- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Nie smarujesz, nie jedziesz :)
Piątek, 27 maja 2011 | dodano: 27.05.2011Kategoria Sprzęt, W towarzystwie Rower:
Komentarze(5)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wreszcie przyszła pora na wyczyszczenie łańcucha i nie tylko w mojej Dżuliecie ;)) należy jej się to za ponad 600 kaemów przejechanych po różnym jakże terenie. Ktoś mógłby się stuknąć w głowę i rzec, że po co i wogóle dlaczego takie czyszczenie..ale przecież o rower trzeba dbać jak o dziecko :]
Wkońcu rower dostarcza Nam wielu cudownych chwil, pokonujemy na nim swoje słabości, polepszamy statystyki, rywalizujemy (oficjalnie, czy też nie), poprawiamy kondycję a przy okazji oglądamy conieco okolicy swej bliższej czy dalszej, a wszystko to pokazując tutaj na tej stronie, gdzie tysiące zapewne podobnych do Nas wariatów rowerowych gdzieś co dzień pędzi :)))
Tak więc wracając do tematu..zakupiłam wcześniej spinki do łańcucha.
Oczywiście gdyby nie pomoc
Kamila pewnie bym sobie nie poradziła.
Także nie obędzie się bez słodzenia;]
Spinki zakupione, wolne po południe znalezione i czas na zaprowadzenie swojej dziewczyny do stajni Wściekłego :))
W całym wydarzeniu towarzyszyła mi Majka gdyż nie miałam dla niej opieki na tenże czas..i obawiała się czy aby tylko będzie grzeczna i za bardzo w kwiatki wchodzić nie będzie..
Kiedy dotarłyśmy, zostałyśmy mile przyjęte i wpuszczone za ogrodzenie moim oczom ukazało się idealnie przygotowane miejsce, do wcześniej wspomnianego zabiegu ;]
A więc do dzieła...
Myślę, że przebiegu akcji nie będę opisywać, gdyż przed wpuszczeniem w siec wpisu nie uzyskałam autoryzacji głównego sprawcy zamieszania, więc może po krótce napiszę, że całą robotę odwalił Kamil, za co mu WIELKIE DZIEKI!!!
Były białe pudrowe rękawiczki, była benzyna, był shake, szczoteczka do zębów, ściereczki :)..a w tle wstrętne muszyska :/
OFC fotki tez są
W międzyczasie były rozmowy o pogodzie i małe zwiedzanie ogrodu ;)
..a Majka bawiła się na kupce piachu..
Na koniec czyszczenie kasety, przerzutek i wspomniane wcześniej smarowanie..wkońcu jest bardzo ważne ;)) wszyscy bikerzy to wiedzą ;]
A po skończonej pracy były podziękowania i rachunek...;]
jeszcze raz DZIĘKI BARDZO :))))
Wkońcu rower dostarcza Nam wielu cudownych chwil, pokonujemy na nim swoje słabości, polepszamy statystyki, rywalizujemy (oficjalnie, czy też nie), poprawiamy kondycję a przy okazji oglądamy conieco okolicy swej bliższej czy dalszej, a wszystko to pokazując tutaj na tej stronie, gdzie tysiące zapewne podobnych do Nas wariatów rowerowych gdzieś co dzień pędzi :)))
Tak więc wracając do tematu..zakupiłam wcześniej spinki do łańcucha.
Oczywiście gdyby nie pomoc
Kamila pewnie bym sobie nie poradziła.
Także nie obędzie się bez słodzenia;]
Spinki zakupione, wolne po południe znalezione i czas na zaprowadzenie swojej dziewczyny do stajni Wściekłego :))
W całym wydarzeniu towarzyszyła mi Majka gdyż nie miałam dla niej opieki na tenże czas..i obawiała się czy aby tylko będzie grzeczna i za bardzo w kwiatki wchodzić nie będzie..
Kiedy dotarłyśmy, zostałyśmy mile przyjęte i wpuszczone za ogrodzenie moim oczom ukazało się idealnie przygotowane miejsce, do wcześniej wspomnianego zabiegu ;]
A więc do dzieła...
Myślę, że przebiegu akcji nie będę opisywać, gdyż przed wpuszczeniem w siec wpisu nie uzyskałam autoryzacji głównego sprawcy zamieszania, więc może po krótce napiszę, że całą robotę odwalił Kamil, za co mu WIELKIE DZIEKI!!!
Były białe pudrowe rękawiczki, była benzyna, był shake, szczoteczka do zębów, ściereczki :)..a w tle wstrętne muszyska :/
OFC fotki tez są
Dzisiaj moja Dżulieta zawisła na wieszaku ;)© uluru
Ujęcie z drugiej strony..© uluru
Tu już bez jednego koła ;]© uluru
Majka pozuje przy jednokołowej Dzuliecie :)© uluru
Dżulieta pozbawiona kól stoi na głowie :)© uluru
Już zostały same koła..© uluru
W międzyczasie były rozmowy o pogodzie i małe zwiedzanie ogrodu ;)
Kwiatki u Kamila w ogródku :)© uluru
Różowe też były..© uluru
..a Majka bawiła się na kupce piachu..
Majka bawi się w piachu, albo raczej na piachu ;]© uluru
Majka na szczycie :))© uluru
Na koniec czyszczenie kasety, przerzutek i wspomniane wcześniej smarowanie..wkońcu jest bardzo ważne ;)) wszyscy bikerzy to wiedzą ;]
A po skończonej pracy były podziękowania i rachunek...;]
jeszcze raz DZIĘKI BARDZO :))))
Tradycyjnie w Dniu Matki :)
Komentarze(11) 8.98 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:18.58 km/h, prędkość maks: 30.80 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj koniecznie musiałam pojechać do pracy na rowerze, bo czułam że mnie zaczyna nosić bez pedałowania :)
Tak więc w myśl powszechnie znanego powiedzenia: "dzień bez roweru dniem straconym", ubrałam się rano rowerowo, Majkę wsadziłam Dziadkowi do samochodu i popedałowałam do przedszkola ;]
Tam się szybko przebrałyśmy w kapcie i takie tam, po czym "poleciałam" do pracy, bo jak zwykle spóźniona już byłam nieco..
W domu przed wyjściem moje ukochane dziecię podarowało mi pudełeczko Rafaello z okazji oczywiście Dnia Matki ;))) i zaśpiewało mi Sto Lat..
Ach..dla takich chwil wart żyć!!!
Kiedy dotarłam do pracy, okazało się, że stoi nowy dodatkowy stojak na rowery..ktoś pomyślał nareszcie i zobaczył, że rowerzystów robi się coraz więcej.
A żeby nie było, że tak nie jest to fotki
Po robocie trzeba było szybko do domciu, bo prezent mamci kupić wypada :) a tu na złość wmordewind ale co tam pedałowałam z całych swoich sił i chyba nawet nieźle mi to wyszło (jak na mnie oczywiście :))
Poza tym wiatrzychem pogoda cudna, ciepło i jakoś tak..ahh :]
Dotarłam do domu i czym prędzej skoczyłam do sklepu...
Oto dzieło mojego dziecka na Dzień Matki...
...jakby ktoś nie zauważył, mam na sobie korale z makaronu surowego ;) wierzcie mi, dawno takiego prezentu nie dostałam :))
A do tego zaproszenie na występ w postaci serduszka
A oto co ja kupiłam mojej mamie
Dzień udany..ale głód rowerowy wciąż rośnie :))
Tak więc w myśl powszechnie znanego powiedzenia: "dzień bez roweru dniem straconym", ubrałam się rano rowerowo, Majkę wsadziłam Dziadkowi do samochodu i popedałowałam do przedszkola ;]
Tam się szybko przebrałyśmy w kapcie i takie tam, po czym "poleciałam" do pracy, bo jak zwykle spóźniona już byłam nieco..
W domu przed wyjściem moje ukochane dziecię podarowało mi pudełeczko Rafaello z okazji oczywiście Dnia Matki ;))) i zaśpiewało mi Sto Lat..
Ach..dla takich chwil wart żyć!!!
Kiedy dotarłam do pracy, okazało się, że stoi nowy dodatkowy stojak na rowery..ktoś pomyślał nareszcie i zobaczył, że rowerzystów robi się coraz więcej.
A żeby nie było, że tak nie jest to fotki
Mieszczuch w nowym stojaku© uluru
Dżulieta w towarzystwie obcego...chyba Authota :)© uluru
Po robocie trzeba było szybko do domciu, bo prezent mamci kupić wypada :) a tu na złość wmordewind ale co tam pedałowałam z całych swoich sił i chyba nawet nieźle mi to wyszło (jak na mnie oczywiście :))
Poza tym wiatrzychem pogoda cudna, ciepło i jakoś tak..ahh :]
Dotarłam do domu i czym prędzej skoczyłam do sklepu...
Oto dzieło mojego dziecka na Dzień Matki...
Słit focia z koralami z makaronu :)© uluru
...jakby ktoś nie zauważył, mam na sobie korale z makaronu surowego ;) wierzcie mi, dawno takiego prezentu nie dostałam :))
A do tego zaproszenie na występ w postaci serduszka
Zaproszenie na występ z okazji Dnia Mamy :)© uluru
A oto co ja kupiłam mojej mamie
Storczyk do kolekcji dla mamy mojej :))© uluru
Kwiaty z bliska..© uluru
Dzień udany..ale głód rowerowy wciąż rośnie :))
Miłe zakończenie ciężkiego dnia pracy :))
Komentarze(9) 13.86 km (0.00 km teren), czas: 00:40 h, avg:20.79 km/h, prędkość maks: 31.80 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Przez ostatnie parę dni mnie nie było, co spowodowane było rodzinnymi wyjazdowymi uroczystościami :) generalnie powiem, że było fantastycznie ;]
Niestety do dzisiaj odczuwam skutki zbyt dużego apetytu :/
Wracając do tematu, to miałam ciężki dzień w pracy z tego względu, że był bardzo pracowity a po południu uczestniczyłam w warsztatach, które w sumie trwały do godziny 18. Byłam zmęczona jak dawno, ale rekompensatą było zaproszenie na kolację do zajazdu położonego za miastem :))
Po pracy pomyślałam sobie, że szkoda by było nie skorzystać z tak cudownej pogody. Początkowo były plany na Azoty samotnie, ale ze względu na czas postanowiłam pojeździć po mieście..
W efekcie pojechałam na Bulwar...i było warto ;]
Pogoda dopisywała, ludzi coraz więcej, na tamie też a nawet, z powodu iż Wisła nieco opadła ktoś zawędrował na przedłużenie tamy, mała a'la wysepkę.
Posiedziałam chwile i pojechałam w kierunku domu, zahaczając o park.
Nie miałam dzisiaj najlepszego sprzętu do fotografowania, bo nie ukrywam, ale mój kalkulator niezbyt dobre zdjęcia robi przy dużym słońcu.
Przejeżdżając przez park w pewnym momencie dojrzałam na wodzi cos takiego..
..wyglądało to coś jak worek, z przodu miało jakąś drewnianą konstrukcję a na niej jakby lustro z małym okienkiem. Podejrzewam, że służy do oglądania ptaków, albo...jak ktoś ma jakiś pomysł to niech pisze ;)
Potem już szybko tradycyjna trasą, czyli ulicą Kazimierską i osiedlowymi uliczkami do domu, szybko przebrać się w strój wieczorowy :))
Na koniec dodam, że we wtorek w skrzynce pocztowej znalazłam liścik a w nim osłonkę neoprenową MERIDA. Otrzymałam go od blogowego kolegi DYNIA , któremu wszem i wobec chcę jeszcze raz PODZIĘKOWAĆ :))))))
Jak tylko będę miała lepsze zdjęcie to wrzucam ;]
Niestety do dzisiaj odczuwam skutki zbyt dużego apetytu :/
Wracając do tematu, to miałam ciężki dzień w pracy z tego względu, że był bardzo pracowity a po południu uczestniczyłam w warsztatach, które w sumie trwały do godziny 18. Byłam zmęczona jak dawno, ale rekompensatą było zaproszenie na kolację do zajazdu położonego za miastem :))
Po pracy pomyślałam sobie, że szkoda by było nie skorzystać z tak cudownej pogody. Początkowo były plany na Azoty samotnie, ale ze względu na czas postanowiłam pojeździć po mieście..
W efekcie pojechałam na Bulwar...i było warto ;]
Ogromne słońce :))© uluru
Tama na Wiśle© uluru
Puławski Bulwar© uluru
Pogoda dopisywała, ludzi coraz więcej, na tamie też a nawet, z powodu iż Wisła nieco opadła ktoś zawędrował na przedłużenie tamy, mała a'la wysepkę.
Posiedziałam chwile i pojechałam w kierunku domu, zahaczając o park.
Nie miałam dzisiaj najlepszego sprzętu do fotografowania, bo nie ukrywam, ale mój kalkulator niezbyt dobre zdjęcia robi przy dużym słońcu.
Przejeżdżając przez park w pewnym momencie dojrzałam na wodzi cos takiego..
Takie coś dziwnego płynęło na Łasze© uluru
..wyglądało to coś jak worek, z przodu miało jakąś drewnianą konstrukcję a na niej jakby lustro z małym okienkiem. Podejrzewam, że służy do oglądania ptaków, albo...jak ktoś ma jakiś pomysł to niech pisze ;)
Park cały zielony© uluru
Słońce mocno świeciło© uluru
Potem już szybko tradycyjna trasą, czyli ulicą Kazimierską i osiedlowymi uliczkami do domu, szybko przebrać się w strój wieczorowy :))
Na koniec dodam, że we wtorek w skrzynce pocztowej znalazłam liścik a w nim osłonkę neoprenową MERIDA. Otrzymałam go od blogowego kolegi DYNIA , któremu wszem i wobec chcę jeszcze raz PODZIĘKOWAĆ :))))))
Oryginalna osłonka MERIDA :)© uluru
Jak tylko będę miała lepsze zdjęcie to wrzucam ;]
Nareszcie terenowo :)
Czwartek, 19 maja 2011 | dodano: 20.05.2011Kategoria off-road, W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(5)
33.00 km (8.50 km teren), czas: 02:10 h, avg:15.23 km/h,
prędkość maks: 32.00 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wybaczcie, że dopiero dzisiaj robię wpis, ale wczoraj kiedy wróciłam do domu to padłam na łóżko jak zabita..i nie spowodowane to było jazdą na rowerze tylko permanentnym zmęczeniem organizmu ;/
Ale wracając do wczorajszego dnia, nieco wcześniej niż zwykle udało Nam się wyjechać z Kołczem :)
Dla zainteresowanych, czemu akurat wieczorem jeździmy napiszę, że wracam do domu z pracy bliżej 16 a potem no wiadomo dzieckiem trzeba się zająć, a nie zawsze dziadkowie mogą przejąć opiekę na Majką..
Dlatego też najbezpieczniejsza porą jest pora kiedy "krasnal ogrodowy" zostanie spacyfikowany :)
Pogoda jak na wieczór była cudna, oboje mieliśmy krótkie rękawki i krótkie spodenki :)
W planach miał być las i taki był ;] uliczkami osiedlowymi pojechaliśmy poprzez ulicę Ceglaną do lasu i dalej osiedlem Górna.
W lesie jak to w lesie cisza, spokój, ptaszki śpiewają a w powietrzu unosi się taki specyficzny "leśny" zapach..cud malina :) no pomijam coraz większą ilość robactwa latającego tu i tam :/
Wyjechaliśmy z lasu i pierwsze fotki zrobione..
Pojechaliśmy dalej polnymi ścieżkami poprzez piach, miejscami bardziej ubite podłoże, fantastycznie nierówny teren oraz wzniesienia ;))..dla mnie bomba
Jechaliśmy dalej w kierunku Starej Wsi by po zjeździe z górki zawitać do Końskowoli..
Stamtąd ponownie na Rudy do lasu..no i się zaczęło..
Były kamienie, gałęzie, podjazdy, piach, czyli wszystko co urozmaica tern zapalonemu rowerzyście ;]
Stanęliśmy na chwilkę, gdyż zapach konwalii był silniejszy ode mnie i postanowiłam im zrobić zdjęcie..
..i pozostałe widoczki leśne..
Niestety szybko musieliśmy uciekać, gdyż zaczęły Nas dopadać komary ;/// No i ruszyliśmy przed siebie, byle szybciej do cywilizacji. Dotarliśmy do szosy, gdzie przejechaliśmy na drugą stronę w kierunku Biowetu.
Ponownie laskiem do ścieżki na Azoty a tam już tradycyjnie na punkt widokowy ;))
Tym razem mam przyjemność robić zdjęcia cyfrówką SONY mojego taty i prawdę mówiąc, to trochę z nią eksperymentowałam i oto co wyszło..
Jak zwykle pogadaliśmy ale i pomilczeliśmy, bo tutaj jest specyficzny klimat, którego ten kogo tu nie było nigdy nie poczuje..;]
Dalej pojechaliśmy na stacje Puławy Chemia bo jakoś dawno temu tu byłam. Oczywiście stacje kolejowe są specyficznym miejscem do robienia zdjęć..u Kamila już widzieliście a teraz u mnie..
..i słit focia, ale jakaś znowu niewyraźna :/
Czekaliśmy na pociąg..no i się doczekalismy, ja tylko zdążyłam wyjąć aparat i go włączyć i nacisnęłam spust...oto co wyszło
OFC rozmowy o pogodzie i powrót do miasta ścieżką na Wróblewskiego. Tam w pewnym momencie wjechałam z pełnym impetem w kałużę, której jakoś moja magiczna latarenka nie oświetliła, no i poczułam tylko jak błoto bryzga mi po nogach..
Kiedy jechaliśmy Partyzantów Kamil zaproponował przejazd przez skrzydło szpitalne..wariat jeden no :)
Jak zobaczyłam na czym ta "zabawa" polega, no to muszę przyznać, że jakoś nie czułam się pewnie, ale Kołcz spytał się mnie: "Czy chcesz poczuć, że żyjesz?"..a ja, że tak...no i pojechaliśmy ;)))
Wow było zajebiaszczo!!!!!! takiej adrenaliny to ja dawno nie miałam :D
Potem już lajcikiem pobocznymi uliczkami i osiedlem Niwa do domciu. Postanowiłam się znowu rozpędzić na nowej Skowieszyńskiej, ale nie działający licznik zdemotywował mnie i wyciągnęłam tylko w granicach 32 km/h.
Następnym razem będzie lepiej, a jak zmienię opony to chyba latać zacznę ;)) hehe
Dalej już Kazimierską i uliczkami osiedlowymi do domciu pod bramę ;]
Dzięki Kamil za wypad i za ogromną ilość adrenaliny!!! :)) i do następnego
Ale wracając do wczorajszego dnia, nieco wcześniej niż zwykle udało Nam się wyjechać z Kołczem :)
Dla zainteresowanych, czemu akurat wieczorem jeździmy napiszę, że wracam do domu z pracy bliżej 16 a potem no wiadomo dzieckiem trzeba się zająć, a nie zawsze dziadkowie mogą przejąć opiekę na Majką..
Dlatego też najbezpieczniejsza porą jest pora kiedy "krasnal ogrodowy" zostanie spacyfikowany :)
Pogoda jak na wieczór była cudna, oboje mieliśmy krótkie rękawki i krótkie spodenki :)
W planach miał być las i taki był ;] uliczkami osiedlowymi pojechaliśmy poprzez ulicę Ceglaną do lasu i dalej osiedlem Górna.
W lesie jak to w lesie cisza, spokój, ptaszki śpiewają a w powietrzu unosi się taki specyficzny "leśny" zapach..cud malina :) no pomijam coraz większą ilość robactwa latającego tu i tam :/
Wyjechaliśmy z lasu i pierwsze fotki zrobione..
Słońce tuż nad drzewami..© uluru
Kościół w Skowieszynie© uluru
Pojechaliśmy dalej polnymi ścieżkami poprzez piach, miejscami bardziej ubite podłoże, fantastycznie nierówny teren oraz wzniesienia ;))..dla mnie bomba
Jechaliśmy dalej w kierunku Starej Wsi by po zjeździe z górki zawitać do Końskowoli..
Stamtąd ponownie na Rudy do lasu..no i się zaczęło..
Były kamienie, gałęzie, podjazdy, piach, czyli wszystko co urozmaica tern zapalonemu rowerzyście ;]
Stanęliśmy na chwilkę, gdyż zapach konwalii był silniejszy ode mnie i postanowiłam im zrobić zdjęcie..
..i pozostałe widoczki leśne..
Stamtąd przyjechaliśmy..© uluru
Droga przed Nami© uluru
Niestety szybko musieliśmy uciekać, gdyż zaczęły Nas dopadać komary ;/// No i ruszyliśmy przed siebie, byle szybciej do cywilizacji. Dotarliśmy do szosy, gdzie przejechaliśmy na drugą stronę w kierunku Biowetu.
Ponownie laskiem do ścieżki na Azoty a tam już tradycyjnie na punkt widokowy ;))
Tym razem mam przyjemność robić zdjęcia cyfrówką SONY mojego taty i prawdę mówiąc, to trochę z nią eksperymentowałam i oto co wyszło..
To samo ale trochę inaczej© uluru
Jak zwykle pogadaliśmy ale i pomilczeliśmy, bo tutaj jest specyficzny klimat, którego ten kogo tu nie było nigdy nie poczuje..;]
Dalej pojechaliśmy na stacje Puławy Chemia bo jakoś dawno temu tu byłam. Oczywiście stacje kolejowe są specyficznym miejscem do robienia zdjęć..u Kamila już widzieliście a teraz u mnie..
..i słit focia, ale jakaś znowu niewyraźna :/
Czekaliśmy na pociąg..no i się doczekalismy, ja tylko zdążyłam wyjąć aparat i go włączyć i nacisnęłam spust...oto co wyszło
OFC rozmowy o pogodzie i powrót do miasta ścieżką na Wróblewskiego. Tam w pewnym momencie wjechałam z pełnym impetem w kałużę, której jakoś moja magiczna latarenka nie oświetliła, no i poczułam tylko jak błoto bryzga mi po nogach..
Kiedy jechaliśmy Partyzantów Kamil zaproponował przejazd przez skrzydło szpitalne..wariat jeden no :)
Jak zobaczyłam na czym ta "zabawa" polega, no to muszę przyznać, że jakoś nie czułam się pewnie, ale Kołcz spytał się mnie: "Czy chcesz poczuć, że żyjesz?"..a ja, że tak...no i pojechaliśmy ;)))
Wow było zajebiaszczo!!!!!! takiej adrenaliny to ja dawno nie miałam :D
Potem już lajcikiem pobocznymi uliczkami i osiedlem Niwa do domciu. Postanowiłam się znowu rozpędzić na nowej Skowieszyńskiej, ale nie działający licznik zdemotywował mnie i wyciągnęłam tylko w granicach 32 km/h.
Następnym razem będzie lepiej, a jak zmienię opony to chyba latać zacznę ;)) hehe
Dalej już Kazimierską i uliczkami osiedlowymi do domciu pod bramę ;]
Dzięki Kamil za wypad i za ogromną ilość adrenaliny!!! :)) i do następnego
Chillout :)
Środa, 18 maja 2011 | dodano: 18.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11)
26.95 km (3.00 km teren), czas: 01:29 h, avg:18.17 km/h,
prędkość maks: 35.10 km/hTemperatura:19.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wieczorem z Kamilem OFC ;)
Dzisiaj była krótka piłka, cel wyznaczony przez Kołcza do zrealizowania..nie byłam tyle zdziwiona co się zastanawiałam, że będziemy musieli się gdzieś wspinać i pamiętam, że Kamil mówił coś o pokrzywach :/
Pojechaliśmy przez Park Czartoryskich na Stary Most, dalej Jaroszyn, Łęka i Bronowice.
W międzyczasie zatrzymaliśmy się na chwilkę bo mnie franca jedna wpadła do nosa:/ no i przy okazji parę fotek..
Potem pojechaliśmy dalej, gdzie w pewnym momencie po małej orientacji w ternie, skierowaliśmy się gdzieś...
Piszę gdzieś bo nie wiem do końca gdzie byliśmy, ale nie ważne. Był podjazd ale mimo kiepskiej nawierzchni dojechaliśmy do jej końca, aby dalej "przeprawić się" czymś biegnącym wzdłuż obwodnicy..
Nie było łatwo, bo tak raczej zbito-piaskowo i nie równo totalnie :/
Dałam radę i ani na moment się nie zatrzymałam.
Dojechaliśmy do końca ekranów i zaczęło się focenie..
Potem trzeba było zejść po trawie i dostać się pod obwodnicę..No i zeszliśmy po śliskiej trawie i miałam wrażenie jakby Kamilowi o mały włos rower nie wyjechał z rąk..a może tylko mnie się coś zdawało ;)
Zostaliśmy poparzeni przez pokrzywy, ale co tam, będziemy przez to zdrowsi ;)
Wróciliśmy tą sama trasą i zajechaliśmy na bulwar, gdzie gaadliśmy a ja zrobiłam parę fotek..
Potem pojechaliśmy do Parku Niepodległości, gdzie znalazłam fajny temat na zdjęcie ;)
Pogadaliśmy jak zwykle i polecieliśmy do domciu przez Park Czartoryskich gdzie kiedy robiliśmy zdjęcie Pałacu, chyba zgasły jakieś światła, ale ja jakoś nie zauważyłam tego.
Potem skusiliśmy się na pojechanie nowo wyremontowaną ulicą Skowieszyńską, gładką jeszcze, bo niedługo pewnie już taka nie będzie. No i się rozpędziłam, chociaż nie było to wszystko co mogę dać z siebie ;) ale wszystko w swoim czasie..trening czyni mistrza ;]
Da;ej już skrótem przez Gościńczyk i uliczkami osiedlowymi pod bramę ;)
Dzięki Kamil za wypad..i podjazd ;] do następnego...może tym razem jakiś lasek odwiedzimy ;)
P.S. Wybaczcie jakość zdjęć, ale były robione kalkulatorem, gdyż chwilowo jestem pozbawiona mojej fantastycznej maszynki ;/
Dzisiaj była krótka piłka, cel wyznaczony przez Kołcza do zrealizowania..nie byłam tyle zdziwiona co się zastanawiałam, że będziemy musieli się gdzieś wspinać i pamiętam, że Kamil mówił coś o pokrzywach :/
Pojechaliśmy przez Park Czartoryskich na Stary Most, dalej Jaroszyn, Łęka i Bronowice.
W międzyczasie zatrzymaliśmy się na chwilkę bo mnie franca jedna wpadła do nosa:/ no i przy okazji parę fotek..
Na chwilę staneli..© uluru
Droga gdzieś...© uluru
Daleko gdzieś został mój dom...© uluru
Dmuchawce latawce...© uluru
Potem pojechaliśmy dalej, gdzie w pewnym momencie po małej orientacji w ternie, skierowaliśmy się gdzieś...
Piszę gdzieś bo nie wiem do końca gdzie byliśmy, ale nie ważne. Był podjazd ale mimo kiepskiej nawierzchni dojechaliśmy do jej końca, aby dalej "przeprawić się" czymś biegnącym wzdłuż obwodnicy..
Nie było łatwo, bo tak raczej zbito-piaskowo i nie równo totalnie :/
Dałam radę i ani na moment się nie zatrzymałam.
Dojechaliśmy do końca ekranów i zaczęło się focenie..
Kierunek Puławy© uluru
Stąd przyjechaliśmy ;)© uluru
Kamil ustawia aparat do zdjęcia :)© uluru
Kierunek Radom..© uluru
Takie tam widoczek© uluru
Potem trzeba było zejść po trawie i dostać się pod obwodnicę..No i zeszliśmy po śliskiej trawie i miałam wrażenie jakby Kamilowi o mały włos rower nie wyjechał z rąk..a może tylko mnie się coś zdawało ;)
Zostaliśmy poparzeni przez pokrzywy, ale co tam, będziemy przez to zdrowsi ;)
Wróciliśmy tą sama trasą i zajechaliśmy na bulwar, gdzie gaadliśmy a ja zrobiłam parę fotek..
Bulwar wieczorowa porą© uluru
I w inną stronę© uluru
Moja dziewczyna w świetle jupiterów© uluru
Potem pojechaliśmy do Parku Niepodległości, gdzie znalazłam fajny temat na zdjęcie ;)
Takie tam miejsce do odoczynku ;)© uluru
W innych kolorach...© uluru
Klimatyczne© uluru
Pogadaliśmy jak zwykle i polecieliśmy do domciu przez Park Czartoryskich gdzie kiedy robiliśmy zdjęcie Pałacu, chyba zgasły jakieś światła, ale ja jakoś nie zauważyłam tego.
Pałac Czartoryskich w nocy© uluru
Potem skusiliśmy się na pojechanie nowo wyremontowaną ulicą Skowieszyńską, gładką jeszcze, bo niedługo pewnie już taka nie będzie. No i się rozpędziłam, chociaż nie było to wszystko co mogę dać z siebie ;) ale wszystko w swoim czasie..trening czyni mistrza ;]
Da;ej już skrótem przez Gościńczyk i uliczkami osiedlowymi pod bramę ;)
Dzięki Kamil za wypad..i podjazd ;] do następnego...może tym razem jakiś lasek odwiedzimy ;)
P.S. Wybaczcie jakość zdjęć, ale były robione kalkulatorem, gdyż chwilowo jestem pozbawiona mojej fantastycznej maszynki ;/
Chill z Majką :)
Komentarze(11) 4.78 km (0.50 km teren), czas: 00:58 h, avg:4.94 km/h, prędkość maks: 11.40 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj późnym popołudniem wyszłyśmy z Majką na rower ;) to był istny spontan, bo początkowo miało być kółeczko dookoła najbliższych ulic, ale moja córcia zażyczyła sobie wycieczkę do parku ;)
Oczywiście założyła swoje lanserskie rękawiczki z kwiatuszkiem i nowy nie śmigany kask ;]
Po drodze oczywiście zaczęły się marudzenia, że chce jej się pic i że słońce razi w oczy...
a tutaj takie tam, fajne mi wyszło..
Ja oczywiście na swojej Dżuliecie..bez kasku, bo to miał być chill i zdawałam sobie sprawę, że w którymś momencie będę skazana na powadzenie rowerku mojej małej bikerki ;/
Jechałyśmy sobie do Parku, wstępnie tylko do Pałacu Marynki, żeby Majka się za bardzo nie zmęczyła ;) Wkońcu to mały organizm i nie tak wyćwiczony, ot choćby jak mamusia..
Dojechałyśmy...i zroibłyśmy parę fotek
Ta moja Majka to chyba zostanie modelką albo aktorką
i rowerek też jest..
Wstępnie miałyśmy na tym poprzestać ale mojemu dziecku zachciało się wjeżdżać do samego Parku.
Pierwszą przeszkodą dla Majki był mostek zakochanych, po którym póki co przeprowadziła swój rower, a mama majestatycznie po niem przejechała ;)
Potem już było gładko..
Dalej czekał Nas zjazd z górki, więc ja pierwsza a Majka za mna i w razie czego będę ją łapać ;) no i co? musiałam ją hamować bo by wjechała w błot..ale było fantastycznie widzieć taka ogromną radość małego dziecka rozpędzonego na swym rowerku ;)))
Pojechałyśmy nad Łachę..
Pogadałysmy chwilkę i postanowiłyśmy wracać, bo akurat nastał już czas dobranocki ;)
Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że moja ukochana córeczka przeprowadzając rower znów przez Mostek Zakochanych, wypuściła swą maszynę bez trzymanki, po czym ta spadła z mostu gdzieś w jakieś chaszcze ;( okazało się, że nie za bardzo głęboko i do tego jakaś młoda para akurat koczowała przy moście,, więc chłopak zaproponował: "Czy może Pani pomóc?". No to ja, że oczywiście i po chwili rower był już spowrotem wśród Nas ;))
Majka bardzo się rozpłakała, widząc swoje cudo jak spada w krzaki ale za to ładnie podziękowała wybawcy Tweedyego ;)
Pojechałyśmy prosto do domciu z różnym natężeniem marudzenia i z różnym tempem. Ale na naszych osiedlowych uliczkach ścigałyśmy się, która pierwsza dojedzie do bramy ;) Oczywiście Majka wygrała ;]
Było rewelacyjnie, dawno się tak dobrze nie bawiłam..;)
Na koniec słit focia mojego dziecka
Dodam jeszcze, że jestem pod wrażeniem siły i zacięcia mojej córci, bo wielokrotnie mówiła, że ją bolą nóżki ale jechała dalej..i w tej kwestii śmiem podejrzewać, że ma to po mamusi ;)
Oczywiście założyła swoje lanserskie rękawiczki z kwiatuszkiem i nowy nie śmigany kask ;]
Jadę na spacer© uluru
Po drodze oczywiście zaczęły się marudzenia, że chce jej się pic i że słońce razi w oczy...
Słonko razi w małe oczka© uluru
a tutaj takie tam, fajne mi wyszło..
Coś tam takiego zielonego ;)© uluru
Jadę dzielnie do przodu© uluru
Ja oczywiście na swojej Dżuliecie..bez kasku, bo to miał być chill i zdawałam sobie sprawę, że w którymś momencie będę skazana na powadzenie rowerku mojej małej bikerki ;/
Jechałyśmy sobie do Parku, wstępnie tylko do Pałacu Marynki, żeby Majka się za bardzo nie zmęczyła ;) Wkońcu to mały organizm i nie tak wyćwiczony, ot choćby jak mamusia..
Dojechałyśmy...i zroibłyśmy parę fotek
Oto Nasze rowery ;)© uluru
Dziewczyna i chłopak© uluru
Ta moja Majka to chyba zostanie modelką albo aktorką
Dmuchawce, latawce wiatr...© uluru
Usilnie zdmuchuje latawca ;)© uluru
Oto JA :)))© uluru
Majka w zadumie...© uluru
i rowerek też jest..
Tweddy chwilę odpoczywa ;)© uluru
Wstępnie miałyśmy na tym poprzestać ale mojemu dziecku zachciało się wjeżdżać do samego Parku.
Pierwszą przeszkodą dla Majki był mostek zakochanych, po którym póki co przeprowadziła swój rower, a mama majestatycznie po niem przejechała ;)
Potem już było gładko..
Majka na parkowych ściezkach..© uluru
Wszystko jest ślicznie zielone..© uluru
Dalej czekał Nas zjazd z górki, więc ja pierwsza a Majka za mna i w razie czego będę ją łapać ;) no i co? musiałam ją hamować bo by wjechała w błot..ale było fantastycznie widzieć taka ogromną radość małego dziecka rozpędzonego na swym rowerku ;)))
Pojechałyśmy nad Łachę..
A kuku :))© uluru
Rzęsa na Łasze© uluru
Klimatyczny widoczek :)© uluru
Pogadałysmy chwilkę i postanowiłyśmy wracać, bo akurat nastał już czas dobranocki ;)
Majka wyjeżdża na ścieżkę© uluru
Już do Ciebie jadę mamusiu...© uluru
Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że moja ukochana córeczka przeprowadzając rower znów przez Mostek Zakochanych, wypuściła swą maszynę bez trzymanki, po czym ta spadła z mostu gdzieś w jakieś chaszcze ;( okazało się, że nie za bardzo głęboko i do tego jakaś młoda para akurat koczowała przy moście,, więc chłopak zaproponował: "Czy może Pani pomóc?". No to ja, że oczywiście i po chwili rower był już spowrotem wśród Nas ;))
Majka bardzo się rozpłakała, widząc swoje cudo jak spada w krzaki ale za to ładnie podziękowała wybawcy Tweedyego ;)
Pojechałyśmy prosto do domciu z różnym natężeniem marudzenia i z różnym tempem. Ale na naszych osiedlowych uliczkach ścigałyśmy się, która pierwsza dojedzie do bramy ;) Oczywiście Majka wygrała ;]
Było rewelacyjnie, dawno się tak dobrze nie bawiłam..;)
Na koniec słit focia mojego dziecka
Słit focia małej bikerki ;)© uluru
Dodam jeszcze, że jestem pod wrażeniem siły i zacięcia mojej córci, bo wielokrotnie mówiła, że ją bolą nóżki ale jechała dalej..i w tej kwestii śmiem podejrzewać, że ma to po mamusi ;)
Małe zakupy rowerowe ;)
Komentarze(18) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Tak jak obiecałam postanowiłam zakupić dla dziecka mniejszy kask, bowiem tamten był tragiczny :/
Dzisiaj w poszukiwaniu ubrań dla siebie, weszłyśmy do sklepu sportowego i akurat była wyprzedaż..niestety za pierwszym podejściem, mimo przymierzenia, nie udało Nam się go kupić, bo Majka gdzieś po drodze wypatrzyła sobie taki z biedronkami..
No i poszłyśmy do tych biedronek, niestety okazało się, że kask jest zapakowany w torebkę, której nie można otworzyć a co za tym idzie, nie można go przymierzyć. Poza tym okazało się, że akurat za kask nie można płacić karta tylko gotówką, no to podziękowałam Pani i wyszłam ;( ehh..dziwne to jakieś..
Po powrocie do domu, postanowiłam jednak, iż pojadę do tego sklepu i zakupie kask, bo rzeczywiście był wart zakupu. Kask kosztował kolejno: 169zł, 99zł i doszedł do 79 zł, no aż żal go nie wziąć ;)
Dlatego go kupiłam.
Majka zadowolona z zakupu i śmiem podejrzewać, że ma lepszy kask ode mnie ;] hehe
A oto co sama zrobiła - to jest obrazek wykonany z magnesów na specjalnej planszy do tego ;)
No ale żeby nie było, to ja podczas służbowej podróży do przepięknego miasta Krakowa, postanowiłam odwiedzić Decathlon. Oczywiście cel wizyty był zupełnie inny niż się później okazało.
Oczywiście moje kroki skierowane zostały na dział rowerowy i parę minut przed zamknięciem sklepu dojrzałam fajny plecak z bukłakiem ;)
Pojemność plecaka 5 litrów plus dwa litry bukłak..
Fajny, bo niedrogi, ładny kolorystycznie - będzie pasował mi do roweru, a poza tym mniejszy, niż ten, który mam obecnie, no i generalnie ładny ;]
Przymierzyłam i się nie zastanawiając zakupiłam.
Jeżdżę już w nim i jestem zadowolona bardzo. Z bukłaka skorzystam, jak będę jechać setkę ;))
Oto on..
A oto jakich napojów nie można wlewać do bukłaka:
Zakupy uważam za udane ;) jak zwykle zresztą..
Postanowiłam również zakleić bardzo newralgiczne miejsce w moim, jak i w każdym innym rowerze, miejsce, czyli tam gdzie obija się łańcuch. Jeśli to nie zda egzaminu kupię osłonkę z materiału ;]
Dzisiaj w poszukiwaniu ubrań dla siebie, weszłyśmy do sklepu sportowego i akurat była wyprzedaż..niestety za pierwszym podejściem, mimo przymierzenia, nie udało Nam się go kupić, bo Majka gdzieś po drodze wypatrzyła sobie taki z biedronkami..
No i poszłyśmy do tych biedronek, niestety okazało się, że kask jest zapakowany w torebkę, której nie można otworzyć a co za tym idzie, nie można go przymierzyć. Poza tym okazało się, że akurat za kask nie można płacić karta tylko gotówką, no to podziękowałam Pani i wyszłam ;( ehh..dziwne to jakieś..
Po powrocie do domu, postanowiłam jednak, iż pojadę do tego sklepu i zakupie kask, bo rzeczywiście był wart zakupu. Kask kosztował kolejno: 169zł, 99zł i doszedł do 79 zł, no aż żal go nie wziąć ;)
Dlatego go kupiłam.
Majki nowy kask© uluru
Mala modelka© uluru
Tak wygląda z góry© uluru
Majka zadowolona z zakupu i śmiem podejrzewać, że ma lepszy kask ode mnie ;] hehe
A oto co sama zrobiła - to jest obrazek wykonany z magnesów na specjalnej planszy do tego ;)
Kwiatek Mandala© uluru
No ale żeby nie było, to ja podczas służbowej podróży do przepięknego miasta Krakowa, postanowiłam odwiedzić Decathlon. Oczywiście cel wizyty był zupełnie inny niż się później okazało.
Oczywiście moje kroki skierowane zostały na dział rowerowy i parę minut przed zamknięciem sklepu dojrzałam fajny plecak z bukłakiem ;)
Pojemność plecaka 5 litrów plus dwa litry bukłak..
Fajny, bo niedrogi, ładny kolorystycznie - będzie pasował mi do roweru, a poza tym mniejszy, niż ten, który mam obecnie, no i generalnie ładny ;]
Przymierzyłam i się nie zastanawiając zakupiłam.
Jeżdżę już w nim i jestem zadowolona bardzo. Z bukłaka skorzystam, jak będę jechać setkę ;))
Oto on..
Nowy plecak uluru ;)© uluru
Logo firmowe plecaka© uluru
Bukłak do plecaka© uluru
A oto jakich napojów nie można wlewać do bukłaka:
Za dużo tych zakazów ;)© uluru
Zakupy uważam za udane ;) jak zwykle zresztą..
Postanowiłam również zakleić bardzo newralgiczne miejsce w moim, jak i w każdym innym rowerze, miejsce, czyli tam gdzie obija się łańcuch. Jeśli to nie zda egzaminu kupię osłonkę z materiału ;]
To moja wczorajsz praca..© uluru
Dżulieta i Wściekły z wizytą w Janowcu..i nie tylko ;)
Komentarze(13) 41.68 km (1.00 km teren), czas: 02:11 h, avg:19.09 km/h, prędkość maks: 35.50 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Na dzisiaj umówiona byłam z Kamilem..miała być inna traska, ale niestety czas ograniczał większy wypad :/
Dzisiaj ponownie spotkała się Dżulieta z Wściekłym…
Postanowiliśmy jechać do Janowca a potem do Kazimierza nad Wisłą.
Na początku nie obeszło się bez wizyty na BP ;)) Potem ścieżką rowerową do Parku i pobocznymi uliczkami do starego mostu. Po drodze musieliśmy nieco zmienić fragment traski bo sympatyczny Pan Nas uprzedził o pszczołach, które się właśnie wyroiły a nie mieliśmy najmniejszej ochoty się z nimi spotkać :/
Dojechaliśmy od mostu, przejechaliśmy na jego druga stronę i ruszyliśmy w kierunku na Janowiec.
Pogoda była cudna i aż się wierzyć nie chce, że już jutro ma być totalna zmiana. Jechaliśmy z odsłoniętymi rękami i nogami, słonko świeciło Nam w twarz. Było cudnie..trasa prowadziła co prawda szosą, ale jechaliśmy pomiędzy lasami, łąkami, polami…
Były wzniesienia i zjazdy ;)
Z kondycja moja bywało różnie, ale Kołcz jest bardzo cierpliwy i wyrozumiały..za co Dzięki;))
Zresztą dzisiejszy wypad był dal mnie małym treningiem przed upragnioną SETKĄ ;]
Na chwilę zajechaliśmy zoabczyc moją starą stajnie, czyli miejsce gdzie pare lat temu jeździłam czynnie konno. Ośrodek znajduje się w Sadkowicach i nazywa się OXER..niestety z dawnego ośrodka niewiele już zostało :/ hmm, myślę, że to przez brak fajnej ekipy..
Fotka i pojechaliśmy dalej..
Dojechaliśmy do Janowca i obowiązkowo postój na czekoladę – dla mnie i na sesje zdjęciową Zamku w Janowcu i tego co było w pobliżu…
Potem niezbyt równą nawierzchnią polecieliśmy na prom do Kazimierza…
A to już na promie..
..i Nasze rowery..
Jechaliśmy ścieżką, którą zawsze spaceruje bardzo dużo turystów, a tym razem nawet nie było tak źle..
Dojechaliśmy od Rynku i sobie ucieliśmy jak zwykle pogawędkę i zrobiliśmy parę fotek..
Dwóch facetów siedziało sobie na ławeczce i przygrywało turystom ;)
Był też taki jeden, co się najpierw zasłaniał przed zdjęciem a potem pokazał mi „środkowy palec: :/ zupełnie nie wiem dlaczego…
..i nie obyło się bez słit foci..
Czas powoli mnie gonił dlatego pogoniliśmy do domciu. Obawiałam się dużego ruchu na trasie do Puław, bo tam z reguły jeżdżą wariaci :/
Jednak droga okazała się niezła, jechaliśmy równym tempem, chociaż u mnie zmęczenie powoli dawało się we znaki. Wracaliśmy przez Bochotnicę, Parchatkę i ścieżką rowerową wzdłuż wału wprost do domciu.
Wypad, super, pogoda rewelacyjna ;))
Dzięki Kamil i do następnego ;]
Wieczorkiem postanowiłam porobić parę fotek w ogrodzie i pokazać Wam jakież to piękne kwiaty rosną u mnie w ogrodzie ;)
..i zachód słońca ;)
Pozostałe zdjęcia jak i wszystkie obejrzycie TUTAJ
I jeszcze mapka, jakbyście mieli ochotę odwiedzić Nasze piękne tereny ;)
Dzisiaj ponownie spotkała się Dżulieta z Wściekłym…
Postanowiliśmy jechać do Janowca a potem do Kazimierza nad Wisłą.
Na początku nie obeszło się bez wizyty na BP ;)) Potem ścieżką rowerową do Parku i pobocznymi uliczkami do starego mostu. Po drodze musieliśmy nieco zmienić fragment traski bo sympatyczny Pan Nas uprzedził o pszczołach, które się właśnie wyroiły a nie mieliśmy najmniejszej ochoty się z nimi spotkać :/
Dojechaliśmy od mostu, przejechaliśmy na jego druga stronę i ruszyliśmy w kierunku na Janowiec.
Pogoda była cudna i aż się wierzyć nie chce, że już jutro ma być totalna zmiana. Jechaliśmy z odsłoniętymi rękami i nogami, słonko świeciło Nam w twarz. Było cudnie..trasa prowadziła co prawda szosą, ale jechaliśmy pomiędzy lasami, łąkami, polami…
Były wzniesienia i zjazdy ;)
Z kondycja moja bywało różnie, ale Kołcz jest bardzo cierpliwy i wyrozumiały..za co Dzięki;))
Zresztą dzisiejszy wypad był dal mnie małym treningiem przed upragnioną SETKĄ ;]
Na chwilę zajechaliśmy zoabczyc moją starą stajnie, czyli miejsce gdzie pare lat temu jeździłam czynnie konno. Ośrodek znajduje się w Sadkowicach i nazywa się OXER..niestety z dawnego ośrodka niewiele już zostało :/ hmm, myślę, że to przez brak fajnej ekipy..
Fotka i pojechaliśmy dalej..
Konie na wypasie© uluru
Był śliczny..szkoda że głowy nie odwrócił© uluru
Dojechaliśmy do Janowca i obowiązkowo postój na czekoladę – dla mnie i na sesje zdjęciową Zamku w Janowcu i tego co było w pobliżu…
Chwila wytchnienia dla Dżuliety© uluru
Park przy Zamku© uluru
W oddali plaża ;))© uluru
Potem niezbyt równą nawierzchnią polecieliśmy na prom do Kazimierza…
Kamieniołomy w Kazmierzu Nad Wisłą© uluru
A to już na promie..
Prom odpływa z Janowca© uluru
Płynie gdzieś Wisełka© uluru
..i Nasze rowery..
Jechaliśmy ścieżką, którą zawsze spaceruje bardzo dużo turystów, a tym razem nawet nie było tak źle..
Stary spichlerz..© uluru
Dojechaliśmy od Rynku i sobie ucieliśmy jak zwykle pogawędkę i zrobiliśmy parę fotek..
Dwóch facetów siedziało sobie na ławeczce i przygrywało turystom ;)
Byli też grajkowie :)© uluru
Był też taki jeden, co się najpierw zasłaniał przed zdjęciem a potem pokazał mi „środkowy palec: :/ zupełnie nie wiem dlaczego…
Ten co pokazał mi "fuck"...© uluru
Kazimierki Rynek© uluru
Góra Trzech Krzyży© uluru
..i nie obyło się bez słit foci..
Słit focia w Kazimierzu© uluru
Czas powoli mnie gonił dlatego pogoniliśmy do domciu. Obawiałam się dużego ruchu na trasie do Puław, bo tam z reguły jeżdżą wariaci :/
Jednak droga okazała się niezła, jechaliśmy równym tempem, chociaż u mnie zmęczenie powoli dawało się we znaki. Wracaliśmy przez Bochotnicę, Parchatkę i ścieżką rowerową wzdłuż wału wprost do domciu.
Wypad, super, pogoda rewelacyjna ;))
Dzięki Kamil i do następnego ;]
Wieczorkiem postanowiłam porobić parę fotek w ogrodzie i pokazać Wam jakież to piękne kwiaty rosną u mnie w ogrodzie ;)
Rododendron© uluru
Fioletowo-biały© uluru
Tzw. Serduszka© uluru
Odmiana tulipana botanicznego© uluru
Robi się kolorowo© uluru
Tulipan botaniczny© uluru
Wnętrze tulipanu© uluru
..i zachód słońca ;)
Zachód słońca© uluru
Pozostałe zdjęcia jak i wszystkie obejrzycie TUTAJ
I jeszcze mapka, jakbyście mieli ochotę odwiedzić Nasze piękne tereny ;)
Czwartkowy wieczór :)
Czwartek, 12 maja 2011 | dodano: 13.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(6)
23.80 km (0.00 km teren), czas: 01:24 h, avg:17.00 km/h,
prędkość maks: 28.30 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wieczorem klasycznie umówiona byłam z Kamilem..
Niestety ostatnio nie daje rady wcześniej, bo moje dziecko potrzebuje atrakcji różnorakich i zostaje mi tylko godzina 20, czyli kiedy mała słodko zasypia w swoim łóżeczku ;)
Nie było dzisiaj konkretnego planu, więc jak zwykle spontan, jedziemy gdzie Nas poniosą kółka.
Tak więc na wstępie drogą za BP do ścieżki przy Wiśle. Tam okazuje się, że robactwo jest już wszechobecne i lata gdzie chce i wlata gdzie chce :/
Zajechaliśmy na Bulwar, po to by wejść na tamę, bo ostatnio się na nią przymierzaliśmy, ale była że tak powiem „zajęta”. Dlatego sprowadziliśmy rowery po schodach i dalej po kamieniach by elegancko je postawić i rozpoczęliśmy sesję zdjęciową.
Muszę się pochwalić, iż po przyjechaniu z pracy postanowiłam zdjąć nóżkę :)))
Muszę powiedzieć, że za każdym razem jak focimy gdzieś i szukamy tematu, czy ustawiamy aparaty to ludzie dziwnie się na Nas patrzą :)
No tak nie dość, że na rowerach to jeszcze fotografują.
Kamil teraz jeździ ze stojakiem do aparatu i muszę przyznać, robi coraz lepsze zdjęcia..chociaż ja też nie mam sobie nic do zarzucenia. Generalnie mówiąc, trening czyni mistrza :]
Pofociliśmy trochę i pojechaliśmy osiedlowymi uliczkami przez Park Jordanowski do miasta, ulicą Wróblewskiego, koło Straży Pożarnej, ścieżką rowerową ulicą Lubelską..gdzie wjechaliśmy w dość duże osiedle domków jednorodzinnych. To nowe osiedle – Górna Kolejowa – jeśli się nie mylę i szczerze mówiąc to nie byłam tu jeszcze...
Pojeździliśmy uliczkami i muszę przyznać, że to całkiem bogate osiedle i jak to Kamil powiedział, jak tylko pojawia się działka do kupienia to na drugi dzień ktoś już jej nie ma ;)
Tym razem bez zdjęć z tego miejsca, bo ciemno było a cały urok tych domków jest w dzień.
Poza tym tak sobie myślę, ile to ktoś się musiał napracować, by wymyśleć tyle nazw ulic, bo jest tam ich trochę :)
Potem dojechaliśmy do jednej z czterech stacji kolejowych w Puławach – tym razem były to Puławy Drewniane. Poza tym mamy jeszcze Puławy Miasto, Puławy Azoty, Puławy Chemia. Nieźle co, cztery stacje w jednym mieście ;] tylko pozazdrościć..
Pogadaliśmy trochę i polecieliśmy spowrotem by znów miastem obejrzeć kroki poczynione w związku z budową nowego stadionu. No tak tylko trochę nie pomyśleliśmy, że wieczorową porą i przy nie zapalonych lampach, raczej nie dużo będzie widać, ale jednak coś tam zobaczyliśmy. Właściwie jest już gotowy ;) Brak fotki, bo ciemno, ale za to coś innego...
I tu niestety nastąpił chwilowy brak pomysłu co daje, gdyż albowiem było trochę za późno by jechać na Azoty..wymyśliliśmy, ze pojedziemy do samego centrum, czyli ulice Centralna i Piłsudskiego.
Pojechaliśmy w poszukiwaniu tematu na fotki.
I jeszcze raz na koniec do Parku Jordanowskiego, gdzie odbyła się mała sesja Naszych rowerów (one są chyba najwdzięczniejszym tematem do focenia)
Potem ulicami osiedla Polnej pojechaliśmy na Skwerek..
...i dalej już Kaufland, Zielona, Kazimierska, Lipowa, Norblina i dalej uliczkami osiedlowymi do domu.
Wypad fajny, znów Nam się zeszło i śmiałam się, że godzinę czy więcej zajmuje Nam jazda a drugą godzinę gadanie, przy robieniu zdjęć :))
Kamil dzięki bardzo i do następnego:)
Niestety ostatnio nie daje rady wcześniej, bo moje dziecko potrzebuje atrakcji różnorakich i zostaje mi tylko godzina 20, czyli kiedy mała słodko zasypia w swoim łóżeczku ;)
Nie było dzisiaj konkretnego planu, więc jak zwykle spontan, jedziemy gdzie Nas poniosą kółka.
Tak więc na wstępie drogą za BP do ścieżki przy Wiśle. Tam okazuje się, że robactwo jest już wszechobecne i lata gdzie chce i wlata gdzie chce :/
Zajechaliśmy na Bulwar, po to by wejść na tamę, bo ostatnio się na nią przymierzaliśmy, ale była że tak powiem „zajęta”. Dlatego sprowadziliśmy rowery po schodach i dalej po kamieniach by elegancko je postawić i rozpoczęliśmy sesję zdjęciową.
Wisła przelewa się przez tamę..© uluru
Gdzieś w oddali zaszło słonko..© uluru
Nowy Most na Wiśle© uluru
Bulwar z innej perspektywy© uluru
Najbardziej wdzięczny temat to focenia...© uluru
Muszę się pochwalić, iż po przyjechaniu z pracy postanowiłam zdjąć nóżkę :)))
Muszę powiedzieć, że za każdym razem jak focimy gdzieś i szukamy tematu, czy ustawiamy aparaty to ludzie dziwnie się na Nas patrzą :)
No tak nie dość, że na rowerach to jeszcze fotografują.
Kamil teraz jeździ ze stojakiem do aparatu i muszę przyznać, robi coraz lepsze zdjęcia..chociaż ja też nie mam sobie nic do zarzucenia. Generalnie mówiąc, trening czyni mistrza :]
Pofociliśmy trochę i pojechaliśmy osiedlowymi uliczkami przez Park Jordanowski do miasta, ulicą Wróblewskiego, koło Straży Pożarnej, ścieżką rowerową ulicą Lubelską..gdzie wjechaliśmy w dość duże osiedle domków jednorodzinnych. To nowe osiedle – Górna Kolejowa – jeśli się nie mylę i szczerze mówiąc to nie byłam tu jeszcze...
Pojeździliśmy uliczkami i muszę przyznać, że to całkiem bogate osiedle i jak to Kamil powiedział, jak tylko pojawia się działka do kupienia to na drugi dzień ktoś już jej nie ma ;)
Tym razem bez zdjęć z tego miejsca, bo ciemno było a cały urok tych domków jest w dzień.
Poza tym tak sobie myślę, ile to ktoś się musiał napracować, by wymyśleć tyle nazw ulic, bo jest tam ich trochę :)
Potem dojechaliśmy do jednej z czterech stacji kolejowych w Puławach – tym razem były to Puławy Drewniane. Poza tym mamy jeszcze Puławy Miasto, Puławy Azoty, Puławy Chemia. Nieźle co, cztery stacje w jednym mieście ;] tylko pozazdrościć..
Stacja kolejowa Puławy Drewniane© uluru
Pogadaliśmy trochę i polecieliśmy spowrotem by znów miastem obejrzeć kroki poczynione w związku z budową nowego stadionu. No tak tylko trochę nie pomyśleliśmy, że wieczorową porą i przy nie zapalonych lampach, raczej nie dużo będzie widać, ale jednak coś tam zobaczyliśmy. Właściwie jest już gotowy ;) Brak fotki, bo ciemno, ale za to coś innego...
Uliczka przy Stadionie© uluru
I tu niestety nastąpił chwilowy brak pomysłu co daje, gdyż albowiem było trochę za późno by jechać na Azoty..wymyśliliśmy, ze pojedziemy do samego centrum, czyli ulice Centralna i Piłsudskiego.
Pojechaliśmy w poszukiwaniu tematu na fotki.
Ulica Piłsudskiego wprost prowadząca do Starego Mostu© uluru
Taki tam widoczek :)© uluru
I jeszcze raz na koniec do Parku Jordanowskiego, gdzie odbyła się mała sesja Naszych rowerów (one są chyba najwdzięczniejszym tematem do focenia)
Taka jestem :)© uluru
Moja wieczorna twarz© uluru
Puławska para rowerowa...© uluru
Potem ulicami osiedla Polnej pojechaliśmy na Skwerek..
Skerek wieczorkiem© uluru
...i dalej już Kaufland, Zielona, Kazimierska, Lipowa, Norblina i dalej uliczkami osiedlowymi do domu.
Wypad fajny, znów Nam się zeszło i śmiałam się, że godzinę czy więcej zajmuje Nam jazda a drugą godzinę gadanie, przy robieniu zdjęć :))
Kamil dzięki bardzo i do następnego:)
Dżulieta i Tweedy...czyli wspólna jazda :)
Komentarze(4) 11.70 km (0.00 km teren), czas: 00:40 h, avg:17.55 km/h, prędkość maks: 30.20 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj tradycji zdało się zadość, czyli wspólne wyjście poranne do przedszkola z Majką. Pierwotnie mieliśmy iść we trójkę, czyli Majka, Dżulieta i Ja ;) ale moje dziecko wyraziło chęć pojechania na własnych cztero-kołowcu ;]
Wiedziałam, że czeka mnie dłuuuuuga droga do przedszkola i pewnie jeszcze dłuższa spowrotem...
Pogoda cudna, rano jest tak magicznie..że czasem mam ochotę jeszcze wcześniej wstać i sama wybrać się gdzieś na rowerze, choćby na chwilę..niestety moje dziecko wyczuwa mnie, kiedy próbuję wyjść z domu i póki co muszę z wczesno-porannymi wypadami poczekać...
Tak więc każda dosiadła swego rumaka i w żółwim tempie jechałyśmy do przedszkola. Po drodze nie obyło się bez marudzeń, postękiwań i wogóle braku posłuchu dla mamy..ale jakoś szczęśliwie udało się dojechać na miejsce. Majka zadowolona z jazdy i tylko to się liczy ;)))
Po odstawieniu Majki do sali wskoczyłam na swoją ukochana maszynę i pognałam do pracy ;] bo byłam już baaardzo spóźniona :/
Muszę przyznać, iż coraz łatwiej i szybciej jeździ mi się rano..po południu nie jest to zbytnio możliwe przez łażących wszędzie ludzi :/
Kiedy dojechałam do pracy, okazało się, że wszystkie miejsca na stojaku były zajęte, więc nie pozostało mi nic innego tylko postawić Dżuliete na trawie (póki co jeszcze z nóżką) ;]
Stała dziewczyna taka wolna, nie przypięta do niczego, ale po wyjściu z pracy nadal na mnie czekała ;)))
Dalej już w promieniach wiosennego słonka pojechałam do przedszkola. Ahh..już rozumiem wszystkich zapalonych rowerzystów, którzy mówią, że nie mogą żyć bez roweru..ja chyba też tak zaczynam mieć ;]
Droga spowrotem podobna do porannej, z tą różnica, że było bardzo ciepło i jechałyśmy obie w krótkich spodenkach z gołymi nogami...
Trasa klasyczna:
Ślusarska-Tokarska-Kilińskiego-Norblina-Kazimierska-Zielona-Lubelska/Piłsudskiego-Partyzantów-Lubelska/Piłsudskiego-Zielona-Kazimierska-Lipowa-Norblina-Murarska-Kilińskiego-Tokarska-Ślusarska
Niska średnia wynika tylko i wyłącznie z powolnego jeszcze tempa moje córci ;] ale spoko, jak pójdzie w ślady mamusi to szybko nadrobi..
No i niestety bez kasku, bo za duży jest ewidentnie :/
Wiedziałam, że czeka mnie dłuuuuuga droga do przedszkola i pewnie jeszcze dłuższa spowrotem...
Pogoda cudna, rano jest tak magicznie..że czasem mam ochotę jeszcze wcześniej wstać i sama wybrać się gdzieś na rowerze, choćby na chwilę..niestety moje dziecko wyczuwa mnie, kiedy próbuję wyjść z domu i póki co muszę z wczesno-porannymi wypadami poczekać...
Tak więc każda dosiadła swego rumaka i w żółwim tempie jechałyśmy do przedszkola. Po drodze nie obyło się bez marudzeń, postękiwań i wogóle braku posłuchu dla mamy..ale jakoś szczęśliwie udało się dojechać na miejsce. Majka zadowolona z jazdy i tylko to się liczy ;)))
Poranne Majkowe kręcenie© uluru
Jakie zacięcie :)© uluru
Mała rowerzystka© uluru
SStrudzony rowerzysta pod swoim przedszkolem :)© uluru
Po odstawieniu Majki do sali wskoczyłam na swoją ukochana maszynę i pognałam do pracy ;] bo byłam już baaardzo spóźniona :/
Muszę przyznać, iż coraz łatwiej i szybciej jeździ mi się rano..po południu nie jest to zbytnio możliwe przez łażących wszędzie ludzi :/
Kiedy dojechałam do pracy, okazało się, że wszystkie miejsca na stojaku były zajęte, więc nie pozostało mi nic innego tylko postawić Dżuliete na trawie (póki co jeszcze z nóżką) ;]
Stała dziewczyna taka wolna, nie przypięta do niczego, ale po wyjściu z pracy nadal na mnie czekała ;)))
Dalej już w promieniach wiosennego słonka pojechałam do przedszkola. Ahh..już rozumiem wszystkich zapalonych rowerzystów, którzy mówią, że nie mogą żyć bez roweru..ja chyba też tak zaczynam mieć ;]
Droga spowrotem podobna do porannej, z tą różnica, że było bardzo ciepło i jechałyśmy obie w krótkich spodenkach z gołymi nogami...
Wracamy do domciu..nareszcie ;]© uluru
Dzielnie wiozła na plecach swój bagaż..© uluru
Trasa klasyczna:
Ślusarska-Tokarska-Kilińskiego-Norblina-Kazimierska-Zielona-Lubelska/Piłsudskiego-Partyzantów-Lubelska/Piłsudskiego-Zielona-Kazimierska-Lipowa-Norblina-Murarska-Kilińskiego-Tokarska-Ślusarska
Niska średnia wynika tylko i wyłącznie z powolnego jeszcze tempa moje córci ;] ale spoko, jak pójdzie w ślady mamusi to szybko nadrobi..
No i niestety bez kasku, bo za duży jest ewidentnie :/