- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wpisy archiwalne w kategorii
Samotnia
Dystans całkowity: | 453.91 km (w terenie 7.50 km; 1.65%) |
Czas w ruchu: | 26:57 |
Średnia prędkość: | 17.49 km/h |
Maksymalna prędkość: | 32.20 km/h |
Suma podjazdów: | 500 m |
Liczba aktywności: | 50 |
Średnio na aktywność: | 9.26 km i 0h 32m |
Więcej statystyk |
Powtórka z rozrywki
Komentarze(0) 4.49 km (0.00 km teren), czas: 00:17 h, avg:15.85 km/h, prędkość maks: 25.70 km/hTemperatura:8.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Pierwszy dzień po Świętach..oj ciężko, ciężko, szczególnie kiedy trzeba było wykorzystać do cna poprzedni wolny wieczór ;-)
Tak to czasem bywa, że zabawa bierze górę nad rozsądkiem, ale..najważniejsze, że to co miało się udać to się udało, a reszta jakaś tam będzie ;]
Tak więc po czterech godzinach snu i z wrażeniem, że rozkłada mnie jakieś choróbsko wsiadłam rano na rower.
Majkę podwiózł dzisiaj dziadek do przedszkola..pogoda jest śliczna, już nie 4*C a 8*C, którą to różnicę czuć bardzo. Drzewa są przepięknie zielone i rano widać jak miasto powoli budzi się ze snu...
Trasa klasyczna:
Ślusarska-Tokarska-Kilińskiego-Norblina-kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Aleja Partyzantów-PIWET
Dziś będzie ciężko dzień w robocie i już marzy mi się cieplutkie łóżeczko ;))
Tak to czasem bywa, że zabawa bierze górę nad rozsądkiem, ale..najważniejsze, że to co miało się udać to się udało, a reszta jakaś tam będzie ;]
Tak więc po czterech godzinach snu i z wrażeniem, że rozkłada mnie jakieś choróbsko wsiadłam rano na rower.
Majkę podwiózł dzisiaj dziadek do przedszkola..pogoda jest śliczna, już nie 4*C a 8*C, którą to różnicę czuć bardzo. Drzewa są przepięknie zielone i rano widać jak miasto powoli budzi się ze snu...
Trasa klasyczna:
Ślusarska-Tokarska-Kilińskiego-Norblina-kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Aleja Partyzantów-PIWET
Dziś będzie ciężko dzień w robocie i już marzy mi się cieplutkie łóżeczko ;))
Piątkowe bezrowerowo ;( część PIERWSZA
Piątek, 22 kwietnia 2011 | dodano: 25.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia, Spacerowo Rower:
Komentarze(4)
0.00 km (0.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:0.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:24.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiejszego dnia stało się, to czego się najbardziej obawiałam, czyli dopadł mnie poranny leń no i chyba poczwartkowe zmęczenie..
Rano postanowiłam wsadzić swoje szanowne cztery litery do samochodu i pojechałam do pracy, gdzie po około trzech godzinach okazało się, że można wcześniej iść do domu ;))
No i tak jak rano było dosyć chłodno, tak po wyjściu z pracy doznałam szoku termicznego, gdyż po 10 rano było już grubo około 10 stopni, jak nie więcej :]
I tu pierwszy raz pożałowałam, że nie wzięłam roweru, pogoda wręcz krzyczała, by z niej aktywnie skorzystać..cóż
Dlatego też postanowiłam w ramach spaceru do domu, co zajęło mi około godziny, ale to był rzeczywiście spacer na lajcie, czyli bez żadnych ciśnień na przygotowania Świąteczne, porobić parę fotek z drogi do domu ;)
Zanim jednak udało mię sfocić drzewko koło pracy, ale miałam oczy i uczy otwarte, czy przypadkiem jakiś strażnik nie przyjdzie i nie zwróci mi uwagi, chociaż tak naprawdę nie wiem, czy jest gdzieś napisane, że nie można na terenie Instytutu robić zdjęć..
Dalej szłam ulicą Partyzantów
Dalej minęłam puławski Szpital
i doszłam do Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji
gdzie chodzimy z Majką na basen, a sam w sobie ośrodek jest bardzo prężny i co chwila odbywają sie tam jakieś imprezy sportowe, m.in. turnieje tańca, wycieczki rowerowe, kajakowe spływy, turnieje, piłki ręcznej czy siatkowej i wiele innych..
Przeszłam przez centrum miasta, temperatura rosła, słońce dawało nieźle z nieba. Po drodze minęłam rowerzystę, który jest bardzo charakterystyczny w Naszym mieście. Otóż chłopak ma cały biały rower - dosłownie biały..istne cudo ;) tylko ile on musi mieć czyszczenia, kiedy po każdej jeździe jest zakurzony..hehe
Tak sobie szłam dochodząc powoli do ulicy Kazimierskiej, czyli prowadzącej do Kazimierza Dolnego nad Wisłą
a to uliczki poboczne
Ulicą Skowieszyńską dochodzimy do ulicy sławetnej ulicy Gościńczyk, gdzie z zainteresowaniem śledzimy jej budowę ;)
Dalej uliczkami osiedlowymi bezpośrednio do domu..
i jeszcze jedno strategiczne miejsce na osiedlu..
a na koniec Lilia
A potem to już trzeba było porobić conieco w domu, a poza tym powoli zbliżała się godzina powrotu, jak to nazwał kolega
Dynio ,
krasnala ogrodowego ;)))
Rano postanowiłam wsadzić swoje szanowne cztery litery do samochodu i pojechałam do pracy, gdzie po około trzech godzinach okazało się, że można wcześniej iść do domu ;))
No i tak jak rano było dosyć chłodno, tak po wyjściu z pracy doznałam szoku termicznego, gdyż po 10 rano było już grubo około 10 stopni, jak nie więcej :]
I tu pierwszy raz pożałowałam, że nie wzięłam roweru, pogoda wręcz krzyczała, by z niej aktywnie skorzystać..cóż
Dlatego też postanowiłam w ramach spaceru do domu, co zajęło mi około godziny, ale to był rzeczywiście spacer na lajcie, czyli bez żadnych ciśnień na przygotowania Świąteczne, porobić parę fotek z drogi do domu ;)
Zanim jednak udało mię sfocić drzewko koło pracy, ale miałam oczy i uczy otwarte, czy przypadkiem jakiś strażnik nie przyjdzie i nie zwróci mi uwagi, chociaż tak naprawdę nie wiem, czy jest gdzieś napisane, że nie można na terenie Instytutu robić zdjęć..
Roślinki przed Instytutem..© uluru
Dalej szłam ulicą Partyzantów
Droga w kierunku roboty...i puławskiego PKP© uluru
Kierunek - miasto, dom© uluru
Dalej minęłam puławski Szpital
Puławski Szpital zza drzewami© uluru
i doszłam do Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji
MOSiR w Puławach - prężny ośrodek sportu© uluru
gdzie chodzimy z Majką na basen, a sam w sobie ośrodek jest bardzo prężny i co chwila odbywają sie tam jakieś imprezy sportowe, m.in. turnieje tańca, wycieczki rowerowe, kajakowe spływy, turnieje, piłki ręcznej czy siatkowej i wiele innych..
Przeszłam przez centrum miasta, temperatura rosła, słońce dawało nieźle z nieba. Po drodze minęłam rowerzystę, który jest bardzo charakterystyczny w Naszym mieście. Otóż chłopak ma cały biały rower - dosłownie biały..istne cudo ;) tylko ile on musi mieć czyszczenia, kiedy po każdej jeździe jest zakurzony..hehe
Droga prowadząca wprosto do Parku Czartoryskich© uluru
Tak sobie szłam dochodząc powoli do ulicy Kazimierskiej, czyli prowadzącej do Kazimierza Dolnego nad Wisłą
Willa Samotniana skrzyżowaniu ulic Zielona-Skowieszyńska i Czartoryskich© uluru
a to uliczki poboczne
Ulica Skowieszyńska© uluru
Dalszy ciąg ulicy Skowieszyńskiej© uluru
Ulicą Skowieszyńską dochodzimy do ulicy sławetnej ulicy Gościńczyk, gdzie z zainteresowaniem śledzimy jej budowę ;)
Niezły podjazd na ulicy Gościńczyk© uluru
To nowe światła na Gościnczyków - ciekawe kiedy zostaną urochomione© uluru
Modernizowana ulica Gościńczyk© uluru
Dalej uliczkami osiedlowymi bezpośrednio do domu..
Ulica Norblina© uluru
i jeszcze jedno strategiczne miejsce na osiedlu..
Miejsce spotkań dwóch bikerów ;)© uluru
a na koniec Lilia
Oto Lilia© uluru
A potem to już trzeba było porobić conieco w domu, a poza tym powoli zbliżała się godzina powrotu, jak to nazwał kolega
Dynio ,
krasnala ogrodowego ;)))
Poranne lenistwo i popołudniowa werwa :-)
Komentarze(6) 8.70 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:18.00 km/h, prędkość maks: 28.90 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzień jak co dzień, z tym że rano miałam strasznego lenia ;/ ale po południu już o niebo lepiej, bo wkońcu słońce posiada taką moc, która motywuje mnie do działania i wyzwala pokłady energii ;)))
Trasa
Ślusarska-Kilińskiego-Kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Partyzantów - powrót do domciu ;]
Późnym popołudniem szykował się spontan z Kamilem...;)
p.s. dzisiaj bez zdjęć, ale jutro się jakieś pokażą ;]
Trasa
Ślusarska-Kilińskiego-Kazimierska-Zielona-Piłsudskiego/Lubelska/Partyzantów - powrót do domciu ;]
Późnym popołudniem szykował się spontan z Kamilem...;)
p.s. dzisiaj bez zdjęć, ale jutro się jakieś pokażą ;]
Dom-Praca-Dom...a potem mały spacerek ;)
Środa, 20 kwietnia 2011 | dodano: 20.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia, Spacerowo Rower: JULIET 40-V
Komentarze(7)
8.59 km (0.00 km teren), czas: 00:25 h, avg:20.62 km/h,
prędkość maks: 30.20 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj trasa jak codzień:
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów
Rano było dosyć chłodno i zimniej niż wczoraj o tej porze, czyli gdzieś mniej więcej około godziny 7 rano - tylko 2*C..brrr
Ale jak się jedzie to człowiek szybko się rozgrzewa ;)
Po robocie, cudnie, ciepło i słonecznie..ach jak ja uwielbiam taka jazdę ;)))
Kiedy dojechałam do domu, to zdałam sobie sprawę, że nie zrobiłam żadnej foci ;/ a to coś nie tak, bo zawsze robię, by wpis był ciekawszy, by oprócz suchego tekstu był jakiś chociażby minimalny ślad ;] dlatego postanowiłam, przy okazji wizyty tu i tam, pójść do parku o własnych nogach tym razem..
Musze przyznać, że trochę się dziwnie czułam, kiedy zamiast jadąc na rowerze idę po chodniku o własnych nogach ;) hehe
W parku było cudnie, kolory, słonko przeświecające przez konary drzew, kwitnące kwiatki, śpiew ptaków. Szkoda, że zdjęcia tak naprawdę nie oddadzą 100% klimatu, jaki się zastaje w takim cudownym miejscu, jak Puławski Park Czartoryskich.
Oto co dzisiaj sfociłam, trochę bawiąc się ustawieniami
No i tak oto Park się zmienia na wiosnę ;)
Jutro zamierzam popedałować, co by z wprawy nie wyjść ;))
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów
Rano było dosyć chłodno i zimniej niż wczoraj o tej porze, czyli gdzieś mniej więcej około godziny 7 rano - tylko 2*C..brrr
Ale jak się jedzie to człowiek szybko się rozgrzewa ;)
Po robocie, cudnie, ciepło i słonecznie..ach jak ja uwielbiam taka jazdę ;)))
Kiedy dojechałam do domu, to zdałam sobie sprawę, że nie zrobiłam żadnej foci ;/ a to coś nie tak, bo zawsze robię, by wpis był ciekawszy, by oprócz suchego tekstu był jakiś chociażby minimalny ślad ;] dlatego postanowiłam, przy okazji wizyty tu i tam, pójść do parku o własnych nogach tym razem..
Musze przyznać, że trochę się dziwnie czułam, kiedy zamiast jadąc na rowerze idę po chodniku o własnych nogach ;) hehe
W parku było cudnie, kolory, słonko przeświecające przez konary drzew, kwitnące kwiatki, śpiew ptaków. Szkoda, że zdjęcia tak naprawdę nie oddadzą 100% klimatu, jaki się zastaje w takim cudownym miejscu, jak Puławski Park Czartoryskich.
Oto co dzisiaj sfociłam, trochę bawiąc się ustawieniami
Cudne było dzisiaj to słonko :)© uluru
Najpierw synek, a potem tata..oboje na rowerach i w kaskach ;]© uluru
Uwielbiam takie zdjęcia..© uluru
Dywan z kwiatów© uluru
Z bliska..© uluru
Fioletowo - różowe też były ;)© uluru
Każda ze ścieżek prowadzi gdzieś przed siebie...© uluru
A nade mną słońce...© uluru
Jaka piękna z nich para ;]© uluru
Płynie gdzieś Łacha..© uluru
Słońce ogląda się w tafli wody...© uluru
Zjazd spod Świątyni Sybilli© uluru
Dzrewo rosnące w dziwnym miejscu, nad Grotami..© uluru
Udało mi się ptaszka "upolować"© uluru
Zbierały materiał na gniazdo i kapały się przy okazji ;)© uluru
Park zachwyca swą urodą© uluru
Ot taki żółty jestem :)© uluru
Cudne drzewo, jak ich pełno© uluru
To było niezamierzone© uluru
Fontanna już działa ;) i od razu jest piekniej© uluru
Wzdłuż fontanny zasadzili żonkile© uluru
Rybki też już się pojawiły pod powierzchnią© uluru
Pałac od frontu, albo raczej Dziedziniec Pałacowy© uluru
Bodajże herb rodu Czartoryskich wraz z zawołaniem: "BĄDŹ CO BĄDŹ"© uluru
No i tak oto Park się zmienia na wiosnę ;)
Jutro zamierzam popedałować, co by z wprawy nie wyjść ;))
DPD, czyli dom-praca-dom
Komentarze(5) 8.59 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:17.77 km/h, prędkość maks: 25.40 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dziś tak jak wczoraj trasa ta sama:
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów - PIWET
Rano było średnio fajnie, bo dokuczał północno-wschodni wiatr, ale za to popołudniu cud malina, słodkie słonko i wiatr we włosach :)))
Zawsze staram się zrobić jakieś fotki, tak więc oto i one:
..tu niestety wkradł się palec, więc wybaczcie
Lilia, która tak wszystkim się podoba, póki co jeszcze nie rozkwitła, więc jeszcze chwilę potrzymam Was w niepewności jak wygląda ;]
...a na wieczór znowu miał być ciąg dalszy integracji...
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów - PIWET
Rano było średnio fajnie, bo dokuczał północno-wschodni wiatr, ale za to popołudniu cud malina, słodkie słonko i wiatr we włosach :)))
Zawsze staram się zrobić jakieś fotki, tak więc oto i one:
Najpiękniejsze drzewo za oknem w pracy :)© uluru
..tu niestety wkradł się palec, więc wybaczcie
Takie tam tulipanki..jakos nie chca się rozwinąć© uluru
Biała kępka kfiatków :)© uluru
Lilia, która tak wszystkim się podoba, póki co jeszcze nie rozkwitła, więc jeszcze chwilę potrzymam Was w niepewności jak wygląda ;]
...a na wieczór znowu miał być ciąg dalszy integracji...
W chłodzie rano do pracy i ze słońcem spowrotem do domu ;-)
Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 | dodano: 18.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11)
8.61 km (0.00 km teren), czas: 00:31 h, avg:16.66 km/h,
prędkość maks: 32.20 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Z okazji nieobecności mojej ukochanej córci Majki postanowiłam cały tydzień dojeżdżać do pracy Julieta i wracać nią spowrotem do domu ;-)
Po dwóch dniach rowerowych, w trakcie porannej jazdy poczułam lekkie zmęczenie materiału..jednak jechałam dalej, a co tam ;]
Wczoraj wspominałam, Kamil również, że w mieście miała miejsce jakaś parada - otóż była to parada "Lord Parade"
Trasa taka jak zwykle:
Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Aleja Partyzantów - Instytut
Rano było chłodnawo, więc koniecznie rękawiczki z długimi palcami, natomiast po pracy, zmiana - odsłaniamy palce ;]
Powrót jak wyżej.
Chyba trochę mi szwankował licznik bo pokazał maksymalna prędkość, jaką nie zdarzyło mi się jechać, ale tam może jechałam..będę mieć na niego oko
Po drodze spotkałam Kamila, jak majstrował przy rowerze - zmieniał łańcuch..pogadali my sobie chwilkę i poleciałam na obiadek ;-)
Po domem zrobiłam parę fotek, bo ogród z dnia na dzień wygląda coraz piękniej ;]
Pogoda piękna i w miarę ciepło no i zastanawiam się czy by nie wyruszyć na małe co nieco...;))
Po dwóch dniach rowerowych, w trakcie porannej jazdy poczułam lekkie zmęczenie materiału..jednak jechałam dalej, a co tam ;]
Wczoraj wspominałam, Kamil również, że w mieście miała miejsce jakaś parada - otóż była to parada "Lord Parade"
Trasa taka jak zwykle:
Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Aleja Partyzantów - Instytut
Rano było chłodnawo, więc koniecznie rękawiczki z długimi palcami, natomiast po pracy, zmiana - odsłaniamy palce ;]
Powrót jak wyżej.
Chyba trochę mi szwankował licznik bo pokazał maksymalna prędkość, jaką nie zdarzyło mi się jechać, ale tam może jechałam..będę mieć na niego oko
Po drodze spotkałam Kamila, jak majstrował przy rowerze - zmieniał łańcuch..pogadali my sobie chwilkę i poleciałam na obiadek ;-)
Po domem zrobiłam parę fotek, bo ogród z dnia na dzień wygląda coraz piękniej ;]
Stokrotka rosła polna...© uluru
Takie tam roślinki sobie rosną© uluru
Lilia juz niedługo rozkwitnie ;))© uluru
Chmurka na niebie..jedna z wielu dzisiejszego dnia© uluru
Pogoda piękna i w miarę ciepło no i zastanawiam się czy by nie wyruszyć na małe co nieco...;))
Przedpołudniowy trening czyli zmagania z własnymi słabościami..
Komentarze(5) 22.32 km (4.00 km teren), czas: 01:22 h, avg:16.33 km/h, prędkość maks: 26.60 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj była cudna pogoda w sam raz na pedałowanie ;-)
Przed południem wyprawiłam Majkę na tygodniowe wakacje do ojca a sama postanowiłam wybrać się do pobliskiego lasku.
Przedtem jednak umówiłam się z Kamilem na inauguracyjne wieczorne kręcenie :)))
Dlatego też nie chciałam się za bardzo forsować, by źle nie wypaść przy koledze.
Ubrałam się w to co należy, zabrałam prowiant energetyczny i płyny i ruszyłam.
Skierowałam się w drogę na Skowieszyn, gdzie było rzeczywiście cudnie, łąki zaczęły się zielenić, na polach ludzie już pracują, kwiatki kwitną i śpiewają ptaszki ;-))
Miała jechać tylko prosto mijając pola i łąki, ale oczywiście ciekawość ludzka nie zna granic. Dlatego postanowiłam wjechać do wąwozu. I to był czad, przynajmnniej dla mnie - szczypiora rowerowego ;]
Wąwóz piął się do góry a pod kołami była glina...
Podjazd był ciężki, jak dla mnie może nawet bardzo ciężki ale postanowiłam dać z siebie wszystko i wjechałam ;-)
Całość zmęczenia rekompensowały widoki i cisza wokół.
Oto parę fotek z tamtego miejsca:
Wjechawszy na bardziej płaski teren oczom moim pojawiła się piękny zielony teren, beztroskie pola i łąki i takie głębokie coś:
Jechałam dalej, ale nie zapuszczałam się daleko, gdyż byłam tam pierwszy raz i do tego sama , więc wolałam się nigdzie nie zgubić. Dojechałam do kapliczki:
Odsapnęłam chwilkę i zawróciłam, gdyż miała w planach jeszcze ścieżkę rowerową ;-) Czekał mnie jednakże zjazd wąwozem w dół do drogi..
Tak wyglądał, chociaż w górnych partiach był o wiele bardziej stromy ;/
Po wyjechaniu z wąwozu ambitnie chciałam pojechać do Skowieszyna, ale w pewnym momencie ku moim oczom ukazały się trzy drogi..i niestety nie wybrałam żadnej z nich - nie tym razem.
Zawróciłam i skierowałam się Włostowickimi uliczkami w stronę ścieżki rowerowej. Kiedy wjechałam na wał poczułam, że mój organizm potrzebuje energii.
Porobiłam parę zdjęć:
no i pojechałam dalej ;-)
Jechało się rewelacyjnie, wręcz jazda jak marzenie. Dojechałam do końca i dwie ostatnie fotki:
Niestety, żeby tradycyjnie, w trakcie powrotu miałam ten przejmujący wmordewind, który na tej trasie prześladuje mnie niemal za każdym razem ;/
Mimo wszystko powróciłam do domu cała szczęśliwa z wypadu, chociaż bardzo zmęczona ;-))
...a wieczorem czekała mnie jeszcze przejażdżka w towarzystwie "wymiatacza szos"...
Przed południem wyprawiłam Majkę na tygodniowe wakacje do ojca a sama postanowiłam wybrać się do pobliskiego lasku.
Przedtem jednak umówiłam się z Kamilem na inauguracyjne wieczorne kręcenie :)))
Dlatego też nie chciałam się za bardzo forsować, by źle nie wypaść przy koledze.
Ubrałam się w to co należy, zabrałam prowiant energetyczny i płyny i ruszyłam.
Skierowałam się w drogę na Skowieszyn, gdzie było rzeczywiście cudnie, łąki zaczęły się zielenić, na polach ludzie już pracują, kwiatki kwitną i śpiewają ptaszki ;-))
Miała jechać tylko prosto mijając pola i łąki, ale oczywiście ciekawość ludzka nie zna granic. Dlatego postanowiłam wjechać do wąwozu. I to był czad, przynajmnniej dla mnie - szczypiora rowerowego ;]
Wąwóz piął się do góry a pod kołami była glina...
Podjazd był ciężki, jak dla mnie może nawet bardzo ciężki ale postanowiłam dać z siebie wszystko i wjechałam ;-)
Całość zmęczenia rekompensowały widoki i cisza wokół.
Oto parę fotek z tamtego miejsca:
Wstęp do wąwozu..© uluru
To samo tylko w kolorze© uluru
Taka tam roślinność© uluru
Mchy na zboczach wąwozu© uluru
Wjechawszy na bardziej płaski teren oczom moim pojawiła się piękny zielony teren, beztroskie pola i łąki i takie głębokie coś:
Głębokie coś - może kolejny wąwóz© uluru
Gdzieś tam w dole, ciekawe czy da się rowerem ;-)© uluru
Jechałam dalej, ale nie zapuszczałam się daleko, gdyż byłam tam pierwszy raz i do tego sama , więc wolałam się nigdzie nie zgubić. Dojechałam do kapliczki:
Kapliczka, gdzieś pomiędzy polami© uluru
Z bliska© uluru
Napis na kamieniu pod kapliczką© uluru
A to po drugiej stronie kapliczki - pole..© uluru
Odsapnęłam chwilkę i zawróciłam, gdyż miała w planach jeszcze ścieżkę rowerową ;-) Czekał mnie jednakże zjazd wąwozem w dół do drogi..
Tak wyglądał, chociaż w górnych partiach był o wiele bardziej stromy ;/
Droga powrotna z wąwozu© uluru
Ostatnia część wąwozu przed wjechaniem na drogę© uluru
Po wyjechaniu z wąwozu ambitnie chciałam pojechać do Skowieszyna, ale w pewnym momencie ku moim oczom ukazały się trzy drogi..i niestety nie wybrałam żadnej z nich - nie tym razem.
Zawróciłam i skierowałam się Włostowickimi uliczkami w stronę ścieżki rowerowej. Kiedy wjechałam na wał poczułam, że mój organizm potrzebuje energii.
Regenerator energii..© uluru
Porobiłam parę zdjęć:
Miasto gdzieś w oddali© uluru
Jeden z wjazdów na ścieżkę© uluru
Wszystko się zieleni© uluru
Wisła płynie© uluru
Takie piękne niebo było nade mną© uluru
Niebo w innym ujęciu© uluru
Zaczyna być pięknie w okolicy© uluru
no i pojechałam dalej ;-)
Jechało się rewelacyjnie, wręcz jazda jak marzenie. Dojechałam do końca i dwie ostatnie fotki:
Zielono wkoło© uluru
Marzenie rowerzysty - ścieżka rowerowa do Kazimierza Dolnego nad Wisłą© uluru
Niestety, żeby tradycyjnie, w trakcie powrotu miałam ten przejmujący wmordewind, który na tej trasie prześladuje mnie niemal za każdym razem ;/
Mimo wszystko powróciłam do domu cała szczęśliwa z wypadu, chociaż bardzo zmęczona ;-))
...a wieczorem czekała mnie jeszcze przejażdżka w towarzystwie "wymiatacza szos"...
Poranne zmagania ze sobą...
Komentarze(0) 4.68 km (0.00 km teren), czas: 00:18 h, avg:15.60 km/h, prędkość maks: 22.50 km/hTemperatura:5.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wreszcie powróciłam na rower..;-)
Dzisiaj rano tata zawiózł Majkę do przedszkola samochodem a ja dojechałam tam Julieta. Potem prosto do pracy.
Trasa: Norblina - Kazimierska - Zielona - Aleja Partyzantów.
Ehh..trochę się zmęczyłam, nie powiem i jak już dojechałam do stanowiska, by zaparkować rower to miałam nogi jak z waty. Całą trasę starałam się jechać w jednym tempie, ale niestety "wychodzi" przerwa w kręceniu :/
No i w związku z tym mam drobne refleksje. Otóż przez cały tydzień niejeżdżenia źle się z tym czułam, że wsadzałam swe cztery litery do auta a nie na siodełko. Niestety tak bywa, że coś jest ważne i ważniejsze. Po prostu nie dałam rady. Teraz jednak mam silne postanowienie poprawy, by nie dopuścić do sytuacji jaka miała miejsce dzisiejszego poranka.
Mam taki cichy ambitny plan i zamierzam go wypełnić ;-)
Mimo porannego zmęczenia jestem naładowana pozytywną energia na cały dzień a do tego za oknem zza chmur wychodzi piękne słonko ;-))) jest pieknie
P.S. Nowe rękawiczki CHIBA spisały się dobrze, mięćiutko miały moje rączki ;D
Miłego dnia życzę wszystkim bikerom ;)))))
Dzisiaj rano tata zawiózł Majkę do przedszkola samochodem a ja dojechałam tam Julieta. Potem prosto do pracy.
Trasa: Norblina - Kazimierska - Zielona - Aleja Partyzantów.
Ehh..trochę się zmęczyłam, nie powiem i jak już dojechałam do stanowiska, by zaparkować rower to miałam nogi jak z waty. Całą trasę starałam się jechać w jednym tempie, ale niestety "wychodzi" przerwa w kręceniu :/
No i w związku z tym mam drobne refleksje. Otóż przez cały tydzień niejeżdżenia źle się z tym czułam, że wsadzałam swe cztery litery do auta a nie na siodełko. Niestety tak bywa, że coś jest ważne i ważniejsze. Po prostu nie dałam rady. Teraz jednak mam silne postanowienie poprawy, by nie dopuścić do sytuacji jaka miała miejsce dzisiejszego poranka.
Mam taki cichy ambitny plan i zamierzam go wypełnić ;-)
Mimo porannego zmęczenia jestem naładowana pozytywną energia na cały dzień a do tego za oknem zza chmur wychodzi piękne słonko ;-))) jest pieknie
P.S. Nowe rękawiczki CHIBA spisały się dobrze, mięćiutko miały moje rączki ;D
Miłego dnia życzę wszystkim bikerom ;)))))
Z powerem po pracy ;-)
Piątek, 15 kwietnia 2011 | dodano: 15.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia, Z Majką Rower: JULIET 40-V
Komentarze(9)
4.49 km (0.00 km teren), czas: 00:12 h, avg:22.45 km/h,
prędkość maks: 26.90 km/hTemperatura:12.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Jest piatek, 15 kwietnia, moi znajomi lekarze weterynarii, mieli dzisiaj egzamin państwowy po zakończonej w zeszłym tygodniu specjalizacji. Po zmaganiach z komisja zostaną sepcjalistami w zakresie Weterynaryjnej Diagnostyki Laboratoryjnej..Po pracy postanowiłam ich odwiedzić i wesprzeć duchowo, by tak strasznie sie nie denerwowali. Postałam z nimi troche i około 15.30 poleciałam do przedszkola po Majke ;-)
Jechało sie fantastycznie, nawet na chodniku nie było już tylu ludzi wracających
z pracy, dlatego mogłam troszkę sie rozpędzić;] Uwielbiam to cudowne uczucie kiedy się "sunie" rowerem i mija ludzi i samochody..kiedy siedze na Juliecie wiem, że żyje ;)))
Po wyjściu z przedszkola, klasyczna trasa do domu,spacerkiem, a na Tokarskiej, czyli tuż, tuż koło Naszego domu, Majka zażyczyła sobie przejażdżki Julieta ;)
Obawiam się, że jak mała urośnie, a uluru nie kupi sobie nowego roweru, będzie bardzo chciała dosiąść Juliety ;/
Pod domem mała kwiatowa sesja:
Cykloza postepuje...
Jechało sie fantastycznie, nawet na chodniku nie było już tylu ludzi wracających
z pracy, dlatego mogłam troszkę sie rozpędzić;] Uwielbiam to cudowne uczucie kiedy się "sunie" rowerem i mija ludzi i samochody..kiedy siedze na Juliecie wiem, że żyje ;)))
Po wyjściu z przedszkola, klasyczna trasa do domu,spacerkiem, a na Tokarskiej, czyli tuż, tuż koło Naszego domu, Majka zażyczyła sobie przejażdżki Julieta ;)
Obawiam się, że jak mała urośnie, a uluru nie kupi sobie nowego roweru, będzie bardzo chciała dosiąść Juliety ;/
Pod domem mała kwiatowa sesja:
Oto inny fragment mojego ogródka ;-)© uluru
Lilia już niedługo rozkwitnie..© uluru
Żółte żónkile w ogródku© uluru
Hiacynty lśnią bielą..© uluru
Cykloza postepuje...
Demotywator i bliskie spotkania z autobusem miejskim :-(
Komentarze(19) 11.70 km (0.00 km teren), czas: 00:40 h, avg:17.55 km/h, prędkość maks: 24.70 km/hTemperatura:10.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Właściwie to nie wiem od czego zacząć..
Ręce mnie się jeszcze trzęsą, ale jestem cała i zdrowa ;) na szczęście
Może od początku.
Otóż bateria w moim śliczniusim liczniku wzięła i zastrajkowała, więc ruszyłam do sklepu zakupić taka samą. Po południu planowałam wyjść na małe pedałowanie. Tak niestety okazało się, że jak zwykle domowe obowiązki są priorytetem. Tak więc szybko się z nimi uporałam i wyleciałam z domu jak strzała.
Ale zanim do tego doszło, to niestety choć baterii taka sama to jednak nie taka sama, bo mniejsza rozmiarowo, ktoś by w to uwierzył? Hmm..Pan który mi ją sprzedawał, a pokazałam mu jaka potrzebuję, powiedział, że to taka sama, a jednak..
Cóż włożyłam ją i odpaliłam moje cudeńko. Tata w tym czasie pucował samochodzik swój przed dalekobieżna podróżą i stwierdził, że na jego miejscu on by nie pojechał, bo wieje bardzo i idą straszne chmury. No tak ale Ania wie swoje, i pojechała. Jak zawsze tylko na godzinkę ;-))
Pojechała i zaraz się okazało, że jednak bateria czuła na wstrząsy i licznik się wziął i wyłączył :-( No rzesz k.....
Więc już od początku brak cyferek działał mocno demotywująco i jako/s ochota mi odeszła..
Dzisiaj pojechałam przez osiedle ulica Norblina, potem Kaznowskiego i w Skowieszyńską. A oto i widoki
Potem pojechałam pod górę do ulicy Lubelskiej, gdzie skierowałam się na Plac koło Urzędu Miasta. Kiedy powróciłam do Puław w czerwcu 2010 roku byłam bardzo mile zaskoczona tym, że Puławy, choć nie maja Starego Miasta czy Rynku, mają za to ładny plac z fajna fontanną.
A tak wygląda wieczorem
Postałam chwilkę i poleciałam dalej. Demotywator był bardzo silny i ta dzisiejsza jazda jakoś mnie nie szła, ale cóż..
Jechałam dalej ulicą Centralną, dalej Piłsudskiego i Czartoryskich. Tam postanowiłam zrobić focie figurze, którą zawsze oglądałam jak byłam mała. Przedstawia ona Matkę z dzieckiem. Więcej nic nie wiem..
Postanowiłam podjechać do bramy Parku Czartoryskich by pokazać Wam jak wygląda osada pałacowa wieczorkiem. Nie wchodziłam na teren Parku, bo z tego co wiem o tej porze, czyli po 18, nie można wchodzić. Okazało się, że jest inaczej, ale nieważne..
Kiedy tak stałam sobie na przejściu dla pieszych jakiś trzech łepków podchodziło zbliżało się w moim kierunku i coś się śmiali i wykonywali takie gesty jakby mnie chcieli przestraszyć, ze mi rower zabiorą. Nie zrobili tego..
Stanęłam na uliczce do Parku i oto co ujrzałam
Następnym razem wjadę na teren Parku i zrobię zdjęcie z bliska :-)
Dalej pomknęłam przez skwerek, bo nade mną były chmary wron siedzących na drzewach i nie chciałam zostać obdarowana kałomoczem..
I tak sobie spokojnie jechałam w kierunku Galerii Zielonej, żeby skierować się ulicą Kazimierska do domciu.
Niestety muszę napisać, że na skrzyżowaniu tuż przy Galerii otarłam się o...
A to było tak
Miałam zielone światło, więc jadę. Niestety mój błąd, że nie zeszłam z roweru i go nie przeprowadziłam, tylko zaczęłam wjeżdżać na pasy. Ba mało tego w tym samym czasie zaczął na nie wjeżdżać autobus komunikacji miejskiej, akurat skręcał i tez miał zielone. Myślałam tylko, ze szanowny Pan kierowca widzi mnie i się zatrzyma..niestety on nic a ja jadę. W zasadzie to wyglądało tak, że ja dojeżdżając do pasów widziałam go i wyglądało jakby sie miał zatrzymać, ale on nie miał takiego zamiaru i wjechał dupek na pasy a ja nagle wylądowałam jakieś może 50 cm od jego przednich kół :-((((((
O masakra, całe szczęście, że miałam gdzie uciec, skręciłam mocno kierownicę i zdążyłam wjechać na chodnik. A ten dupek jeszcze na mnie trąbił i to dwa razy..
Na szczęście nic mi się nie stało i chociaż nie mam kasku, to i tak pewnie w innej sytuacji nic by z niego nie zostało. Ze mnie zresztą też.
Czułam się tragicznie, w jednej chwili gdy ten napierniczał na mnie widziałam całe swoje życie i jedna tylko myśl. że zaraz mnie nie będzie...
Ledwo dojechałam do domu, łapy mi się trzęsły a serce napierniczało jak nigdy. Bolało mnie całe ciało, ze stresu. Przecież on by mnie tam zmiótł. No rzesz...
Pomyślałam, że już nie wsiądę na rower, albo że nie będę jeździć do miasta, ale wiem, ze to nic nie da. Mam tez nauczkę dla siebie, że trzeba przeprowadzać rower a nie sobie przejeżdżać przez pasy. Wiem, takie są przepisy, pamiętam je z kursu prawa jazdy, bo jestem młodym kierowcą :-))
Przystanęłam na chwile by odetchnąć.
Potem już tylko powrót do domu, a tam miły akcent na zakończenie..
Pomysł zdjęcia podpatrzony u kolegi DaDasika ;-))
Dzisiejsze wnioski i postanowienia:
Nie ufać nikomu na drodze
Kupić kask
Zawsze przeprowadzać rower przez przejście
Ręce mnie się jeszcze trzęsą, ale jestem cała i zdrowa ;) na szczęście
Może od początku.
Otóż bateria w moim śliczniusim liczniku wzięła i zastrajkowała, więc ruszyłam do sklepu zakupić taka samą. Po południu planowałam wyjść na małe pedałowanie. Tak niestety okazało się, że jak zwykle domowe obowiązki są priorytetem. Tak więc szybko się z nimi uporałam i wyleciałam z domu jak strzała.
Ale zanim do tego doszło, to niestety choć baterii taka sama to jednak nie taka sama, bo mniejsza rozmiarowo, ktoś by w to uwierzył? Hmm..Pan który mi ją sprzedawał, a pokazałam mu jaka potrzebuję, powiedział, że to taka sama, a jednak..
Cóż włożyłam ją i odpaliłam moje cudeńko. Tata w tym czasie pucował samochodzik swój przed dalekobieżna podróżą i stwierdził, że na jego miejscu on by nie pojechał, bo wieje bardzo i idą straszne chmury. No tak ale Ania wie swoje, i pojechała. Jak zawsze tylko na godzinkę ;-))
Pojechała i zaraz się okazało, że jednak bateria czuła na wstrząsy i licznik się wziął i wyłączył :-( No rzesz k.....
Więc już od początku brak cyferek działał mocno demotywująco i jako/s ochota mi odeszła..
Dzisiaj pojechałam przez osiedle ulica Norblina, potem Kaznowskiego i w Skowieszyńską. A oto i widoki
W oddali osiedle Górna Niwa..© uluru
Ulica Skowieszyńska i nowo postawione światła© uluru
Potem pojechałam pod górę do ulicy Lubelskiej, gdzie skierowałam się na Plac koło Urzędu Miasta. Kiedy powróciłam do Puław w czerwcu 2010 roku byłam bardzo mile zaskoczona tym, że Puławy, choć nie maja Starego Miasta czy Rynku, mają za to ładny plac z fajna fontanną.
A tak wygląda wieczorem
Plac po UM z widokiem na fontanne i cos bliżej nieokreślonego..© uluru
Widok na Puławski Ośrodek Kultury - Dom Chemika a raczej na Kawiarnię SMOK© uluru
Tu można odpocząć..albo pójść na Pocztę wysłać list :-)© uluru
Moja piękność z innej perspektywy..© uluru
Postałam chwilkę i poleciałam dalej. Demotywator był bardzo silny i ta dzisiejsza jazda jakoś mnie nie szła, ale cóż..
Jechałam dalej ulicą Centralną, dalej Piłsudskiego i Czartoryskich. Tam postanowiłam zrobić focie figurze, którą zawsze oglądałam jak byłam mała. Przedstawia ona Matkę z dzieckiem. Więcej nic nie wiem..
Figurka matki z dzieckiem na Skwerku© uluru
Postanowiłam podjechać do bramy Parku Czartoryskich by pokazać Wam jak wygląda osada pałacowa wieczorkiem. Nie wchodziłam na teren Parku, bo z tego co wiem o tej porze, czyli po 18, nie można wchodzić. Okazało się, że jest inaczej, ale nieważne..
Kiedy tak stałam sobie na przejściu dla pieszych jakiś trzech łepków podchodziło zbliżało się w moim kierunku i coś się śmiali i wykonywali takie gesty jakby mnie chcieli przestraszyć, ze mi rower zabiorą. Nie zrobili tego..
Stanęłam na uliczce do Parku i oto co ujrzałam
Oświetlony Park Czartoryskich© uluru
Trochę bliżej..pięknie© uluru
Następnym razem wjadę na teren Parku i zrobię zdjęcie z bliska :-)
Dalej pomknęłam przez skwerek, bo nade mną były chmary wron siedzących na drzewach i nie chciałam zostać obdarowana kałomoczem..
I tak sobie spokojnie jechałam w kierunku Galerii Zielonej, żeby skierować się ulicą Kazimierska do domciu.
Niestety muszę napisać, że na skrzyżowaniu tuż przy Galerii otarłam się o...
A to było tak
Miałam zielone światło, więc jadę. Niestety mój błąd, że nie zeszłam z roweru i go nie przeprowadziłam, tylko zaczęłam wjeżdżać na pasy. Ba mało tego w tym samym czasie zaczął na nie wjeżdżać autobus komunikacji miejskiej, akurat skręcał i tez miał zielone. Myślałam tylko, ze szanowny Pan kierowca widzi mnie i się zatrzyma..niestety on nic a ja jadę. W zasadzie to wyglądało tak, że ja dojeżdżając do pasów widziałam go i wyglądało jakby sie miał zatrzymać, ale on nie miał takiego zamiaru i wjechał dupek na pasy a ja nagle wylądowałam jakieś może 50 cm od jego przednich kół :-((((((
O masakra, całe szczęście, że miałam gdzie uciec, skręciłam mocno kierownicę i zdążyłam wjechać na chodnik. A ten dupek jeszcze na mnie trąbił i to dwa razy..
Na szczęście nic mi się nie stało i chociaż nie mam kasku, to i tak pewnie w innej sytuacji nic by z niego nie zostało. Ze mnie zresztą też.
Czułam się tragicznie, w jednej chwili gdy ten napierniczał na mnie widziałam całe swoje życie i jedna tylko myśl. że zaraz mnie nie będzie...
Ledwo dojechałam do domu, łapy mi się trzęsły a serce napierniczało jak nigdy. Bolało mnie całe ciało, ze stresu. Przecież on by mnie tam zmiótł. No rzesz...
Pomyślałam, że już nie wsiądę na rower, albo że nie będę jeździć do miasta, ale wiem, ze to nic nie da. Mam tez nauczkę dla siebie, że trzeba przeprowadzać rower a nie sobie przejeżdżać przez pasy. Wiem, takie są przepisy, pamiętam je z kursu prawa jazdy, bo jestem młodym kierowcą :-))
Przystanęłam na chwile by odetchnąć.
Oświetlony wieczorową porą Pałac Marynki© uluru
Potem już tylko powrót do domu, a tam miły akcent na zakończenie..
Moja mała modelka :-)))© uluru
Pomysł zdjęcia podpatrzony u kolegi DaDasika ;-))
Bikerki dwie przed lustrem :-)© uluru
Takie tam przed lustrem..© uluru
Dzisiejsze wnioski i postanowienia:
Nie ufać nikomu na drodze
Kupić kask
Zawsze przeprowadzać rower przez przejście