Blondynka na rowerze...blog rowerowy

avatar uluru
Puławy

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

JULIET 40-V 2854 km
Stacjonarny 14 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy uluru.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2011

Dystans całkowity:360.72 km (w terenie 60.00 km; 16.63%)
Czas w ruchu:20:35
Średnia prędkość:17.52 km/h
Maksymalna prędkość:39.70 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:24.05 km i 1h 22m
Więcej statystyk

Chill z Majką :)

Poniedziałek, 16 maja 2011 | dodano: 16.05.2011Kategoria Spacerowo, Z Majką Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11) 4.78 km (0.50 km teren), czas: 00:58 h, avg:4.94 km/h, prędkość maks: 11.40 km/h
Temperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Dzisiaj późnym popołudniem wyszłyśmy z Majką na rower ;) to był istny spontan, bo początkowo miało być kółeczko dookoła najbliższych ulic, ale moja córcia zażyczyła sobie wycieczkę do parku ;)
Oczywiście założyła swoje lanserskie rękawiczki z kwiatuszkiem i nowy nie śmigany kask ;]

Jadę na spacer © uluru


Po drodze oczywiście zaczęły się marudzenia, że chce jej się pic i że słońce razi w oczy...

Słonko razi w małe oczka © uluru


a tutaj takie tam, fajne mi wyszło..

Coś tam takiego zielonego ;) © uluru


Jadę dzielnie do przodu © uluru



Ja oczywiście na swojej Dżuliecie..bez kasku, bo to miał być chill i zdawałam sobie sprawę, że w którymś momencie będę skazana na powadzenie rowerku mojej małej bikerki ;/
Jechałyśmy sobie do Parku, wstępnie tylko do Pałacu Marynki, żeby Majka się za bardzo nie zmęczyła ;) Wkońcu to mały organizm i nie tak wyćwiczony, ot choćby jak mamusia..

Dojechałyśmy...i zroibłyśmy parę fotek

Oto Nasze rowery ;) © uluru


Dziewczyna i chłopak © uluru


Ta moja Majka to chyba zostanie modelką albo aktorką

Dmuchawce, latawce wiatr... © uluru


Usilnie zdmuchuje latawca ;) © uluru


Oto JA :))) © uluru


Majka w zadumie... © uluru


i rowerek też jest..

Tweddy chwilę odpoczywa ;) © uluru


Wstępnie miałyśmy na tym poprzestać ale mojemu dziecku zachciało się wjeżdżać do samego Parku.
Pierwszą przeszkodą dla Majki był mostek zakochanych, po którym póki co przeprowadziła swój rower, a mama majestatycznie po niem przejechała ;)

Potem już było gładko..


Majka na parkowych ściezkach.. © uluru


Wszystko jest ślicznie zielone.. © uluru


Dalej czekał Nas zjazd z górki, więc ja pierwsza a Majka za mna i w razie czego będę ją łapać ;) no i co? musiałam ją hamować bo by wjechała w błot..ale było fantastycznie widzieć taka ogromną radość małego dziecka rozpędzonego na swym rowerku ;)))

Pojechałyśmy nad Łachę..

A kuku :)) © uluru


Rzęsa na Łasze © uluru


Klimatyczny widoczek :) © uluru


Pogadałysmy chwilkę i postanowiłyśmy wracać, bo akurat nastał już czas dobranocki ;)

Majka wyjeżdża na ścieżkę © uluru


Już do Ciebie jadę mamusiu... © uluru


Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że moja ukochana córeczka przeprowadzając rower znów przez Mostek Zakochanych, wypuściła swą maszynę bez trzymanki, po czym ta spadła z mostu gdzieś w jakieś chaszcze ;( okazało się, że nie za bardzo głęboko i do tego jakaś młoda para akurat koczowała przy moście,, więc chłopak zaproponował: "Czy może Pani pomóc?". No to ja, że oczywiście i po chwili rower był już spowrotem wśród Nas ;))
Majka bardzo się rozpłakała, widząc swoje cudo jak spada w krzaki ale za to ładnie podziękowała wybawcy Tweedyego ;)

Pojechałyśmy prosto do domciu z różnym natężeniem marudzenia i z różnym tempem. Ale na naszych osiedlowych uliczkach ścigałyśmy się, która pierwsza dojedzie do bramy ;) Oczywiście Majka wygrała ;]

Było rewelacyjnie, dawno się tak dobrze nie bawiłam..;)

Na koniec słit focia mojego dziecka

Słit focia małej bikerki ;) © uluru


Dodam jeszcze, że jestem pod wrażeniem siły i zacięcia mojej córci, bo wielokrotnie mówiła, że ją bolą nóżki ale jechała dalej..i w tej kwestii śmiem podejrzewać, że ma to po mamusi ;)

Małe zakupy rowerowe ;)

Niedziela, 15 maja 2011 | dodano: 15.05.2011Kategoria Sprzęt Rower: JULIET 40-V
Komentarze(18) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Tak jak obiecałam postanowiłam zakupić dla dziecka mniejszy kask, bowiem tamten był tragiczny :/

Dzisiaj w poszukiwaniu ubrań dla siebie, weszłyśmy do sklepu sportowego i akurat była wyprzedaż..niestety za pierwszym podejściem, mimo przymierzenia, nie udało Nam się go kupić, bo Majka gdzieś po drodze wypatrzyła sobie taki z biedronkami..

No i poszłyśmy do tych biedronek, niestety okazało się, że kask jest zapakowany w torebkę, której nie można otworzyć a co za tym idzie, nie można go przymierzyć. Poza tym okazało się, że akurat za kask nie można płacić karta tylko gotówką, no to podziękowałam Pani i wyszłam ;( ehh..dziwne to jakieś..

Po powrocie do domu, postanowiłam jednak, iż pojadę do tego sklepu i zakupie kask, bo rzeczywiście był wart zakupu. Kask kosztował kolejno: 169zł, 99zł i doszedł do 79 zł, no aż żal go nie wziąć ;)
Dlatego go kupiłam.

Majki nowy kask © uluru



Mala modelka © uluru


Tak wygląda z góry © uluru



Majka zadowolona z zakupu i śmiem podejrzewać, że ma lepszy kask ode mnie ;] hehe
A oto co sama zrobiła - to jest obrazek wykonany z magnesów na specjalnej planszy do tego ;)

Kwiatek Mandala © uluru



No ale żeby nie było, to ja podczas służbowej podróży do przepięknego miasta Krakowa, postanowiłam odwiedzić Decathlon. Oczywiście cel wizyty był zupełnie inny niż się później okazało.
Oczywiście moje kroki skierowane zostały na dział rowerowy i parę minut przed zamknięciem sklepu dojrzałam fajny plecak z bukłakiem ;)
Pojemność plecaka 5 litrów plus dwa litry bukłak..

Fajny, bo niedrogi, ładny kolorystycznie - będzie pasował mi do roweru, a poza tym mniejszy, niż ten, który mam obecnie, no i generalnie ładny ;]

Przymierzyłam i się nie zastanawiając zakupiłam.
Jeżdżę już w nim i jestem zadowolona bardzo. Z bukłaka skorzystam, jak będę jechać setkę ;))
Oto on..

Nowy plecak uluru ;) © uluru


Logo firmowe plecaka © uluru


Bukłak do plecaka © uluru


A oto jakich napojów nie można wlewać do bukłaka:

Za dużo tych zakazów ;) © uluru



Zakupy uważam za udane ;) jak zwykle zresztą..

Postanowiłam również zakleić bardzo newralgiczne miejsce w moim, jak i w każdym innym rowerze, miejsce, czyli tam gdzie obija się łańcuch. Jeśli to nie zda egzaminu kupię osłonkę z materiału ;]

To moja wczorajsz praca.. © uluru

Dżulieta i Wściekły z wizytą w Janowcu..i nie tylko ;)

Sobota, 14 maja 2011 | dodano: 14.05.2011Kategoria W towarzystwie Rower: JULIET 40-V
Komentarze(13) 41.68 km (1.00 km teren), czas: 02:11 h, avg:19.09 km/h, prędkość maks: 35.50 km/h
Temperatura:21.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Na dzisiaj umówiona byłam z Kamilem..miała być inna traska, ale niestety czas ograniczał większy wypad :/

Dzisiaj ponownie spotkała się Dżulieta z Wściekłym…


Postanowiliśmy jechać do Janowca a potem do Kazimierza nad Wisłą.

Na początku nie obeszło się bez wizyty na BP ;)) Potem ścieżką rowerową do Parku i pobocznymi uliczkami do starego mostu. Po drodze musieliśmy nieco zmienić fragment traski bo sympatyczny Pan Nas uprzedził o pszczołach, które się właśnie wyroiły a nie mieliśmy najmniejszej ochoty się z nimi spotkać :/

Dojechaliśmy od mostu, przejechaliśmy na jego druga stronę i ruszyliśmy w kierunku na Janowiec.

Pogoda była cudna i aż się wierzyć nie chce, że już jutro ma być totalna zmiana. Jechaliśmy z odsłoniętymi rękami i nogami, słonko świeciło Nam w twarz. Było cudnie..trasa prowadziła co prawda szosą, ale jechaliśmy pomiędzy lasami, łąkami, polami…

Były wzniesienia i zjazdy ;)

Z kondycja moja bywało różnie, ale Kołcz jest bardzo cierpliwy i wyrozumiały..za co Dzięki;))
Zresztą dzisiejszy wypad był dal mnie małym treningiem przed upragnioną SETKĄ ;]

Na chwilę zajechaliśmy zoabczyc moją starą stajnie, czyli miejsce gdzie pare lat temu jeździłam czynnie konno. Ośrodek znajduje się w Sadkowicach i nazywa się OXER..niestety z dawnego ośrodka niewiele już zostało :/ hmm, myślę, że to przez brak fajnej ekipy..
Fotka i pojechaliśmy dalej..


Konie na wypasie © uluru



Był śliczny..szkoda że głowy nie odwrócił © uluru





Dojechaliśmy do Janowca i obowiązkowo postój na czekoladę – dla mnie i na sesje zdjęciową Zamku w Janowcu i tego co było w pobliżu…













Chwila wytchnienia dla Dżuliety © uluru


Park przy Zamku © uluru





W oddali plaża ;)) © uluru






Potem niezbyt równą nawierzchnią polecieliśmy na prom do Kazimierza…










Kamieniołomy w Kazmierzu Nad Wisłą © uluru







A to już na promie..

Prom odpływa z Janowca © uluru


Płynie gdzieś Wisełka © uluru



..i Nasze rowery..








Jechaliśmy ścieżką, którą zawsze spaceruje bardzo dużo turystów, a tym razem nawet nie było tak źle..





Stary spichlerz.. © uluru





Dojechaliśmy od Rynku i sobie ucieliśmy jak zwykle pogawędkę i zrobiliśmy parę fotek..









Dwóch facetów siedziało sobie na ławeczce i przygrywało turystom ;)

Byli też grajkowie :) © uluru



Był też taki jeden, co się najpierw zasłaniał przed zdjęciem a potem pokazał mi „środkowy palec: :/ zupełnie nie wiem dlaczego…

Ten co pokazał mi "fuck"... © uluru


Kazimierki Rynek © uluru


Góra Trzech Krzyży © uluru



..i nie obyło się bez słit foci..

Słit focia w Kazimierzu © uluru




Czas powoli mnie gonił dlatego pogoniliśmy do domciu. Obawiałam się dużego ruchu na trasie do Puław, bo tam z reguły jeżdżą wariaci :/

Jednak droga okazała się niezła, jechaliśmy równym tempem, chociaż u mnie zmęczenie powoli dawało się we znaki. Wracaliśmy przez Bochotnicę, Parchatkę i ścieżką rowerową wzdłuż wału wprost do domciu.

Wypad, super, pogoda rewelacyjna ;))

Dzięki Kamil i do następnego ;]


Wieczorkiem postanowiłam porobić parę fotek w ogrodzie i pokazać Wam jakież to piękne kwiaty rosną u mnie w ogrodzie ;)


Rododendron © uluru


Fioletowo-biały © uluru


Tzw. Serduszka © uluru


Odmiana tulipana botanicznego © uluru


Robi się kolorowo © uluru


Tulipan botaniczny © uluru


Wnętrze tulipanu © uluru



..i zachód słońca ;)

Zachód słońca © uluru



Pozostałe zdjęcia jak i wszystkie obejrzycie TUTAJ


I jeszcze mapka, jakbyście mieli ochotę odwiedzić Nasze piękne tereny ;)

Czwartkowy wieczór :)

Czwartek, 12 maja 2011 | dodano: 13.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(6) 23.80 km (0.00 km teren), czas: 01:24 h, avg:17.00 km/h, prędkość maks: 28.30 km/h
Temperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Wieczorem klasycznie umówiona byłam z Kamilem..

Niestety ostatnio nie daje rady wcześniej, bo moje dziecko potrzebuje atrakcji różnorakich i zostaje mi tylko godzina 20, czyli kiedy mała słodko zasypia w swoim łóżeczku ;)

Nie było dzisiaj konkretnego planu, więc jak zwykle spontan, jedziemy gdzie Nas poniosą kółka.

Tak więc na wstępie drogą za BP do ścieżki przy Wiśle. Tam okazuje się, że robactwo jest już wszechobecne i lata gdzie chce i wlata gdzie chce :/

Zajechaliśmy na Bulwar, po to by wejść na tamę, bo ostatnio się na nią przymierzaliśmy, ale była że tak powiem „zajęta”. Dlatego sprowadziliśmy rowery po schodach i dalej po kamieniach by elegancko je postawić i rozpoczęliśmy sesję zdjęciową.


Wisła przelewa się przez tamę.. © uluru


Gdzieś w oddali zaszło słonko.. © uluru


Nowy Most na Wiśle © uluru


Bulwar z innej perspektywy © uluru


Najbardziej wdzięczny temat to focenia... © uluru



Muszę się pochwalić, iż po przyjechaniu z pracy postanowiłam zdjąć nóżkę :)))

Muszę powiedzieć, że za każdym razem jak focimy gdzieś i szukamy tematu, czy ustawiamy aparaty to ludzie dziwnie się na Nas patrzą :)
No tak nie dość, że na rowerach to jeszcze fotografują.

Kamil teraz jeździ ze stojakiem do aparatu i muszę przyznać, robi coraz lepsze zdjęcia..chociaż ja też nie mam sobie nic do zarzucenia. Generalnie mówiąc, trening czyni mistrza :]

Pofociliśmy trochę i pojechaliśmy osiedlowymi uliczkami przez Park Jordanowski do miasta, ulicą Wróblewskiego, koło Straży Pożarnej, ścieżką rowerową ulicą Lubelską..gdzie wjechaliśmy w dość duże osiedle domków jednorodzinnych. To nowe osiedle – Górna Kolejowa – jeśli się nie mylę i szczerze mówiąc to nie byłam tu jeszcze...

Pojeździliśmy uliczkami i muszę przyznać, że to całkiem bogate osiedle i jak to Kamil powiedział, jak tylko pojawia się działka do kupienia to na drugi dzień ktoś już jej nie ma ;)
Tym razem bez zdjęć z tego miejsca, bo ciemno było a cały urok tych domków jest w dzień.

Poza tym tak sobie myślę, ile to ktoś się musiał napracować, by wymyśleć tyle nazw ulic, bo jest tam ich trochę :)

Potem dojechaliśmy do jednej z czterech stacji kolejowych w Puławach – tym razem były to Puławy Drewniane. Poza tym mamy jeszcze Puławy Miasto, Puławy Azoty, Puławy Chemia. Nieźle co, cztery stacje w jednym mieście ;] tylko pozazdrościć..

Stacja kolejowa Puławy Drewniane © uluru



Pogadaliśmy trochę i polecieliśmy spowrotem by znów miastem obejrzeć kroki poczynione w związku z budową nowego stadionu. No tak tylko trochę nie pomyśleliśmy, że wieczorową porą i przy nie zapalonych lampach, raczej nie dużo będzie widać, ale jednak coś tam zobaczyliśmy. Właściwie jest już gotowy ;) Brak fotki, bo ciemno, ale za to coś innego...

Uliczka przy Stadionie © uluru


I tu niestety nastąpił chwilowy brak pomysłu co daje, gdyż albowiem było trochę za późno by jechać na Azoty..wymyśliliśmy, ze pojedziemy do samego centrum, czyli ulice Centralna i Piłsudskiego.
Pojechaliśmy w poszukiwaniu tematu na fotki.


Ulica Piłsudskiego wprost prowadząca do Starego Mostu © uluru


Taki tam widoczek :) © uluru



I jeszcze raz na koniec do Parku Jordanowskiego, gdzie odbyła się mała sesja Naszych rowerów (one są chyba najwdzięczniejszym tematem do focenia)

Taka jestem :) © uluru



Moja wieczorna twarz © uluru


Puławska para rowerowa... © uluru


Potem ulicami osiedla Polnej pojechaliśmy na Skwerek..

Skerek wieczorkiem © uluru




...i dalej już Kaufland, Zielona, Kazimierska, Lipowa, Norblina i dalej uliczkami osiedlowymi do domu.

Wypad fajny, znów Nam się zeszło i śmiałam się, że godzinę czy więcej zajmuje Nam jazda a drugą godzinę gadanie, przy robieniu zdjęć :))

Kamil dzięki bardzo i do następnego:)

Dżulieta i Tweedy...czyli wspólna jazda :)

Czwartek, 12 maja 2011 | dodano: 13.05.2011Kategoria Robotniczo, Z Majką Rower: JULIET 40-V
Komentarze(4) 11.70 km (0.00 km teren), czas: 00:40 h, avg:17.55 km/h, prędkość maks: 30.20 km/h
Temperatura:25.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Dzisiaj tradycji zdało się zadość, czyli wspólne wyjście poranne do przedszkola z Majką. Pierwotnie mieliśmy iść we trójkę, czyli Majka, Dżulieta i Ja ;) ale moje dziecko wyraziło chęć pojechania na własnych cztero-kołowcu ;]
Wiedziałam, że czeka mnie dłuuuuuga droga do przedszkola i pewnie jeszcze dłuższa spowrotem...

Pogoda cudna, rano jest tak magicznie..że czasem mam ochotę jeszcze wcześniej wstać i sama wybrać się gdzieś na rowerze, choćby na chwilę..niestety moje dziecko wyczuwa mnie, kiedy próbuję wyjść z domu i póki co muszę z wczesno-porannymi wypadami poczekać...

Tak więc każda dosiadła swego rumaka i w żółwim tempie jechałyśmy do przedszkola. Po drodze nie obyło się bez marudzeń, postękiwań i wogóle braku posłuchu dla mamy..ale jakoś szczęśliwie udało się dojechać na miejsce. Majka zadowolona z jazdy i tylko to się liczy ;)))

Poranne Majkowe kręcenie © uluru


Jakie zacięcie :) © uluru


Mała rowerzystka © uluru


SStrudzony rowerzysta pod swoim przedszkolem :) © uluru



Po odstawieniu Majki do sali wskoczyłam na swoją ukochana maszynę i pognałam do pracy ;] bo byłam już baaardzo spóźniona :/

Muszę przyznać, iż coraz łatwiej i szybciej jeździ mi się rano..po południu nie jest to zbytnio możliwe przez łażących wszędzie ludzi :/

Kiedy dojechałam do pracy, okazało się, że wszystkie miejsca na stojaku były zajęte, więc nie pozostało mi nic innego tylko postawić Dżuliete na trawie (póki co jeszcze z nóżką) ;]

Stała dziewczyna taka wolna, nie przypięta do niczego, ale po wyjściu z pracy nadal na mnie czekała ;)))

Dalej już w promieniach wiosennego słonka pojechałam do przedszkola. Ahh..już rozumiem wszystkich zapalonych rowerzystów, którzy mówią, że nie mogą żyć bez roweru..ja chyba też tak zaczynam mieć ;]

Droga spowrotem podobna do porannej, z tą różnica, że było bardzo ciepło i jechałyśmy obie w krótkich spodenkach z gołymi nogami...


Wracamy do domciu..nareszcie ;] © uluru



Dzielnie wiozła na plecach swój bagaż.. © uluru


Trasa klasyczna:

Ślusarska-Tokarska-Kilińskiego-Norblina-Kazimierska-Zielona-Lubelska/Piłsudskiego-Partyzantów-Lubelska/Piłsudskiego-Zielona-Kazimierska-Lipowa-Norblina-Murarska-Kilińskiego-Tokarska-Ślusarska

Niska średnia wynika tylko i wyłącznie z powolnego jeszcze tempa moje córci ;] ale spoko, jak pójdzie w ślady mamusi to szybko nadrobi..

No i niestety bez kasku, bo za duży jest ewidentnie :/

Do pracy i spowrotem...plus zdjęcia

Wtorek, 10 maja 2011 | dodano: 11.05.2011Kategoria Robotniczo Rower: JULIET 40-V
Komentarze(9) 9.80 km (0.00 km teren), czas: 00:30 h, avg:19.60 km/h, prędkość maks: 31.50 km/h
Temperatura:12.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Po niemalże dwóch tygodniach ataku wirusa i wyjazdowego weekendu do Krakowa ;) powróciłam do swojej Dżuliety ;]

Rano jest już pięknie, dlatego połączyłam jazdę do pracy z odprowadzeniem Majki do przedszkola. Słońce cudnie zaczynało grzać, wszystkie drzewa i krzewy się zielenią, ptaszki śpiewają...istna sielanka ;)

Trasa tradycyjna, więc nie będę jej pisać. Jednakże jechało mi się fantastycznie, nareszcie znów mogłam poczuć wiatr we włosach...

Przyjechawszy do pracy okazało się, że nie ma już miejsca w stojakach, tyle było rowerów, że musiałam postawić rower na trawie (jeszcze oparty o nóżkę, ale obiecałam sobie ją zdjąć).

Stojak pod pracą całkowicie zajęty... © uluru


Moja ślicznotka :) © uluru


Widoczek... © uluru


W pracy jak to w pracy, trzeba coś robić ;) a potem w drodze do przedszkola było jeszcze piękniej i nigdy przedtem tak dobrze mi się nie jechało. Pomijam ilość ludzi na chodnikach, ale..wrażenia bezcenne.

Z przedszkola już piechotką, spacerkiem do domciu ;]

A na wieczór umówiona byłam z Kamilem, co by kondycji po chorobie nie zgubić ;)))

P.S. zdjęcia mam ale jakoś mi umknęły i dopiero dzisiaj, czyli 11.05 je tu dodam

Powrót na rower ;)))

Wtorek, 10 maja 2011 | dodano: 10.05.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11) 24.00 km (1.00 km teren), czas: 01:22 h, avg:17.56 km/h, prędkość maks: 31.00 km/h
Temperatura:17.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Na 20 umówiona byłam z Kamilem ;)
Nareszcie wyszłam na rower...nareszcie po tak długiej przerwie, gdzie niestety drugi tydzień zaowocował w antybiotyki :/ nie wiem, czy to one pomogły, bo są wkońcu na bakterie a nie na wirusy, ale na pewno pomogły mi stanąć na nogi ;]

Tak więc, żeby tradycji stało się zadość, najpierw pojechaliśmy na BP, by Kamil mógł dopompować sobie koło ;))

Potem był spontan, więc najpierw pojechaliśmy na Bulwar osiedlowymi uliczkami. Co prawda nie słonko już zaszło, ale udało się fajne fotki zrobić..


Nadwiślański Bulwar wieczorem © uluru


Po zachodzie słońca © uluru


Cudnie... © uluru


Bulwar z Barką © uluru


Ścieżka na Bulwarze © uluru



Potem "moimi starymi uliczkami" polecieliśmy...na Azoty ;]
I w pewnym momencie byłby zonk, czyli zderzenie czołowe dwóch rowerów, mojego i kamikadze - czyli fantastycznego Pana, który poginał bez przedniej lampki..
Mnie co prawda też w międzyczasie padła, ale jak poprzednim razem Kamil oświetlał mi drogę ;))

Jak ktoś się dziwi czemu znów akurat tam, to zapraszamy do Puław, sami się przekonacie :)

Oprócz standardów..


Prawie panorama Azotów © uluru


Rowery dwa © uluru


Z innej perspektywy © uluru


...słit focia... (niestety troszkę jestem niewyraźna, ale to dlatego, że czasem zdarzy mi się kaszlnąć i resztki kataru zostały)


Wspólna słit focia © uluru



I coś takiego..

Takie tam © uluru



Potem pojechaliśmy obok stacji Puławy Chemia by skierować się na ścieżkę rowerową do ulicy Wróblewskiego..by dalej miastem zajechać na Skwerek i przekonać i zobaczyć, czy zainstalowali już fontannę ;)

Podświetlona nocą fontana © uluru


Rowery przy fontannie © uluru


słit focia


Słit focia... © uluru



Trocheśmy pogadali i za bardzo nie było tematu do większego focenia, więc wróciliśmy do domciu, koło Kauflandu, Gościńczyk, Skowieszyńska, Kazimierska i dalej już osiedlowymi uliczkami pod samą bramę ;))


Dzięki Kamil bardzo i do następnego ;)))

Niedużo do pierwszej SETKI, czyli 2-go majowy wypad rowerowy ;))

Poniedziałek, 2 maja 2011 | dodano: 03.05.2011Kategoria W towarzystwie Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11) 73.04 km (40.00 km teren), czas: 03:30 h, avg:20.87 km/h, prędkość maks: 31.50 km/h
Temperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)

Wycieczka zaplanowana jakiś czas temu. Miało być więcej uczestników..ale czasem tak bywa, że nie wszyscy dają radę ;/

Tak więc, oprócz organizatora wycieczki - Konrada, Mecenasa, Tomka, Grzesia i mnie, miała być jeszcze Gabrysia – dziewczyna Mecenasa, ale jak się okazało na miejscu zbiórki, z dziewczyn jestem tylko JA. ;))

Tak więc w sumie w liczbie cztery plus jeden wyruszyliśmy do celu przeznaczenia. Była godzina parę minut o 9 rano, pogoda średnia, bo było tylko 7*C i do tego wmordęwind ;/

Szczegóły trasy znał tylko organizator a my grzecznie za nim jechaliśmy ;]
Mieliśmy dotrzeć do Cioci Konrada, w międzyczasie upajając swe oczy pięknem natury, śpiewem ptaków, czy po prostu cieszyć się z życia ;))

Ja nadal zakatarzona i zakaszlano dawałam sobie jakoś rade, zużywałam „kilogramy” husteczek higienicznych i ciągle ssałam jakieś tabletki na gardło. Najgorzej mi było mówić w czasie jazdy..może to dobrze, bo się za bardzo nie rozgadywałam…

Chłopaki wspierali mnie na całej trasie tam i powrotem, za co
Bardzo Dziękuję!!!

Trasa w mieście prowadziła przez stary most, dalej za nim skierowaliśmy się na Jaroszyn, Łękę..
Zatrzymaliśmy się na rozwidleniu dróg..



W kierunku na Jaroszyn, czyli tam skąd przyjechaliśmy © uluru



Droga gdzieś... © uluru


Ekipa prawie w całości ;) © uluru




Tam też można pojechać.. © uluru



…dalej jechaliśmy trochę szosą o różnej jakości nawierzchni, mijaliśmy kapliczki, skręcaliśmy a to w prawo a to w lewo. „Przeprawialiśmy” się przez szutrówki, żwirówki czy sypki, głęboki piasek, gdzie nawet Ci bardziej wprawieni ode mnie schodzili z rowerów, by je prowadzić…

Z każdym kilometrem pogoda stawała się coraz bardziej piękniejsza, zza chmurek wychodziło słonko, robiło się coraz cieplej. Przystanęliśmy jak się okazało na granicy dwóch województw: Lubelskiego i Mazowieckiego..


Granica Mazowieckie-Lubelskie © uluru


Na granicy krain geograficznych.. © uluru



Organizator imprezy i Mecenas.. © uluru



Ich Trzech.. © uluru



Profil Tomusia ;) © uluru


..tu pogadaliśmy, napiliśmy się i pojechaliśmy dalej.

W efekcie dotarliśmy do Wysokiego Koła, gdzie zatrzymaliśmy się przez Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Świętego.

Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Św. w Wysokim Kole © uluru


Rowery Nasze na tle Sanktuarium © uluru


..niestety dopiero dzisiaj zauważyłam, że zdjęcie Figurki zrobiłam od nieco złej strony..ale wybaczcie, człowiek w trackie choroby tak czasem ma, że nie do końca wie co robi ;)

Figurka Najświętszej Marii Panny © uluru



Tu znowu pogadaliśmy, rozprostowaliśmy nogi i ruszyliśmy dalej..nie napisze Wam gdzie dokładnie jechaliśmy bo nie byłam w stanie zatrzymywać się przy każdej tabliczce z nazwą miasta, czy wsi ;/

W każdym razie, pogoda była już cudna, nad polami ślicznie śpiewały ptaki, niebo było niebieskie i czasem miałam wrażenie jakby lato było tuż, tuż ;]
Jak już pisałam wcześniej jechaliśmy różnorodnym terenem, były też podjazdy i zjazdy..
a najcudowniej było kiedy wyjeżdżaliśmy na prostą szosę, gdzie mogłam „rozwinąć skrzydła”;)


Dojechaliśmy do Czarnolasu, gdzie pojechaliśmy odpocząć w Czarnoleskim Parku..
Tu się co niektórzy porozbierali a ja miałam parę minut na fotki…

Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie © uluru



Jan Kochanowski © uluru


Jan wśród roslinności.. © uluru


Taki tam domek © uluru


Droga prowadząca do Muzeum © uluru


Zwalone drzewo na terenie Muzeum © uluru



Fragment, od którego odłamało się drzewo © uluru



W górze piękne słonko grzało :) © uluru



Było pięknie ;) tylko przez chwile, bo w pewnym momencie przyszła Pani z napisem na plecach OCHRONA i oschle oznajmiła, że mamy przestawić Nasze rowery, bo gdzieś tam z boku są na nie stojaki. W takim razie, po prostu spakowaliśmy się i jechaliśmy już bezpośrednio do miejsca ogniskowania ;))

Jedną z miejscowości, które minęliśmy był Gródek a miejscem Naszego przeznaczenia okazała się być Garbatka Zbyczyn. Tu właśnie mieszka Ciocia Konrada.

Oto parę fotek

Dżulieta i Gary Fisher © uluru



Giant i Gary Fisher nr2 © uluru


Ładna kompozycja kolorystyczna ;) © uluru


Kwiatki Cioci Konrada © uluru


Koło domu © uluru


Z bliska © uluru


Czosnek ozdobny koło domu © uluru


Dobra miejscówka rowerowa ;) © uluru



Zebraliśmy wszystkie przygotowane wcześniej przez Konrada i Tomka rzeczy, czyli głównie jedzenie i poszliśmy rozpalać ognisko..

Idziemy rozpalać ognisko © uluru


Tam pod tymi drzewkami nasz piknik czeka © uluru



Wszędzie zielone pola © uluru


Dywan z kwiatów © uluru


Pięknie biało © uluru


Wszyscy razem współpracowali, rozkładaliśmy kocyki, męska część zajęła się rozpalaniem ogniska a ja..cóż musiałam trochę odsapnąć, bo kaszel i katar męczył niemiłosiernie ://

Męska część ekipy przygotowuje ognisko © uluru





W tym czasie kiedy koledzy przygotowywali ognisko i piekli kiełbaski, ja postanowiłam porobić fotki..

Widoczki wkoło pikniku © uluru


A w dole płynie rzeczka © uluru


Cudne widoczki ;) © uluru




…i zapuścić się w krzaki i zobaczyć, co tam jest ;) Moim oczom ukazało się wielkie metalowe koło, które przelewało wodę z jednej strony rzeczki do drugiej..


Było sobie koło... © uluru


Tu się przelewa woda © uluru




Tu się podbiera woda © uluru



Urzekło mnie to miejsce, było tak cicho i spokojnie..rzeczka sobie płynęła powoli, słonko przeświecało przez gałęzie drzew, ptaszki śpiewały ;)) istna sielanka

Rzeczka bez nazwy © uluru






Cudna okolica;))) © uluru



Lasek nad rzeczką © uluru



W górze niebo... © uluru






Kiedy wyszłam zza krzaków, chłopaki się na mnie dziwnie patrzyli, jakby byli ciekawi co tam robiłam..
Pojedliśmy sobie i to bardzo, piliśmy pyszną herbatkę z cytryna i cukrem, przygotowaną przez Ciocię Konrada, albo nawet samego Konrada..w każdym razie wszystko było przygotowane super, jedzenia dużo, więc każdy objadł się baaaardzo ;]

Odpoczywaliśmy, gadaliśmy, żartowaliśmy. W pewnym momencie przyjechała samochodem żona kolegi Grzesia i trochę z Nami posiedziała.
Niestety z upływem dnia zbliżały się chmury, które mogły oznaczać, albo deszcz, albo tylko miały Nas postraszyć, byśmy szybciej wyjechali do domu..

Tymczasem…

Rozkoszujemy się jedzeniem.. i nie tylko ;) © uluru



Tomuś spragniony odpoczynku ;) © uluru



I widok na pole po drugiej stronie pikniku..


Po drugiej stronie tylko pola © uluru



..i na niebo..

Słonko Nas rozpieszczało © uluru




Około godziny 15 postanowiliśmy się zbierać do domu, by do niego za późno nie dojechać.
Poskładaliśmy wszystko, podziękowaliśmy pięknie Cioci Konrada i wyruszyliśmy do domu..

Trasa powrotna była nieco inna, gdyż pierwotnie miała przebiegać swą większą częścią przez asfalt..ale nie powiedziałabym. Tym razem było chyba o wiele więcej piachu, którym byliśmy wszyscy szczerze zmęczeni. Jednak widoki rekompensowały całe zmęcznie..przynajmniej moje ;)

Na końcowym odcinku dojechaliśmy do drogi, którą już znaliśmy, drogi z Wysokiego Koła.
Dalej była Łęka, Jaroszyn..


Powrót do domu... © uluru



..Stary most w Puławach, ogródki działkowe, ścieżka rowerowa i wreszcie Włostowie, gdzie trójka z Nas, czyli Konrad, Mecenas i Ja rozjechaliśmy się do domów. Pozostałych kolegów zostawiliśmy tuz za mostem, bo mieszkają w innych niż my kierunkach ;)
Wszyscy marzyli tylko o jednym – gorącej kąpieli i czystym ubraniu ;]



Powiem szczerze, że miejscami nie miałam już siły, szczególnie na podjazdach, ale zaciskałam zęby i jechałam dalej. Chłopaki pytali się czy daję radę, a od Mecenasa, wielokrotnie usłyszałam słowa szacunku, że w takim stanie zdrowia jestem w stanie jechać
i jeszcze mi się chce i wcale nie jadę na samym końcu.
A właśnie, musze się przyznać, iż jechałam na początku Naszej grupy rowerowej i chociaż czasem na piachu prowadziłam rower, to w sumie jestem z siebie bardzo dumna, że mimo trzymającego mnie wciąż przeziębienia byłam w stanie zrobić blisko 73 km..mogłabym powiedzieć, że prawie SETKA ;)))

Dzisiaj kiedy to piszę, czyli we wtorek, wcale mnie tak nogi nie bolą jak myślałam i chociaż katar trzyma i kaszel też, to jestem dumna z siebie, z tego, że tyle przejechałam i nie poddałam się, mimo wszystko ;))

Poza tym tak sobie myślę, że gdyby nie mój stan zdrowia to bym pokręciła się po mieście by dobić do 100-tki..ale zostawię to sobie na następny raz..

Wiem jednak, że SETKA jest w zasięgu moich pedałów ;]

P.S. Mój Kołcz powinien być ze mnie dumny ;)))


Z POWODÓW TECHNICZNYCH ZAPRASZAM
cz. PIERWSZA

cz. DRUGA