- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Rekreacyjnie po Krakowie :)
Niedziela, 5 czerwca 2011 | dodano: 08.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wyjazdowo Rower:
Komentarze(11)
10.50 km (0.00 km teren), czas: 00:50 h, avg:12.60 km/h,
prędkość maks: 28.70 km/hTemperatura:30.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj był typowo rekreacyjnie :) Co prawda, po wczorajszej wycieczce nic nie boli, właściwie żadnych oznak zmęczenia, jedynie na co narzekałam to boląca pupa...
Trzeba było odstawić rowery do stajni, czyli pojechać tam skąd wczoraj wyruszyliśmy z Mateuszem do Ojcowa :]
Odcinek trasy przez miasto taki sam jak poprzedniego dnia. Po drodze jednak zajechaliśmy zobaczyć czy Smok Wawelski jeszcze stoi i zionie ogniem :) Było dużo turystów, ale wkońcu udało się strzelić mu parę fotek..
Pogoda była ciężka do wytrzymania, gorąco, słońce paliło niemiłosiernie ;/ Generalnie nie narzekam na taką pogodę, ale nie mmiałam nic na głowie, więc wytrzymać w takim żarze jest trudno...
Wreszcie tempem spacerowym dojechaliśmy do punktu wyjściowego Naszej trasy. Tam zjedliśmy pyszny obiadek, za który jeszcze raz bardzo dziękuję :) i odpoczęliśmy...
Późnym popołudniem musiałam wracać do Puław...ale jeszcze tam wrócę, by pokazać Wam pozostałe piękno OPN i nie tylko :))
Trzeba było odstawić rowery do stajni, czyli pojechać tam skąd wczoraj wyruszyliśmy z Mateuszem do Ojcowa :]
Odcinek trasy przez miasto taki sam jak poprzedniego dnia. Po drodze jednak zajechaliśmy zobaczyć czy Smok Wawelski jeszcze stoi i zionie ogniem :) Było dużo turystów, ale wkońcu udało się strzelić mu parę fotek..
Smok zionie ogniem :)© uluru
Uluru wpatrzona w smoka© uluru
Smok nieco bliżej© uluru
Uluru i Smok Wawelski© uluru
Pogoda była ciężka do wytrzymania, gorąco, słońce paliło niemiłosiernie ;/ Generalnie nie narzekam na taką pogodę, ale nie mmiałam nic na głowie, więc wytrzymać w takim żarze jest trudno...
Wreszcie tempem spacerowym dojechaliśmy do punktu wyjściowego Naszej trasy. Tam zjedliśmy pyszny obiadek, za który jeszcze raz bardzo dziękuję :) i odpoczęliśmy...
Późnym popołudniem musiałam wracać do Puław...ale jeszcze tam wrócę, by pokazać Wam pozostałe piękno OPN i nie tylko :))
Ojcowski Park Narodowy :)
Sobota, 4 czerwca 2011 | dodano: 06.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wyjazdowo Rower:
Komentarze(22)
65.40 km (15.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:13.08 km/h,
prędkość maks: 39.70 km/hTemperatura:30.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Tak się złożyło, że w miniony weekend byłam w Krakowie :)
Pogoda była cudna, nic tylko wsiadać na rower i jechać..
Dzięki uprzejmości kolegi plany rowerowe były do zrealizowania :)
Miało być miasto, Skałki Twardowskiego, ale ja chciałam pojechać zupełnie gdzieś indziej..
Pomysł padł na Ojcowski Park Narodowy :]
Trochę za późno się wybraliśmy by zwiedzić cały, ale i tak to co zobaczyłam było bezcenne :)
Zaczęliśmy swą trasę z jednej z dzielnic Krakowa, toteż aby wyjechać z miasta trzeba było przejechać koło Wawelu i przez Rynek Krakowski.
Po drodze nie obyło się, a raczej standardem były takie podjazdy
Przejeżdżaliśmy Bulwarem Wołyńskim, po jednej stronie Wisły i Bulwarem Czerwieńskim po drugiej. Dalej ulica Grodzką, przez Rynek Główny
Dalej ulicami miasta na drogę, która zaprowadzi Nas do celu :)
Jechaliśmy przez podkrakowskie wsie aż wkońcu dotarliśmy w miejsce gdzie widoki zachwycają..
Po drodze w jednym z ogródków dojrzałam takie figurki..
Wjeżdżając w Dolinę Prądnika jechaliśmy fantastyczną ścieżką pieszo-rowerową..
Jej nawierzchnia była żwirowa i tylko wytrawni Bikerzy mogli swobodnie zjeżdżać ze zjazdów, których było parę i to nieźle strome. Ja niestety w pewnym momencie musiała zsiąść bo bym się stoczyła a i tak musiała mocno rower trzymać żeby mi nie „uciekł”. Za to widoczki niesamowite, po obu stronach las a w dole bardzo głęboko. Co chwila śmigali obok Nas rowerzyści :))
Potem wyjechawszy dalej asfaltem prosto do Ojcowa :)
Trasa jest cudna, wszędzie zielono, lasek i pojedyncze domki. W pewnym momencie zaczęły się skałki..
..by wkońcu dojechać do granicy Parku
I dalej już przez Park, wzdłuż rzeczki Prądnik
Dojechaliśmy do Bramy Krakowskiej
Tu chwile posiedzieliśmy, pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej..
Kolejnym punktem wycieczki była Kapliczka na Wodzie
I po średnio wyczerpującej, głównie ze względu na prażące słońce, trasie, dojechaliśmy do punktu przeznaczenia, czyli Maczugi Herkulesa :))
Oto legenda MACZUGI
Znajduje się ona w Pieskowej Sakle, gdzie na wzgórzu położony jest Zamek
Trochę posiedzieliśmy, zjedliśmy co nieco, napiliśmy się i niestety czas Nas gonił a jeszcze czekała droga powrotna do Krakowa. Wiedzieliśmy, że będziemy wracać po ciemku, dlatego jak najszybciej chcieliśmy wyjechać z Parku..
Zmęczenie powoli dawało się we znaki, tym bardziej, że najbardziej narzekałam na niewygodne siodełko :]
Cóż, nie można mieć wszystkiego. A i tak dzielnie to znosiłam, gdyż na prostej się rozpędzałam, ile mi fabryka dała a na podjazdach z wyczuciem, by sił starczyło :)
Tak więc ambitnie dojechałam do Krakowa :))
Wycieczka należy do baaardzo udanych :] Koniecznie muszę tam zawitać, by pojeździć po pozostałych szlakach :]
Przed wycieczką zakupiłam sobie paliwo na szykująca się setkę :) chociaż podczas wyprawy zjadłam jednego z batoników..są pyszne :] polecam
Pogoda była cudna, nic tylko wsiadać na rower i jechać..
Dzięki uprzejmości kolegi plany rowerowe były do zrealizowania :)
Miało być miasto, Skałki Twardowskiego, ale ja chciałam pojechać zupełnie gdzieś indziej..
Pomysł padł na Ojcowski Park Narodowy :]
Trochę za późno się wybraliśmy by zwiedzić cały, ale i tak to co zobaczyłam było bezcenne :)
Zaczęliśmy swą trasę z jednej z dzielnic Krakowa, toteż aby wyjechać z miasta trzeba było przejechać koło Wawelu i przez Rynek Krakowski.
Po drodze nie obyło się, a raczej standardem były takie podjazdy
Początek trasy..jeszcze w mieście a już podjazdy :)© uluru
Przejeżdżaliśmy Bulwarem Wołyńskim, po jednej stronie Wisły i Bulwarem Czerwieńskim po drugiej. Dalej ulica Grodzką, przez Rynek Główny
Impreza na Bulwarze© uluru
Na Rynku będzie impreza :)© uluru
Rynek Krakowski© uluru
Dalej ulicami miasta na drogę, która zaprowadzi Nas do celu :)
Jechaliśmy przez podkrakowskie wsie aż wkońcu dotarliśmy w miejsce gdzie widoki zachwycają..
Ta ulica zaprowadzi Nas do Ojcowa :)© uluru
Po drodze w jednym z ogródków dojrzałam takie figurki..
Wjeżdżając w Dolinę Prądnika jechaliśmy fantastyczną ścieżką pieszo-rowerową..
Stamtąd przyjechaliśmy..© uluru
Ścieżka pieszo-rowerowa - niesamowita© uluru
W dole jest głęboko© uluru
Jej nawierzchnia była żwirowa i tylko wytrawni Bikerzy mogli swobodnie zjeżdżać ze zjazdów, których było parę i to nieźle strome. Ja niestety w pewnym momencie musiała zsiąść bo bym się stoczyła a i tak musiała mocno rower trzymać żeby mi nie „uciekł”. Za to widoczki niesamowite, po obu stronach las a w dole bardzo głęboko. Co chwila śmigali obok Nas rowerzyści :))
Potem wyjechawszy dalej asfaltem prosto do Ojcowa :)
Zaczynają się cudne widoczki :)© uluru
Trasa jest cudna, wszędzie zielono, lasek i pojedyncze domki. W pewnym momencie zaczęły się skałki..
Skałki w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej© uluru
Jest niesamowita, tak sobie przy drodze stoi..© uluru
Jaka mała uluru przy tej skałce :)© uluru
..by wkońcu dojechać do granicy Parku
Focia przy tabliczne: Ojcowski Park Narodowy© uluru
Tu się można tylko zachwycać..© uluru
Pojeździłabym między tymi drzewami :)© uluru
Na terenia Parku :)© uluru
I dalej już przez Park, wzdłuż rzeczki Prądnik
Dojechaliśmy do Bramy Krakowskiej
Brama Krakowska© uluru
Szlaki turystyczne w Parku© uluru
Widoczki w okolicy Bramy Krakowskiej© uluru
Tu chwile posiedzieliśmy, pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej..
Kolejnym punktem wycieczki była Kapliczka na Wodzie
Kaplica na wodzie© uluru
Wejście do Kaplicy© uluru
I po średnio wyczerpującej, głównie ze względu na prażące słońce, trasie, dojechaliśmy do punktu przeznaczenia, czyli Maczugi Herkulesa :))
Maczuga Herkulesa© uluru
Oto legenda MACZUGI
Znajduje się ona w Pieskowej Sakle, gdzie na wzgórzu położony jest Zamek
Zamek w Pieskowej Skale© uluru
Koniec trasy w Pieskowej Skale© uluru
Trochę posiedzieliśmy, zjedliśmy co nieco, napiliśmy się i niestety czas Nas gonił a jeszcze czekała droga powrotna do Krakowa. Wiedzieliśmy, że będziemy wracać po ciemku, dlatego jak najszybciej chcieliśmy wyjechać z Parku..
Zmęczenie powoli dawało się we znaki, tym bardziej, że najbardziej narzekałam na niewygodne siodełko :]
Cóż, nie można mieć wszystkiego. A i tak dzielnie to znosiłam, gdyż na prostej się rozpędzałam, ile mi fabryka dała a na podjazdach z wyczuciem, by sił starczyło :)
Tak więc ambitnie dojechałam do Krakowa :))
Wycieczka należy do baaardzo udanych :] Koniecznie muszę tam zawitać, by pojeździć po pozostałych szlakach :]
Przed wycieczką zakupiłam sobie paliwo na szykująca się setkę :) chociaż podczas wyprawy zjadłam jednego z batoników..są pyszne :] polecam
Paliwo na dłuższe wyprawy :)© uluru
Tu i uwdzie wieczorkiem :))
Czwartek, 2 czerwca 2011 | dodano: 02.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(10)
17.06 km (0.50 km teren), czas: 01:13 h, avg:14.02 km/h,
prędkość maks: 38.40 km/hTemperatura:24.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Po 20 byłam pod bramą u Kamila i pojechaliśmy. Nie mieliśmy konkretnego celu także szukaliśmy jakiegoś pomysłu..
Padło na Bulwar, bo miałam ochotę wejść na tamę, jak najdalej, bo zawsze ktoś Nam przeszkadzał tam wejść :/
Niestety i tym razem tama była zajęta, ale mój dobry sokoli wzrok dostrzegł następna tamę i pojechaliśmy w tamtym kierunku :) Kamil wybrał krótszą trasę, czyli stromą górkę, natomiast ja nie chcąc się skompromitować pojechałam dalej i przedzierając się przez grząski piasek i krzaki do niego dojechałam. Postawiliśmy rowery i aparaty poszły w ruch..
Na koniec zauważyłam między badylami oldskulowy czajnik...
..no i następnym razem zrobimy sobie z Kamilem tea-time :]
Wyjeżdżając z bulwaru, o mały włos mielibyśmy stłuczkę z Kamilem, ehh na szczęście mój refleks i dobre hamulce zadziałały prawidłowo :) nie wiem tylko które z Nas się bardziej przestraszyło, ja czy Kamil..przepraszam za spowodowanie szybszego bicia serca :D
Kiedy już emocje opadły pokręciliśmy się uliczkami i skierowaliśmy na Kościół na Górce..
Tam pogadaliśmy i oczywiście nie zabraknie fotki :)
Trochę Nam się zeszło na rozprawianiu o planach rowerowych i o pogodzie i jak zwykle ciemność Nas zastała, tak więc postanowiliśmy zobaczyć ową zieloną wodę w fontannie na Skwerku, która miałam już dzisiaj okazję widzieć :]
Pojechaliśmy parkiem, a tam główna brama zajęta, więc mostkiem nad ulica Głęboką.
Obejrzeliśmy fontannę i do domciu spowortem...
Chill się udał i dziękuje bardzo :) i do zobaczenia..
Padło na Bulwar, bo miałam ochotę wejść na tamę, jak najdalej, bo zawsze ktoś Nam przeszkadzał tam wejść :/
Niestety i tym razem tama była zajęta, ale mój dobry sokoli wzrok dostrzegł następna tamę i pojechaliśmy w tamtym kierunku :) Kamil wybrał krótszą trasę, czyli stromą górkę, natomiast ja nie chcąc się skompromitować pojechałam dalej i przedzierając się przez grząski piasek i krzaki do niego dojechałam. Postawiliśmy rowery i aparaty poszły w ruch..
Stąd przyjechaliśmy :)© uluru
Klimatycznie było nad Wisłą...© uluru
Widok na Barkę a w oddali stary most..© uluru
Romantyczny wieczorny widoczek :)© uluru
Na koniec zauważyłam między badylami oldskulowy czajnik...
Oldskulowy czajnik...tylko mu rączki brakowało..© uluru
..no i następnym razem zrobimy sobie z Kamilem tea-time :]
Wyjeżdżając z bulwaru, o mały włos mielibyśmy stłuczkę z Kamilem, ehh na szczęście mój refleks i dobre hamulce zadziałały prawidłowo :) nie wiem tylko które z Nas się bardziej przestraszyło, ja czy Kamil..przepraszam za spowodowanie szybszego bicia serca :D
Kiedy już emocje opadły pokręciliśmy się uliczkami i skierowaliśmy na Kościół na Górce..
Tam pogadaliśmy i oczywiście nie zabraknie fotki :)
Widok z terenu Kościoła na Górce© uluru
Tam w dole jest szosa prowadząca wprost na stary most na Wiśle :)© uluru
Trochę Nam się zeszło na rozprawianiu o planach rowerowych i o pogodzie i jak zwykle ciemność Nas zastała, tak więc postanowiliśmy zobaczyć ową zieloną wodę w fontannie na Skwerku, która miałam już dzisiaj okazję widzieć :]
Pojechaliśmy parkiem, a tam główna brama zajęta, więc mostkiem nad ulica Głęboką.
Obejrzeliśmy fontannę i do domciu spowortem...
Chill się udał i dziękuje bardzo :) i do zobaczenia..
Modyfikacja DPD na lepsze :)
Komentarze(10) 9.15 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:18.93 km/h, prędkość maks: 27.80 km/hTemperatura:29.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wczoraj w nocy była burza z piorunami i ogromnym deszczem..
Dzisiaj rano pozostały tylko kałuże i cudowne rześkie powietrze :)
Rano jak zwykle zapakowałam małego krasnala dziadkowi do samochodu i spotkaliśmy się pod przedszkolem. Tam jak co dzień przebieranie w kapcie i jazda do roboty.
Ahh dzisiaj rano to było cudownie, takie świeże powietrze ż chciało się jechać :)
Pod robotą dużo miejsca do zaparkowania w stojaku, mimo iż "moje " miejsce zostało zajęte, parkuje w kolejnym wolnym :]
Już od paru dni myślę, jakby tu urozmaicić sobie traskę spowrotem do przedszkola-domu..Decyzja zapadła w ostatniej chwili bo nie chciało misie czekać na zielone światło na skrzyzowaniu ulic Partyzantów, Wróblewskiego i Wojska Polskiego. Tak więc pojechałam Wojska Polskiego na Skwerek gdzie cyknęłam fotki..
Potem pojechałam koło Kauflandu, ulicą Filtrową, Gościńczyk i zatrzymałam się w celu wybrania jednego z dwóch kierunków. Maiłam do wyboru albo podjazd ulicą Skowieszńską, albo Skowieszyńską w prawo a potem Kazimierską i uliczkami osiedlowymi pod bramę. Wybrałam jednak opcję z podjazdem i okazało się, że było bardzo łatwo :] Poza tym inne widoczki i nie tak dużo przechodniów, jak w poprzedniej trasce :]
Znaczy się, że będę tędy jeździć :)
Potem zjazd do ulicy Norblina i prosto do przedszkola a stamtąd osiedlem do domciu :]
Dzisiaj słońce sobie nieźle używa, jest bardzo gorąco, ale wieje też dosyć silny wiatr..
Robiąc ten wpis siedze sobie w ogódku, popijam kawę z lodami
i zajadam kawałek ciasta galaretkowo-serkowego :)))
Jak znajdę czas to pojeżdżę wieczorkiem...
Dzisiaj rano pozostały tylko kałuże i cudowne rześkie powietrze :)
Rano jak zwykle zapakowałam małego krasnala dziadkowi do samochodu i spotkaliśmy się pod przedszkolem. Tam jak co dzień przebieranie w kapcie i jazda do roboty.
Ahh dzisiaj rano to było cudownie, takie świeże powietrze ż chciało się jechać :)
Pod robotą dużo miejsca do zaparkowania w stojaku, mimo iż "moje " miejsce zostało zajęte, parkuje w kolejnym wolnym :]
Już od paru dni myślę, jakby tu urozmaicić sobie traskę spowrotem do przedszkola-domu..Decyzja zapadła w ostatniej chwili bo nie chciało misie czekać na zielone światło na skrzyzowaniu ulic Partyzantów, Wróblewskiego i Wojska Polskiego. Tak więc pojechałam Wojska Polskiego na Skwerek gdzie cyknęłam fotki..
Fontanna na Skwerku..ahh chciałoby się w niej zanurzyć :)© uluru
Zadbany trawnik na skwerku i Hotel Izabella..© uluru
Potem pojechałam koło Kauflandu, ulicą Filtrową, Gościńczyk i zatrzymałam się w celu wybrania jednego z dwóch kierunków. Maiłam do wyboru albo podjazd ulicą Skowieszńską, albo Skowieszyńską w prawo a potem Kazimierską i uliczkami osiedlowymi pod bramę. Wybrałam jednak opcję z podjazdem i okazało się, że było bardzo łatwo :] Poza tym inne widoczki i nie tak dużo przechodniów, jak w poprzedniej trasce :]
Znaczy się, że będę tędy jeździć :)
Podjazd na ulicy Skowieszyńskiej :)© uluru
Buduje się nowe osiedle i nowa jezdnia :]© uluru
Potem zjazd do ulicy Norblina i prosto do przedszkola a stamtąd osiedlem do domciu :]
Dzisiaj słońce sobie nieźle używa, jest bardzo gorąco, ale wieje też dosyć silny wiatr..
Robiąc ten wpis siedze sobie w ogódku, popijam kawę z lodami
Kawa z lodami o smaku miętowym z kawałkami czekolady :))© uluru
i zajadam kawałek ciasta galaretkowo-serkowego :)))
Pyszny deser galaretkowo-serkowy :]© uluru
Jak znajdę czas to pojeżdżę wieczorkiem...
DPD w Dniu Dziecka :))
Komentarze(3) 8.95 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:18.52 km/h, prędkość maks: 30.10 km/hTemperatura:28.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dziś ponownie tą samą trasa do pracy i spowrotem :)
Muszę przyznać, że niezbyt fajnie jedzie mi sie rano przez pierwszą połowę trasy, bo ciało potrzebuje się rozgrzać, ale w połowie jest ok i zazwyczaj poginam dalej:]
W pracy jak to w pracy...dużo roboty, zajęcia z angielskiego,, więc trzeba było mózg wytężyć, potem znów dużo pracy..
Dzisiaj Dzień Dziecka i w związku z tym czekała mnie wycieczka do Cyrku Korona, który to właśnie stacjonuje w moim mieście..przyznam się, że nie lubię chodzić do cyrku :/
Po powrocie do domu miał być szybki obiad i wyjazd do tegoż dziwnego przybytku. Jednak nic z tego nie wyszło, bo po pierwsze zaczął lać deszcz i strasznie wiało, co okazało się tylko kilkuminutowym straszakiem..po drugie Majka dostała prezenty od dziadków, ode mnie i paczkę od ojca swego. Tak więc całkowicie zapomniała o Cyrku :))
Generalnie bawiłyśmy się a to w domu a to w ogródku :]
Dzień bardzo udany, a na koniec parę fotek z ogródka :)
P.S. Wszystkiego Najlepszego w Dniu Dziecka życzę wszystkim ;)) wkońcu dziećmi jesteśmy...
Muszę przyznać, że niezbyt fajnie jedzie mi sie rano przez pierwszą połowę trasy, bo ciało potrzebuje się rozgrzać, ale w połowie jest ok i zazwyczaj poginam dalej:]
W pracy jak to w pracy...dużo roboty, zajęcia z angielskiego,, więc trzeba było mózg wytężyć, potem znów dużo pracy..
Dzisiaj Dzień Dziecka i w związku z tym czekała mnie wycieczka do Cyrku Korona, który to właśnie stacjonuje w moim mieście..przyznam się, że nie lubię chodzić do cyrku :/
Po powrocie do domu miał być szybki obiad i wyjazd do tegoż dziwnego przybytku. Jednak nic z tego nie wyszło, bo po pierwsze zaczął lać deszcz i strasznie wiało, co okazało się tylko kilkuminutowym straszakiem..po drugie Majka dostała prezenty od dziadków, ode mnie i paczkę od ojca swego. Tak więc całkowicie zapomniała o Cyrku :))
Generalnie bawiłyśmy się a to w domu a to w ogródku :]
Dzień bardzo udany, a na koniec parę fotek z ogródka :)
Majka w nowej sukience i ochraniaczach :))© uluru
Jakie jesteśmy groźne..© uluru
Zbieramy poziomki :)© uluru
A oto Nasze łupy :]© uluru
Domowo-ogródkowy kot zapatrzony gdzieś...© uluru
P.S. Wszystkiego Najlepszego w Dniu Dziecka życzę wszystkim ;)) wkońcu dziećmi jesteśmy...
Dom-Praca-Dom
Komentarze(3) 8.67 km (0.00 km teren), czas: 00:27 h, avg:19.27 km/h, prędkość maks: 29.70 km/hTemperatura:16.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Pobudka o 5 rano, gdyż był przymus bycia już o 6 w robocie. Tak to jest kiedy ma się godziny do odrobienia :/
Rano jedzie się cudownie o tej porze roku i godzinie. Na chodnikach jest raczej pusto i można spokojnie mocniej przycisnąć. Poza tym zielono jest wszędzie a to już prawie jak w raju, do tego kwitnące krzewy :)))
Siedziałam do 16 i czym prędzej uciekam z roboty do domciu. Powrót jak zwykle w mijance pomiędzy przechodniami..
Ale za to jaka pogoda :]
Fotka, żeby pusto nie było
A wieczorem wstępnie umówiona byłam z Kamilem :]
Rano jedzie się cudownie o tej porze roku i godzinie. Na chodnikach jest raczej pusto i można spokojnie mocniej przycisnąć. Poza tym zielono jest wszędzie a to już prawie jak w raju, do tego kwitnące krzewy :)))
Siedziałam do 16 i czym prędzej uciekam z roboty do domciu. Powrót jak zwykle w mijance pomiędzy przechodniami..
Ale za to jaka pogoda :]
Fotka, żeby pusto nie było
Widok na fragment lasu z okna mojego pokoju :)© uluru
A wieczorem wstępnie umówiona byłam z Kamilem :]
Ciepłą wieczorową porą :))
Wtorek, 31 maja 2011 | dodano: 31.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(5)
30.24 km (0.50 km teren), czas: 01:44 h, avg:17.45 km/h,
prędkość maks: 39.70 km/hTemperatura:20.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Zacznę od tego, że miałam ciężki dzień spowodu przymusu wstania o 5 rano i siedzenia w pracy od 6 do 16 :/ Dałam radę..
Po południu należał mi się mały odpoczynek, ale ponieważ muszki nie dawały za wygraną w ogródku, postanowiłam umyć taty ROMKA :) no i nareszcie jest czysty..
W międzyczasie porobiłam fotki w ogródku, co to nowego się pojawiło
Potem nagle zadzwoniła mama z miasta, że coś tam jej dowieźć trzeba, no to ja na rower i dzida,:)
Dokończywszy dopieszczanie ROMKA i położywszy dziecko spać podjechałam pod Kamilową bramę :) Kolega wyregulował hamulce bo coś było nie tak i pojechaliśmy tam, gdzie zaplanował Kamil..jakieś tajemnicze miejsce
Pojechaliśmy miastem na stary most, Jaroszyn - gdzie jechaliśmy w istnej chmarze muszek :///// - Łęka, Bronowice. Na chwilę się zatrzymaliśmy żebym mogła sfocić stojącego w gnieździe bociana..
Dojechaliśmy na miejsce..no i się okazało, że trzeba wjechać w las pod niezłą górkę..ehh było ciężko, dlatego szczegóły pozostawiam sobie :)
Kiedy dojechaliśmy Kamil był rozczarowany, bo myślał, że będzie jakiś fajny widoczek na okolice a tu nic.
Na górze stoi Krzyż Św. Wojciecha
Pogadaliśmy chwilę i wróciliśmy do Puław ponownie starym mostem i pojechaliśmy na Bulwar. Niestety znowu ktoś Nam zajął tamę a stamtąd są piękne fotki i można już całkiem daleko zajść.
Dalej na Park Niepodległości, czyli tzw, alejki. Tam też fotka musiała być..
Potem już miastem, bo się nagle późno zrobiło. Na ulicy Skowieszyńskiej oczywiście kolejne podejście do bicia osobistego rekordu maksymalnej prędkości :]
Ku mojej uciesze rekord został ponownie pobity :)))
Podsumowując mogłabym rzec, nie chwaląc się, że z każdą jazdą robię coraz lepsze postępy a dotychczas jestem najbardziej dumna z moich 73 kaemów w ciężkiej chorobie wypedałowanych :)) Poza tym coraz lepiej idą mi podjazdy i coraz szybciej rozpędzam, nabieram pewności w jeździe :]
Myślę, że nie mały udział w tym ma mój Kołcz ;)) DZIĘKI!!!
Kamil dzięki za dzisiaj i do zobaczyska ;]
Po południu należał mi się mały odpoczynek, ale ponieważ muszki nie dawały za wygraną w ogródku, postanowiłam umyć taty ROMKA :) no i nareszcie jest czysty..
W międzyczasie porobiłam fotki w ogródku, co to nowego się pojawiło
Takie śliczne kwiatki rosną u mnie w ogródku :))© uluru
Różowo-białe kfiatki są ślicze© uluru
Mam już ślicznie czerwone i cudownie pyszne poziomki L))© uluru
Potem nagle zadzwoniła mama z miasta, że coś tam jej dowieźć trzeba, no to ja na rower i dzida,:)
Dokończywszy dopieszczanie ROMKA i położywszy dziecko spać podjechałam pod Kamilową bramę :) Kolega wyregulował hamulce bo coś było nie tak i pojechaliśmy tam, gdzie zaplanował Kamil..jakieś tajemnicze miejsce
Pojechaliśmy miastem na stary most, Jaroszyn - gdzie jechaliśmy w istnej chmarze muszek :///// - Łęka, Bronowice. Na chwilę się zatrzymaliśmy żebym mogła sfocić stojącego w gnieździe bociana..
Bociian stojący w gnieździe i karmiący młode..© uluru
Dojechaliśmy na miejsce..no i się okazało, że trzeba wjechać w las pod niezłą górkę..ehh było ciężko, dlatego szczegóły pozostawiam sobie :)
Kiedy dojechaliśmy Kamil był rozczarowany, bo myślał, że będzie jakiś fajny widoczek na okolice a tu nic.
Na górze stoi Krzyż Św. Wojciecha
Tablica informacyjna przed wjazdem do lasu..© uluru
Krzyż Św. Wojciecha© uluru
Pogadaliśmy chwilę i wróciliśmy do Puław ponownie starym mostem i pojechaliśmy na Bulwar. Niestety znowu ktoś Nam zajął tamę a stamtąd są piękne fotki i można już całkiem daleko zajść.
Ciekawe co wieczorem w trawie piszczy :)© uluru
Słońce już dawno poszło spać...© uluru
Tama na Wiśle jest coraz dłuższa© uluru
Dalej na Park Niepodległości, czyli tzw, alejki. Tam też fotka musiała być..
Dżulieta w blasku światła :)))© uluru
Rowery dwa wieczorowa porą..© uluru
Taki tam widoczek© uluru
Potem już miastem, bo się nagle późno zrobiło. Na ulicy Skowieszyńskiej oczywiście kolejne podejście do bicia osobistego rekordu maksymalnej prędkości :]
Ku mojej uciesze rekord został ponownie pobity :)))
Moja nowa maksymalna prędkość :))© uluru
Podsumowując mogłabym rzec, nie chwaląc się, że z każdą jazdą robię coraz lepsze postępy a dotychczas jestem najbardziej dumna z moich 73 kaemów w ciężkiej chorobie wypedałowanych :)) Poza tym coraz lepiej idą mi podjazdy i coraz szybciej rozpędzam, nabieram pewności w jeździe :]
Myślę, że nie mały udział w tym ma mój Kołcz ;)) DZIĘKI!!!
Kamil dzięki za dzisiaj i do zobaczyska ;]
Bezrowerowo na Festyn Rodzinny..
Komentarze(5) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:26.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Przed południem byłam z Majką na rowerowym spacerku :) jeździła tym razem MAJKA
Po obiedzie zgodnie z obietnicą, poszłyśmy na Festyn Rodzinny zorganizowany na terenie Parku Czartoryskich, w czasie którego można było obejrzeć młodych utalentowanych muzycznie i tanecznie, wychowanków Puławskiego Ośrodka Kultury Dom Chemika. Poza tym były takie atrakcje, jak przejażdżka koniem, zjeżdżalnia dla dzieci, wata cukrowa, malowanie twarzy kredkami, kolory Pan robiący z balonów istne cuda, loteria, sprzedaż drożdżówek, a nawet piwa :)
Cały dochód z imprezy został przeznaczony na Puławskie Hospicjum.
Na koniec odbył się koncert Haliny Frąckowiak.
Zaczęłyśmy od waty cukrowej..niestety po zrobieniu tych zdjęć Majka już jej jeśc nie chciała, więc siłą rzeczy ja musiałam ją pochłonąć :)
Potem poszłyśmy na koniki, co prawda kolejka była niemała, ale ponieważ konie to moja pierwsza miłość i niestety obecnie nieco zaniedbana pasja, stałyśmy dzielnie i było warto, bo widok Majki na koniu i jej uśmiech był bezcenny :]
Potem oglądałyśmy pokazy młodych talentów :)
A kiedy one Nam się już znudziły, poszłyśmy wymalować Majce buzię kredkami..
W oczekiwaniu na koncert głównej gwiazdy wieczoru chodziłyśmy sobie po parku, żeby się nie nudzić..
..i wkońcu się doczekałyśmy
Postałyśmy chwilę, pogibałyśmy się i poszłyśmy do domciu :)) No i nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła fotki na mostku zakochanych.
Dzień spędzony bardzo aktywnie, tym bardziej że wieczorem był chillout z Kamilem :)) lubię takie dni, kiedy dużo się dzieje :]
Po obiedzie zgodnie z obietnicą, poszłyśmy na Festyn Rodzinny zorganizowany na terenie Parku Czartoryskich, w czasie którego można było obejrzeć młodych utalentowanych muzycznie i tanecznie, wychowanków Puławskiego Ośrodka Kultury Dom Chemika. Poza tym były takie atrakcje, jak przejażdżka koniem, zjeżdżalnia dla dzieci, wata cukrowa, malowanie twarzy kredkami, kolory Pan robiący z balonów istne cuda, loteria, sprzedaż drożdżówek, a nawet piwa :)
Cały dochód z imprezy został przeznaczony na Puławskie Hospicjum.
Na koniec odbył się koncert Haliny Frąckowiak.
Zaczęłyśmy od waty cukrowej..niestety po zrobieniu tych zdjęć Majka już jej jeśc nie chciała, więc siłą rzeczy ja musiałam ją pochłonąć :)
Ahhh ta wata..niestety mama ją zjadła :)© uluru
Minka z watą cukrowa w tle :)© uluru
Potem poszłyśmy na koniki, co prawda kolejka była niemała, ale ponieważ konie to moja pierwsza miłość i niestety obecnie nieco zaniedbana pasja, stałyśmy dzielnie i było warto, bo widok Majki na koniu i jej uśmiech był bezcenny :]
Majka dumnie siedzi w siodle© uluru
Będzie z niej jeszcze jeździec..jak z mamusi ;]© uluru
Majka oswaja się z konikiem :)© uluru
Potem oglądałyśmy pokazy młodych talentów :)
Tańce i śpiewy na scenie..© uluru
A kiedy one Nam się już znudziły, poszłyśmy wymalować Majce buzię kredkami..
Mój kochany motylek :))© uluru
W oczekiwaniu na koncert głównej gwiazdy wieczoru chodziłyśmy sobie po parku, żeby się nie nudzić..
Dziedziniec Pałacowy© uluru
..i wkońcu się doczekałyśmy
Koncert Haliny Frąckowiak w Parku© uluru
Halina Frąckowiak we własnej osobie© uluru
Postałyśmy chwilę, pogibałyśmy się i poszłyśmy do domciu :)) No i nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła fotki na mostku zakochanych.
Na mostu zakochanych :)© uluru
Ojej© uluru
Dzień spędzony bardzo aktywnie, tym bardziej że wieczorem był chillout z Kamilem :)) lubię takie dni, kiedy dużo się dzieje :]
Wieczorny chillout...
Niedziela, 29 maja 2011 | dodano: 30.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(7)
20.15 km (1.00 km teren), czas: 01:09 h, avg:17.52 km/h,
prędkość maks: 35.80 km/hTemperatura:17.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wczoraj raczej nie składało się, żebym wyszła na rower, bo miałam z Majką wspólny dzień...zresztą bardzo udany :))
Ale udało się i wieczorem umówiłam się z Kamilem. Jechaliśmy przed siebie, raczej bez celu, no i dojechaliśmy na punkt widokowy ;]
Tam pogadaliśmy trochę, pożartowaliśmy, fotka też się jakaś znajdzie. Tak Nam się tam dobrze siedziało, że zrobiło się ciemno i zarazem późno :)
Pecha miałam wczoraj bo jakimś cudem nowe raz tylko używane baterie siadły i jechałam bez światełka :/ Był nim Kamil, który tym razem wziął tylko jedną lampkę (choć zawsze ma dwie), która w dodatku niedomagała ;((
Cóż trzeba było jakoś jechać i wcale nie było tak łatwo, tym bardziej że po drodze z punktu widokowego i na ścieżce rowerowej była mgła. Niestety za kiepski mam aparat bym to uchwyciła, ale uwierzcie, że było cudnie :))
Po drodze zaliczyłam parę kałuż i w związku z tym moja dziewczyna nieco się ubłociła..
Z Azotów pojechaliśmy ścieżką na Wróblewskiego i miastem do domu. Po drodze na chwile zatrzymaliśmy się przy fontannie..
..i polecieliśmy dalej.
Oczywiście na ulicy Skowieszyńskiej znowu odbyła się próba pobicia poprzedniego rekordu szybkości i tym razem znów się udała :) choć muszę przyznać, że w tych oponach, które mam wcale nie jest tak łatwo (przynajmniej dla początkującego bikera).
Wypad udany, jak zwykle zresztą :))
Dzięki za towarzystwo i do następnego :]
Ale udało się i wieczorem umówiłam się z Kamilem. Jechaliśmy przed siebie, raczej bez celu, no i dojechaliśmy na punkt widokowy ;]
Tam pogadaliśmy trochę, pożartowaliśmy, fotka też się jakaś znajdzie. Tak Nam się tam dobrze siedziało, że zrobiło się ciemno i zarazem późno :)
Azotowskie kominy wieczorową porą..© uluru
Uwielbiam takie wieczorne niebo :)© uluru
Pecha miałam wczoraj bo jakimś cudem nowe raz tylko używane baterie siadły i jechałam bez światełka :/ Był nim Kamil, który tym razem wziął tylko jedną lampkę (choć zawsze ma dwie), która w dodatku niedomagała ;((
Cóż trzeba było jakoś jechać i wcale nie było tak łatwo, tym bardziej że po drodze z punktu widokowego i na ścieżce rowerowej była mgła. Niestety za kiepski mam aparat bym to uchwyciła, ale uwierzcie, że było cudnie :))
Po drodze zaliczyłam parę kałuż i w związku z tym moja dziewczyna nieco się ubłociła..
Z Azotów pojechaliśmy ścieżką na Wróblewskiego i miastem do domu. Po drodze na chwile zatrzymaliśmy się przy fontannie..
Fontanna na Skwerku© uluru
..i polecieliśmy dalej.
Oczywiście na ulicy Skowieszyńskiej znowu odbyła się próba pobicia poprzedniego rekordu szybkości i tym razem znów się udała :) choć muszę przyznać, że w tych oponach, które mam wcale nie jest tak łatwo (przynajmniej dla początkującego bikera).
Wypad udany, jak zwykle zresztą :))
Dzięki za towarzystwo i do następnego :]
Dżulieta na Górze Trzech Krzyży :))
Komentarze(10) 30.07 km (4.50 km teren), czas: 01:52 h, avg:16.11 km/h, prędkość maks: 35.90 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj pogoda była dosyć niezdecydowana, ale za to ja była zdecydowana na wyprawę na Górę Trzech Krzyży w Zbędowicach :) kto wie gdzie to jest, ten wie czym to pachnie ;]
Tak więc umówiłam się z Kamilem, co by mi raźniej było :) Pojechaliśmy...
Nie będę się rozpisywać, podjazd niezbyt długi, bo nieco ponad 2km, ale dla niewprawionego bikera daje w kość. Mieliśmy tylko jeden piknik serwisowy, ale szybko się uporaliśmy i z asfaltowego "morderczego" fragmentu skręciliśmy w czarny szlak :)
Ten, biegnący pomiędzy polami, trawą i różnego rodzaju chaszczami doprowadził Nas do miejsca docelowego :))
Uff, pokonałam swoje kolejne słabości i znów mogę powiedzieć, że po części jestem z siebie dumna, bo dyby nie ten piknik to był za jednym ciągiem pokonała to wzniesienie ;] Następnym razem tak na pewno będzie, jestem ambitną bestią wkońcu... :D
Postaliśmy, pogadaliśmy i zastanawialiśmy się czy dziwne granatowe niebo na horyzoncie Nas ominie, czy będziemy mokrzy wracali do domu :)
Kamil rzucił, że w Parku Czartoryskich jest zlot starych samochodów, tak więc pojechaliśmy. Zjazd był o wiele lepszy i przyjemniejszy niż wjazd, to oczywiste..Kamil poleciał do przodu a ja ostrożnie, ale tez nie za wolno zjechałam na dół :)
Oto co dojrzałam na zjeździe ze ścieżki rowerowej
A to już przekwitnięty rzepak
i widok na Pałac Czartoryskich z pola rzepaku..
Ścieżką rowerową z wmordewidnem dojechaliśmy do Parku, gdzie dla urozmaicenia wjechaliśmy wąskimi diabelskimi schodami
i prosto do miejsca gdzie stały samochodowe cudeńka ;D
Parę fotek z tego eventu..
Pozostałe zdjęcia samochodów możecie obejrzeć TUTAJ
Kiedy już nacieszyliśmy oczy i aparaty pięknem starych samochodów, postanowiliśmy, że pokręcimy się nieco po mieście :)
Pojechaliśmy ulicami Królewską-Piłsudskiego-Partyzantów-Mickiewicza-Lubelską-osiedlem Niwa-Gościńczykiem-Skowieszyńską-Kazimierska i dalej osiedlowymi pod samą bramę.
Zjeżdżając z ulicy Gościńczyk, podjazd 10%, za bardzo się rozpędziłam i za późno zaczęłam hamować...i o mały włos zatrzymałabym się na łańcuchach i na Kamila rowerze..ale przy okazji mogłam sprawdzić jak dobre są hamulce w mojej Dżuliecie:)) ale w pewnym momencie serce miałam w gardle...
No i się pochwale, bo na Skowieszyńskiej, jeszcze płaskiej jak stół, pobiłam swój mały rekord szybkości na prostej, z czego jestem bardzo dumna ;]
Ogólnie dzień rowerowy bardzo dobry, udany, pogoda nawet nie zrobiła Nam psikusa, a w kiedy byliśmy w Parku to nawet słonko wyszło zza chmur;))
Kamil dzięki za dzisiaj i do następnego :)))
Tak więc umówiłam się z Kamilem, co by mi raźniej było :) Pojechaliśmy...
Nie będę się rozpisywać, podjazd niezbyt długi, bo nieco ponad 2km, ale dla niewprawionego bikera daje w kość. Mieliśmy tylko jeden piknik serwisowy, ale szybko się uporaliśmy i z asfaltowego "morderczego" fragmentu skręciliśmy w czarny szlak :)
Ten, biegnący pomiędzy polami, trawą i różnego rodzaju chaszczami doprowadził Nas do miejsca docelowego :))
Uff, pokonałam swoje kolejne słabości i znów mogę powiedzieć, że po części jestem z siebie dumna, bo dyby nie ten piknik to był za jednym ciągiem pokonała to wzniesienie ;] Następnym razem tak na pewno będzie, jestem ambitną bestią wkońcu... :D
Góra Trzech Krzyży..© uluru
Widok na Puławy i Azoty :)© uluru
Wkoło wszędzie zielono :]© uluru
Taki oto widok z Góry się rozpościera :)© uluru
Wije się Wisła wije..© uluru
Dżulieta w duecie ze Wściekłym..© uluru
Postaliśmy, pogadaliśmy i zastanawialiśmy się czy dziwne granatowe niebo na horyzoncie Nas ominie, czy będziemy mokrzy wracali do domu :)
Kamil rzucił, że w Parku Czartoryskich jest zlot starych samochodów, tak więc pojechaliśmy. Zjazd był o wiele lepszy i przyjemniejszy niż wjazd, to oczywiste..Kamil poleciał do przodu a ja ostrożnie, ale tez nie za wolno zjechałam na dół :)
Oto co dojrzałam na zjeździe ze ścieżki rowerowej
Krzyż gdzieś na zjeździe ze ścieżki rowerowej© uluru
A to już przekwitnięty rzepak
Przekwitnięty rzepak© uluru
i widok na Pałac Czartoryskich z pola rzepaku..
Pałac Czartoryskich© uluru
Ścieżką rowerową z wmordewidnem dojechaliśmy do Parku, gdzie dla urozmaicenia wjechaliśmy wąskimi diabelskimi schodami
Widok z pokonanych przed chwilą diabelskich schodów :)© uluru
i prosto do miejsca gdzie stały samochodowe cudeńka ;D
Parę fotek z tego eventu..
Było troche ludzi :)© uluru
Pozostałe zdjęcia samochodów możecie obejrzeć TUTAJ
Kiedy już nacieszyliśmy oczy i aparaty pięknem starych samochodów, postanowiliśmy, że pokręcimy się nieco po mieście :)
Pojechaliśmy ulicami Królewską-Piłsudskiego-Partyzantów-Mickiewicza-Lubelską-osiedlem Niwa-Gościńczykiem-Skowieszyńską-Kazimierska i dalej osiedlowymi pod samą bramę.
Zjeżdżając z ulicy Gościńczyk, podjazd 10%, za bardzo się rozpędziłam i za późno zaczęłam hamować...i o mały włos zatrzymałabym się na łańcuchach i na Kamila rowerze..ale przy okazji mogłam sprawdzić jak dobre są hamulce w mojej Dżuliecie:)) ale w pewnym momencie serce miałam w gardle...
No i się pochwale, bo na Skowieszyńskiej, jeszcze płaskiej jak stół, pobiłam swój mały rekord szybkości na prostej, z czego jestem bardzo dumna ;]
Ogólnie dzień rowerowy bardzo dobry, udany, pogoda nawet nie zrobiła Nam psikusa, a w kiedy byliśmy w Parku to nawet słonko wyszło zza chmur;))
Kamil dzięki za dzisiaj i do następnego :)))