- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Nowa jakość rowerowania :)
Czwartek, 7 lipca 2011 | dodano: 08.07.2011Kategoria Wieczorny Chillout, W towarzystwie Rower: JULIET 40-V
Komentarze(6)
20.07 km (0.00 km teren), czas: 01:01 h, avg:19.74 km/h,
prędkość maks: 38.30 km/hTemperatura:23.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Kiedy rano wyjeżdżałam do pracy samochodem nic nie zapowiadało zmiany pogody, gdyż poranek przywitał mnie mgłą, szarymi chmurami i ogólnie podłym samopoczuciem...
W ciągu dnia w pracy bacznie obserwowałam zmieniająca się za oknem pogodę i liczyłam, że wkońcu zrobi się na tyle ładnie byśmy mogli wieczorem z gdzieś pojechać :))
Z każda godziną pogoda za oknem napawała optymizmem i po południu zrobiło się całkiem ładnie. Jednakże najpierw trzeba było zaliczyć kolejny etap malowania Majki pokoju - dzisiaj ściany po raz pierwszy :D
Szybko uwinęliśmy się z wałkami, wyszykowaliśmy się i polecieliśmy tam gdzie zwykle, czyli na Azoty :] Uwierzcie mi, że Nam ta trasa się nigdy nie znudzi, trym bardziej teraz kiedy jest inaczej...:)
Muszę jednak dodać, że moja Dżulietta doczekała się pierwszych zmian, otóż dostała nowe opony, które oczywiście wymienił Kamil :]
Opony to Maxxis Wormdrive, takie semi slicki, żebym mogła szybciej sunąć po asfalcie a jednocześnie dała radę w lekkim terenie. Zobaczymy jak będą się sprawować...Oczywiście z większy teren zakładać będziemy firmowe MERIDY.
Oto one..
Tak więc pojechaliśmy, oponki toczyły się świetnie, mimo mojego dawnego niepedałowania, dojechaliśmy niezłym tempem na Azoty na punkt widokowy :)
Tam zobaczyliśmy cudne mgły i aparaty poszły w ruch..
Oto co z tego wyszło..i pozostałe zdjęcia z tej miejscówki..
Ehh, jak mi brakowało tego miejsca, tych odgłosów pracujących Azotów, tych kominów, spokoju...tylko tym razem niestety komary Nas przyatakowały bo jakoś tak oboje nie pomyśleliśmy aby się czymś popsikać :/
Posiedzieliśmy trochę, powygłupialiśmy się, próbowaliśmy robić zdjęcia w ruchu i oto co mi wyszło..
..i kiedy był czas na powrót poczułam, że mam coś za miękką tylną oponę...okazało się, że tym razem to JA złapałam KAPCIA!!! SZOK...
Kurna no a w dodatku nie wzięłam dętki swojej i gdyby nie łatki Kamila i jego umiejętności w reanimacji dętek, pewnie byśmy prowadzili rowery w drogę powrotną:)
Oczywiście zrobiłam zdjęcie tego czegoś, co wbił mi się w oponę i szczerze mówiąc to był pech, że najechałam na coś takiego niewidocznego. Podejrzewam, że przy poprzednich oponach nie byłoby tego problemu, ale co tam, pierwsze koty za płoty :))
Dlatego też droga powrotna była taka sama jak na Azoty z tym, że zahaczyliśmy
o Skwerek, ale jakoś nie było weny na zdjęcie..
Po drodze okazało się, że Kamilowi nie działa tylna lampka, więc dzisiejszego wieczoru każdy otrzymał coś dla siebie ze złośliwości rzeczy martwych :)
Z uwagi, że mam nowe opony postanowiłam pobić rekord prędkości na mojej ulubionej ulicy Skowieszyńskiej i...udało się ;) nowy rekord to 38.3 km/h
Potem już uliczkami osiedlowymi do domciu :]
Wieczór bardzo udany, a gdy pogoda znowu wróci do normy to i rowerowania będzie więcej :)
Dzięki Kamil za wieczór :)))
W ciągu dnia w pracy bacznie obserwowałam zmieniająca się za oknem pogodę i liczyłam, że wkońcu zrobi się na tyle ładnie byśmy mogli wieczorem z gdzieś pojechać :))
Z każda godziną pogoda za oknem napawała optymizmem i po południu zrobiło się całkiem ładnie. Jednakże najpierw trzeba było zaliczyć kolejny etap malowania Majki pokoju - dzisiaj ściany po raz pierwszy :D
Szybko uwinęliśmy się z wałkami, wyszykowaliśmy się i polecieliśmy tam gdzie zwykle, czyli na Azoty :] Uwierzcie mi, że Nam ta trasa się nigdy nie znudzi, trym bardziej teraz kiedy jest inaczej...:)
Muszę jednak dodać, że moja Dżulietta doczekała się pierwszych zmian, otóż dostała nowe opony, które oczywiście wymienił Kamil :]
Opony to Maxxis Wormdrive, takie semi slicki, żebym mogła szybciej sunąć po asfalcie a jednocześnie dała radę w lekkim terenie. Zobaczymy jak będą się sprawować...Oczywiście z większy teren zakładać będziemy firmowe MERIDY.
Oto one..
Nowa oponka :)© uluru
Tak się zwie..© uluru
Robal :)© uluru
Tak więc pojechaliśmy, oponki toczyły się świetnie, mimo mojego dawnego niepedałowania, dojechaliśmy niezłym tempem na Azoty na punkt widokowy :)
Tam zobaczyliśmy cudne mgły i aparaty poszły w ruch..
Oto co z tego wyszło..i pozostałe zdjęcia z tej miejscówki..
Kamil robi zdjęcia..© uluru
Mgła w oddali..© uluru
Wieczorny widoczek..© uluru
Ten widok nigdy się nie znudzi :)© uluru
Azoty...© uluru
Ehh, jak mi brakowało tego miejsca, tych odgłosów pracujących Azotów, tych kominów, spokoju...tylko tym razem niestety komary Nas przyatakowały bo jakoś tak oboje nie pomyśleliśmy aby się czymś popsikać :/
Posiedzieliśmy trochę, powygłupialiśmy się, próbowaliśmy robić zdjęcia w ruchu i oto co mi wyszło..
Kamil leci...© uluru
..i kiedy był czas na powrót poczułam, że mam coś za miękką tylną oponę...okazało się, że tym razem to JA złapałam KAPCIA!!! SZOK...
Kurna no a w dodatku nie wzięłam dętki swojej i gdyby nie łatki Kamila i jego umiejętności w reanimacji dętek, pewnie byśmy prowadzili rowery w drogę powrotną:)
Oczywiście zrobiłam zdjęcie tego czegoś, co wbił mi się w oponę i szczerze mówiąc to był pech, że najechałam na coś takiego niewidocznego. Podejrzewam, że przy poprzednich oponach nie byłoby tego problemu, ale co tam, pierwsze koty za płoty :))
Oto co mi się wbiło w oponę..© uluru
Sprawca kapcia..© uluru
Dlatego też droga powrotna była taka sama jak na Azoty z tym, że zahaczyliśmy
o Skwerek, ale jakoś nie było weny na zdjęcie..
Po drodze okazało się, że Kamilowi nie działa tylna lampka, więc dzisiejszego wieczoru każdy otrzymał coś dla siebie ze złośliwości rzeczy martwych :)
Z uwagi, że mam nowe opony postanowiłam pobić rekord prędkości na mojej ulubionej ulicy Skowieszyńskiej i...udało się ;) nowy rekord to 38.3 km/h
Potem już uliczkami osiedlowymi do domciu :]
Wieczór bardzo udany, a gdy pogoda znowu wróci do normy to i rowerowania będzie więcej :)
Dzięki Kamil za wieczór :)))
Letnio-jesienny marazm rowerowy :(
Czwartek, 7 lipca 2011 | dodano: 07.07.2011Kategoria Refleksje Rower:
Komentarze(10)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:19.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Nie mogłam się powstrzymać, by nie zrobić wkońcu wpisu, bo mam już serdecznie dość tej pustki rowerowej u mnie na blogu...:(
Pogoda jak wszyscy wiemy nie rozpieszcza, a tym bardziej jakoś Puławom daje nieźle w kość. Od mojego ostatniego wpisu minęło trochę czasu i ciągle wszystko było nie tak by jeździć :/
Jak może tak ciągle padać i padać a jak nie pada to wtedy jestem w pracy..to jest istna złośliwość :( Jak w tytule jest letnio-jesiennie, zimno, rano mgły, liście spadają z drzew, już w pewnym momencie nie stwierdziłam, że to nie lipiec a wrzesień :(
Wiem, że pogoda się zmieni i ja się jeszcze najeżdżę, ale miałam pewne plany rowerowe w lipcu, których jakoś tak przez ta wstrętną pogodę nie mogę realizować..
I nie tylko ja tu jestem poszkodowana w tym temacie.. Kamila to dopiero nosi żeby pojeździć.
Dlatego w zamian za rower postanowiliśmy przemalować mojej córci pokój i choć wiem, że pogoda do malowania też nie jest najlepsza, to przynajmniej coś robimy:)
Liczę, że pogoda się zmieni chociażby od dzisiejszego po południa, bo póki co jest mgliście, szaro, rano padała mżawka i do tego jest parno, duża wilgotność powietrza..
Pozdrawiam wszystkich bikerów i życzę pięknej wkońcu pogody :)))
Pogoda jak wszyscy wiemy nie rozpieszcza, a tym bardziej jakoś Puławom daje nieźle w kość. Od mojego ostatniego wpisu minęło trochę czasu i ciągle wszystko było nie tak by jeździć :/
Jak może tak ciągle padać i padać a jak nie pada to wtedy jestem w pracy..to jest istna złośliwość :( Jak w tytule jest letnio-jesiennie, zimno, rano mgły, liście spadają z drzew, już w pewnym momencie nie stwierdziłam, że to nie lipiec a wrzesień :(
Wiem, że pogoda się zmieni i ja się jeszcze najeżdżę, ale miałam pewne plany rowerowe w lipcu, których jakoś tak przez ta wstrętną pogodę nie mogę realizować..
I nie tylko ja tu jestem poszkodowana w tym temacie.. Kamila to dopiero nosi żeby pojeździć.
Dlatego w zamian za rower postanowiliśmy przemalować mojej córci pokój i choć wiem, że pogoda do malowania też nie jest najlepsza, to przynajmniej coś robimy:)
Liczę, że pogoda się zmieni chociażby od dzisiejszego po południa, bo póki co jest mgliście, szaro, rano padała mżawka i do tego jest parno, duża wilgotność powietrza..
Pozdrawiam wszystkich bikerów i życzę pięknej wkońcu pogody :)))
Ponownie razem...
Komentarze(14) 14.79 km (0.00 km teren), czas: 00:51 h, avg:17.40 km/h, prędkość maks: 29.80 km/hTemperatura:16.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wkońcu razem z Kamilem wsiedliśmy na rowery :) Już nawet nie chce pisać, kiedy ostatnio wspólnie gdzieś kręciliśmy..
Przez ostatnie dwa tygodnie pogoda płatała Nam figle, jakby ktoś wcale nie chciał abyśmy razem jeździli..
Ale udało się, co prawda wyjechaliśmy w lekkiej mżawce, ale co tam, ważne, że razem :]
Pojechaliśmy najpierw na BP, żeby podpompować koło i zoabczyliśmy fajną Skodę, no i oczywiście nie mogliśmy oprzeć się chęci zrobienia jej zdjęcia :)
Dzisiaj z racji pogody, tempo było spacerowe a też i nie za bardzo się dalej "wypuściliśmy".
Pojechaliśmy na Bulwar..
Pokręciliśmy się potem po mieście i wróciliśmy od domu na okrętkę ;)
Jak widzieliście, jesień na dobre zagościła na chodniki, więc jeśli komuś się nie podoba ta jesień, to niech nie narzeka wysoką temperaturę, jeśli wogoóle na taka mamy jeszcze szansę .. :)
Na koniec słit focia..
Dzięki Kamil...:)
Przez ostatnie dwa tygodnie pogoda płatała Nam figle, jakby ktoś wcale nie chciał abyśmy razem jeździli..
Ale udało się, co prawda wyjechaliśmy w lekkiej mżawce, ale co tam, ważne, że razem :]
Pojechaliśmy najpierw na BP, żeby podpompować koło i zoabczyliśmy fajną Skodę, no i oczywiście nie mogliśmy oprzeć się chęci zrobienia jej zdjęcia :)
Dzisiaj z racji pogody, tempo było spacerowe a też i nie za bardzo się dalej "wypuściliśmy".
Pojechaliśmy na Bulwar..
Deszczowe chmury nad Wisłą..© uluru
Stary Most..© uluru
Takie tam na BUlwarze..© uluru
Zza krzaków..© uluru
Pokręciliśmy się potem po mieście i wróciliśmy od domu na okrętkę ;)
Jesień tego lata..© uluru
Jak widzieliście, jesień na dobre zagościła na chodniki, więc jeśli komuś się nie podoba ta jesień, to niech nie narzeka wysoką temperaturę, jeśli wogoóle na taka mamy jeszcze szansę .. :)
Na koniec słit focia..
Słit focia..© uluru
Dzięki Kamil...:)
Back on road...
Komentarze(10) 9.36 km (0.00 km teren), czas: 00:28 h, avg:20.06 km/h, prędkość maks: 31.70 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Powróciłam wreszcie na siodełko :)))
Ahh co za wspaniałe uczucie, kiedy jedzie się rano, miasto budzi się do życia, słonko świeci :]
Kondycja spadła nieco, ale co tam nadrobimy to czym prędzej..niedługo bowiem mój krasnal ogrodowy wyjeżdża na wakacje :)
Trasa tradycyjna Dom-Przedszkole-Praca-Przedszkole-Dom. PO drodze nic ciekawego oprócz plączących się bez celu przechodniów. Dziś ponownie zmuszona byłam do sprawdzenia niezawodności moich hamulców..nieźle działają :]
Poza tym dzień jak co dzień, teraz widzę, że zaczyna nieźle wiać i chmurki jakieś na niebie krążą i na dowód tego fotki z mojego tarasu..
Liczę na to, że wieczorkiem gdzieś polecimy z Kamilek :)) mimo tego wiatru i chmurek...
Ahh co za wspaniałe uczucie, kiedy jedzie się rano, miasto budzi się do życia, słonko świeci :]
Kondycja spadła nieco, ale co tam nadrobimy to czym prędzej..niedługo bowiem mój krasnal ogrodowy wyjeżdża na wakacje :)
Trasa tradycyjna Dom-Przedszkole-Praca-Przedszkole-Dom. PO drodze nic ciekawego oprócz plączących się bez celu przechodniów. Dziś ponownie zmuszona byłam do sprawdzenia niezawodności moich hamulców..nieźle działają :]
Poza tym dzień jak co dzień, teraz widzę, że zaczyna nieźle wiać i chmurki jakieś na niebie krążą i na dowód tego fotki z mojego tarasu..
Z jednej strony granat...© uluru
Słońce przebija się przez chmurki :)© uluru
Z drugiej strony nieco jaśniej..© uluru
Liczę na to, że wieczorkiem gdzieś polecimy z Kamilek :)) mimo tego wiatru i chmurek...
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło..:)
Komentarze(12) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Pierwotny temat wpisu brzmiał: "Rowerowy urlop przymusowy :(". Postanowiłam jednak zmienić...
statni raz na rowerze byłam tego wieczoru, kiedy to odbywało się przepiękne przedstawienie na niebie zwane Zaćmieniem Księżyca :)
Niestety tak się złożyło, że od tego czasu moja ukochana Dżulietta stoi samotnie w garażu i usycha z tęsknoty za choćby króciutka jazdą...i mam nadzieje, że już długo czekać nie będzie ;)
Bywa tak, że się bardzo chce jeździć, ale wszystko dookoła sprawia, że się nie da.
Wycieczka do przeszłości, Majka cały tydzień chora na angine i cała reszta sprawiły iż musiałam i nadal muszę być na przymusowym urlopie rowerowym. Nie powiem jest ciężko, bo mnie nosi a gdy widzę rowerzystów to mnie skręca i najchętniej zaczęłabym wyć do księżyca, żeby choć cokolwiek się w tym temacie zmieniło...
Jednakże ten czas przyniósł zmiany, mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że moje życie odwróciło się do góry nogami albo jak kto woli o 180 stopni, w pozytywnym tego słowa znaczeniu :D
W zamian za rowerowe zdjęcia uraczę Was zdjęciami w odrobinę innym klimacie i mam nadzieje, że Wam się spodobają :))
P.S. Niedługo wracam na siodełko..wkońcu trzeba wypróbować nowy stroik rowerowy :D
statni raz na rowerze byłam tego wieczoru, kiedy to odbywało się przepiękne przedstawienie na niebie zwane Zaćmieniem Księżyca :)
Niestety tak się złożyło, że od tego czasu moja ukochana Dżulietta stoi samotnie w garażu i usycha z tęsknoty za choćby króciutka jazdą...i mam nadzieje, że już długo czekać nie będzie ;)
Bywa tak, że się bardzo chce jeździć, ale wszystko dookoła sprawia, że się nie da.
Wycieczka do przeszłości, Majka cały tydzień chora na angine i cała reszta sprawiły iż musiałam i nadal muszę być na przymusowym urlopie rowerowym. Nie powiem jest ciężko, bo mnie nosi a gdy widzę rowerzystów to mnie skręca i najchętniej zaczęłabym wyć do księżyca, żeby choć cokolwiek się w tym temacie zmieniło...
Jednakże ten czas przyniósł zmiany, mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że moje życie odwróciło się do góry nogami albo jak kto woli o 180 stopni, w pozytywnym tego słowa znaczeniu :D
W zamian za rowerowe zdjęcia uraczę Was zdjęciami w odrobinę innym klimacie i mam nadzieje, że Wam się spodobają :))
P.S. Niedługo wracam na siodełko..wkońcu trzeba wypróbować nowy stroik rowerowy :D
W poszukiwaniu Zaćmienia Księżyca...
Środa, 15 czerwca 2011 | dodano: 16.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(9)
29.63 km (1.50 km teren), czas: 01:52 h, avg:15.87 km/h,
prędkość maks: 28.70 km/hTemperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wszystkie media okrzyknęły, że ma być całkowite zaćmienie księżyca, więc jak każdy rowerzysta i pewnie nie tylko postanowiliśmy z Kamilem udać się gdzieś by złapać jak najlepsze fotki :)
Wcześniej jednak postanowiłam popróbować aparatu mojego taty, który to na ta okazję pożyczyłam..
Umówieni byliśmy na tą co zwykle i pojechaliśmy gdzieś przed siebie i właściwie do końca wiedzieliśmy gdzie pojedziemy. Wstępny plan był na górkę w Górze Puławskiej, gdzie stoi ich tamtejszy kościół..
W międzyczasie odbywało się cudowne przedstawienie na niebie zwane zachodem słońca... pojechaliśmy na bulwar
W międzyczasie spotkaliśmy kolegę Kamila, zamieniliśmy parę słów o tym, że chmury jak zwykle wszystko potrafią zepsuć :/
Naszym celem była jednak wieża widokowa na Azotach :)
Z Bulwaru uliczkami przez Kołłątaja, Piaskową, Jaworową i na Wróblewskiego na ścieżkę rowerową. Mijając Azoty jechaliśmy najpierw betonową a potem piaszczystą drogą...no i w pewnym momencie Kamil przeleciał przez kierownicę do przodu, na tzw. szczupaka :) ale to był widok, dobrze, że nic mu się nie stało..
Dojechaliśmy do miejsc, gdzie trzeba o tej porze roku się nieco przez krzaki przedzierać :) no i dotarliśmy...pogadaliśmy trochę ofc, i ja spróbowałam ponownie wejść na wieżę i ponownie tylko na pierwszy balkon..
Niestety ale niebo było na tyle zachmurzone, że nie było widać poszukiwanego księżyca :/
Zrobiło się na tyle ciemno, że postanowiliśmy pojechać na stację Puławy Chemia. Tym razem ja się trochę poobijałam..źle podjechałam pod takie tam i w efekcie posiadam dzisiaj dwa siniaki :( cóż głupota ludzka nie zna granic...
Posiedzieliśmy trochę na dziwnym trafem nie oświetlonej stacji i kiedy już mieliśmy wracać do domu Naszym oczom ukazała się zguba..czyli Księżyc Zaćmiony :) Niestety do zrobienia zdjęć o tej porze wieczoru, albo raczej już nocy potrzeba dobrego sprzętu, tak więc objedliśmy się widokiem i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Ścieżka rowerowa z Azotów do miasta - aleja Partyzantów - Mickiewicza - Kaniowczyków - Słowackiego - uliczkami osiedlowymi Niwa do domciu :)
Na koniec zamieszczam małą wariacje na temat wczorajszego księżyca..
Wieczór był magiczny...)
Kamil dzięki i do zobaczenia :]
Wcześniej jednak postanowiłam popróbować aparatu mojego taty, który to na ta okazję pożyczyłam..
Dziwne chmury na horyzoncie..© uluru
Fragment nieba nad Włostowicami© uluru
Umówieni byliśmy na tą co zwykle i pojechaliśmy gdzieś przed siebie i właściwie do końca wiedzieliśmy gdzie pojedziemy. Wstępny plan był na górkę w Górze Puławskiej, gdzie stoi ich tamtejszy kościół..
W międzyczasie odbywało się cudowne przedstawienie na niebie zwane zachodem słońca... pojechaliśmy na bulwar
Zachód na Bulwarze© uluru
Wszystkie kolory nieba...© uluru
Klimatycznie nad Wisłą© uluru
W międzyczasie spotkaliśmy kolegę Kamila, zamieniliśmy parę słów o tym, że chmury jak zwykle wszystko potrafią zepsuć :/
Naszym celem była jednak wieża widokowa na Azotach :)
Z Bulwaru uliczkami przez Kołłątaja, Piaskową, Jaworową i na Wróblewskiego na ścieżkę rowerową. Mijając Azoty jechaliśmy najpierw betonową a potem piaszczystą drogą...no i w pewnym momencie Kamil przeleciał przez kierownicę do przodu, na tzw. szczupaka :) ale to był widok, dobrze, że nic mu się nie stało..
Dojechaliśmy do miejsc, gdzie trzeba o tej porze roku się nieco przez krzaki przedzierać :) no i dotarliśmy...pogadaliśmy trochę ofc, i ja spróbowałam ponownie wejść na wieżę i ponownie tylko na pierwszy balkon..
Niestety ale niebo było na tyle zachmurzone, że nie było widać poszukiwanego księżyca :/
Może tam kiedyś wejdę...© uluru
Wieża gdzieś w lesie...© uluru
Zrobiło się na tyle ciemno, że postanowiliśmy pojechać na stację Puławy Chemia. Tym razem ja się trochę poobijałam..źle podjechałam pod takie tam i w efekcie posiadam dzisiaj dwa siniaki :( cóż głupota ludzka nie zna granic...
Posiedzieliśmy trochę na dziwnym trafem nie oświetlonej stacji i kiedy już mieliśmy wracać do domu Naszym oczom ukazała się zguba..czyli Księżyc Zaćmiony :) Niestety do zrobienia zdjęć o tej porze wieczoru, albo raczej już nocy potrzeba dobrego sprzętu, tak więc objedliśmy się widokiem i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Ścieżka rowerowa z Azotów do miasta - aleja Partyzantów - Mickiewicza - Kaniowczyków - Słowackiego - uliczkami osiedlowymi Niwa do domciu :)
Na koniec zamieszczam małą wariacje na temat wczorajszego księżyca..
Niebo o 3 rano...© uluru
Księżyc rankiem..© uluru
Wieczór był magiczny...)
Kamil dzięki i do zobaczenia :]
Wiem gdzie moje miejsce jest...
Wtorek, 14 czerwca 2011 | dodano: 15.06.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(8)
23.69 km (1.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:15.79 km/h,
prędkość maks: 30.90 km/hTemperatura:22.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Z powodów wyjazdowych i chorobowych krasnala ogrodowego, nie miałam ostatnio czasu na jazdę rowerem :/ niestety...
Wiecie jak to jest, kiedy nie możecie jeździć i nosi Was strasznie..no to jak tak miałam od jakiegoś czasu, myślałam, że mnie rozniesie :)
Rower jest jak narkotyk, człowiek się szybko przyzwyczaja, chce więcej a jak nie ma to się dusi i jest najnormalniej w świecie na haju :))
Nadszedł jednak dzień, kiedy to moje dziecko czuje się już lepiej i choć przyjmuje jeszcze antybiotyk, to już szaleje na dobre w domu, bo oczywiście na zwolnieniu obie siedzimy.
Tak więc umówiłam się na wieczór z Kamilem :)
W zasadzie to nie wiedziałm, gdzie jedziemy, chociaż jak zwykle plan już był misternie ułożony :)
Okazało się, że w planach był nowy most na Wiśle. Pojechaliśmy ścieżką rowerową wzdłuż Wisły, zachaczyliśmy o Bulwar, gdzie tym razem udało Nam sie spokojnie zejśc na tamę, bo akurat nikogo nie było :)
Trafilismy akurat na zchód słońca..
Dalej osiedlem Kołłątaja na ścieżkę rowerową na ul.Wróblewskigo. Dojechaliśmy do wiaduktu i pojchaliśmy ścieżką na trawie wzdłuż obwodnicy i dojechalismy do Nowego Mostu. Wdrapalisme się na niego i przejechaliśmy całą jego długość :)
Jechaliśmy pod wiatr i co chwila mijały Nas pędzące TIRy a po ich przejechaniu można było poczuć ogromny podmuch powietrza.
Zszedłwszy po schodach skierowaliśmy się pod most, by tam po piachu, kamieniach oraz starych resztkach tam dojśc do fantastycznej miejscówki :))
Widoki spod mostu..
Jak zwykle trochę pogadaliśmy...:] i kiedy ściemniło się postanowiliśmy, że powrócimy do miasta.
Wracaliśmy którędyś i wkońcu znowu trafiliśmy na most, który tym razem pokonaliśmy razem z pędem TIRów :)
Wypad OFC udany :) jak zwykle pomógł w przemyśleniu tego i owego..
Poza tym zrozumiałam, że rower to jest to co daje mi energie, radość, wolność i to jest to co tygrysy lubią najbardziej :)))))))
Rower to jedna z moich miłości...
Kamil dzięki bardzo za wypad i do następnego :]
Wiecie jak to jest, kiedy nie możecie jeździć i nosi Was strasznie..no to jak tak miałam od jakiegoś czasu, myślałam, że mnie rozniesie :)
Rower jest jak narkotyk, człowiek się szybko przyzwyczaja, chce więcej a jak nie ma to się dusi i jest najnormalniej w świecie na haju :))
Nadszedł jednak dzień, kiedy to moje dziecko czuje się już lepiej i choć przyjmuje jeszcze antybiotyk, to już szaleje na dobre w domu, bo oczywiście na zwolnieniu obie siedzimy.
Tak więc umówiłam się na wieczór z Kamilem :)
W zasadzie to nie wiedziałm, gdzie jedziemy, chociaż jak zwykle plan już był misternie ułożony :)
Okazało się, że w planach był nowy most na Wiśle. Pojechaliśmy ścieżką rowerową wzdłuż Wisły, zachaczyliśmy o Bulwar, gdzie tym razem udało Nam sie spokojnie zejśc na tamę, bo akurat nikogo nie było :)
Trafilismy akurat na zchód słońca..
Puławski zachód słońca :)© uluru
Słońce chowa się już za drzewa...© uluru
Widok z tamy na Wiśle :)© uluru
Dalej osiedlem Kołłątaja na ścieżkę rowerową na ul.Wróblewskigo. Dojechaliśmy do wiaduktu i pojchaliśmy ścieżką na trawie wzdłuż obwodnicy i dojechalismy do Nowego Mostu. Wdrapalisme się na niego i przejechaliśmy całą jego długość :)
Jechaliśmy pod wiatr i co chwila mijały Nas pędzące TIRy a po ich przejechaniu można było poczuć ogromny podmuch powietrza.
Zszedłwszy po schodach skierowaliśmy się pod most, by tam po piachu, kamieniach oraz starych resztkach tam dojśc do fantastycznej miejscówki :))
Widoki spod mostu..
Jedna z wielu Wiślanych zatoczek..© uluru
Pod nowym mostem :)© uluru
W drodze na nieznane tereny...© uluru
Gdzieś na piasku :)© uluru
Nowy Most w świetle lamp..© uluru
Jak zwykle trochę pogadaliśmy...:] i kiedy ściemniło się postanowiliśmy, że powrócimy do miasta.
Wracaliśmy którędyś i wkońcu znowu trafiliśmy na most, który tym razem pokonaliśmy razem z pędem TIRów :)
Nocą na moście...© uluru
Wypad OFC udany :) jak zwykle pomógł w przemyśleniu tego i owego..
Poza tym zrozumiałam, że rower to jest to co daje mi energie, radość, wolność i to jest to co tygrysy lubią najbardziej :)))))))
Rower to jedna z moich miłości...
Kamil dzięki bardzo za wypad i do następnego :]
Nowe ciuszki do śmigania :)
Poniedziałek, 13 czerwca 2011 | dodano: 13.06.2011Kategoria Samotnia Rower:
Komentarze(21)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Napisze tylko tyle, że jest wpis z serii: "co tam nowego kupiłam na rower" :)
Tak więc zakupiłam fajny komplet rowerowy Polskiej firmy, ale nie do końca bo spodenki są wyprodukowane we Włoszech i od wewnętrznej strony gumki noszą napis CRAFT :D
Oto zdjęcia "na sucho"..pozostałe w trakcie najbliższej wycieczki :)
Mam nadzieje, ze dobrze się będzie nosić :)))
Tak więc zakupiłam fajny komplet rowerowy Polskiej firmy, ale nie do końca bo spodenki są wyprodukowane we Włoszech i od wewnętrznej strony gumki noszą napis CRAFT :D
Oto zdjęcia "na sucho"..pozostałe w trakcie najbliższej wycieczki :)
Nowe spodenki :)© uluru
Logo firmowe na nogawce..© uluru
Od wewnętrznej strony nogawki© uluru
Twarz nowej koszulki :)© uluru
Koszulka Bianka :)© uluru
Mam nadzieje, ze dobrze się będzie nosić :)))
Niech żyje głód rowerowy :)
Komentarze(11) 8.89 km (0.00 km teren), czas: 00:27 h, avg:19.76 km/h, prędkość maks: 25.00 km/hTemperatura:28.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wczoraj nie pojechałam rowerem do pracy, bo imprezie poprzedniego dnia trochę się nie wyspałam,a poza tym miałam strasznego lenia..
Dzisiaj jednak postanowiłam wsadzić swoje cztery litery na siodełko, pamiętając, że przez cały weekend nawet nie zobaczę mojej ślicznotki :/
Rano było cudnie, promienie słońca delikatnie muskały moją spragnioną ciepła skórę. Mimo gorąca czuć było, że poranne powietrze jest zupełnie inne niż to popołudniowe, a ja takie właśnie uwielbiam, :)
Dlatego postanowiłam pojechać nowo wyremontowaną ulicą Gościńczyk i pokonać jeden z podjazdów, który spędzał mi sen z powiek, gdyż jadąc tamtędy pierwszy raz o mały włos serce nie wyskoczyło by mi z klatki piersiowej.
Tak więc przejechawszy rekreacyjnie przez wspomniany Gościńczyk. ruszyłam na podjazd :)
No i okazało się, że było całkiem prosto i bez żadnego wysiłku :)))
Tym bardziej jestem z siebie dumna, gdyż była to pora ranna, kiedy nie za wiele mam sił na pedałowanie, bo mój organizm się dopiero rozkręca :]
BYŁO WARTO!!!
Po pracy jechałam z sercem na ramieniu, bo w ciągu dnia bardzo zmieniła się pogoda. Zachmurzyło się i zaczęło niebezpiecznie wiać, nawet padał lekki deszczyk, ale tylko parę minut. Na szczęście żaden deszcz mnie nie złapał, ani z pracy do przedszkola a ni dalej do domu. Jedyne co utrudniało powrotny "spacer" to był silny, zimny wiatr :/
Wieczorem pedałowania nie było, ze względu na brak opiekunki dla dziecka ani zbyt zmienną i wietrzną aurę. Dodatkowo moje maleństwo dostało wysokiej temperatury i terasz biedne całe się poci :(((
Oby do jutra...
Dzisiaj jednak postanowiłam wsadzić swoje cztery litery na siodełko, pamiętając, że przez cały weekend nawet nie zobaczę mojej ślicznotki :/
Rano było cudnie, promienie słońca delikatnie muskały moją spragnioną ciepła skórę. Mimo gorąca czuć było, że poranne powietrze jest zupełnie inne niż to popołudniowe, a ja takie właśnie uwielbiam, :)
Dlatego postanowiłam pojechać nowo wyremontowaną ulicą Gościńczyk i pokonać jeden z podjazdów, który spędzał mi sen z powiek, gdyż jadąc tamtędy pierwszy raz o mały włos serce nie wyskoczyło by mi z klatki piersiowej.
Tak więc przejechawszy rekreacyjnie przez wspomniany Gościńczyk. ruszyłam na podjazd :)
No i okazało się, że było całkiem prosto i bez żadnego wysiłku :)))
Tym bardziej jestem z siebie dumna, gdyż była to pora ranna, kiedy nie za wiele mam sił na pedałowanie, bo mój organizm się dopiero rozkręca :]
BYŁO WARTO!!!
Nowa Gościńczyk :)© uluru
Podjazd 10%, który dzisiaj pokonałam :))© uluru
Pozostała część podjazdu..© uluru
Po pracy jechałam z sercem na ramieniu, bo w ciągu dnia bardzo zmieniła się pogoda. Zachmurzyło się i zaczęło niebezpiecznie wiać, nawet padał lekki deszczyk, ale tylko parę minut. Na szczęście żaden deszcz mnie nie złapał, ani z pracy do przedszkola a ni dalej do domu. Jedyne co utrudniało powrotny "spacer" to był silny, zimny wiatr :/
Wieczorem pedałowania nie było, ze względu na brak opiekunki dla dziecka ani zbyt zmienną i wietrzną aurę. Dodatkowo moje maleństwo dostało wysokiej temperatury i terasz biedne całe się poci :(((
Oby do jutra...
Upalne DPD...
Komentarze(3) 8.93 km (0.00 km teren), czas: 00:28 h, avg:19.14 km/h, prędkość maks: 30.30 km/hTemperatura:30.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Jak zwykle do pracy rowerem :)
W plecaku sukienka i buty na zmianę, bo Międzynarodowa konferencja w Instytucie,
a wieczorem planowana kolacja jej uczestników :))
W pracy jak to w pracy..w międzyczasie byłam na paru ciekawych wykładach i pozbierałam parę gadżetów od wystawców, którzy tam też mieli swoje stanowiska.
A wieczorkiem pojechałam na sponsorowaną imprezę :)
Co tu dużo mówić, żarcie było rewelacyjne, muzyka też, zimne piwko do woli :))
Jednym słowem imprezka na całego...udała się bardzo :]
W plecaku sukienka i buty na zmianę, bo Międzynarodowa konferencja w Instytucie,
a wieczorem planowana kolacja jej uczestników :))
W pracy jak to w pracy..w międzyczasie byłam na paru ciekawych wykładach i pozbierałam parę gadżetów od wystawców, którzy tam też mieli swoje stanowiska.
A wieczorkiem pojechałam na sponsorowaną imprezę :)
Jedna ze ścieżek w Instytucie..© uluru
Świnka Porcilis..© uluru
Polska ABBA :)© uluru
Co tu dużo mówić, żarcie było rewelacyjne, muzyka też, zimne piwko do woli :))
Jednym słowem imprezka na całego...udała się bardzo :]