Blondynka na rowerze...blog rowerowy

avatar uluru
Puławy

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

JULIET 40-V 2854 km
Stacjonarny 14 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uluru.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:2051.63 km (w terenie 297.83 km; 14.52%)
Czas w ruchu:129:40
Średnia prędkość:15.13 km/h
Maksymalna prędkość:41.70 km/h
Suma podjazdów:343 m
Maks. tętno maksymalne:192 (101 %)
Maks. tętno średnie:119 (62 %)
Suma kalorii:2530 kcal
Liczba aktywności:99
Średnio na aktywność:20.72 km i 1h 26m
Więcej statystyk

Do miasta na chwilkę..

Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano: 06.08.2011Kategoria do 50 km, W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(0) 4.99 km (0.00 km teren), czas: 00:20 h, avg:14.97 km/h, prędkość maks: 25.10 km/h
Temperatura:22.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Pojechaliśmy z Kamilem do miasta na małe pakupki :)
Po drodze zobaczyliśmy jak wypełniane są półki sklepowe w nowo wybudowanej Castoramie..Dzieje się, oj dzieje się :]

Spontan...czyli to co tygrysy lubią najbardziej :))

Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano: 06.08.2011Kategoria do 50 km, W towarzystwie Rower: JULIET 40-V
Komentarze(9) 19.23 km (2.50 km teren), czas: 01:18 h, avg:14.79 km/h, prędkość maks: 28.20 km/h
Temperatura:26.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Dziś pogoda postanowiła Nas rozpieścić :) dlatego zdecydowaliśmy, mimo sztywnego grafiku, pojechać gdzie Nas oczy poniosą :]

Plan był na Azoty a wyszedł spontan, czyli to co tygrysy lubią najbardziej :)
Było trochę asfaltu i trochę lasu, błoto, komary, pokrzywy...

W pierwszej kolejności pojechaliśmy na Ogródek Jordanowski, by tam "zwiedzić" tamtejszy las.
Niestety tym razem musieliśmy sobie dopuścić, bo była jakaś impreza rowerowa, podejrzewam, że mogło to być coś w stylu MTB, z tym, że jeździły młode dzieciaki..


W Parku Jordanowskim była impreza rowerowa dla dzieciaków.. © uluru


Dalej ścieżką rowerową ulicy Wróblewskiego na Azoty, a tam w pewnym momencie skręciliśmy do lasu..
Było hardcorowo, nawet za dużo błota nie było, tylko krzaczory, pokrzywy no i wszędobylskie komary :/ Daliśmy rade :]

Wyjechaliśmy na Wólce Profeckiej..

Tam gdzieś wyjechaliśmy z lasu :) © uluru


Wólka Profecka.. © uluru



Przejechaliśmy kawałek i znowu w las...było coraz lepiej :]
Tym razem wyjechaliśmy za TESCO..

Plac budowy za TESCO © uluru


Stamtąd przyjechaliśmy - straszne krzaczory © uluru


Te krzaki były nieziemskie, prawie mnie przewyższały, wcinały się w rower..

Wyjechawszy na asfalt, po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy się, że jeszcze Nam, a przynajmniej mnie za mało lasu. No i jazda :)))

Ach, jaką radość dzisiaj sprawiała ma jazda w lesie, pomimo komarów, które nie pozwalały Nam się zatrzymać, chociażby na sekundę :/
Przez gałęzie drzew przedzierały się promienie słońca, było raz chłodno a raz duszno, zapach niesamowity, żadne słowa tego nie oddadzą...
Czułam się jak ryba w wodzie :)))


Czas nieco gonił, więc skierowaliśmy się w drogę powrotną. Było fantastycznie, do momentu, gdy za szybko wjechałam w piach i w ułamek sekundy musiałam decydować, czy mam wpaść z rowerem w krzaki, czy rower w jedną a ja w drugą stronę..Wybrałam tą drugą opcję, no i niestety zbiłam rękę, a w szczególności ucierpiał mój nadgarstek ://
Na szczęście go tylko zbiłam...jednak jakoś trzeba było dojechać do domu :/ Bolało, ale silna jestem i dałam radę.


Jechaliśmy i jechaliśmy, aż w końcu znaleźliśmy się pod mostem, nad rzeczką Kurówką..Tam było magicznie, szum wody, śpiewające ptaszki, cisza, spokój....czasem tylko jakiś rowerzysta jadąca na Azoty, albo z powrotem do pracy.



















Skierowaliśmy się do domciu, ścieżką na Wróblewskiego, a potem na standardową do miasta i dalej uliczkami do domu :)

Po powrocie potraktowałam obolały nadgarstek chłodzącym sprayem i posmarowałam maścią przeciwbólową, usztywniłam bandażem elastycznym :/

Wypad bardzo udany :)) oby pogoda dopisała, to będzie takich więcej :]

P.S. Zdjęcia w większości są autorstwa Kamila, gdyż albowiem ciągle pozbawiona jestem swojego sprzętu foto :/ niektóre z nich pozwolił mi zrobić swoim sprzętem, za co Dziękuję :)

Dziękuje bardzo za "krzaczory" :)))

Piękny czwartkowy dzień :))

Piątek, 5 sierpnia 2011 | dodano: 05.08.2011Kategoria do 50 km, W towarzystwie Rower:
Komentarze(5) 28.90 km (3.00 km teren), czas: 01:41 h, avg:17.17 km/h, prędkość maks: 28.70 km/h
Temperatura:24.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Dzisiaj szybki wypad pomiędzy jednym a drugim malowaniem u Kamila..
No tak teraz remont przeniósł się do niego :) Dlatego też trzeba było się spinać nieco..
Pogoda była cudna, w sam raz na dłuższą wycieczkę, ale każde kręcenie jest dobre :]

Celem była droga wzdłuż obwodnicy w kierunku Radomia. Kiedy przejeżdżaliśmy przez park, zobaczyłam wreszcie fragment zniszczeń nawałnicy, jaka w Puławach miała miejsce..







Nie wygląda to ładnie :/

Potem zajechaliśmy do TESCO zobaczyć, jak idzie budowa supermarketu Leroy Merlin



Tu może gdzieś stanie Mc'Donalds... © uluru


Dalej już w kierunku obwodicy. Pogoda była bajeczna, co prawda wiało nieco, ale co tam, nie narzekamy przecież, tylko cieszymy się z kolejnego pieknego, słonecznego dnia :))

Zajechalśmy na chwilę pod nowy most zobaczyć stan Wisły i niestety ale jest wysoki :/

Byliśmy też pod nowym mostem - Wisła znowu wysoka :( © uluru


Jechaliśmy i jechaliśmy..aż wkońcu dojechaliśmy, gdzie w cienu odpoczęliśmy i pogadaliśmy trochę :)


Koniec dzisiejszej trasy rowerowej...wszędzie pola © uluru



Stamtąd przyjechaliśmy a po prawej stronie odwodnica.. © uluru


..po czym zabraliśmy tyłki i powróciliśmy do domu.

Kamil dał mi spróbować jazdy na Kellysie i było nieźle...niezła maszyna z tego Wściekłego :]


Dziękuję Ci bardzo :)))

1-szo sierpniowy chill po urlopie :)))

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | dodano: 03.08.2011Kategoria do 50 km, W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(8) 14.50 km (0.00 km teren), czas: 00:48 h, avg:18.12 km/h, prędkość maks: 29.30 km/h
Temperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Witam wszystkich po urlopie :)
Co prawda wróciłam już w zeszłym tygodniu, ale jakoś tak czas leci mi szczęśliwie, że nie mam czasu tu wpaść, bo przejrzeć wpisy, za co przepraszam...nadrobię ma pewno :D

W poniedziałek była piękna pogoda po południu, tak więc z Kamilem udało Nam się wyskoczyć na rower :))
Zdjęcia autorstwa Kamila, gdyż ponieważ mój aparat się zepsuł :/ i czeka mnie zakup czegoś nowego...


Rowery dwa i nadjeżdżający pociąg... © uluru



Prowadzą gdzieś... © uluru



Tory.... © uluru




Kiedy byłam na wczasach i widziałam rowerzystów bardziej lub mniej profesjonalnych, muszę przyznać, że ściskało mnie, bo wiedziałam, że muszę wytrzymać bez roweru :/ i choć jest są wypożyczalnie rowerów, to niestety póki Majka nie nauczy się jeździć na dwóch kółkach, jesteśmy zdane na inne środki transportu rekreacyjnego :)
Wczasy nad morzem się udały, nawet co drugi dzień pogoda dopisała :D
Majka kąpała się w morzu bez pamięci i z brunatnymi ustami :)) ale niech ma, wkońcu ma być szczęśliwym dzieckiem i ma mieć szczęśliwe dzieciństwo :)

Poniżej zamieszczam zdjęcia z wczasów i specjalnie dla Marka latarnię morską na Helu:))
Ponadto parę zdjęć z wielu obiektów Fortyfikacji Cypla Helskiego.



Wieża widokowa - Dom Rybaka © uluru


Dom Rybaka we Władysławowie © uluru




Majka przy kotwicy :)) © uluru


Majka w falach :)) © uluru




Bałtyk :))) © uluru



Było też i FRUGO :)) © uluru



Hel...


Pomnik upamiętniający żołnierzy walczących w 1939 roku.. © uluru





Informacja o Fotryfikacjach Helskich © uluru


Jedna z tablic informacyjnych elementów Fortyfikacji Cypla Helskiego © uluru


Jeden z elementów fortyfikacji.. © uluru




Bateria Laskowskiego © uluru


Kopuła Strzelnicza Baterii Laskowskiego © uluru


Latarnia Morska na Helu © uluru




Stanowisko ratowników na plaży i cudne morze... © uluru


Mokra Majka w czasie zabawy :) © uluru


Kutry rybacke przy porcie na Helu © uluru



Jedne z piekniejszych okazów z Muzeum Motyli we Władysławowie :)


Jeden z mnóstwa motyli w Muzeum Motyli we Władysławowie :) © uluru



Inny..tym razem niebieski motyl :) © uluru



Modliszka... © uluru


Piękny okaz.. © uluru



Seria zdjęć zachodu słońca, który tego wieczoru okazał się być cudownym zjawiskiem :]

Widok z balkonu z Wieży widokowej we Władysławowie © uluru


Promienie słońca prześwietlaja przez chmury :) © uluru


Zachód Słońca I © uluru


Zachód Słońca II © uluru


Zachód Słońca III © uluru


Zachód Słońca IV © uluru


Zachód Słońca V © uluru


Ania na tle Zachodu Słońca :) © uluru




Gdańsk i Sopot :))

Ścieżka rowerowa w Gdańsku Oliwie © uluru


Neptun :) © uluru


Stary Żuraw nad Motławą © uluru


Czarna Perła © uluru


Znak drogowy w Gdańsku Oliwie w drodze do Dworu Oliwskiego :) © uluru


Stojaki na rower w Gdańsku :) © uluru


Bańki mydlane na Molo w Sopocie :) © uluru


ONA - stojak rowerowy w Sopocie :) © uluru


ON - stojak rowerowy w Sopocie :) © uluru



Jak uporam się z obróbką pozostałych zdjęć, podam linka to sobie obejrzycie :))


Tymczasem jutro Krasnal ogrodowy znowu wujeżdża na wakacje i oby tym razem pogoda dopisała, bo na rower mi się chce :)))

Widać koniec tygodnia :)

Czwartek, 14 lipca 2011 | dodano: 14.07.2011Kategoria Robotniczo, W towarzystwie Rower: JULIET 40-V
Komentarze(6) 8.42 km (0.00 km teren), czas: 00:30 h, avg:16.84 km/h, prędkość maks: 28.70 km/h
Temperatura:33.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Ponownie na Białej Damie do pracy :) i ponownie w czasie krótszym o dwie minuty niż poprzednio :] fantastycznie..
Tylko pogoda chyba zaczyna Nam się psuć, bo rano niebo już nie było takie czysto niebieskie i wiatr wiał w twarz ;/

Mimo wszystko kręciło się lepiej niż ostatnio, chociaż zaczynam odczuwać małe zmęczenie materiału...

Dzisiaj miałam, a raczej Biała Dama, niebywałą okazję to powrotu do domu
w towarzystwie Wściekłego :)
Było jak zwykle miło i sympatycznie, tylko pogoda stawała się coraz cięższa i powietrze jakby stało w miejscu.
Tylko patrzeć, jak wieczorem nawiedzi Nas jakaś burza :/

Po pracy postanowiłam zajrzeć do ogródka, czy coś ciekawego nowego nie kwitnie. Oto co znalazłam..

Lilia.. © uluru




Fioletowy kfiatuszek :) © uluru


Maki polne w przydomowym ogrodzie :) © uluru



Jutro ma padać, więc pewnie samochód trzeba będzie wykorzystać :/

Chillout...

Środa, 13 lipca 2011 | dodano: 14.07.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout, do 50 km Rower: JULIET 40-V
Komentarze(3) 13.88 km (0.00 km teren), czas: 01:01 h, avg:13.65 km/h, prędkość maks: 27.30 km/h
Temperatura:26.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Dzisiaj koło 20 wyjechaliśmy z Kamilem trochę pokręcić się po mieście, tak raczej bez konkretnego celu, na całkowitym lajcie :)

Wcale się nie spiesząc pojechaliśmy na Bulwar, taką dla odmiany inną niż zwykle trasą :]

W międzyczasie oczywiście na niebie zachodziło słońce a My mamy ostatnio do nich szczęście :)

Na Bulwarze złapaliśmy ostatnie promienie słońca zanim zaszło za drzewa..









Kiedy wracaliśmy, jeszcze na Bulwarze wyskoczyło mi pod koła jakieś małe coś bardzo głośno szczekające i wiem tylko, że jakaś jego część ciała znalazła się pod moimi kołami a raczej jednym. Nie zatrzymałam się, by sprawdzić czy nic się psu nie stało ale tak naprawdę..to nie moja wina by była, tylko właścicielki psa, bo go nie przypilnowała..

Nic to, pojechaliśmy dalej zobaczyć jak idą prace w remontem basenu odkrytego na ulicy Bema :) Stadion nowy już wyremontowany, woda leje się na trawę..

Kamil w kadrze..a w tle fragment nowego stadionu :) © uluru


Koło tych drzew, kiedyś było wejście na stary basen na "Bema".. © uluru


Plac budowy w miejscu starej pływalni.. © uluru



Okazało się, że prace idą i to chyba nieźle, bo nie już starego wejścia na pływalnię, tylko jedna wielka budowa. W oddali widać było trybuny i zjeżdżalnię. Ciekawa jestem czy dadzą radę w te wakacje basen otworzyć, czy jednak trzeba będzie z tym poczekać do przyszłego roku.
Pamiętam ten basen z lat dzieciństwa kiedy przychodziło się z bratem, z kolegami i w chmarze całej reszty miasta chlapało się w wodzie. Pamiętam nawet jak przed południem kupowaliśmy z bratem bilet a po południu przychodziliśmy z tata i tylko oj kupował dla siebie, bo myśmy wchodzili na ten z rana., takie fajne były wtedy Panie :)
Wchodziliśmy jakoś po 16 i siedzieliśmy do końca czyli 18 albo 19, a wtedy to już prawie nikogo nie było, bo największe tłumy oczywiście przed południem do pory obiadowej okupowały pływalnię:) Na tym basenie tata uczył mnie pływać na plechach..ehh to były czasy :]


Potem pojechaliśmy na Błonia i posiedzieliśmy trochę :)

Wiezowce na osiedlu Niwa © uluru


Fragment puławskich błoni i plac do ćwiczeń dla Straży Pożarnej © uluru



Kiedy zaczęło się robić chłodno polecieliśmy przez Niwę i uliczkami osiedlowymi do domu :)


Dziękować i do następnych :))

Podjazd w Zbędowicach - drugie podejście :)

Wtorek, 12 lipca 2011 | dodano: 13.07.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(10) 24.20 km (4.00 km teren), czas: 01:38 h, avg:14.82 km/h, prędkość maks: 28.20 km/h
Temperatura:23.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Dzisiaj był idealny dzień na jakąś chillowa przejażdżkę :)
tak też się stało i po ogromie domowych obowiązków wyruszyliśmy z Kamilem do Zbędowic, na Górę Trzech Krzyży (nie mylić z tą w Kazimierzu Dolnym). Tym razem mój pomysł padł na obejrzenie tam zachodu słońca :D

Najpierw pojechaliśmy dopompować koła na BP a tam jacyś wymuskani rowerzyści wcale nie spiesząc się zajmowali miejscówkę przy kompresorze :/
Kiedy Nasze były już gotowe pojechaliśmy ścieżką rowerową nad Wisłą.
Jak zwykle jechało się dobrze, tylko, że meszki nieco dawały o sobie znać no i kostka na ścieżce zaczyna się nieco fałdować, co wcale nie polepsza jakości jazdy.

Dojechaliśmy do jej końca i porobiliśmy parę fotek,w tym stan robót dalszej części ścieżki. Prace idą jakoś tam..

Ulubiony obiekt do zdjęć :) © uluru


Nasze cienie.. © uluru


Nasz dzisiejszy cel - Góra Trzech Krzyży w Zbędowicach.. © uluru


Dalszy ciąg ściezki rowerowej ciągle w budowie.. © uluru




Potem asfaltem..i kiedy wjechaliśmy na właściwą trasę, zgodnie powiedzieliśmy sobie: "enjoy the ride" i pojechaliśmy.


Tabliczka na początku drogi.. © uluru


Tak zaczyna się podjazd w Zbędowicach :) © uluru



Jeśli ktoś kiedyś z Was zawita do Puław to zapraszamy na tenże podjazd, jest bardzo ciekawy, nie tylko raczy swoją długością i wysokością, ale też w jakim miejscu jest położony :) Po za tym dzieli się jakby na dwie części, jedna asfaltowa - to właśnie to wyzwanie i druga terenowa - małe podjazdy i zjazdy, piach i kałuże w zależności od pory roku :)



Moje pierwsze zmagania z podjazdem zakończyły się niepowodzeniem gdyż albowiem, na ostatnim odcinku nie dałam rady :/
Tym razem jednak wiedząc "z czym się to je", postanowiłam rozsądnie rozplanować siły i przełożenia. Oczywiście nie obeszło się bez złośliwości rzeczy martwych, gdyż jak na złość jedna z przednich przerzutek nie chciała mi "wchodzić" i musiałam dawać sobie radę na tym co miałam :/
Wkońcu udało mi się, a w zasadzie to Nam się dotrzeć do końca odcinka asfaltowego, gdzie nastąpiła chwila przerwy i mały ogląd co jest nie tak z moją przerzutką.

Tak więc mogę śmiało powiedzieć, że jednym ciągiem pokonałam podjazd
w Zbędowicach i znowu jestem z siebie dumna :]

Teraz przyszedł czas na drugą część trasy, bardziej terenową :) i tu czułam się jak ryba w wodzie, górki i dołki, trawa, piach, glina, podjazdy większe, czy mniejsze..:) W fantastycznym tempie dojechaliśmy na sam szczyt, a tam takie widoczki...

Trzy Krzyże © uluru


Widok na miasto.. © uluru


Gdzieś w dole płynie rzeka.. © uluru


Słońce, kiedy opuszcaliśmy Górę.. © uluru


Rowery dwa :) © uluru


Cudne widoczki :] © uluru



Mieliśmy zostać na zachód słońca ale ciszę i romantyczny nastrój został zaburzony i musieliśmy wracać :( droga powrotna byłaby sympatyczniejsza od tej pod górę, gdyby nie fakt iż asfalt nie wysechł do końca po ostatnich ulewach i nie dość, że było mokro to leżała nie spłukana glina. Trzeba było uważać a i tak później się okazało, że rower ma fajne gliniaste plamy na ramie :)

Kiedy wracaliśmy słońce zachodziło i było naprawdę cudnie..

Zachodzi słoneczko :) © uluru




Na ścieżce rowerowej minęliśmy dwie zakonnice na rowerach i od razu przypomniał Nam się film ze zwariowanymi zakonnicami w Citroenie i francuskim żandarmem :]

Słońce, kiedy wracaliśmy wyglądało tak..

Słonko ;) © uluru


Zachód ze ścieżki.. © uluru



Potem postanowiliśmy pojechać do miasta, gdzie zajechaliśmy do Kina Sybilla..

Kino Sybilla © uluru




..zobaczyć co ciekawego grają i na skwerek, gdzie jak zwykle pogadaliśmy sobie o tym i o tamtym :)
Fotki koniecznie zrobić trzeba było..

Lata 80-te..czyli za mojego dzieciństwa © uluru






Fragment fontanny.. © uluru


Kokpit Białej Damy :) © uluru



Na koniec słit focia autorstwa Kamila :]


Słit :) © uluru


Dzisiaj tempo spacerowe, gdyż jego większą część spędziliśmy na wtaczaniu się na podjezd w Zbędowicach:)


Kamil dziękuję i oby częściej :)

Dokonała się SETKA :)))

Sobota, 9 lipca 2011 | dodano: 11.07.2011Kategoria W towarzystwie, 50-100 km Rower: JULIET 40-V
Komentarze(18) 107.00 km (0.00 km teren), czas: 05:52 h, avg:18.24 km/h, prędkość maks: 35.70 km/h
Temperatura:27.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Marzenia stały się realne
W sobotę nareszcie udało Nam się zrealizować od dawna planowaną SETKĘ

Na początku dokładna mapa, wykonana przez głównego organizatora wycieczki i Mojego osobistego Kołcza :D




Po wcześniejszym przeanalizowaniu prognoz pogody doszliśmy do wniosku, że to właśnie sobota będzie idealna na Nasz wypad

Sobotni poranek zapowiadał się fantastycznie, chociaż na niebie krążyły jakieś szarawe chmurki, Jednak to nie przeszkodziło Nam w przygotowaniach do wyjazdu. Godzina nieco się przesunęła powodów domowych...
Wyposażyliśmy się w napoje, ja zabrałam swój bukłak wypełniony 2 litrami wody z tabletkami ISOSTAR plus 0,7 litrowy bidon z tym samym napojem, do tego makaron z jogurtem, dwa batony energetyczne i na wszelki wypadek żel energetyczny..

Około godziny 13 wyjechaliśmy, pełni chęci i sił na pierwsza wspólna tak długą wycieczkę.
Pogoda z każda minuta przypominała lato i to Nas bardzo cieszyło.

Pierwszy przystanek na wyjeździe z Puław gdyż trzeba było odebrać telefon od dawno nie widzianego dziecka.

Wyjeżdżamy z Puław © uluru



Fołn kol na wyjeździe z Puław © uluru



Dalej już sunęliśmy szosą, by potem skręcić w ulicę pomiędzy pięknie pachnącym lasem. Jakie to cudowne uczucie, kiedy nie mijają Cię żadne samochody a Ty lecisz gdzieś do przodu.
Kolejny postój tym razem na mały makaronowy obiadek – taki mały piknik.


Piknik w lesie :) © uluru


Tam jedziemy © uluru


Stamtąd przyjechaliśmy © uluru



Potem już bez żadnych przystanków, ulicą Gołębską jechaliśmy dalej.
Słońce prażyło jak na patelni prosto w twarz a na niebie nie było żadnej chmurki. Wbrew pozorom była to zdradliwa pogoda, bo zbyt długie przebywanie na tak otwartym słońcu może spowodować udar słoneczny, tym bardziej dla osób, które nie do końca są przyzwyczajone do tak długiej ekspozycji na otwarte słońce.

Jechało Nam się tak dobrze, że nawet zatrzymywać było się szkoda. Przejeżdżając przez most na Wieprzu w Niebrzegowie, postanowiliśmy się zatrzymać bo akurat wzdłuż rzeki chodziły sobie koniki i krówki :)

Koniki nad wodą się pasą.. © uluru


Widok z mostu © uluru



Biała dama na moście © uluru





Już mieliśmy odjeżdżać, kiedy okazało się iż musimy zaliczyć przymusowy Pit Stop...Kamil złapał kapcia :/ to się nazywa pech.
Jednak zdolności jego manualne spowodowały, iż nie mieliśmy zbyt długiego opóźnienia.

Pit stop w Niebrzegowie.. © uluru




Posypały się takie czy inne epitety i czym prędzej pojechaliśmy dalej, aby wkońcu dojechać do Dęblina. Tu postanowiliśmy na chwilę zajechać do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych,


Wyższa Szkoła Orląt © uluru


Pomnik przed Szkołą © uluru


Plac Defilad... © uluru


Uluru pod pomnikiem :) © uluru


Samoloty w Dęblinie © uluru


Dęblińskie samoloty © uluru





...chociaż mamy w planach oddzielnie wycieczkę specjalnie tylko do Dęblina, dlatego też zbyt dużą ilością zdjęć z tego przesympatycznego miasteczka Was nie uraczymy..następnym razem nie omieszkamy trochę się pokręcić i porobić jakieś fotki. Muszę przyznać, że zawsze byłam tylko przejazdem samochodem w tym mieście a dzisiaj widziałam jakie jest fajne, posiada długą ścieżkę rowerowa, z kostki oczywiście, ale jedzie się bardzo przyjemnie :)

Wyjeżdżając z Dęblina trzeba przejechać przez most na Wiśle z bardzo wąskim pasem dla pieszych..niestety tutaj dała się we znaki moja słabość i cały most przeszłam na własnych nogach..ehh mam nadzieje, że kiedyś mi to minie

Potem skierowaliśmy się na Zajezierze, Opactwo, Sieciechów, Mozolice Duże, Słowiki-Folwark, Stare Słowiki , Brzeźnica, Janików i wreszcie Kozienice..




Oto zdjęcie pamiątkowe pod tablicą miasta


Cel osiągnięty...połowa trasy :] © uluru




Kozienice to takie urocze małe miasteczko, jedna główna ulica ciągnie się i ciągnie. Jadąc tą że ulicą stanowiliśmy atrakcję dla miejscowych a sami szukaliśmy jakiegoś jedzenia do wchłonięcia, bo byliśmy okropnie głodni :] Szukaliśmy, szukaliśmy aż wkońcu znaleźliśmy – KEBAB :D
Po odczekaniu swoich paru minut na przyjście Pani obsługującej ten bar zakupiliśmy co trzeba i udaliśmy się na pobliski skwerek/park gdzie spokojnie rozkoszowaliśmy się ciepłym obiadkiem :)

Tu mieliśmy zasłużony odpoczynek :) © uluru



Park/skwerek w Kozienicach © uluru



Czas rozpocząć ucztę kebabową :) © uluru


Nasz obiad :) © uluru




Bardzo przyjemnie Nam się tam siedziało i jadło, jednak wiedzieliśmy, że nie mamy za dużo czasu wolnego gdyż niedługo będziemy się musieli zbierać spowrotem do domciu, by zbyt późno nie wracać.
Kiedy się już najedliśmy i napiliśmy, zobaczyliśmy, że na jednym z drzew biegają wiewiórki a raczej ganiają się jak zwariowane. Latały po drzewie, po trawniku, między drzewami. Jak dla mnie miały one raczej temperament amerykańskich wiewiórek z pewnej kreskówki :)

Oto co udało mi się sfocić
Jedna czeka na drugą.. © uluru



Ganiały się wiewiórki w parku © uluru


Wiewiórka na drzewie © uluru


Patrzy się mi prosto w oczy.. © uluru





Po sesji zdjęciowej wiewiórek uzupełniliśmy płyny i skierowaliśmy się w drogę powrotną. Postanowiliśmy jechać inaczej niż tu przybyliśmy, by nudno nie było. Okazało się jednak, że cale to nie będzie takie łatwe, przynajmniej dla mnie. Nie wiem czemu, ale moje nogi
z każdym kilometrem odmawiały mi posłuszeństwa :/

Za Kozienicami skierowaliśmy się na miejscowość o wdzięcznej nazwie Garbatka Letnisko.
Droga powrotna, przynajmniej przez pierwszych 20km usiana była częstymi piknikami..ale to było głownie spowodowane okropnym bólem głowy wywołanym zbyt długim przebywaniem na otwartym słońcu. Myślę, że nie był to udar, ale niewiele brakowało. Kamil dzielnie znosił moje prośby o chwile postoju i jakiekolwiek narzekania, chociaż i tak starałam się bardzo nie narzekać, tylko jechać.
Wkońcu powiedziałam sobie, że nawet jakbym miała jechać 15km/h i dojechać o północy do Puław to i tak przejadę tą setkę..robię to wkońcu dla siebie :]
Z czasem jechało się lepiej, słońce mieliśmy już w plecy, wkoło były drzewa, więc ilość cienia była odpowiednia no i ten uroczy zapach lasu.
Na trasie minęliśmy paru rowerzystów, którzy Nam pomachali ręką a jeden to nawet powiedział „Cześć”. No i to mi się podoba, zupełnie jak na wodzie, kiedy mija się inne łódki, żaglówki, czy nawet kajaki :) miło popatrzeć jacy kulturalnie potrafią być ludzie a wtedy człowiekowi od razu lepiej się robi :)

Wracając przez wsie stanowiliśmy, jak zwykle lokalne atrakcje, bo przecież w XXI wieku tacy bikerzy jak My to rzadki widok...

Potem jechaliśmy przez Garbatkę, Garbatkę-Dziewiątkę, Bąkowiec, Gniewoszów.


Zdjęcia gdzieś z trasy

Młode boćki w gnieździe © uluru


Stamtąd przyjechaliśmy © uluru



Jechaliśmy dalej ale ja w pewnym momencie nie mogłam się opanować i nie zatrzymać by zrobić zdjęcie pięknie zachodzącemu słońcu..


Słońce powoli chowa się za drzewa © uluru





Wkońcu dojechaliśmy do Wysokiego Koła, gdzie znajduje się wspomniane przeze mnie we wpisie Sanktuarium

Wyjeżdżając stamtąd zauważyłam Cmentarz Wojenny usytuowany wśród drzew. Zatrzymaliśmy się tam.
Cmentarz ten poświęcony jest żołnierzom rosyjskim, austriackim i niemieckim, którzy walczyli o obronie Twierdzy w Dęblinie.
Wszystkie informacje znajdują się na tablicy przed wejściem na Cmentarz a samym miejscem opiekują się dzieci ze Szkoły Podstawowej w Wysokim Kole i Urząd Gminy w Gniewoszowie.

Cmentarz Wojenny w Wysokim Kole © uluru









Zbiorowe mogiły © uluru



Jeden Pan to nawet zapragnął mieć słit focie z Białą Damą...


Słit focia :) © uluru



Po drodze


Zachodzi słoneczko.. © uluru


Istne cudo.. © uluru




Dalej Opatkowice, Łęka, Jaroszyn, a kiedy oczom Naszym na horyzoncie ukazały się kominy Azotowskie, wiedzieliśmy, że nadchodzi kres Naszej wyprawy..


Powrót do domu © uluru


Jakże przyjemne było uczucie, kiedy to ujrzałam stary most na Wiśle ;)

Potem już było prawie z górki i miastem a potem ścieżką rowerową wzdłuż ulicy Kazimierskiej wróciliśmy do domu, to znaczy pod bramę na ulicy Ślusarskiej.

Foto z licznika Kamila, bo mój dzisiaj nieco szalał.

SETKA :))) © uluru




Wycieczkę uważam za bardzo udana, mimo kilku pikników i jednego Pit Stopu :)
Jestem z siebie bardzo dumna i już wiem, ze potrafię przejechać setkę, a przy regularnych jazdach byłoby jeszcze lepiej, ale co tam..najważniejsze że było bardzo miło, sympatycznie i generalnie cudownie :)


Na koniec oczywiście chciałabym podziękować osobie, bez której pomocy i wsparcia, raczej nie przejechałabym takiej trasy a już na pewno poddałabym się w miejscu, gdzie bym się poddała..
Jednocześnie chciałabym ten swój przejazd zadedykować tej osobie i jest to nie kto inny jak Kamil nie tylko kolega i Kołcz...
DZIĘKUJĘ CI BARDZO!!!

Facelifitng Dżulietty :)))

Piątek, 8 lipca 2011 | dodano: 08.07.2011Kategoria W towarzystwie, Sprzęt Rower: JULIET 40-V
Komentarze(10) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem dokonania pierwszych zmian w wyglądzie mojej ukochanej Dżulietty :] Wkońcu tak sobie pomyślałam, że jak to kobieta powinna czasem pójść na jakieś upiększanie ;)

Mam co prawda wiele pomysłów na zmiany, ale nie będę wszystkiego robić na raz, tylko czerpać radość ze stopniowych zmian jej wizerunku czy osprzętu :D

Tak więc, pierwszą zmiana jaką dokonałam i o której już napisałam była zmiana opon. Oczywiście poprzednie nie poszły w odstawkę, bo je bardzo lubię, tylko kiedy jechać będziemy bardziej szosa to wtedy założę te nowe.
Dla przypomnienia napiszę, że są to Maxxisy Wormdrive.
Oto one




Ponadto postanowiłam zmienić moje dziewczynie kierownicę, mostek i dołożyć rogi. Oczywiście wszystko w pięknym kolorze bieli :)
Kamil profesjonalnie zajął się doborem sprzętu i wszystkie pomysły konsultował ze mną, czyli sponsorem, znaczy się posiadaczem portfela na wydatki rowerowe :]
Została wybrana firma AMOEBA..i oby dobrze się sprawowała :))

Części zostały zamówione w poniedziałek i doszły dzisiaj. Ehh jaki piękny widok, czysta, nieskazitelna biel...

Po południu, kiedy kończyłam malowanie nas miastem rozpętała się niezła burza. Niebo wyglądało tak












A wieczorem Dżulietta została poddana operacji zmiany kokpitu i od tej pory stała się Białą Damą

Poniżej fotki..









Wszystko na miejscu :) © uluru





Na koniec został wykonany test Białej Damy po liftingu a następnego dnia czekała ją pierwsza "wyprawa życia" :]


Oczywiście to wszystko nie byłoby możliwe dzięki Kamilowi , któremu BARDZO za to DZIĘKUJĘ!!!

Nowa jakość rowerowania :)

Czwartek, 7 lipca 2011 | dodano: 08.07.2011Kategoria Wieczorny Chillout, W towarzystwie Rower: JULIET 40-V
Komentarze(6) 20.07 km (0.00 km teren), czas: 01:01 h, avg:19.74 km/h, prędkość maks: 38.30 km/h
Temperatura:23.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Kiedy rano wyjeżdżałam do pracy samochodem nic nie zapowiadało zmiany pogody, gdyż poranek przywitał mnie mgłą, szarymi chmurami i ogólnie podłym samopoczuciem...

W ciągu dnia w pracy bacznie obserwowałam zmieniająca się za oknem pogodę i liczyłam, że wkońcu zrobi się na tyle ładnie byśmy mogli wieczorem z gdzieś pojechać :))
Z każda godziną pogoda za oknem napawała optymizmem i po południu zrobiło się całkiem ładnie. Jednakże najpierw trzeba było zaliczyć kolejny etap malowania Majki pokoju - dzisiaj ściany po raz pierwszy :D

Szybko uwinęliśmy się z wałkami, wyszykowaliśmy się i polecieliśmy tam gdzie zwykle, czyli na Azoty :] Uwierzcie mi, że Nam ta trasa się nigdy nie znudzi, trym bardziej teraz kiedy jest inaczej...:)


Muszę jednak dodać, że moja Dżulietta doczekała się pierwszych zmian, otóż dostała nowe opony, które oczywiście wymienił Kamil :]
Opony to Maxxis Wormdrive, takie semi slicki, żebym mogła szybciej sunąć po asfalcie a jednocześnie dała radę w lekkim terenie. Zobaczymy jak będą się sprawować...Oczywiście z większy teren zakładać będziemy firmowe MERIDY.
Oto one..

Nowa oponka :) © uluru


Tak się zwie.. © uluru


Robal :) © uluru



Tak więc pojechaliśmy, oponki toczyły się świetnie, mimo mojego dawnego niepedałowania, dojechaliśmy niezłym tempem na Azoty na punkt widokowy :)

Tam zobaczyliśmy cudne mgły i aparaty poszły w ruch..
Oto co z tego wyszło..i pozostałe zdjęcia z tej miejscówki..

Kamil robi zdjęcia.. © uluru


Mgła w oddali.. © uluru


Wieczorny widoczek.. © uluru


Ten widok nigdy się nie znudzi :) © uluru


Azoty... © uluru




Ehh, jak mi brakowało tego miejsca, tych odgłosów pracujących Azotów, tych kominów, spokoju...tylko tym razem niestety komary Nas przyatakowały bo jakoś tak oboje nie pomyśleliśmy aby się czymś popsikać :/

Posiedzieliśmy trochę, powygłupialiśmy się, próbowaliśmy robić zdjęcia w ruchu i oto co mi wyszło..


Kamil leci... © uluru



..i kiedy był czas na powrót poczułam, że mam coś za miękką tylną oponę...okazało się, że tym razem to JA złapałam KAPCIA!!! SZOK...
Kurna no a w dodatku nie wzięłam dętki swojej i gdyby nie łatki Kamila i jego umiejętności w reanimacji dętek, pewnie byśmy prowadzili rowery w drogę powrotną:)

Oczywiście zrobiłam zdjęcie tego czegoś, co wbił mi się w oponę i szczerze mówiąc to był pech, że najechałam na coś takiego niewidocznego. Podejrzewam, że przy poprzednich oponach nie byłoby tego problemu, ale co tam, pierwsze koty za płoty :))


Oto co mi się wbiło w oponę.. © uluru


Sprawca kapcia.. © uluru



Dlatego też droga powrotna była taka sama jak na Azoty z tym, że zahaczyliśmy
o Skwerek, ale jakoś nie było weny na zdjęcie..

Po drodze okazało się, że Kamilowi nie działa tylna lampka, więc dzisiejszego wieczoru każdy otrzymał coś dla siebie ze złośliwości rzeczy martwych :)

Z uwagi, że mam nowe opony postanowiłam pobić rekord prędkości na mojej ulubionej ulicy Skowieszyńskiej i...udało się ;) nowy rekord to 38.3 km/h

Potem już uliczkami osiedlowymi do domciu :]

Wieczór bardzo udany, a gdy pogoda znowu wróci do normy to i rowerowania będzie więcej :)


Dzięki Kamil za wieczór :)))