzantów-PIWET
Dziś będzie ciężko dzień w robocie i już marzy mi się cieplutkie łóżeczko ;))
Tak to czasem bywa, że zabawa bierze górę nad rozsądkiem, ale..najważniejsze, że to co miało się udać to się udało, a reszta jakaś tam będzie ;]
Tak więc po czterech godzinach snu i z wrażeniem, że rozkłada mnie jakieś choróbsko wsiadłam rano na rower.
Majkę podwiózł dzisiaj dziadek do przedszkola..pogoda jest śliczna, już nie 4*C a 8*C, którą to różnicę czuć bardzo. Drzewa są przepięknie zielone i rano widać jak miasto powoli budzi się ze snu...
Trasa klasyczna:
Ślusarska-Tokarska-Kilińskiego-Norblina-kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Aleja Partyzantów-PIWET
Dziś będzie ciężko dzień w robocie i już marzy mi się cieplutkie łóżeczko ;))
Piątkowe rowerowo ogródkowe..CZĘŚĆ DRUGA
Piątek, 22 kwietnia 2011 | dodano: 26.04.2011Kategoria Z Majką Rower:
Komentarze(9)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Piątkowym popołudniem zjechała na Włoście Majka06, zwana krasnalem ogrodowym, czy po prostu Majką J
Wielka radość nastała w domu...jakby nie było, po tygodniu nieobecności można zatęsknić ;]
Poza tym jak to przed Świętami, należałoby porobić coś w domu, albo chociaż sprawiać wrażenie, że się coś robi..
Dlatego po obowiązkowych przedświątecznych czynnościach, postanowiłam umyć swoją Dżuliete, bo się troszkę ostatnio przykurzyła ;)
Wcześniej prowadziłam ożywioną dyskusje, która z Nas, czyli Majka06 czy Uluru będzie myła rower mamy..i okazało się, że trzeba iść na daleko posunięty kompromis ;]
Zanim wszystkie niezbędne akcesoria zostały naszykowane Majka wsiadła na swój rowerek by sprawdzić, czy aby przez ten tydzień nie zapomniała jak się jeździ..


Zabrałyśmy się do roboty...

a to zdjęcie autorstwa mojej córci

O tym co się działo, kiedy mama myła rower i jakie jeszcze zdjęcia zrobił krasnal dowiecie się z jej bloga ;)
Po umyciu należało rowerową słit focie wykonać..
w duecie


i solo

Potem skorzystałam z okazji, że mam trochę więcej czasu i słonko jeszcze nie zaszło
i zrobiłam małą sesję zdjęciową budzącego się do życia ogrodu ;]











Na koniec chciałabym Wam pokazać zabytek klasy zerowej, czyli rower, jakim niewielu pewnie rowerzystów jeździ. Rower należał niegdyś do mojego brata, a teraz do mojego taty.
Wymaga porządnego czyszczenia i obowiązkowej wizyty w serwisie ;)
Generalnie to niezły sprzęt, tylko ciężko jeździ się nim po piachu, jakich pewnie podobnych doznań doświadczył DaDasik, jeżdżąc w terenie ;)
Oto i on:


Jestem ciekawa w jakim kierunku pójdzie jego modernizacja, chociaż ja na pewno postaram się by zmyć z niego cały bagaż brudu, jaki na sobie nosi..
Reszta należy do właściciela..
Kac po bezrowerowym dniu, zrekompensował przyjazd krasnala ogrodowego oraz bezcenny czas spędzony o ogródku ;)))
Wielka radość nastała w domu...jakby nie było, po tygodniu nieobecności można zatęsknić ;]
Poza tym jak to przed Świętami, należałoby porobić coś w domu, albo chociaż sprawiać wrażenie, że się coś robi..
Dlatego po obowiązkowych przedświątecznych czynnościach, postanowiłam umyć swoją Dżuliete, bo się troszkę ostatnio przykurzyła ;)
Wcześniej prowadziłam ożywioną dyskusje, która z Nas, czyli Majka06 czy Uluru będzie myła rower mamy..i okazało się, że trzeba iść na daleko posunięty kompromis ;]
Zanim wszystkie niezbędne akcesoria zostały naszykowane Majka wsiadła na swój rowerek by sprawdzić, czy aby przez ten tydzień nie zapomniała jak się jeździ..

Majka w swoim żywiole© uluru

"Ogrodowy krasnal"© uluru
Zabrałyśmy się do roboty...

Dzulieta w rękach Majki© uluru
a to zdjęcie autorstwa mojej córci

Uluru czyści swoja maszynę© uluru
O tym co się działo, kiedy mama myła rower i jakie jeszcze zdjęcia zrobił krasnal dowiecie się z jej bloga ;)
Po umyciu należało rowerową słit focie wykonać..
w duecie

Piękny z nich duet© uluru

Rowery dwa..a w tle mała bikerka© uluru
i solo

Czysty rumak Ani© uluru
Potem skorzystałam z okazji, że mam trochę więcej czasu i słonko jeszcze nie zaszło
i zrobiłam małą sesję zdjęciową budzącego się do życia ogrodu ;]

"Wejście" do warzywnika© uluru

Majka podlewa kwiatuszki© uluru

Roślinki na skalniaku© uluru

Są różowe© uluru

I fioletowe..© uluru


Eszeweria© uluru

Jakaś gruboszowata roslinka..© uluru

Widok na roślinność ogrodową© uluru

Frontowa część działki i dom© uluru

Żółto-pomarańczowy żonkil© uluru
Na koniec chciałabym Wam pokazać zabytek klasy zerowej, czyli rower, jakim niewielu pewnie rowerzystów jeździ. Rower należał niegdyś do mojego brata, a teraz do mojego taty.
Wymaga porządnego czyszczenia i obowiązkowej wizyty w serwisie ;)
Generalnie to niezły sprzęt, tylko ciężko jeździ się nim po piachu, jakich pewnie podobnych doznań doświadczył DaDasik, jeżdżąc w terenie ;)
Oto i on:

Zabytek klasy zerowej - ROMET WAGANT© uluru

Pięknie czerwony ROMEK© uluru
Jestem ciekawa w jakim kierunku pójdzie jego modernizacja, chociaż ja na pewno postaram się by zmyć z niego cały bagaż brudu, jaki na sobie nosi..
Reszta należy do właściciela..
Kac po bezrowerowym dniu, zrekompensował przyjazd krasnala ogrodowego oraz bezcenny czas spędzony o ogródku ;)))
Piątkowe bezrowerowo ;( część PIERWSZA
Piątek, 22 kwietnia 2011 | dodano: 25.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia, Spacerowo Rower:
Komentarze(4)
0.00 km (0.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:0.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:24.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiejszego dnia stało się, to czego się najbardziej obawiałam, czyli dopadł mnie poranny leń no i chyba poczwartkowe zmęczenie..
Rano postanowiłam wsadzić swoje szanowne cztery litery do samochodu i pojechałam do pracy, gdzie po około trzech godzinach okazało się, że można wcześniej iść do domu ;))
No i tak jak rano było dosyć chłodno, tak po wyjściu z pracy doznałam szoku termicznego, gdyż po 10 rano było już grubo około 10 stopni, jak nie więcej :]
I tu pierwszy raz pożałowałam, że nie wzięłam roweru, pogoda wręcz krzyczała, by z niej aktywnie skorzystać..cóż
Dlatego też postanowiłam w ramach spaceru do domu, co zajęło mi około godziny, ale to był rzeczywiście spacer na lajcie, czyli bez żadnych ciśnień na przygotowania Świąteczne, porobić parę fotek z drogi do domu ;)
Zanim jednak udało mię sfocić drzewko koło pracy, ale miałam oczy i uczy otwarte, czy przypadkiem jakiś strażnik nie przyjdzie i nie zwróci mi uwagi, chociaż tak naprawdę nie wiem, czy jest gdzieś napisane, że nie można na terenie Instytutu robić zdjęć..

Dalej szłam ulicą Partyzantów


Dalej minęłam puławski Szpital

i doszłam do Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji

gdzie chodzimy z Majką na basen, a sam w sobie ośrodek jest bardzo prężny i co chwila odbywają sie tam jakieś imprezy sportowe, m.in. turnieje tańca, wycieczki rowerowe, kajakowe spływy, turnieje, piłki ręcznej czy siatkowej i wiele innych..
Przeszłam przez centrum miasta, temperatura rosła, słońce dawało nieźle z nieba. Po drodze minęłam rowerzystę, który jest bardzo charakterystyczny w Naszym mieście. Otóż chłopak ma cały biały rower - dosłownie biały..istne cudo ;) tylko ile on musi mieć czyszczenia, kiedy po każdej jeździe jest zakurzony..hehe

Tak sobie szłam dochodząc powoli do ulicy Kazimierskiej, czyli prowadzącej do Kazimierza Dolnego nad Wisłą

a to uliczki poboczne


Ulicą Skowieszyńską dochodzimy do ulicy sławetnej ulicy Gościńczyk, gdzie z zainteresowaniem śledzimy jej budowę ;)



Dalej uliczkami osiedlowymi bezpośrednio do domu..

i jeszcze jedno strategiczne miejsce na osiedlu..

a na koniec Lilia

A potem to już trzeba było porobić conieco w domu, a poza tym powoli zbliżała się godzina powrotu, jak to nazwał kolega
Dynio ,
krasnala ogrodowego ;)))
Rano postanowiłam wsadzić swoje szanowne cztery litery do samochodu i pojechałam do pracy, gdzie po około trzech godzinach okazało się, że można wcześniej iść do domu ;))
No i tak jak rano było dosyć chłodno, tak po wyjściu z pracy doznałam szoku termicznego, gdyż po 10 rano było już grubo około 10 stopni, jak nie więcej :]
I tu pierwszy raz pożałowałam, że nie wzięłam roweru, pogoda wręcz krzyczała, by z niej aktywnie skorzystać..cóż
Dlatego też postanowiłam w ramach spaceru do domu, co zajęło mi około godziny, ale to był rzeczywiście spacer na lajcie, czyli bez żadnych ciśnień na przygotowania Świąteczne, porobić parę fotek z drogi do domu ;)
Zanim jednak udało mię sfocić drzewko koło pracy, ale miałam oczy i uczy otwarte, czy przypadkiem jakiś strażnik nie przyjdzie i nie zwróci mi uwagi, chociaż tak naprawdę nie wiem, czy jest gdzieś napisane, że nie można na terenie Instytutu robić zdjęć..

Roślinki przed Instytutem..© uluru
Dalej szłam ulicą Partyzantów

Droga w kierunku roboty...i puławskiego PKP© uluru

Kierunek - miasto, dom© uluru
Dalej minęłam puławski Szpital

Puławski Szpital zza drzewami© uluru
i doszłam do Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji

MOSiR w Puławach - prężny ośrodek sportu© uluru
gdzie chodzimy z Majką na basen, a sam w sobie ośrodek jest bardzo prężny i co chwila odbywają sie tam jakieś imprezy sportowe, m.in. turnieje tańca, wycieczki rowerowe, kajakowe spływy, turnieje, piłki ręcznej czy siatkowej i wiele innych..
Przeszłam przez centrum miasta, temperatura rosła, słońce dawało nieźle z nieba. Po drodze minęłam rowerzystę, który jest bardzo charakterystyczny w Naszym mieście. Otóż chłopak ma cały biały rower - dosłownie biały..istne cudo ;) tylko ile on musi mieć czyszczenia, kiedy po każdej jeździe jest zakurzony..hehe

Droga prowadząca wprosto do Parku Czartoryskich© uluru
Tak sobie szłam dochodząc powoli do ulicy Kazimierskiej, czyli prowadzącej do Kazimierza Dolnego nad Wisłą

Willa Samotniana skrzyżowaniu ulic Zielona-Skowieszyńska i Czartoryskich© uluru
a to uliczki poboczne

Ulica Skowieszyńska© uluru

Dalszy ciąg ulicy Skowieszyńskiej© uluru
Ulicą Skowieszyńską dochodzimy do ulicy sławetnej ulicy Gościńczyk, gdzie z zainteresowaniem śledzimy jej budowę ;)

Niezły podjazd na ulicy Gościńczyk© uluru

To nowe światła na Gościnczyków - ciekawe kiedy zostaną urochomione© uluru

Modernizowana ulica Gościńczyk© uluru
Dalej uliczkami osiedlowymi bezpośrednio do domu..

Ulica Norblina© uluru
i jeszcze jedno strategiczne miejsce na osiedlu..

Miejsce spotkań dwóch bikerów ;)© uluru
a na koniec Lilia

Oto Lilia© uluru
A potem to już trzeba było porobić conieco w domu, a poza tym powoli zbliżała się godzina powrotu, jak to nazwał kolega
Dynio ,
krasnala ogrodowego ;)))
Off-road spontan..z mapką
Czwartek, 21 kwietnia 2011 | dodano: 21.04.2011Kategoria Początki, W towarzystwie, off-road Rower: JULIET 40-V
Komentarze(18)
35.26 km (16.00 km teren), czas: 02:19 h, avg:15.22 km/h,
prędkość maks: 28.90 km/hTemperatura:19.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj miał być spontan..ale najpierw spokojnie osiedlowymi uliczkami do czarnego szlaku prowadzącego do drogi na Skowieszyn. Najpierw było spokojnie,. póki nie wjechaliśmy w las, niestety pierwsza przeszkoda, to bardzo głęboki piach, na którym niejeden by nie dał sobie rady.
No ale dojechaliśmy do wąwozu, gdzie tym razem wybraliśmy opcję lajtową, bo Kamil się martwił, że mogę nogę tam złamać ;)
No i pojechali...gałęzie, piach, konary, dołki i takie tam zajebiaszcze uroki terenu.
Wjechaliśmy na górkę i trza było focie strzelić:




Dalej do Skowieszyna, przez Starą Wieś. Przyznam się osobiście, że nie znam tych terenów a Kamil, oprócz tego, ze jest dobrym Kołczem, to dobrze zna okoliczne tereny..chociaż później okazało się trochę inaczej ;)
Wjechaliśmy do Końskowoli, gdzie przejechaliśmy kawałek i skierowaliśmy się na Rudy... no i tu zaczął się prawdziwy spontan, hardcore czy jak wolicie off-road;]
Ale najpierw ujrzawszy obiekt coraz większych zainteresowań, tych co jeżdżą
w las, czyli ambonę koniecznie trza było słit focie machnąć ;)
Ambona trochę się trzęsła..ale co tam. jakaś adrenalina musi być zresztą chyba mam motto rowerowe: "Wypad bez ambony to wypad zmarnowany" hehehe





No i tu się zaczęła część druga off-roadu...
W las wjechalśmy na czuja, bo okazało się, że Kamil tu nie był..ale co tam jedziemy, wkońcu co dwie głowy to nie jedna ;)
No i tak lataliśmy pomiędzy gałęziami, trochę po piachu, konarach..
Chociaż dla mnie i dla Dzuliety to nowość, było uhh..szkoda słów
Tak przedzieraliśmy się przez las, a w pewnym momencie już przez chaszcze i w pewnym momencie usłyszeliśmy odgłosy jadących samochodów. Hurraaaa..byliśmy uratowani, cywilizacja jest blisko.
No i tak, jak te ćmy do światła leźliśmy między ostrymi gałęziami do przodu.
Nasze zmagania z chaszczami zostały nagrodzone, gdyż ujrzeliśmy szosę i wyjazd na Biowet ;] Wyglądaliśmy trochę dziwnie, bo nie wyszliśmy normalną ścieżką, oddaloną od nas kilkadziesiąt metrów, tylko jak buszmeni ze swego lasu ;)
Dalej już koło zakładu i wzdłuż wodociągu pojechaliśmy na ścieżkę prowadzącą na Azoty i tez nią skierowaliśmy się na punkt widokowy. Tam chwilę pogadaliśmy, sfociliśmy nieco i pojechaliśmy dalej.

Oboje dzisiaj wyszliśmy w krótkich spodenkach, ale tam koło lasku, nagle zrobiło się odrażająco zimno..brrrrrr
Potem ruszyliśmy w kierunku ścieżki na Wróblewskiego i w pewnym momencie Kamil miałby darmowego kuraka na obiad, bo o mały włos nie rozjechałby kuropatwy..ale dzięki mojej spostrzegawczości i swojemu refleksowi oba kuraki uszły z życiem.
Kamil chciał Parkiem wrócić do domciu, ale niestety brama była zamknięta i objedliśmy się smakiem..
Ale za to sfociliśmy pięknie oświetloną Osadę Pałacową


Potem już miasteczkowymi uliczkami pojechaliśmy do domciu..Pogadaliśmy pod brama i rozeszliśmy się głodni i zmęczeni (przynajmniej ja) do swych domów..
Kamil mnie dzisiaj nieźle "przegonił", ale było fantastycznie..oby więcej takich spontanów ;}
Dzięki Kamil wielkie ;) i do następnego!!
Dodaje mapkę, tylko w lesie za Rudami to był totalny spontan, bez żadnej konkretnej ścieżki.."na czuja" ;))
No ale dojechaliśmy do wąwozu, gdzie tym razem wybraliśmy opcję lajtową, bo Kamil się martwił, że mogę nogę tam złamać ;)
No i pojechali...gałęzie, piach, konary, dołki i takie tam zajebiaszcze uroki terenu.
Wjechaliśmy na górkę i trza było focie strzelić:

Stamtąd przyjechaliśmy© uluru

Kapliczka w drodze na Skowieszyn© uluru

Kmail foci nowym sprzętem ;)© uluru

Zachodzące słońce© uluru
Dalej do Skowieszyna, przez Starą Wieś. Przyznam się osobiście, że nie znam tych terenów a Kamil, oprócz tego, ze jest dobrym Kołczem, to dobrze zna okoliczne tereny..chociaż później okazało się trochę inaczej ;)
Wjechaliśmy do Końskowoli, gdzie przejechaliśmy kawałek i skierowaliśmy się na Rudy... no i tu zaczął się prawdziwy spontan, hardcore czy jak wolicie off-road;]
Ale najpierw ujrzawszy obiekt coraz większych zainteresowań, tych co jeżdżą
w las, czyli ambonę koniecznie trza było słit focie machnąć ;)
Ambona trochę się trzęsła..ale co tam. jakaś adrenalina musi być zresztą chyba mam motto rowerowe: "Wypad bez ambony to wypad zmarnowany" hehehe

Słit focia© uluru

Taki otro widok, kiedy tam wlazłam© uluru

Widok z ambony - tam potem pojechalismy© uluru

Tylko nie patrz w dół ;)© uluru

Musiałam zejść ;/© uluru
No i tu się zaczęła część druga off-roadu...
W las wjechalśmy na czuja, bo okazało się, że Kamil tu nie był..ale co tam jedziemy, wkońcu co dwie głowy to nie jedna ;)
No i tak lataliśmy pomiędzy gałęziami, trochę po piachu, konarach..
Chociaż dla mnie i dla Dzuliety to nowość, było uhh..szkoda słów
Tak przedzieraliśmy się przez las, a w pewnym momencie już przez chaszcze i w pewnym momencie usłyszeliśmy odgłosy jadących samochodów. Hurraaaa..byliśmy uratowani, cywilizacja jest blisko.
No i tak, jak te ćmy do światła leźliśmy między ostrymi gałęziami do przodu.
Nasze zmagania z chaszczami zostały nagrodzone, gdyż ujrzeliśmy szosę i wyjazd na Biowet ;] Wyglądaliśmy trochę dziwnie, bo nie wyszliśmy normalną ścieżką, oddaloną od nas kilkadziesiąt metrów, tylko jak buszmeni ze swego lasu ;)
Dalej już koło zakładu i wzdłuż wodociągu pojechaliśmy na ścieżkę prowadzącą na Azoty i tez nią skierowaliśmy się na punkt widokowy. Tam chwilę pogadaliśmy, sfociliśmy nieco i pojechaliśmy dalej.

Rowery dwa na punkcie widokowym ;)© uluru
Oboje dzisiaj wyszliśmy w krótkich spodenkach, ale tam koło lasku, nagle zrobiło się odrażająco zimno..brrrrrr
Potem ruszyliśmy w kierunku ścieżki na Wróblewskiego i w pewnym momencie Kamil miałby darmowego kuraka na obiad, bo o mały włos nie rozjechałby kuropatwy..ale dzięki mojej spostrzegawczości i swojemu refleksowi oba kuraki uszły z życiem.
Kamil chciał Parkiem wrócić do domciu, ale niestety brama była zamknięta i objedliśmy się smakiem..
Ale za to sfociliśmy pięknie oświetloną Osadę Pałacową

Park Czartoryskich wieczorową porą© uluru

Osada Pałacowa nocą© uluru
Potem już miasteczkowymi uliczkami pojechaliśmy do domciu..Pogadaliśmy pod brama i rozeszliśmy się głodni i zmęczeni (przynajmniej ja) do swych domów..
Kamil mnie dzisiaj nieźle "przegonił", ale było fantastycznie..oby więcej takich spontanów ;}
Dzięki Kamil wielkie ;) i do następnego!!
Dodaje mapkę, tylko w lesie za Rudami to był totalny spontan, bez żadnej konkretnej ścieżki.."na czuja" ;))
Poranne lenistwo i popołudniowa werwa :-)
Komentarze(6) 8.70 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:18.00 km/h, prędkość maks: 28.90 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzień jak co dzień, z tym że rano miałam strasznego lenia ;/ ale po południu już o niebo lepiej, bo wkońcu słońce posiada taką moc, która motywuje mnie do działania i wyzwala pokłady energii ;)))
Trasa
Ślusarska-Kilińskiego-Kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Partyzantów - powrót do domciu ;]
Późnym popołudniem szykował się spontan z Kamilem...;)
p.s. dzisiaj bez zdjęć, ale jutro się jakieś pokażą ;]
Trasa
Ślusarska-Kilińskiego-Kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Partyzantów - powrót do domciu ;]
Późnym popołudniem szykował się spontan z Kamilem...;)
p.s. dzisiaj bez zdjęć, ale jutro się jakieś pokażą ;]
Dom-Praca-Dom...a potem mały spacerek ;)
Środa, 20 kwietnia 2011 | dodano: 20.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia, Spacerowo Rower: JULIET 40-V
Komentarze(7)
8.59 km (0.00 km teren), czas: 00:25 h, avg:20.62 km/h,
prędkość maks: 30.20 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj trasa jak codzień:
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów
Rano było dosyć chłodno i zimniej niż wczoraj o tej porze, czyli gdzieś mniej więcej około godziny 7 rano - tylko 2*C..brrr
Ale jak się jedzie to człowiek szybko się rozgrzewa ;)
Po robocie, cudnie, ciepło i słonecznie..ach jak ja uwielbiam taka jazdę ;)))
Kiedy dojechałam do domu, to zdałam sobie sprawę, że nie zrobiłam żadnej foci ;/ a to coś nie tak, bo zawsze robię, by wpis był ciekawszy, by oprócz suchego tekstu był jakiś chociażby minimalny ślad ;] dlatego postanowiłam, przy okazji wizyty tu i tam, pójść do parku o własnych nogach tym razem..
Musze przyznać, że trochę się dziwnie czułam, kiedy zamiast jadąc na rowerze idę po chodniku o własnych nogach ;) hehe
W parku było cudnie, kolory, słonko przeświecające przez konary drzew, kwitnące kwiatki, śpiew ptaków. Szkoda, że zdjęcia tak naprawdę nie oddadzą 100% klimatu, jaki się zastaje w takim cudownym miejscu, jak Puławski Park Czartoryskich.
Oto co dzisiaj sfociłam, trochę bawiąc się ustawieniami

![Najpierw synek, a potem tata..oboje na rowerach i w kaskach ;]](http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,170267,20110420,najpierw-synek-a-potem-tataoboje-na-rowerach-i-w-kaskach.jpg)






![Jaka piękna z nich para ;]](http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,170274,20110420,jaka-piekna-z-nich-para.jpg)















No i tak oto Park się zmienia na wiosnę ;)
Jutro zamierzam popedałować, co by z wprawy nie wyjść ;))
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów
Rano było dosyć chłodno i zimniej niż wczoraj o tej porze, czyli gdzieś mniej więcej około godziny 7 rano - tylko 2*C..brrr
Ale jak się jedzie to człowiek szybko się rozgrzewa ;)
Po robocie, cudnie, ciepło i słonecznie..ach jak ja uwielbiam taka jazdę ;)))
Kiedy dojechałam do domu, to zdałam sobie sprawę, że nie zrobiłam żadnej foci ;/ a to coś nie tak, bo zawsze robię, by wpis był ciekawszy, by oprócz suchego tekstu był jakiś chociażby minimalny ślad ;] dlatego postanowiłam, przy okazji wizyty tu i tam, pójść do parku o własnych nogach tym razem..
Musze przyznać, że trochę się dziwnie czułam, kiedy zamiast jadąc na rowerze idę po chodniku o własnych nogach ;) hehe
W parku było cudnie, kolory, słonko przeświecające przez konary drzew, kwitnące kwiatki, śpiew ptaków. Szkoda, że zdjęcia tak naprawdę nie oddadzą 100% klimatu, jaki się zastaje w takim cudownym miejscu, jak Puławski Park Czartoryskich.
Oto co dzisiaj sfociłam, trochę bawiąc się ustawieniami

Cudne było dzisiaj to słonko :)© uluru
![Najpierw synek, a potem tata..oboje na rowerach i w kaskach ;]](http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,170267,20110420,najpierw-synek-a-potem-tataoboje-na-rowerach-i-w-kaskach.jpg)
Najpierw synek, a potem tata..oboje na rowerach i w kaskach ;]© uluru

Uwielbiam takie zdjęcia..© uluru

Dywan z kwiatów© uluru

Z bliska..© uluru

Fioletowo - różowe też były ;)© uluru

Każda ze ścieżek prowadzi gdzieś przed siebie...© uluru

A nade mną słońce...© uluru
![Jaka piękna z nich para ;]](http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,170274,20110420,jaka-piekna-z-nich-para.jpg)
Jaka piękna z nich para ;]© uluru

Płynie gdzieś Łacha..© uluru

Słońce ogląda się w tafli wody...© uluru

Zjazd spod Świątyni Sybilli© uluru

Dzrewo rosnące w dziwnym miejscu, nad Grotami..© uluru

Udało mi się ptaszka "upolować"© uluru

Zbierały materiał na gniazdo i kapały się przy okazji ;)© uluru

Park zachwyca swą urodą© uluru

Ot taki żółty jestem :)© uluru

Cudne drzewo, jak ich pełno© uluru

To było niezamierzone© uluru

Fontanna już działa ;) i od razu jest piekniej© uluru

Wzdłuż fontanny zasadzili żonkile© uluru

Rybki też już się pojawiły pod powierzchnią© uluru

Pałac od frontu, albo raczej Dziedziniec Pałacowy© uluru

Bodajże herb rodu Czartoryskich wraz z zawołaniem: "BĄDŹ CO BĄDŹ"© uluru
No i tak oto Park się zmienia na wiosnę ;)
Jutro zamierzam popedałować, co by z wprawy nie wyjść ;))
Integracji ciąg dalszy
Wtorek, 19 kwietnia 2011 | dodano: 20.04.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(7)
31.66 km (6.00 km teren), czas: 01:57 h, avg:16.24 km/h,
prędkość maks: 28.50 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Na dzisiaj umówiona byłam z Kamilem, tym razem mieliśmy jechać do lasu. Mnie niestety po sobotniej i niedzielnej jeździe łącznie dopadły zakwasy, szczególnie w lewym udzie. Jednak rano udało mi się jakoś przezwyciężyć ból, zastanawiając się, jak to będzie wieczorem :)
Tym razem chwilkę spóźniłam się ja, za co jeszcze raz przepraszam, ale tak mam jak tylko odpale komputer to różni ludzie do mnie piszą..
Kamil na Meridzie, a szkoda bo myślałam, że Dżulieta znów ze Wściekłym sobie pojeździ..no może następnym razem ;)
Pojechaliśmy ścieżką rowerową od ulicy Wróblewskiego w kierunku Azotów, przystanęliśmy przy pierwszym punkcie widokowym i chwilkę pogadaliśmy o myciu i konserwacji łańcucha i całej reszty.
Dalej ścieżkami w las, po drodze minęliśmy sarnę - pierwszą tego spotkania ;)
Dotarliśmy pod jedną ze sławetnych wież Azotowskich. Tak wygląda ona i teren dookoła.





Wysokie to bydle, no i parę minut zajęło mi abym się zdecydowała wejść, chociażby na pierwszy balkon..
A że z natury jestem ambitna, no to wlazłam i oto co ujrzałam ze swojej wysokości:

![A tam wejde..ale potrzebuję czasu ;]](http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,169956,20110419,a-tam-wejdeale-potrzebuje-czasu.jpg)

Pogadaliśmy chwilę, no i pojechalismy dalej laskiem. Dla mnie i dla Dzuliety była to nowość, ścieżki leśne, z piachem i gałęziami..tak, tak nowość
Dałyśmy dzielnie rade obie, chociaż nie ukrywam, że parę razy poczułam, że będę leżeć, no ale wtedy jaki byłby wstyd :) chociaż, przynajmniej do swej Majeczki, wyznaję zasadę: "jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz" ;]
Dalej w lesie była ambona, no koniecznie obowiązkowo słit focię trzeba było zrobić, ale za nim to to co było wkoło:

![Widoki z ambony były cudne, szczególnie o tej porze dnia ;]](http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,169959,20110419,widoki-z-ambony-byly-cudne-szczegolnie-o-tej-porze-dnia.jpg)

..i moja maszyna

no i Kamil też wszedł na ambonę by pozować do słit foci:

a tu może trochę ciemno wyszedł ten las, ale niebo daleko na horyzoncie było cudne


Pojechaliśmy dalej, przed siebie..teren urozmaicony, widoczki fantastyczne, cicho, spokój, ptaszki śpiewają ;]
Dojechaliśmy do torów:


W międzyczasie nad Naszymi głowami przeleciało parę samolotów i jednego udało mi się "złapać"

..a potem pędził pociąg

..z minuty na minutę niebo było coraz piękniejsze, ciemniejsze, robiło się bardzo klimatycznie


Dalej pomknęliśmy wzdłuż torów na Mostostal, stacja Puławy Azoty, Puławy Chemia, ścieżką do ulicy Wróblewskiego, minęliśmy I Liceum Ogólnokształcące im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i jeśli się nie mylę, to ulicami Norwida - Sierowszewkiego - Kaniowczyków na Błonia, gdzie na chwilkę przystanęliśmy po coś tam a ja przy okazji chciałam zrobić fotkę, jak młodzi grają na oświetlonym boisku w piłkę nożną i na trybie nocnym wyszło coś takiego:

Potem osiedlem Niwa i Włościańskimi uliczkami do domciu..
Wypad rewelacyjny!!! Byłam bardzo zadowolona, ale też i baaardzo głodna..
Przysłowiowy "banan" na ustach utrzymuje się do dzisiaj..no i tylko mogę jeszcze raz podziękować organizatorowi
Kamil dzięki wielkie i do następnego :))
Tym razem chwilkę spóźniłam się ja, za co jeszcze raz przepraszam, ale tak mam jak tylko odpale komputer to różni ludzie do mnie piszą..
Kamil na Meridzie, a szkoda bo myślałam, że Dżulieta znów ze Wściekłym sobie pojeździ..no może następnym razem ;)
Pojechaliśmy ścieżką rowerową od ulicy Wróblewskiego w kierunku Azotów, przystanęliśmy przy pierwszym punkcie widokowym i chwilkę pogadaliśmy o myciu i konserwacji łańcucha i całej reszty.
Dalej ścieżkami w las, po drodze minęliśmy sarnę - pierwszą tego spotkania ;)
Dotarliśmy pod jedną ze sławetnych wież Azotowskich. Tak wygląda ona i teren dookoła.

Sławetna wieża na Azotach..© uluru

Kiedyś tam wejde :)© uluru

Gdzieś biegnie ten rurociąg..© uluru

A w górze..korony drzew i cudnie niebieskie niebo© uluru

Rowery dwa :)© uluru
Wysokie to bydle, no i parę minut zajęło mi abym się zdecydowała wejść, chociażby na pierwszy balkon..
A że z natury jestem ambitna, no to wlazłam i oto co ujrzałam ze swojej wysokości:

Zachód słońca z wieży :) wreszcie tam wlazłam© uluru
![A tam wejde..ale potrzebuję czasu ;]](http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,169956,20110419,a-tam-wejdeale-potrzebuje-czasu.jpg)
A tam wejde..ale potrzebuję czasu ;]© uluru

Widok z góry na rurociąg..© uluru
Pogadaliśmy chwilę, no i pojechalismy dalej laskiem. Dla mnie i dla Dzuliety była to nowość, ścieżki leśne, z piachem i gałęziami..tak, tak nowość
Dałyśmy dzielnie rade obie, chociaż nie ukrywam, że parę razy poczułam, że będę leżeć, no ale wtedy jaki byłby wstyd :) chociaż, przynajmniej do swej Majeczki, wyznaję zasadę: "jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz" ;]
Dalej w lesie była ambona, no koniecznie obowiązkowo słit focię trzeba było zrobić, ale za nim to to co było wkoło:

Rowery dwa i Kamil robiący focie ;) widok z ambony© uluru
![Widoki z ambony były cudne, szczególnie o tej porze dnia ;]](http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,169959,20110419,widoki-z-ambony-byly-cudne-szczegolnie-o-tej-porze-dnia.jpg)
Widoki z ambony były cudne, szczególnie o tej porze dnia ;]© uluru

A to, co oczom obserwatorów ukazuje sie z ambony..© uluru
..i moja maszyna

Dzulieta odpoczywa :)© uluru
no i Kamil też wszedł na ambonę by pozować do słit foci:

Wycieczka bez słit foci to zmarnowana wycieczka..© uluru
a tu może trochę ciemno wyszedł ten las, ale niebo daleko na horyzoncie było cudne

Gdzieś w oddali zachodzi słoneczko© uluru

Jakiś ciemny mi ten las wyszedł..© uluru
Pojechaliśmy dalej, przed siebie..teren urozmaicony, widoczki fantastyczne, cicho, spokój, ptaszki śpiewają ;]
Dojechaliśmy do torów:

Tory do Dęblina..tam też pojedziemy, rowerem oczywiście© uluru

Tory w kierunku Miasta Puławy© uluru
W międzyczasie nad Naszymi głowami przeleciało parę samolotów i jednego udało mi się "złapać"

Leciał samolocik, zresztą nie jeden© uluru
..a potem pędził pociąg

Rozpędzony pociąg mknie po torach...© uluru
..z minuty na minutę niebo było coraz piękniejsze, ciemniejsze, robiło się bardzo klimatycznie

Patrz - kierunek miasto© uluru

Nic dodać nic ująć...© uluru
Dalej pomknęliśmy wzdłuż torów na Mostostal, stacja Puławy Azoty, Puławy Chemia, ścieżką do ulicy Wróblewskiego, minęliśmy I Liceum Ogólnokształcące im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i jeśli się nie mylę, to ulicami Norwida - Sierowszewkiego - Kaniowczyków na Błonia, gdzie na chwilkę przystanęliśmy po coś tam a ja przy okazji chciałam zrobić fotkę, jak młodzi grają na oświetlonym boisku w piłkę nożną i na trybie nocnym wyszło coś takiego:

Zdjęcie w trybie nocnym..troszku niewyraźne, ale jakie klimatyczne© uluru
Potem osiedlem Niwa i Włościańskimi uliczkami do domciu..
Wypad rewelacyjny!!! Byłam bardzo zadowolona, ale też i baaardzo głodna..
Przysłowiowy "banan" na ustach utrzymuje się do dzisiaj..no i tylko mogę jeszcze raz podziękować organizatorowi
Kamil dzięki wielkie i do następnego :))