- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Dokonała się SETKA :)))
Komentarze(18) 107.00 km (0.00 km teren), czas: 05:52 h, avg:18.24 km/h, prędkość maks: 35.70 km/hTemperatura:27.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Marzenia stały się realne
W sobotę nareszcie udało Nam się zrealizować od dawna planowaną SETKĘ
Na początku dokładna mapa, wykonana przez głównego organizatora wycieczki i Mojego osobistego Kołcza :D
Po wcześniejszym przeanalizowaniu prognoz pogody doszliśmy do wniosku, że to właśnie sobota będzie idealna na Nasz wypad
Sobotni poranek zapowiadał się fantastycznie, chociaż na niebie krążyły jakieś szarawe chmurki, Jednak to nie przeszkodziło Nam w przygotowaniach do wyjazdu. Godzina nieco się przesunęła powodów domowych...
Wyposażyliśmy się w napoje, ja zabrałam swój bukłak wypełniony 2 litrami wody z tabletkami ISOSTAR plus 0,7 litrowy bidon z tym samym napojem, do tego makaron z jogurtem, dwa batony energetyczne i na wszelki wypadek żel energetyczny..
Około godziny 13 wyjechaliśmy, pełni chęci i sił na pierwsza wspólna tak długą wycieczkę.
Pogoda z każda minuta przypominała lato i to Nas bardzo cieszyło.
Pierwszy przystanek na wyjeździe z Puław gdyż trzeba było odebrać telefon od dawno nie widzianego dziecka.
Dalej już sunęliśmy szosą, by potem skręcić w ulicę pomiędzy pięknie pachnącym lasem. Jakie to cudowne uczucie, kiedy nie mijają Cię żadne samochody a Ty lecisz gdzieś do przodu.
Kolejny postój tym razem na mały makaronowy obiadek – taki mały piknik.
Potem już bez żadnych przystanków, ulicą Gołębską jechaliśmy dalej.
Słońce prażyło jak na patelni prosto w twarz a na niebie nie było żadnej chmurki. Wbrew pozorom była to zdradliwa pogoda, bo zbyt długie przebywanie na tak otwartym słońcu może spowodować udar słoneczny, tym bardziej dla osób, które nie do końca są przyzwyczajone do tak długiej ekspozycji na otwarte słońce.
Jechało Nam się tak dobrze, że nawet zatrzymywać było się szkoda. Przejeżdżając przez most na Wieprzu w Niebrzegowie, postanowiliśmy się zatrzymać bo akurat wzdłuż rzeki chodziły sobie koniki i krówki :)
Już mieliśmy odjeżdżać, kiedy okazało się iż musimy zaliczyć przymusowy Pit Stop...Kamil złapał kapcia :/ to się nazywa pech.
Jednak zdolności jego manualne spowodowały, iż nie mieliśmy zbyt długiego opóźnienia.
Posypały się takie czy inne epitety i czym prędzej pojechaliśmy dalej, aby wkońcu dojechać do Dęblina. Tu postanowiliśmy na chwilę zajechać do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych,
...chociaż mamy w planach oddzielnie wycieczkę specjalnie tylko do Dęblina, dlatego też zbyt dużą ilością zdjęć z tego przesympatycznego miasteczka Was nie uraczymy..następnym razem nie omieszkamy trochę się pokręcić i porobić jakieś fotki. Muszę przyznać, że zawsze byłam tylko przejazdem samochodem w tym mieście a dzisiaj widziałam jakie jest fajne, posiada długą ścieżkę rowerowa, z kostki oczywiście, ale jedzie się bardzo przyjemnie :)
Wyjeżdżając z Dęblina trzeba przejechać przez most na Wiśle z bardzo wąskim pasem dla pieszych..niestety tutaj dała się we znaki moja słabość i cały most przeszłam na własnych nogach..ehh mam nadzieje, że kiedyś mi to minie
Potem skierowaliśmy się na Zajezierze, Opactwo, Sieciechów, Mozolice Duże, Słowiki-Folwark, Stare Słowiki , Brzeźnica, Janików i wreszcie Kozienice..
Oto zdjęcie pamiątkowe pod tablicą miasta
Kozienice to takie urocze małe miasteczko, jedna główna ulica ciągnie się i ciągnie. Jadąc tą że ulicą stanowiliśmy atrakcję dla miejscowych a sami szukaliśmy jakiegoś jedzenia do wchłonięcia, bo byliśmy okropnie głodni :] Szukaliśmy, szukaliśmy aż wkońcu znaleźliśmy – KEBAB :D
Po odczekaniu swoich paru minut na przyjście Pani obsługującej ten bar zakupiliśmy co trzeba i udaliśmy się na pobliski skwerek/park gdzie spokojnie rozkoszowaliśmy się ciepłym obiadkiem :)
Bardzo przyjemnie Nam się tam siedziało i jadło, jednak wiedzieliśmy, że nie mamy za dużo czasu wolnego gdyż niedługo będziemy się musieli zbierać spowrotem do domciu, by zbyt późno nie wracać.
Kiedy się już najedliśmy i napiliśmy, zobaczyliśmy, że na jednym z drzew biegają wiewiórki a raczej ganiają się jak zwariowane. Latały po drzewie, po trawniku, między drzewami. Jak dla mnie miały one raczej temperament amerykańskich wiewiórek z pewnej kreskówki :)
Oto co udało mi się sfocić
Po sesji zdjęciowej wiewiórek uzupełniliśmy płyny i skierowaliśmy się w drogę powrotną. Postanowiliśmy jechać inaczej niż tu przybyliśmy, by nudno nie było. Okazało się jednak, że cale to nie będzie takie łatwe, przynajmniej dla mnie. Nie wiem czemu, ale moje nogi
z każdym kilometrem odmawiały mi posłuszeństwa :/
Za Kozienicami skierowaliśmy się na miejscowość o wdzięcznej nazwie Garbatka Letnisko.
Droga powrotna, przynajmniej przez pierwszych 20km usiana była częstymi piknikami..ale to było głownie spowodowane okropnym bólem głowy wywołanym zbyt długim przebywaniem na otwartym słońcu. Myślę, że nie był to udar, ale niewiele brakowało. Kamil dzielnie znosił moje prośby o chwile postoju i jakiekolwiek narzekania, chociaż i tak starałam się bardzo nie narzekać, tylko jechać.
Wkońcu powiedziałam sobie, że nawet jakbym miała jechać 15km/h i dojechać o północy do Puław to i tak przejadę tą setkę..robię to wkońcu dla siebie :]
Z czasem jechało się lepiej, słońce mieliśmy już w plecy, wkoło były drzewa, więc ilość cienia była odpowiednia no i ten uroczy zapach lasu.
Na trasie minęliśmy paru rowerzystów, którzy Nam pomachali ręką a jeden to nawet powiedział „Cześć”. No i to mi się podoba, zupełnie jak na wodzie, kiedy mija się inne łódki, żaglówki, czy nawet kajaki :) miło popatrzeć jacy kulturalnie potrafią być ludzie a wtedy człowiekowi od razu lepiej się robi :)
Wracając przez wsie stanowiliśmy, jak zwykle lokalne atrakcje, bo przecież w XXI wieku tacy bikerzy jak My to rzadki widok...
Potem jechaliśmy przez Garbatkę, Garbatkę-Dziewiątkę, Bąkowiec, Gniewoszów.
Zdjęcia gdzieś z trasy
Jechaliśmy dalej ale ja w pewnym momencie nie mogłam się opanować i nie zatrzymać by zrobić zdjęcie pięknie zachodzącemu słońcu..
Wkońcu dojechaliśmy do Wysokiego Koła, gdzie znajduje się wspomniane przeze mnie we wpisie Sanktuarium
Wyjeżdżając stamtąd zauważyłam Cmentarz Wojenny usytuowany wśród drzew. Zatrzymaliśmy się tam.
Cmentarz ten poświęcony jest żołnierzom rosyjskim, austriackim i niemieckim, którzy walczyli o obronie Twierdzy w Dęblinie.
Wszystkie informacje znajdują się na tablicy przed wejściem na Cmentarz a samym miejscem opiekują się dzieci ze Szkoły Podstawowej w Wysokim Kole i Urząd Gminy w Gniewoszowie.
Jeden Pan to nawet zapragnął mieć słit focie z Białą Damą...
Po drodze
Dalej Opatkowice, Łęka, Jaroszyn, a kiedy oczom Naszym na horyzoncie ukazały się kominy Azotowskie, wiedzieliśmy, że nadchodzi kres Naszej wyprawy..
Jakże przyjemne było uczucie, kiedy to ujrzałam stary most na Wiśle ;)
Potem już było prawie z górki i miastem a potem ścieżką rowerową wzdłuż ulicy Kazimierskiej wróciliśmy do domu, to znaczy pod bramę na ulicy Ślusarskiej.
Foto z licznika Kamila, bo mój dzisiaj nieco szalał.
Wycieczkę uważam za bardzo udana, mimo kilku pikników i jednego Pit Stopu :)
Jestem z siebie bardzo dumna i już wiem, ze potrafię przejechać setkę, a przy regularnych jazdach byłoby jeszcze lepiej, ale co tam..najważniejsze że było bardzo miło, sympatycznie i generalnie cudownie :)
Na koniec oczywiście chciałabym podziękować osobie, bez której pomocy i wsparcia, raczej nie przejechałabym takiej trasy a już na pewno poddałabym się w miejscu, gdzie bym się poddała..
Jednocześnie chciałabym ten swój przejazd zadedykować tej osobie i jest to nie kto inny jak Kamil nie tylko kolega i Kołcz...
DZIĘKUJĘ CI BARDZO!!!
W sobotę nareszcie udało Nam się zrealizować od dawna planowaną SETKĘ
Na początku dokładna mapa, wykonana przez głównego organizatora wycieczki i Mojego osobistego Kołcza :D
Po wcześniejszym przeanalizowaniu prognoz pogody doszliśmy do wniosku, że to właśnie sobota będzie idealna na Nasz wypad
Sobotni poranek zapowiadał się fantastycznie, chociaż na niebie krążyły jakieś szarawe chmurki, Jednak to nie przeszkodziło Nam w przygotowaniach do wyjazdu. Godzina nieco się przesunęła powodów domowych...
Wyposażyliśmy się w napoje, ja zabrałam swój bukłak wypełniony 2 litrami wody z tabletkami ISOSTAR plus 0,7 litrowy bidon z tym samym napojem, do tego makaron z jogurtem, dwa batony energetyczne i na wszelki wypadek żel energetyczny..
Około godziny 13 wyjechaliśmy, pełni chęci i sił na pierwsza wspólna tak długą wycieczkę.
Pogoda z każda minuta przypominała lato i to Nas bardzo cieszyło.
Pierwszy przystanek na wyjeździe z Puław gdyż trzeba było odebrać telefon od dawno nie widzianego dziecka.
Wyjeżdżamy z Puław© uluru
Fołn kol na wyjeździe z Puław© uluru
Dalej już sunęliśmy szosą, by potem skręcić w ulicę pomiędzy pięknie pachnącym lasem. Jakie to cudowne uczucie, kiedy nie mijają Cię żadne samochody a Ty lecisz gdzieś do przodu.
Kolejny postój tym razem na mały makaronowy obiadek – taki mały piknik.
Piknik w lesie :)© uluru
Tam jedziemy© uluru
Stamtąd przyjechaliśmy© uluru
Potem już bez żadnych przystanków, ulicą Gołębską jechaliśmy dalej.
Słońce prażyło jak na patelni prosto w twarz a na niebie nie było żadnej chmurki. Wbrew pozorom była to zdradliwa pogoda, bo zbyt długie przebywanie na tak otwartym słońcu może spowodować udar słoneczny, tym bardziej dla osób, które nie do końca są przyzwyczajone do tak długiej ekspozycji na otwarte słońce.
Jechało Nam się tak dobrze, że nawet zatrzymywać było się szkoda. Przejeżdżając przez most na Wieprzu w Niebrzegowie, postanowiliśmy się zatrzymać bo akurat wzdłuż rzeki chodziły sobie koniki i krówki :)
Koniki nad wodą się pasą..© uluru
Widok z mostu© uluru
Biała dama na moście© uluru
Już mieliśmy odjeżdżać, kiedy okazało się iż musimy zaliczyć przymusowy Pit Stop...Kamil złapał kapcia :/ to się nazywa pech.
Jednak zdolności jego manualne spowodowały, iż nie mieliśmy zbyt długiego opóźnienia.
Pit stop w Niebrzegowie..© uluru
Posypały się takie czy inne epitety i czym prędzej pojechaliśmy dalej, aby wkońcu dojechać do Dęblina. Tu postanowiliśmy na chwilę zajechać do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych,
Wyższa Szkoła Orląt© uluru
Pomnik przed Szkołą© uluru
Plac Defilad...© uluru
Uluru pod pomnikiem :)© uluru
Samoloty w Dęblinie© uluru
Dęblińskie samoloty© uluru
...chociaż mamy w planach oddzielnie wycieczkę specjalnie tylko do Dęblina, dlatego też zbyt dużą ilością zdjęć z tego przesympatycznego miasteczka Was nie uraczymy..następnym razem nie omieszkamy trochę się pokręcić i porobić jakieś fotki. Muszę przyznać, że zawsze byłam tylko przejazdem samochodem w tym mieście a dzisiaj widziałam jakie jest fajne, posiada długą ścieżkę rowerowa, z kostki oczywiście, ale jedzie się bardzo przyjemnie :)
Wyjeżdżając z Dęblina trzeba przejechać przez most na Wiśle z bardzo wąskim pasem dla pieszych..niestety tutaj dała się we znaki moja słabość i cały most przeszłam na własnych nogach..ehh mam nadzieje, że kiedyś mi to minie
Potem skierowaliśmy się na Zajezierze, Opactwo, Sieciechów, Mozolice Duże, Słowiki-Folwark, Stare Słowiki , Brzeźnica, Janików i wreszcie Kozienice..
Oto zdjęcie pamiątkowe pod tablicą miasta
Cel osiągnięty...połowa trasy :]© uluru
Kozienice to takie urocze małe miasteczko, jedna główna ulica ciągnie się i ciągnie. Jadąc tą że ulicą stanowiliśmy atrakcję dla miejscowych a sami szukaliśmy jakiegoś jedzenia do wchłonięcia, bo byliśmy okropnie głodni :] Szukaliśmy, szukaliśmy aż wkońcu znaleźliśmy – KEBAB :D
Po odczekaniu swoich paru minut na przyjście Pani obsługującej ten bar zakupiliśmy co trzeba i udaliśmy się na pobliski skwerek/park gdzie spokojnie rozkoszowaliśmy się ciepłym obiadkiem :)
Tu mieliśmy zasłużony odpoczynek :)© uluru
Park/skwerek w Kozienicach© uluru
Czas rozpocząć ucztę kebabową :)© uluru
Nasz obiad :)© uluru
Bardzo przyjemnie Nam się tam siedziało i jadło, jednak wiedzieliśmy, że nie mamy za dużo czasu wolnego gdyż niedługo będziemy się musieli zbierać spowrotem do domciu, by zbyt późno nie wracać.
Kiedy się już najedliśmy i napiliśmy, zobaczyliśmy, że na jednym z drzew biegają wiewiórki a raczej ganiają się jak zwariowane. Latały po drzewie, po trawniku, między drzewami. Jak dla mnie miały one raczej temperament amerykańskich wiewiórek z pewnej kreskówki :)
Oto co udało mi się sfocić
Jedna czeka na drugą..© uluru
Ganiały się wiewiórki w parku© uluru
Wiewiórka na drzewie© uluru
Patrzy się mi prosto w oczy..© uluru
Po sesji zdjęciowej wiewiórek uzupełniliśmy płyny i skierowaliśmy się w drogę powrotną. Postanowiliśmy jechać inaczej niż tu przybyliśmy, by nudno nie było. Okazało się jednak, że cale to nie będzie takie łatwe, przynajmniej dla mnie. Nie wiem czemu, ale moje nogi
z każdym kilometrem odmawiały mi posłuszeństwa :/
Za Kozienicami skierowaliśmy się na miejscowość o wdzięcznej nazwie Garbatka Letnisko.
Droga powrotna, przynajmniej przez pierwszych 20km usiana była częstymi piknikami..ale to było głownie spowodowane okropnym bólem głowy wywołanym zbyt długim przebywaniem na otwartym słońcu. Myślę, że nie był to udar, ale niewiele brakowało. Kamil dzielnie znosił moje prośby o chwile postoju i jakiekolwiek narzekania, chociaż i tak starałam się bardzo nie narzekać, tylko jechać.
Wkońcu powiedziałam sobie, że nawet jakbym miała jechać 15km/h i dojechać o północy do Puław to i tak przejadę tą setkę..robię to wkońcu dla siebie :]
Z czasem jechało się lepiej, słońce mieliśmy już w plecy, wkoło były drzewa, więc ilość cienia była odpowiednia no i ten uroczy zapach lasu.
Na trasie minęliśmy paru rowerzystów, którzy Nam pomachali ręką a jeden to nawet powiedział „Cześć”. No i to mi się podoba, zupełnie jak na wodzie, kiedy mija się inne łódki, żaglówki, czy nawet kajaki :) miło popatrzeć jacy kulturalnie potrafią być ludzie a wtedy człowiekowi od razu lepiej się robi :)
Wracając przez wsie stanowiliśmy, jak zwykle lokalne atrakcje, bo przecież w XXI wieku tacy bikerzy jak My to rzadki widok...
Potem jechaliśmy przez Garbatkę, Garbatkę-Dziewiątkę, Bąkowiec, Gniewoszów.
Zdjęcia gdzieś z trasy
Młode boćki w gnieździe© uluru
Stamtąd przyjechaliśmy© uluru
Jechaliśmy dalej ale ja w pewnym momencie nie mogłam się opanować i nie zatrzymać by zrobić zdjęcie pięknie zachodzącemu słońcu..
Słońce powoli chowa się za drzewa© uluru
Wkońcu dojechaliśmy do Wysokiego Koła, gdzie znajduje się wspomniane przeze mnie we wpisie Sanktuarium
Wyjeżdżając stamtąd zauważyłam Cmentarz Wojenny usytuowany wśród drzew. Zatrzymaliśmy się tam.
Cmentarz ten poświęcony jest żołnierzom rosyjskim, austriackim i niemieckim, którzy walczyli o obronie Twierdzy w Dęblinie.
Wszystkie informacje znajdują się na tablicy przed wejściem na Cmentarz a samym miejscem opiekują się dzieci ze Szkoły Podstawowej w Wysokim Kole i Urząd Gminy w Gniewoszowie.
Cmentarz Wojenny w Wysokim Kole© uluru
Zbiorowe mogiły© uluru
Jeden Pan to nawet zapragnął mieć słit focie z Białą Damą...
Słit focia :)© uluru
Po drodze
Zachodzi słoneczko..© uluru
Istne cudo..© uluru
Dalej Opatkowice, Łęka, Jaroszyn, a kiedy oczom Naszym na horyzoncie ukazały się kominy Azotowskie, wiedzieliśmy, że nadchodzi kres Naszej wyprawy..
Powrót do domu© uluru
Jakże przyjemne było uczucie, kiedy to ujrzałam stary most na Wiśle ;)
Potem już było prawie z górki i miastem a potem ścieżką rowerową wzdłuż ulicy Kazimierskiej wróciliśmy do domu, to znaczy pod bramę na ulicy Ślusarskiej.
Foto z licznika Kamila, bo mój dzisiaj nieco szalał.
SETKA :)))© uluru
Wycieczkę uważam za bardzo udana, mimo kilku pikników i jednego Pit Stopu :)
Jestem z siebie bardzo dumna i już wiem, ze potrafię przejechać setkę, a przy regularnych jazdach byłoby jeszcze lepiej, ale co tam..najważniejsze że było bardzo miło, sympatycznie i generalnie cudownie :)
Na koniec oczywiście chciałabym podziękować osobie, bez której pomocy i wsparcia, raczej nie przejechałabym takiej trasy a już na pewno poddałabym się w miejscu, gdzie bym się poddała..
Jednocześnie chciałabym ten swój przejazd zadedykować tej osobie i jest to nie kto inny jak Kamil nie tylko kolega i Kołcz...
DZIĘKUJĘ CI BARDZO!!!
K o m e n t a r z e
No właśnie, gdyby nie ten pis stop:/ ale i tak było fajnie:)
I nie masz za co dziękować;)
Piotr jakbyś zobaczył co mi się wbiło, to byś zwątpił chyba:D kamiloslaw1987 - 08:59 środa, 13 lipca 2011 | linkuj
I nie masz za co dziękować;)
Piotr jakbyś zobaczył co mi się wbiło, to byś zwątpił chyba:D kamiloslaw1987 - 08:59 środa, 13 lipca 2011 | linkuj
Ładnie przejechane,podziwiam i gratuluję determinacji,tym bardziej,że to pierwsza setka w życiu,i mam nadzieję,że nie ostatnia w tym roczku.
VSV83 - 05:57 wtorek, 12 lipca 2011 | linkuj
Wielkie gratulacje! :)
Przyjemnie się czytało i oglądało relację :) alistar - 22:36 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
Przyjemnie się czytało i oglądało relację :) alistar - 22:36 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
znane mi okolice. byłem 2-3 lata temu w Kazimierzu Dolnym, troche tam pozwiedzałem z rodzinką i w drodze powrotnej wlecilismy do Puław Dęblina, Czarnolasu i Zwolenia. Dalej to nawigowaliśmy na Wrześnie ;).
Gratz :)) bobiko - 21:28 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
Gratz :)) bobiko - 21:28 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
CUDOWNA SETKA :D
Widać Aniu, że pewne sprawy dają powera! :]
PS. http://photo.bikestats.eu/zdjecie,196693,deblinskie-samoloty.html - Radocha dla mnie, bo to nasze mieleckie odkurzacze ;] DaDasik - 20:55 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
Widać Aniu, że pewne sprawy dają powera! :]
PS. http://photo.bikestats.eu/zdjecie,196693,deblinskie-samoloty.html - Radocha dla mnie, bo to nasze mieleckie odkurzacze ;] DaDasik - 20:55 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
Uf ale nam czytania zgotowałaś ;) Ale czyta się świetnie, oczywiście gratuluję i zazdroszczę, bo ja pomimo najszczerszych chęci setki jeszcze nie osiągnęłam... oby więcej takich fajnych wycieczek, pozdrawiam
fotoaparatka - 20:14 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
ja tam setki jeszcze nie jechałem <wstyd> ;) gratulejszyn!
k4r3l - 19:39 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
Gratulacje, teraz nie mogę przejrzeć całego bloga bo pisze z telefonu, ale jak tylko wrócę do domu to pierwsze co robie to siadam do kompa i wbijam na bloga blondynki :) jeszcze raz graty i życzę kolejnej setki, wkrótce. :) Pozdrawiam
Swiety - 17:56 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
Nie wierzę ... kolejny kapeć ? może Ty masz coś z tymi oponami Kamilu ;D
Gratuluję pierwszej serki również ;) sikor4fun-remove - 17:07 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
Gratuluję pierwszej serki również ;) sikor4fun-remove - 17:07 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
Aniu gratuluję pierwszej stówki !! :D Bardzo przyjemnie czytało się opis wyprawy, ze słońcem trzeba uważać bo udar to nie za ciekawa sprawa... I tak jestem pełen podziwu że chciało wam się jechać w taki skwar. Co do żeli to ja zawsze wpierniczam Carbo i dają niezłego kopa podczas dużego wysiłku :) Batoniki Voltage też są niczego sobie :)
adam88-removed - 15:42 poniedziałek, 11 lipca 2011 | linkuj
Komentuj