Blondynka na rowerze...blog rowerowy

avatar uluru
Puławy

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

JULIET 40-V 2854 km
Stacjonarny 14 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uluru.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Do pracy i spowrotem...plus zdjęcia

Wtorek, 10 maja 2011 | dodano: 11.05.2011Kategoria Robotniczo Rower: JULIET 40-V
Komentarze(9) 9.80 km (0.00 km teren), czas: 00:30 h, avg:19.60 km/h, prędkość maks: 31.50 km/h
Temperatura:12.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Po niemalże dwóch tygodniach ataku wirusa i wyjazdowego weekendu do Krakowa ;) powróciłam do swojej Dżuliety ;]

Rano jest już pięknie, dlatego połączyłam jazdę do pracy z odprowadzeniem Majki do przedszkola. Słońce cudnie zaczynało grzać, wszystkie drzewa i krzewy się zielenią, ptaszki śpiewają...istna sielanka ;)

Trasa tradycyjna, więc nie będę jej pisać. Jednakże jechało mi się fantastycznie, nareszcie znów mogłam poczuć wiatr we włosach...

Przyjechawszy do pracy okazało się, że nie ma już miejsca w stojakach, tyle było rowerów, że musiałam postawić rower na trawie (jeszcze oparty o nóżkę, ale obiecałam sobie ją zdjąć).

Stojak pod pracą całkowicie zajęty... © uluru


Moja ślicznotka :) © uluru


Widoczek... © uluru


W pracy jak to w pracy, trzeba coś robić ;) a potem w drodze do przedszkola było jeszcze piękniej i nigdy przedtem tak dobrze mi się nie jechało. Pomijam ilość ludzi na chodnikach, ale..wrażenia bezcenne.

Z przedszkola już piechotką, spacerkiem do domciu ;]

A na wieczór umówiona byłam z Kamilem, co by kondycji po chorobie nie zgubić ;)))

P.S. zdjęcia mam ale jakoś mi umknęły i dopiero dzisiaj, czyli 11.05 je tu dodam

Powrót na rower ;)))

Wtorek, 10 maja 2011 | dodano: 10.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11) 24.00 km (1.00 km teren), czas: 01:22 h, avg:17.56 km/h, prędkość maks: 31.00 km/h
Temperatura:17.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Na 20 umówiona byłam z Kamilem ;)
Nareszcie wyszłam na rower...nareszcie po tak długiej przerwie, gdzie niestety drugi tydzień zaowocował w antybiotyki :/ nie wiem, czy to one pomogły, bo są wkońcu na bakterie a nie na wirusy, ale na pewno pomogły mi stanąć na nogi ;]

Tak więc, żeby tradycji stało się zadość, najpierw pojechaliśmy na BP, by Kamil mógł dopompować sobie koło ;))

Potem był spontan, więc najpierw pojechaliśmy na Bulwar osiedlowymi uliczkami. Co prawda nie słonko już zaszło, ale udało się fajne fotki zrobić..


Nadwiślański Bulwar wieczorem © uluru


Po zachodzie słońca © uluru


Cudnie... © uluru


Bulwar z Barką © uluru


Ścieżka na Bulwarze © uluru



Potem "moimi starymi uliczkami" polecieliśmy...na Azoty ;]
I w pewnym momencie byłby zonk, czyli zderzenie czołowe dwóch rowerów, mojego i kamikadze - czyli fantastycznego Pana, który poginał bez przedniej lampki..
Mnie co prawda też w międzyczasie padła, ale jak poprzednim razem Kamil oświetlał mi drogę ;))

Jak ktoś się dziwi czemu znów akurat tam, to zapraszamy do Puław, sami się przekonacie :)

Oprócz standardów..


Prawie panorama Azotów © uluru


Rowery dwa © uluru


Z innej perspektywy © uluru


...słit focia... (niestety troszkę jestem niewyraźna, ale to dlatego, że czasem zdarzy mi się kaszlnąć i resztki kataru zostały)


Wspólna słit focia © uluru



I coś takiego..

Takie tam © uluru



Potem pojechaliśmy obok stacji Puławy Chemia by skierować się na ścieżkę rowerową do ulicy Wróblewskiego..by dalej miastem zajechać na Skwerek i przekonać i zobaczyć, czy zainstalowali już fontannę ;)

Podświetlona nocą fontana © uluru


Rowery przy fontannie © uluru


słit focia


Słit focia... © uluru



Trocheśmy pogadali i za bardzo nie było tematu do większego focenia, więc wróciliśmy do domciu, koło Kauflandu, Gościńczyk, Skowieszyńska, Kazimierska i dalej już osiedlowymi uliczkami pod samą bramę ;))


Dzięki Kamil bardzo i do następnego ;)))

Niedużo do pierwszej SETKI, czyli 2-go majowy wypad rowerowy ;))

Poniedziałek, 2 maja 2011 | dodano: 03.05.2011Kategoria W towarzystwie Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11) 73.04 km (40.00 km teren), czas: 03:30 h, avg:20.87 km/h, prędkość maks: 31.50 km/h
Temperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Wycieczka zaplanowana jakiś czas temu. Miało być więcej uczestników..ale czasem tak bywa, że nie wszyscy dają radę ;/

Tak więc, oprócz organizatora wycieczki - Konrada, Mecenasa, Tomka, Grzesia i mnie, miała być jeszcze Gabrysia – dziewczyna Mecenasa, ale jak się okazało na miejscu zbiórki, z dziewczyn jestem tylko JA. ;))

Tak więc w sumie w liczbie cztery plus jeden wyruszyliśmy do celu przeznaczenia. Była godzina parę minut o 9 rano, pogoda średnia, bo było tylko 7*C i do tego wmordęwind ;/

Szczegóły trasy znał tylko organizator a my grzecznie za nim jechaliśmy ;]
Mieliśmy dotrzeć do Cioci Konrada, w międzyczasie upajając swe oczy pięknem natury, śpiewem ptaków, czy po prostu cieszyć się z życia ;))

Ja nadal zakatarzona i zakaszlano dawałam sobie jakoś rade, zużywałam „kilogramy” husteczek higienicznych i ciągle ssałam jakieś tabletki na gardło. Najgorzej mi było mówić w czasie jazdy..może to dobrze, bo się za bardzo nie rozgadywałam…

Chłopaki wspierali mnie na całej trasie tam i powrotem, za co
Bardzo Dziękuję!!!

Trasa w mieście prowadziła przez stary most, dalej za nim skierowaliśmy się na Jaroszyn, Łękę..
Zatrzymaliśmy się na rozwidleniu dróg..



W kierunku na Jaroszyn, czyli tam skąd przyjechaliśmy © uluru



Droga gdzieś... © uluru


Ekipa prawie w całości ;) © uluru




Tam też można pojechać.. © uluru



…dalej jechaliśmy trochę szosą o różnej jakości nawierzchni, mijaliśmy kapliczki, skręcaliśmy a to w prawo a to w lewo. „Przeprawialiśmy” się przez szutrówki, żwirówki czy sypki, głęboki piasek, gdzie nawet Ci bardziej wprawieni ode mnie schodzili z rowerów, by je prowadzić…

Z każdym kilometrem pogoda stawała się coraz bardziej piękniejsza, zza chmurek wychodziło słonko, robiło się coraz cieplej. Przystanęliśmy jak się okazało na granicy dwóch województw: Lubelskiego i Mazowieckiego..


Granica Mazowieckie-Lubelskie © uluru


Na granicy krain geograficznych.. © uluru



Organizator imprezy i Mecenas.. © uluru



Ich Trzech.. © uluru



Profil Tomusia ;) © uluru


..tu pogadaliśmy, napiliśmy się i pojechaliśmy dalej.

W efekcie dotarliśmy do Wysokiego Koła, gdzie zatrzymaliśmy się przez Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Świętego.

Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Św. w Wysokim Kole © uluru


Rowery Nasze na tle Sanktuarium © uluru


..niestety dopiero dzisiaj zauważyłam, że zdjęcie Figurki zrobiłam od nieco złej strony..ale wybaczcie, człowiek w trackie choroby tak czasem ma, że nie do końca wie co robi ;)

Figurka Najświętszej Marii Panny © uluru



Tu znowu pogadaliśmy, rozprostowaliśmy nogi i ruszyliśmy dalej..nie napisze Wam gdzie dokładnie jechaliśmy bo nie byłam w stanie zatrzymywać się przy każdej tabliczce z nazwą miasta, czy wsi ;/

W każdym razie, pogoda była już cudna, nad polami ślicznie śpiewały ptaki, niebo było niebieskie i czasem miałam wrażenie jakby lato było tuż, tuż ;]
Jak już pisałam wcześniej jechaliśmy różnorodnym terenem, były też podjazdy i zjazdy..
a najcudowniej było kiedy wyjeżdżaliśmy na prostą szosę, gdzie mogłam „rozwinąć skrzydła”;)


Dojechaliśmy do Czarnolasu, gdzie pojechaliśmy odpocząć w Czarnoleskim Parku..
Tu się co niektórzy porozbierali a ja miałam parę minut na fotki…

Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie © uluru



Jan Kochanowski © uluru


Jan wśród roslinności.. © uluru


Taki tam domek © uluru


Droga prowadząca do Muzeum © uluru


Zwalone drzewo na terenie Muzeum © uluru



Fragment, od którego odłamało się drzewo © uluru



W górze piękne słonko grzało :) © uluru



Było pięknie ;) tylko przez chwile, bo w pewnym momencie przyszła Pani z napisem na plecach OCHRONA i oschle oznajmiła, że mamy przestawić Nasze rowery, bo gdzieś tam z boku są na nie stojaki. W takim razie, po prostu spakowaliśmy się i jechaliśmy już bezpośrednio do miejsca ogniskowania ;))

Jedną z miejscowości, które minęliśmy był Gródek a miejscem Naszego przeznaczenia okazała się być Garbatka Zbyczyn. Tu właśnie mieszka Ciocia Konrada.

Oto parę fotek

Dżulieta i Gary Fisher © uluru



Giant i Gary Fisher nr2 © uluru


Ładna kompozycja kolorystyczna ;) © uluru


Kwiatki Cioci Konrada © uluru


Koło domu © uluru


Z bliska © uluru


Czosnek ozdobny koło domu © uluru


Dobra miejscówka rowerowa ;) © uluru



Zebraliśmy wszystkie przygotowane wcześniej przez Konrada i Tomka rzeczy, czyli głównie jedzenie i poszliśmy rozpalać ognisko..

Idziemy rozpalać ognisko © uluru


Tam pod tymi drzewkami nasz piknik czeka © uluru



Wszędzie zielone pola © uluru


Dywan z kwiatów © uluru


Pięknie biało © uluru


Wszyscy razem współpracowali, rozkładaliśmy kocyki, męska część zajęła się rozpalaniem ogniska a ja..cóż musiałam trochę odsapnąć, bo kaszel i katar męczył niemiłosiernie ://

Męska część ekipy przygotowuje ognisko © uluru





W tym czasie kiedy koledzy przygotowywali ognisko i piekli kiełbaski, ja postanowiłam porobić fotki..

Widoczki wkoło pikniku © uluru


A w dole płynie rzeczka © uluru


Cudne widoczki ;) © uluru




…i zapuścić się w krzaki i zobaczyć, co tam jest ;) Moim oczom ukazało się wielkie metalowe koło, które przelewało wodę z jednej strony rzeczki do drugiej..


Było sobie koło... © uluru


Tu się przelewa woda © uluru




Tu się podbiera woda © uluru



Urzekło mnie to miejsce, było tak cicho i spokojnie..rzeczka sobie płynęła powoli, słonko przeświecało przez gałęzie drzew, ptaszki śpiewały ;)) istna sielanka

Rzeczka bez nazwy © uluru






Cudna okolica;))) © uluru



Lasek nad rzeczką © uluru



W górze niebo... © uluru






Kiedy wyszłam zza krzaków, chłopaki się na mnie dziwnie patrzyli, jakby byli ciekawi co tam robiłam..
Pojedliśmy sobie i to bardzo, piliśmy pyszną herbatkę z cytryna i cukrem, przygotowaną przez Ciocię Konrada, albo nawet samego Konrada..w każdym razie wszystko było przygotowane super, jedzenia dużo, więc każdy objadł się baaaardzo ;]

Odpoczywaliśmy, gadaliśmy, żartowaliśmy. W pewnym momencie przyjechała samochodem żona kolegi Grzesia i trochę z Nami posiedziała.
Niestety z upływem dnia zbliżały się chmury, które mogły oznaczać, albo deszcz, albo tylko miały Nas postraszyć, byśmy szybciej wyjechali do domu..

Tymczasem…

Rozkoszujemy się jedzeniem.. i nie tylko ;) © uluru



Tomuś spragniony odpoczynku ;) © uluru



I widok na pole po drugiej stronie pikniku..


Po drugiej stronie tylko pola © uluru



..i na niebo..

Słonko Nas rozpieszczało © uluru




Około godziny 15 postanowiliśmy się zbierać do domu, by do niego za późno nie dojechać.
Poskładaliśmy wszystko, podziękowaliśmy pięknie Cioci Konrada i wyruszyliśmy do domu..

Trasa powrotna była nieco inna, gdyż pierwotnie miała przebiegać swą większą częścią przez asfalt..ale nie powiedziałabym. Tym razem było chyba o wiele więcej piachu, którym byliśmy wszyscy szczerze zmęczeni. Jednak widoki rekompensowały całe zmęcznie..przynajmniej moje ;)

Na końcowym odcinku dojechaliśmy do drogi, którą już znaliśmy, drogi z Wysokiego Koła.
Dalej była Łęka, Jaroszyn..


Powrót do domu... © uluru



..Stary most w Puławach, ogródki działkowe, ścieżka rowerowa i wreszcie Włostowie, gdzie trójka z Nas, czyli Konrad, Mecenas i Ja rozjechaliśmy się do domów. Pozostałych kolegów zostawiliśmy tuz za mostem, bo mieszkają w innych niż my kierunkach ;)
Wszyscy marzyli tylko o jednym – gorącej kąpieli i czystym ubraniu ;]



Powiem szczerze, że miejscami nie miałam już siły, szczególnie na podjazdach, ale zaciskałam zęby i jechałam dalej. Chłopaki pytali się czy daję radę, a od Mecenasa, wielokrotnie usłyszałam słowa szacunku, że w takim stanie zdrowia jestem w stanie jechać
i jeszcze mi się chce i wcale nie jadę na samym końcu.
A właśnie, musze się przyznać, iż jechałam na początku Naszej grupy rowerowej i chociaż czasem na piachu prowadziłam rower, to w sumie jestem z siebie bardzo dumna, że mimo trzymającego mnie wciąż przeziębienia byłam w stanie zrobić blisko 73 km..mogłabym powiedzieć, że prawie SETKA ;)))

Dzisiaj kiedy to piszę, czyli we wtorek, wcale mnie tak nogi nie bolą jak myślałam i chociaż katar trzyma i kaszel też, to jestem dumna z siebie, z tego, że tyle przejechałam i nie poddałam się, mimo wszystko ;))

Poza tym tak sobie myślę, że gdyby nie mój stan zdrowia to bym pokręciła się po mieście by dobić do 100-tki..ale zostawię to sobie na następny raz..

Wiem jednak, że SETKA jest w zasięgu moich pedałów ;]

P.S. Mój Kołcz powinien być ze mnie dumny ;)))


Z POWODÓW TECHNICZNYCH ZAPRASZAM
cz. PIERWSZA

cz. DRUGA

Wieczorne wyganianie wirusa ;) Wpis skończony

Piątek, 29 kwietnia 2011 | dodano: 29.04.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(12) 22.27 km (0.00 km teren), czas: 01:19 h, avg:16.91 km/h, prędkość maks: 27.40 km/h
Temperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Na wieczór umówiłam się z Kamilem, co by wypędzić wirusa i nie stracić kondycji, której już trochę nabrałam ;)

Niestety ponieważ jestem, jak to napisał Kamil "sponiewierana przez chorobę", zażywszy garść leków i wypiwszy gorące mleko z miodem, dzisiaj tylko tyle jestem w stanie napisać..

Było fajnie, za co dziękuję kołczowi!! i do następnego ;))

P.S. pozostałej treści wpisu i paru fotek oczekujcie jutro..na pewno się pojawią ;]

Tak więc jak obiecałam dzisiaj dokańczam swój wpis..
Nie jest tak źle po wczorajszej jeździe jak podejrzewałam, że będzie ;) Obawiałam się bolącego gardła..ale da się przeżyć..najgorsze jest to, że męczy katar i to on jest teraz najbardziej upierdliwy ;/

No nic..wracając do wczorajszego wieczoru, ledwo Kamil wyjechał zza swojej bramy a tu laczek..no nie ale czad ;) No nieźle zapowiadała się Nasz wypadzik..
Ale przy okazji miałam szybki kurs zmiany opony..no i chyba jeszcze to muszę przećwiczyć w domowym a raczej podwórkowym zaciszu ;]

Dalej już miało być tylko lepiej, tak więc dojechaliśmy do miasta, ja co chwila pociągając nosem i kaszląc. Propozycje były dwie - albo miastem taki lajcik, albo na Azoty..decyzja należała do mnie. Wybrałam Azoty..a co tam ;)

No to śmy śmiegnęli, niestety po drodze okazało się, że padły baterie w moje magicznej lampce..no i tym razem Kamil, a raczej jego lampki, oświetlały mi drogę przed siebie..hehe

Wczoraj delikatnie, tylko mała pętla na punkt widokowy..co bym płuc nie wypluła a i tak uważam, że nieźle sobie radę dałam ;))

Trocheśmy sobie postali, pogadali, pofocili..


Rowery dwa przy punkcie widokowym ;) © uluru



Oko w oko..dwie Meridy © uluru


Widok jest imponujący © uluru


Niesamowite © uluru


Ten widok się nie nudzi © uluru



..po ostatniej fotce Kamilowi wysiadły baterie w aparacie..czyli wypad z "przygodami"

..w końcu pojechaliśmy drogą powrotną, czyli obok stacji Puławy Chemia, lasek, mostek na rzece Kurówce, na ścieżkę rowerową prowadząca do ulicy Wróblewskiego.

Muszę przyznać, że jazda bez przedniej lampki to prawie jak chodzenie po ciemku..ale Kamil jechał przede mną, a że miał dwa oświetlenia, to ja za nim jak ta ćma..;]

Potem jeszcze po mieście, tradycyjnie ulicą Partyzantów, Mickiewicza, Słowackiego, Lubelska, uliczkami osiedla Niwa, Gościńczyk, Skowieszyńska, Kazimierska, Lipowa, Norblina, Dwernickiego, Emilii Plater, Kilińskiego, Tokarska, Ślusarska.

Wypad fajny, bardzo się nawet nie zmęczyłam ;))
Ale rzeczywiście czuć, że choroba odbiera człowiekowi siły witalne ;/

Dzisiaj zobaczmy, może pojeżdżę troszkę po południu, ale tylko delikatnie ;))




Uziemiona przez wirus!!!!!!!!!!!!!

Środa, 27 kwietnia 2011 | dodano: 27.04.2011Kategoria Refleksje Rower:
Komentarze(16) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

No rzesz w mordę, dlaczego??
Dlaczego teraz akurat kiedy pogoda cudna za oknem a moja Dżulieta usycha ;///

Znaczy się mam pecha, albo po prostu tak miało być - chociaż w takie rzeczy nie wierzę..i podejrzewam, gdzie się tak załatwiłam i na pewno nie na rowerze ;)

Ło matko, z nosa zaczyna lecieć, bo zatoki się odtykają, gardło boli jak skurczybyk, wogóle nie mogę mówić, a jak już coś powiem to brzmię jak zdarta płyta..makabra ;/
Poza tym temperatura moje ciała rośnie z godziny na godzinę a ból mięśni powoduje niedowład całego ciała...

Kurdesz, dawno się tak nie załatwiłam...krzyczeć będę albo co!!!

Aplikuje sobie wszystko co się da, by jak najszybciej wygrać z tym cholerstwem i tylko biedna moja wątroba i żołądek, bo muszą te ilości leków jakoś "przeżyć".

Muszę zdrowa być, bo w poniedziałek 2 maja szykuje się rowerowa majówka ;) no i nie mogę dać ciała..

Tak więc będę leżeć plackiem i się wygrzewać, by jak najszybciej wrócić do formy;]


W ramach zaczerpnięcia świeżego powietrza chwilkę połaziłam po ogródku..



Powoli zaczyają kwitnąć truskawki ;))) © uluru


Taki tam tulipan... © uluru


I jeszcze inna wersja kolorystyczna ;) © uluru


Ahh jaki śliczny jestem.. © uluru



Niedawno mój tata wyprowadził ROMKA na spacer, ale niestety nie dał się przekonać bym pojechała z nim, chociaż aż mnie wszystko swędzi, żeby uciec na Dżuliecie gdziekolwiek, byle by popedałować ;)))

Zresztą sami rozumiecie jak to jest...

W dobrym towarzystwie nawet wiatr nie przeszkadza :)

Wtorek, 26 kwietnia 2011 | dodano: 26.04.2011Kategoria Robotniczo, W towarzystwie Rower: JULIET 40-V
Komentarze(8) 3.68 km (0.00 km teren), czas: 00:13 h, avg:16.98 km/h, prędkość maks: 25.20 km/h
Temperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Ehh..miałam dzisiaj ciężki dzień, głównie ze względu na mega niewyspanie oraz jakiegoś wirusa, który mnie z uporem maniaka postanowił zaatakować ;/
Tylko skubaniec wybrał sobie dosyć kiepskawy termin, bo zapowiadają ładną pogodę a mnie się chce kręcić tu i tam...

Nic to zobaczymy, jak rozwinie się ta sytuacja ;) oby została zgnieciona w zarodku..szczęściem dla wszystkich ;]

Tak więc dotrwałam do 15 godziny i wyruszyłam do domciu..no i moim oczom nagle ukazał się "Wściekły" ;)
Myślałam, że mnie minie i popędzi dalej przed siebie, ale zyskała towarzysza w drodze powrotnej do domu ;}
Na ulicach tłumy, rowery i ludzie przenikają się na chodnikach.
Trochę dzisiaj wiało, ale ja jakoś tego zjawiska pogodowego bardzo nie odczułam...
Zostałam, grzecznie "odstawiona" po Majkowe przedszkole i Kamil dalej gdzieś poleciał. Dzięki ;)

Potem to już było tylko gorzej, i tak jest do teraz, bo, uzbroiwszy się w arsenał przeróżnych leków, walczę z wirusem, co by mnie nie rozłożył na łopatki..

Trzymajcie kciuki, może to coś pomoże w jego odpędzaniu ;))

p.s. niestety za brakło weny na zdjęcia ;/

Powtórka z rozrywki

Wtorek, 26 kwietnia 2011 | dodano: 26.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia Rower: JULIET 40-V
Komentarze(0) 4.49 km (0.00 km teren), czas: 00:17 h, avg:15.85 km/h, prędkość maks: 25.70 km/h
Temperatura:8.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Pierwszy dzień po Świętach..oj ciężko, ciężko, szczególnie kiedy trzeba było wykorzystać do cna poprzedni wolny wieczór ;-)
Tak to czasem bywa, że zabawa bierze górę nad rozsądkiem, ale..najważniejsze, że to co miało się udać to się udało, a reszta jakaś tam będzie ;]
Tak więc po czterech godzinach snu i z wrażeniem, że rozkłada mnie jakieś choróbsko wsiadłam rano na rower.
Majkę podwiózł dzisiaj dziadek do przedszkola..pogoda jest śliczna, już nie 4*C a 8*C, którą to różnicę czuć bardzo. Drzewa są przepięknie zielone i rano widać jak miasto powoli budzi się ze snu...

Trasa klasyczna:
Ślusarska-Tokarska-Kilińskiego-Norblina-kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Aleja Partyzantów-PIWET

Dziś będzie ciężko dzień w robocie i już marzy mi się cieplutkie łóżeczko ;))

Piątkowe rowerowo ogródkowe..CZĘŚĆ DRUGA

Piątek, 22 kwietnia 2011 | dodano: 26.04.2011Kategoria Z Majką Rower:
Komentarze(9) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Piątkowym popołudniem zjechała na Włoście Majka06, zwana krasnalem ogrodowym, czy po prostu Majką J
Wielka radość nastała w domu...jakby nie było, po tygodniu nieobecności można zatęsknić ;]
Poza tym jak to przed Świętami, należałoby porobić coś w domu, albo chociaż sprawiać wrażenie, że się coś robi..
Dlatego po obowiązkowych przedświątecznych czynnościach, postanowiłam umyć swoją Dżuliete, bo się troszkę ostatnio przykurzyła ;)
Wcześniej prowadziłam ożywioną dyskusje, która z Nas, czyli Majka06 czy Uluru będzie myła rower mamy..i okazało się, że trzeba iść na daleko posunięty kompromis ;]

Zanim wszystkie niezbędne akcesoria zostały naszykowane Majka wsiadła na swój rowerek by sprawdzić, czy aby przez ten tydzień nie zapomniała jak się jeździ..

Majka w swoim żywiole © uluru


"Ogrodowy krasnal" © uluru



Zabrałyśmy się do roboty...

Dzulieta w rękach Majki © uluru


a to zdjęcie autorstwa mojej córci

Uluru czyści swoja maszynę © uluru



O tym co się działo, kiedy mama myła rower i jakie jeszcze zdjęcia zrobił krasnal dowiecie się z jej bloga ;)


Po umyciu należało rowerową słit focie wykonać..
w duecie

Piękny z nich duet © uluru


Rowery dwa..a w tle mała bikerka © uluru



i solo

Czysty rumak Ani © uluru



Potem skorzystałam z okazji, że mam trochę więcej czasu i słonko jeszcze nie zaszło
i zrobiłam małą sesję zdjęciową budzącego się do życia ogrodu ;]

"Wejście" do warzywnika © uluru


Majka podlewa kwiatuszki © uluru


Roślinki na skalniaku © uluru


Są różowe © uluru


I fioletowe.. © uluru







Eszeweria © uluru


Jakaś gruboszowata roslinka.. © uluru


Widok na roślinność ogrodową © uluru


Frontowa część działki i dom © uluru


Żółto-pomarańczowy żonkil © uluru




Na koniec chciałabym Wam pokazać zabytek klasy zerowej, czyli rower, jakim niewielu pewnie rowerzystów jeździ. Rower należał niegdyś do mojego brata, a teraz do mojego taty.

Wymaga porządnego czyszczenia i obowiązkowej wizyty w serwisie ;)
Generalnie to niezły sprzęt, tylko ciężko jeździ się nim po piachu, jakich pewnie podobnych doznań doświadczył DaDasik, jeżdżąc w terenie ;)

Oto i on:

Zabytek klasy zerowej - ROMET WAGANT © uluru



Pięknie czerwony ROMEK © uluru




Jestem ciekawa w jakim kierunku pójdzie jego modernizacja, chociaż ja na pewno postaram się by zmyć z niego cały bagaż brudu, jaki na sobie nosi..
Reszta należy do właściciela..

Kac po bezrowerowym dniu, zrekompensował przyjazd krasnala ogrodowego oraz bezcenny czas spędzony o ogródku ;)))

Piątkowe bezrowerowo ;( część PIERWSZA

Piątek, 22 kwietnia 2011 | dodano: 25.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia, Spacerowo Rower:
Komentarze(4) 0.00 km (0.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:0.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:24.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Dzisiejszego dnia stało się, to czego się najbardziej obawiałam, czyli dopadł mnie poranny leń no i chyba poczwartkowe zmęczenie..
Rano postanowiłam wsadzić swoje szanowne cztery litery do samochodu i pojechałam do pracy, gdzie po około trzech godzinach okazało się, że można wcześniej iść do domu ;))
No i tak jak rano było dosyć chłodno, tak po wyjściu z pracy doznałam szoku termicznego, gdyż po 10 rano było już grubo około 10 stopni, jak nie więcej :]
I tu pierwszy raz pożałowałam, że nie wzięłam roweru, pogoda wręcz krzyczała, by z niej aktywnie skorzystać..cóż
Dlatego też postanowiłam w ramach spaceru do domu, co zajęło mi około godziny, ale to był rzeczywiście spacer na lajcie, czyli bez żadnych ciśnień na przygotowania Świąteczne, porobić parę fotek z drogi do domu ;)

Zanim jednak udało mię sfocić drzewko koło pracy, ale miałam oczy i uczy otwarte, czy przypadkiem jakiś strażnik nie przyjdzie i nie zwróci mi uwagi, chociaż tak naprawdę nie wiem, czy jest gdzieś napisane, że nie można na terenie Instytutu robić zdjęć..

Roślinki przed Instytutem.. © uluru


Dalej szłam ulicą Partyzantów

Droga w kierunku roboty...i puławskiego PKP © uluru


Kierunek - miasto, dom © uluru



Dalej minęłam puławski Szpital

Puławski Szpital zza drzewami © uluru


i doszłam do Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji

MOSiR w Puławach - prężny ośrodek sportu © uluru


gdzie chodzimy z Majką na basen, a sam w sobie ośrodek jest bardzo prężny i co chwila odbywają sie tam jakieś imprezy sportowe, m.in. turnieje tańca, wycieczki rowerowe, kajakowe spływy, turnieje, piłki ręcznej czy siatkowej i wiele innych..

Przeszłam przez centrum miasta, temperatura rosła, słońce dawało nieźle z nieba. Po drodze minęłam rowerzystę, który jest bardzo charakterystyczny w Naszym mieście. Otóż chłopak ma cały biały rower - dosłownie biały..istne cudo ;) tylko ile on musi mieć czyszczenia, kiedy po każdej jeździe jest zakurzony..hehe

Droga prowadząca wprosto do Parku Czartoryskich © uluru


Tak sobie szłam dochodząc powoli do ulicy Kazimierskiej, czyli prowadzącej do Kazimierza Dolnego nad Wisłą

Willa Samotniana skrzyżowaniu ulic Zielona-Skowieszyńska i Czartoryskich © uluru



a to uliczki poboczne


Ulica Skowieszyńska © uluru


Dalszy ciąg ulicy Skowieszyńskiej © uluru



Ulicą Skowieszyńską dochodzimy do ulicy sławetnej ulicy Gościńczyk, gdzie z zainteresowaniem śledzimy jej budowę ;)

Niezły podjazd na ulicy Gościńczyk © uluru



To nowe światła na Gościnczyków - ciekawe kiedy zostaną urochomione © uluru


Modernizowana ulica Gościńczyk © uluru


Dalej uliczkami osiedlowymi bezpośrednio do domu..

Ulica Norblina © uluru


i jeszcze jedno strategiczne miejsce na osiedlu..

Miejsce spotkań dwóch bikerów ;) © uluru



a na koniec Lilia

Oto Lilia © uluru



A potem to już trzeba było porobić conieco w domu, a poza tym powoli zbliżała się godzina powrotu, jak to nazwał kolega
Dynio ,
krasnala ogrodowego ;)))

Off-road spontan..z mapką

Czwartek, 21 kwietnia 2011 | dodano: 21.04.2011Kategoria Początki, W towarzystwie, off-road Rower: JULIET 40-V
Komentarze(18) 35.26 km (16.00 km teren), czas: 02:19 h, avg:15.22 km/h, prędkość maks: 28.90 km/h
Temperatura:19.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Dzisiaj miał być spontan..ale najpierw spokojnie osiedlowymi uliczkami do czarnego szlaku prowadzącego do drogi na Skowieszyn. Najpierw było spokojnie,. póki nie wjechaliśmy w las, niestety pierwsza przeszkoda, to bardzo głęboki piach, na którym niejeden by nie dał sobie rady.
No ale dojechaliśmy do wąwozu, gdzie tym razem wybraliśmy opcję lajtową, bo Kamil się martwił, że mogę nogę tam złamać ;)
No i pojechali...gałęzie, piach, konary, dołki i takie tam zajebiaszcze uroki terenu.
Wjechaliśmy na górkę i trza było focie strzelić:

Stamtąd przyjechaliśmy © uluru


Kapliczka w drodze na Skowieszyn © uluru


Kmail foci nowym sprzętem ;) © uluru


Zachodzące słońce © uluru


Dalej do Skowieszyna, przez Starą Wieś. Przyznam się osobiście, że nie znam tych terenów a Kamil, oprócz tego, ze jest dobrym Kołczem, to dobrze zna okoliczne tereny..chociaż później okazało się trochę inaczej ;)

Wjechaliśmy do Końskowoli, gdzie przejechaliśmy kawałek i skierowaliśmy się na Rudy... no i tu zaczął się prawdziwy spontan, hardcore czy jak wolicie off-road;]

Ale najpierw ujrzawszy obiekt coraz większych zainteresowań, tych co jeżdżą
w las, czyli ambonę koniecznie trza było słit focie machnąć ;)
Ambona trochę się trzęsła..ale co tam. jakaś adrenalina musi być zresztą chyba mam motto rowerowe: "Wypad bez ambony to wypad zmarnowany" hehehe


Słit focia © uluru



Taki otro widok, kiedy tam wlazłam © uluru



Widok z ambony - tam potem pojechalismy © uluru


Tylko nie patrz w dół ;) © uluru


Musiałam zejść ;/ © uluru



No i tu się zaczęła część druga off-roadu...
W las wjechalśmy na czuja, bo okazało się, że Kamil tu nie był..ale co tam jedziemy, wkońcu co dwie głowy to nie jedna ;)
No i tak lataliśmy pomiędzy gałęziami, trochę po piachu, konarach..
Chociaż dla mnie i dla Dzuliety to nowość, było uhh..szkoda słów

Tak przedzieraliśmy się przez las, a w pewnym momencie już przez chaszcze i w pewnym momencie usłyszeliśmy odgłosy jadących samochodów. Hurraaaa..byliśmy uratowani, cywilizacja jest blisko.
No i tak, jak te ćmy do światła leźliśmy między ostrymi gałęziami do przodu.

Nasze zmagania z chaszczami zostały nagrodzone, gdyż ujrzeliśmy szosę i wyjazd na Biowet ;] Wyglądaliśmy trochę dziwnie, bo nie wyszliśmy normalną ścieżką, oddaloną od nas kilkadziesiąt metrów, tylko jak buszmeni ze swego lasu ;)

Dalej już koło zakładu i wzdłuż wodociągu pojechaliśmy na ścieżkę prowadzącą na Azoty i tez nią skierowaliśmy się na punkt widokowy. Tam chwilę pogadaliśmy, sfociliśmy nieco i pojechaliśmy dalej.

Rowery dwa na punkcie widokowym ;) © uluru


Oboje dzisiaj wyszliśmy w krótkich spodenkach, ale tam koło lasku, nagle zrobiło się odrażająco zimno..brrrrrr

Potem ruszyliśmy w kierunku ścieżki na Wróblewskiego i w pewnym momencie Kamil miałby darmowego kuraka na obiad, bo o mały włos nie rozjechałby kuropatwy..ale dzięki mojej spostrzegawczości i swojemu refleksowi oba kuraki uszły z życiem.

Kamil chciał Parkiem wrócić do domciu, ale niestety brama była zamknięta i objedliśmy się smakiem..
Ale za to sfociliśmy pięknie oświetloną Osadę Pałacową

Park Czartoryskich wieczorową porą © uluru


Osada Pałacowa nocą © uluru



Potem już miasteczkowymi uliczkami pojechaliśmy do domciu..Pogadaliśmy pod brama i rozeszliśmy się głodni i zmęczeni (przynajmniej ja) do swych domów..

Kamil mnie dzisiaj nieźle "przegonił", ale było fantastycznie..oby więcej takich spontanów ;}
Dzięki Kamil wielkie ;) i do następnego!!

Dodaje mapkę, tylko w lesie za Rudami to był totalny spontan, bez żadnej konkretnej ścieżki.."na czuja" ;))