- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wpisy archiwalne w kategorii
Początki
Dystans całkowity: | 184.48 km (w terenie 26.00 km; 14.09%) |
Czas w ruchu: | 11:25 |
Średnia prędkość: | 15.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 28.90 km/h |
Suma podjazdów: | 300 m |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 15.37 km i 1h 02m |
Więcej statystyk |
Off-road spontan..z mapką
Czwartek, 21 kwietnia 2011 | dodano: 21.04.2011Kategoria Początki, W towarzystwie, off-road Rower: JULIET 40-V
Komentarze(18)
35.26 km (16.00 km teren), czas: 02:19 h, avg:15.22 km/h,
prędkość maks: 28.90 km/hTemperatura:19.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj miał być spontan..ale najpierw spokojnie osiedlowymi uliczkami do czarnego szlaku prowadzącego do drogi na Skowieszyn. Najpierw było spokojnie,. póki nie wjechaliśmy w las, niestety pierwsza przeszkoda, to bardzo głęboki piach, na którym niejeden by nie dał sobie rady.
No ale dojechaliśmy do wąwozu, gdzie tym razem wybraliśmy opcję lajtową, bo Kamil się martwił, że mogę nogę tam złamać ;)
No i pojechali...gałęzie, piach, konary, dołki i takie tam zajebiaszcze uroki terenu.
Wjechaliśmy na górkę i trza było focie strzelić:
Dalej do Skowieszyna, przez Starą Wieś. Przyznam się osobiście, że nie znam tych terenów a Kamil, oprócz tego, ze jest dobrym Kołczem, to dobrze zna okoliczne tereny..chociaż później okazało się trochę inaczej ;)
Wjechaliśmy do Końskowoli, gdzie przejechaliśmy kawałek i skierowaliśmy się na Rudy... no i tu zaczął się prawdziwy spontan, hardcore czy jak wolicie off-road;]
Ale najpierw ujrzawszy obiekt coraz większych zainteresowań, tych co jeżdżą
w las, czyli ambonę koniecznie trza było słit focie machnąć ;)
Ambona trochę się trzęsła..ale co tam. jakaś adrenalina musi być zresztą chyba mam motto rowerowe: "Wypad bez ambony to wypad zmarnowany" hehehe
No i tu się zaczęła część druga off-roadu...
W las wjechalśmy na czuja, bo okazało się, że Kamil tu nie był..ale co tam jedziemy, wkońcu co dwie głowy to nie jedna ;)
No i tak lataliśmy pomiędzy gałęziami, trochę po piachu, konarach..
Chociaż dla mnie i dla Dzuliety to nowość, było uhh..szkoda słów
Tak przedzieraliśmy się przez las, a w pewnym momencie już przez chaszcze i w pewnym momencie usłyszeliśmy odgłosy jadących samochodów. Hurraaaa..byliśmy uratowani, cywilizacja jest blisko.
No i tak, jak te ćmy do światła leźliśmy między ostrymi gałęziami do przodu.
Nasze zmagania z chaszczami zostały nagrodzone, gdyż ujrzeliśmy szosę i wyjazd na Biowet ;] Wyglądaliśmy trochę dziwnie, bo nie wyszliśmy normalną ścieżką, oddaloną od nas kilkadziesiąt metrów, tylko jak buszmeni ze swego lasu ;)
Dalej już koło zakładu i wzdłuż wodociągu pojechaliśmy na ścieżkę prowadzącą na Azoty i tez nią skierowaliśmy się na punkt widokowy. Tam chwilę pogadaliśmy, sfociliśmy nieco i pojechaliśmy dalej.
Oboje dzisiaj wyszliśmy w krótkich spodenkach, ale tam koło lasku, nagle zrobiło się odrażająco zimno..brrrrrr
Potem ruszyliśmy w kierunku ścieżki na Wróblewskiego i w pewnym momencie Kamil miałby darmowego kuraka na obiad, bo o mały włos nie rozjechałby kuropatwy..ale dzięki mojej spostrzegawczości i swojemu refleksowi oba kuraki uszły z życiem.
Kamil chciał Parkiem wrócić do domciu, ale niestety brama była zamknięta i objedliśmy się smakiem..
Ale za to sfociliśmy pięknie oświetloną Osadę Pałacową
Potem już miasteczkowymi uliczkami pojechaliśmy do domciu..Pogadaliśmy pod brama i rozeszliśmy się głodni i zmęczeni (przynajmniej ja) do swych domów..
Kamil mnie dzisiaj nieźle "przegonił", ale było fantastycznie..oby więcej takich spontanów ;}
Dzięki Kamil wielkie ;) i do następnego!!
Dodaje mapkę, tylko w lesie za Rudami to był totalny spontan, bez żadnej konkretnej ścieżki.."na czuja" ;))
No ale dojechaliśmy do wąwozu, gdzie tym razem wybraliśmy opcję lajtową, bo Kamil się martwił, że mogę nogę tam złamać ;)
No i pojechali...gałęzie, piach, konary, dołki i takie tam zajebiaszcze uroki terenu.
Wjechaliśmy na górkę i trza było focie strzelić:
Stamtąd przyjechaliśmy© uluru
Kapliczka w drodze na Skowieszyn© uluru
Kmail foci nowym sprzętem ;)© uluru
Zachodzące słońce© uluru
Dalej do Skowieszyna, przez Starą Wieś. Przyznam się osobiście, że nie znam tych terenów a Kamil, oprócz tego, ze jest dobrym Kołczem, to dobrze zna okoliczne tereny..chociaż później okazało się trochę inaczej ;)
Wjechaliśmy do Końskowoli, gdzie przejechaliśmy kawałek i skierowaliśmy się na Rudy... no i tu zaczął się prawdziwy spontan, hardcore czy jak wolicie off-road;]
Ale najpierw ujrzawszy obiekt coraz większych zainteresowań, tych co jeżdżą
w las, czyli ambonę koniecznie trza było słit focie machnąć ;)
Ambona trochę się trzęsła..ale co tam. jakaś adrenalina musi być zresztą chyba mam motto rowerowe: "Wypad bez ambony to wypad zmarnowany" hehehe
Słit focia© uluru
Taki otro widok, kiedy tam wlazłam© uluru
Widok z ambony - tam potem pojechalismy© uluru
Tylko nie patrz w dół ;)© uluru
Musiałam zejść ;/© uluru
No i tu się zaczęła część druga off-roadu...
W las wjechalśmy na czuja, bo okazało się, że Kamil tu nie był..ale co tam jedziemy, wkońcu co dwie głowy to nie jedna ;)
No i tak lataliśmy pomiędzy gałęziami, trochę po piachu, konarach..
Chociaż dla mnie i dla Dzuliety to nowość, było uhh..szkoda słów
Tak przedzieraliśmy się przez las, a w pewnym momencie już przez chaszcze i w pewnym momencie usłyszeliśmy odgłosy jadących samochodów. Hurraaaa..byliśmy uratowani, cywilizacja jest blisko.
No i tak, jak te ćmy do światła leźliśmy między ostrymi gałęziami do przodu.
Nasze zmagania z chaszczami zostały nagrodzone, gdyż ujrzeliśmy szosę i wyjazd na Biowet ;] Wyglądaliśmy trochę dziwnie, bo nie wyszliśmy normalną ścieżką, oddaloną od nas kilkadziesiąt metrów, tylko jak buszmeni ze swego lasu ;)
Dalej już koło zakładu i wzdłuż wodociągu pojechaliśmy na ścieżkę prowadzącą na Azoty i tez nią skierowaliśmy się na punkt widokowy. Tam chwilę pogadaliśmy, sfociliśmy nieco i pojechaliśmy dalej.
Rowery dwa na punkcie widokowym ;)© uluru
Oboje dzisiaj wyszliśmy w krótkich spodenkach, ale tam koło lasku, nagle zrobiło się odrażająco zimno..brrrrrr
Potem ruszyliśmy w kierunku ścieżki na Wróblewskiego i w pewnym momencie Kamil miałby darmowego kuraka na obiad, bo o mały włos nie rozjechałby kuropatwy..ale dzięki mojej spostrzegawczości i swojemu refleksowi oba kuraki uszły z życiem.
Kamil chciał Parkiem wrócić do domciu, ale niestety brama była zamknięta i objedliśmy się smakiem..
Ale za to sfociliśmy pięknie oświetloną Osadę Pałacową
Park Czartoryskich wieczorową porą© uluru
Osada Pałacowa nocą© uluru
Potem już miasteczkowymi uliczkami pojechaliśmy do domciu..Pogadaliśmy pod brama i rozeszliśmy się głodni i zmęczeni (przynajmniej ja) do swych domów..
Kamil mnie dzisiaj nieźle "przegonił", ale było fantastycznie..oby więcej takich spontanów ;}
Dzięki Kamil wielkie ;) i do następnego!!
Dodaje mapkę, tylko w lesie za Rudami to był totalny spontan, bez żadnej konkretnej ścieżki.."na czuja" ;))
Wieczorny chillout
Niedziela, 17 kwietnia 2011 | dodano: 17.04.2011Kategoria Początki, W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(8)
25.92 km (2.50 km teren), czas: 01:27 h, avg:17.88 km/h,
prędkość maks: 27.80 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wieczorkiem ponownie z Kamilem, postanowiliśmy wybrać się na Azoty, tym razem nieco inna trasą niż wczoraj..hehe myślę, że Kamil dozuje mi ilość kilometrów, bym po drodze nie padła na twarz ;))
No ale pojechaliśmy, tym razem, żeby uniknąć miasta, ludzi i świateł i jakiejś podobno demonstracji, jak to kolega nazwał "w obronie krzyża", skierowaliśmy się na ścieżkę rowerową.
Już tam poczułam, lekkie zmęczenie materiału, ale oczywiście zagryzłam zęby i jechałam dalej. Po paru kilometrach się rozruszałam i było dobrze ;)
Pojechaliśmy najpierw na Bulwar a tam piękny zachód słońca, którego nie można było nie sfotografować.
a także Barka..
i nie tylko..
Potem skierowaliśmy się miastem na Azoty, przejeżdżaliśmy przez tzw. alejki, gdzie było bardzo dużo spacerowiczów, dalej minęliśmy moje "stare" szkolne tereny a także przedszkole i miejsce, gdzie kiedyś stał żłobek, do którego też miałam przyjemność uczęszczać ;) Zrobiło się trochę sentymentalnie ale sunęliśmy dalej.
Na Azotach minęliśmy jedną z wież, ale niestety Kamil nie dał się namówić na wejście solo, wiec pojechaliśmy dalej do rurociągu.
Trochę pogadaliśmy i Ania focie strzeliła:
Pojechali dalej, tereny fajne, rzeczywiście urozmaicone, trochę terenu, trochę poniszczonego asfaltu ;)
Dalej ulicą Budowlaną Dęblińska i skręciliśmy na Majdan, gdzie co jakiś czas szczekał jakiś burek, ale na szczęście tylko zza ogrodzenia, więc byliśmy spokojni, że żaden na Nas nie wyskoczy.
Dalej w las i teren takim całkiem sympatycznym, lajcik. Potem już ścieżką rowerową prowadzącą do ulicy Wróblewskiego. Dalej pojechaliśmy na Skwerek, chcąc sprawdzić czy podświetlili już fontannę, a niestety nawet nie było w niej wody. Pogadaliśmy nieco dłużej, no i tutaj mój przedpołudniowy zakup okazał się być trafiony w 10-tkę. Nogi nie zmarzły jak wczoraj ;-)
Potem Kaufland, ulica Zielona i Kazimierska. No i kiedy minęliśmy Wille Cienistą usłyszeliśmy pisk opon i policyjne syreny. Akcja jak z amerykańskiego filmu gangsterskiego ;D jutro pewnie będzie na YouTube albo jak kto ma to w puławskich wiadomościach..
Potem powrót uliczkami osiedlowymi prosto do domciu.
Dzięki Kamil za kolejną dawkę kilosów w towarzystwie ;-) i za widoczki
Do następnego;)
No ale pojechaliśmy, tym razem, żeby uniknąć miasta, ludzi i świateł i jakiejś podobno demonstracji, jak to kolega nazwał "w obronie krzyża", skierowaliśmy się na ścieżkę rowerową.
Już tam poczułam, lekkie zmęczenie materiału, ale oczywiście zagryzłam zęby i jechałam dalej. Po paru kilometrach się rozruszałam i było dobrze ;)
Pojechaliśmy najpierw na Bulwar a tam piękny zachód słońca, którego nie można było nie sfotografować.
Zachód słońca na Bulwarze© uluru
a także Barka..
Barka na Wiśle© uluru
i nie tylko..
Merida z Bulwarem w tle ;-)© uluru
Stary most puławski© uluru
Potem skierowaliśmy się miastem na Azoty, przejeżdżaliśmy przez tzw. alejki, gdzie było bardzo dużo spacerowiczów, dalej minęliśmy moje "stare" szkolne tereny a także przedszkole i miejsce, gdzie kiedyś stał żłobek, do którego też miałam przyjemność uczęszczać ;) Zrobiło się trochę sentymentalnie ale sunęliśmy dalej.
Na Azotach minęliśmy jedną z wież, ale niestety Kamil nie dał się namówić na wejście solo, wiec pojechaliśmy dalej do rurociągu.
Trochę pogadaliśmy i Ania focie strzeliła:
Rurociag na Azotach© uluru
Biegnące gdzieś tory..© uluru
Kamil zapatrzony gdzieś w dal..© uluru
Pojechali dalej, tereny fajne, rzeczywiście urozmaicone, trochę terenu, trochę poniszczonego asfaltu ;)
Dalej ulicą Budowlaną Dęblińska i skręciliśmy na Majdan, gdzie co jakiś czas szczekał jakiś burek, ale na szczęście tylko zza ogrodzenia, więc byliśmy spokojni, że żaden na Nas nie wyskoczy.
Dalej w las i teren takim całkiem sympatycznym, lajcik. Potem już ścieżką rowerową prowadzącą do ulicy Wróblewskiego. Dalej pojechaliśmy na Skwerek, chcąc sprawdzić czy podświetlili już fontannę, a niestety nawet nie było w niej wody. Pogadaliśmy nieco dłużej, no i tutaj mój przedpołudniowy zakup okazał się być trafiony w 10-tkę. Nogi nie zmarzły jak wczoraj ;-)
Potem Kaufland, ulica Zielona i Kazimierska. No i kiedy minęliśmy Wille Cienistą usłyszeliśmy pisk opon i policyjne syreny. Akcja jak z amerykańskiego filmu gangsterskiego ;D jutro pewnie będzie na YouTube albo jak kto ma to w puławskich wiadomościach..
Potem powrót uliczkami osiedlowymi prosto do domciu.
Dzięki Kamil za kolejną dawkę kilosów w towarzystwie ;-) i za widoczki
Do następnego;)
Przedpołudniowy trening czyli zmagania z własnymi słabościami..
Komentarze(5) 22.32 km (4.00 km teren), czas: 01:22 h, avg:16.33 km/h, prędkość maks: 26.60 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj była cudna pogoda w sam raz na pedałowanie ;-)
Przed południem wyprawiłam Majkę na tygodniowe wakacje do ojca a sama postanowiłam wybrać się do pobliskiego lasku.
Przedtem jednak umówiłam się z Kamilem na inauguracyjne wieczorne kręcenie :)))
Dlatego też nie chciałam się za bardzo forsować, by źle nie wypaść przy koledze.
Ubrałam się w to co należy, zabrałam prowiant energetyczny i płyny i ruszyłam.
Skierowałam się w drogę na Skowieszyn, gdzie było rzeczywiście cudnie, łąki zaczęły się zielenić, na polach ludzie już pracują, kwiatki kwitną i śpiewają ptaszki ;-))
Miała jechać tylko prosto mijając pola i łąki, ale oczywiście ciekawość ludzka nie zna granic. Dlatego postanowiłam wjechać do wąwozu. I to był czad, przynajmnniej dla mnie - szczypiora rowerowego ;]
Wąwóz piął się do góry a pod kołami była glina...
Podjazd był ciężki, jak dla mnie może nawet bardzo ciężki ale postanowiłam dać z siebie wszystko i wjechałam ;-)
Całość zmęczenia rekompensowały widoki i cisza wokół.
Oto parę fotek z tamtego miejsca:
Wjechawszy na bardziej płaski teren oczom moim pojawiła się piękny zielony teren, beztroskie pola i łąki i takie głębokie coś:
Jechałam dalej, ale nie zapuszczałam się daleko, gdyż byłam tam pierwszy raz i do tego sama , więc wolałam się nigdzie nie zgubić. Dojechałam do kapliczki:
Odsapnęłam chwilkę i zawróciłam, gdyż miała w planach jeszcze ścieżkę rowerową ;-) Czekał mnie jednakże zjazd wąwozem w dół do drogi..
Tak wyglądał, chociaż w górnych partiach był o wiele bardziej stromy ;/
Po wyjechaniu z wąwozu ambitnie chciałam pojechać do Skowieszyna, ale w pewnym momencie ku moim oczom ukazały się trzy drogi..i niestety nie wybrałam żadnej z nich - nie tym razem.
Zawróciłam i skierowałam się Włostowickimi uliczkami w stronę ścieżki rowerowej. Kiedy wjechałam na wał poczułam, że mój organizm potrzebuje energii.
Porobiłam parę zdjęć:
no i pojechałam dalej ;-)
Jechało się rewelacyjnie, wręcz jazda jak marzenie. Dojechałam do końca i dwie ostatnie fotki:
Niestety, żeby tradycyjnie, w trakcie powrotu miałam ten przejmujący wmordewind, który na tej trasie prześladuje mnie niemal za każdym razem ;/
Mimo wszystko powróciłam do domu cała szczęśliwa z wypadu, chociaż bardzo zmęczona ;-))
...a wieczorem czekała mnie jeszcze przejażdżka w towarzystwie "wymiatacza szos"...
Przed południem wyprawiłam Majkę na tygodniowe wakacje do ojca a sama postanowiłam wybrać się do pobliskiego lasku.
Przedtem jednak umówiłam się z Kamilem na inauguracyjne wieczorne kręcenie :)))
Dlatego też nie chciałam się za bardzo forsować, by źle nie wypaść przy koledze.
Ubrałam się w to co należy, zabrałam prowiant energetyczny i płyny i ruszyłam.
Skierowałam się w drogę na Skowieszyn, gdzie było rzeczywiście cudnie, łąki zaczęły się zielenić, na polach ludzie już pracują, kwiatki kwitną i śpiewają ptaszki ;-))
Miała jechać tylko prosto mijając pola i łąki, ale oczywiście ciekawość ludzka nie zna granic. Dlatego postanowiłam wjechać do wąwozu. I to był czad, przynajmnniej dla mnie - szczypiora rowerowego ;]
Wąwóz piął się do góry a pod kołami była glina...
Podjazd był ciężki, jak dla mnie może nawet bardzo ciężki ale postanowiłam dać z siebie wszystko i wjechałam ;-)
Całość zmęczenia rekompensowały widoki i cisza wokół.
Oto parę fotek z tamtego miejsca:
Wstęp do wąwozu..© uluru
To samo tylko w kolorze© uluru
Taka tam roślinność© uluru
Mchy na zboczach wąwozu© uluru
Wjechawszy na bardziej płaski teren oczom moim pojawiła się piękny zielony teren, beztroskie pola i łąki i takie głębokie coś:
Głębokie coś - może kolejny wąwóz© uluru
Gdzieś tam w dole, ciekawe czy da się rowerem ;-)© uluru
Jechałam dalej, ale nie zapuszczałam się daleko, gdyż byłam tam pierwszy raz i do tego sama , więc wolałam się nigdzie nie zgubić. Dojechałam do kapliczki:
Kapliczka, gdzieś pomiędzy polami© uluru
Z bliska© uluru
Napis na kamieniu pod kapliczką© uluru
A to po drugiej stronie kapliczki - pole..© uluru
Odsapnęłam chwilkę i zawróciłam, gdyż miała w planach jeszcze ścieżkę rowerową ;-) Czekał mnie jednakże zjazd wąwozem w dół do drogi..
Tak wyglądał, chociaż w górnych partiach był o wiele bardziej stromy ;/
Droga powrotna z wąwozu© uluru
Ostatnia część wąwozu przed wjechaniem na drogę© uluru
Po wyjechaniu z wąwozu ambitnie chciałam pojechać do Skowieszyna, ale w pewnym momencie ku moim oczom ukazały się trzy drogi..i niestety nie wybrałam żadnej z nich - nie tym razem.
Zawróciłam i skierowałam się Włostowickimi uliczkami w stronę ścieżki rowerowej. Kiedy wjechałam na wał poczułam, że mój organizm potrzebuje energii.
Regenerator energii..© uluru
Porobiłam parę zdjęć:
Miasto gdzieś w oddali© uluru
Jeden z wjazdów na ścieżkę© uluru
Wszystko się zieleni© uluru
Wisła płynie© uluru
Takie piękne niebo było nade mną© uluru
Niebo w innym ujęciu© uluru
Zaczyna być pięknie w okolicy© uluru
no i pojechałam dalej ;-)
Jechało się rewelacyjnie, wręcz jazda jak marzenie. Dojechałam do końca i dwie ostatnie fotki:
Zielono wkoło© uluru
Marzenie rowerzysty - ścieżka rowerowa do Kazimierza Dolnego nad Wisłą© uluru
Niestety, żeby tradycyjnie, w trakcie powrotu miałam ten przejmujący wmordewind, który na tej trasie prześladuje mnie niemal za każdym razem ;/
Mimo wszystko powróciłam do domu cała szczęśliwa z wypadu, chociaż bardzo zmęczona ;-))
...a wieczorem czekała mnie jeszcze przejażdżka w towarzystwie "wymiatacza szos"...
Nowe akcesoria i ciuszki rowerowe ;-)
Komentarze(20) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
W tym miesiącu zaplanowany był tylko zakup kasku na rower - daje poczucie bezpieczeństwa ;-) jednak jak to bywa, że różnie bywa a napewno nie tak jak sobie zaplanujemy.
Od dawna nosiłam się bowiem z zamiarem kupna praktycznie najbardziej potrzebnego
z akcesoriów dla rowerzysty, a mianowicie bidonu i koszyka do niego. Nie kupiłam dotychczas, bo nie był mi potrzebny..jakoś tak :-) a kiedy pogoda dopisuje, to dopisuje też pragnienie, szczególnie po wysiłku. Płyny trzeba uzupełniać ;]
Dlatego pewnego pięknego dnia postanowiłam pobawić się w tzw. "szperacza" na niebywale popularnym portalu, na którym pewnie większość rowerzystów i nie tylko robi zakupy ;-)
Nie było tak, bardzo szybko znalazłam to czego szukałam.
A tak oto prezentuje się moja Dżulieta
No to teraz już na pewno nie zaschnie mi w gardle :]
Z ciuszków rowerowych zakupiłam jednoczęściowy stroik w kolorze czarno-pomarańczowym, czyli w sam raz komponującym się z Julietą..
Muszę powiedzieć, że jest całkiem fajny, materiał miły w dotyku, jest "pampers", osłona dla zamka, by nie przeszkadzał i gumki od wewnętrznej strony nogawek, by w miarę stabilnie przylegały go nogi :)
A tak wygląda:
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,166043,sprytnie-schowany-zamek.html][/url]
Ponadto zakupiłam koszulkę rowerową firmy Alpinus. Kolory, powiedziałabym, że stonowane, ale przecież nie można mieć zawsze wszystkiego pod kolor
i w energetycznych klimatach :)))
Oto ona:
Zakupy baaardzo udane ;-)))
Od dawna nosiłam się bowiem z zamiarem kupna praktycznie najbardziej potrzebnego
z akcesoriów dla rowerzysty, a mianowicie bidonu i koszyka do niego. Nie kupiłam dotychczas, bo nie był mi potrzebny..jakoś tak :-) a kiedy pogoda dopisuje, to dopisuje też pragnienie, szczególnie po wysiłku. Płyny trzeba uzupełniać ;]
Dlatego pewnego pięknego dnia postanowiłam pobawić się w tzw. "szperacza" na niebywale popularnym portalu, na którym pewnie większość rowerzystów i nie tylko robi zakupy ;-)
Nie było tak, bardzo szybko znalazłam to czego szukałam.
Nowy pieknie biały bidon Kellys© uluru
Czarny koszyk Kellys ;-)© uluru
A tak oto prezentuje się moja Dżulieta
Koszyk na bidon na ramie Juliety© uluru
Pięknie razem wyglądają ;-)© uluru
A oto jak wyglądają razem...© uluru
No to teraz już na pewno nie zaschnie mi w gardle :]
Z ciuszków rowerowych zakupiłam jednoczęściowy stroik w kolorze czarno-pomarańczowym, czyli w sam raz komponującym się z Julietą..
Muszę powiedzieć, że jest całkiem fajny, materiał miły w dotyku, jest "pampers", osłona dla zamka, by nie przeszkadzał i gumki od wewnętrznej strony nogawek, by w miarę stabilnie przylegały go nogi :)
A tak wygląda:
Nowy jednoczęściowy stroik Movement© uluru
Movement "od tyłu"© uluru
Logo firmy© uluru
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,166043,sprytnie-schowany-zamek.html]
Sprytnie schowany zamek© uluru
Wkładka a'la pampers, wygodna bardzo :-)© uluru
Ponadto zakupiłam koszulkę rowerową firmy Alpinus. Kolory, powiedziałabym, że stonowane, ale przecież nie można mieć zawsze wszystkiego pod kolor
i w energetycznych klimatach :)))
Oto ona:
Nowa rowerowa koszulka..© uluru
Tak wygląda z tyłu - ma fajne głębokie kieszenie© uluru
Porządna firma ;-)© uluru
Zakupy baaardzo udane ;-)))
Poranno - popołudniowa kręconka z wiatrem w tle
Komentarze(14) 9.07 km (0.00 km teren), czas: 00:25 h, avg:21.77 km/h, prędkość maks: 25.50 km/hTemperatura:13.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dziś taka sama trasa poranna i popołudniowa. Miał być samochód ale kiedy rano zobaczyłam to słonko pomyślałam, że nie mogę sobie takiej okazji odpuścić, chociaż i tak już byłam mocno spóźniona do pracy...
Coraz częściej jednak myślę, ze przydałyby się SPD, bo mi nogi po pedałach "latają" i jak nie mam siły naciskać na nie, to bym mogła je chociaż pociągnąć. Myśl kiełkuje coraz bardziej i sądzę, że zostanie ona zrealizowana :-)
Zastanawiam się również nad rogami kierownicy, chyba byłoby mi wygodniej...
Wracając do domciu Majka postanowiła dosiąść mojej błyskawicy i chociaż zdjęcie miało pokazać małą na rowerze mamy to wyszła słit focia...
A w ogródku rosną nowe kwiatki ;-)
Poranne kręcenie coraz bardziej mi się podoba ;-) dostarcza mnóstwa energii na cały dzień a po południu jest fantastyczną formą relaksu ;D
...Cykloza uzależnia...
Coraz częściej jednak myślę, ze przydałyby się SPD, bo mi nogi po pedałach "latają" i jak nie mam siły naciskać na nie, to bym mogła je chociaż pociągnąć. Myśl kiełkuje coraz bardziej i sądzę, że zostanie ona zrealizowana :-)
Zastanawiam się również nad rogami kierownicy, chyba byłoby mi wygodniej...
Wracając do domciu Majka postanowiła dosiąść mojej błyskawicy i chociaż zdjęcie miało pokazać małą na rowerze mamy to wyszła słit focia...
Bikerki w trakcie powrotu do domu© uluru
A w ogródku rosną nowe kwiatki ;-)
Nowy wczesno - wiosenny kwiatuszek..© uluru
To tylko fragment mojego rodzinnego ogrodu :))© uluru
Poranne kręcenie coraz bardziej mi się podoba ;-) dostarcza mnóstwa energii na cały dzień a po południu jest fantastyczną formą relaksu ;D
...Cykloza uzależnia...
Dom - Przedszkole - Praca - Przedszkole - Dom
Komentarze(12) 9.63 km (0.00 km teren), czas: 00:35 h, avg:16.51 km/h, prędkość maks: 24.90 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj podobnie jak ostatnio postanowiłam pojechac do pacy na rowerze, Oczywiście najpierw trzeba było odprowadzić Majkę do przedszkola. Nie ma to jak poranny spacerek w świetle nieśmiało spoglądającego na Nas słonka ;-)
Dzień wczesniej zapowiadali deszcz, ale szczerze liczyłam, że jednak do Nas nie dotrze, bo z Naszgo duetu tylko Majka była na taka pogodę ptzygotowana, zabierając ze sobą płaszczyk przeciwdeszczowy. Natomiast mamusia niestey nie była na to przygotowana i jedynie kask mógłby ochronić jej głowę ;)
Trasa była tradycyjna: Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Norblina - Włostowicka - Zielona - Aleja Partyzantów
Pod pracą było dużo rowerów i gdybym przyjechała później to pewnie nie miałabym miejsca na zaparkowanie mojej super maszyny.
A oto zdjęcie białego cuda szosowego:
Po pracy była znów piękna pogoda, chociaż zapowiadali deszcz..
Przebrawszy sie szybko w ciuszki rowerowe, co wywołało nie małe zainteresowanie w pracy, popędziłam szybko do przedszkola.
Kiedy już uporałysmy się z przebieraniem i opusciłyśmy budynek w tempie spacerowym udałyśmy sie do domciu..
Oto co zastałyśmy, co dziennie coś nowego kwitnie i cieszy Nasze oko:
Po obiedzie znó postanowiłysmy skorzystać zpieknej pogody i wybrałysmy się na spacer połączony z małymi zakupami w celu uzupełnienia lodówki ;D
Potem już powrót krótsza trasą, gdyz moja mała zwykle w drodze powrotnej narzeka, że nie ma siły i każe się nosic na rekach..Dzisiaj niestety to nie było mozliwe, bo siatka z zakupami była zbyt wypchana i ciężka, a niestety mama nie jest kulturystką...
Oto co widziałysmy przed sobą:
Uff...nareszcie udało nam się dojśc na sąsiadująca ulicę i co sie okazało? Otóż kolega Kamil akurat majstrował coś w przydomowym garażu ;)
Miałam więc niepowtarzalna i jedyna okzaje poznać nareszcie sławetnego wymiatacza szos ;)))dzieki któremu trase na Azoty, niedługo będziemy znali na pamięć...to taki mały żarcik Kamil ;D
Tak więc córcia moja nieco onieśmielona początkowo, niewiele mówiła, tak więc mielismy chwile na małą pogawękę o tym i o tamtym ;)
Po chwili nabrała odwagi i co raz zagadywała Kamila i żartowała..Było fajnie i milutko, no i jakby ktoś chciał wiedzieć - zdjęcia nie kłamią...
Na koniec moje małe:
Dzień wczesniej zapowiadali deszcz, ale szczerze liczyłam, że jednak do Nas nie dotrze, bo z Naszgo duetu tylko Majka była na taka pogodę ptzygotowana, zabierając ze sobą płaszczyk przeciwdeszczowy. Natomiast mamusia niestey nie była na to przygotowana i jedynie kask mógłby ochronić jej głowę ;)
Trasa była tradycyjna: Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Norblina - Włostowicka - Zielona - Aleja Partyzantów
Majka z Julietą pod przedszkolem© uluru
Pod pracą było dużo rowerów i gdybym przyjechała później to pewnie nie miałabym miejsca na zaparkowanie mojej super maszyny.
A oto zdjęcie białego cuda szosowego:
Biała strzała na stojaku pod pracą© uluru
Po pracy była znów piękna pogoda, chociaż zapowiadali deszcz..
Przebrawszy sie szybko w ciuszki rowerowe, co wywołało nie małe zainteresowanie w pracy, popędziłam szybko do przedszkola.
Kiedy już uporałysmy się z przebieraniem i opusciłyśmy budynek w tempie spacerowym udałyśmy sie do domciu..
Oto co zastałyśmy, co dziennie coś nowego kwitnie i cieszy Nasze oko:
Kwiatuszki ogrodowe© uluru
Krokusiki u mojej mamy w ogródku© uluru
Szafirki© uluru
Patrzcie jakie jesteśmy piękne ;-)© uluru
Po obiedzie znó postanowiłysmy skorzystać zpieknej pogody i wybrałysmy się na spacer połączony z małymi zakupami w celu uzupełnienia lodówki ;D
Potem już powrót krótsza trasą, gdyz moja mała zwykle w drodze powrotnej narzeka, że nie ma siły i każe się nosic na rekach..Dzisiaj niestety to nie było mozliwe, bo siatka z zakupami była zbyt wypchana i ciężka, a niestety mama nie jest kulturystką...
Oto co widziałysmy przed sobą:
Widok na osiedle i okolicę© uluru
Uff...nareszcie udało nam się dojśc na sąsiadująca ulicę i co sie okazało? Otóż kolega Kamil akurat majstrował coś w przydomowym garażu ;)
Miałam więc niepowtarzalna i jedyna okzaje poznać nareszcie sławetnego wymiatacza szos ;)))dzieki któremu trase na Azoty, niedługo będziemy znali na pamięć...to taki mały żarcik Kamil ;D
Tak więc córcia moja nieco onieśmielona początkowo, niewiele mówiła, tak więc mielismy chwile na małą pogawękę o tym i o tamtym ;)
Po chwili nabrała odwagi i co raz zagadywała Kamila i żartowała..Było fajnie i milutko, no i jakby ktoś chciał wiedzieć - zdjęcia nie kłamią...
Na koniec moje małe:
Moja mała Majeczka© uluru
Rowerowo, zabytkowo, wiosennie...
Niedziela, 3 kwietnia 2011 | dodano: 05.04.2011Kategoria Z Majką, Po parku, Początki, Spacerowo Rower:
Komentarze(7)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Po ciężkim tygodniu nadeszła wyczekana niedziela. Zostałyśmy same z Majką „na gospodarstwie”, więc robiłyśmy co chciałyśmy ;-))
Ponieważ pogoda była cudna i dzień zapowiadał się wyśmienicie postanowiłyśmy wybrać się na spacerek. Oczywiście ja na piechotę a mała bikerka w ramach treningów na swoim małym pomykaczu..
Ubrałyśmy się stosownie do pogody, zapakowałyśmy jedzenie i picie i wyruszyłyśmy. Miałyśmy dwie opcje: jedna prowadziła do lasu, a druga do parku.
Mała bikerka zdecydowała, że ma to być Park, więc skierowałyśmy się w tamtym kierunku.
Już na samym początku trasy Majka stwierdziła, że jest głodna i chce jej się pić i wykorzystała prawie wszystkie Nasze zapasy...
A tak wyglądała:
Po drodze, jak to w niedzielę, mijałyśmy kolejki samochodów zmierzających do Kazimierza Dolnego. Miejscowi wiedza jednak, że w weekendy raczej nie należy się tam „wypuszczać”, gdyż wszędzie tylko turyści i turyści, dlatego My tez z tego nie skorzystałyśmy ;-)
Oto co udało mi się sfocić:
Dzisiaj miałam wenę twórczą na fotografowanie, ale oczywiście, żeby nie było tak pięknie mój aparat „jedynie słusznej firmy” poległ po kilkunastu zdjęciach a reszta obowiązków padła na kalkulator i wybaczcie jeśli jakość niektórych z nim będzie niezadowalająca, chociaż baaaardzo się starałam. Dzisiaj to zresztą przydałoby się jakieś lustro ;-) ehh..czas o tym pomyśleć
Na początku, pokazywany już przeze mnie Pałac Marynki, dzisiaj sfotografowany z bliska. Niestety tylko od przodu, gdyż wejście na „zaplecze” było zamknięte.
Kilka słów z kart historii (notatka ta jest spisana z informacji, już nieco wyblakłej, umieszczonej za jednym z okien Pałacu):
Pałac Marynki został zbudowany w latach 1790-1794 przez inżyniera Joachima Templa wg projektu Christiana Piotra Aignera, jako prezent ślubny dla Marii z Czartoryskich Wirtemberskiej córki Adama i Izabelii z Flemingów.
Napis na fryzie budynku ISTE RERRARUM MIHI PRAETER OMNES ANGULUS RIDET (ze wszystkich zakątków ziemi ten najbardziej się do mnie uśmiecha) jest fragmentem ody Horacego. Został on wybrany przez rozmiłowana w kulturze antycznej właścicielkę.
Dominującym akcentem klasycznej elewacji pałacu jest Korycki portyk wgłębny. Attyka kryjąca dach ożywiona jest festonami.
We wnętrzu, środkowy okrągły salon o bogatej ornamentacji ścian, nakrywała kiedyś kopuła z czworobocznymi kasetonami. Z czasem kopule zamieniono na okrągły pokój na drugim piętrze. Boczne pokoje na parterze, przebudowywane przez użytkowników straciły ozdoby ścian i sufitów jeszcze w XIX wieku. Meble w sali balowej zostały wykonane w 1790 roku w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Właścicielka w pałacu prawie nie zamieszkiwała, zaraz po wybudowaniu został on zdewastowany przez wojska rosyjskie. Po 1800 roku umieszczano tu przeważnie gości.
Od czasu przeniesienia Instytutu Agronomicznego z Marymontu do Puław pałac przeznaczono na pracownie naukowa poszczególnych jego działów.
Od 1965 roku jego użytkownikiem jest Oddział Pszczelnictwa będący częścią Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach. Oddział Pszczelnictwa jest jedynym w Polsce Instytutem resortowym Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej prowadzącym badania z zakresu pszczelnictwa. W skład Oddziału wchodzą cztery zakłady: hodowli pszczół, technologii pasiecznej, zapylania roślin i produktów pszczelich.
A tak oto przedstawia się sam Pałac:
DAWNY WIDOK z drugiej strony
Jaskółki maja tutaj swoja „miejscówkę”:
Obecnie znajduje się tutaj Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach, Odział Pszczelnictwa w Puławach. Za budynkiem Pałacu można było zobaczyć ule. Wiadomo mi, że można tutaj zakupić prawdziwy miód pszczeli.
Wchodząc na teren Parku mijałyśmy nieśmiało rozkwitające dywany z kwiatów.
Dalej ścieżka prowadzi do Głębokiej Drogi z mostkiem zakochanych.
Moja mała bikerka widząc kwiaty postanowiła zsiąść ze swojego rumaka i nazbierać dla mamy mały bukiecik ;-))
Mogę powiedzieć, że na tym etapie aktywna jazda na rowerze dobiegła końca i przez niemalże dalszy ciąg spaceru to mama prowadziła Majową luks torpedę, w pozycji lekko zgiętej...
Od małego chodziło się na spacery do Parku, ale człowiek jakoś nie przywiązywał wagi do tego co mijał po drodze, dlatego postanowiłam to zmienić ;)
Naszym oczom, na lekkim wzniesieniu, ukazał się sarkofag. Położony jest on na terenie tzw. dzikiej promenady. Znajduje się on na niewielkim wzniesieniu u dna wąwozu.
Poświęcony jest pamięci Księcia Augusta Czartoryskiego i Zofii z Sieniawskich. Autorem sarkofagu jest rzymski rzeźbiarz Maksymilian Labourer. Do Puław został przesłany w 1800 roku przez Adama Jerzego Czartryskiego, który w owym czasie pełnił rolę ambasadora rosyjskiego przy królu Sardynii. Wzorowany na odsłoniętym w 1782 r. sarkofagu konsula rzymskiego Lucjusa Corneliusa Scypiona, puławski sarkofag wykonany jest z białego marmuru carraryjskiego.
Dalej oczywiście kolejne zdjęcia ze spaceru.
Starałam się pogodzić rolę fotografa i szkoleniowca jazdy na rowerze. Nawet nieźle mi to szło. Pogoda była piękna toteż dużo ludzi przyszło na spacer, były też rowery, przeróżnych typów i maści..
Kolejnym ciekawym miejscem, odkrytym jakiś czas temu, są Groty Puławskie. Usytuowane są na skarpie nieopodal Świątyni Sybilli.
Stojący tam ołtarz opatrzono napisem: "O BOŻE W TOBIE NADZIEJA". Przed z jednym wyjść wybudowano niewielki kryty strzechą tzw. domek rybaka, w którym mieszkał pustelnik "modlący się w kaplicy i karmiący łabędzie pływające po łasze".
Do dzisiaj groty są w niezmienionym stanie, istnieją liczne korytarze o łącznej długości około 140 metrów, a także kilka komór, z czego jedna ma wysokość ponad 6 metrów. Nie ocalał natomiast „domek rybaka”.
Spacerując, jeżdżąc na rowerze i robiąc zdjęcia oczywiście nie obeszło się bez strat na zdrowiu. Moja mała, kiedy robiłam zdjęcia przy grocie, postanowiła dotrzymać mii towarzystwa, a że wejście jest na niewielkim wzniesieniu, to koniecznie musiała się po nim wdrapać. No i okazał się, że rosły tam pokrzywy, pomijając wystające krzaki. Po chwili był już tylko płacz i wielki lament, że ręce pieką, szczypią i w ogóle to jest źle i niedobrze. Rzeczywiście na dłoniach pojawiły się małe bąbelki.
No nic jakoś trzeba było załagodzić sytuację ;-) dlatego też nosiłam na rękach, głaskałam, zagadywałam, ale udało się dopiero kiedy poszłyśmy w stronę Parku, której Majka jeszcze nie widziała. Otóż u podnóża schodów, które niejednokrotnie Wam pokazałam, znajduje się tzw. dolny ogród.
Tam wśród drzew, a teraz za ogrodzeniem, znajduje się Domek Chiński zwany także Altaną Chińską .
Jedynymi informacjami jakie znalazłam są, takie, iż jest to budowla ogrodowa wzorowana na chińskiej pagodzie. Przyjmowano tutaj najprawdopodobniej gości i stanowi bodaj jedyną pozostałość po dawnym ogrodzie francuskim.
Tutaj też spotkałyśmy wiewiórkę na drzewie, ale niestety kalkulator nie ma super zoomu więc mogłyśmy ja tylko popodziwiać jak hasała po drzewie..
Dalej skierowałyśmy się na mostek na Łasze Wiślanej, prowadzący na druga stronę Parku.
Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że ta część jest zaniedbana, szczególnie można napotkać na śmieci w ilościach nieprzystających na tak piękne miejsce. Dlatego następne dwa zdjęcia są biało-czarne ;-)
Pogoda dopisywała, ale moja mała powoli zaczynała odczuwać zmęczenie dlatego zaczęłyśmy kierować się w stronę domu. Oczywiście stałym punktem programu jest wchodzenie po schodach. Są to Schody Tarasowe, zwane też rampowymi. Biegną licznymi zakosami, stromo do góry. Spełniają one nie tylko rolę komunikacyjna, ale też wzmacniającą skarpę.
A tak prezentuje się Pałac z dolnego ogrodu:
Kiedy pokonałyśmy schody naszym oczom ukazała się część Ogrodu znajdująca się za Pałacem. O jego historii i nie tylko możecie poczytać
TUTAJ
Park Czartoryskich to niezwykła skarbnica historii, ale tez miejsce w którym można pospacerować, odciąć się od codzienności, odpocząć, poczuć piękno, nie tylko zabytków, ale też natury i korzystać z tego dowoli.
Ulegając błaganiom moje kruszynki o powrót do domu, na koniec chciałam Wam przedstawić majestatyczną Świątynię Sybilli
Na koniec słit focia, tym razem nie moja:
Na tym jednak nie kończy się zwiedzanie Parku Czartoryskich. Jest jeszcze kilka obiektów i miejsc, które chciałabym Wam pokazać, bo naprawdę warto
Po takim spacerze i odkrywaniu Parku Czartoryskich na nowo, mogę z dumą napisać, że Puławy mają piękny Park, bogaty w historię, do którego wszystkich bardzo gorąco zapraszam, jak i do samych Puław ;-))) jest co zwiedzać, gdzie odpocząć, dobrze zjeść...no i oczywiście pojeździć rowerem ))
Oto co znalazłam w necie:
Wyrosłaby nadzieja odzyskania
sławy,
Gdyby można po całym kraju siać
Puławy.
Fr. Kniaźnin.
Cytat pochodzi STĄD
Spacer wyjątkowo udany i owocny w zdjęcia. Czekam, aż będzie cieplej i wszystko się zazieleni i rozkwitnie a wtedy Park wygląda jeszcze piękniej ;-)) czym nie omieszkam się z Wami podzielić.
Mała bikerka w drodze powrotnej jednak postanowiła dosiąść swego rumaka i z „bananowymi” uśmiechami dotarłyśmy do domu.
Ponieważ pogoda była cudna i dzień zapowiadał się wyśmienicie postanowiłyśmy wybrać się na spacerek. Oczywiście ja na piechotę a mała bikerka w ramach treningów na swoim małym pomykaczu..
Ubrałyśmy się stosownie do pogody, zapakowałyśmy jedzenie i picie i wyruszyłyśmy. Miałyśmy dwie opcje: jedna prowadziła do lasu, a druga do parku.
Mała bikerka zdecydowała, że ma to być Park, więc skierowałyśmy się w tamtym kierunku.
Już na samym początku trasy Majka stwierdziła, że jest głodna i chce jej się pić i wykorzystała prawie wszystkie Nasze zapasy...
A tak wyglądała:
Zaraz Was rozjadę :-))) hehe© uluru
Na ulicy Tokarskiej...© uluru
Jedna z głównych ulic na Włostowicach - ulica Kilińskiego© uluru
Tyle jest ode mnie z osiedla do Kazimierza Dolnego© uluru
Po drodze, jak to w niedzielę, mijałyśmy kolejki samochodów zmierzających do Kazimierza Dolnego. Miejscowi wiedza jednak, że w weekendy raczej nie należy się tam „wypuszczać”, gdyż wszędzie tylko turyści i turyści, dlatego My tez z tego nie skorzystałyśmy ;-)
Oto co udało mi się sfocić:
Rozjazd na Włostowice i na drogę w kierunku Kazimierza© uluru
Stamtad w każdy weekend "płyną" turyści© uluru
Takich bylło więcej i jeszcze bardziej imponujące..© uluru
Dzisiaj miałam wenę twórczą na fotografowanie, ale oczywiście, żeby nie było tak pięknie mój aparat „jedynie słusznej firmy” poległ po kilkunastu zdjęciach a reszta obowiązków padła na kalkulator i wybaczcie jeśli jakość niektórych z nim będzie niezadowalająca, chociaż baaaardzo się starałam. Dzisiaj to zresztą przydałoby się jakieś lustro ;-) ehh..czas o tym pomyśleć
Na początku, pokazywany już przeze mnie Pałac Marynki, dzisiaj sfotografowany z bliska. Niestety tylko od przodu, gdyż wejście na „zaplecze” było zamknięte.
Pałac Marynki© uluru
Tajemniczy napis wysoko nad wejściem do Pałacu© uluru
Kilka słów z kart historii (notatka ta jest spisana z informacji, już nieco wyblakłej, umieszczonej za jednym z okien Pałacu):
Pałac Marynki został zbudowany w latach 1790-1794 przez inżyniera Joachima Templa wg projektu Christiana Piotra Aignera, jako prezent ślubny dla Marii z Czartoryskich Wirtemberskiej córki Adama i Izabelii z Flemingów.
Napis na fryzie budynku ISTE RERRARUM MIHI PRAETER OMNES ANGULUS RIDET (ze wszystkich zakątków ziemi ten najbardziej się do mnie uśmiecha) jest fragmentem ody Horacego. Został on wybrany przez rozmiłowana w kulturze antycznej właścicielkę.
Dominującym akcentem klasycznej elewacji pałacu jest Korycki portyk wgłębny. Attyka kryjąca dach ożywiona jest festonami.
We wnętrzu, środkowy okrągły salon o bogatej ornamentacji ścian, nakrywała kiedyś kopuła z czworobocznymi kasetonami. Z czasem kopule zamieniono na okrągły pokój na drugim piętrze. Boczne pokoje na parterze, przebudowywane przez użytkowników straciły ozdoby ścian i sufitów jeszcze w XIX wieku. Meble w sali balowej zostały wykonane w 1790 roku w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Właścicielka w pałacu prawie nie zamieszkiwała, zaraz po wybudowaniu został on zdewastowany przez wojska rosyjskie. Po 1800 roku umieszczano tu przeważnie gości.
Od czasu przeniesienia Instytutu Agronomicznego z Marymontu do Puław pałac przeznaczono na pracownie naukowa poszczególnych jego działów.
Od 1965 roku jego użytkownikiem jest Oddział Pszczelnictwa będący częścią Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach. Oddział Pszczelnictwa jest jedynym w Polsce Instytutem resortowym Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej prowadzącym badania z zakresu pszczelnictwa. W skład Oddziału wchodzą cztery zakłady: hodowli pszczół, technologii pasiecznej, zapylania roślin i produktów pszczelich.
A tak oto przedstawia się sam Pałac:
DAWNY WIDOK z drugiej strony
Jaskółki maja tutaj swoja „miejscówkę”:
Gniazda Jaskółek© uluru
Obecnie znajduje się tutaj Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach, Odział Pszczelnictwa w Puławach. Za budynkiem Pałacu można było zobaczyć ule. Wiadomo mi, że można tutaj zakupić prawdziwy miód pszczeli.
Tablica informacyjna ku wiadomosci wszystkich© uluru
Za Pałacem stało kilka uli pszczelich© uluru
Wchodząc na teren Parku mijałyśmy nieśmiało rozkwitające dywany z kwiatów.
Kwiaty bardzo nieśmiało zaczynają kwitnąć© uluru
Dalej ścieżka prowadzi do Głębokiej Drogi z mostkiem zakochanych.
Nieco podniszczony i zaniedbany mostek zakochanychPa© uluru
Małe wyzwanie - podjazd na mostek© uluru
Lubie te aparkowe klimaty z Łachą w tle© uluru
Moja mała bikerka widząc kwiaty postanowiła zsiąść ze swojego rumaka i nazbierać dla mamy mały bukiecik ;-))
Co chwila przerwa by pozwać do zdjęcia..a może to modelka a nie bikerka :-)© uluru
Kwiatki, bratki i stokrotki...to później, a tymczasem zrywała wszystko co sie da..© uluru
Mogę powiedzieć, że na tym etapie aktywna jazda na rowerze dobiegła końca i przez niemalże dalszy ciąg spaceru to mama prowadziła Majową luks torpedę, w pozycji lekko zgiętej...
Od małego chodziło się na spacery do Parku, ale człowiek jakoś nie przywiązywał wagi do tego co mijał po drodze, dlatego postanowiłam to zmienić ;)
Naszym oczom, na lekkim wzniesieniu, ukazał się sarkofag. Położony jest on na terenie tzw. dzikiej promenady. Znajduje się on na niewielkim wzniesieniu u dna wąwozu.
Sarkofag w Parku© uluru
Poświęcony jest pamięci Księcia Augusta Czartoryskiego i Zofii z Sieniawskich. Autorem sarkofagu jest rzymski rzeźbiarz Maksymilian Labourer. Do Puław został przesłany w 1800 roku przez Adama Jerzego Czartryskiego, który w owym czasie pełnił rolę ambasadora rosyjskiego przy królu Sardynii. Wzorowany na odsłoniętym w 1782 r. sarkofagu konsula rzymskiego Lucjusa Corneliusa Scypiona, puławski sarkofag wykonany jest z białego marmuru carraryjskiego.
Tablica z informacją o Sarkofagu© uluru
Dalej oczywiście kolejne zdjęcia ze spaceru.
Dywan z kwiatów© uluru
Natura z bliska© uluru
Starałam się pogodzić rolę fotografa i szkoleniowca jazdy na rowerze. Nawet nieźle mi to szło. Pogoda była piękna toteż dużo ludzi przyszło na spacer, były też rowery, przeróżnych typów i maści..
Kolejnym ciekawym miejscem, odkrytym jakiś czas temu, są Groty Puławskie. Usytuowane są na skarpie nieopodal Świątyni Sybilli.
Tajemnicze Groty Puławskie© uluru
Wejście do Groty...ciekawe czemu takie krzywe...© uluru
Stojący tam ołtarz opatrzono napisem: "O BOŻE W TOBIE NADZIEJA". Przed z jednym wyjść wybudowano niewielki kryty strzechą tzw. domek rybaka, w którym mieszkał pustelnik "modlący się w kaplicy i karmiący łabędzie pływające po łasze".
Do dzisiaj groty są w niezmienionym stanie, istnieją liczne korytarze o łącznej długości około 140 metrów, a także kilka komór, z czego jedna ma wysokość ponad 6 metrów. Nie ocalał natomiast „domek rybaka”.
Spacerując, jeżdżąc na rowerze i robiąc zdjęcia oczywiście nie obeszło się bez strat na zdrowiu. Moja mała, kiedy robiłam zdjęcia przy grocie, postanowiła dotrzymać mii towarzystwa, a że wejście jest na niewielkim wzniesieniu, to koniecznie musiała się po nim wdrapać. No i okazał się, że rosły tam pokrzywy, pomijając wystające krzaki. Po chwili był już tylko płacz i wielki lament, że ręce pieką, szczypią i w ogóle to jest źle i niedobrze. Rzeczywiście na dłoniach pojawiły się małe bąbelki.
No nic jakoś trzeba było załagodzić sytuację ;-) dlatego też nosiłam na rękach, głaskałam, zagadywałam, ale udało się dopiero kiedy poszłyśmy w stronę Parku, której Majka jeszcze nie widziała. Otóż u podnóża schodów, które niejednokrotnie Wam pokazałam, znajduje się tzw. dolny ogród.
Ściezka w parku dolnym ku Altanie Chińskiej© uluru
Tam wśród drzew, a teraz za ogrodzeniem, znajduje się Domek Chiński zwany także Altaną Chińską .
Jedynymi informacjami jakie znalazłam są, takie, iż jest to budowla ogrodowa wzorowana na chińskiej pagodzie. Przyjmowano tutaj najprawdopodobniej gości i stanowi bodaj jedyną pozostałość po dawnym ogrodzie francuskim.
Altana Chińska zwana Domkiem Chińskim© uluru
Tutaj też spotkałyśmy wiewiórkę na drzewie, ale niestety kalkulator nie ma super zoomu więc mogłyśmy ja tylko popodziwiać jak hasała po drzewie..
Dalej skierowałyśmy się na mostek na Łasze Wiślanej, prowadzący na druga stronę Parku.
Łacha Wislana z mostku...nieźle wiało© uluru
Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że ta część jest zaniedbana, szczególnie można napotkać na śmieci w ilościach nieprzystających na tak piękne miejsce. Dlatego następne dwa zdjęcia są biało-czarne ;-)
Gdzies w oddali jakaś droga...© uluru
Po drugiej stronie mostku..ciąg dalszy Łachy albo jej początek© uluru
Pogoda dopisywała, ale moja mała powoli zaczynała odczuwać zmęczenie dlatego zaczęłyśmy kierować się w stronę domu. Oczywiście stałym punktem programu jest wchodzenie po schodach. Są to Schody Tarasowe, zwane też rampowymi. Biegną licznymi zakosami, stromo do góry. Spełniają one nie tylko rolę komunikacyjna, ale też wzmacniającą skarpę.
A tak prezentuje się Pałac z dolnego ogrodu:
Osada Pałacowa z parku dolnego© uluru
Pięknych widoków nie ma końca© uluru
Okazała Osada Pałacowa© uluru
Kiedy pokonałyśmy schody naszym oczom ukazała się część Ogrodu znajdująca się za Pałacem. O jego historii i nie tylko możecie poczytać
TUTAJ
Widok ze schodów tarasowych na dolną część parku© uluru
Ogród się zieleni© uluru
Pałac od strony Ogrodu© uluru
Tu można sobie odpocząć i zapomnieć o całym świecie...© uluru
Mała bikerka na swym rumaku ;-)© uluru
Park Czartoryskich to niezwykła skarbnica historii, ale tez miejsce w którym można pospacerować, odciąć się od codzienności, odpocząć, poczuć piękno, nie tylko zabytków, ale też natury i korzystać z tego dowoli.
Ulegając błaganiom moje kruszynki o powrót do domu, na koniec chciałam Wam przedstawić majestatyczną Świątynię Sybilli
Widok na Świątynię Sybilli z dolnej części parku© uluru
Świątynia Sybilli z dwoma lwami przed wejściem© uluru
Niestety ktoś Nam wlazł w kadr..i nie chciał z niego wyjść© uluru
Na koniec słit focia, tym razem nie moja:
Oto ja...mała bikerka :) albo modelka, kto wie...© uluru
Na tym jednak nie kończy się zwiedzanie Parku Czartoryskich. Jest jeszcze kilka obiektów i miejsc, które chciałabym Wam pokazać, bo naprawdę warto
Po takim spacerze i odkrywaniu Parku Czartoryskich na nowo, mogę z dumą napisać, że Puławy mają piękny Park, bogaty w historię, do którego wszystkich bardzo gorąco zapraszam, jak i do samych Puław ;-))) jest co zwiedzać, gdzie odpocząć, dobrze zjeść...no i oczywiście pojeździć rowerem ))
Oto co znalazłam w necie:
Wyrosłaby nadzieja odzyskania
sławy,
Gdyby można po całym kraju siać
Puławy.
Fr. Kniaźnin.
Cytat pochodzi STĄD
Spacer wyjątkowo udany i owocny w zdjęcia. Czekam, aż będzie cieplej i wszystko się zazieleni i rozkwitnie a wtedy Park wygląda jeszcze piękniej ;-)) czym nie omieszkam się z Wami podzielić.
Mała bikerka w drodze powrotnej jednak postanowiła dosiąść swego rumaka i z „bananowymi” uśmiechami dotarłyśmy do domu.
Demotywator i bliskie spotkania z autobusem miejskim :-(
Komentarze(19) 11.70 km (0.00 km teren), czas: 00:40 h, avg:17.55 km/h, prędkość maks: 24.70 km/hTemperatura:10.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Właściwie to nie wiem od czego zacząć..
Ręce mnie się jeszcze trzęsą, ale jestem cała i zdrowa ;) na szczęście
Może od początku.
Otóż bateria w moim śliczniusim liczniku wzięła i zastrajkowała, więc ruszyłam do sklepu zakupić taka samą. Po południu planowałam wyjść na małe pedałowanie. Tak niestety okazało się, że jak zwykle domowe obowiązki są priorytetem. Tak więc szybko się z nimi uporałam i wyleciałam z domu jak strzała.
Ale zanim do tego doszło, to niestety choć baterii taka sama to jednak nie taka sama, bo mniejsza rozmiarowo, ktoś by w to uwierzył? Hmm..Pan który mi ją sprzedawał, a pokazałam mu jaka potrzebuję, powiedział, że to taka sama, a jednak..
Cóż włożyłam ją i odpaliłam moje cudeńko. Tata w tym czasie pucował samochodzik swój przed dalekobieżna podróżą i stwierdził, że na jego miejscu on by nie pojechał, bo wieje bardzo i idą straszne chmury. No tak ale Ania wie swoje, i pojechała. Jak zawsze tylko na godzinkę ;-))
Pojechała i zaraz się okazało, że jednak bateria czuła na wstrząsy i licznik się wziął i wyłączył :-( No rzesz k.....
Więc już od początku brak cyferek działał mocno demotywująco i jako/s ochota mi odeszła..
Dzisiaj pojechałam przez osiedle ulica Norblina, potem Kaznowskiego i w Skowieszyńską. A oto i widoki
Potem pojechałam pod górę do ulicy Lubelskiej, gdzie skierowałam się na Plac koło Urzędu Miasta. Kiedy powróciłam do Puław w czerwcu 2010 roku byłam bardzo mile zaskoczona tym, że Puławy, choć nie maja Starego Miasta czy Rynku, mają za to ładny plac z fajna fontanną.
A tak wygląda wieczorem
Postałam chwilkę i poleciałam dalej. Demotywator był bardzo silny i ta dzisiejsza jazda jakoś mnie nie szła, ale cóż..
Jechałam dalej ulicą Centralną, dalej Piłsudskiego i Czartoryskich. Tam postanowiłam zrobić focie figurze, którą zawsze oglądałam jak byłam mała. Przedstawia ona Matkę z dzieckiem. Więcej nic nie wiem..
Postanowiłam podjechać do bramy Parku Czartoryskich by pokazać Wam jak wygląda osada pałacowa wieczorkiem. Nie wchodziłam na teren Parku, bo z tego co wiem o tej porze, czyli po 18, nie można wchodzić. Okazało się, że jest inaczej, ale nieważne..
Kiedy tak stałam sobie na przejściu dla pieszych jakiś trzech łepków podchodziło zbliżało się w moim kierunku i coś się śmiali i wykonywali takie gesty jakby mnie chcieli przestraszyć, ze mi rower zabiorą. Nie zrobili tego..
Stanęłam na uliczce do Parku i oto co ujrzałam
Następnym razem wjadę na teren Parku i zrobię zdjęcie z bliska :-)
Dalej pomknęłam przez skwerek, bo nade mną były chmary wron siedzących na drzewach i nie chciałam zostać obdarowana kałomoczem..
I tak sobie spokojnie jechałam w kierunku Galerii Zielonej, żeby skierować się ulicą Kazimierska do domciu.
Niestety muszę napisać, że na skrzyżowaniu tuż przy Galerii otarłam się o...
A to było tak
Miałam zielone światło, więc jadę. Niestety mój błąd, że nie zeszłam z roweru i go nie przeprowadziłam, tylko zaczęłam wjeżdżać na pasy. Ba mało tego w tym samym czasie zaczął na nie wjeżdżać autobus komunikacji miejskiej, akurat skręcał i tez miał zielone. Myślałam tylko, ze szanowny Pan kierowca widzi mnie i się zatrzyma..niestety on nic a ja jadę. W zasadzie to wyglądało tak, że ja dojeżdżając do pasów widziałam go i wyglądało jakby sie miał zatrzymać, ale on nie miał takiego zamiaru i wjechał dupek na pasy a ja nagle wylądowałam jakieś może 50 cm od jego przednich kół :-((((((
O masakra, całe szczęście, że miałam gdzie uciec, skręciłam mocno kierownicę i zdążyłam wjechać na chodnik. A ten dupek jeszcze na mnie trąbił i to dwa razy..
Na szczęście nic mi się nie stało i chociaż nie mam kasku, to i tak pewnie w innej sytuacji nic by z niego nie zostało. Ze mnie zresztą też.
Czułam się tragicznie, w jednej chwili gdy ten napierniczał na mnie widziałam całe swoje życie i jedna tylko myśl. że zaraz mnie nie będzie...
Ledwo dojechałam do domu, łapy mi się trzęsły a serce napierniczało jak nigdy. Bolało mnie całe ciało, ze stresu. Przecież on by mnie tam zmiótł. No rzesz...
Pomyślałam, że już nie wsiądę na rower, albo że nie będę jeździć do miasta, ale wiem, ze to nic nie da. Mam tez nauczkę dla siebie, że trzeba przeprowadzać rower a nie sobie przejeżdżać przez pasy. Wiem, takie są przepisy, pamiętam je z kursu prawa jazdy, bo jestem młodym kierowcą :-))
Przystanęłam na chwile by odetchnąć.
Potem już tylko powrót do domu, a tam miły akcent na zakończenie..
Pomysł zdjęcia podpatrzony u kolegi DaDasika ;-))
Dzisiejsze wnioski i postanowienia:
Nie ufać nikomu na drodze
Kupić kask
Zawsze przeprowadzać rower przez przejście
Ręce mnie się jeszcze trzęsą, ale jestem cała i zdrowa ;) na szczęście
Może od początku.
Otóż bateria w moim śliczniusim liczniku wzięła i zastrajkowała, więc ruszyłam do sklepu zakupić taka samą. Po południu planowałam wyjść na małe pedałowanie. Tak niestety okazało się, że jak zwykle domowe obowiązki są priorytetem. Tak więc szybko się z nimi uporałam i wyleciałam z domu jak strzała.
Ale zanim do tego doszło, to niestety choć baterii taka sama to jednak nie taka sama, bo mniejsza rozmiarowo, ktoś by w to uwierzył? Hmm..Pan który mi ją sprzedawał, a pokazałam mu jaka potrzebuję, powiedział, że to taka sama, a jednak..
Cóż włożyłam ją i odpaliłam moje cudeńko. Tata w tym czasie pucował samochodzik swój przed dalekobieżna podróżą i stwierdził, że na jego miejscu on by nie pojechał, bo wieje bardzo i idą straszne chmury. No tak ale Ania wie swoje, i pojechała. Jak zawsze tylko na godzinkę ;-))
Pojechała i zaraz się okazało, że jednak bateria czuła na wstrząsy i licznik się wziął i wyłączył :-( No rzesz k.....
Więc już od początku brak cyferek działał mocno demotywująco i jako/s ochota mi odeszła..
Dzisiaj pojechałam przez osiedle ulica Norblina, potem Kaznowskiego i w Skowieszyńską. A oto i widoki
W oddali osiedle Górna Niwa..© uluru
Ulica Skowieszyńska i nowo postawione światła© uluru
Potem pojechałam pod górę do ulicy Lubelskiej, gdzie skierowałam się na Plac koło Urzędu Miasta. Kiedy powróciłam do Puław w czerwcu 2010 roku byłam bardzo mile zaskoczona tym, że Puławy, choć nie maja Starego Miasta czy Rynku, mają za to ładny plac z fajna fontanną.
A tak wygląda wieczorem
Plac po UM z widokiem na fontanne i cos bliżej nieokreślonego..© uluru
Widok na Puławski Ośrodek Kultury - Dom Chemika a raczej na Kawiarnię SMOK© uluru
Tu można odpocząć..albo pójść na Pocztę wysłać list :-)© uluru
Moja piękność z innej perspektywy..© uluru
Postałam chwilkę i poleciałam dalej. Demotywator był bardzo silny i ta dzisiejsza jazda jakoś mnie nie szła, ale cóż..
Jechałam dalej ulicą Centralną, dalej Piłsudskiego i Czartoryskich. Tam postanowiłam zrobić focie figurze, którą zawsze oglądałam jak byłam mała. Przedstawia ona Matkę z dzieckiem. Więcej nic nie wiem..
Figurka matki z dzieckiem na Skwerku© uluru
Postanowiłam podjechać do bramy Parku Czartoryskich by pokazać Wam jak wygląda osada pałacowa wieczorkiem. Nie wchodziłam na teren Parku, bo z tego co wiem o tej porze, czyli po 18, nie można wchodzić. Okazało się, że jest inaczej, ale nieważne..
Kiedy tak stałam sobie na przejściu dla pieszych jakiś trzech łepków podchodziło zbliżało się w moim kierunku i coś się śmiali i wykonywali takie gesty jakby mnie chcieli przestraszyć, ze mi rower zabiorą. Nie zrobili tego..
Stanęłam na uliczce do Parku i oto co ujrzałam
Oświetlony Park Czartoryskich© uluru
Trochę bliżej..pięknie© uluru
Następnym razem wjadę na teren Parku i zrobię zdjęcie z bliska :-)
Dalej pomknęłam przez skwerek, bo nade mną były chmary wron siedzących na drzewach i nie chciałam zostać obdarowana kałomoczem..
I tak sobie spokojnie jechałam w kierunku Galerii Zielonej, żeby skierować się ulicą Kazimierska do domciu.
Niestety muszę napisać, że na skrzyżowaniu tuż przy Galerii otarłam się o...
A to było tak
Miałam zielone światło, więc jadę. Niestety mój błąd, że nie zeszłam z roweru i go nie przeprowadziłam, tylko zaczęłam wjeżdżać na pasy. Ba mało tego w tym samym czasie zaczął na nie wjeżdżać autobus komunikacji miejskiej, akurat skręcał i tez miał zielone. Myślałam tylko, ze szanowny Pan kierowca widzi mnie i się zatrzyma..niestety on nic a ja jadę. W zasadzie to wyglądało tak, że ja dojeżdżając do pasów widziałam go i wyglądało jakby sie miał zatrzymać, ale on nie miał takiego zamiaru i wjechał dupek na pasy a ja nagle wylądowałam jakieś może 50 cm od jego przednich kół :-((((((
O masakra, całe szczęście, że miałam gdzie uciec, skręciłam mocno kierownicę i zdążyłam wjechać na chodnik. A ten dupek jeszcze na mnie trąbił i to dwa razy..
Na szczęście nic mi się nie stało i chociaż nie mam kasku, to i tak pewnie w innej sytuacji nic by z niego nie zostało. Ze mnie zresztą też.
Czułam się tragicznie, w jednej chwili gdy ten napierniczał na mnie widziałam całe swoje życie i jedna tylko myśl. że zaraz mnie nie będzie...
Ledwo dojechałam do domu, łapy mi się trzęsły a serce napierniczało jak nigdy. Bolało mnie całe ciało, ze stresu. Przecież on by mnie tam zmiótł. No rzesz...
Pomyślałam, że już nie wsiądę na rower, albo że nie będę jeździć do miasta, ale wiem, ze to nic nie da. Mam tez nauczkę dla siebie, że trzeba przeprowadzać rower a nie sobie przejeżdżać przez pasy. Wiem, takie są przepisy, pamiętam je z kursu prawa jazdy, bo jestem młodym kierowcą :-))
Przystanęłam na chwile by odetchnąć.
Oświetlony wieczorową porą Pałac Marynki© uluru
Potem już tylko powrót do domu, a tam miły akcent na zakończenie..
Moja mała modelka :-)))© uluru
Pomysł zdjęcia podpatrzony u kolegi DaDasika ;-))
Bikerki dwie przed lustrem :-)© uluru
Takie tam przed lustrem..© uluru
Dzisiejsze wnioski i postanowienia:
Nie ufać nikomu na drodze
Kupić kask
Zawsze przeprowadzać rower przez przejście
Małe coś wieczorową porą ;)
Komentarze(13) 12.96 km (0.00 km teren), czas: 00:45 h, avg:17.28 km/h, prędkość maks: 25.75 km/hTemperatura:12.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj jak zwykle po domowych obowiązkach musiałam posadzić swój tyłek na siodełko..
No i wyleciałam, ale o mały włos zapomniałabym przedniego oświetlenia, a mając w pamięci kolegę Marka, wolałam nie spotkać się Panami w niebieskich ubrankach i dostać papier ;-)
tak więc czym prędzej wróciłam się do domu, chociaż wyznaje zasadę, że nie wolno się wracać, bo to przynosi pecha. Ale co tam usiadłam na parę sekund i już mnie nie było. Zdążyłam strzelić fotka kwiatkom jakie rosną u Nas w ogródku, a raczej nieśsmiało zaczynają wychodzić spod ziemi.
Trasa beż ciśnień, bo to miał być lajcik a nie gonitwa z czasem.
P.S. nie wiem, czy wszyscy kojarzą, ale w sobotę zmieniamy czas na letni, co oznacza dłuższe wieczorne pedałowanie przy naturalnym świetle dnia a nie latarni ;-]
Pojechałam najpierw ulicą Kazimierska do miasta, potem w kierunku dworca PKP, czyli Aleja Partyzantów. Minęłam dawne Liceum im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, mojego szanownego Braciszka. Kiedyś, za czasów kiedy chodził tam ów Brat, miało renomę najlepszego. Teraz jest już inaczej, niestety..bo Liceum a właściwie sam budynek robi wrażenie.
Potem dojeżdżając do PKP, zrobiłam małe kółeczko i zawróciłam w kierunku ulicy Wróblewskiego, co oczywiście większości nic nie powie. Przejeżdżałam koło Puławskiej Hali Sportowej, ale jakoś tak za późno się zorientowałam i nie zrobiłam zdjęcia..ale nadrobię to niedługo
Za to przedstawiam Wam jedno z rond jakie Nam wybudowali. Nawet po drugiej stronie jest ścieżka rowerowa, co prawda, niezbyt długi jest odcinek ale zawsze to coś ;-)
Dalej podobnie jak ostatnio koło Szkoły Podstawowej nr 6 - moja dawna podstawówka - a potem miałam chętkę na TESCO, czyli śladami Kamila, ale jednak pojechałam zobaczyć jak prezentuje się wieczorowa pora Bulwar. No i o tej porze jest jeszcze bardziej cudownie niż w dzień. Dopiero w zeszłym roku w wakacje ktoś pokazał mi to magiczne miejsce i zakochałam się w nim. Dobrze się tu siedzi i odpoczywa, albo słucha muzy, czyta książki, czy pisze pamiętniki..
Tu jest jakaś magia ;-)))
W drodze do i z powrotem jadąc na Bulwar, mijam pewien budynek. Słyszałam, że ma tam powstać Browar Puławski ;-) Czy to prawda? Nie wiem, muszę się wywiedzieć coś więcej na temat tego obiektu. A oto i on:
Dalej droga powrotna przez miasto, w kierunku Parku Czartoryskich, który mijam wracają do domu...
Dzisiaj przyglądałam się rowerzystom oświetlonym i tym co ich nie widać. Panowie w niebieskich ubrankach mieliby dużo mandatów do wypisywania..hehehe
Na koniec fotka miejsca, które w Puławach jest potocznie nazywane "Skwerkiem" i zupełnie nie wiem dlaczego, ale tak jest od zawsze.
Powrót straight forward ulicą Kazimierską do domciu. Na chodnikach pustki, wiec się można było trochę rozpędzić ;-)
Cóż mogę dodać..było super :}))
No i wyleciałam, ale o mały włos zapomniałabym przedniego oświetlenia, a mając w pamięci kolegę Marka, wolałam nie spotkać się Panami w niebieskich ubrankach i dostać papier ;-)
tak więc czym prędzej wróciłam się do domu, chociaż wyznaje zasadę, że nie wolno się wracać, bo to przynosi pecha. Ale co tam usiadłam na parę sekund i już mnie nie było. Zdążyłam strzelić fotka kwiatkom jakie rosną u Nas w ogródku, a raczej nieśsmiało zaczynają wychodzić spod ziemi.
Wiosna ;-)))© uluru
Trasa beż ciśnień, bo to miał być lajcik a nie gonitwa z czasem.
P.S. nie wiem, czy wszyscy kojarzą, ale w sobotę zmieniamy czas na letni, co oznacza dłuższe wieczorne pedałowanie przy naturalnym świetle dnia a nie latarni ;-]
Pojechałam najpierw ulicą Kazimierska do miasta, potem w kierunku dworca PKP, czyli Aleja Partyzantów. Minęłam dawne Liceum im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, mojego szanownego Braciszka. Kiedyś, za czasów kiedy chodził tam ów Brat, miało renomę najlepszego. Teraz jest już inaczej, niestety..bo Liceum a właściwie sam budynek robi wrażenie.
NIegdyś najlepsze Liceum Ogólnokształcące w Puławach© uluru
Potem dojeżdżając do PKP, zrobiłam małe kółeczko i zawróciłam w kierunku ulicy Wróblewskiego, co oczywiście większości nic nie powie. Przejeżdżałam koło Puławskiej Hali Sportowej, ale jakoś tak za późno się zorientowałam i nie zrobiłam zdjęcia..ale nadrobię to niedługo
Za to przedstawiam Wam jedno z rond jakie Nam wybudowali. Nawet po drugiej stronie jest ścieżka rowerowa, co prawda, niezbyt długi jest odcinek ale zawsze to coś ;-)
A oto i rondo w pięknym mieście Puławy..© uluru
Dalej podobnie jak ostatnio koło Szkoły Podstawowej nr 6 - moja dawna podstawówka - a potem miałam chętkę na TESCO, czyli śladami Kamila, ale jednak pojechałam zobaczyć jak prezentuje się wieczorowa pora Bulwar. No i o tej porze jest jeszcze bardziej cudownie niż w dzień. Dopiero w zeszłym roku w wakacje ktoś pokazał mi to magiczne miejsce i zakochałam się w nim. Dobrze się tu siedzi i odpoczywa, albo słucha muzy, czyta książki, czy pisze pamiętniki..
Tu jest jakaś magia ;-)))
My favourite place© uluru
Moje magiczne miejsce wieczorową porą© uluru
Tam jest magiczny klimat...© uluru
W drodze do i z powrotem jadąc na Bulwar, mijam pewien budynek. Słyszałam, że ma tam powstać Browar Puławski ;-) Czy to prawda? Nie wiem, muszę się wywiedzieć coś więcej na temat tego obiektu. A oto i on:
Tu podobno ma być Puławski Browar ;-)© uluru
Dalsza część Browaru© uluru
Dalej droga powrotna przez miasto, w kierunku Parku Czartoryskich, który mijam wracają do domu...
Dzisiaj przyglądałam się rowerzystom oświetlonym i tym co ich nie widać. Panowie w niebieskich ubrankach mieliby dużo mandatów do wypisywania..hehehe
Na koniec fotka miejsca, które w Puławach jest potocznie nazywane "Skwerkiem" i zupełnie nie wiem dlaczego, ale tak jest od zawsze.
Wieczorne pustki na tzw. "skwerku"© uluru
Powrót straight forward ulicą Kazimierską do domciu. Na chodnikach pustki, wiec się można było trochę rozpędzić ;-)
Cóż mogę dodać..było super :}))
Nie ma to jak pomocna dłoń starszego Brata...
Komentarze(8) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Otóż to, Starszy Brat przyjechał z dziewczynami swemi na weekend w związku z rodzinną uroczystością..ale nie o tym ;-D
Otóż pokazałam bratu moją ślicznotkę Juliette. Bratu podobała się i od razu postanowiliśmy poprawić ten nieszczęsny kabelek od licznika. Opracowywaliśmy różne opcje i się udało.
Pomysłowość brata i zręczne ręce a raczej palce siostry dały efekt. Oto on:
Myślę, że teraz wygląda to dobrze ;-) jeszcze tylko przewody..ale chwilowo poczekam .;D
Otóż pokazałam bratu moją ślicznotkę Juliette. Bratu podobała się i od razu postanowiliśmy poprawić ten nieszczęsny kabelek od licznika. Opracowywaliśmy różne opcje i się udało.
Pomysłowość brata i zręczne ręce a raczej palce siostry dały efekt. Oto on:
Kabelki ponownie© uluru
Od przodu..© uluru
Widok z góry© uluru
Z innego ujęcia© uluru
Zbliżenie© uluru
Myślę, że teraz wygląda to dobrze ;-) jeszcze tylko przewody..ale chwilowo poczekam .;D