- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Poranne lenistwo i popołudniowa werwa :-)
Komentarze(6) 8.70 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:18.00 km/h, prędkość maks: 28.90 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzień jak co dzień, z tym że rano miałam strasznego lenia ;/ ale po południu już o niebo lepiej, bo wkońcu słońce posiada taką moc, która motywuje mnie do działania i wyzwala pokłady energii ;)))
Trasa
Ślusarska-Kilińskiego-Kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Partyzantów - powrót do domciu ;]
Późnym popołudniem szykował się spontan z Kamilem...;)
p.s. dzisiaj bez zdjęć, ale jutro się jakieś pokażą ;]
Trasa
Ślusarska-Kilińskiego-Kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Partyzantów - powrót do domciu ;]
Późnym popołudniem szykował się spontan z Kamilem...;)
p.s. dzisiaj bez zdjęć, ale jutro się jakieś pokażą ;]
Dom-Praca-Dom...a potem mały spacerek ;)
Środa, 20 kwietnia 2011 | dodano: 20.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia, Spacerowo Rower: JULIET 40-V
Komentarze(7)
8.59 km (0.00 km teren), czas: 00:25 h, avg:20.62 km/h,
prędkość maks: 30.20 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj trasa jak codzień:
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów
Rano było dosyć chłodno i zimniej niż wczoraj o tej porze, czyli gdzieś mniej więcej około godziny 7 rano - tylko 2*C..brrr
Ale jak się jedzie to człowiek szybko się rozgrzewa ;)
Po robocie, cudnie, ciepło i słonecznie..ach jak ja uwielbiam taka jazdę ;)))
Kiedy dojechałam do domu, to zdałam sobie sprawę, że nie zrobiłam żadnej foci ;/ a to coś nie tak, bo zawsze robię, by wpis był ciekawszy, by oprócz suchego tekstu był jakiś chociażby minimalny ślad ;] dlatego postanowiłam, przy okazji wizyty tu i tam, pójść do parku o własnych nogach tym razem..
Musze przyznać, że trochę się dziwnie czułam, kiedy zamiast jadąc na rowerze idę po chodniku o własnych nogach ;) hehe
W parku było cudnie, kolory, słonko przeświecające przez konary drzew, kwitnące kwiatki, śpiew ptaków. Szkoda, że zdjęcia tak naprawdę nie oddadzą 100% klimatu, jaki się zastaje w takim cudownym miejscu, jak Puławski Park Czartoryskich.
Oto co dzisiaj sfociłam, trochę bawiąc się ustawieniami
No i tak oto Park się zmienia na wiosnę ;)
Jutro zamierzam popedałować, co by z wprawy nie wyjść ;))
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów
Rano było dosyć chłodno i zimniej niż wczoraj o tej porze, czyli gdzieś mniej więcej około godziny 7 rano - tylko 2*C..brrr
Ale jak się jedzie to człowiek szybko się rozgrzewa ;)
Po robocie, cudnie, ciepło i słonecznie..ach jak ja uwielbiam taka jazdę ;)))
Kiedy dojechałam do domu, to zdałam sobie sprawę, że nie zrobiłam żadnej foci ;/ a to coś nie tak, bo zawsze robię, by wpis był ciekawszy, by oprócz suchego tekstu był jakiś chociażby minimalny ślad ;] dlatego postanowiłam, przy okazji wizyty tu i tam, pójść do parku o własnych nogach tym razem..
Musze przyznać, że trochę się dziwnie czułam, kiedy zamiast jadąc na rowerze idę po chodniku o własnych nogach ;) hehe
W parku było cudnie, kolory, słonko przeświecające przez konary drzew, kwitnące kwiatki, śpiew ptaków. Szkoda, że zdjęcia tak naprawdę nie oddadzą 100% klimatu, jaki się zastaje w takim cudownym miejscu, jak Puławski Park Czartoryskich.
Oto co dzisiaj sfociłam, trochę bawiąc się ustawieniami
Cudne było dzisiaj to słonko :)© uluru
Najpierw synek, a potem tata..oboje na rowerach i w kaskach ;]© uluru
Uwielbiam takie zdjęcia..© uluru
Dywan z kwiatów© uluru
Z bliska..© uluru
Fioletowo - różowe też były ;)© uluru
Każda ze ścieżek prowadzi gdzieś przed siebie...© uluru
A nade mną słońce...© uluru
Jaka piękna z nich para ;]© uluru
Płynie gdzieś Łacha..© uluru
Słońce ogląda się w tafli wody...© uluru
Zjazd spod Świątyni Sybilli© uluru
Dzrewo rosnące w dziwnym miejscu, nad Grotami..© uluru
Udało mi się ptaszka "upolować"© uluru
Zbierały materiał na gniazdo i kapały się przy okazji ;)© uluru
Park zachwyca swą urodą© uluru
Ot taki żółty jestem :)© uluru
Cudne drzewo, jak ich pełno© uluru
To było niezamierzone© uluru
Fontanna już działa ;) i od razu jest piekniej© uluru
Wzdłuż fontanny zasadzili żonkile© uluru
Rybki też już się pojawiły pod powierzchnią© uluru
Pałac od frontu, albo raczej Dziedziniec Pałacowy© uluru
Bodajże herb rodu Czartoryskich wraz z zawołaniem: "BĄDŹ CO BĄDŹ"© uluru
No i tak oto Park się zmienia na wiosnę ;)
Jutro zamierzam popedałować, co by z wprawy nie wyjść ;))
Integracji ciąg dalszy
Wtorek, 19 kwietnia 2011 | dodano: 20.04.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(7)
31.66 km (6.00 km teren), czas: 01:57 h, avg:16.24 km/h,
prędkość maks: 28.50 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Na dzisiaj umówiona byłam z Kamilem, tym razem mieliśmy jechać do lasu. Mnie niestety po sobotniej i niedzielnej jeździe łącznie dopadły zakwasy, szczególnie w lewym udzie. Jednak rano udało mi się jakoś przezwyciężyć ból, zastanawiając się, jak to będzie wieczorem :)
Tym razem chwilkę spóźniłam się ja, za co jeszcze raz przepraszam, ale tak mam jak tylko odpale komputer to różni ludzie do mnie piszą..
Kamil na Meridzie, a szkoda bo myślałam, że Dżulieta znów ze Wściekłym sobie pojeździ..no może następnym razem ;)
Pojechaliśmy ścieżką rowerową od ulicy Wróblewskiego w kierunku Azotów, przystanęliśmy przy pierwszym punkcie widokowym i chwilkę pogadaliśmy o myciu i konserwacji łańcucha i całej reszty.
Dalej ścieżkami w las, po drodze minęliśmy sarnę - pierwszą tego spotkania ;)
Dotarliśmy pod jedną ze sławetnych wież Azotowskich. Tak wygląda ona i teren dookoła.
Wysokie to bydle, no i parę minut zajęło mi abym się zdecydowała wejść, chociażby na pierwszy balkon..
A że z natury jestem ambitna, no to wlazłam i oto co ujrzałam ze swojej wysokości:
Pogadaliśmy chwilę, no i pojechalismy dalej laskiem. Dla mnie i dla Dzuliety była to nowość, ścieżki leśne, z piachem i gałęziami..tak, tak nowość
Dałyśmy dzielnie rade obie, chociaż nie ukrywam, że parę razy poczułam, że będę leżeć, no ale wtedy jaki byłby wstyd :) chociaż, przynajmniej do swej Majeczki, wyznaję zasadę: "jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz" ;]
Dalej w lesie była ambona, no koniecznie obowiązkowo słit focię trzeba było zrobić, ale za nim to to co było wkoło:
..i moja maszyna
no i Kamil też wszedł na ambonę by pozować do słit foci:
a tu może trochę ciemno wyszedł ten las, ale niebo daleko na horyzoncie było cudne
Pojechaliśmy dalej, przed siebie..teren urozmaicony, widoczki fantastyczne, cicho, spokój, ptaszki śpiewają ;]
Dojechaliśmy do torów:
W międzyczasie nad Naszymi głowami przeleciało parę samolotów i jednego udało mi się "złapać"
..a potem pędził pociąg
..z minuty na minutę niebo było coraz piękniejsze, ciemniejsze, robiło się bardzo klimatycznie
Dalej pomknęliśmy wzdłuż torów na Mostostal, stacja Puławy Azoty, Puławy Chemia, ścieżką do ulicy Wróblewskiego, minęliśmy I Liceum Ogólnokształcące im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i jeśli się nie mylę, to ulicami Norwida - Sierowszewkiego - Kaniowczyków na Błonia, gdzie na chwilkę przystanęliśmy po coś tam a ja przy okazji chciałam zrobić fotkę, jak młodzi grają na oświetlonym boisku w piłkę nożną i na trybie nocnym wyszło coś takiego:
Potem osiedlem Niwa i Włościańskimi uliczkami do domciu..
Wypad rewelacyjny!!! Byłam bardzo zadowolona, ale też i baaardzo głodna..
Przysłowiowy "banan" na ustach utrzymuje się do dzisiaj..no i tylko mogę jeszcze raz podziękować organizatorowi
Kamil dzięki wielkie i do następnego :))
Tym razem chwilkę spóźniłam się ja, za co jeszcze raz przepraszam, ale tak mam jak tylko odpale komputer to różni ludzie do mnie piszą..
Kamil na Meridzie, a szkoda bo myślałam, że Dżulieta znów ze Wściekłym sobie pojeździ..no może następnym razem ;)
Pojechaliśmy ścieżką rowerową od ulicy Wróblewskiego w kierunku Azotów, przystanęliśmy przy pierwszym punkcie widokowym i chwilkę pogadaliśmy o myciu i konserwacji łańcucha i całej reszty.
Dalej ścieżkami w las, po drodze minęliśmy sarnę - pierwszą tego spotkania ;)
Dotarliśmy pod jedną ze sławetnych wież Azotowskich. Tak wygląda ona i teren dookoła.
Sławetna wieża na Azotach..© uluru
Kiedyś tam wejde :)© uluru
Gdzieś biegnie ten rurociąg..© uluru
A w górze..korony drzew i cudnie niebieskie niebo© uluru
Rowery dwa :)© uluru
Wysokie to bydle, no i parę minut zajęło mi abym się zdecydowała wejść, chociażby na pierwszy balkon..
A że z natury jestem ambitna, no to wlazłam i oto co ujrzałam ze swojej wysokości:
Zachód słońca z wieży :) wreszcie tam wlazłam© uluru
A tam wejde..ale potrzebuję czasu ;]© uluru
Widok z góry na rurociąg..© uluru
Pogadaliśmy chwilę, no i pojechalismy dalej laskiem. Dla mnie i dla Dzuliety była to nowość, ścieżki leśne, z piachem i gałęziami..tak, tak nowość
Dałyśmy dzielnie rade obie, chociaż nie ukrywam, że parę razy poczułam, że będę leżeć, no ale wtedy jaki byłby wstyd :) chociaż, przynajmniej do swej Majeczki, wyznaję zasadę: "jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz" ;]
Dalej w lesie była ambona, no koniecznie obowiązkowo słit focię trzeba było zrobić, ale za nim to to co było wkoło:
Rowery dwa i Kamil robiący focie ;) widok z ambony© uluru
Widoki z ambony były cudne, szczególnie o tej porze dnia ;]© uluru
A to, co oczom obserwatorów ukazuje sie z ambony..© uluru
..i moja maszyna
Dzulieta odpoczywa :)© uluru
no i Kamil też wszedł na ambonę by pozować do słit foci:
Wycieczka bez słit foci to zmarnowana wycieczka..© uluru
a tu może trochę ciemno wyszedł ten las, ale niebo daleko na horyzoncie było cudne
Gdzieś w oddali zachodzi słoneczko© uluru
Jakiś ciemny mi ten las wyszedł..© uluru
Pojechaliśmy dalej, przed siebie..teren urozmaicony, widoczki fantastyczne, cicho, spokój, ptaszki śpiewają ;]
Dojechaliśmy do torów:
Tory do Dęblina..tam też pojedziemy, rowerem oczywiście© uluru
Tory w kierunku Miasta Puławy© uluru
W międzyczasie nad Naszymi głowami przeleciało parę samolotów i jednego udało mi się "złapać"
Leciał samolocik, zresztą nie jeden© uluru
..a potem pędził pociąg
Rozpędzony pociąg mknie po torach...© uluru
..z minuty na minutę niebo było coraz piękniejsze, ciemniejsze, robiło się bardzo klimatycznie
Patrz - kierunek miasto© uluru
Nic dodać nic ująć...© uluru
Dalej pomknęliśmy wzdłuż torów na Mostostal, stacja Puławy Azoty, Puławy Chemia, ścieżką do ulicy Wróblewskiego, minęliśmy I Liceum Ogólnokształcące im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego i jeśli się nie mylę, to ulicami Norwida - Sierowszewkiego - Kaniowczyków na Błonia, gdzie na chwilkę przystanęliśmy po coś tam a ja przy okazji chciałam zrobić fotkę, jak młodzi grają na oświetlonym boisku w piłkę nożną i na trybie nocnym wyszło coś takiego:
Zdjęcie w trybie nocnym..troszku niewyraźne, ale jakie klimatyczne© uluru
Potem osiedlem Niwa i Włościańskimi uliczkami do domciu..
Wypad rewelacyjny!!! Byłam bardzo zadowolona, ale też i baaardzo głodna..
Przysłowiowy "banan" na ustach utrzymuje się do dzisiaj..no i tylko mogę jeszcze raz podziękować organizatorowi
Kamil dzięki wielkie i do następnego :))
DPD, czyli dom-praca-dom
Komentarze(5) 8.59 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:17.77 km/h, prędkość maks: 25.40 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dziś tak jak wczoraj trasa ta sama:
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów - PIWET
Rano było średnio fajnie, bo dokuczał północno-wschodni wiatr, ale za to popołudniu cud malina, słodkie słonko i wiatr we włosach :)))
Zawsze staram się zrobić jakieś fotki, tak więc oto i one:
..tu niestety wkradł się palec, więc wybaczcie
Lilia, która tak wszystkim się podoba, póki co jeszcze nie rozkwitła, więc jeszcze chwilę potrzymam Was w niepewności jak wygląda ;]
...a na wieczór znowu miał być ciąg dalszy integracji...
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów - PIWET
Rano było średnio fajnie, bo dokuczał północno-wschodni wiatr, ale za to popołudniu cud malina, słodkie słonko i wiatr we włosach :)))
Zawsze staram się zrobić jakieś fotki, tak więc oto i one:
Najpiękniejsze drzewo za oknem w pracy :)© uluru
..tu niestety wkradł się palec, więc wybaczcie
Takie tam tulipanki..jakos nie chca się rozwinąć© uluru
Biała kępka kfiatków :)© uluru
Lilia, która tak wszystkim się podoba, póki co jeszcze nie rozkwitła, więc jeszcze chwilę potrzymam Was w niepewności jak wygląda ;]
...a na wieczór znowu miał być ciąg dalszy integracji...
W chłodzie rano do pracy i ze słońcem spowrotem do domu ;-)
Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 | dodano: 18.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11)
8.61 km (0.00 km teren), czas: 00:31 h, avg:16.66 km/h,
prędkość maks: 32.20 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Z okazji nieobecności mojej ukochanej córci Majki postanowiłam cały tydzień dojeżdżać do pracy Julieta i wracać nią spowrotem do domu ;-)
Po dwóch dniach rowerowych, w trakcie porannej jazdy poczułam lekkie zmęczenie materiału..jednak jechałam dalej, a co tam ;]
Wczoraj wspominałam, Kamil również, że w mieście miała miejsce jakaś parada - otóż była to parada "Lord Parade"
Trasa taka jak zwykle:
Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Aleja Partyzantów - Instytut
Rano było chłodnawo, więc koniecznie rękawiczki z długimi palcami, natomiast po pracy, zmiana - odsłaniamy palce ;]
Powrót jak wyżej.
Chyba trochę mi szwankował licznik bo pokazał maksymalna prędkość, jaką nie zdarzyło mi się jechać, ale tam może jechałam..będę mieć na niego oko
Po drodze spotkałam Kamila, jak majstrował przy rowerze - zmieniał łańcuch..pogadali my sobie chwilkę i poleciałam na obiadek ;-)
Po domem zrobiłam parę fotek, bo ogród z dnia na dzień wygląda coraz piękniej ;]
Pogoda piękna i w miarę ciepło no i zastanawiam się czy by nie wyruszyć na małe co nieco...;))
Po dwóch dniach rowerowych, w trakcie porannej jazdy poczułam lekkie zmęczenie materiału..jednak jechałam dalej, a co tam ;]
Wczoraj wspominałam, Kamil również, że w mieście miała miejsce jakaś parada - otóż była to parada "Lord Parade"
Trasa taka jak zwykle:
Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Aleja Partyzantów - Instytut
Rano było chłodnawo, więc koniecznie rękawiczki z długimi palcami, natomiast po pracy, zmiana - odsłaniamy palce ;]
Powrót jak wyżej.
Chyba trochę mi szwankował licznik bo pokazał maksymalna prędkość, jaką nie zdarzyło mi się jechać, ale tam może jechałam..będę mieć na niego oko
Po drodze spotkałam Kamila, jak majstrował przy rowerze - zmieniał łańcuch..pogadali my sobie chwilkę i poleciałam na obiadek ;-)
Po domem zrobiłam parę fotek, bo ogród z dnia na dzień wygląda coraz piękniej ;]
Stokrotka rosła polna...© uluru
Takie tam roślinki sobie rosną© uluru
Lilia juz niedługo rozkwitnie ;))© uluru
Chmurka na niebie..jedna z wielu dzisiejszego dnia© uluru
Pogoda piękna i w miarę ciepło no i zastanawiam się czy by nie wyruszyć na małe co nieco...;))
Wieczorny chillout
Niedziela, 17 kwietnia 2011 | dodano: 17.04.2011Kategoria Początki, W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(8)
25.92 km (2.50 km teren), czas: 01:27 h, avg:17.88 km/h,
prędkość maks: 27.80 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wieczorkiem ponownie z Kamilem, postanowiliśmy wybrać się na Azoty, tym razem nieco inna trasą niż wczoraj..hehe myślę, że Kamil dozuje mi ilość kilometrów, bym po drodze nie padła na twarz ;))
No ale pojechaliśmy, tym razem, żeby uniknąć miasta, ludzi i świateł i jakiejś podobno demonstracji, jak to kolega nazwał "w obronie krzyża", skierowaliśmy się na ścieżkę rowerową.
Już tam poczułam, lekkie zmęczenie materiału, ale oczywiście zagryzłam zęby i jechałam dalej. Po paru kilometrach się rozruszałam i było dobrze ;)
Pojechaliśmy najpierw na Bulwar a tam piękny zachód słońca, którego nie można było nie sfotografować.
a także Barka..
i nie tylko..
Potem skierowaliśmy się miastem na Azoty, przejeżdżaliśmy przez tzw. alejki, gdzie było bardzo dużo spacerowiczów, dalej minęliśmy moje "stare" szkolne tereny a także przedszkole i miejsce, gdzie kiedyś stał żłobek, do którego też miałam przyjemność uczęszczać ;) Zrobiło się trochę sentymentalnie ale sunęliśmy dalej.
Na Azotach minęliśmy jedną z wież, ale niestety Kamil nie dał się namówić na wejście solo, wiec pojechaliśmy dalej do rurociągu.
Trochę pogadaliśmy i Ania focie strzeliła:
Pojechali dalej, tereny fajne, rzeczywiście urozmaicone, trochę terenu, trochę poniszczonego asfaltu ;)
Dalej ulicą Budowlaną Dęblińska i skręciliśmy na Majdan, gdzie co jakiś czas szczekał jakiś burek, ale na szczęście tylko zza ogrodzenia, więc byliśmy spokojni, że żaden na Nas nie wyskoczy.
Dalej w las i teren takim całkiem sympatycznym, lajcik. Potem już ścieżką rowerową prowadzącą do ulicy Wróblewskiego. Dalej pojechaliśmy na Skwerek, chcąc sprawdzić czy podświetlili już fontannę, a niestety nawet nie było w niej wody. Pogadaliśmy nieco dłużej, no i tutaj mój przedpołudniowy zakup okazał się być trafiony w 10-tkę. Nogi nie zmarzły jak wczoraj ;-)
Potem Kaufland, ulica Zielona i Kazimierska. No i kiedy minęliśmy Wille Cienistą usłyszeliśmy pisk opon i policyjne syreny. Akcja jak z amerykańskiego filmu gangsterskiego ;D jutro pewnie będzie na YouTube albo jak kto ma to w puławskich wiadomościach..
Potem powrót uliczkami osiedlowymi prosto do domciu.
Dzięki Kamil za kolejną dawkę kilosów w towarzystwie ;-) i za widoczki
Do następnego;)
No ale pojechaliśmy, tym razem, żeby uniknąć miasta, ludzi i świateł i jakiejś podobno demonstracji, jak to kolega nazwał "w obronie krzyża", skierowaliśmy się na ścieżkę rowerową.
Już tam poczułam, lekkie zmęczenie materiału, ale oczywiście zagryzłam zęby i jechałam dalej. Po paru kilometrach się rozruszałam i było dobrze ;)
Pojechaliśmy najpierw na Bulwar a tam piękny zachód słońca, którego nie można było nie sfotografować.
Zachód słońca na Bulwarze© uluru
a także Barka..
Barka na Wiśle© uluru
i nie tylko..
Merida z Bulwarem w tle ;-)© uluru
Stary most puławski© uluru
Potem skierowaliśmy się miastem na Azoty, przejeżdżaliśmy przez tzw. alejki, gdzie było bardzo dużo spacerowiczów, dalej minęliśmy moje "stare" szkolne tereny a także przedszkole i miejsce, gdzie kiedyś stał żłobek, do którego też miałam przyjemność uczęszczać ;) Zrobiło się trochę sentymentalnie ale sunęliśmy dalej.
Na Azotach minęliśmy jedną z wież, ale niestety Kamil nie dał się namówić na wejście solo, wiec pojechaliśmy dalej do rurociągu.
Trochę pogadaliśmy i Ania focie strzeliła:
Rurociag na Azotach© uluru
Biegnące gdzieś tory..© uluru
Kamil zapatrzony gdzieś w dal..© uluru
Pojechali dalej, tereny fajne, rzeczywiście urozmaicone, trochę terenu, trochę poniszczonego asfaltu ;)
Dalej ulicą Budowlaną Dęblińska i skręciliśmy na Majdan, gdzie co jakiś czas szczekał jakiś burek, ale na szczęście tylko zza ogrodzenia, więc byliśmy spokojni, że żaden na Nas nie wyskoczy.
Dalej w las i teren takim całkiem sympatycznym, lajcik. Potem już ścieżką rowerową prowadzącą do ulicy Wróblewskiego. Dalej pojechaliśmy na Skwerek, chcąc sprawdzić czy podświetlili już fontannę, a niestety nawet nie było w niej wody. Pogadaliśmy nieco dłużej, no i tutaj mój przedpołudniowy zakup okazał się być trafiony w 10-tkę. Nogi nie zmarzły jak wczoraj ;-)
Potem Kaufland, ulica Zielona i Kazimierska. No i kiedy minęliśmy Wille Cienistą usłyszeliśmy pisk opon i policyjne syreny. Akcja jak z amerykańskiego filmu gangsterskiego ;D jutro pewnie będzie na YouTube albo jak kto ma to w puławskich wiadomościach..
Potem powrót uliczkami osiedlowymi prosto do domciu.
Dzięki Kamil za kolejną dawkę kilosów w towarzystwie ;-) i za widoczki
Do następnego;)
Spotkanie face to face...
Sobota, 16 kwietnia 2011 | dodano: 17.04.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(5)
17.50 km (1.00 km teren), czas: 01:11 h, avg:14.79 km/h,
prędkość maks: 27.90 km/hTemperatura:14.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wieczorem o godzinie 19 umówieni byli koleżanka uluru , zwana potocznie Anią i kamilowsław czyli Kamil ;-)
Krótkie rozeznanie w siłach koleżanki Ani i pojechaliśmy na Azoty ;-)
Podczas jazdy gawędziliśmy sobie o tym i o tamtym..
Jechaliśmy szybciej i szybciej, czyli jak dla mnie nieźle, starałam się dawać z siebie ile się da. Myślę, że tragicznie nie było ;))
Dojechaliśmy do jednego z punktów strategiczno - widokowych i koniecznie trzeba było strzelić jakieś focie:
Potem pojechaliśmy na stację Puławy Chemia. Tam trochę postaliśmy i pogadaliśmy. Ja niestety miałam na sobie krótkie spodenki,, ale dopiero wieczorem okazało się, że trochę mi zimno, ale co tam dałam radę ;-)
Minął Nas towarowy, który nieźle zapierdzielał a potem jakaś osobówka, albo pospieszny.
Ania nie byłaby sobą gdyby nie zrobiła żadnego zdjęcia. Więc oto i one:
Powrót najpierw ciemnym lasem, a potem oświetloną ścieżką do ulicy Wróblewskiego. Dalej Wojska Polskiego i Gościńczyk, gdzie to Kamil o mały włos nie zaliczyłby taśmy, sygnalizującej zakaz wjazdu, albo coś takiego ;)
Szkoda byłby fajny widok, bo dzisiaj kiedy tamtędy przechodziłam niestety taśma już została zerwana przez kogoś innego ;/
Potem do domciu osiedlowymi uliczkami.
Kiedy usiadłam w fotelu w domu, na twarzy, mimo zmęczenia zagościł banan, który mógł oznaczać tylko jedno - radość z aktywnie spędzonego dnia ;-)
Kamil ;) wypad super, dzięki bardzo i do następnego!
Krótkie rozeznanie w siłach koleżanki Ani i pojechaliśmy na Azoty ;-)
Podczas jazdy gawędziliśmy sobie o tym i o tamtym..
Jechaliśmy szybciej i szybciej, czyli jak dla mnie nieźle, starałam się dawać z siebie ile się da. Myślę, że tragicznie nie było ;))
Dojechaliśmy do jednego z punktów strategiczno - widokowych i koniecznie trzeba było strzelić jakieś focie:
Azoty o zachodzie słońca© uluru
Dalsza część "kolosa'"© uluru
Cudne kolory nieba© uluru
Gdzieś z oddali patrzył na Nas księżyc..© uluru
Potem pojechaliśmy na stację Puławy Chemia. Tam trochę postaliśmy i pogadaliśmy. Ja niestety miałam na sobie krótkie spodenki,, ale dopiero wieczorem okazało się, że trochę mi zimno, ale co tam dałam radę ;-)
Minął Nas towarowy, który nieźle zapierdzielał a potem jakaś osobówka, albo pospieszny.
Ania nie byłaby sobą gdyby nie zrobiła żadnego zdjęcia. Więc oto i one:
Puławy Chemia© uluru
Tory w oddali i księzyc gdzieś na niebie© uluru
Kamil i rowerowy duet ;-)© uluru
Powrót najpierw ciemnym lasem, a potem oświetloną ścieżką do ulicy Wróblewskiego. Dalej Wojska Polskiego i Gościńczyk, gdzie to Kamil o mały włos nie zaliczyłby taśmy, sygnalizującej zakaz wjazdu, albo coś takiego ;)
Szkoda byłby fajny widok, bo dzisiaj kiedy tamtędy przechodziłam niestety taśma już została zerwana przez kogoś innego ;/
Potem do domciu osiedlowymi uliczkami.
Kiedy usiadłam w fotelu w domu, na twarzy, mimo zmęczenia zagościł banan, który mógł oznaczać tylko jedno - radość z aktywnie spędzonego dnia ;-)
Kamil ;) wypad super, dzięki bardzo i do następnego!
Przedpołudniowy trening czyli zmagania z własnymi słabościami..
Komentarze(5) 22.32 km (4.00 km teren), czas: 01:22 h, avg:16.33 km/h, prędkość maks: 26.60 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj była cudna pogoda w sam raz na pedałowanie ;-)
Przed południem wyprawiłam Majkę na tygodniowe wakacje do ojca a sama postanowiłam wybrać się do pobliskiego lasku.
Przedtem jednak umówiłam się z Kamilem na inauguracyjne wieczorne kręcenie :)))
Dlatego też nie chciałam się za bardzo forsować, by źle nie wypaść przy koledze.
Ubrałam się w to co należy, zabrałam prowiant energetyczny i płyny i ruszyłam.
Skierowałam się w drogę na Skowieszyn, gdzie było rzeczywiście cudnie, łąki zaczęły się zielenić, na polach ludzie już pracują, kwiatki kwitną i śpiewają ptaszki ;-))
Miała jechać tylko prosto mijając pola i łąki, ale oczywiście ciekawość ludzka nie zna granic. Dlatego postanowiłam wjechać do wąwozu. I to był czad, przynajmnniej dla mnie - szczypiora rowerowego ;]
Wąwóz piął się do góry a pod kołami była glina...
Podjazd był ciężki, jak dla mnie może nawet bardzo ciężki ale postanowiłam dać z siebie wszystko i wjechałam ;-)
Całość zmęczenia rekompensowały widoki i cisza wokół.
Oto parę fotek z tamtego miejsca:
Wjechawszy na bardziej płaski teren oczom moim pojawiła się piękny zielony teren, beztroskie pola i łąki i takie głębokie coś:
Jechałam dalej, ale nie zapuszczałam się daleko, gdyż byłam tam pierwszy raz i do tego sama , więc wolałam się nigdzie nie zgubić. Dojechałam do kapliczki:
Odsapnęłam chwilkę i zawróciłam, gdyż miała w planach jeszcze ścieżkę rowerową ;-) Czekał mnie jednakże zjazd wąwozem w dół do drogi..
Tak wyglądał, chociaż w górnych partiach był o wiele bardziej stromy ;/
Po wyjechaniu z wąwozu ambitnie chciałam pojechać do Skowieszyna, ale w pewnym momencie ku moim oczom ukazały się trzy drogi..i niestety nie wybrałam żadnej z nich - nie tym razem.
Zawróciłam i skierowałam się Włostowickimi uliczkami w stronę ścieżki rowerowej. Kiedy wjechałam na wał poczułam, że mój organizm potrzebuje energii.
Porobiłam parę zdjęć:
no i pojechałam dalej ;-)
Jechało się rewelacyjnie, wręcz jazda jak marzenie. Dojechałam do końca i dwie ostatnie fotki:
Niestety, żeby tradycyjnie, w trakcie powrotu miałam ten przejmujący wmordewind, który na tej trasie prześladuje mnie niemal za każdym razem ;/
Mimo wszystko powróciłam do domu cała szczęśliwa z wypadu, chociaż bardzo zmęczona ;-))
...a wieczorem czekała mnie jeszcze przejażdżka w towarzystwie "wymiatacza szos"...
Przed południem wyprawiłam Majkę na tygodniowe wakacje do ojca a sama postanowiłam wybrać się do pobliskiego lasku.
Przedtem jednak umówiłam się z Kamilem na inauguracyjne wieczorne kręcenie :)))
Dlatego też nie chciałam się za bardzo forsować, by źle nie wypaść przy koledze.
Ubrałam się w to co należy, zabrałam prowiant energetyczny i płyny i ruszyłam.
Skierowałam się w drogę na Skowieszyn, gdzie było rzeczywiście cudnie, łąki zaczęły się zielenić, na polach ludzie już pracują, kwiatki kwitną i śpiewają ptaszki ;-))
Miała jechać tylko prosto mijając pola i łąki, ale oczywiście ciekawość ludzka nie zna granic. Dlatego postanowiłam wjechać do wąwozu. I to był czad, przynajmnniej dla mnie - szczypiora rowerowego ;]
Wąwóz piął się do góry a pod kołami była glina...
Podjazd był ciężki, jak dla mnie może nawet bardzo ciężki ale postanowiłam dać z siebie wszystko i wjechałam ;-)
Całość zmęczenia rekompensowały widoki i cisza wokół.
Oto parę fotek z tamtego miejsca:
Wstęp do wąwozu..© uluru
To samo tylko w kolorze© uluru
Taka tam roślinność© uluru
Mchy na zboczach wąwozu© uluru
Wjechawszy na bardziej płaski teren oczom moim pojawiła się piękny zielony teren, beztroskie pola i łąki i takie głębokie coś:
Głębokie coś - może kolejny wąwóz© uluru
Gdzieś tam w dole, ciekawe czy da się rowerem ;-)© uluru
Jechałam dalej, ale nie zapuszczałam się daleko, gdyż byłam tam pierwszy raz i do tego sama , więc wolałam się nigdzie nie zgubić. Dojechałam do kapliczki:
Kapliczka, gdzieś pomiędzy polami© uluru
Z bliska© uluru
Napis na kamieniu pod kapliczką© uluru
A to po drugiej stronie kapliczki - pole..© uluru
Odsapnęłam chwilkę i zawróciłam, gdyż miała w planach jeszcze ścieżkę rowerową ;-) Czekał mnie jednakże zjazd wąwozem w dół do drogi..
Tak wyglądał, chociaż w górnych partiach był o wiele bardziej stromy ;/
Droga powrotna z wąwozu© uluru
Ostatnia część wąwozu przed wjechaniem na drogę© uluru
Po wyjechaniu z wąwozu ambitnie chciałam pojechać do Skowieszyna, ale w pewnym momencie ku moim oczom ukazały się trzy drogi..i niestety nie wybrałam żadnej z nich - nie tym razem.
Zawróciłam i skierowałam się Włostowickimi uliczkami w stronę ścieżki rowerowej. Kiedy wjechałam na wał poczułam, że mój organizm potrzebuje energii.
Regenerator energii..© uluru
Porobiłam parę zdjęć:
Miasto gdzieś w oddali© uluru
Jeden z wjazdów na ścieżkę© uluru
Wszystko się zieleni© uluru
Wisła płynie© uluru
Takie piękne niebo było nade mną© uluru
Niebo w innym ujęciu© uluru
Zaczyna być pięknie w okolicy© uluru
no i pojechałam dalej ;-)
Jechało się rewelacyjnie, wręcz jazda jak marzenie. Dojechałam do końca i dwie ostatnie fotki:
Zielono wkoło© uluru
Marzenie rowerzysty - ścieżka rowerowa do Kazimierza Dolnego nad Wisłą© uluru
Niestety, żeby tradycyjnie, w trakcie powrotu miałam ten przejmujący wmordewind, który na tej trasie prześladuje mnie niemal za każdym razem ;/
Mimo wszystko powróciłam do domu cała szczęśliwa z wypadu, chociaż bardzo zmęczona ;-))
...a wieczorem czekała mnie jeszcze przejażdżka w towarzystwie "wymiatacza szos"...
Z powerem po pracy ;-)
Piątek, 15 kwietnia 2011 | dodano: 15.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia, Z Majką Rower: JULIET 40-V
Komentarze(9)
4.49 km (0.00 km teren), czas: 00:12 h, avg:22.45 km/h,
prędkość maks: 26.90 km/hTemperatura:12.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Jest piatek, 15 kwietnia, moi znajomi lekarze weterynarii, mieli dzisiaj egzamin państwowy po zakończonej w zeszłym tygodniu specjalizacji. Po zmaganiach z komisja zostaną sepcjalistami w zakresie Weterynaryjnej Diagnostyki Laboratoryjnej..Po pracy postanowiłam ich odwiedzić i wesprzeć duchowo, by tak strasznie sie nie denerwowali. Postałam z nimi troche i około 15.30 poleciałam do przedszkola po Majke ;-)
Jechało sie fantastycznie, nawet na chodniku nie było już tylu ludzi wracających
z pracy, dlatego mogłam troszkę sie rozpędzić;] Uwielbiam to cudowne uczucie kiedy się "sunie" rowerem i mija ludzi i samochody..kiedy siedze na Juliecie wiem, że żyje ;)))
Po wyjściu z przedszkola, klasyczna trasa do domu,spacerkiem, a na Tokarskiej, czyli tuż, tuż koło Naszego domu, Majka zażyczyła sobie przejażdżki Julieta ;)
Obawiam się, że jak mała urośnie, a uluru nie kupi sobie nowego roweru, będzie bardzo chciała dosiąść Juliety ;/
Pod domem mała kwiatowa sesja:
Cykloza postepuje...
Jechało sie fantastycznie, nawet na chodniku nie było już tylu ludzi wracających
z pracy, dlatego mogłam troszkę sie rozpędzić;] Uwielbiam to cudowne uczucie kiedy się "sunie" rowerem i mija ludzi i samochody..kiedy siedze na Juliecie wiem, że żyje ;)))
Po wyjściu z przedszkola, klasyczna trasa do domu,spacerkiem, a na Tokarskiej, czyli tuż, tuż koło Naszego domu, Majka zażyczyła sobie przejażdżki Julieta ;)
Obawiam się, że jak mała urośnie, a uluru nie kupi sobie nowego roweru, będzie bardzo chciała dosiąść Juliety ;/
Pod domem mała kwiatowa sesja:
Oto inny fragment mojego ogródka ;-)© uluru
Lilia już niedługo rozkwitnie..© uluru
Żółte żónkile w ogródku© uluru
Hiacynty lśnią bielą..© uluru
Cykloza postepuje...
Poranne zmagania ze sobą...
Komentarze(0) 4.68 km (0.00 km teren), czas: 00:18 h, avg:15.60 km/h, prędkość maks: 22.50 km/hTemperatura:5.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wreszcie powróciłam na rower..;-)
Dzisiaj rano tata zawiózł Majkę do przedszkola samochodem a ja dojechałam tam Julieta. Potem prosto do pracy.
Trasa: Norblina - Kazimierska - Zielona - Aleja Partyzantów.
Ehh..trochę się zmęczyłam, nie powiem i jak już dojechałam do stanowiska, by zaparkować rower to miałam nogi jak z waty. Całą trasę starałam się jechać w jednym tempie, ale niestety "wychodzi" przerwa w kręceniu :/
No i w związku z tym mam drobne refleksje. Otóż przez cały tydzień niejeżdżenia źle się z tym czułam, że wsadzałam swe cztery litery do auta a nie na siodełko. Niestety tak bywa, że coś jest ważne i ważniejsze. Po prostu nie dałam rady. Teraz jednak mam silne postanowienie poprawy, by nie dopuścić do sytuacji jaka miała miejsce dzisiejszego poranka.
Mam taki cichy ambitny plan i zamierzam go wypełnić ;-)
Mimo porannego zmęczenia jestem naładowana pozytywną energia na cały dzień a do tego za oknem zza chmur wychodzi piękne słonko ;-))) jest pieknie
P.S. Nowe rękawiczki CHIBA spisały się dobrze, mięćiutko miały moje rączki ;D
Miłego dnia życzę wszystkim bikerom ;)))))
Dzisiaj rano tata zawiózł Majkę do przedszkola samochodem a ja dojechałam tam Julieta. Potem prosto do pracy.
Trasa: Norblina - Kazimierska - Zielona - Aleja Partyzantów.
Ehh..trochę się zmęczyłam, nie powiem i jak już dojechałam do stanowiska, by zaparkować rower to miałam nogi jak z waty. Całą trasę starałam się jechać w jednym tempie, ale niestety "wychodzi" przerwa w kręceniu :/
No i w związku z tym mam drobne refleksje. Otóż przez cały tydzień niejeżdżenia źle się z tym czułam, że wsadzałam swe cztery litery do auta a nie na siodełko. Niestety tak bywa, że coś jest ważne i ważniejsze. Po prostu nie dałam rady. Teraz jednak mam silne postanowienie poprawy, by nie dopuścić do sytuacji jaka miała miejsce dzisiejszego poranka.
Mam taki cichy ambitny plan i zamierzam go wypełnić ;-)
Mimo porannego zmęczenia jestem naładowana pozytywną energia na cały dzień a do tego za oknem zza chmur wychodzi piękne słonko ;-))) jest pieknie
P.S. Nowe rękawiczki CHIBA spisały się dobrze, mięćiutko miały moje rączki ;D
Miłego dnia życzę wszystkim bikerom ;)))))