- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wizyta w sklepie Merida...i nie do końca oczekiwane zakupy :)
Komentarze(9) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:8.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Niestety w tym tygodniu póki co nie dane jest mi jeździć, niestety, nad czym bardzo ubolewam ;-(((
Zamierzam nadrabiać od soboty...;}
Tymczasem dzisiaj wraz z prawie całą moją puławską częścią rodziny, czyli Majką i tatą - dziadkiem Majki, poszliśmy zaprowadzić mamy Meride do serwisu. Spacerek był sympatyczny, szczególnie kiedy w pewnym momencie zaczął padać drobniutki grad ;)
Rower został oddany, a ja przy okazji postanowiłam zakupić zapasową dętkę i łyżki do zdejmowania opon..oby się nie przydały, ale dobrze mieć ;-) (ku zdziwieniu mojego taty: "na co mi takie rzeczy", ale pogodził się już z tym, że ogarnęła mnie totalna CYKLOZA)
Niestety jak to w sklepie bywa na tym się nie skończyło, bowiem najmłodsza bikerka domu wypatrzyła sobie rękawiczki :) oczywiście różowe i z pięknym kwiatuszkiem na wierzchniej stronie..
Oto jak się prezentowały:
Pozostałe zdjęcia możecie obejrzeć na blogu małej bikerki Majki ;)))
Niemożliwym by było gdyby uluru nie zakupiła sobie tez rękawiczek, bo właśnie takowych letnich jej brakowało do pełni stroju i szczęścia ;]
Wybór był przypadkowy, przede wszystkim ważne bo były w małym dla mnie rozmiarze XS, no i kolorystycznie odpowiadały :)
Oto one:
Przekroczywszy w tym miesiącu limit zakupów rowerowych, nie doglądając się za bardzo, co można by jeszcze dokupić zabrałam resztę towarzystwa i wyszliśmy ze sklepu...Po czym spacerkiem poszliśmy w kierunku domu.
Koniec końców jestem bardzo zadowolona z nowych nabytków, chociaż nie wszystkie były zaplanowane..ale co tam, raz się żyje ;]
Zamierzam nadrabiać od soboty...;}
Tymczasem dzisiaj wraz z prawie całą moją puławską częścią rodziny, czyli Majką i tatą - dziadkiem Majki, poszliśmy zaprowadzić mamy Meride do serwisu. Spacerek był sympatyczny, szczególnie kiedy w pewnym momencie zaczął padać drobniutki grad ;)
Rower został oddany, a ja przy okazji postanowiłam zakupić zapasową dętkę i łyżki do zdejmowania opon..oby się nie przydały, ale dobrze mieć ;-) (ku zdziwieniu mojego taty: "na co mi takie rzeczy", ale pogodził się już z tym, że ogarnęła mnie totalna CYKLOZA)
Zapasowa dętka i łyzki zabezpieczone ;-)© uluru
Niestety jak to w sklepie bywa na tym się nie skończyło, bowiem najmłodsza bikerka domu wypatrzyła sobie rękawiczki :) oczywiście różowe i z pięknym kwiatuszkiem na wierzchniej stronie..
Oto jak się prezentowały:
Tak wyglądają na małych rączkach© uluru
Pozostałe zdjęcia możecie obejrzeć na blogu małej bikerki Majki ;)))
Niemożliwym by było gdyby uluru nie zakupiła sobie tez rękawiczek, bo właśnie takowych letnich jej brakowało do pełni stroju i szczęścia ;]
Wybór był przypadkowy, przede wszystkim ważne bo były w małym dla mnie rozmiarze XS, no i kolorystycznie odpowiadały :)
Oto one:
Nowe letnie rekawiczki CHIBA© uluru
Dolna strona rękawiczki© uluru
Tak się prezentuja na ręcę bikerki ;-)© uluru
Przekroczywszy w tym miesiącu limit zakupów rowerowych, nie doglądając się za bardzo, co można by jeszcze dokupić zabrałam resztę towarzystwa i wyszliśmy ze sklepu...Po czym spacerkiem poszliśmy w kierunku domu.
Koniec końców jestem bardzo zadowolona z nowych nabytków, chociaż nie wszystkie były zaplanowane..ale co tam, raz się żyje ;]
Nowe akcesoria i ciuszki rowerowe ;-)
Komentarze(20) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
W tym miesiącu zaplanowany był tylko zakup kasku na rower - daje poczucie bezpieczeństwa ;-) jednak jak to bywa, że różnie bywa a napewno nie tak jak sobie zaplanujemy.
Od dawna nosiłam się bowiem z zamiarem kupna praktycznie najbardziej potrzebnego
z akcesoriów dla rowerzysty, a mianowicie bidonu i koszyka do niego. Nie kupiłam dotychczas, bo nie był mi potrzebny..jakoś tak :-) a kiedy pogoda dopisuje, to dopisuje też pragnienie, szczególnie po wysiłku. Płyny trzeba uzupełniać ;]
Dlatego pewnego pięknego dnia postanowiłam pobawić się w tzw. "szperacza" na niebywale popularnym portalu, na którym pewnie większość rowerzystów i nie tylko robi zakupy ;-)
Nie było tak, bardzo szybko znalazłam to czego szukałam.
A tak oto prezentuje się moja Dżulieta
No to teraz już na pewno nie zaschnie mi w gardle :]
Z ciuszków rowerowych zakupiłam jednoczęściowy stroik w kolorze czarno-pomarańczowym, czyli w sam raz komponującym się z Julietą..
Muszę powiedzieć, że jest całkiem fajny, materiał miły w dotyku, jest "pampers", osłona dla zamka, by nie przeszkadzał i gumki od wewnętrznej strony nogawek, by w miarę stabilnie przylegały go nogi :)
A tak wygląda:
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,166043,sprytnie-schowany-zamek.html][/url]
Ponadto zakupiłam koszulkę rowerową firmy Alpinus. Kolory, powiedziałabym, że stonowane, ale przecież nie można mieć zawsze wszystkiego pod kolor
i w energetycznych klimatach :)))
Oto ona:
Zakupy baaardzo udane ;-)))
Od dawna nosiłam się bowiem z zamiarem kupna praktycznie najbardziej potrzebnego
z akcesoriów dla rowerzysty, a mianowicie bidonu i koszyka do niego. Nie kupiłam dotychczas, bo nie był mi potrzebny..jakoś tak :-) a kiedy pogoda dopisuje, to dopisuje też pragnienie, szczególnie po wysiłku. Płyny trzeba uzupełniać ;]
Dlatego pewnego pięknego dnia postanowiłam pobawić się w tzw. "szperacza" na niebywale popularnym portalu, na którym pewnie większość rowerzystów i nie tylko robi zakupy ;-)
Nie było tak, bardzo szybko znalazłam to czego szukałam.
Nowy pieknie biały bidon Kellys© uluru
Czarny koszyk Kellys ;-)© uluru
A tak oto prezentuje się moja Dżulieta
Koszyk na bidon na ramie Juliety© uluru
Pięknie razem wyglądają ;-)© uluru
A oto jak wyglądają razem...© uluru
No to teraz już na pewno nie zaschnie mi w gardle :]
Z ciuszków rowerowych zakupiłam jednoczęściowy stroik w kolorze czarno-pomarańczowym, czyli w sam raz komponującym się z Julietą..
Muszę powiedzieć, że jest całkiem fajny, materiał miły w dotyku, jest "pampers", osłona dla zamka, by nie przeszkadzał i gumki od wewnętrznej strony nogawek, by w miarę stabilnie przylegały go nogi :)
A tak wygląda:
Nowy jednoczęściowy stroik Movement© uluru
Movement "od tyłu"© uluru
Logo firmy© uluru
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,166043,sprytnie-schowany-zamek.html]
Sprytnie schowany zamek© uluru
Wkładka a'la pampers, wygodna bardzo :-)© uluru
Ponadto zakupiłam koszulkę rowerową firmy Alpinus. Kolory, powiedziałabym, że stonowane, ale przecież nie można mieć zawsze wszystkiego pod kolor
i w energetycznych klimatach :)))
Oto ona:
Nowa rowerowa koszulka..© uluru
Tak wygląda z tyłu - ma fajne głębokie kieszenie© uluru
Porządna firma ;-)© uluru
Zakupy baaardzo udane ;-)))
Małe sprostowanie
Piątek, 8 kwietnia 2011 | dodano: 08.04.2011Kategoria Refleksje Rower:
Komentarze(5)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Witam Wszystkich,
otóż na jednym ze swoich wcześniejszych wpisów, pokazałam Wam pewien kościół
zwany u nas w Puławach, kościół "Na Górce".
Chciałabym z miejsca Was serdecznie przeprosić za swoja pomyłkę, ale nie jest to Kościół pod wezwaniem Św. Brata Alberta, tylko
pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.
Położony jest on na północno-zachodnim końcu pałacowego wzgórza w 1803 roku wzniesiono, według projektu Ch. P. Aignera. Jest to klasycystyczny kościół wzorowany na Panteonie rzymskim. Portyk ozdobiony jest ośmioma korynckimi kolumnami, całość przykrywa kopuła z dużym świetlikiem pośrodku oraz malowanymi kasetonami. Nad portykiem umieszczono napis: "W Niebo wziętej Boga Rodzicy", a nad wejściem dedykację: "Pomny na wiarę i cnoty ukochanej Matki swojej Maryi z Sieniawskich Księżny Czartoryskiej W. R. Adam Kazimierz poświęca" umieszczoną tu na polecenie A. K. Czartoryskiego.
Stwierdziłam, iż winna jestem Wam wyjaśnienia z tego tytułu i bardzo przepraszam za zainstniałą pomyłkę ;-)
otóż na jednym ze swoich wcześniejszych wpisów, pokazałam Wam pewien kościół
Kościół pod wezwaniem Św. Brata Alberta© uluru
zwany u nas w Puławach, kościół "Na Górce".
Chciałabym z miejsca Was serdecznie przeprosić za swoja pomyłkę, ale nie jest to Kościół pod wezwaniem Św. Brata Alberta, tylko
pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.
Położony jest on na północno-zachodnim końcu pałacowego wzgórza w 1803 roku wzniesiono, według projektu Ch. P. Aignera. Jest to klasycystyczny kościół wzorowany na Panteonie rzymskim. Portyk ozdobiony jest ośmioma korynckimi kolumnami, całość przykrywa kopuła z dużym świetlikiem pośrodku oraz malowanymi kasetonami. Nad portykiem umieszczono napis: "W Niebo wziętej Boga Rodzicy", a nad wejściem dedykację: "Pomny na wiarę i cnoty ukochanej Matki swojej Maryi z Sieniawskich Księżny Czartoryskiej W. R. Adam Kazimierz poświęca" umieszczoną tu na polecenie A. K. Czartoryskiego.
Stwierdziłam, iż winna jestem Wam wyjaśnienia z tego tytułu i bardzo przepraszam za zainstniałą pomyłkę ;-)
Poranno - popołudniowa kręconka z wiatrem w tle
Komentarze(14) 9.07 km (0.00 km teren), czas: 00:25 h, avg:21.77 km/h, prędkość maks: 25.50 km/hTemperatura:13.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dziś taka sama trasa poranna i popołudniowa. Miał być samochód ale kiedy rano zobaczyłam to słonko pomyślałam, że nie mogę sobie takiej okazji odpuścić, chociaż i tak już byłam mocno spóźniona do pracy...
Coraz częściej jednak myślę, ze przydałyby się SPD, bo mi nogi po pedałach "latają" i jak nie mam siły naciskać na nie, to bym mogła je chociaż pociągnąć. Myśl kiełkuje coraz bardziej i sądzę, że zostanie ona zrealizowana :-)
Zastanawiam się również nad rogami kierownicy, chyba byłoby mi wygodniej...
Wracając do domciu Majka postanowiła dosiąść mojej błyskawicy i chociaż zdjęcie miało pokazać małą na rowerze mamy to wyszła słit focia...
A w ogródku rosną nowe kwiatki ;-)
Poranne kręcenie coraz bardziej mi się podoba ;-) dostarcza mnóstwa energii na cały dzień a po południu jest fantastyczną formą relaksu ;D
...Cykloza uzależnia...
Coraz częściej jednak myślę, ze przydałyby się SPD, bo mi nogi po pedałach "latają" i jak nie mam siły naciskać na nie, to bym mogła je chociaż pociągnąć. Myśl kiełkuje coraz bardziej i sądzę, że zostanie ona zrealizowana :-)
Zastanawiam się również nad rogami kierownicy, chyba byłoby mi wygodniej...
Wracając do domciu Majka postanowiła dosiąść mojej błyskawicy i chociaż zdjęcie miało pokazać małą na rowerze mamy to wyszła słit focia...
Bikerki w trakcie powrotu do domu© uluru
A w ogródku rosną nowe kwiatki ;-)
Nowy wczesno - wiosenny kwiatuszek..© uluru
To tylko fragment mojego rodzinnego ogrodu :))© uluru
Poranne kręcenie coraz bardziej mi się podoba ;-) dostarcza mnóstwa energii na cały dzień a po południu jest fantastyczną formą relaksu ;D
...Cykloza uzależnia...
Dom - Przedszkole - Praca - Przedszkole - Dom
Komentarze(12) 9.63 km (0.00 km teren), czas: 00:35 h, avg:16.51 km/h, prędkość maks: 24.90 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj podobnie jak ostatnio postanowiłam pojechac do pacy na rowerze, Oczywiście najpierw trzeba było odprowadzić Majkę do przedszkola. Nie ma to jak poranny spacerek w świetle nieśmiało spoglądającego na Nas słonka ;-)
Dzień wczesniej zapowiadali deszcz, ale szczerze liczyłam, że jednak do Nas nie dotrze, bo z Naszgo duetu tylko Majka była na taka pogodę ptzygotowana, zabierając ze sobą płaszczyk przeciwdeszczowy. Natomiast mamusia niestey nie była na to przygotowana i jedynie kask mógłby ochronić jej głowę ;)
Trasa była tradycyjna: Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Norblina - Włostowicka - Zielona - Aleja Partyzantów
Pod pracą było dużo rowerów i gdybym przyjechała później to pewnie nie miałabym miejsca na zaparkowanie mojej super maszyny.
A oto zdjęcie białego cuda szosowego:
Po pracy była znów piękna pogoda, chociaż zapowiadali deszcz..
Przebrawszy sie szybko w ciuszki rowerowe, co wywołało nie małe zainteresowanie w pracy, popędziłam szybko do przedszkola.
Kiedy już uporałysmy się z przebieraniem i opusciłyśmy budynek w tempie spacerowym udałyśmy sie do domciu..
Oto co zastałyśmy, co dziennie coś nowego kwitnie i cieszy Nasze oko:
Po obiedzie znó postanowiłysmy skorzystać zpieknej pogody i wybrałysmy się na spacer połączony z małymi zakupami w celu uzupełnienia lodówki ;D
Potem już powrót krótsza trasą, gdyz moja mała zwykle w drodze powrotnej narzeka, że nie ma siły i każe się nosic na rekach..Dzisiaj niestety to nie było mozliwe, bo siatka z zakupami była zbyt wypchana i ciężka, a niestety mama nie jest kulturystką...
Oto co widziałysmy przed sobą:
Uff...nareszcie udało nam się dojśc na sąsiadująca ulicę i co sie okazało? Otóż kolega Kamil akurat majstrował coś w przydomowym garażu ;)
Miałam więc niepowtarzalna i jedyna okzaje poznać nareszcie sławetnego wymiatacza szos ;)))dzieki któremu trase na Azoty, niedługo będziemy znali na pamięć...to taki mały żarcik Kamil ;D
Tak więc córcia moja nieco onieśmielona początkowo, niewiele mówiła, tak więc mielismy chwile na małą pogawękę o tym i o tamtym ;)
Po chwili nabrała odwagi i co raz zagadywała Kamila i żartowała..Było fajnie i milutko, no i jakby ktoś chciał wiedzieć - zdjęcia nie kłamią...
Na koniec moje małe:
Dzień wczesniej zapowiadali deszcz, ale szczerze liczyłam, że jednak do Nas nie dotrze, bo z Naszgo duetu tylko Majka była na taka pogodę ptzygotowana, zabierając ze sobą płaszczyk przeciwdeszczowy. Natomiast mamusia niestey nie była na to przygotowana i jedynie kask mógłby ochronić jej głowę ;)
Trasa była tradycyjna: Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Norblina - Włostowicka - Zielona - Aleja Partyzantów
Majka z Julietą pod przedszkolem© uluru
Pod pracą było dużo rowerów i gdybym przyjechała później to pewnie nie miałabym miejsca na zaparkowanie mojej super maszyny.
A oto zdjęcie białego cuda szosowego:
Biała strzała na stojaku pod pracą© uluru
Po pracy była znów piękna pogoda, chociaż zapowiadali deszcz..
Przebrawszy sie szybko w ciuszki rowerowe, co wywołało nie małe zainteresowanie w pracy, popędziłam szybko do przedszkola.
Kiedy już uporałysmy się z przebieraniem i opusciłyśmy budynek w tempie spacerowym udałyśmy sie do domciu..
Oto co zastałyśmy, co dziennie coś nowego kwitnie i cieszy Nasze oko:
Kwiatuszki ogrodowe© uluru
Krokusiki u mojej mamy w ogródku© uluru
Szafirki© uluru
Patrzcie jakie jesteśmy piękne ;-)© uluru
Po obiedzie znó postanowiłysmy skorzystać zpieknej pogody i wybrałysmy się na spacer połączony z małymi zakupami w celu uzupełnienia lodówki ;D
Potem już powrót krótsza trasą, gdyz moja mała zwykle w drodze powrotnej narzeka, że nie ma siły i każe się nosic na rekach..Dzisiaj niestety to nie było mozliwe, bo siatka z zakupami była zbyt wypchana i ciężka, a niestety mama nie jest kulturystką...
Oto co widziałysmy przed sobą:
Widok na osiedle i okolicę© uluru
Uff...nareszcie udało nam się dojśc na sąsiadująca ulicę i co sie okazało? Otóż kolega Kamil akurat majstrował coś w przydomowym garażu ;)
Miałam więc niepowtarzalna i jedyna okzaje poznać nareszcie sławetnego wymiatacza szos ;)))dzieki któremu trase na Azoty, niedługo będziemy znali na pamięć...to taki mały żarcik Kamil ;D
Tak więc córcia moja nieco onieśmielona początkowo, niewiele mówiła, tak więc mielismy chwile na małą pogawękę o tym i o tamtym ;)
Po chwili nabrała odwagi i co raz zagadywała Kamila i żartowała..Było fajnie i milutko, no i jakby ktoś chciał wiedzieć - zdjęcia nie kłamią...
Na koniec moje małe:
Moja mała Majeczka© uluru
Rowerowo, zabytkowo, wiosennie...
Niedziela, 3 kwietnia 2011 | dodano: 05.04.2011Kategoria Z Majką, Po parku, Początki, Spacerowo Rower:
Komentarze(7)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Po ciężkim tygodniu nadeszła wyczekana niedziela. Zostałyśmy same z Majką „na gospodarstwie”, więc robiłyśmy co chciałyśmy ;-))
Ponieważ pogoda była cudna i dzień zapowiadał się wyśmienicie postanowiłyśmy wybrać się na spacerek. Oczywiście ja na piechotę a mała bikerka w ramach treningów na swoim małym pomykaczu..
Ubrałyśmy się stosownie do pogody, zapakowałyśmy jedzenie i picie i wyruszyłyśmy. Miałyśmy dwie opcje: jedna prowadziła do lasu, a druga do parku.
Mała bikerka zdecydowała, że ma to być Park, więc skierowałyśmy się w tamtym kierunku.
Już na samym początku trasy Majka stwierdziła, że jest głodna i chce jej się pić i wykorzystała prawie wszystkie Nasze zapasy...
A tak wyglądała:
Po drodze, jak to w niedzielę, mijałyśmy kolejki samochodów zmierzających do Kazimierza Dolnego. Miejscowi wiedza jednak, że w weekendy raczej nie należy się tam „wypuszczać”, gdyż wszędzie tylko turyści i turyści, dlatego My tez z tego nie skorzystałyśmy ;-)
Oto co udało mi się sfocić:
Dzisiaj miałam wenę twórczą na fotografowanie, ale oczywiście, żeby nie było tak pięknie mój aparat „jedynie słusznej firmy” poległ po kilkunastu zdjęciach a reszta obowiązków padła na kalkulator i wybaczcie jeśli jakość niektórych z nim będzie niezadowalająca, chociaż baaaardzo się starałam. Dzisiaj to zresztą przydałoby się jakieś lustro ;-) ehh..czas o tym pomyśleć
Na początku, pokazywany już przeze mnie Pałac Marynki, dzisiaj sfotografowany z bliska. Niestety tylko od przodu, gdyż wejście na „zaplecze” było zamknięte.
Kilka słów z kart historii (notatka ta jest spisana z informacji, już nieco wyblakłej, umieszczonej za jednym z okien Pałacu):
Pałac Marynki został zbudowany w latach 1790-1794 przez inżyniera Joachima Templa wg projektu Christiana Piotra Aignera, jako prezent ślubny dla Marii z Czartoryskich Wirtemberskiej córki Adama i Izabelii z Flemingów.
Napis na fryzie budynku ISTE RERRARUM MIHI PRAETER OMNES ANGULUS RIDET (ze wszystkich zakątków ziemi ten najbardziej się do mnie uśmiecha) jest fragmentem ody Horacego. Został on wybrany przez rozmiłowana w kulturze antycznej właścicielkę.
Dominującym akcentem klasycznej elewacji pałacu jest Korycki portyk wgłębny. Attyka kryjąca dach ożywiona jest festonami.
We wnętrzu, środkowy okrągły salon o bogatej ornamentacji ścian, nakrywała kiedyś kopuła z czworobocznymi kasetonami. Z czasem kopule zamieniono na okrągły pokój na drugim piętrze. Boczne pokoje na parterze, przebudowywane przez użytkowników straciły ozdoby ścian i sufitów jeszcze w XIX wieku. Meble w sali balowej zostały wykonane w 1790 roku w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Właścicielka w pałacu prawie nie zamieszkiwała, zaraz po wybudowaniu został on zdewastowany przez wojska rosyjskie. Po 1800 roku umieszczano tu przeważnie gości.
Od czasu przeniesienia Instytutu Agronomicznego z Marymontu do Puław pałac przeznaczono na pracownie naukowa poszczególnych jego działów.
Od 1965 roku jego użytkownikiem jest Oddział Pszczelnictwa będący częścią Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach. Oddział Pszczelnictwa jest jedynym w Polsce Instytutem resortowym Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej prowadzącym badania z zakresu pszczelnictwa. W skład Oddziału wchodzą cztery zakłady: hodowli pszczół, technologii pasiecznej, zapylania roślin i produktów pszczelich.
A tak oto przedstawia się sam Pałac:
DAWNY WIDOK z drugiej strony
Jaskółki maja tutaj swoja „miejscówkę”:
Obecnie znajduje się tutaj Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach, Odział Pszczelnictwa w Puławach. Za budynkiem Pałacu można było zobaczyć ule. Wiadomo mi, że można tutaj zakupić prawdziwy miód pszczeli.
Wchodząc na teren Parku mijałyśmy nieśmiało rozkwitające dywany z kwiatów.
Dalej ścieżka prowadzi do Głębokiej Drogi z mostkiem zakochanych.
Moja mała bikerka widząc kwiaty postanowiła zsiąść ze swojego rumaka i nazbierać dla mamy mały bukiecik ;-))
Mogę powiedzieć, że na tym etapie aktywna jazda na rowerze dobiegła końca i przez niemalże dalszy ciąg spaceru to mama prowadziła Majową luks torpedę, w pozycji lekko zgiętej...
Od małego chodziło się na spacery do Parku, ale człowiek jakoś nie przywiązywał wagi do tego co mijał po drodze, dlatego postanowiłam to zmienić ;)
Naszym oczom, na lekkim wzniesieniu, ukazał się sarkofag. Położony jest on na terenie tzw. dzikiej promenady. Znajduje się on na niewielkim wzniesieniu u dna wąwozu.
Poświęcony jest pamięci Księcia Augusta Czartoryskiego i Zofii z Sieniawskich. Autorem sarkofagu jest rzymski rzeźbiarz Maksymilian Labourer. Do Puław został przesłany w 1800 roku przez Adama Jerzego Czartryskiego, który w owym czasie pełnił rolę ambasadora rosyjskiego przy królu Sardynii. Wzorowany na odsłoniętym w 1782 r. sarkofagu konsula rzymskiego Lucjusa Corneliusa Scypiona, puławski sarkofag wykonany jest z białego marmuru carraryjskiego.
Dalej oczywiście kolejne zdjęcia ze spaceru.
Starałam się pogodzić rolę fotografa i szkoleniowca jazdy na rowerze. Nawet nieźle mi to szło. Pogoda była piękna toteż dużo ludzi przyszło na spacer, były też rowery, przeróżnych typów i maści..
Kolejnym ciekawym miejscem, odkrytym jakiś czas temu, są Groty Puławskie. Usytuowane są na skarpie nieopodal Świątyni Sybilli.
Stojący tam ołtarz opatrzono napisem: "O BOŻE W TOBIE NADZIEJA". Przed z jednym wyjść wybudowano niewielki kryty strzechą tzw. domek rybaka, w którym mieszkał pustelnik "modlący się w kaplicy i karmiący łabędzie pływające po łasze".
Do dzisiaj groty są w niezmienionym stanie, istnieją liczne korytarze o łącznej długości około 140 metrów, a także kilka komór, z czego jedna ma wysokość ponad 6 metrów. Nie ocalał natomiast „domek rybaka”.
Spacerując, jeżdżąc na rowerze i robiąc zdjęcia oczywiście nie obeszło się bez strat na zdrowiu. Moja mała, kiedy robiłam zdjęcia przy grocie, postanowiła dotrzymać mii towarzystwa, a że wejście jest na niewielkim wzniesieniu, to koniecznie musiała się po nim wdrapać. No i okazał się, że rosły tam pokrzywy, pomijając wystające krzaki. Po chwili był już tylko płacz i wielki lament, że ręce pieką, szczypią i w ogóle to jest źle i niedobrze. Rzeczywiście na dłoniach pojawiły się małe bąbelki.
No nic jakoś trzeba było załagodzić sytuację ;-) dlatego też nosiłam na rękach, głaskałam, zagadywałam, ale udało się dopiero kiedy poszłyśmy w stronę Parku, której Majka jeszcze nie widziała. Otóż u podnóża schodów, które niejednokrotnie Wam pokazałam, znajduje się tzw. dolny ogród.
Tam wśród drzew, a teraz za ogrodzeniem, znajduje się Domek Chiński zwany także Altaną Chińską .
Jedynymi informacjami jakie znalazłam są, takie, iż jest to budowla ogrodowa wzorowana na chińskiej pagodzie. Przyjmowano tutaj najprawdopodobniej gości i stanowi bodaj jedyną pozostałość po dawnym ogrodzie francuskim.
Tutaj też spotkałyśmy wiewiórkę na drzewie, ale niestety kalkulator nie ma super zoomu więc mogłyśmy ja tylko popodziwiać jak hasała po drzewie..
Dalej skierowałyśmy się na mostek na Łasze Wiślanej, prowadzący na druga stronę Parku.
Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że ta część jest zaniedbana, szczególnie można napotkać na śmieci w ilościach nieprzystających na tak piękne miejsce. Dlatego następne dwa zdjęcia są biało-czarne ;-)
Pogoda dopisywała, ale moja mała powoli zaczynała odczuwać zmęczenie dlatego zaczęłyśmy kierować się w stronę domu. Oczywiście stałym punktem programu jest wchodzenie po schodach. Są to Schody Tarasowe, zwane też rampowymi. Biegną licznymi zakosami, stromo do góry. Spełniają one nie tylko rolę komunikacyjna, ale też wzmacniającą skarpę.
A tak prezentuje się Pałac z dolnego ogrodu:
Kiedy pokonałyśmy schody naszym oczom ukazała się część Ogrodu znajdująca się za Pałacem. O jego historii i nie tylko możecie poczytać
TUTAJ
Park Czartoryskich to niezwykła skarbnica historii, ale tez miejsce w którym można pospacerować, odciąć się od codzienności, odpocząć, poczuć piękno, nie tylko zabytków, ale też natury i korzystać z tego dowoli.
Ulegając błaganiom moje kruszynki o powrót do domu, na koniec chciałam Wam przedstawić majestatyczną Świątynię Sybilli
Na koniec słit focia, tym razem nie moja:
Na tym jednak nie kończy się zwiedzanie Parku Czartoryskich. Jest jeszcze kilka obiektów i miejsc, które chciałabym Wam pokazać, bo naprawdę warto
Po takim spacerze i odkrywaniu Parku Czartoryskich na nowo, mogę z dumą napisać, że Puławy mają piękny Park, bogaty w historię, do którego wszystkich bardzo gorąco zapraszam, jak i do samych Puław ;-))) jest co zwiedzać, gdzie odpocząć, dobrze zjeść...no i oczywiście pojeździć rowerem ))
Oto co znalazłam w necie:
Wyrosłaby nadzieja odzyskania
sławy,
Gdyby można po całym kraju siać
Puławy.
Fr. Kniaźnin.
Cytat pochodzi STĄD
Spacer wyjątkowo udany i owocny w zdjęcia. Czekam, aż będzie cieplej i wszystko się zazieleni i rozkwitnie a wtedy Park wygląda jeszcze piękniej ;-)) czym nie omieszkam się z Wami podzielić.
Mała bikerka w drodze powrotnej jednak postanowiła dosiąść swego rumaka i z „bananowymi” uśmiechami dotarłyśmy do domu.
Ponieważ pogoda była cudna i dzień zapowiadał się wyśmienicie postanowiłyśmy wybrać się na spacerek. Oczywiście ja na piechotę a mała bikerka w ramach treningów na swoim małym pomykaczu..
Ubrałyśmy się stosownie do pogody, zapakowałyśmy jedzenie i picie i wyruszyłyśmy. Miałyśmy dwie opcje: jedna prowadziła do lasu, a druga do parku.
Mała bikerka zdecydowała, że ma to być Park, więc skierowałyśmy się w tamtym kierunku.
Już na samym początku trasy Majka stwierdziła, że jest głodna i chce jej się pić i wykorzystała prawie wszystkie Nasze zapasy...
A tak wyglądała:
Zaraz Was rozjadę :-))) hehe© uluru
Na ulicy Tokarskiej...© uluru
Jedna z głównych ulic na Włostowicach - ulica Kilińskiego© uluru
Tyle jest ode mnie z osiedla do Kazimierza Dolnego© uluru
Po drodze, jak to w niedzielę, mijałyśmy kolejki samochodów zmierzających do Kazimierza Dolnego. Miejscowi wiedza jednak, że w weekendy raczej nie należy się tam „wypuszczać”, gdyż wszędzie tylko turyści i turyści, dlatego My tez z tego nie skorzystałyśmy ;-)
Oto co udało mi się sfocić:
Rozjazd na Włostowice i na drogę w kierunku Kazimierza© uluru
Stamtad w każdy weekend "płyną" turyści© uluru
Takich bylło więcej i jeszcze bardziej imponujące..© uluru
Dzisiaj miałam wenę twórczą na fotografowanie, ale oczywiście, żeby nie było tak pięknie mój aparat „jedynie słusznej firmy” poległ po kilkunastu zdjęciach a reszta obowiązków padła na kalkulator i wybaczcie jeśli jakość niektórych z nim będzie niezadowalająca, chociaż baaaardzo się starałam. Dzisiaj to zresztą przydałoby się jakieś lustro ;-) ehh..czas o tym pomyśleć
Na początku, pokazywany już przeze mnie Pałac Marynki, dzisiaj sfotografowany z bliska. Niestety tylko od przodu, gdyż wejście na „zaplecze” było zamknięte.
Pałac Marynki© uluru
Tajemniczy napis wysoko nad wejściem do Pałacu© uluru
Kilka słów z kart historii (notatka ta jest spisana z informacji, już nieco wyblakłej, umieszczonej za jednym z okien Pałacu):
Pałac Marynki został zbudowany w latach 1790-1794 przez inżyniera Joachima Templa wg projektu Christiana Piotra Aignera, jako prezent ślubny dla Marii z Czartoryskich Wirtemberskiej córki Adama i Izabelii z Flemingów.
Napis na fryzie budynku ISTE RERRARUM MIHI PRAETER OMNES ANGULUS RIDET (ze wszystkich zakątków ziemi ten najbardziej się do mnie uśmiecha) jest fragmentem ody Horacego. Został on wybrany przez rozmiłowana w kulturze antycznej właścicielkę.
Dominującym akcentem klasycznej elewacji pałacu jest Korycki portyk wgłębny. Attyka kryjąca dach ożywiona jest festonami.
We wnętrzu, środkowy okrągły salon o bogatej ornamentacji ścian, nakrywała kiedyś kopuła z czworobocznymi kasetonami. Z czasem kopule zamieniono na okrągły pokój na drugim piętrze. Boczne pokoje na parterze, przebudowywane przez użytkowników straciły ozdoby ścian i sufitów jeszcze w XIX wieku. Meble w sali balowej zostały wykonane w 1790 roku w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Właścicielka w pałacu prawie nie zamieszkiwała, zaraz po wybudowaniu został on zdewastowany przez wojska rosyjskie. Po 1800 roku umieszczano tu przeważnie gości.
Od czasu przeniesienia Instytutu Agronomicznego z Marymontu do Puław pałac przeznaczono na pracownie naukowa poszczególnych jego działów.
Od 1965 roku jego użytkownikiem jest Oddział Pszczelnictwa będący częścią Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach. Oddział Pszczelnictwa jest jedynym w Polsce Instytutem resortowym Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej prowadzącym badania z zakresu pszczelnictwa. W skład Oddziału wchodzą cztery zakłady: hodowli pszczół, technologii pasiecznej, zapylania roślin i produktów pszczelich.
A tak oto przedstawia się sam Pałac:
DAWNY WIDOK z drugiej strony
Jaskółki maja tutaj swoja „miejscówkę”:
Gniazda Jaskółek© uluru
Obecnie znajduje się tutaj Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach, Odział Pszczelnictwa w Puławach. Za budynkiem Pałacu można było zobaczyć ule. Wiadomo mi, że można tutaj zakupić prawdziwy miód pszczeli.
Tablica informacyjna ku wiadomosci wszystkich© uluru
Za Pałacem stało kilka uli pszczelich© uluru
Wchodząc na teren Parku mijałyśmy nieśmiało rozkwitające dywany z kwiatów.
Kwiaty bardzo nieśmiało zaczynają kwitnąć© uluru
Dalej ścieżka prowadzi do Głębokiej Drogi z mostkiem zakochanych.
Nieco podniszczony i zaniedbany mostek zakochanychPa© uluru
Małe wyzwanie - podjazd na mostek© uluru
Lubie te aparkowe klimaty z Łachą w tle© uluru
Moja mała bikerka widząc kwiaty postanowiła zsiąść ze swojego rumaka i nazbierać dla mamy mały bukiecik ;-))
Co chwila przerwa by pozwać do zdjęcia..a może to modelka a nie bikerka :-)© uluru
Kwiatki, bratki i stokrotki...to później, a tymczasem zrywała wszystko co sie da..© uluru
Mogę powiedzieć, że na tym etapie aktywna jazda na rowerze dobiegła końca i przez niemalże dalszy ciąg spaceru to mama prowadziła Majową luks torpedę, w pozycji lekko zgiętej...
Od małego chodziło się na spacery do Parku, ale człowiek jakoś nie przywiązywał wagi do tego co mijał po drodze, dlatego postanowiłam to zmienić ;)
Naszym oczom, na lekkim wzniesieniu, ukazał się sarkofag. Położony jest on na terenie tzw. dzikiej promenady. Znajduje się on na niewielkim wzniesieniu u dna wąwozu.
Sarkofag w Parku© uluru
Poświęcony jest pamięci Księcia Augusta Czartoryskiego i Zofii z Sieniawskich. Autorem sarkofagu jest rzymski rzeźbiarz Maksymilian Labourer. Do Puław został przesłany w 1800 roku przez Adama Jerzego Czartryskiego, który w owym czasie pełnił rolę ambasadora rosyjskiego przy królu Sardynii. Wzorowany na odsłoniętym w 1782 r. sarkofagu konsula rzymskiego Lucjusa Corneliusa Scypiona, puławski sarkofag wykonany jest z białego marmuru carraryjskiego.
Tablica z informacją o Sarkofagu© uluru
Dalej oczywiście kolejne zdjęcia ze spaceru.
Dywan z kwiatów© uluru
Natura z bliska© uluru
Starałam się pogodzić rolę fotografa i szkoleniowca jazdy na rowerze. Nawet nieźle mi to szło. Pogoda była piękna toteż dużo ludzi przyszło na spacer, były też rowery, przeróżnych typów i maści..
Kolejnym ciekawym miejscem, odkrytym jakiś czas temu, są Groty Puławskie. Usytuowane są na skarpie nieopodal Świątyni Sybilli.
Tajemnicze Groty Puławskie© uluru
Wejście do Groty...ciekawe czemu takie krzywe...© uluru
Stojący tam ołtarz opatrzono napisem: "O BOŻE W TOBIE NADZIEJA". Przed z jednym wyjść wybudowano niewielki kryty strzechą tzw. domek rybaka, w którym mieszkał pustelnik "modlący się w kaplicy i karmiący łabędzie pływające po łasze".
Do dzisiaj groty są w niezmienionym stanie, istnieją liczne korytarze o łącznej długości około 140 metrów, a także kilka komór, z czego jedna ma wysokość ponad 6 metrów. Nie ocalał natomiast „domek rybaka”.
Spacerując, jeżdżąc na rowerze i robiąc zdjęcia oczywiście nie obeszło się bez strat na zdrowiu. Moja mała, kiedy robiłam zdjęcia przy grocie, postanowiła dotrzymać mii towarzystwa, a że wejście jest na niewielkim wzniesieniu, to koniecznie musiała się po nim wdrapać. No i okazał się, że rosły tam pokrzywy, pomijając wystające krzaki. Po chwili był już tylko płacz i wielki lament, że ręce pieką, szczypią i w ogóle to jest źle i niedobrze. Rzeczywiście na dłoniach pojawiły się małe bąbelki.
No nic jakoś trzeba było załagodzić sytuację ;-) dlatego też nosiłam na rękach, głaskałam, zagadywałam, ale udało się dopiero kiedy poszłyśmy w stronę Parku, której Majka jeszcze nie widziała. Otóż u podnóża schodów, które niejednokrotnie Wam pokazałam, znajduje się tzw. dolny ogród.
Ściezka w parku dolnym ku Altanie Chińskiej© uluru
Tam wśród drzew, a teraz za ogrodzeniem, znajduje się Domek Chiński zwany także Altaną Chińską .
Jedynymi informacjami jakie znalazłam są, takie, iż jest to budowla ogrodowa wzorowana na chińskiej pagodzie. Przyjmowano tutaj najprawdopodobniej gości i stanowi bodaj jedyną pozostałość po dawnym ogrodzie francuskim.
Altana Chińska zwana Domkiem Chińskim© uluru
Tutaj też spotkałyśmy wiewiórkę na drzewie, ale niestety kalkulator nie ma super zoomu więc mogłyśmy ja tylko popodziwiać jak hasała po drzewie..
Dalej skierowałyśmy się na mostek na Łasze Wiślanej, prowadzący na druga stronę Parku.
Łacha Wislana z mostku...nieźle wiało© uluru
Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że ta część jest zaniedbana, szczególnie można napotkać na śmieci w ilościach nieprzystających na tak piękne miejsce. Dlatego następne dwa zdjęcia są biało-czarne ;-)
Gdzies w oddali jakaś droga...© uluru
Po drugiej stronie mostku..ciąg dalszy Łachy albo jej początek© uluru
Pogoda dopisywała, ale moja mała powoli zaczynała odczuwać zmęczenie dlatego zaczęłyśmy kierować się w stronę domu. Oczywiście stałym punktem programu jest wchodzenie po schodach. Są to Schody Tarasowe, zwane też rampowymi. Biegną licznymi zakosami, stromo do góry. Spełniają one nie tylko rolę komunikacyjna, ale też wzmacniającą skarpę.
A tak prezentuje się Pałac z dolnego ogrodu:
Osada Pałacowa z parku dolnego© uluru
Pięknych widoków nie ma końca© uluru
Okazała Osada Pałacowa© uluru
Kiedy pokonałyśmy schody naszym oczom ukazała się część Ogrodu znajdująca się za Pałacem. O jego historii i nie tylko możecie poczytać
TUTAJ
Widok ze schodów tarasowych na dolną część parku© uluru
Ogród się zieleni© uluru
Pałac od strony Ogrodu© uluru
Tu można sobie odpocząć i zapomnieć o całym świecie...© uluru
Mała bikerka na swym rumaku ;-)© uluru
Park Czartoryskich to niezwykła skarbnica historii, ale tez miejsce w którym można pospacerować, odciąć się od codzienności, odpocząć, poczuć piękno, nie tylko zabytków, ale też natury i korzystać z tego dowoli.
Ulegając błaganiom moje kruszynki o powrót do domu, na koniec chciałam Wam przedstawić majestatyczną Świątynię Sybilli
Widok na Świątynię Sybilli z dolnej części parku© uluru
Świątynia Sybilli z dwoma lwami przed wejściem© uluru
Niestety ktoś Nam wlazł w kadr..i nie chciał z niego wyjść© uluru
Na koniec słit focia, tym razem nie moja:
Oto ja...mała bikerka :) albo modelka, kto wie...© uluru
Na tym jednak nie kończy się zwiedzanie Parku Czartoryskich. Jest jeszcze kilka obiektów i miejsc, które chciałabym Wam pokazać, bo naprawdę warto
Po takim spacerze i odkrywaniu Parku Czartoryskich na nowo, mogę z dumą napisać, że Puławy mają piękny Park, bogaty w historię, do którego wszystkich bardzo gorąco zapraszam, jak i do samych Puław ;-))) jest co zwiedzać, gdzie odpocząć, dobrze zjeść...no i oczywiście pojeździć rowerem ))
Oto co znalazłam w necie:
Wyrosłaby nadzieja odzyskania
sławy,
Gdyby można po całym kraju siać
Puławy.
Fr. Kniaźnin.
Cytat pochodzi STĄD
Spacer wyjątkowo udany i owocny w zdjęcia. Czekam, aż będzie cieplej i wszystko się zazieleni i rozkwitnie a wtedy Park wygląda jeszcze piękniej ;-)) czym nie omieszkam się z Wami podzielić.
Mała bikerka w drodze powrotnej jednak postanowiła dosiąść swego rumaka i z „bananowymi” uśmiechami dotarłyśmy do domu.
Pogoda zmienną jest...zupełnie jak kobieta ;)
Piątek, 1 kwietnia 2011 | dodano: 01.04.2011 Rower: JULIET 40-V
Komentarze(14)
20.01 km (0.00 km teren), czas: 01:01 h, avg:19.68 km/h,
prędkość maks: 25.20 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Mimo ogromu zajęć domowych i obowiązków pojeździłam sobie rowerkiem. Znów po południu, po godzinie 17 jak nie później, ale nie oszukujmy się, dzień bez roweru to dzień stracony..
Wracając z pracy do domu minął mnie jakiś biker..cacy powiedziałabym ;-)
No i co się okazało?? To był Kamil, mój sąsiad jakby nie było. Ciuszki idealnie pasujące do całości, no i Kellys..ehh oboje się fantastycznie prezentowali, no i ja się nie dziwie komentarzom o których pisał Kamil, że ma zajebiaszczy rower ;D
Tak więc natchnięta po części przez Kamila postanowiłam, że nie odpuszczę sobie dzisiejszej jazdy.
No i pojechałam, ale tym razem ubrałam się w krótkie spodenki, koszulkę z długim rękawem a na nią z krótkim, cienkie rękawiczki, no i główny element ubioru rowerzysty, czyli kask ;-)
Pojechałam najpierw tradycyjnie: Kilińskiego - Włostowicka - Zielona - Piłsudskiego - Królewska i wprost do Parku Czartoryskich. To co prawda nie tak miało wyglądać, ale ja jak typowa kobieta jestem zmienna, dlatego na bieżąco zmieniałam ułożona w głowie trasę...
Jadąc przed siebie zauważyłam nadciągające chmury i postanowiłam, ze najpierw zajadę do Parku Czartoryskich porobić parę zdjęć.
Na początek kilka zdjęć samej osady Pałacowej.
Oto krótka historia Pałacu:
Zamek obronny wzniesiono w Puławach w latach 1671-1676 dla marszałka wielkiego koronnego Stanisława Herakliusza Lubomirskiego. Jego plany rezydencjonalne zrealizował holenderski architekt Tylman z Gameren. Budowla miała kształt prostokąta z czterema alkierzami w narożach, przygotowana była do pełnienia funkcji obronnych. W 1706 roku, kiedy Puławy stały się własnością rodu Sieniawskich, wojska szwedzkie zniszczyły pałac i jego otoczenie.
Szczyt rozwoju i funkcjonowania w Puławach ośrodka kultury oświeceniowej przypada na przełom XVIII i XIX wieku, za sprawą wielostronnej działalności Izabeli (1746-1835) i Adama Kazimierza (1734-1823) Czartoryskich. Gromadzą oni na puławskim dworze liczne grono znakomitych malarzy (J. P. Norblin, Z. Vogel, K. Wojniakowski, J.Richter), pisarzy (F.D.Kniaźnin J.P.Woronicz J.U.Niemcewicz ), architektów (Ch.P. Aigner,J. Hempel), muzyków (Wincenty i Franciszek Lesslowie).
Na dworze kształcona jest także młodzież arystokratyczna i ziemiańska. Pałac otacza wspaniałym ogród angielski zrealizowany przez James’a Savage’a.
Dzięki tym działaniom w XIX wieku Puławy określane są mianem „Polskich Aten”.
Za udział w powstaniu listopadowym Adam Jerzy Czartoryski -syn Izabeli i Adama Kazimierza- zostaje skazany na śmierć, by uniknąć wyroku wyjeżdża wraz z rodziną na emigrację do Paryża, a dobra Czartoryskich zostają skonfiskowane przez władze rosyjskie. W pałacu po licznych przebudowach zostaje umieszczony Aleksandryjski Instytut Wychowanie Panien, a od 1862 naukowe placówki rolnicze , których kontynuatorem tradycji jest aktualnie działający w pałacu Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa - Państwowy Instytut Badawczy .
Przed wejściem do Pałacu, a także w samym parku, młode pary w dniu ślubu przyjeżdżają zrobić sobie sesję zdjęciową.
Opuściwszy Park skierowałam się ulicą Czartoryskich w stronę ścieżki rowerowej na Wisłą. Tego tez nie miałam w planach, gdyż coraz większe i ciemniejsze chmury nadciągały nad miasto i obawiałam się, że zastanie mnie deszcz ;-(
Po drodze zatrzymałam się i zrobiłam kolejną focię.
Tym razem jest to Kościół pod wezwaniem Świętego Brata Alberta.
Naprawdę nazywał się Adam Chmielowski i urodził się 20 sierpnia 1845 roku w Igołomi koło Krakowa. dam Chmielowski był wybitnym artystą, jednym z prekursorów polskiego impresjonizmu. Pozostawił po sobie 61 obrazów olejnych, 22 akwarele i 15 rysunków. Do najbardziej znanych prac należą m.in. „Po pojedynku”, „Cmentarz”, „Dama z listem”, „Zachód słońca”.
25 sierpnia 1887 roku w Kaplicy Loretańskiej kościoła Ojców Kapucynów w Krakowie Adam Chmielowski przywdziewa szary habit III Zakonu św. Franciszka, przyjmując imię brat Albert. 25 sierpnia 1888 roku na ręce biskupa Dunajewskiego składa śluby zakonne dając początek Zgromadzeniu Braci Albertynów. 15 stycznia 1891 roku zakłada Zgromadzenie Sióstr Albertynek. Prowadzi w Krakowie przytułek, w którym mieszka razem z ubogimi.Do pobytu w przytulisku miał prawo każdy ubogi, bo jak mówił Brat Albert konieczne jest, aby: każdemu głodnemu dać jeść, bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież, bo człowiek, który, dla jakichkolwiek powodów jest bez odzieży, bez dachu i kawałka chleba, może już tylko kraść albo żebrać dla utrzymania życia, w tym, bowiem nędznym stanie najczęściej nie jest zdolny do pracy i nie łatwo też ją znaleźć może.
Ostatnie dni życia brat Albert wyniszczony chorobą (rak żołądka), spędza w przytułku na ul. Krakowskiej 43. 23 grudnia 1916 roku przyjmuje sakrament chorych, a 25 grudnia 1916 roku umiera w opinii świętości. Prezydent Ignacy Mościcki nadaje mu w 1938 roku, pośmiertnie Wielką Wstęgę Orderu Odrodzenia Polski.
Już przed wybuchem II wojny światowej rozpoczynają się przygotowania do procesu beatyfikacyjnego. 22 czerwca 1983 roku, podczas mszy św. na krakowskich Błoniach papież Jan Paweł II ogłasza Brata Alberta błogosławionym, a następnie 12 listopada 1989 roku, podczas kanonizacji w Rzymie-świętym.
W Pułąwach istnieje również Schronisko dla bezdomnych mężczyzn im. Św. Brata Alberta.
A oto miejsce, w którym się zatrzymałam:
Dalej już bez pośrednio na ścieżkę rowerową. Tam tradycyjnie focie z wysokości wału na stary most i okolicę.
Dojechałam do końca i stwierdziłam, że roboty związane z budową dalszego odcinka ścieżki rowerowej poruszają się do przodu ;-)))
Okolica...
...i niebo mieniące się przepięknymi kolorami...
I na tym skończyła się przyjemność z jazdy, bowiem tak jak wspomniałam w temacie nie tylko kobieta jest zmienna, ale i pogoda, Otóż w drodze powrotnej spotkało mnie to z czym się już spotkałam wcześniej. Otóż był to jeden z tych czynników atmosferycznych, których nie lubi żaden biker. Niestety wiatr mnie znów dopadł i znów był bardzo silny i wygrywał ze mną. Myślę, że nie tylko ze mną ale i z każdym, kto by tamtędy jechał i generalnie jechał dzisiaj pod wiatr.
Poza tym nad miasto nadciągały coraz to większe chmury ;-(
Plan trasy niestety z wiadomego względu został skrócony, ale żeby dobić do pełnej liczby, zrobiłam małą rundkę do Pałacu Marynki i spowrotem do domu.
Na koniec słit focia...tym razem w kasku ;-)))
Wycieczka udana...no byłaby rewelacja gdyby nie ten w mordewind ;D
Dodam jeszcze, że kask spisał się nieźle i głowa wcale póki co się jakoś bardzo nie spociła, no i przede wszystkim czułam się spokojniejsza. Oczywiście w mieście nie obeszło się bez spojrzeń, nie tylko płci męskiej ale tez i żeńskiej.
Jeśli pogoda się gwałtownie nie zmieni jeździć będę tylko w krótkich spodenkach..witra był nie tylko w twarz, ale tez i w nogi ;-) hehe
P.S. Następnym razem pokażę Wam resztę Parku..
Wracając z pracy do domu minął mnie jakiś biker..cacy powiedziałabym ;-)
No i co się okazało?? To był Kamil, mój sąsiad jakby nie było. Ciuszki idealnie pasujące do całości, no i Kellys..ehh oboje się fantastycznie prezentowali, no i ja się nie dziwie komentarzom o których pisał Kamil, że ma zajebiaszczy rower ;D
Tak więc natchnięta po części przez Kamila postanowiłam, że nie odpuszczę sobie dzisiejszej jazdy.
No i pojechałam, ale tym razem ubrałam się w krótkie spodenki, koszulkę z długim rękawem a na nią z krótkim, cienkie rękawiczki, no i główny element ubioru rowerzysty, czyli kask ;-)
Pojechałam najpierw tradycyjnie: Kilińskiego - Włostowicka - Zielona - Piłsudskiego - Królewska i wprost do Parku Czartoryskich. To co prawda nie tak miało wyglądać, ale ja jak typowa kobieta jestem zmienna, dlatego na bieżąco zmieniałam ułożona w głowie trasę...
Jadąc przed siebie zauważyłam nadciągające chmury i postanowiłam, ze najpierw zajadę do Parku Czartoryskich porobić parę zdjęć.
Chwila odpoczynku dla Juliety© uluru
Na początek kilka zdjęć samej osady Pałacowej.
Osada Pałacowa© uluru
Oto krótka historia Pałacu:
Zamek obronny wzniesiono w Puławach w latach 1671-1676 dla marszałka wielkiego koronnego Stanisława Herakliusza Lubomirskiego. Jego plany rezydencjonalne zrealizował holenderski architekt Tylman z Gameren. Budowla miała kształt prostokąta z czterema alkierzami w narożach, przygotowana była do pełnienia funkcji obronnych. W 1706 roku, kiedy Puławy stały się własnością rodu Sieniawskich, wojska szwedzkie zniszczyły pałac i jego otoczenie.
Szczyt rozwoju i funkcjonowania w Puławach ośrodka kultury oświeceniowej przypada na przełom XVIII i XIX wieku, za sprawą wielostronnej działalności Izabeli (1746-1835) i Adama Kazimierza (1734-1823) Czartoryskich. Gromadzą oni na puławskim dworze liczne grono znakomitych malarzy (J. P. Norblin, Z. Vogel, K. Wojniakowski, J.Richter), pisarzy (F.D.Kniaźnin J.P.Woronicz J.U.Niemcewicz ), architektów (Ch.P. Aigner,J. Hempel), muzyków (Wincenty i Franciszek Lesslowie).
Na dworze kształcona jest także młodzież arystokratyczna i ziemiańska. Pałac otacza wspaniałym ogród angielski zrealizowany przez James’a Savage’a.
Dzięki tym działaniom w XIX wieku Puławy określane są mianem „Polskich Aten”.
Za udział w powstaniu listopadowym Adam Jerzy Czartoryski -syn Izabeli i Adama Kazimierza- zostaje skazany na śmierć, by uniknąć wyroku wyjeżdża wraz z rodziną na emigrację do Paryża, a dobra Czartoryskich zostają skonfiskowane przez władze rosyjskie. W pałacu po licznych przebudowach zostaje umieszczony Aleksandryjski Instytut Wychowanie Panien, a od 1862 naukowe placówki rolnicze , których kontynuatorem tradycji jest aktualnie działający w pałacu Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa - Państwowy Instytut Badawczy .
Drzewa sa imponujące..© uluru
Wejście do Pałacu© uluru
Zbiornik wodny z fonatnna pośrodku..niestety jeszcze nie działa© uluru
Pałac w pozostałej części© uluru
Brama wjazdowa i wyjazdowa z Parku© uluru
Odbicie Pałacu w wodzie© uluru
Przepiekne dzrewostany© uluru
Rzeźby na Pałacowym balkonie© uluru
Przed wejściem do Pałacu, a także w samym parku, młode pary w dniu ślubu przyjeżdżają zrobić sobie sesję zdjęciową.
Imponuący widok© uluru
Opuściwszy Park skierowałam się ulicą Czartoryskich w stronę ścieżki rowerowej na Wisłą. Tego tez nie miałam w planach, gdyż coraz większe i ciemniejsze chmury nadciągały nad miasto i obawiałam się, że zastanie mnie deszcz ;-(
Po drodze zatrzymałam się i zrobiłam kolejną focię.
Tym razem jest to Kościół pod wezwaniem Świętego Brata Alberta.
Naprawdę nazywał się Adam Chmielowski i urodził się 20 sierpnia 1845 roku w Igołomi koło Krakowa. dam Chmielowski był wybitnym artystą, jednym z prekursorów polskiego impresjonizmu. Pozostawił po sobie 61 obrazów olejnych, 22 akwarele i 15 rysunków. Do najbardziej znanych prac należą m.in. „Po pojedynku”, „Cmentarz”, „Dama z listem”, „Zachód słońca”.
25 sierpnia 1887 roku w Kaplicy Loretańskiej kościoła Ojców Kapucynów w Krakowie Adam Chmielowski przywdziewa szary habit III Zakonu św. Franciszka, przyjmując imię brat Albert. 25 sierpnia 1888 roku na ręce biskupa Dunajewskiego składa śluby zakonne dając początek Zgromadzeniu Braci Albertynów. 15 stycznia 1891 roku zakłada Zgromadzenie Sióstr Albertynek. Prowadzi w Krakowie przytułek, w którym mieszka razem z ubogimi.Do pobytu w przytulisku miał prawo każdy ubogi, bo jak mówił Brat Albert konieczne jest, aby: każdemu głodnemu dać jeść, bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież, bo człowiek, który, dla jakichkolwiek powodów jest bez odzieży, bez dachu i kawałka chleba, może już tylko kraść albo żebrać dla utrzymania życia, w tym, bowiem nędznym stanie najczęściej nie jest zdolny do pracy i nie łatwo też ją znaleźć może.
Ostatnie dni życia brat Albert wyniszczony chorobą (rak żołądka), spędza w przytułku na ul. Krakowskiej 43. 23 grudnia 1916 roku przyjmuje sakrament chorych, a 25 grudnia 1916 roku umiera w opinii świętości. Prezydent Ignacy Mościcki nadaje mu w 1938 roku, pośmiertnie Wielką Wstęgę Orderu Odrodzenia Polski.
Już przed wybuchem II wojny światowej rozpoczynają się przygotowania do procesu beatyfikacyjnego. 22 czerwca 1983 roku, podczas mszy św. na krakowskich Błoniach papież Jan Paweł II ogłasza Brata Alberta błogosławionym, a następnie 12 listopada 1989 roku, podczas kanonizacji w Rzymie-świętym.
Kościół pod wezwaniem Św. Brata Alberta© uluru
Widać wejście do Kościoła i ludzi siedzących na mszy..© uluru
Dzwonnica przy Kościele© uluru
W Pułąwach istnieje również Schronisko dla bezdomnych mężczyzn im. Św. Brata Alberta.
A oto miejsce, w którym się zatrzymałam:
Widok na ulicę Partyzantów prowadzącą wprost na stary most© uluru
Ta sama ulica tylko, pod góre, w stronę centrum miasta© uluru
Dalej już bez pośrednio na ścieżkę rowerową. Tam tradycyjnie focie z wysokości wału na stary most i okolicę.
Widok na stary most..© uluru
Pięknie powoli zachodzące słonko...© uluru
Gdzies w oddali...© uluru
Takie oto dzisiaj było niebo nade mną ;-)© uluru
Ahh..jak ja uwielbiam takie widoki i kolory© uluru
Dojechałam do końca i stwierdziłam, że roboty związane z budową dalszego odcinka ścieżki rowerowej poruszają się do przodu ;-)))
Ścieżka rowerowa w budowie© uluru
Widac zmiany, prace poruszają sie do przodu ;-))© uluru
Droga powrotna do domu..© uluru
Okolica...
Taki tam widoczek na okolicę© uluru
...i niebo mieniące się przepięknymi kolorami...
Przecudne niebo o zachodzie słońca© uluru
Różniastych kolorów chmurki© uluru
I na tym skończyła się przyjemność z jazdy, bowiem tak jak wspomniałam w temacie nie tylko kobieta jest zmienna, ale i pogoda, Otóż w drodze powrotnej spotkało mnie to z czym się już spotkałam wcześniej. Otóż był to jeden z tych czynników atmosferycznych, których nie lubi żaden biker. Niestety wiatr mnie znów dopadł i znów był bardzo silny i wygrywał ze mną. Myślę, że nie tylko ze mną ale i z każdym, kto by tamtędy jechał i generalnie jechał dzisiaj pod wiatr.
Poza tym nad miasto nadciągały coraz to większe chmury ;-(
Plan trasy niestety z wiadomego względu został skrócony, ale żeby dobić do pełnej liczby, zrobiłam małą rundkę do Pałacu Marynki i spowrotem do domu.
Na koniec słit focia...tym razem w kasku ;-)))
Rowerzystka w kasku© uluru
Julietka pod domem© uluru
Wycieczka udana...no byłaby rewelacja gdyby nie ten w mordewind ;D
Dodam jeszcze, że kask spisał się nieźle i głowa wcale póki co się jakoś bardzo nie spociła, no i przede wszystkim czułam się spokojniejsza. Oczywiście w mieście nie obeszło się bez spojrzeń, nie tylko płci męskiej ale tez i żeńskiej.
Jeśli pogoda się gwałtownie nie zmieni jeździć będę tylko w krótkich spodenkach..witra był nie tylko w twarz, ale tez i w nogi ;-) hehe
P.S. Następnym razem pokażę Wam resztę Parku..
Dom - Przedszkole - Praca - Droga powrotna
Czwartek, 31 marca 2011 | dodano: 31.03.2011 Rower: JULIET 40-V
Komentarze(12)
8.23 km (0.00 km teren), czas: 00:43 h, avg:11.48 km/h,
prędkość maks: 23.90 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj tym razem ja postanowiłam wybrać się do pracy rowerem. Niestety ciągle bez kasku...
Moja trasa biegła od domu, poprzez ulice Norblina do przedszkola, gdzie zostawiłam moją ukochaną córcię i dalej pojechałam ulica Kaznowskiego, napotykając pierwszą z trzech górek ;-)
Tak wygląda słonko o poranku
Dalej pojechałam ulica Skowieszyńską, Gościńczyk, Lubelska, Wojska Polskiego i Partyzantów.
Kiedy już dotarłam do pracy potrzebowałam szybko coś zjeść energetycznego, gdyż zjedzone przeze mnie w domu śniadanie okazało się być niewystarczające...
A oto widoki z okien mojego laboratorium:
Potem wiadomo, trzeba trochę popracować w robocie, za oknem słonko, chociaż dzisiaj jakieś lekko przymglone.
Nareszcie wybiła godzina 15 i czas lecieć po córcię do przedszkola ;-) Pogoda cudna, ciepło, można zdjąć z siebie co nieco, założyć okulary przeciwsłoneczne i pognać przed siebie..Niestety z tym ostatnim jest mały problem, gdyż jak w każdym mieście pełno jest na chodnikach ludzi wracających z pracy, więc trzeba bardzo uważać, bo czasem chodzą jak przysłowiowe "święte krowy".
Tak więc pojechałam nieco slalomem gigantem do przedszkola ta samą trasa co poprzednio i niestety miałam do zaliczenia kolejną górkę, która równocześnie można nazwać wzniesieniem ;-)
Udało się i tym razem, dzielnie je pokonałam a potem już z górki i prosto do przedszkola ulicą Norblina. Potem już na piechotę, jedna ręką prowadząc Majkę a drugą rower..
Dalej trasa typowo spacerowa prowadziła ulicami: Murarską, Kilińskiego. Tokarską i wreszcie Ślusarska, czyli koniec trasy.
W ogródku zrobiła zdjęcia krokusów bo akurat się ładnie rozłożyły ;-))
Po powrocie do domu moja mała poleciała do ogródka pomagać babci a ja w tym czasie wymknęłam się by zakupić towar pierwszej potrzeby czyli kask ;-)))
No i tym razem się udało, muszę przyznać że to był pierwszy kas jaki przymierzyłam i leżał jak ulał. Przymierzałam tez cały biały, co by mi do roweru pasował, ale jakoś zupełnie nie leżał ;-(
Potem poszłam obok do Lidla, a tam...okazało się, że stoją resztki rowerowe a wśród nich kask...Ale mi się ciśnienie podniosło ;-( Ale cóż przymierzam biały, rozmiar S/M i się okazuje, że jest za duży, nawet przy maksymalnym skręceniu tego magicznego regulatora z tyłu kasku...
No to już byłam spokojna, że dokonałam dobrego zakupu ;-)))
Oto ON:
Prędkość niezbyt wyskokowa gdyż rano do przedszkola szłyśmy na piechotę a licznik nabijał..Poza tym wiele razy przystawałyśmy, co też obniża średnią i wydłuża czas jazdy..
Najważniejsze jednak, ze było fantastycznie i tak zamierzam w przyszły tydzień i każdy następny stosować ową praktykę dojeżdżania do pracy rowerem ;-)))
Na koniec mapka:
Moja trasa biegła od domu, poprzez ulice Norblina do przedszkola, gdzie zostawiłam moją ukochaną córcię i dalej pojechałam ulica Kaznowskiego, napotykając pierwszą z trzech górek ;-)
Tak wygląda słonko o poranku
Słońce ranną porą© uluru
Dalej pojechałam ulica Skowieszyńską, Gościńczyk, Lubelska, Wojska Polskiego i Partyzantów.
Kiedy już dotarłam do pracy potrzebowałam szybko coś zjeść energetycznego, gdyż zjedzone przeze mnie w domu śniadanie okazało się być niewystarczające...
A oto widoki z okien mojego laboratorium:
Widoki z pracowniczego okna..© uluru
Inne ujęcie za okiennego terenu© uluru
Słonko za oknem ale w pracy siedzieć trzeba© uluru
Potem wiadomo, trzeba trochę popracować w robocie, za oknem słonko, chociaż dzisiaj jakieś lekko przymglone.
Nareszcie wybiła godzina 15 i czas lecieć po córcię do przedszkola ;-) Pogoda cudna, ciepło, można zdjąć z siebie co nieco, założyć okulary przeciwsłoneczne i pognać przed siebie..Niestety z tym ostatnim jest mały problem, gdyż jak w każdym mieście pełno jest na chodnikach ludzi wracających z pracy, więc trzeba bardzo uważać, bo czasem chodzą jak przysłowiowe "święte krowy".
Tak więc pojechałam nieco slalomem gigantem do przedszkola ta samą trasa co poprzednio i niestety miałam do zaliczenia kolejną górkę, która równocześnie można nazwać wzniesieniem ;-)
Udało się i tym razem, dzielnie je pokonałam a potem już z górki i prosto do przedszkola ulicą Norblina. Potem już na piechotę, jedna ręką prowadząc Majkę a drugą rower..
Dalej trasa typowo spacerowa prowadziła ulicami: Murarską, Kilińskiego. Tokarską i wreszcie Ślusarska, czyli koniec trasy.
W ogródku zrobiła zdjęcia krokusów bo akurat się ładnie rozłożyły ;-))
Krokusy coraz piekniejsze ;-)© uluru
Zobaczcie jaki jestem piekny ;]© uluru
Biały z fioletowym w tle© uluru
Po powrocie do domu moja mała poleciała do ogródka pomagać babci a ja w tym czasie wymknęłam się by zakupić towar pierwszej potrzeby czyli kask ;-)))
No i tym razem się udało, muszę przyznać że to był pierwszy kas jaki przymierzyłam i leżał jak ulał. Przymierzałam tez cały biały, co by mi do roweru pasował, ale jakoś zupełnie nie leżał ;-(
Potem poszłam obok do Lidla, a tam...okazało się, że stoją resztki rowerowe a wśród nich kask...Ale mi się ciśnienie podniosło ;-( Ale cóż przymierzam biały, rozmiar S/M i się okazuje, że jest za duży, nawet przy maksymalnym skręceniu tego magicznego regulatora z tyłu kasku...
No to już byłam spokojna, że dokonałam dobrego zakupu ;-)))
Oto ON:
Mój nowy nabytek© uluru
Widziany z góry© uluru
Piękne nowe cacko ;-)© uluru
Prędkość niezbyt wyskokowa gdyż rano do przedszkola szłyśmy na piechotę a licznik nabijał..Poza tym wiele razy przystawałyśmy, co też obniża średnią i wydłuża czas jazdy..
Najważniejsze jednak, ze było fantastycznie i tak zamierzam w przyszły tydzień i każdy następny stosować ową praktykę dojeżdżania do pracy rowerem ;-)))
Na koniec mapka:
Demotywator i bliskie spotkania z autobusem miejskim :-(
Komentarze(19) 11.70 km (0.00 km teren), czas: 00:40 h, avg:17.55 km/h, prędkość maks: 24.70 km/hTemperatura:10.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Właściwie to nie wiem od czego zacząć..
Ręce mnie się jeszcze trzęsą, ale jestem cała i zdrowa ;) na szczęście
Może od początku.
Otóż bateria w moim śliczniusim liczniku wzięła i zastrajkowała, więc ruszyłam do sklepu zakupić taka samą. Po południu planowałam wyjść na małe pedałowanie. Tak niestety okazało się, że jak zwykle domowe obowiązki są priorytetem. Tak więc szybko się z nimi uporałam i wyleciałam z domu jak strzała.
Ale zanim do tego doszło, to niestety choć baterii taka sama to jednak nie taka sama, bo mniejsza rozmiarowo, ktoś by w to uwierzył? Hmm..Pan który mi ją sprzedawał, a pokazałam mu jaka potrzebuję, powiedział, że to taka sama, a jednak..
Cóż włożyłam ją i odpaliłam moje cudeńko. Tata w tym czasie pucował samochodzik swój przed dalekobieżna podróżą i stwierdził, że na jego miejscu on by nie pojechał, bo wieje bardzo i idą straszne chmury. No tak ale Ania wie swoje, i pojechała. Jak zawsze tylko na godzinkę ;-))
Pojechała i zaraz się okazało, że jednak bateria czuła na wstrząsy i licznik się wziął i wyłączył :-( No rzesz k.....
Więc już od początku brak cyferek działał mocno demotywująco i jako/s ochota mi odeszła..
Dzisiaj pojechałam przez osiedle ulica Norblina, potem Kaznowskiego i w Skowieszyńską. A oto i widoki
Potem pojechałam pod górę do ulicy Lubelskiej, gdzie skierowałam się na Plac koło Urzędu Miasta. Kiedy powróciłam do Puław w czerwcu 2010 roku byłam bardzo mile zaskoczona tym, że Puławy, choć nie maja Starego Miasta czy Rynku, mają za to ładny plac z fajna fontanną.
A tak wygląda wieczorem
Postałam chwilkę i poleciałam dalej. Demotywator był bardzo silny i ta dzisiejsza jazda jakoś mnie nie szła, ale cóż..
Jechałam dalej ulicą Centralną, dalej Piłsudskiego i Czartoryskich. Tam postanowiłam zrobić focie figurze, którą zawsze oglądałam jak byłam mała. Przedstawia ona Matkę z dzieckiem. Więcej nic nie wiem..
Postanowiłam podjechać do bramy Parku Czartoryskich by pokazać Wam jak wygląda osada pałacowa wieczorkiem. Nie wchodziłam na teren Parku, bo z tego co wiem o tej porze, czyli po 18, nie można wchodzić. Okazało się, że jest inaczej, ale nieważne..
Kiedy tak stałam sobie na przejściu dla pieszych jakiś trzech łepków podchodziło zbliżało się w moim kierunku i coś się śmiali i wykonywali takie gesty jakby mnie chcieli przestraszyć, ze mi rower zabiorą. Nie zrobili tego..
Stanęłam na uliczce do Parku i oto co ujrzałam
Następnym razem wjadę na teren Parku i zrobię zdjęcie z bliska :-)
Dalej pomknęłam przez skwerek, bo nade mną były chmary wron siedzących na drzewach i nie chciałam zostać obdarowana kałomoczem..
I tak sobie spokojnie jechałam w kierunku Galerii Zielonej, żeby skierować się ulicą Kazimierska do domciu.
Niestety muszę napisać, że na skrzyżowaniu tuż przy Galerii otarłam się o...
A to było tak
Miałam zielone światło, więc jadę. Niestety mój błąd, że nie zeszłam z roweru i go nie przeprowadziłam, tylko zaczęłam wjeżdżać na pasy. Ba mało tego w tym samym czasie zaczął na nie wjeżdżać autobus komunikacji miejskiej, akurat skręcał i tez miał zielone. Myślałam tylko, ze szanowny Pan kierowca widzi mnie i się zatrzyma..niestety on nic a ja jadę. W zasadzie to wyglądało tak, że ja dojeżdżając do pasów widziałam go i wyglądało jakby sie miał zatrzymać, ale on nie miał takiego zamiaru i wjechał dupek na pasy a ja nagle wylądowałam jakieś może 50 cm od jego przednich kół :-((((((
O masakra, całe szczęście, że miałam gdzie uciec, skręciłam mocno kierownicę i zdążyłam wjechać na chodnik. A ten dupek jeszcze na mnie trąbił i to dwa razy..
Na szczęście nic mi się nie stało i chociaż nie mam kasku, to i tak pewnie w innej sytuacji nic by z niego nie zostało. Ze mnie zresztą też.
Czułam się tragicznie, w jednej chwili gdy ten napierniczał na mnie widziałam całe swoje życie i jedna tylko myśl. że zaraz mnie nie będzie...
Ledwo dojechałam do domu, łapy mi się trzęsły a serce napierniczało jak nigdy. Bolało mnie całe ciało, ze stresu. Przecież on by mnie tam zmiótł. No rzesz...
Pomyślałam, że już nie wsiądę na rower, albo że nie będę jeździć do miasta, ale wiem, ze to nic nie da. Mam tez nauczkę dla siebie, że trzeba przeprowadzać rower a nie sobie przejeżdżać przez pasy. Wiem, takie są przepisy, pamiętam je z kursu prawa jazdy, bo jestem młodym kierowcą :-))
Przystanęłam na chwile by odetchnąć.
Potem już tylko powrót do domu, a tam miły akcent na zakończenie..
Pomysł zdjęcia podpatrzony u kolegi DaDasika ;-))
Dzisiejsze wnioski i postanowienia:
Nie ufać nikomu na drodze
Kupić kask
Zawsze przeprowadzać rower przez przejście
Ręce mnie się jeszcze trzęsą, ale jestem cała i zdrowa ;) na szczęście
Może od początku.
Otóż bateria w moim śliczniusim liczniku wzięła i zastrajkowała, więc ruszyłam do sklepu zakupić taka samą. Po południu planowałam wyjść na małe pedałowanie. Tak niestety okazało się, że jak zwykle domowe obowiązki są priorytetem. Tak więc szybko się z nimi uporałam i wyleciałam z domu jak strzała.
Ale zanim do tego doszło, to niestety choć baterii taka sama to jednak nie taka sama, bo mniejsza rozmiarowo, ktoś by w to uwierzył? Hmm..Pan który mi ją sprzedawał, a pokazałam mu jaka potrzebuję, powiedział, że to taka sama, a jednak..
Cóż włożyłam ją i odpaliłam moje cudeńko. Tata w tym czasie pucował samochodzik swój przed dalekobieżna podróżą i stwierdził, że na jego miejscu on by nie pojechał, bo wieje bardzo i idą straszne chmury. No tak ale Ania wie swoje, i pojechała. Jak zawsze tylko na godzinkę ;-))
Pojechała i zaraz się okazało, że jednak bateria czuła na wstrząsy i licznik się wziął i wyłączył :-( No rzesz k.....
Więc już od początku brak cyferek działał mocno demotywująco i jako/s ochota mi odeszła..
Dzisiaj pojechałam przez osiedle ulica Norblina, potem Kaznowskiego i w Skowieszyńską. A oto i widoki
W oddali osiedle Górna Niwa..© uluru
Ulica Skowieszyńska i nowo postawione światła© uluru
Potem pojechałam pod górę do ulicy Lubelskiej, gdzie skierowałam się na Plac koło Urzędu Miasta. Kiedy powróciłam do Puław w czerwcu 2010 roku byłam bardzo mile zaskoczona tym, że Puławy, choć nie maja Starego Miasta czy Rynku, mają za to ładny plac z fajna fontanną.
A tak wygląda wieczorem
Plac po UM z widokiem na fontanne i cos bliżej nieokreślonego..© uluru
Widok na Puławski Ośrodek Kultury - Dom Chemika a raczej na Kawiarnię SMOK© uluru
Tu można odpocząć..albo pójść na Pocztę wysłać list :-)© uluru
Moja piękność z innej perspektywy..© uluru
Postałam chwilkę i poleciałam dalej. Demotywator był bardzo silny i ta dzisiejsza jazda jakoś mnie nie szła, ale cóż..
Jechałam dalej ulicą Centralną, dalej Piłsudskiego i Czartoryskich. Tam postanowiłam zrobić focie figurze, którą zawsze oglądałam jak byłam mała. Przedstawia ona Matkę z dzieckiem. Więcej nic nie wiem..
Figurka matki z dzieckiem na Skwerku© uluru
Postanowiłam podjechać do bramy Parku Czartoryskich by pokazać Wam jak wygląda osada pałacowa wieczorkiem. Nie wchodziłam na teren Parku, bo z tego co wiem o tej porze, czyli po 18, nie można wchodzić. Okazało się, że jest inaczej, ale nieważne..
Kiedy tak stałam sobie na przejściu dla pieszych jakiś trzech łepków podchodziło zbliżało się w moim kierunku i coś się śmiali i wykonywali takie gesty jakby mnie chcieli przestraszyć, ze mi rower zabiorą. Nie zrobili tego..
Stanęłam na uliczce do Parku i oto co ujrzałam
Oświetlony Park Czartoryskich© uluru
Trochę bliżej..pięknie© uluru
Następnym razem wjadę na teren Parku i zrobię zdjęcie z bliska :-)
Dalej pomknęłam przez skwerek, bo nade mną były chmary wron siedzących na drzewach i nie chciałam zostać obdarowana kałomoczem..
I tak sobie spokojnie jechałam w kierunku Galerii Zielonej, żeby skierować się ulicą Kazimierska do domciu.
Niestety muszę napisać, że na skrzyżowaniu tuż przy Galerii otarłam się o...
A to było tak
Miałam zielone światło, więc jadę. Niestety mój błąd, że nie zeszłam z roweru i go nie przeprowadziłam, tylko zaczęłam wjeżdżać na pasy. Ba mało tego w tym samym czasie zaczął na nie wjeżdżać autobus komunikacji miejskiej, akurat skręcał i tez miał zielone. Myślałam tylko, ze szanowny Pan kierowca widzi mnie i się zatrzyma..niestety on nic a ja jadę. W zasadzie to wyglądało tak, że ja dojeżdżając do pasów widziałam go i wyglądało jakby sie miał zatrzymać, ale on nie miał takiego zamiaru i wjechał dupek na pasy a ja nagle wylądowałam jakieś może 50 cm od jego przednich kół :-((((((
O masakra, całe szczęście, że miałam gdzie uciec, skręciłam mocno kierownicę i zdążyłam wjechać na chodnik. A ten dupek jeszcze na mnie trąbił i to dwa razy..
Na szczęście nic mi się nie stało i chociaż nie mam kasku, to i tak pewnie w innej sytuacji nic by z niego nie zostało. Ze mnie zresztą też.
Czułam się tragicznie, w jednej chwili gdy ten napierniczał na mnie widziałam całe swoje życie i jedna tylko myśl. że zaraz mnie nie będzie...
Ledwo dojechałam do domu, łapy mi się trzęsły a serce napierniczało jak nigdy. Bolało mnie całe ciało, ze stresu. Przecież on by mnie tam zmiótł. No rzesz...
Pomyślałam, że już nie wsiądę na rower, albo że nie będę jeździć do miasta, ale wiem, ze to nic nie da. Mam tez nauczkę dla siebie, że trzeba przeprowadzać rower a nie sobie przejeżdżać przez pasy. Wiem, takie są przepisy, pamiętam je z kursu prawa jazdy, bo jestem młodym kierowcą :-))
Przystanęłam na chwile by odetchnąć.
Oświetlony wieczorową porą Pałac Marynki© uluru
Potem już tylko powrót do domu, a tam miły akcent na zakończenie..
Moja mała modelka :-)))© uluru
Pomysł zdjęcia podpatrzony u kolegi DaDasika ;-))
Bikerki dwie przed lustrem :-)© uluru
Takie tam przed lustrem..© uluru
Dzisiejsze wnioski i postanowienia:
Nie ufać nikomu na drodze
Kupić kask
Zawsze przeprowadzać rower przez przejście
Małe coś wieczorową porą ;)
Komentarze(13) 12.96 km (0.00 km teren), czas: 00:45 h, avg:17.28 km/h, prędkość maks: 25.75 km/hTemperatura:12.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj jak zwykle po domowych obowiązkach musiałam posadzić swój tyłek na siodełko..
No i wyleciałam, ale o mały włos zapomniałabym przedniego oświetlenia, a mając w pamięci kolegę Marka, wolałam nie spotkać się Panami w niebieskich ubrankach i dostać papier ;-)
tak więc czym prędzej wróciłam się do domu, chociaż wyznaje zasadę, że nie wolno się wracać, bo to przynosi pecha. Ale co tam usiadłam na parę sekund i już mnie nie było. Zdążyłam strzelić fotka kwiatkom jakie rosną u Nas w ogródku, a raczej nieśsmiało zaczynają wychodzić spod ziemi.
Trasa beż ciśnień, bo to miał być lajcik a nie gonitwa z czasem.
P.S. nie wiem, czy wszyscy kojarzą, ale w sobotę zmieniamy czas na letni, co oznacza dłuższe wieczorne pedałowanie przy naturalnym świetle dnia a nie latarni ;-]
Pojechałam najpierw ulicą Kazimierska do miasta, potem w kierunku dworca PKP, czyli Aleja Partyzantów. Minęłam dawne Liceum im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, mojego szanownego Braciszka. Kiedyś, za czasów kiedy chodził tam ów Brat, miało renomę najlepszego. Teraz jest już inaczej, niestety..bo Liceum a właściwie sam budynek robi wrażenie.
Potem dojeżdżając do PKP, zrobiłam małe kółeczko i zawróciłam w kierunku ulicy Wróblewskiego, co oczywiście większości nic nie powie. Przejeżdżałam koło Puławskiej Hali Sportowej, ale jakoś tak za późno się zorientowałam i nie zrobiłam zdjęcia..ale nadrobię to niedługo
Za to przedstawiam Wam jedno z rond jakie Nam wybudowali. Nawet po drugiej stronie jest ścieżka rowerowa, co prawda, niezbyt długi jest odcinek ale zawsze to coś ;-)
Dalej podobnie jak ostatnio koło Szkoły Podstawowej nr 6 - moja dawna podstawówka - a potem miałam chętkę na TESCO, czyli śladami Kamila, ale jednak pojechałam zobaczyć jak prezentuje się wieczorowa pora Bulwar. No i o tej porze jest jeszcze bardziej cudownie niż w dzień. Dopiero w zeszłym roku w wakacje ktoś pokazał mi to magiczne miejsce i zakochałam się w nim. Dobrze się tu siedzi i odpoczywa, albo słucha muzy, czyta książki, czy pisze pamiętniki..
Tu jest jakaś magia ;-)))
W drodze do i z powrotem jadąc na Bulwar, mijam pewien budynek. Słyszałam, że ma tam powstać Browar Puławski ;-) Czy to prawda? Nie wiem, muszę się wywiedzieć coś więcej na temat tego obiektu. A oto i on:
Dalej droga powrotna przez miasto, w kierunku Parku Czartoryskich, który mijam wracają do domu...
Dzisiaj przyglądałam się rowerzystom oświetlonym i tym co ich nie widać. Panowie w niebieskich ubrankach mieliby dużo mandatów do wypisywania..hehehe
Na koniec fotka miejsca, które w Puławach jest potocznie nazywane "Skwerkiem" i zupełnie nie wiem dlaczego, ale tak jest od zawsze.
Powrót straight forward ulicą Kazimierską do domciu. Na chodnikach pustki, wiec się można było trochę rozpędzić ;-)
Cóż mogę dodać..było super :}))
No i wyleciałam, ale o mały włos zapomniałabym przedniego oświetlenia, a mając w pamięci kolegę Marka, wolałam nie spotkać się Panami w niebieskich ubrankach i dostać papier ;-)
tak więc czym prędzej wróciłam się do domu, chociaż wyznaje zasadę, że nie wolno się wracać, bo to przynosi pecha. Ale co tam usiadłam na parę sekund i już mnie nie było. Zdążyłam strzelić fotka kwiatkom jakie rosną u Nas w ogródku, a raczej nieśsmiało zaczynają wychodzić spod ziemi.
Wiosna ;-)))© uluru
Trasa beż ciśnień, bo to miał być lajcik a nie gonitwa z czasem.
P.S. nie wiem, czy wszyscy kojarzą, ale w sobotę zmieniamy czas na letni, co oznacza dłuższe wieczorne pedałowanie przy naturalnym świetle dnia a nie latarni ;-]
Pojechałam najpierw ulicą Kazimierska do miasta, potem w kierunku dworca PKP, czyli Aleja Partyzantów. Minęłam dawne Liceum im. Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, mojego szanownego Braciszka. Kiedyś, za czasów kiedy chodził tam ów Brat, miało renomę najlepszego. Teraz jest już inaczej, niestety..bo Liceum a właściwie sam budynek robi wrażenie.
NIegdyś najlepsze Liceum Ogólnokształcące w Puławach© uluru
Potem dojeżdżając do PKP, zrobiłam małe kółeczko i zawróciłam w kierunku ulicy Wróblewskiego, co oczywiście większości nic nie powie. Przejeżdżałam koło Puławskiej Hali Sportowej, ale jakoś tak za późno się zorientowałam i nie zrobiłam zdjęcia..ale nadrobię to niedługo
Za to przedstawiam Wam jedno z rond jakie Nam wybudowali. Nawet po drugiej stronie jest ścieżka rowerowa, co prawda, niezbyt długi jest odcinek ale zawsze to coś ;-)
A oto i rondo w pięknym mieście Puławy..© uluru
Dalej podobnie jak ostatnio koło Szkoły Podstawowej nr 6 - moja dawna podstawówka - a potem miałam chętkę na TESCO, czyli śladami Kamila, ale jednak pojechałam zobaczyć jak prezentuje się wieczorowa pora Bulwar. No i o tej porze jest jeszcze bardziej cudownie niż w dzień. Dopiero w zeszłym roku w wakacje ktoś pokazał mi to magiczne miejsce i zakochałam się w nim. Dobrze się tu siedzi i odpoczywa, albo słucha muzy, czyta książki, czy pisze pamiętniki..
Tu jest jakaś magia ;-)))
My favourite place© uluru
Moje magiczne miejsce wieczorową porą© uluru
Tam jest magiczny klimat...© uluru
W drodze do i z powrotem jadąc na Bulwar, mijam pewien budynek. Słyszałam, że ma tam powstać Browar Puławski ;-) Czy to prawda? Nie wiem, muszę się wywiedzieć coś więcej na temat tego obiektu. A oto i on:
Tu podobno ma być Puławski Browar ;-)© uluru
Dalsza część Browaru© uluru
Dalej droga powrotna przez miasto, w kierunku Parku Czartoryskich, który mijam wracają do domu...
Dzisiaj przyglądałam się rowerzystom oświetlonym i tym co ich nie widać. Panowie w niebieskich ubrankach mieliby dużo mandatów do wypisywania..hehehe
Na koniec fotka miejsca, które w Puławach jest potocznie nazywane "Skwerkiem" i zupełnie nie wiem dlaczego, ale tak jest od zawsze.
Wieczorne pustki na tzw. "skwerku"© uluru
Powrót straight forward ulicą Kazimierską do domciu. Na chodnikach pustki, wiec się można było trochę rozpędzić ;-)
Cóż mogę dodać..było super :}))