- Kategorie:
- 50-100 km.5
- do 50 km.110
- DPD.9
- off-road.17
- Po parku.4
- Początki.16
- Powyżej 100km.1
- Refleksje.12
- Robotniczo.43
- Rodzinnie.22
- Samotnia.56
- Spacerowo.12
- Sprzęt.12
- Stacjonarnie.1
- W towarzystwie.102
- Wieczorny Chillout.43
- Wyjazdowo.15
- Z Kamilem.35
- Z Majką.30
Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2011
Dystans całkowity: | 245.47 km (w terenie 29.50 km; 12.02%) |
Czas w ruchu: | 15:30 |
Średnia prędkość: | 16.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 32.20 km/h |
Suma podjazdów: | 500 m |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 14.44 km i 0h 51m |
Więcej statystyk |
DPD, czyli dom-praca-dom
Komentarze(5) 8.59 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:17.77 km/h, prędkość maks: 25.40 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dziś tak jak wczoraj trasa ta sama:
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów - PIWET
Rano było średnio fajnie, bo dokuczał północno-wschodni wiatr, ale za to popołudniu cud malina, słodkie słonko i wiatr we włosach :)))
Zawsze staram się zrobić jakieś fotki, tak więc oto i one:
..tu niestety wkradł się palec, więc wybaczcie
Lilia, która tak wszystkim się podoba, póki co jeszcze nie rozkwitła, więc jeszcze chwilę potrzymam Was w niepewności jak wygląda ;]
...a na wieczór znowu miał być ciąg dalszy integracji...
Ślusarska - Tokarska - Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Partyzantów - PIWET
Rano było średnio fajnie, bo dokuczał północno-wschodni wiatr, ale za to popołudniu cud malina, słodkie słonko i wiatr we włosach :)))
Zawsze staram się zrobić jakieś fotki, tak więc oto i one:
Najpiękniejsze drzewo za oknem w pracy :)© uluru
..tu niestety wkradł się palec, więc wybaczcie
Takie tam tulipanki..jakos nie chca się rozwinąć© uluru
Biała kępka kfiatków :)© uluru
Lilia, która tak wszystkim się podoba, póki co jeszcze nie rozkwitła, więc jeszcze chwilę potrzymam Was w niepewności jak wygląda ;]
...a na wieczór znowu miał być ciąg dalszy integracji...
W chłodzie rano do pracy i ze słońcem spowrotem do domu ;-)
Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 | dodano: 18.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia Rower: JULIET 40-V
Komentarze(11)
8.61 km (0.00 km teren), czas: 00:31 h, avg:16.66 km/h,
prędkość maks: 32.20 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Z okazji nieobecności mojej ukochanej córci Majki postanowiłam cały tydzień dojeżdżać do pracy Julieta i wracać nią spowrotem do domu ;-)
Po dwóch dniach rowerowych, w trakcie porannej jazdy poczułam lekkie zmęczenie materiału..jednak jechałam dalej, a co tam ;]
Wczoraj wspominałam, Kamil również, że w mieście miała miejsce jakaś parada - otóż była to parada "Lord Parade"
Trasa taka jak zwykle:
Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Aleja Partyzantów - Instytut
Rano było chłodnawo, więc koniecznie rękawiczki z długimi palcami, natomiast po pracy, zmiana - odsłaniamy palce ;]
Powrót jak wyżej.
Chyba trochę mi szwankował licznik bo pokazał maksymalna prędkość, jaką nie zdarzyło mi się jechać, ale tam może jechałam..będę mieć na niego oko
Po drodze spotkałam Kamila, jak majstrował przy rowerze - zmieniał łańcuch..pogadali my sobie chwilkę i poleciałam na obiadek ;-)
Po domem zrobiłam parę fotek, bo ogród z dnia na dzień wygląda coraz piękniej ;]
Pogoda piękna i w miarę ciepło no i zastanawiam się czy by nie wyruszyć na małe co nieco...;))
Po dwóch dniach rowerowych, w trakcie porannej jazdy poczułam lekkie zmęczenie materiału..jednak jechałam dalej, a co tam ;]
Wczoraj wspominałam, Kamil również, że w mieście miała miejsce jakaś parada - otóż była to parada "Lord Parade"
Trasa taka jak zwykle:
Kilińskiego - Kazimierska - Zielona - Piłsudskiego/Lubelska - Aleja Partyzantów - Instytut
Rano było chłodnawo, więc koniecznie rękawiczki z długimi palcami, natomiast po pracy, zmiana - odsłaniamy palce ;]
Powrót jak wyżej.
Chyba trochę mi szwankował licznik bo pokazał maksymalna prędkość, jaką nie zdarzyło mi się jechać, ale tam może jechałam..będę mieć na niego oko
Po drodze spotkałam Kamila, jak majstrował przy rowerze - zmieniał łańcuch..pogadali my sobie chwilkę i poleciałam na obiadek ;-)
Po domem zrobiłam parę fotek, bo ogród z dnia na dzień wygląda coraz piękniej ;]
Stokrotka rosła polna...© uluru
Takie tam roślinki sobie rosną© uluru
Lilia juz niedługo rozkwitnie ;))© uluru
Chmurka na niebie..jedna z wielu dzisiejszego dnia© uluru
Pogoda piękna i w miarę ciepło no i zastanawiam się czy by nie wyruszyć na małe co nieco...;))
Wieczorny chillout
Niedziela, 17 kwietnia 2011 | dodano: 17.04.2011Kategoria Początki, W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(8)
25.92 km (2.50 km teren), czas: 01:27 h, avg:17.88 km/h,
prędkość maks: 27.80 km/hTemperatura:15.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wieczorkiem ponownie z Kamilem, postanowiliśmy wybrać się na Azoty, tym razem nieco inna trasą niż wczoraj..hehe myślę, że Kamil dozuje mi ilość kilometrów, bym po drodze nie padła na twarz ;))
No ale pojechaliśmy, tym razem, żeby uniknąć miasta, ludzi i świateł i jakiejś podobno demonstracji, jak to kolega nazwał "w obronie krzyża", skierowaliśmy się na ścieżkę rowerową.
Już tam poczułam, lekkie zmęczenie materiału, ale oczywiście zagryzłam zęby i jechałam dalej. Po paru kilometrach się rozruszałam i było dobrze ;)
Pojechaliśmy najpierw na Bulwar a tam piękny zachód słońca, którego nie można było nie sfotografować.
a także Barka..
i nie tylko..
Potem skierowaliśmy się miastem na Azoty, przejeżdżaliśmy przez tzw. alejki, gdzie było bardzo dużo spacerowiczów, dalej minęliśmy moje "stare" szkolne tereny a także przedszkole i miejsce, gdzie kiedyś stał żłobek, do którego też miałam przyjemność uczęszczać ;) Zrobiło się trochę sentymentalnie ale sunęliśmy dalej.
Na Azotach minęliśmy jedną z wież, ale niestety Kamil nie dał się namówić na wejście solo, wiec pojechaliśmy dalej do rurociągu.
Trochę pogadaliśmy i Ania focie strzeliła:
Pojechali dalej, tereny fajne, rzeczywiście urozmaicone, trochę terenu, trochę poniszczonego asfaltu ;)
Dalej ulicą Budowlaną Dęblińska i skręciliśmy na Majdan, gdzie co jakiś czas szczekał jakiś burek, ale na szczęście tylko zza ogrodzenia, więc byliśmy spokojni, że żaden na Nas nie wyskoczy.
Dalej w las i teren takim całkiem sympatycznym, lajcik. Potem już ścieżką rowerową prowadzącą do ulicy Wróblewskiego. Dalej pojechaliśmy na Skwerek, chcąc sprawdzić czy podświetlili już fontannę, a niestety nawet nie było w niej wody. Pogadaliśmy nieco dłużej, no i tutaj mój przedpołudniowy zakup okazał się być trafiony w 10-tkę. Nogi nie zmarzły jak wczoraj ;-)
Potem Kaufland, ulica Zielona i Kazimierska. No i kiedy minęliśmy Wille Cienistą usłyszeliśmy pisk opon i policyjne syreny. Akcja jak z amerykańskiego filmu gangsterskiego ;D jutro pewnie będzie na YouTube albo jak kto ma to w puławskich wiadomościach..
Potem powrót uliczkami osiedlowymi prosto do domciu.
Dzięki Kamil za kolejną dawkę kilosów w towarzystwie ;-) i za widoczki
Do następnego;)
No ale pojechaliśmy, tym razem, żeby uniknąć miasta, ludzi i świateł i jakiejś podobno demonstracji, jak to kolega nazwał "w obronie krzyża", skierowaliśmy się na ścieżkę rowerową.
Już tam poczułam, lekkie zmęczenie materiału, ale oczywiście zagryzłam zęby i jechałam dalej. Po paru kilometrach się rozruszałam i było dobrze ;)
Pojechaliśmy najpierw na Bulwar a tam piękny zachód słońca, którego nie można było nie sfotografować.
Zachód słońca na Bulwarze© uluru
a także Barka..
Barka na Wiśle© uluru
i nie tylko..
Merida z Bulwarem w tle ;-)© uluru
Stary most puławski© uluru
Potem skierowaliśmy się miastem na Azoty, przejeżdżaliśmy przez tzw. alejki, gdzie było bardzo dużo spacerowiczów, dalej minęliśmy moje "stare" szkolne tereny a także przedszkole i miejsce, gdzie kiedyś stał żłobek, do którego też miałam przyjemność uczęszczać ;) Zrobiło się trochę sentymentalnie ale sunęliśmy dalej.
Na Azotach minęliśmy jedną z wież, ale niestety Kamil nie dał się namówić na wejście solo, wiec pojechaliśmy dalej do rurociągu.
Trochę pogadaliśmy i Ania focie strzeliła:
Rurociag na Azotach© uluru
Biegnące gdzieś tory..© uluru
Kamil zapatrzony gdzieś w dal..© uluru
Pojechali dalej, tereny fajne, rzeczywiście urozmaicone, trochę terenu, trochę poniszczonego asfaltu ;)
Dalej ulicą Budowlaną Dęblińska i skręciliśmy na Majdan, gdzie co jakiś czas szczekał jakiś burek, ale na szczęście tylko zza ogrodzenia, więc byliśmy spokojni, że żaden na Nas nie wyskoczy.
Dalej w las i teren takim całkiem sympatycznym, lajcik. Potem już ścieżką rowerową prowadzącą do ulicy Wróblewskiego. Dalej pojechaliśmy na Skwerek, chcąc sprawdzić czy podświetlili już fontannę, a niestety nawet nie było w niej wody. Pogadaliśmy nieco dłużej, no i tutaj mój przedpołudniowy zakup okazał się być trafiony w 10-tkę. Nogi nie zmarzły jak wczoraj ;-)
Potem Kaufland, ulica Zielona i Kazimierska. No i kiedy minęliśmy Wille Cienistą usłyszeliśmy pisk opon i policyjne syreny. Akcja jak z amerykańskiego filmu gangsterskiego ;D jutro pewnie będzie na YouTube albo jak kto ma to w puławskich wiadomościach..
Potem powrót uliczkami osiedlowymi prosto do domciu.
Dzięki Kamil za kolejną dawkę kilosów w towarzystwie ;-) i za widoczki
Do następnego;)
Spotkanie face to face...
Sobota, 16 kwietnia 2011 | dodano: 17.04.2011Kategoria W towarzystwie, Wieczorny Chillout Rower: JULIET 40-V
Komentarze(5)
17.50 km (1.00 km teren), czas: 01:11 h, avg:14.79 km/h,
prędkość maks: 27.90 km/hTemperatura:14.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj wieczorem o godzinie 19 umówieni byli koleżanka uluru , zwana potocznie Anią i kamilowsław czyli Kamil ;-)
Krótkie rozeznanie w siłach koleżanki Ani i pojechaliśmy na Azoty ;-)
Podczas jazdy gawędziliśmy sobie o tym i o tamtym..
Jechaliśmy szybciej i szybciej, czyli jak dla mnie nieźle, starałam się dawać z siebie ile się da. Myślę, że tragicznie nie było ;))
Dojechaliśmy do jednego z punktów strategiczno - widokowych i koniecznie trzeba było strzelić jakieś focie:
Potem pojechaliśmy na stację Puławy Chemia. Tam trochę postaliśmy i pogadaliśmy. Ja niestety miałam na sobie krótkie spodenki,, ale dopiero wieczorem okazało się, że trochę mi zimno, ale co tam dałam radę ;-)
Minął Nas towarowy, który nieźle zapierdzielał a potem jakaś osobówka, albo pospieszny.
Ania nie byłaby sobą gdyby nie zrobiła żadnego zdjęcia. Więc oto i one:
Powrót najpierw ciemnym lasem, a potem oświetloną ścieżką do ulicy Wróblewskiego. Dalej Wojska Polskiego i Gościńczyk, gdzie to Kamil o mały włos nie zaliczyłby taśmy, sygnalizującej zakaz wjazdu, albo coś takiego ;)
Szkoda byłby fajny widok, bo dzisiaj kiedy tamtędy przechodziłam niestety taśma już została zerwana przez kogoś innego ;/
Potem do domciu osiedlowymi uliczkami.
Kiedy usiadłam w fotelu w domu, na twarzy, mimo zmęczenia zagościł banan, który mógł oznaczać tylko jedno - radość z aktywnie spędzonego dnia ;-)
Kamil ;) wypad super, dzięki bardzo i do następnego!
Krótkie rozeznanie w siłach koleżanki Ani i pojechaliśmy na Azoty ;-)
Podczas jazdy gawędziliśmy sobie o tym i o tamtym..
Jechaliśmy szybciej i szybciej, czyli jak dla mnie nieźle, starałam się dawać z siebie ile się da. Myślę, że tragicznie nie było ;))
Dojechaliśmy do jednego z punktów strategiczno - widokowych i koniecznie trzeba było strzelić jakieś focie:
Azoty o zachodzie słońca© uluru
Dalsza część "kolosa'"© uluru
Cudne kolory nieba© uluru
Gdzieś z oddali patrzył na Nas księżyc..© uluru
Potem pojechaliśmy na stację Puławy Chemia. Tam trochę postaliśmy i pogadaliśmy. Ja niestety miałam na sobie krótkie spodenki,, ale dopiero wieczorem okazało się, że trochę mi zimno, ale co tam dałam radę ;-)
Minął Nas towarowy, który nieźle zapierdzielał a potem jakaś osobówka, albo pospieszny.
Ania nie byłaby sobą gdyby nie zrobiła żadnego zdjęcia. Więc oto i one:
Puławy Chemia© uluru
Tory w oddali i księzyc gdzieś na niebie© uluru
Kamil i rowerowy duet ;-)© uluru
Powrót najpierw ciemnym lasem, a potem oświetloną ścieżką do ulicy Wróblewskiego. Dalej Wojska Polskiego i Gościńczyk, gdzie to Kamil o mały włos nie zaliczyłby taśmy, sygnalizującej zakaz wjazdu, albo coś takiego ;)
Szkoda byłby fajny widok, bo dzisiaj kiedy tamtędy przechodziłam niestety taśma już została zerwana przez kogoś innego ;/
Potem do domciu osiedlowymi uliczkami.
Kiedy usiadłam w fotelu w domu, na twarzy, mimo zmęczenia zagościł banan, który mógł oznaczać tylko jedno - radość z aktywnie spędzonego dnia ;-)
Kamil ;) wypad super, dzięki bardzo i do następnego!
Przedpołudniowy trening czyli zmagania z własnymi słabościami..
Komentarze(5) 22.32 km (4.00 km teren), czas: 01:22 h, avg:16.33 km/h, prędkość maks: 26.60 km/hTemperatura:18.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Dzisiaj była cudna pogoda w sam raz na pedałowanie ;-)
Przed południem wyprawiłam Majkę na tygodniowe wakacje do ojca a sama postanowiłam wybrać się do pobliskiego lasku.
Przedtem jednak umówiłam się z Kamilem na inauguracyjne wieczorne kręcenie :)))
Dlatego też nie chciałam się za bardzo forsować, by źle nie wypaść przy koledze.
Ubrałam się w to co należy, zabrałam prowiant energetyczny i płyny i ruszyłam.
Skierowałam się w drogę na Skowieszyn, gdzie było rzeczywiście cudnie, łąki zaczęły się zielenić, na polach ludzie już pracują, kwiatki kwitną i śpiewają ptaszki ;-))
Miała jechać tylko prosto mijając pola i łąki, ale oczywiście ciekawość ludzka nie zna granic. Dlatego postanowiłam wjechać do wąwozu. I to był czad, przynajmnniej dla mnie - szczypiora rowerowego ;]
Wąwóz piął się do góry a pod kołami była glina...
Podjazd był ciężki, jak dla mnie może nawet bardzo ciężki ale postanowiłam dać z siebie wszystko i wjechałam ;-)
Całość zmęczenia rekompensowały widoki i cisza wokół.
Oto parę fotek z tamtego miejsca:
Wjechawszy na bardziej płaski teren oczom moim pojawiła się piękny zielony teren, beztroskie pola i łąki i takie głębokie coś:
Jechałam dalej, ale nie zapuszczałam się daleko, gdyż byłam tam pierwszy raz i do tego sama , więc wolałam się nigdzie nie zgubić. Dojechałam do kapliczki:
Odsapnęłam chwilkę i zawróciłam, gdyż miała w planach jeszcze ścieżkę rowerową ;-) Czekał mnie jednakże zjazd wąwozem w dół do drogi..
Tak wyglądał, chociaż w górnych partiach był o wiele bardziej stromy ;/
Po wyjechaniu z wąwozu ambitnie chciałam pojechać do Skowieszyna, ale w pewnym momencie ku moim oczom ukazały się trzy drogi..i niestety nie wybrałam żadnej z nich - nie tym razem.
Zawróciłam i skierowałam się Włostowickimi uliczkami w stronę ścieżki rowerowej. Kiedy wjechałam na wał poczułam, że mój organizm potrzebuje energii.
Porobiłam parę zdjęć:
no i pojechałam dalej ;-)
Jechało się rewelacyjnie, wręcz jazda jak marzenie. Dojechałam do końca i dwie ostatnie fotki:
Niestety, żeby tradycyjnie, w trakcie powrotu miałam ten przejmujący wmordewind, który na tej trasie prześladuje mnie niemal za każdym razem ;/
Mimo wszystko powróciłam do domu cała szczęśliwa z wypadu, chociaż bardzo zmęczona ;-))
...a wieczorem czekała mnie jeszcze przejażdżka w towarzystwie "wymiatacza szos"...
Przed południem wyprawiłam Majkę na tygodniowe wakacje do ojca a sama postanowiłam wybrać się do pobliskiego lasku.
Przedtem jednak umówiłam się z Kamilem na inauguracyjne wieczorne kręcenie :)))
Dlatego też nie chciałam się za bardzo forsować, by źle nie wypaść przy koledze.
Ubrałam się w to co należy, zabrałam prowiant energetyczny i płyny i ruszyłam.
Skierowałam się w drogę na Skowieszyn, gdzie było rzeczywiście cudnie, łąki zaczęły się zielenić, na polach ludzie już pracują, kwiatki kwitną i śpiewają ptaszki ;-))
Miała jechać tylko prosto mijając pola i łąki, ale oczywiście ciekawość ludzka nie zna granic. Dlatego postanowiłam wjechać do wąwozu. I to był czad, przynajmnniej dla mnie - szczypiora rowerowego ;]
Wąwóz piął się do góry a pod kołami była glina...
Podjazd był ciężki, jak dla mnie może nawet bardzo ciężki ale postanowiłam dać z siebie wszystko i wjechałam ;-)
Całość zmęczenia rekompensowały widoki i cisza wokół.
Oto parę fotek z tamtego miejsca:
Wstęp do wąwozu..© uluru
To samo tylko w kolorze© uluru
Taka tam roślinność© uluru
Mchy na zboczach wąwozu© uluru
Wjechawszy na bardziej płaski teren oczom moim pojawiła się piękny zielony teren, beztroskie pola i łąki i takie głębokie coś:
Głębokie coś - może kolejny wąwóz© uluru
Gdzieś tam w dole, ciekawe czy da się rowerem ;-)© uluru
Jechałam dalej, ale nie zapuszczałam się daleko, gdyż byłam tam pierwszy raz i do tego sama , więc wolałam się nigdzie nie zgubić. Dojechałam do kapliczki:
Kapliczka, gdzieś pomiędzy polami© uluru
Z bliska© uluru
Napis na kamieniu pod kapliczką© uluru
A to po drugiej stronie kapliczki - pole..© uluru
Odsapnęłam chwilkę i zawróciłam, gdyż miała w planach jeszcze ścieżkę rowerową ;-) Czekał mnie jednakże zjazd wąwozem w dół do drogi..
Tak wyglądał, chociaż w górnych partiach był o wiele bardziej stromy ;/
Droga powrotna z wąwozu© uluru
Ostatnia część wąwozu przed wjechaniem na drogę© uluru
Po wyjechaniu z wąwozu ambitnie chciałam pojechać do Skowieszyna, ale w pewnym momencie ku moim oczom ukazały się trzy drogi..i niestety nie wybrałam żadnej z nich - nie tym razem.
Zawróciłam i skierowałam się Włostowickimi uliczkami w stronę ścieżki rowerowej. Kiedy wjechałam na wał poczułam, że mój organizm potrzebuje energii.
Regenerator energii..© uluru
Porobiłam parę zdjęć:
Miasto gdzieś w oddali© uluru
Jeden z wjazdów na ścieżkę© uluru
Wszystko się zieleni© uluru
Wisła płynie© uluru
Takie piękne niebo było nade mną© uluru
Niebo w innym ujęciu© uluru
Zaczyna być pięknie w okolicy© uluru
no i pojechałam dalej ;-)
Jechało się rewelacyjnie, wręcz jazda jak marzenie. Dojechałam do końca i dwie ostatnie fotki:
Zielono wkoło© uluru
Marzenie rowerzysty - ścieżka rowerowa do Kazimierza Dolnego nad Wisłą© uluru
Niestety, żeby tradycyjnie, w trakcie powrotu miałam ten przejmujący wmordewind, który na tej trasie prześladuje mnie niemal za każdym razem ;/
Mimo wszystko powróciłam do domu cała szczęśliwa z wypadu, chociaż bardzo zmęczona ;-))
...a wieczorem czekała mnie jeszcze przejażdżka w towarzystwie "wymiatacza szos"...
Z powerem po pracy ;-)
Piątek, 15 kwietnia 2011 | dodano: 15.04.2011Kategoria Robotniczo, Samotnia, Z Majką Rower: JULIET 40-V
Komentarze(9)
4.49 km (0.00 km teren), czas: 00:12 h, avg:22.45 km/h,
prędkość maks: 26.90 km/hTemperatura:12.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Jest piatek, 15 kwietnia, moi znajomi lekarze weterynarii, mieli dzisiaj egzamin państwowy po zakończonej w zeszłym tygodniu specjalizacji. Po zmaganiach z komisja zostaną sepcjalistami w zakresie Weterynaryjnej Diagnostyki Laboratoryjnej..Po pracy postanowiłam ich odwiedzić i wesprzeć duchowo, by tak strasznie sie nie denerwowali. Postałam z nimi troche i około 15.30 poleciałam do przedszkola po Majke ;-)
Jechało sie fantastycznie, nawet na chodniku nie było już tylu ludzi wracających
z pracy, dlatego mogłam troszkę sie rozpędzić;] Uwielbiam to cudowne uczucie kiedy się "sunie" rowerem i mija ludzi i samochody..kiedy siedze na Juliecie wiem, że żyje ;)))
Po wyjściu z przedszkola, klasyczna trasa do domu,spacerkiem, a na Tokarskiej, czyli tuż, tuż koło Naszego domu, Majka zażyczyła sobie przejażdżki Julieta ;)
Obawiam się, że jak mała urośnie, a uluru nie kupi sobie nowego roweru, będzie bardzo chciała dosiąść Juliety ;/
Pod domem mała kwiatowa sesja:
Cykloza postepuje...
Jechało sie fantastycznie, nawet na chodniku nie było już tylu ludzi wracających
z pracy, dlatego mogłam troszkę sie rozpędzić;] Uwielbiam to cudowne uczucie kiedy się "sunie" rowerem i mija ludzi i samochody..kiedy siedze na Juliecie wiem, że żyje ;)))
Po wyjściu z przedszkola, klasyczna trasa do domu,spacerkiem, a na Tokarskiej, czyli tuż, tuż koło Naszego domu, Majka zażyczyła sobie przejażdżki Julieta ;)
Obawiam się, że jak mała urośnie, a uluru nie kupi sobie nowego roweru, będzie bardzo chciała dosiąść Juliety ;/
Pod domem mała kwiatowa sesja:
Oto inny fragment mojego ogródka ;-)© uluru
Lilia już niedługo rozkwitnie..© uluru
Żółte żónkile w ogródku© uluru
Hiacynty lśnią bielą..© uluru
Cykloza postepuje...
Poranne zmagania ze sobą...
Komentarze(0) 4.68 km (0.00 km teren), czas: 00:18 h, avg:15.60 km/h, prędkość maks: 22.50 km/hTemperatura:5.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Wreszcie powróciłam na rower..;-)
Dzisiaj rano tata zawiózł Majkę do przedszkola samochodem a ja dojechałam tam Julieta. Potem prosto do pracy.
Trasa: Norblina - Kazimierska - Zielona - Aleja Partyzantów.
Ehh..trochę się zmęczyłam, nie powiem i jak już dojechałam do stanowiska, by zaparkować rower to miałam nogi jak z waty. Całą trasę starałam się jechać w jednym tempie, ale niestety "wychodzi" przerwa w kręceniu :/
No i w związku z tym mam drobne refleksje. Otóż przez cały tydzień niejeżdżenia źle się z tym czułam, że wsadzałam swe cztery litery do auta a nie na siodełko. Niestety tak bywa, że coś jest ważne i ważniejsze. Po prostu nie dałam rady. Teraz jednak mam silne postanowienie poprawy, by nie dopuścić do sytuacji jaka miała miejsce dzisiejszego poranka.
Mam taki cichy ambitny plan i zamierzam go wypełnić ;-)
Mimo porannego zmęczenia jestem naładowana pozytywną energia na cały dzień a do tego za oknem zza chmur wychodzi piękne słonko ;-))) jest pieknie
P.S. Nowe rękawiczki CHIBA spisały się dobrze, mięćiutko miały moje rączki ;D
Miłego dnia życzę wszystkim bikerom ;)))))
Dzisiaj rano tata zawiózł Majkę do przedszkola samochodem a ja dojechałam tam Julieta. Potem prosto do pracy.
Trasa: Norblina - Kazimierska - Zielona - Aleja Partyzantów.
Ehh..trochę się zmęczyłam, nie powiem i jak już dojechałam do stanowiska, by zaparkować rower to miałam nogi jak z waty. Całą trasę starałam się jechać w jednym tempie, ale niestety "wychodzi" przerwa w kręceniu :/
No i w związku z tym mam drobne refleksje. Otóż przez cały tydzień niejeżdżenia źle się z tym czułam, że wsadzałam swe cztery litery do auta a nie na siodełko. Niestety tak bywa, że coś jest ważne i ważniejsze. Po prostu nie dałam rady. Teraz jednak mam silne postanowienie poprawy, by nie dopuścić do sytuacji jaka miała miejsce dzisiejszego poranka.
Mam taki cichy ambitny plan i zamierzam go wypełnić ;-)
Mimo porannego zmęczenia jestem naładowana pozytywną energia na cały dzień a do tego za oknem zza chmur wychodzi piękne słonko ;-))) jest pieknie
P.S. Nowe rękawiczki CHIBA spisały się dobrze, mięćiutko miały moje rączki ;D
Miłego dnia życzę wszystkim bikerom ;)))))
Wizyta w sklepie Merida...i nie do końca oczekiwane zakupy :)
Komentarze(9) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:8.0, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Niestety w tym tygodniu póki co nie dane jest mi jeździć, niestety, nad czym bardzo ubolewam ;-(((
Zamierzam nadrabiać od soboty...;}
Tymczasem dzisiaj wraz z prawie całą moją puławską częścią rodziny, czyli Majką i tatą - dziadkiem Majki, poszliśmy zaprowadzić mamy Meride do serwisu. Spacerek był sympatyczny, szczególnie kiedy w pewnym momencie zaczął padać drobniutki grad ;)
Rower został oddany, a ja przy okazji postanowiłam zakupić zapasową dętkę i łyżki do zdejmowania opon..oby się nie przydały, ale dobrze mieć ;-) (ku zdziwieniu mojego taty: "na co mi takie rzeczy", ale pogodził się już z tym, że ogarnęła mnie totalna CYKLOZA)
Niestety jak to w sklepie bywa na tym się nie skończyło, bowiem najmłodsza bikerka domu wypatrzyła sobie rękawiczki :) oczywiście różowe i z pięknym kwiatuszkiem na wierzchniej stronie..
Oto jak się prezentowały:
Pozostałe zdjęcia możecie obejrzeć na blogu małej bikerki Majki ;)))
Niemożliwym by było gdyby uluru nie zakupiła sobie tez rękawiczek, bo właśnie takowych letnich jej brakowało do pełni stroju i szczęścia ;]
Wybór był przypadkowy, przede wszystkim ważne bo były w małym dla mnie rozmiarze XS, no i kolorystycznie odpowiadały :)
Oto one:
Przekroczywszy w tym miesiącu limit zakupów rowerowych, nie doglądając się za bardzo, co można by jeszcze dokupić zabrałam resztę towarzystwa i wyszliśmy ze sklepu...Po czym spacerkiem poszliśmy w kierunku domu.
Koniec końców jestem bardzo zadowolona z nowych nabytków, chociaż nie wszystkie były zaplanowane..ale co tam, raz się żyje ;]
Zamierzam nadrabiać od soboty...;}
Tymczasem dzisiaj wraz z prawie całą moją puławską częścią rodziny, czyli Majką i tatą - dziadkiem Majki, poszliśmy zaprowadzić mamy Meride do serwisu. Spacerek był sympatyczny, szczególnie kiedy w pewnym momencie zaczął padać drobniutki grad ;)
Rower został oddany, a ja przy okazji postanowiłam zakupić zapasową dętkę i łyżki do zdejmowania opon..oby się nie przydały, ale dobrze mieć ;-) (ku zdziwieniu mojego taty: "na co mi takie rzeczy", ale pogodził się już z tym, że ogarnęła mnie totalna CYKLOZA)
Zapasowa dętka i łyzki zabezpieczone ;-)© uluru
Niestety jak to w sklepie bywa na tym się nie skończyło, bowiem najmłodsza bikerka domu wypatrzyła sobie rękawiczki :) oczywiście różowe i z pięknym kwiatuszkiem na wierzchniej stronie..
Oto jak się prezentowały:
Tak wyglądają na małych rączkach© uluru
Pozostałe zdjęcia możecie obejrzeć na blogu małej bikerki Majki ;)))
Niemożliwym by było gdyby uluru nie zakupiła sobie tez rękawiczek, bo właśnie takowych letnich jej brakowało do pełni stroju i szczęścia ;]
Wybór był przypadkowy, przede wszystkim ważne bo były w małym dla mnie rozmiarze XS, no i kolorystycznie odpowiadały :)
Oto one:
Nowe letnie rekawiczki CHIBA© uluru
Dolna strona rękawiczki© uluru
Tak się prezentuja na ręcę bikerki ;-)© uluru
Przekroczywszy w tym miesiącu limit zakupów rowerowych, nie doglądając się za bardzo, co można by jeszcze dokupić zabrałam resztę towarzystwa i wyszliśmy ze sklepu...Po czym spacerkiem poszliśmy w kierunku domu.
Koniec końców jestem bardzo zadowolona z nowych nabytków, chociaż nie wszystkie były zaplanowane..ale co tam, raz się żyje ;]
Nowe akcesoria i ciuszki rowerowe ;-)
Komentarze(20) 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
W tym miesiącu zaplanowany był tylko zakup kasku na rower - daje poczucie bezpieczeństwa ;-) jednak jak to bywa, że różnie bywa a napewno nie tak jak sobie zaplanujemy.
Od dawna nosiłam się bowiem z zamiarem kupna praktycznie najbardziej potrzebnego
z akcesoriów dla rowerzysty, a mianowicie bidonu i koszyka do niego. Nie kupiłam dotychczas, bo nie był mi potrzebny..jakoś tak :-) a kiedy pogoda dopisuje, to dopisuje też pragnienie, szczególnie po wysiłku. Płyny trzeba uzupełniać ;]
Dlatego pewnego pięknego dnia postanowiłam pobawić się w tzw. "szperacza" na niebywale popularnym portalu, na którym pewnie większość rowerzystów i nie tylko robi zakupy ;-)
Nie było tak, bardzo szybko znalazłam to czego szukałam.
A tak oto prezentuje się moja Dżulieta
No to teraz już na pewno nie zaschnie mi w gardle :]
Z ciuszków rowerowych zakupiłam jednoczęściowy stroik w kolorze czarno-pomarańczowym, czyli w sam raz komponującym się z Julietą..
Muszę powiedzieć, że jest całkiem fajny, materiał miły w dotyku, jest "pampers", osłona dla zamka, by nie przeszkadzał i gumki od wewnętrznej strony nogawek, by w miarę stabilnie przylegały go nogi :)
A tak wygląda:
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,166043,sprytnie-schowany-zamek.html][/url]
Ponadto zakupiłam koszulkę rowerową firmy Alpinus. Kolory, powiedziałabym, że stonowane, ale przecież nie można mieć zawsze wszystkiego pod kolor
i w energetycznych klimatach :)))
Oto ona:
Zakupy baaardzo udane ;-)))
Od dawna nosiłam się bowiem z zamiarem kupna praktycznie najbardziej potrzebnego
z akcesoriów dla rowerzysty, a mianowicie bidonu i koszyka do niego. Nie kupiłam dotychczas, bo nie był mi potrzebny..jakoś tak :-) a kiedy pogoda dopisuje, to dopisuje też pragnienie, szczególnie po wysiłku. Płyny trzeba uzupełniać ;]
Dlatego pewnego pięknego dnia postanowiłam pobawić się w tzw. "szperacza" na niebywale popularnym portalu, na którym pewnie większość rowerzystów i nie tylko robi zakupy ;-)
Nie było tak, bardzo szybko znalazłam to czego szukałam.
Nowy pieknie biały bidon Kellys© uluru
Czarny koszyk Kellys ;-)© uluru
A tak oto prezentuje się moja Dżulieta
Koszyk na bidon na ramie Juliety© uluru
Pięknie razem wyglądają ;-)© uluru
A oto jak wyglądają razem...© uluru
No to teraz już na pewno nie zaschnie mi w gardle :]
Z ciuszków rowerowych zakupiłam jednoczęściowy stroik w kolorze czarno-pomarańczowym, czyli w sam raz komponującym się z Julietą..
Muszę powiedzieć, że jest całkiem fajny, materiał miły w dotyku, jest "pampers", osłona dla zamka, by nie przeszkadzał i gumki od wewnętrznej strony nogawek, by w miarę stabilnie przylegały go nogi :)
A tak wygląda:
Nowy jednoczęściowy stroik Movement© uluru
Movement "od tyłu"© uluru
Logo firmy© uluru
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,166043,sprytnie-schowany-zamek.html]
Sprytnie schowany zamek© uluru
Wkładka a'la pampers, wygodna bardzo :-)© uluru
Ponadto zakupiłam koszulkę rowerową firmy Alpinus. Kolory, powiedziałabym, że stonowane, ale przecież nie można mieć zawsze wszystkiego pod kolor
i w energetycznych klimatach :)))
Oto ona:
Nowa rowerowa koszulka..© uluru
Tak wygląda z tyłu - ma fajne głębokie kieszenie© uluru
Porządna firma ;-)© uluru
Zakupy baaardzo udane ;-)))
Małe sprostowanie
Piątek, 8 kwietnia 2011 | dodano: 08.04.2011Kategoria Refleksje Rower:
Komentarze(5)
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:, HR max: (%), HR avg: (%), Kalorie: (kcal)
Witam Wszystkich,
otóż na jednym ze swoich wcześniejszych wpisów, pokazałam Wam pewien kościół
zwany u nas w Puławach, kościół "Na Górce".
Chciałabym z miejsca Was serdecznie przeprosić za swoja pomyłkę, ale nie jest to Kościół pod wezwaniem Św. Brata Alberta, tylko
pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.
Położony jest on na północno-zachodnim końcu pałacowego wzgórza w 1803 roku wzniesiono, według projektu Ch. P. Aignera. Jest to klasycystyczny kościół wzorowany na Panteonie rzymskim. Portyk ozdobiony jest ośmioma korynckimi kolumnami, całość przykrywa kopuła z dużym świetlikiem pośrodku oraz malowanymi kasetonami. Nad portykiem umieszczono napis: "W Niebo wziętej Boga Rodzicy", a nad wejściem dedykację: "Pomny na wiarę i cnoty ukochanej Matki swojej Maryi z Sieniawskich Księżny Czartoryskiej W. R. Adam Kazimierz poświęca" umieszczoną tu na polecenie A. K. Czartoryskiego.
Stwierdziłam, iż winna jestem Wam wyjaśnienia z tego tytułu i bardzo przepraszam za zainstniałą pomyłkę ;-)
otóż na jednym ze swoich wcześniejszych wpisów, pokazałam Wam pewien kościół
Kościół pod wezwaniem Św. Brata Alberta© uluru
zwany u nas w Puławach, kościół "Na Górce".
Chciałabym z miejsca Was serdecznie przeprosić za swoja pomyłkę, ale nie jest to Kościół pod wezwaniem Św. Brata Alberta, tylko
pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.
Położony jest on na północno-zachodnim końcu pałacowego wzgórza w 1803 roku wzniesiono, według projektu Ch. P. Aignera. Jest to klasycystyczny kościół wzorowany na Panteonie rzymskim. Portyk ozdobiony jest ośmioma korynckimi kolumnami, całość przykrywa kopuła z dużym świetlikiem pośrodku oraz malowanymi kasetonami. Nad portykiem umieszczono napis: "W Niebo wziętej Boga Rodzicy", a nad wejściem dedykację: "Pomny na wiarę i cnoty ukochanej Matki swojej Maryi z Sieniawskich Księżny Czartoryskiej W. R. Adam Kazimierz poświęca" umieszczoną tu na polecenie A. K. Czartoryskiego.
Stwierdziłam, iż winna jestem Wam wyjaśnienia z tego tytułu i bardzo przepraszam za zainstniałą pomyłkę ;-)