- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wpisy archiwalne w kategorii
Z Majką
Dystans całkowity: | 203.64 km (w terenie 31.62 km; 15.53%) |
Czas w ruchu: | 13:31 |
Średnia prędkość: | 11.01 km/h |
Maksymalna prędkość: | 30.50 km/h |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 8.49 km i 0h 47m |
Więcej statystyk |
Nareszcie Slońce :))
Piątek, 18 maja 2012 | dodano: 24.05.2012Kategoria do 50 km, DPD, Samotnia, Z Majką Rower: JULIET 40-V
Komentarze(3)
8.50 km (0.00 km teren), czas: 00:28 h, avg:18.21 km/h,
prędkość maks: 28.90 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj po przerwie w DPD, spowodowanej deszczem i bardzo, ale to bardzo nieprzyjemna zimną, temperaturą i powiedziałabym pogodą pod psem, ale pogodą barową, nareszcie dzisiaj spwrotem mogłam wsiąść rano na rower i z prawie "wyplutymi" płucami dojechać do pracy.
Tak więc ubrałam się ciepło, bo poranny chłodek w uszy i gardło wiadomo, co może zdziałać niedobrego :/ i ruszyłam do pracy.
Dojechałam w czasie tylko minutę gorszym niż zazwyczaj i cudem zaparkowałam swoją Dzuliette na stojaku, bo cóż z tego, że teraz jest nowy z daszkiem, jak jest o wiele mniej miejsc niż poprzednio :/
...Poszłam do pracy...
...Po pracy jeszcze bardziej przyjemne Słonko z nieba świeciło :))
Powrót stałą trasą, do przedszkola po Majkę i do domciu :)))
Tak więc ubrałam się ciepło, bo poranny chłodek w uszy i gardło wiadomo, co może zdziałać niedobrego :/ i ruszyłam do pracy.
Sosnowa rankiem© uluru
Sosnowa rankiem..całkiem pusta :))© uluru
Dojechałam w czasie tylko minutę gorszym niż zazwyczaj i cudem zaparkowałam swoją Dzuliette na stojaku, bo cóż z tego, że teraz jest nowy z daszkiem, jak jest o wiele mniej miejsc niż poprzednio :/
...Poszłam do pracy...
...Po pracy jeszcze bardziej przyjemne Słonko z nieba świeciło :))
Powrót stałą trasą, do przedszkola po Majkę i do domciu :)))
Rodzinny spacer :)
Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | dodano: 23.08.2011Kategoria do 50 km, Spacerowo, W towarzystwie, Z Majką Rower:
Komentarze(5)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:29.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
W poniedziałkowe upalne popołudnie wybraliśmy się na spacerek wraz z Majką , Natalią i Kamilem . Dziewczyny jechały na rowerach a My szliśmy piechotą.
Pogoda była istnie basenowa, ale to zostawiliśmy sobie na wieczór :)
Ponadto zza Wisły szły jakieś nieciekawe chmurki burzowe, więc postanowiliśmy zrobić tylko małą rundkę pomiędzy domkami Naszego osiedla.
Było bardzo fajnie, dziewczyny zadowolone, że razem mogą pojeździć i wszyscy wyglądaliśmy jak jedna szczęśliwa rodzinka :)
Z każdą jednak minutą wiatr stawał się coraz silniejszy, zrzucał liście z drzew, na horyzoncie widać było szybko nadciągające chmury...
Musieliśmy się pospieszyć, by nie zostać zmoczonym i kiedy dotarliśmy do domu, rozpętała się ulewa z grzmotami i błyskami w tle. Lało niesamowicie i trwało to niespełna jakieś 10 minut, po czym niebo zaczęło się rozpogadzać i znowu wyszło słońce :)
A wieczorem pojechaliśmy razem na kryty basen :]
Pogoda była istnie basenowa, ale to zostawiliśmy sobie na wieczór :)
Ponadto zza Wisły szły jakieś nieciekawe chmurki burzowe, więc postanowiliśmy zrobić tylko małą rundkę pomiędzy domkami Naszego osiedla.
Było bardzo fajnie, dziewczyny zadowolone, że razem mogą pojeździć i wszyscy wyglądaliśmy jak jedna szczęśliwa rodzinka :)
Mój kochany "krasnal ogrodowy: :))© uluru
Natalka dumnie jedzie do przodu :)© uluru
Oni i rower :)© uluru
Z każdą jednak minutą wiatr stawał się coraz silniejszy, zrzucał liście z drzew, na horyzoncie widać było szybko nadciągające chmury...
Nadciąga burza© uluru
Musieliśmy się pospieszyć, by nie zostać zmoczonym i kiedy dotarliśmy do domu, rozpętała się ulewa z grzmotami i błyskami w tle. Lało niesamowicie i trwało to niespełna jakieś 10 minut, po czym niebo zaczęło się rozpogadzać i znowu wyszło słońce :)
A wieczorem pojechaliśmy razem na kryty basen :]
Bezrowerowo na Festyn Rodzinny..
Komentarze(5) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:26.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Przed południem byłam z Majką na rowerowym spacerku :) jeździła tym razem MAJKA
Po obiedzie zgodnie z obietnicą, poszłyśmy na Festyn Rodzinny zorganizowany na terenie Parku Czartoryskich, w czasie którego można było obejrzeć młodych utalentowanych muzycznie i tanecznie, wychowanków Puławskiego Ośrodka Kultury Dom Chemika. Poza tym były takie atrakcje, jak przejażdżka koniem, zjeżdżalnia dla dzieci, wata cukrowa, malowanie twarzy kredkami, kolory Pan robiący z balonów istne cuda, loteria, sprzedaż drożdżówek, a nawet piwa :)
Cały dochód z imprezy został przeznaczony na Puławskie Hospicjum.
Na koniec odbył się koncert Haliny Frąckowiak.
Zaczęłyśmy od waty cukrowej..niestety po zrobieniu tych zdjęć Majka już jej jeśc nie chciała, więc siłą rzeczy ja musiałam ją pochłonąć :)
Potem poszłyśmy na koniki, co prawda kolejka była niemała, ale ponieważ konie to moja pierwsza miłość i niestety obecnie nieco zaniedbana pasja, stałyśmy dzielnie i było warto, bo widok Majki na koniu i jej uśmiech był bezcenny :]
Potem oglądałyśmy pokazy młodych talentów :)
A kiedy one Nam się już znudziły, poszłyśmy wymalować Majce buzię kredkami..
W oczekiwaniu na koncert głównej gwiazdy wieczoru chodziłyśmy sobie po parku, żeby się nie nudzić..
..i wkońcu się doczekałyśmy
Postałyśmy chwilę, pogibałyśmy się i poszłyśmy do domciu :)) No i nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła fotki na mostku zakochanych.
Dzień spędzony bardzo aktywnie, tym bardziej że wieczorem był chillout z Kamilem :)) lubię takie dni, kiedy dużo się dzieje :]
Po obiedzie zgodnie z obietnicą, poszłyśmy na Festyn Rodzinny zorganizowany na terenie Parku Czartoryskich, w czasie którego można było obejrzeć młodych utalentowanych muzycznie i tanecznie, wychowanków Puławskiego Ośrodka Kultury Dom Chemika. Poza tym były takie atrakcje, jak przejażdżka koniem, zjeżdżalnia dla dzieci, wata cukrowa, malowanie twarzy kredkami, kolory Pan robiący z balonów istne cuda, loteria, sprzedaż drożdżówek, a nawet piwa :)
Cały dochód z imprezy został przeznaczony na Puławskie Hospicjum.
Na koniec odbył się koncert Haliny Frąckowiak.
Zaczęłyśmy od waty cukrowej..niestety po zrobieniu tych zdjęć Majka już jej jeśc nie chciała, więc siłą rzeczy ja musiałam ją pochłonąć :)
Ahhh ta wata..niestety mama ją zjadła :)© uluru
Minka z watą cukrowa w tle :)© uluru
Potem poszłyśmy na koniki, co prawda kolejka była niemała, ale ponieważ konie to moja pierwsza miłość i niestety obecnie nieco zaniedbana pasja, stałyśmy dzielnie i było warto, bo widok Majki na koniu i jej uśmiech był bezcenny :]
Majka dumnie siedzi w siodle© uluru
Będzie z niej jeszcze jeździec..jak z mamusi ;]© uluru
Majka oswaja się z konikiem :)© uluru
Potem oglądałyśmy pokazy młodych talentów :)
Tańce i śpiewy na scenie..© uluru
A kiedy one Nam się już znudziły, poszłyśmy wymalować Majce buzię kredkami..
Mój kochany motylek :))© uluru
W oczekiwaniu na koncert głównej gwiazdy wieczoru chodziłyśmy sobie po parku, żeby się nie nudzić..
Dziedziniec Pałacowy© uluru
..i wkońcu się doczekałyśmy
Koncert Haliny Frąckowiak w Parku© uluru
Halina Frąckowiak we własnej osobie© uluru
Postałyśmy chwilę, pogibałyśmy się i poszłyśmy do domciu :)) No i nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła fotki na mostku zakochanych.
Na mostu zakochanych :)© uluru
Ojej© uluru
Dzień spędzony bardzo aktywnie, tym bardziej że wieczorem był chillout z Kamilem :)) lubię takie dni, kiedy dużo się dzieje :]
Chill z Majką :)
Komentarze(11) 4.78 km (0.50 km teren), czas: 00:58 h, avg:4.94 km/h, prędkość maks: 11.40 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj późnym popołudniem wyszłyśmy z Majką na rower ;) to był istny spontan, bo początkowo miało być kółeczko dookoła najbliższych ulic, ale moja córcia zażyczyła sobie wycieczkę do parku ;)
Oczywiście założyła swoje lanserskie rękawiczki z kwiatuszkiem i nowy nie śmigany kask ;]
Po drodze oczywiście zaczęły się marudzenia, że chce jej się pic i że słońce razi w oczy...
a tutaj takie tam, fajne mi wyszło..
Ja oczywiście na swojej Dżuliecie..bez kasku, bo to miał być chill i zdawałam sobie sprawę, że w którymś momencie będę skazana na powadzenie rowerku mojej małej bikerki ;/
Jechałyśmy sobie do Parku, wstępnie tylko do Pałacu Marynki, żeby Majka się za bardzo nie zmęczyła ;) Wkońcu to mały organizm i nie tak wyćwiczony, ot choćby jak mamusia..
Dojechałyśmy...i zroibłyśmy parę fotek
Ta moja Majka to chyba zostanie modelką albo aktorką
i rowerek też jest..
Wstępnie miałyśmy na tym poprzestać ale mojemu dziecku zachciało się wjeżdżać do samego Parku.
Pierwszą przeszkodą dla Majki był mostek zakochanych, po którym póki co przeprowadziła swój rower, a mama majestatycznie po niem przejechała ;)
Potem już było gładko..
Dalej czekał Nas zjazd z górki, więc ja pierwsza a Majka za mna i w razie czego będę ją łapać ;) no i co? musiałam ją hamować bo by wjechała w błot..ale było fantastycznie widzieć taka ogromną radość małego dziecka rozpędzonego na swym rowerku ;)))
Pojechałyśmy nad Łachę..
Pogadałysmy chwilkę i postanowiłyśmy wracać, bo akurat nastał już czas dobranocki ;)
Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że moja ukochana córeczka przeprowadzając rower znów przez Mostek Zakochanych, wypuściła swą maszynę bez trzymanki, po czym ta spadła z mostu gdzieś w jakieś chaszcze ;( okazało się, że nie za bardzo głęboko i do tego jakaś młoda para akurat koczowała przy moście,, więc chłopak zaproponował: "Czy może Pani pomóc?". No to ja, że oczywiście i po chwili rower był już spowrotem wśród Nas ;))
Majka bardzo się rozpłakała, widząc swoje cudo jak spada w krzaki ale za to ładnie podziękowała wybawcy Tweedyego ;)
Pojechałyśmy prosto do domciu z różnym natężeniem marudzenia i z różnym tempem. Ale na naszych osiedlowych uliczkach ścigałyśmy się, która pierwsza dojedzie do bramy ;) Oczywiście Majka wygrała ;]
Było rewelacyjnie, dawno się tak dobrze nie bawiłam..;)
Na koniec słit focia mojego dziecka
Dodam jeszcze, że jestem pod wrażeniem siły i zacięcia mojej córci, bo wielokrotnie mówiła, że ją bolą nóżki ale jechała dalej..i w tej kwestii śmiem podejrzewać, że ma to po mamusi ;)
Oczywiście założyła swoje lanserskie rękawiczki z kwiatuszkiem i nowy nie śmigany kask ;]
Jadę na spacer© uluru
Po drodze oczywiście zaczęły się marudzenia, że chce jej się pic i że słońce razi w oczy...
Słonko razi w małe oczka© uluru
a tutaj takie tam, fajne mi wyszło..
Coś tam takiego zielonego ;)© uluru
Jadę dzielnie do przodu© uluru
Ja oczywiście na swojej Dżuliecie..bez kasku, bo to miał być chill i zdawałam sobie sprawę, że w którymś momencie będę skazana na powadzenie rowerku mojej małej bikerki ;/
Jechałyśmy sobie do Parku, wstępnie tylko do Pałacu Marynki, żeby Majka się za bardzo nie zmęczyła ;) Wkońcu to mały organizm i nie tak wyćwiczony, ot choćby jak mamusia..
Dojechałyśmy...i zroibłyśmy parę fotek
Oto Nasze rowery ;)© uluru
Dziewczyna i chłopak© uluru
Ta moja Majka to chyba zostanie modelką albo aktorką
Dmuchawce, latawce wiatr...© uluru
Usilnie zdmuchuje latawca ;)© uluru
Oto JA :)))© uluru
Majka w zadumie...© uluru
i rowerek też jest..
Tweddy chwilę odpoczywa ;)© uluru
Wstępnie miałyśmy na tym poprzestać ale mojemu dziecku zachciało się wjeżdżać do samego Parku.
Pierwszą przeszkodą dla Majki był mostek zakochanych, po którym póki co przeprowadziła swój rower, a mama majestatycznie po niem przejechała ;)
Potem już było gładko..
Majka na parkowych ściezkach..© uluru
Wszystko jest ślicznie zielone..© uluru
Dalej czekał Nas zjazd z górki, więc ja pierwsza a Majka za mna i w razie czego będę ją łapać ;) no i co? musiałam ją hamować bo by wjechała w błot..ale było fantastycznie widzieć taka ogromną radość małego dziecka rozpędzonego na swym rowerku ;)))
Pojechałyśmy nad Łachę..
A kuku :))© uluru
Rzęsa na Łasze© uluru
Klimatyczny widoczek :)© uluru
Pogadałysmy chwilkę i postanowiłyśmy wracać, bo akurat nastał już czas dobranocki ;)
Majka wyjeżdża na ścieżkę© uluru
Już do Ciebie jadę mamusiu...© uluru
Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że moja ukochana córeczka przeprowadzając rower znów przez Mostek Zakochanych, wypuściła swą maszynę bez trzymanki, po czym ta spadła z mostu gdzieś w jakieś chaszcze ;( okazało się, że nie za bardzo głęboko i do tego jakaś młoda para akurat koczowała przy moście,, więc chłopak zaproponował: "Czy może Pani pomóc?". No to ja, że oczywiście i po chwili rower był już spowrotem wśród Nas ;))
Majka bardzo się rozpłakała, widząc swoje cudo jak spada w krzaki ale za to ładnie podziękowała wybawcy Tweedyego ;)
Pojechałyśmy prosto do domciu z różnym natężeniem marudzenia i z różnym tempem. Ale na naszych osiedlowych uliczkach ścigałyśmy się, która pierwsza dojedzie do bramy ;) Oczywiście Majka wygrała ;]
Było rewelacyjnie, dawno się tak dobrze nie bawiłam..;)
Na koniec słit focia mojego dziecka
Słit focia małej bikerki ;)© uluru
Dodam jeszcze, że jestem pod wrażeniem siły i zacięcia mojej córci, bo wielokrotnie mówiła, że ją bolą nóżki ale jechała dalej..i w tej kwestii śmiem podejrzewać, że ma to po mamusi ;)
Dżulieta i Tweedy...czyli wspólna jazda :)
Komentarze(4) 11.70 km (0.00 km teren), czas: 00:40 h, avg:17.55 km/h, prędkość maks: 30.20 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj tradycji zdało się zadość, czyli wspólne wyjście poranne do przedszkola z Majką. Pierwotnie mieliśmy iść we trójkę, czyli Majka, Dżulieta i Ja ;) ale moje dziecko wyraziło chęć pojechania na własnych cztero-kołowcu ;]
Wiedziałam, że czeka mnie dłuuuuuga droga do przedszkola i pewnie jeszcze dłuższa spowrotem...
Pogoda cudna, rano jest tak magicznie..że czasem mam ochotę jeszcze wcześniej wstać i sama wybrać się gdzieś na rowerze, choćby na chwilę..niestety moje dziecko wyczuwa mnie, kiedy próbuję wyjść z domu i póki co muszę z wczesno-porannymi wypadami poczekać...
Tak więc każda dosiadła swego rumaka i w żółwim tempie jechałyśmy do przedszkola. Po drodze nie obyło się bez marudzeń, postękiwań i wogóle braku posłuchu dla mamy..ale jakoś szczęśliwie udało się dojechać na miejsce. Majka zadowolona z jazdy i tylko to się liczy ;)))
Po odstawieniu Majki do sali wskoczyłam na swoją ukochana maszynę i pognałam do pracy ;] bo byłam już baaardzo spóźniona :/
Muszę przyznać, iż coraz łatwiej i szybciej jeździ mi się rano..po południu nie jest to zbytnio możliwe przez łażących wszędzie ludzi :/
Kiedy dojechałam do pracy, okazało się, że wszystkie miejsca na stojaku były zajęte, więc nie pozostało mi nic innego tylko postawić Dżuliete na trawie (póki co jeszcze z nóżką) ;]
Stała dziewczyna taka wolna, nie przypięta do niczego, ale po wyjściu z pracy nadal na mnie czekała ;)))
Dalej już w promieniach wiosennego słonka pojechałam do przedszkola. Ahh..już rozumiem wszystkich zapalonych rowerzystów, którzy mówią, że nie mogą żyć bez roweru..ja chyba też tak zaczynam mieć ;]
Droga spowrotem podobna do porannej, z tą różnica, że było bardzo ciepło i jechałyśmy obie w krótkich spodenkach z gołymi nogami...
Trasa klasyczna:
Ślusarska-Tokarska-Kilińskiego-Norblina-Kazimierska-Zielona-Lubelska/Piłsudskiego-Partyzantów-Lubelska/Piłsudskiego-Zielona-Kazimierska-Lipowa-Norblina-Murarska-Kilińskiego-Tokarska-Ślusarska
Niska średnia wynika tylko i wyłącznie z powolnego jeszcze tempa moje córci ;] ale spoko, jak pójdzie w ślady mamusi to szybko nadrobi..
No i niestety bez kasku, bo za duży jest ewidentnie :/
Wiedziałam, że czeka mnie dłuuuuuga droga do przedszkola i pewnie jeszcze dłuższa spowrotem...
Pogoda cudna, rano jest tak magicznie..że czasem mam ochotę jeszcze wcześniej wstać i sama wybrać się gdzieś na rowerze, choćby na chwilę..niestety moje dziecko wyczuwa mnie, kiedy próbuję wyjść z domu i póki co muszę z wczesno-porannymi wypadami poczekać...
Tak więc każda dosiadła swego rumaka i w żółwim tempie jechałyśmy do przedszkola. Po drodze nie obyło się bez marudzeń, postękiwań i wogóle braku posłuchu dla mamy..ale jakoś szczęśliwie udało się dojechać na miejsce. Majka zadowolona z jazdy i tylko to się liczy ;)))
Poranne Majkowe kręcenie© uluru
Jakie zacięcie :)© uluru
Mała rowerzystka© uluru
SStrudzony rowerzysta pod swoim przedszkolem :)© uluru
Po odstawieniu Majki do sali wskoczyłam na swoją ukochana maszynę i pognałam do pracy ;] bo byłam już baaardzo spóźniona :/
Muszę przyznać, iż coraz łatwiej i szybciej jeździ mi się rano..po południu nie jest to zbytnio możliwe przez łażących wszędzie ludzi :/
Kiedy dojechałam do pracy, okazało się, że wszystkie miejsca na stojaku były zajęte, więc nie pozostało mi nic innego tylko postawić Dżuliete na trawie (póki co jeszcze z nóżką) ;]
Stała dziewczyna taka wolna, nie przypięta do niczego, ale po wyjściu z pracy nadal na mnie czekała ;)))
Dalej już w promieniach wiosennego słonka pojechałam do przedszkola. Ahh..już rozumiem wszystkich zapalonych rowerzystów, którzy mówią, że nie mogą żyć bez roweru..ja chyba też tak zaczynam mieć ;]
Droga spowrotem podobna do porannej, z tą różnica, że było bardzo ciepło i jechałyśmy obie w krótkich spodenkach z gołymi nogami...
Wracamy do domciu..nareszcie ;]© uluru
Dzielnie wiozła na plecach swój bagaż..© uluru
Trasa klasyczna:
Ślusarska-Tokarska-Kilińskiego-Norblina-Kazimierska-Zielona-Lubelska/Piłsudskiego-Partyzantów-Lubelska/Piłsudskiego-Zielona-Kazimierska-Lipowa-Norblina-Murarska-Kilińskiego-Tokarska-Ślusarska
Niska średnia wynika tylko i wyłącznie z powolnego jeszcze tempa moje córci ;] ale spoko, jak pójdzie w ślady mamusi to szybko nadrobi..
No i niestety bez kasku, bo za duży jest ewidentnie :/
Piątkowe rowerowo ogródkowe..CZĘŚĆ DRUGA
Piątek, 22 kwietnia 2011 | dodano: 26.04.2011Kategoria Z Majką Rower:
Komentarze(9)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Piątkowym popołudniem zjechała na Włoście Majka06, zwana krasnalem ogrodowym, czy po prostu Majką J
Wielka radość nastała w domu...jakby nie było, po tygodniu nieobecności można zatęsknić ;]
Poza tym jak to przed Świętami, należałoby porobić coś w domu, albo chociaż sprawiać wrażenie, że się coś robi..
Dlatego po obowiązkowych przedświątecznych czynnościach, postanowiłam umyć swoją Dżuliete, bo się troszkę ostatnio przykurzyła ;)
Wcześniej prowadziłam ożywioną dyskusje, która z Nas, czyli Majka06 czy Uluru będzie myła rower mamy..i okazało się, że trzeba iść na daleko posunięty kompromis ;]
Zanim wszystkie niezbędne akcesoria zostały naszykowane Majka wsiadła na swój rowerek by sprawdzić, czy aby przez ten tydzień nie zapomniała jak się jeździ..
Zabrałyśmy się do roboty...
a to zdjęcie autorstwa mojej córci
O tym co się działo, kiedy mama myła rower i jakie jeszcze zdjęcia zrobił krasnal dowiecie się z jej bloga ;)
Po umyciu należało rowerową słit focie wykonać..
w duecie
i solo
Potem skorzystałam z okazji, że mam trochę więcej czasu i słonko jeszcze nie zaszło
i zrobiłam małą sesję zdjęciową budzącego się do życia ogrodu ;]
Na koniec chciałabym Wam pokazać zabytek klasy zerowej, czyli rower, jakim niewielu pewnie rowerzystów jeździ. Rower należał niegdyś do mojego brata, a teraz do mojego taty.
Wymaga porządnego czyszczenia i obowiązkowej wizyty w serwisie ;)
Generalnie to niezły sprzęt, tylko ciężko jeździ się nim po piachu, jakich pewnie podobnych doznań doświadczył DaDasik, jeżdżąc w terenie ;)
Oto i on:
Jestem ciekawa w jakim kierunku pójdzie jego modernizacja, chociaż ja na pewno postaram się by zmyć z niego cały bagaż brudu, jaki na sobie nosi..
Reszta należy do właściciela..
Kac po bezrowerowym dniu, zrekompensował przyjazd krasnala ogrodowego oraz bezcenny czas spędzony o ogródku ;)))
Wielka radość nastała w domu...jakby nie było, po tygodniu nieobecności można zatęsknić ;]
Poza tym jak to przed Świętami, należałoby porobić coś w domu, albo chociaż sprawiać wrażenie, że się coś robi..
Dlatego po obowiązkowych przedświątecznych czynnościach, postanowiłam umyć swoją Dżuliete, bo się troszkę ostatnio przykurzyła ;)
Wcześniej prowadziłam ożywioną dyskusje, która z Nas, czyli Majka06 czy Uluru będzie myła rower mamy..i okazało się, że trzeba iść na daleko posunięty kompromis ;]
Zanim wszystkie niezbędne akcesoria zostały naszykowane Majka wsiadła na swój rowerek by sprawdzić, czy aby przez ten tydzień nie zapomniała jak się jeździ..
Majka w swoim żywiole© uluru
"Ogrodowy krasnal"© uluru
Zabrałyśmy się do roboty...
Dzulieta w rękach Majki© uluru
a to zdjęcie autorstwa mojej córci
Uluru czyści swoja maszynę© uluru
O tym co się działo, kiedy mama myła rower i jakie jeszcze zdjęcia zrobił krasnal dowiecie się z jej bloga ;)
Po umyciu należało rowerową słit focie wykonać..
w duecie
Piękny z nich duet© uluru
Rowery dwa..a w tle mała bikerka© uluru
i solo
Czysty rumak Ani© uluru
Potem skorzystałam z okazji, że mam trochę więcej czasu i słonko jeszcze nie zaszło
i zrobiłam małą sesję zdjęciową budzącego się do życia ogrodu ;]
"Wejście" do warzywnika© uluru
Majka podlewa kwiatuszki© uluru
Roślinki na skalniaku© uluru
Są różowe© uluru
I fioletowe..© uluru
Eszeweria© uluru
Jakaś gruboszowata roslinka..© uluru
Widok na roślinność ogrodową© uluru
Frontowa część działki i dom© uluru
Żółto-pomarańczowy żonkil© uluru
Na koniec chciałabym Wam pokazać zabytek klasy zerowej, czyli rower, jakim niewielu pewnie rowerzystów jeździ. Rower należał niegdyś do mojego brata, a teraz do mojego taty.
Wymaga porządnego czyszczenia i obowiązkowej wizyty w serwisie ;)
Generalnie to niezły sprzęt, tylko ciężko jeździ się nim po piachu, jakich pewnie podobnych doznań doświadczył DaDasik, jeżdżąc w terenie ;)
Oto i on:
Zabytek klasy zerowej - ROMET WAGANT© uluru
Pięknie czerwony ROMEK© uluru
Jestem ciekawa w jakim kierunku pójdzie jego modernizacja, chociaż ja na pewno postaram się by zmyć z niego cały bagaż brudu, jaki na sobie nosi..
Reszta należy do właściciela..
Kac po bezrowerowym dniu, zrekompensował przyjazd krasnala ogrodowego oraz bezcenny czas spędzony o ogródku ;)))
Z powerem po pracy ;-)
Piątek, 15 kwietnia 2011 | dodano: 15.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia, Z Majką Rower: JULIET 40-V
Komentarze(9)
4.49 km (0.00 km teren), czas: 00:12 h, avg:22.45 km/h,
prędkość maks: 26.90 km/hTemperatura:12.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Jest piatek, 15 kwietnia, moi znajomi lekarze weterynarii, mieli dzisiaj egzamin państwowy po zakończonej w zeszłym tygodniu specjalizacji. Po zmaganiach z komisja zostaną sepcjalistami w zakresie Weterynaryjnej Diagnostyki Laboratoryjnej..Po pracy postanowiłam ich odwiedzić i wesprzeć duchowo, by tak strasznie sie nie denerwowali. Postałam z nimi troche i około 15.30 poleciałam do przedszkola po Majke ;-)
Jechało sie fantastycznie, nawet na chodniku nie było już tylu ludzi wracających
z pracy, dlatego mogłam troszkę sie rozpędzić;] Uwielbiam to cudowne uczucie kiedy się "sunie" rowerem i mija ludzi i samochody..kiedy siedze na Juliecie wiem, że żyje ;)))
Po wyjściu z przedszkola, klasyczna trasa do domu,spacerkiem, a na Tokarskiej, czyli tuż, tuż koło Naszego domu, Majka zażyczyła sobie przejażdżki Julieta ;)
Obawiam się, że jak mała urośnie, a uluru nie kupi sobie nowego roweru, będzie bardzo chciała dosiąść Juliety ;/
Pod domem mała kwiatowa sesja:
Cykloza postepuje...
Jechało sie fantastycznie, nawet na chodniku nie było już tylu ludzi wracających
z pracy, dlatego mogłam troszkę sie rozpędzić;] Uwielbiam to cudowne uczucie kiedy się "sunie" rowerem i mija ludzi i samochody..kiedy siedze na Juliecie wiem, że żyje ;)))
Po wyjściu z przedszkola, klasyczna trasa do domu,spacerkiem, a na Tokarskiej, czyli tuż, tuż koło Naszego domu, Majka zażyczyła sobie przejażdżki Julieta ;)
Obawiam się, że jak mała urośnie, a uluru nie kupi sobie nowego roweru, będzie bardzo chciała dosiąść Juliety ;/
Pod domem mała kwiatowa sesja:
Oto inny fragment mojego ogródka ;-)© uluru
Lilia już niedługo rozkwitnie..© uluru
Żółte żónkile w ogródku© uluru
Hiacynty lśnią bielą..© uluru
Cykloza postepuje...
Wizyta w sklepie Merida...i nie do końca oczekiwane zakupy :)
Komentarze(9) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:8.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Niestety w tym tygodniu póki co nie dane jest mi jeździć, niestety, nad czym bardzo ubolewam ;-(((
Zamierzam nadrabiać od soboty...;}
Tymczasem dzisiaj wraz z prawie całą moją puławską częścią rodziny, czyli Majką i tatą - dziadkiem Majki, poszliśmy zaprowadzić mamy Meride do serwisu. Spacerek był sympatyczny, szczególnie kiedy w pewnym momencie zaczął padać drobniutki grad ;)
Rower został oddany, a ja przy okazji postanowiłam zakupić zapasową dętkę i łyżki do zdejmowania opon..oby się nie przydały, ale dobrze mieć ;-) (ku zdziwieniu mojego taty: "na co mi takie rzeczy", ale pogodził się już z tym, że ogarnęła mnie totalna CYKLOZA)
Niestety jak to w sklepie bywa na tym się nie skończyło, bowiem najmłodsza bikerka domu wypatrzyła sobie rękawiczki :) oczywiście różowe i z pięknym kwiatuszkiem na wierzchniej stronie..
Oto jak się prezentowały:
Pozostałe zdjęcia możecie obejrzeć na blogu małej bikerki Majki ;)))
Niemożliwym by było gdyby uluru nie zakupiła sobie tez rękawiczek, bo właśnie takowych letnich jej brakowało do pełni stroju i szczęścia ;]
Wybór był przypadkowy, przede wszystkim ważne bo były w małym dla mnie rozmiarze XS, no i kolorystycznie odpowiadały :)
Oto one:
Przekroczywszy w tym miesiącu limit zakupów rowerowych, nie doglądając się za bardzo, co można by jeszcze dokupić zabrałam resztę towarzystwa i wyszliśmy ze sklepu...Po czym spacerkiem poszliśmy w kierunku domu.
Koniec końców jestem bardzo zadowolona z nowych nabytków, chociaż nie wszystkie były zaplanowane..ale co tam, raz się żyje ;]
Zamierzam nadrabiać od soboty...;}
Tymczasem dzisiaj wraz z prawie całą moją puławską częścią rodziny, czyli Majką i tatą - dziadkiem Majki, poszliśmy zaprowadzić mamy Meride do serwisu. Spacerek był sympatyczny, szczególnie kiedy w pewnym momencie zaczął padać drobniutki grad ;)
Rower został oddany, a ja przy okazji postanowiłam zakupić zapasową dętkę i łyżki do zdejmowania opon..oby się nie przydały, ale dobrze mieć ;-) (ku zdziwieniu mojego taty: "na co mi takie rzeczy", ale pogodził się już z tym, że ogarnęła mnie totalna CYKLOZA)
Zapasowa dętka i łyzki zabezpieczone ;-)© uluru
Niestety jak to w sklepie bywa na tym się nie skończyło, bowiem najmłodsza bikerka domu wypatrzyła sobie rękawiczki :) oczywiście różowe i z pięknym kwiatuszkiem na wierzchniej stronie..
Oto jak się prezentowały:
Tak wyglądają na małych rączkach© uluru
Pozostałe zdjęcia możecie obejrzeć na blogu małej bikerki Majki ;)))
Niemożliwym by było gdyby uluru nie zakupiła sobie tez rękawiczek, bo właśnie takowych letnich jej brakowało do pełni stroju i szczęścia ;]
Wybór był przypadkowy, przede wszystkim ważne bo były w małym dla mnie rozmiarze XS, no i kolorystycznie odpowiadały :)
Oto one:
Nowe letnie rekawiczki CHIBA© uluru
Dolna strona rękawiczki© uluru
Tak się prezentuja na ręcę bikerki ;-)© uluru
Przekroczywszy w tym miesiącu limit zakupów rowerowych, nie doglądając się za bardzo, co można by jeszcze dokupić zabrałam resztę towarzystwa i wyszliśmy ze sklepu...Po czym spacerkiem poszliśmy w kierunku domu.
Koniec końców jestem bardzo zadowolona z nowych nabytków, chociaż nie wszystkie były zaplanowane..ale co tam, raz się żyje ;]
Poranno - popołudniowa kręconka z wiatrem w tle
Komentarze(14) 9.07 km (0.00 km teren), czas: 00:25 h, avg:21.77 km/h, prędkość maks: 25.50 km/hTemperatura:13.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dziś taka sama trasa poranna i popołudniowa. Miał być samochód ale kiedy rano zobaczyłam to słonko pomyślałam, że nie mogę sobie takiej okazji odpuścić, chociaż i tak już byłam mocno spóźniona do pracy...
Coraz częściej jednak myślę, ze przydałyby się SPD, bo mi nogi po pedałach "latają" i jak nie mam siły naciskać na nie, to bym mogła je chociaż pociągnąć. Myśl kiełkuje coraz bardziej i sądzę, że zostanie ona zrealizowana :-)
Zastanawiam się również nad rogami kierownicy, chyba byłoby mi wygodniej...
Wracając do domciu Majka postanowiła dosiąść mojej błyskawicy i chociaż zdjęcie miało pokazać małą na rowerze mamy to wyszła słit focia...
A w ogródku rosną nowe kwiatki ;-)
Poranne kręcenie coraz bardziej mi się podoba ;-) dostarcza mnóstwa energii na cały dzień a po południu jest fantastyczną formą relaksu ;D
...Cykloza uzależnia...
Coraz częściej jednak myślę, ze przydałyby się SPD, bo mi nogi po pedałach "latają" i jak nie mam siły naciskać na nie, to bym mogła je chociaż pociągnąć. Myśl kiełkuje coraz bardziej i sądzę, że zostanie ona zrealizowana :-)
Zastanawiam się również nad rogami kierownicy, chyba byłoby mi wygodniej...
Wracając do domciu Majka postanowiła dosiąść mojej błyskawicy i chociaż zdjęcie miało pokazać małą na rowerze mamy to wyszła słit focia...
Bikerki w trakcie powrotu do domu© uluru
A w ogródku rosną nowe kwiatki ;-)
Nowy wczesno - wiosenny kwiatuszek..© uluru
To tylko fragment mojego rodzinnego ogrodu :))© uluru
Poranne kręcenie coraz bardziej mi się podoba ;-) dostarcza mnóstwa energii na cały dzień a po południu jest fantastyczną formą relaksu ;D
...Cykloza uzależnia...
Rowerowo, zabytkowo, wiosennie...
Niedziela, 3 kwietnia 2011 | dodano: 05.04.2011Kategoria Z Majką, Po parku, Początki, Spacerowo Rower:
Komentarze(7)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Po ciężkim tygodniu nadeszła wyczekana niedziela. Zostałyśmy same z Majką „na gospodarstwie”, więc robiłyśmy co chciałyśmy ;-))
Ponieważ pogoda była cudna i dzień zapowiadał się wyśmienicie postanowiłyśmy wybrać się na spacerek. Oczywiście ja na piechotę a mała bikerka w ramach treningów na swoim małym pomykaczu..
Ubrałyśmy się stosownie do pogody, zapakowałyśmy jedzenie i picie i wyruszyłyśmy. Miałyśmy dwie opcje: jedna prowadziła do lasu, a druga do parku.
Mała bikerka zdecydowała, że ma to być Park, więc skierowałyśmy się w tamtym kierunku.
Już na samym początku trasy Majka stwierdziła, że jest głodna i chce jej się pić i wykorzystała prawie wszystkie Nasze zapasy...
A tak wyglądała:
Po drodze, jak to w niedzielę, mijałyśmy kolejki samochodów zmierzających do Kazimierza Dolnego. Miejscowi wiedza jednak, że w weekendy raczej nie należy się tam „wypuszczać”, gdyż wszędzie tylko turyści i turyści, dlatego My tez z tego nie skorzystałyśmy ;-)
Oto co udało mi się sfocić:
Dzisiaj miałam wenę twórczą na fotografowanie, ale oczywiście, żeby nie było tak pięknie mój aparat „jedynie słusznej firmy” poległ po kilkunastu zdjęciach a reszta obowiązków padła na kalkulator i wybaczcie jeśli jakość niektórych z nim będzie niezadowalająca, chociaż baaaardzo się starałam. Dzisiaj to zresztą przydałoby się jakieś lustro ;-) ehh..czas o tym pomyśleć
Na początku, pokazywany już przeze mnie Pałac Marynki, dzisiaj sfotografowany z bliska. Niestety tylko od przodu, gdyż wejście na „zaplecze” było zamknięte.
Kilka słów z kart historii (notatka ta jest spisana z informacji, już nieco wyblakłej, umieszczonej za jednym z okien Pałacu):
Pałac Marynki został zbudowany w latach 1790-1794 przez inżyniera Joachima Templa wg projektu Christiana Piotra Aignera, jako prezent ślubny dla Marii z Czartoryskich Wirtemberskiej córki Adama i Izabelii z Flemingów.
Napis na fryzie budynku ISTE RERRARUM MIHI PRAETER OMNES ANGULUS RIDET (ze wszystkich zakątków ziemi ten najbardziej się do mnie uśmiecha) jest fragmentem ody Horacego. Został on wybrany przez rozmiłowana w kulturze antycznej właścicielkę.
Dominującym akcentem klasycznej elewacji pałacu jest Korycki portyk wgłębny. Attyka kryjąca dach ożywiona jest festonami.
We wnętrzu, środkowy okrągły salon o bogatej ornamentacji ścian, nakrywała kiedyś kopuła z czworobocznymi kasetonami. Z czasem kopule zamieniono na okrągły pokój na drugim piętrze. Boczne pokoje na parterze, przebudowywane przez użytkowników straciły ozdoby ścian i sufitów jeszcze w XIX wieku. Meble w sali balowej zostały wykonane w 1790 roku w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Właścicielka w pałacu prawie nie zamieszkiwała, zaraz po wybudowaniu został on zdewastowany przez wojska rosyjskie. Po 1800 roku umieszczano tu przeważnie gości.
Od czasu przeniesienia Instytutu Agronomicznego z Marymontu do Puław pałac przeznaczono na pracownie naukowa poszczególnych jego działów.
Od 1965 roku jego użytkownikiem jest Oddział Pszczelnictwa będący częścią Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach. Oddział Pszczelnictwa jest jedynym w Polsce Instytutem resortowym Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej prowadzącym badania z zakresu pszczelnictwa. W skład Oddziału wchodzą cztery zakłady: hodowli pszczół, technologii pasiecznej, zapylania roślin i produktów pszczelich.
A tak oto przedstawia się sam Pałac:
DAWNY WIDOK z drugiej strony
Jaskółki maja tutaj swoja „miejscówkę”:
Obecnie znajduje się tutaj Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach, Odział Pszczelnictwa w Puławach. Za budynkiem Pałacu można było zobaczyć ule. Wiadomo mi, że można tutaj zakupić prawdziwy miód pszczeli.
Wchodząc na teren Parku mijałyśmy nieśmiało rozkwitające dywany z kwiatów.
Dalej ścieżka prowadzi do Głębokiej Drogi z mostkiem zakochanych.
Moja mała bikerka widząc kwiaty postanowiła zsiąść ze swojego rumaka i nazbierać dla mamy mały bukiecik ;-))
Mogę powiedzieć, że na tym etapie aktywna jazda na rowerze dobiegła końca i przez niemalże dalszy ciąg spaceru to mama prowadziła Majową luks torpedę, w pozycji lekko zgiętej...
Od małego chodziło się na spacery do Parku, ale człowiek jakoś nie przywiązywał wagi do tego co mijał po drodze, dlatego postanowiłam to zmienić ;)
Naszym oczom, na lekkim wzniesieniu, ukazał się sarkofag. Położony jest on na terenie tzw. dzikiej promenady. Znajduje się on na niewielkim wzniesieniu u dna wąwozu.
Poświęcony jest pamięci Księcia Augusta Czartoryskiego i Zofii z Sieniawskich. Autorem sarkofagu jest rzymski rzeźbiarz Maksymilian Labourer. Do Puław został przesłany w 1800 roku przez Adama Jerzego Czartryskiego, który w owym czasie pełnił rolę ambasadora rosyjskiego przy królu Sardynii. Wzorowany na odsłoniętym w 1782 r. sarkofagu konsula rzymskiego Lucjusa Corneliusa Scypiona, puławski sarkofag wykonany jest z białego marmuru carraryjskiego.
Dalej oczywiście kolejne zdjęcia ze spaceru.
Starałam się pogodzić rolę fotografa i szkoleniowca jazdy na rowerze. Nawet nieźle mi to szło. Pogoda była piękna toteż dużo ludzi przyszło na spacer, były też rowery, przeróżnych typów i maści..
Kolejnym ciekawym miejscem, odkrytym jakiś czas temu, są Groty Puławskie. Usytuowane są na skarpie nieopodal Świątyni Sybilli.
Stojący tam ołtarz opatrzono napisem: "O BOŻE W TOBIE NADZIEJA". Przed z jednym wyjść wybudowano niewielki kryty strzechą tzw. domek rybaka, w którym mieszkał pustelnik "modlący się w kaplicy i karmiący łabędzie pływające po łasze".
Do dzisiaj groty są w niezmienionym stanie, istnieją liczne korytarze o łącznej długości około 140 metrów, a także kilka komór, z czego jedna ma wysokość ponad 6 metrów. Nie ocalał natomiast „domek rybaka”.
Spacerując, jeżdżąc na rowerze i robiąc zdjęcia oczywiście nie obeszło się bez strat na zdrowiu. Moja mała, kiedy robiłam zdjęcia przy grocie, postanowiła dotrzymać mii towarzystwa, a że wejście jest na niewielkim wzniesieniu, to koniecznie musiała się po nim wdrapać. No i okazał się, że rosły tam pokrzywy, pomijając wystające krzaki. Po chwili był już tylko płacz i wielki lament, że ręce pieką, szczypią i w ogóle to jest źle i niedobrze. Rzeczywiście na dłoniach pojawiły się małe bąbelki.
No nic jakoś trzeba było załagodzić sytuację ;-) dlatego też nosiłam na rękach, głaskałam, zagadywałam, ale udało się dopiero kiedy poszłyśmy w stronę Parku, której Majka jeszcze nie widziała. Otóż u podnóża schodów, które niejednokrotnie Wam pokazałam, znajduje się tzw. dolny ogród.
Tam wśród drzew, a teraz za ogrodzeniem, znajduje się Domek Chiński zwany także Altaną Chińską .
Jedynymi informacjami jakie znalazłam są, takie, iż jest to budowla ogrodowa wzorowana na chińskiej pagodzie. Przyjmowano tutaj najprawdopodobniej gości i stanowi bodaj jedyną pozostałość po dawnym ogrodzie francuskim.
Tutaj też spotkałyśmy wiewiórkę na drzewie, ale niestety kalkulator nie ma super zoomu więc mogłyśmy ja tylko popodziwiać jak hasała po drzewie..
Dalej skierowałyśmy się na mostek na Łasze Wiślanej, prowadzący na druga stronę Parku.
Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że ta część jest zaniedbana, szczególnie można napotkać na śmieci w ilościach nieprzystających na tak piękne miejsce. Dlatego następne dwa zdjęcia są biało-czarne ;-)
Pogoda dopisywała, ale moja mała powoli zaczynała odczuwać zmęczenie dlatego zaczęłyśmy kierować się w stronę domu. Oczywiście stałym punktem programu jest wchodzenie po schodach. Są to Schody Tarasowe, zwane też rampowymi. Biegną licznymi zakosami, stromo do góry. Spełniają one nie tylko rolę komunikacyjna, ale też wzmacniającą skarpę.
A tak prezentuje się Pałac z dolnego ogrodu:
Kiedy pokonałyśmy schody naszym oczom ukazała się część Ogrodu znajdująca się za Pałacem. O jego historii i nie tylko możecie poczytać
TUTAJ
Park Czartoryskich to niezwykła skarbnica historii, ale tez miejsce w którym można pospacerować, odciąć się od codzienności, odpocząć, poczuć piękno, nie tylko zabytków, ale też natury i korzystać z tego dowoli.
Ulegając błaganiom moje kruszynki o powrót do domu, na koniec chciałam Wam przedstawić majestatyczną Świątynię Sybilli
Na koniec słit focia, tym razem nie moja:
Na tym jednak nie kończy się zwiedzanie Parku Czartoryskich. Jest jeszcze kilka obiektów i miejsc, które chciałabym Wam pokazać, bo naprawdę warto
Po takim spacerze i odkrywaniu Parku Czartoryskich na nowo, mogę z dumą napisać, że Puławy mają piękny Park, bogaty w historię, do którego wszystkich bardzo gorąco zapraszam, jak i do samych Puław ;-))) jest co zwiedzać, gdzie odpocząć, dobrze zjeść...no i oczywiście pojeździć rowerem ))
Oto co znalazłam w necie:
Wyrosłaby nadzieja odzyskania
sławy,
Gdyby można po całym kraju siać
Puławy.
Fr. Kniaźnin.
Cytat pochodzi STĄD
Spacer wyjątkowo udany i owocny w zdjęcia. Czekam, aż będzie cieplej i wszystko się zazieleni i rozkwitnie a wtedy Park wygląda jeszcze piękniej ;-)) czym nie omieszkam się z Wami podzielić.
Mała bikerka w drodze powrotnej jednak postanowiła dosiąść swego rumaka i z „bananowymi” uśmiechami dotarłyśmy do domu.
Ponieważ pogoda była cudna i dzień zapowiadał się wyśmienicie postanowiłyśmy wybrać się na spacerek. Oczywiście ja na piechotę a mała bikerka w ramach treningów na swoim małym pomykaczu..
Ubrałyśmy się stosownie do pogody, zapakowałyśmy jedzenie i picie i wyruszyłyśmy. Miałyśmy dwie opcje: jedna prowadziła do lasu, a druga do parku.
Mała bikerka zdecydowała, że ma to być Park, więc skierowałyśmy się w tamtym kierunku.
Już na samym początku trasy Majka stwierdziła, że jest głodna i chce jej się pić i wykorzystała prawie wszystkie Nasze zapasy...
A tak wyglądała:
Zaraz Was rozjadę :-))) hehe© uluru
Na ulicy Tokarskiej...© uluru
Jedna z głównych ulic na Włostowicach - ulica Kilińskiego© uluru
Tyle jest ode mnie z osiedla do Kazimierza Dolnego© uluru
Po drodze, jak to w niedzielę, mijałyśmy kolejki samochodów zmierzających do Kazimierza Dolnego. Miejscowi wiedza jednak, że w weekendy raczej nie należy się tam „wypuszczać”, gdyż wszędzie tylko turyści i turyści, dlatego My tez z tego nie skorzystałyśmy ;-)
Oto co udało mi się sfocić:
Rozjazd na Włostowice i na drogę w kierunku Kazimierza© uluru
Stamtad w każdy weekend "płyną" turyści© uluru
Takich bylło więcej i jeszcze bardziej imponujące..© uluru
Dzisiaj miałam wenę twórczą na fotografowanie, ale oczywiście, żeby nie było tak pięknie mój aparat „jedynie słusznej firmy” poległ po kilkunastu zdjęciach a reszta obowiązków padła na kalkulator i wybaczcie jeśli jakość niektórych z nim będzie niezadowalająca, chociaż baaaardzo się starałam. Dzisiaj to zresztą przydałoby się jakieś lustro ;-) ehh..czas o tym pomyśleć
Na początku, pokazywany już przeze mnie Pałac Marynki, dzisiaj sfotografowany z bliska. Niestety tylko od przodu, gdyż wejście na „zaplecze” było zamknięte.
Pałac Marynki© uluru
Tajemniczy napis wysoko nad wejściem do Pałacu© uluru
Kilka słów z kart historii (notatka ta jest spisana z informacji, już nieco wyblakłej, umieszczonej za jednym z okien Pałacu):
Pałac Marynki został zbudowany w latach 1790-1794 przez inżyniera Joachima Templa wg projektu Christiana Piotra Aignera, jako prezent ślubny dla Marii z Czartoryskich Wirtemberskiej córki Adama i Izabelii z Flemingów.
Napis na fryzie budynku ISTE RERRARUM MIHI PRAETER OMNES ANGULUS RIDET (ze wszystkich zakątków ziemi ten najbardziej się do mnie uśmiecha) jest fragmentem ody Horacego. Został on wybrany przez rozmiłowana w kulturze antycznej właścicielkę.
Dominującym akcentem klasycznej elewacji pałacu jest Korycki portyk wgłębny. Attyka kryjąca dach ożywiona jest festonami.
We wnętrzu, środkowy okrągły salon o bogatej ornamentacji ścian, nakrywała kiedyś kopuła z czworobocznymi kasetonami. Z czasem kopule zamieniono na okrągły pokój na drugim piętrze. Boczne pokoje na parterze, przebudowywane przez użytkowników straciły ozdoby ścian i sufitów jeszcze w XIX wieku. Meble w sali balowej zostały wykonane w 1790 roku w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Właścicielka w pałacu prawie nie zamieszkiwała, zaraz po wybudowaniu został on zdewastowany przez wojska rosyjskie. Po 1800 roku umieszczano tu przeważnie gości.
Od czasu przeniesienia Instytutu Agronomicznego z Marymontu do Puław pałac przeznaczono na pracownie naukowa poszczególnych jego działów.
Od 1965 roku jego użytkownikiem jest Oddział Pszczelnictwa będący częścią Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach. Oddział Pszczelnictwa jest jedynym w Polsce Instytutem resortowym Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej prowadzącym badania z zakresu pszczelnictwa. W skład Oddziału wchodzą cztery zakłady: hodowli pszczół, technologii pasiecznej, zapylania roślin i produktów pszczelich.
A tak oto przedstawia się sam Pałac:
DAWNY WIDOK z drugiej strony
Jaskółki maja tutaj swoja „miejscówkę”:
Gniazda Jaskółek© uluru
Obecnie znajduje się tutaj Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach, Odział Pszczelnictwa w Puławach. Za budynkiem Pałacu można było zobaczyć ule. Wiadomo mi, że można tutaj zakupić prawdziwy miód pszczeli.
Tablica informacyjna ku wiadomosci wszystkich© uluru
Za Pałacem stało kilka uli pszczelich© uluru
Wchodząc na teren Parku mijałyśmy nieśmiało rozkwitające dywany z kwiatów.
Kwiaty bardzo nieśmiało zaczynają kwitnąć© uluru
Dalej ścieżka prowadzi do Głębokiej Drogi z mostkiem zakochanych.
Nieco podniszczony i zaniedbany mostek zakochanychPa© uluru
Małe wyzwanie - podjazd na mostek© uluru
Lubie te aparkowe klimaty z Łachą w tle© uluru
Moja mała bikerka widząc kwiaty postanowiła zsiąść ze swojego rumaka i nazbierać dla mamy mały bukiecik ;-))
Co chwila przerwa by pozwać do zdjęcia..a może to modelka a nie bikerka :-)© uluru
Kwiatki, bratki i stokrotki...to później, a tymczasem zrywała wszystko co sie da..© uluru
Mogę powiedzieć, że na tym etapie aktywna jazda na rowerze dobiegła końca i przez niemalże dalszy ciąg spaceru to mama prowadziła Majową luks torpedę, w pozycji lekko zgiętej...
Od małego chodziło się na spacery do Parku, ale człowiek jakoś nie przywiązywał wagi do tego co mijał po drodze, dlatego postanowiłam to zmienić ;)
Naszym oczom, na lekkim wzniesieniu, ukazał się sarkofag. Położony jest on na terenie tzw. dzikiej promenady. Znajduje się on na niewielkim wzniesieniu u dna wąwozu.
Sarkofag w Parku© uluru
Poświęcony jest pamięci Księcia Augusta Czartoryskiego i Zofii z Sieniawskich. Autorem sarkofagu jest rzymski rzeźbiarz Maksymilian Labourer. Do Puław został przesłany w 1800 roku przez Adama Jerzego Czartryskiego, który w owym czasie pełnił rolę ambasadora rosyjskiego przy królu Sardynii. Wzorowany na odsłoniętym w 1782 r. sarkofagu konsula rzymskiego Lucjusa Corneliusa Scypiona, puławski sarkofag wykonany jest z białego marmuru carraryjskiego.
Tablica z informacją o Sarkofagu© uluru
Dalej oczywiście kolejne zdjęcia ze spaceru.
Dywan z kwiatów© uluru
Natura z bliska© uluru
Starałam się pogodzić rolę fotografa i szkoleniowca jazdy na rowerze. Nawet nieźle mi to szło. Pogoda była piękna toteż dużo ludzi przyszło na spacer, były też rowery, przeróżnych typów i maści..
Kolejnym ciekawym miejscem, odkrytym jakiś czas temu, są Groty Puławskie. Usytuowane są na skarpie nieopodal Świątyni Sybilli.
Tajemnicze Groty Puławskie© uluru
Wejście do Groty...ciekawe czemu takie krzywe...© uluru
Stojący tam ołtarz opatrzono napisem: "O BOŻE W TOBIE NADZIEJA". Przed z jednym wyjść wybudowano niewielki kryty strzechą tzw. domek rybaka, w którym mieszkał pustelnik "modlący się w kaplicy i karmiący łabędzie pływające po łasze".
Do dzisiaj groty są w niezmienionym stanie, istnieją liczne korytarze o łącznej długości około 140 metrów, a także kilka komór, z czego jedna ma wysokość ponad 6 metrów. Nie ocalał natomiast „domek rybaka”.
Spacerując, jeżdżąc na rowerze i robiąc zdjęcia oczywiście nie obeszło się bez strat na zdrowiu. Moja mała, kiedy robiłam zdjęcia przy grocie, postanowiła dotrzymać mii towarzystwa, a że wejście jest na niewielkim wzniesieniu, to koniecznie musiała się po nim wdrapać. No i okazał się, że rosły tam pokrzywy, pomijając wystające krzaki. Po chwili był już tylko płacz i wielki lament, że ręce pieką, szczypią i w ogóle to jest źle i niedobrze. Rzeczywiście na dłoniach pojawiły się małe bąbelki.
No nic jakoś trzeba było załagodzić sytuację ;-) dlatego też nosiłam na rękach, głaskałam, zagadywałam, ale udało się dopiero kiedy poszłyśmy w stronę Parku, której Majka jeszcze nie widziała. Otóż u podnóża schodów, które niejednokrotnie Wam pokazałam, znajduje się tzw. dolny ogród.
Ściezka w parku dolnym ku Altanie Chińskiej© uluru
Tam wśród drzew, a teraz za ogrodzeniem, znajduje się Domek Chiński zwany także Altaną Chińską .
Jedynymi informacjami jakie znalazłam są, takie, iż jest to budowla ogrodowa wzorowana na chińskiej pagodzie. Przyjmowano tutaj najprawdopodobniej gości i stanowi bodaj jedyną pozostałość po dawnym ogrodzie francuskim.
Altana Chińska zwana Domkiem Chińskim© uluru
Tutaj też spotkałyśmy wiewiórkę na drzewie, ale niestety kalkulator nie ma super zoomu więc mogłyśmy ja tylko popodziwiać jak hasała po drzewie..
Dalej skierowałyśmy się na mostek na Łasze Wiślanej, prowadzący na druga stronę Parku.
Łacha Wislana z mostku...nieźle wiało© uluru
Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że ta część jest zaniedbana, szczególnie można napotkać na śmieci w ilościach nieprzystających na tak piękne miejsce. Dlatego następne dwa zdjęcia są biało-czarne ;-)
Gdzies w oddali jakaś droga...© uluru
Po drugiej stronie mostku..ciąg dalszy Łachy albo jej początek© uluru
Pogoda dopisywała, ale moja mała powoli zaczynała odczuwać zmęczenie dlatego zaczęłyśmy kierować się w stronę domu. Oczywiście stałym punktem programu jest wchodzenie po schodach. Są to Schody Tarasowe, zwane też rampowymi. Biegną licznymi zakosami, stromo do góry. Spełniają one nie tylko rolę komunikacyjna, ale też wzmacniającą skarpę.
A tak prezentuje się Pałac z dolnego ogrodu:
Osada Pałacowa z parku dolnego© uluru
Pięknych widoków nie ma końca© uluru
Okazała Osada Pałacowa© uluru
Kiedy pokonałyśmy schody naszym oczom ukazała się część Ogrodu znajdująca się za Pałacem. O jego historii i nie tylko możecie poczytać
TUTAJ
Widok ze schodów tarasowych na dolną część parku© uluru
Ogród się zieleni© uluru
Pałac od strony Ogrodu© uluru
Tu można sobie odpocząć i zapomnieć o całym świecie...© uluru
Mała bikerka na swym rumaku ;-)© uluru
Park Czartoryskich to niezwykła skarbnica historii, ale tez miejsce w którym można pospacerować, odciąć się od codzienności, odpocząć, poczuć piękno, nie tylko zabytków, ale też natury i korzystać z tego dowoli.
Ulegając błaganiom moje kruszynki o powrót do domu, na koniec chciałam Wam przedstawić majestatyczną Świątynię Sybilli
Widok na Świątynię Sybilli z dolnej części parku© uluru
Świątynia Sybilli z dwoma lwami przed wejściem© uluru
Niestety ktoś Nam wlazł w kadr..i nie chciał z niego wyjść© uluru
Na koniec słit focia, tym razem nie moja:
Oto ja...mała bikerka :) albo modelka, kto wie...© uluru
Na tym jednak nie kończy się zwiedzanie Parku Czartoryskich. Jest jeszcze kilka obiektów i miejsc, które chciałabym Wam pokazać, bo naprawdę warto
Po takim spacerze i odkrywaniu Parku Czartoryskich na nowo, mogę z dumą napisać, że Puławy mają piękny Park, bogaty w historię, do którego wszystkich bardzo gorąco zapraszam, jak i do samych Puław ;-))) jest co zwiedzać, gdzie odpocząć, dobrze zjeść...no i oczywiście pojeździć rowerem ))
Oto co znalazłam w necie:
Wyrosłaby nadzieja odzyskania
sławy,
Gdyby można po całym kraju siać
Puławy.
Fr. Kniaźnin.
Cytat pochodzi STĄD
Spacer wyjątkowo udany i owocny w zdjęcia. Czekam, aż będzie cieplej i wszystko się zazieleni i rozkwitnie a wtedy Park wygląda jeszcze piękniej ;-)) czym nie omieszkam się z Wami podzielić.
Mała bikerka w drodze powrotnej jednak postanowiła dosiąść swego rumaka i z „bananowymi” uśmiechami dotarłyśmy do domu.